sobota, 7 października 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Czułem się już lepiej, może nie najlepiej ale to wciąż lepiej niż gdybym nie spał wcale, chyba jednak potrzebowałem trochę snu, niw mając tyle energię co mój mąż, jest wiosna, a wiosną to on ma mnóstwo energii nie ja, dlatego tak dobrze się dziś trzyma, też bym tak chciał.
- Czuje się już dobrze - Przyznałem, uśmiechając się do niego, łagodnie podchodząc bliżej moich bliskich.
- To dobrze ale wiesz, jeśli chcesz, możesz pójść jeszcze spać, ja sobie świetnie poradzę sam - Stwierdził, całując mnie w czoło.
- Czy ty mnie wyganiasz? - Podpytałem, unosząc jedną brew ku górze, nie wiedząc, czemu tak bardzo chce, abym poszedł do łóżka.
- Nie, broń boże ja cię nie wyganiam, ja po prostu się o ciebie martwię i nie chcę, abyś chodził zmęczony, kiedy to możesz sobie odpoczywać, a ja jestem w stanie zająć się wszystkim - Wytłumaczył mi, całując mnie, delikatnie w czoło głaszcząc po policzku.
- Sorey, ja już wystarczająco wypocząłem, nie potrzebuję wypoczywać jeszcze więcej, od snu jest noc, teraz jest dzień, dlatego zajmę się naszymi dziećmi, bo są nasze i świadomie w nocy nie spałem, a więc teraz świadomie będę tu pomagał ci przy dzieciach - Wytłumaczyłem, już i tak na prawie dwie godziny odleciałem, nie muszę tracić jeszcze więcej dnia, przecież dzieci potrzebują mnie, tak samo, jak i jego samego, a przynajmniej taką miałem nadzieję.
Sorey nie skomentował moich słów, kręcąc delikatnie głową, zerkając na nasze pociechy.
- A zjeść może obiad byś chciał? - Zapytał i w sumie chociaż nie musiałem jeść, bardzo chętnie bym coś zjadł i to oczywiście coś, co zostało przygotowane przez mojego męża.
- Wiesz chętnie, ale mam nadzieję, że ty też ze mną zjesz - Odezwałem się, robiąc przy tym minę zbitego pieska.
- Nie jestem głodny aniołku - Wyjaśnił, no nic trudno przecież nie będę go zmuszał do jedzenia, tylko dlatego, że ja sam chciałbym mieć towarzystwo do jedzenia.
- No dobrze trudno - Usiadłem grzecznie, przy stole czekając na talerz pełen jedzenia, który już po chwili pojawił się przed moją twarzą. - Dziękuję - Wdzięczny mu za jedzonko, zabrałem się za obiad, który był naprawdę dobry, mój mąż jak chce, to potrafi, świetnie górować tylko wciąż powtarza, że tak nie jest.
- Pyszne, musisz mi częściej górować - Wyznałem, podchodząc do zlewu, chcąc umyć naczynia, no i pewnie bym to uczynił, gdyby nie dłonie mojego męża, które odsunęły mnie od pracy, samemu zabierając się do niej.
- Hej, ja też mogłem to zrobić - Odezwałem się, zwracając na niego uwagę.
- Mogłeś ale ja to zrobię - Stwierdził, powodując u mnie ciche westchnięcie, no i tyle by było z pomocy.
Nie chcąc się z nim kłócić, zerknąłem na dzieci, które jadły dosyć ładnie, chociaż i tak brudząc troszeczkę, no nic to tylko dzieci trzeba im to wybaczyć .
- Sorey - Zacząłem, biorąc ścierkę do ręki.
- Tak, coś się stało? - Zapytał, brzmiąc na lekko zmartwionego, ale dlaczego? Nie wiem.
- Nie, nic się nie stało. Możemy iść nad jezioro? - Zapytałem, trochę go uspokajając, a przynajmniej taką miałem nadzieję.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz