Niby po tej rozmowie powinienem się czuć lepiej, ale jakoś tak... sam nie wiem. Czułem się spokojniejszy, to z pewnością, ale dalej obrzydzenie do mnie samego mi nie minęło. Czułem się taki napuchnięty, gruby, a każdy poruszenie się, kaszlnięcie, kichnięcie powodowało we mnie ogromny dyskomfort. Dużo zależało od mojego przyzwyczajenia się, że to jest proces trudniejszy i dłuższy niż początkowo zakładałem, jednak dalej z tyłu głowy miałem w sobie tę presję, że muszę dać Haru dziecko. A taka presja i do tego brak samoakceptacji siebie to nie jest dobre połączenie.
Po dłuższej chwili jego mama opuściła pomieszczenie, dając mi przestrzeń, której trochę potrzebowałem. Musiałem to teraz wszystko przetrawić i przeanalizować. Dodatkowo, ból brzucha się nasilił, i do tego jeszcze doszedł ból pleców, i sam już nie wiem, co powinienem zrobić. Najchętniej to bym się położył na łóżku, wtulił się w poduszkę męża i jakoś przeżył tę noc. Dalej się jednak trochę bałem, że zostawię krew na pościeli, chociaż raczej nie było to takie prawdopodobne. Przynajmniej tak twierdziła jego mama. A ja? Musiałem jej zaufać.
Niepewnie położyłem się na łóżku czując, jak bolą mnie wszystkie mięśnie. Może spanie na podłodze w łazience to nie był najlepszy pomysł. Przynajmniej nic nie ubrudziłem. I z Haru nie spędziłem za dużo czasu.
Poczułem, jak łzy cisnęły mi się do oczu, czego trochę nie rozumiałem. Tęskniłem za Haru, ale czy żeby aż tak? Chciałem się w tej chwili w niego wtulić, i tak po prostu trwać, bez żadnych słów. A tak? Odizolowałem się od niego. Nawet nie wiem, czy wypoczął przed pracą i czy zjadł. Na pewno mnie teraz nienawidzi.
Na tę myśl już łzy popłynęły mi po policzkach.
Byłem ostrzegany przed tym, że w tym czasie moje myśli mogą skręcać w różne strony. I że nawet bardzo głupie sytuacje mogą wywołać u mnie płacz. Dalej to jednak było dla mnie takie surrealistyczne i nielogiczne. To wszystko było dla mnie trudniejsze niż początkowo zakładałem.
– Daisuke? – usłyszałem w pewnym momencie, co mnie trochę zaskoczyło. Haru? O tej godzinie? Przecież powinien być w pracy.
Podniosłem zapłakaną twarz dostrzegając, że jest już ranek. Co, kiedy, jak — nie miałem pojęcia. Spędziłem tak całą noc? Mój panie, naprawdę jestem beznadziejny.
– Co się stało? – spytał zmartwiony, podchodząc do mnie, by ująć moją twarz w dłonie. Ten czuły gest sprawił, że jeszcze bardziej chciało mi się płakać.
– Jestem beznadziejny – wyznałem, starając się nie brzmieć rozpaczliwie, ale i tak brzmiałem okropnie. – I mnie nienawidzisz.
– Chwila, czemu miałbym cię nienawidzić? – spytał, ewidentnie pogubiony. I nie tylko on, ja też trochę zagubiony tutaj byłem.
– Nie wiem. Nie mam pojęcia, ale taka myśl pojawiła mi się w głowie. Nie wiem nawet, dlaczego płaczę. Chcę, by się to już skończyło – dodałem cicho, spuszczając wzrok.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz