Dzisiaj wstałem wyjątkowo wcześnie, musząc załatwić kilka rzeczy w sprawie Haru, a mianowicie leki i musiałem odwiedzić medyka, koniecznie musząc go przesłuchać w sprawie zaleceń. Poza tym, że mój partner miał obitą twarz oraz przebitą rękę, nie wiedziałem o nim nic, a tak troskę wątpiłem, by tylko na tym Bunta poprzestał. No i miałem rację. Jak usłyszałem wszystkie zalecenia medyka to myślałem, że tam do niego wrócę i walnę go w ten pusty łeb. Mnie nie chciał wypuścić po dwóch dniach z powodu jednej małej ranki na głowie, a on chce wracać do pracy z połamanymi żebrami... z kimś tu będę musiał poważnie pogadać.
Chciałem jeszcze wrócić do domu, ale było to niemożliwe, dlatego wykupione leki i kartkę z zaleceniami medyka wysłałem gońcem do Suzue. Najważniejsze chyba były leki przeciwbólowe, bez których Haru na pewno będzie zwijał się z bólu. Gdyby tylko mi powiedział wcześniej, że ma połamane żebra wydałbym bardziej stosowne polecenia... no nic, zaraz będzie mu tam lepiej.
W pracy poinformowałem szefa o dosyć długiej niedyspozycji mojego partnera, co trochę go zmartwiło. I z tego powodu przydzielił mi nowego partnera, z czego ja zadowolony nie byłem. Zaproponowałem, że mogę pracować sam, no ale miałem jeszcze za mały staż. Cudownie, po prostu wspaniale. Znów będę musiał znosić tego... jak on się nazywał? Kamei? Chyba tak. Nie wiem, nie pamiętam, nie mam pamięci do ludzi, którzy mnie nie interesują.
Po kilku długich godzinach w końcu wróciłem do domu, gdzie jeszcze na początku musiałem zmierzyć się z babką, która nie była zadowolona z kolejnego zwierzaka na podwórku oraz gościa w naszym domu. Tylko dlaczego? Nie miałem pojęcia. Ona miała całe skrzydło dla siebie, a przez najbliższe tygodnie Haru nie będzie pewnie w ogóle z łóżka wychodził... już nie mówiąc o tym, że gdyby nie ona, to nic by się nie stało, bo Bunta siedział by za kratkami. Trochę się posprzeczaliśmy, ale finalnie postawiłem na swoim i Haru zostanie u nas tyle, ile tylko będzie musiał. Właśnie, wracając do Haru dowiedziałem się, że dzisiaj jeszcze nic nie zjadł. A to niedobrze. Jak on ma wrócić do zdrowia, skoro nic nie je? Przecież to nielogiczne.
- I jak się czujesz? – zapytałem, wchodząc do pokoju, który przez najbliższe dwa miesiące będzie należał o Haru. Co prawda medyk mówił, że zrastanie żeber trwa od sześciu do ośmiu tygodni, no ale on posiedzi tu osiem. Tylko chyba jeszcze o tym nie wie.
- Bardzo dobrze. Jeszcze tak sobie trochę poleżę i mogę wracać do domu – przyznał, a ja tylko pokręciłem głową. A on nadal twierdził swoje i jeszcze myśli, że mu uwierzę.
- Posiedzisz tu tyle, ile przekazał ci medyk. Rozmawiałem z nim – powiedziałem, podchodząc bliżej niego, by usiąść na łóżku. – Leki znieczulające działają? – dopytałem, zdając sobie sprawę, że w sumie powinien już je dawno dostać.
- Działają. Ale słabo, nadal wszystko mnie boli – poskarżył się, na co tylko pokręciłem z rozbawieniem głową. A jak ja mu narzekałem, to nie mógł mnie znieść.
- Nafaszerować cię prochami to jednak nie możemy. Słyszałem, że nie zjadłeś śniadania – zacząłem powoli nie mogąc się doczekać, aż w końcu pokojówka przyniesie obiad, który poleciłem przygotować. Skoro ma połamane żebra lepiej, by jadł nieco bardziej płynne pokarmy.
- Nie byłem głodny – mruknął, odwracając wzrok.
- Mhm, a to burczenie brzuchu to co? Aby twój organizm się zregenerował, musisz jeść – próbowałem mu to wytłumaczyć jak małemu dziecku mimo, że to porównanie do końca dobre nie było, bo ja do dzieci cierpliwości nie miałem.
- Kiedy mnie wszystko boli – burknął i w tym samym momencie pojawiła się służąca z obiadem, który mi podała. Podziękowałem jej kiwnięciem głowy, a kiedy wyszła, kontynuowałem.
- Więc cię nakarmię, byś się jak najmniej ruszał. No chyba, że wolisz, bym kogoś innego o to poprosił – powiedziałem całkowicie poważnie, gotów mu pomóc. Był pod moją opieką i to w moim interesie było to, by czuł się tu dobrze.
<Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz