Czułem się już lepiej, może nie najlepiej ale to wciąż lepiej niż gdybym nie spał wcale, chyba jednak potrzebowałem trochę snu, niw mając tyle energię co mój mąż, jest wiosna, a wiosną to on ma mnóstwo energii nie ja, dlatego tak dobrze się dziś trzyma, też bym tak chciał.
- Czuje się już dobrze - Przyznałem, uśmiechając się do niego, łagodnie podchodząc bliżej moich bliskich.
- To dobrze ale wiesz, jeśli chcesz, możesz pójść jeszcze spać, ja sobie świetnie poradzę sam - Stwierdził, całując mnie w czoło.
- Czy ty mnie wyganiasz? - Podpytałem, unosząc jedną brew ku górze, nie wiedząc, czemu tak bardzo chce, abym poszedł do łóżka.
- Nie, broń boże ja cię nie wyganiam, ja po prostu się o ciebie martwię i nie chcę, abyś chodził zmęczony, kiedy to możesz sobie odpoczywać, a ja jestem w stanie zająć się wszystkim - Wytłumaczył mi, całując mnie, delikatnie w czoło głaszcząc po policzku.
- Sorey, ja już wystarczająco wypocząłem, nie potrzebuję wypoczywać jeszcze więcej, od snu jest noc, teraz jest dzień, dlatego zajmę się naszymi dziećmi, bo są nasze i świadomie w nocy nie spałem, a więc teraz świadomie będę tu pomagał ci przy dzieciach - Wytłumaczyłem, już i tak na prawie dwie godziny odleciałem, nie muszę tracić jeszcze więcej dnia, przecież dzieci potrzebują mnie, tak samo, jak i jego samego, a przynajmniej taką miałem nadzieję.
Sorey nie skomentował moich słów, kręcąc delikatnie głową, zerkając na nasze pociechy.
- A zjeść może obiad byś chciał? - Zapytał i w sumie chociaż nie musiałem jeść, bardzo chętnie bym coś zjadł i to oczywiście coś, co zostało przygotowane przez mojego męża.
- Wiesz chętnie, ale mam nadzieję, że ty też ze mną zjesz - Odezwałem się, robiąc przy tym minę zbitego pieska.
- Nie jestem głodny aniołku - Wyjaśnił, no nic trudno przecież nie będę go zmuszał do jedzenia, tylko dlatego, że ja sam chciałbym mieć towarzystwo do jedzenia.
- No dobrze trudno - Usiadłem grzecznie, przy stole czekając na talerz pełen jedzenia, który już po chwili pojawił się przed moją twarzą. - Dziękuję - Wdzięczny mu za jedzonko, zabrałem się za obiad, który był naprawdę dobry, mój mąż jak chce, to potrafi, świetnie górować tylko wciąż powtarza, że tak nie jest.
- Pyszne, musisz mi częściej górować - Wyznałem, podchodząc do zlewu, chcąc umyć naczynia, no i pewnie bym to uczynił, gdyby nie dłonie mojego męża, które odsunęły mnie od pracy, samemu zabierając się do niej.
- Hej, ja też mogłem to zrobić - Odezwałem się, zwracając na niego uwagę.
- Mogłeś ale ja to zrobię - Stwierdził, powodując u mnie ciche westchnięcie, no i tyle by było z pomocy.
Nie chcąc się z nim kłócić, zerknąłem na dzieci, które jadły dosyć ładnie, chociaż i tak brudząc troszeczkę, no nic to tylko dzieci trzeba im to wybaczyć .
- Sorey - Zacząłem, biorąc ścierkę do ręki.
- Tak, coś się stało? - Zapytał, brzmiąc na lekko zmartwionego, ale dlaczego? Nie wiem.
- Nie, nic się nie stało. Możemy iść nad jezioro? - Zapytałem, trochę go uspokajając, a przynajmniej taką miałem nadzieję.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz