piątek, 31 lipca 2020

Od Soreya CD Mikleo

Byłem zaskoczony takim nagłym i bardzo delikatnym gestem ze strony Mikleo. Kiedy go ostatnim razem pocałowałem, anioł odwzajemnił to bardzo zachłannie i z pewną tęsknotą. A teraz… było to bardzo ostrożne jakby chłopak powstrzymywał się od pogłębienia tego gestu. Ale dlaczego, nie wiedziałem. I co miała pełnia do jego zachowania?
Zamrugałem kilkukrotnie przypominając sobie, że chłopak zadał mi pytanie. Nie powinien się mną przejmować, musiałem, pomyśleć, co zrobić, aby mu pomóc. Wyglądał… może nie okropnie, ale najlepiej też nie. Miałem wrażenie, że cierpiał. Przez cały ten czas to on pomagał mi, a teraz nadszedł czas na to, abym mu się na za to wszystko odwdzięczył.
- Bardzo dobrze, ale to nie jest najważniejsze – odparłem, patrząc na niego z niepewnością. – Mogę ci jakoś pomóc? Jesteś cały rozpalony, zrobię ci chłodny okład – zaproponowałem i nim chłopak zdążył zareagować, zniknąłem w łazience.
Wróciłem po kilku minutach z delikatnym uśmiechem na ustach ciągle zastanawiając się, jak mógłbym mu pomóc. Chłopak nie powiedział mi wprost, co mu się dzieje, a jedynie, że to wszystko ma związek z pełnią. To zdecydowanie za mało informacji, czemu on nigdy nie mówi mi prawdy, kiedy chodzi o niego? Kiedy chodziło o pasterza, okłamał mnie, bo jak inaczej mogłem to nazwać? I jeszcze teraz uparcie twierdził, że nic mu nie jest, a przecież doskonale widziałem, że jest. Tylko nie wiedziałem, co. Pomimo braku wypieków na policzkach był dziwnie rozgrzany, kiedy go dotykałem, jego ciało drżało, i ten łamiący się głos… Co to mogło oznaczać? Chyba miałem pewien pomysł, ale nie byłem co do niego pewny. Musiałem sam to sprawdzić, coś czułem, że chłopak sam z siebie tego nie powie. Wczoraj ledwo udało mi się cokolwiek z niego wyciągnąć, jeżeli chodzi o nasze zbliżenia, dlatego coś czułem, że nie przyzna mi się, że teraz jego ciało pragnie pieszczot… O ile chodzi właśnie o to.
Usiadłem obok niego i kazałem mu się położyć, ale chłopak wymamrotał jedynie, że jemu nic nie jest i niepotrzebne. Westchnąłem ciężko i delikatnie chwyciłem go za ramiona, po czym popchnąłem go ostrożnie na poduszki. Jeszcze nie wiedziałem, jak miałbym sprawdzić, czy moje podejrzenia są prawdziwe, ale wkrótce to rozgryzę. Położyłem na jego czole chłodny okład i uśmiechnąłem się do niego łagodnie. Nachyliłem się nad nim i delikatnie pogładziłem jego policzek. Miałem nadzieję, że okład sprawi, że chłopak nie będzie tak rozgrzany. Może na to nie tylko pełnia miała na to wpływ, ale i temperatura, za dnia było naprawdę gorąco, wręcz parno, a on jest Serafinem wody, to chyba jasne, że nie przepadał on za ciepłem.
- Jak pełnia dokładnie wpływa na twoje ciało? – spytałem, nadal będąc nachylonym nad nim i wpatrując się w niego z uwagą. Przyznam, byłem w tej pozie specjalnie, chciałem sprawdzić, czy to moja bliskość wpływała tak bardzo na jego ciało. Może to lekko okrutne, ale musiałem się upewnić.
Chłopak patrzył się wszędzie, tylko nie na mnie. Ponownie zauważyłem, że ciężko oddychał, delikatnie zaczął się pocić i… rumienił się? Tak, dopiero teraz jego policzki miały bladoróżowy odcień. Chyba moja teoria powoli się sprawdza.
- Po prostu jestem bardziej… żywiołowy – wymamrotał, nadal uciekając ode mnie wzrokiem. Na jego wytłumaczenie uniosłem wysoko brwi. To było drugie najgorsze wytłumaczenie, jakie usłyszałem z jego ust w ostatnich dniach. Na pierwszym było oczywiście kłamstwo o złym pasterzu.
- Spędziłeś cały dzień w łóżku – wypomniałem mu, przechylając głowę.
- To nie znaczy, że nie mogę być żywiołowy – burknął, na moment krzyżując ze mną swój wzrok. Ale tylko dosłownie na moment.
- Moja bliskość ma wpływ na twój stan? – jedną dłonią chwyciłem delikatnie jego podbródek chcąc, by na mnie spojrzał. – Nie musisz kłamać, Mikleo. Może mógłbym ci pomóc.
- Nie chcę, abyś się zmuszał – wyszeptał, tym razem dzielnie na mnie patrząc. Jego oczy tak cudownie błyszczały, dzięki czemu wyglądał naprawdę pięknie. Znaczy, zawsze wyglądał pięknie, ale teraz… naprawdę jestem szczęściarzem, że mam tak cudownego męża. Moja mała, prywatna Owieczka.
- Nie zmuszam się, o to możesz być spokojny – odparłem łagodnie, przybliżając się do niego tak, że nasze twarze dzieliły zaledwie milimetry.
Złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku, który szybko przerodził się w zachłanny i pełen pasji. W międzyczasie chłodny okład zsunął się z czoła chłopaka – a może on sam go ściągnął – ale żaden z nas nie zwrócił na to specjalnej uwagi. Zaczynało mi być lekko niewygodnie, dlatego usiadłem na chłopaku okrakiem, nie odrywając się od niego. Zaraz poczułem, jak jedna z dłoni Mikleo wsuwa się w moje włosy, a druga wślizguje się pod moją czarną koszulkę. Ja z kolei zacząłem powoli odpinać jego guziki, starając się zachować trzeźwość umysłu. Starałem się kontrolować swoje ruchy, by móc sprawić jak największą przyjemność Serafinowi i przynieść ulgę, której tak pragnęło jego ciało. Nadal nie wiedziałem tak wielu rzeczy, chłopak nie chciał mi wczoraj wszystkiego powiedzieć, dlatego teraz trochę się bałem, że zrobię coś nie tak. Albo zrobię mu krzywdę, jego ciało było smukłe i takie delikatne…
Oderwałem się od jego ust i zacząłem obdarowywać pocałunkami jego szyję. Ostrożnie odchyliłem już rozpiętą koszulę i usadowiłem się trochę inaczej, by mieć tym samym dostęp do jego dolnych partii ciała. Jedną ręką się podpierałem, drugą zacząłem powoli odpinać pasek jego spodni, jednocześnie schodząc pocałunkami coraz to niżej, czasem zostawiając małe, czerwone ślady. W pewnym momencie chłopak jęknął głośno i zaraz zakrył swoje usta dłonią, która dotychczas była wsunięta w moje włosy. Nieco przestraszony zaprzestałem wszelkich czynności i uniosłem głowę.
- Zrobiłem coś nie tak? – spytałem, przyglądając mu się uważnie. Bałem się, że gdzieś przypadkowo użyłem zębów, albo może za mocno naparłem, przez co sprawiłem mu niepotrzebny ból, a przecież nie o to mi chodziło.

<Mikleo? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Od rana czułem się naprawdę fatalnie, byłem zmęczony, zamyślony i nieswój, nic w tym dziwnego pełnia to czas, w który mocno zmienia się mój charakter. Potrafię zrobić lub powiedzieć coś, czego zwykle bym nie zrobił ze względu na to, jaki jestem. Dziś jednak mój organizm szalał jeszcze bardziej, nie do końca wiedziałem, co tak właściwie się zemną dzieje, wszystko uspokoiło się, dopiero gdy Sorey z Alishą wyszli z pokoju, pozostawiając mnie samego. Dopiero wtedy mogłem spokojnie odpocząć, uspokajając swoje ciało i umysł.
Zbyt długo ukrywam swoje pragnienia, które dziś przejmując nade mną kontrole. Dopóki jestem sam, potrafię jeszcze nad tym zapanować, wszystko zmienia się przy moim mężu. Zachowuje się jak dzieciak, można powiedzieć jak człowiek, nie powinienem aż tak bardzo pragnąć zbliżeń z chłopakiem, przecież to wszystko jest takie ludzkie, nie jestem człowiekiem, powinienem się powstrzymywać. Zawsze wydawało mi się, że głód odczuwany przez mojego partnera jest wyolbrzymiony, dziś zaczynam rozumieć, jak ciężko może być, zwalczyć ten głód, myśląc o wszystkim tylko nie o tym. Głupio mi to przyznać, lecz czuje się w tej chwili jak zwierze, tracące kontrole nad swoim umysłem i ciałem, z czym nie mogę wygrać, nawet jeśli próbuję.
W tej chwili potrafiłem nawet zrozumieć zdradę Soreya, choć sam w życiu bym się jej nie dopuścił wcale nie dlatego, że ludzie mnie nie widzą, nikt nie powiedział, że to musi być człowiek. Jednak myśląc nad tym, z kim Sorey się przespał, nie byłbym pewien czy to człowiek ludzie nie są potworami, łaknącymi krwi anioła a może są? Ludzie to zdradliwe istoty nie wszyscy, a jednak większość właśnie taka jest. 
Cichutko wzdychając, starałem się nie myśleć już o niczym, zamykając swoje oczy, które stawały się coraz to cięższe, może sen przyniesie mi ukojenie na pewno, gdy się obudzę, znów wszystko będzie dobrze, muszę być dobrej myśli, sen pomaga ludziom może i mi tym razem pomoże.

~~***~~

Otworzyłem oczy późnym południem, zaskoczony tak długim snem najwidoczniej moje ciało naprawdę musiało się zregenerować, aby dojść do siebie. Dlaczego więc czuję się wciąż tak fatalnie? Mam wrażenie, jak gdyby sen w niczym mi nie pomógł, to prawda moje zmysły trochę się uspokoiły, bałem się, jednak na jak długo będę miał spokój, aby później znów nie zacząć się męczyć z powodu pełni. Szczerze powiedziawszy, nie obraziłbym się, gdyby już przeminęła, to dopiero kilka godzin dnia a gdzie tam noc z faktyczną pełnią mogę dziś oszaleć lub znów wrócić do snu, aby się wyciszyć. Dzięki Bogu nie było ze mną Soreya, nie musiał patrzeć na to, jak żałośnie wyglądam, z powodu głupiej nadchodzącej pełni.
 Zamknąłem więc ponownie swoje oczy, starając się zasnąć, nie specjalnie mi to wychodziło, nie mogłem spać, nie mogłem leżeć, nie mogłem siedzieć, raz było mi za gorąco raz za zimno, za cicho, za głośno wszystko dokoła zaczęło mnie drażnić, byłem na głodzie i to drażniło mnie jeszcze bardziej. Świerszcze wydające dźwięki za oknem doprowadzały mnie do obłędu, ze mną było naprawdę źle, najchętniej zanurzyłbym swoje ciało w zimnej wodzie, zapominając o całym Bożym świecie. Ach jak byłoby przyjemnie, gdybym mógł, chociaż na chwilę zanurzyć się w wodzie.
 Zmęczony, zirytowany i zgrzany jak nigdy przetrwałem cały dzień, nastał wieczór, a mnie pocieszał tylko jeden jedyny fakt, było już chłodno, mogłem spokojnie siedzieć na łóżku i na nowo w myślach rzucać różne słowa w stronę przeklętego księżyca nie mając zamiaru nawet ruszyć tyłka z łóżka, aby oświetlić ciemny pokój.
Zrobił to za mnie Sorey, który wszedł do pokoju, od razu zauważając moje dziwne zachowanie spowodowane przeklętą pełnią niechcąca dać mi dziś spokoju, do tego słowa chłopaka wcale mi nie pomagały.
Faktem było to, że moje ciało reagowało tak na jego bliskość, nie oznaczało to jednak, że miałby stąd wyjść. Chciałem, aby był przy mnie, jednocześnie się tego bojąc, jeśli zrobię coś nie tak, naprawdę mogę go do siebie zniechęcić.
- Nie, nic mi nie jest - Starałem się brzmieć jak najpoważniej, by się dało, mój głos jednak łamał się, a ja nie miałem siły z tym walczyć.
- Widze, że coś jest nie tak, po prostu mi powiedź - Położył obie dłonie na moich gorących policzkach, unosząc moją głowę do góry, aby spojrzał w mojego oczy.
- To przez pełnie nie przejmuj się, pomęczę się dziś, jutro już wszystko będzie jak dawniej - Uśmiechnąłem się łagodnie, zdejmując jego dłonie z mojej twarzy, patrząc w jego hipnotyzujące oczy, na chwilę zapominając o bożym świecie, pozwalając sobie na złączenie naszych ust w delikatnym pocałunku, nie powinienem tego robić nie teraz, nie dziś. - Przepraszam - Oderwałem się od ust chłopaka, odwracając głowę gdzieś w bok, nie mogąc na niego patrzeć, za bardzo przyciągał mnie do siebie i nawet nie był tego świadom.
- Jak ci minął dzień? - Zmieniłem szybko temat, aby żaden z nas nie czuł się niekomfortowo, na to nie chciałbym pozwolić, muszę się uspokoić i na pewno wszystko będzie okej, porozmawiamy o pierdołach i pójdziemy spać a jutro, jutro wszystko będzie tak jak dawniej, jeszcze tylko kilka godzin wiele wytrzymałem, to nie powinno być dla mnie niczym trudnym.

<Sorey? C:>

Od Soreya CD Mikleo

Zmartwił mnie ton, jakim odezwał się do nas Mikleo. A co, jeżeli obraził się na mnie za tamte pytania? Może odrobinkę wczoraj przesadziłem? Chciałem się dowiedzieć jak najwięcej, by móc jak najdokładniej określić relację, w jakiej trwamy, bo, jak wiadomo, małżeństwa są różne. O dziwo, nasza relacja była bardzo... ludzka, jak na człowieka i anioła. Nie spodziewałem się, że ktoś taki jak on będzie odczuwał ziemskie pragnienia. Teraz już się nie dziwiłem, dlaczego po wczorajszej drzemce tak gwałtownie zareagował. Byliśmy wtedy naprawdę blisko, w dodatku musiałem coś robić przez sen, ponieważ moje dłonie nie znajdowały się na jego ubraniu, ale pod. Jego ciało musiało to naprawdę odczuć, po tak częstych i chyba intensywnych doznaniach nastąpiła długa przerwa, i ja nagle macam go przez sen. Gdy tak sobie teraz pomyślę, to naprawdę słabo z mojej strony.
Minąłem niepewną blondynkę i usiadłem na łóżku z tej strony, w którą obrócony był Mikleo. Jak na mój gust, wyglądał trochę dziwnie. Znaczy, nadal był najcudowniejszą istotą, jaka stąpała po ziemi i wygląda jak mała, słodka owieczka, ale coś było nie tak. Jego spojrzenie było lekko nieobecne, a na skroni mogłem dostrzec małe kropelki potu. Czy on był chory? Anioły mogą być chore? Wcześniej go o to pytałem, ale nie odpowiedział mi, tylko od razu przyznał się, że to przez mój dotyk. Ale dzisiaj dotykałem go bardzo mało, i nawet w czysto platoniczny sposób. Kiedy nastał ranek Mikleo stwierdził, że nie rusza się dzisiaj z łóżka, a ja to po prostu uszanowałem i spędziłem ten czas z księżniczką, a już niedługo królową, która chciała nadrobić zaległości.
Położyłem Serafinowi dłoń na czole by sprawdzić, czy przypadkiem nie miał gorączki, co może było lekką głupotą, przecież nie miał wypieków. Od razu poczułem, że jego skóra jest gorąca, a ciało delikatnie drżało, czyli to nie był aż taki głupi ruch z mojej strony. Mikleo od razu odsunął się od mojej dłoni, co tylko bardziej mnie zaniepokoiło. Może był faktycznie chory? Skoro jego ciało odczuwało podniecenie, to może i mogło zachorować?
– Mikleo, dobrze się czujesz? – spytałem cicho, odgarniając kosmyki z jego policzków. Powinienem odmówić księżniczce i z nim zostać, widać, że nie jest z nim najlepiej.
– Tak, muszę tylko trochę poleżeć, przejdzie mi do jutra – odparł uspokajająco chłopak, uśmiechając się do mnie łagodnie. Jednak ja nie czułem się ani trochę spokojniejszy. Coś było nie tak, i ja widziałem.
– Może zostać z tobą? Nie wyglądasz najlepiej? – kontynuowałem, przyglądając się mu bacznie.
– To jest normalne, za parę godzin znów będzie wszystko normalnie. Idź i baw się dobrze, tylko uważaj na siebie – dodał, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
Westchnąłem ciężko, nie za bardzo będąc pewnym, co w tej chwili zrobić. Z jednej strony Mikleo zapewniał mnie, że to nic takiego, a chciałbym spędzić więcej czasu z Alishą, którego niedługo ona będzie miała coraz mniej. Z drugiej, chłopak mógł mnie okłamać tak, jak to zrobił wcześniej, aby mnie nie martwić, i wtedy to niemal nie skończyło się tragedią. Może powinienem posłuchać swojego instynktu i zostać? Chłopak przerwał moje rozterki, podnosząc się do siadu i czochrając moje włosy, a ja lekko napuszyłem policzki na ten gest.
– Nic mi nie będzie, zdrzemnę się przez ten czas, przez który cię nie będzie i kiedy wrócisz, będę czuł się lepiej. Nie każ przyszłej królowej czekać – odparł lekko, posyłając mi najcieplejszy uśmiech, na jaki było go w tej chwili stać. Pokiwałem niepewnie na jego słowa, po czym wstałem i nachyliłem się nad nim, by móc pocałować go w skroń.
– Nie zrób niczego głupiego – poprosiłem na odchodne, po czym wyszedłem wraz z blondynką.

***

Spędziłem znacznie więcej czasu z Alishą, niż początkowo przypuszczałem. Najpierw spędziliśmy trochę czasu w mieście, pod czujnym okiem strażników. Blondynka wiedziała o wczorajszym zajściu i zwiększyła częstotliwość patroli. Tamten pasterz był teraz poszukiwany, ale szczerze wątpiłem, by go znaleźli. Może się nie zbliży, wydaje mi się, że jest na tyle słaby, by nie sprostać tylu strażnikom naraz. Zresztą, sam Mikleo mówił mi, że zły pasterz nie jest w najlepszej kondycji i dlatego potrzebuje jego krwi, by móc wrócić do pełni sił. A jednak nadal był na tyle silny, by móc bez problemu mnie pokonać. Jeśli mam pomóc Mikleo i zapewnić mu bezpieczeństwo, muszę stać się silniejszy.
Po spacerze po mieście wróciliśmy do zamku. Na chwilę nawet zajrzałem do Mikleo, ale ten spał, więc postanowiłem mu nie przeszkadzać. Aż do późnego wieczoru spędziłem czas w królewskich ogrodach wraz z Alishą, Lailah i Yukim; kiedy słońce schodziło coraz to niżej, na zewnątrz panowała coraz przyjemniejsza temperatura i aż przyjemnie było tam siedzieć.
W końcu wróciłem do pokoju po tak cudownie luźnym dniu. W przeciwieństwie do ostatnich dni, dzisiaj nikt mi o niczym nie przypominał, a przynajmniej nie o ważnych rzeczach; po prostu mogłem cieszyć się towarzystwem osób, które kiedyś były dla mnie ważne. Poznawanie ich na nowo było naprawdę ciekawym doświadczeniem.
- Już się obudziłeś – zauważyłem z ulgą, kiedy wszedłem do pokoju. Mikleo siedział na łóżku, tyłem do mnie i wpatrywał się w okno. W pokoju panował półmrok, dlatego zapaliłem świeczki. – Jak się czujesz? Wow… - wymamrotałem, kiedy chłopak odwrócił się w moją stronę.
- Co? – wyburczał chłopak, patrząc na mnie z podejrzliwością.
- Ale ci się oczy błyszczą – wyjaśniłem, podchodząc do łóżka i siadając obok niego. Wyglądał cudownie, ale też jednocześnie niepokojąco. Położyłem mu dłoń na czole i zauważyłem, że sytuacja ani trochę się nie poprawiła. Nadal był rozpalony i lekko nieobecny. – Jesteś pewien, że nic ci nie jest? Może coś ci przynieść? Albo zawołać Lailah?
- Wszystko w porządku – wymamrotał, spuszczając ze mnie wzrok. Miałem wrażenie, że było jeszcze gorzej, niż wcześniej. Widziałem, jak ciało chłopaka drży, a jego oddech był ciężki i nieregularny. Ale jak wchodziłem do pokoju, niczego nie słyszałem, oddech miał normalny. Dopiero kiedy podszedłem, coś zaczęło się dziać. To przeze mnie?
- Co się dzieje? Może mogę ci jakoś pomóc? – dopytywałem, tym razem delikatnie chwytając go za dłoń. Chciałem, aby na mnie spojrzał i powiedział, co się dzieje. – Przeze mnie się tak czujesz? Może mam odejść, byś poczuł się lepiej?

<Mikleo? c:>

czwartek, 30 lipca 2020

Od Mikleo CD Soreya

Pokręciłem przecząco głową, cicho wzdychając, boże, jakie to słabe zachowanie z mojej strony naprawdę powinienem się bardziej ogarnąć i spokojnie odpowiadać mu na pytania, a nie krępować się z powodu rozmowy o sprawach łóżkowych.
- To nie tak. To nic złego, że to robimy ja po prostu mam problemy z rozmawianiem na ten temat. Jestem trochę zacofany w tych tematach, które nieco mnie krępują. - Przyznałem, podejrzewając, że chłopak w tej chwili i tak nie zrozumie, za mało wciąż o mnie wie.
- Więc nie odpowiesz mi na to pytanie? Trudno innym razem - Westchnął cicho niepocieszony.
- Ostatnimi czasy przed twoim wyjazdem często, nawet pokusiłbym się o słowo codziennie, kilka razy dziennie, gdy mieliśmy okazję - Wydusiłem to z siebie, unosząc głowę do góry, aby na niego spojrzeć, w końcu obiecałem, że odpowiem mu na jego pytania, nie mogłem być teraz niesłowny.
- Naprawdę? - Zaskoczony zamrugał kilka razy oczami, nie dowierzając w moje słowa.
- Nie, na niby - Burknąłem, czy ja wyglądam jakby żartował? Nie sądzę, jestem przecież poważny i zażenowany. - Sorey naprawdę robiliśmy to bardzo często - Zapewniłem go, widząc jego minę, która mówiła sama za siebie, trochę się chłopaczek zagubił i nie do końca wiedział, jak to w końcu z nami jest.
Chłopak pokiwał głową, zastanawiając się nad kolejnym pytaniem, już myślałem, że o sprawy łóżkowe nie zapyta, on jednak drążył temat dalej.
- Zdarzało nam się urozmaicać naszą zabawę? - Przyznam bez bicia, kompletnie nie zrozumiałem, o czym mówi, „urozmaicać” Co on tak właściwie miał na myśli?
- Co robić? - Nie rozumiejąc go zupełnie, przechyliłem głowę na bok, mrugając zaskoczony oczami.
- Urozmaicać inaczej czy wprowadziliśmy różnorodność do naszych stosunków? - Zapytał, kiedy ja wciąż nie do końca rozumiałem.
- Pytasz mnie, czy w naszym kochaniu się były zabawki lub przebieranki? - Uniosłem jedną brew, ku górze trochę już przestając się wstydzić, czując jedynie zażenowanie z powodu oczywistych.
Sorey pokiwał twierdząco głową, super byliśmy w domu, doszedłem do tego, co chciał mi przekazać.
- Nie, z zabawek nigdy nie korzystaliśmy, raz tylko na twoje osiemnaste urodziny założyłem strój pokojówki, żeby spełnić twoje życzenie urodzinowe - Mówiąc to, czułem straszne zażenowanie, a nawet jednocześnie wstyd, łatwiej byłoby mi rozmawiać o tym, gdyby cokolwiek pamiętał. Teraz jest to znacznie trudniejsze, bo on nic nie pamięta. A ja muszę opowiadać mu co robiliśmy, co wcale nie jest takie proste..
Sorey nie dowierzał, w moje słowa no cóż, stało się, wtedy chciałem tylko sprawić mu przyjemność, gdybym musiał, zrobiłbym to drugi raz, choć musiałby naprawdę mnie do tego przekonać.
- No dobrze a... - No i się zaczęło, Sorey pytał o wszelakie szczegóły, co najbardziej lubiliśmy, jak i kiedy aż dziw, że to go interesowało, przecież nie musiał pytać o wszelakie szczegóły, gdy się kochaliśmy, to wszystko szło samo z siebie, nigdy nie myśleliśmy o tym, w jaki sposób to robić, dobrze się bawiliśmy razem, wyłączając na ten moment zdrowy rozsądek. Pozwalając, aby ciała same zgrały się w jednym rytmie.
- Chyba już wystarczy - Stwierdziłem, nie chcąc, aby poziom mojego zażenowania sięgnął dna, dziś i tak wystarczająco mu opowiedziałem, wolałbym zakończyć ten temat, teraz mając już trochę dość tych krępujących pytań.
- Ale - Chłopak nie był pocieszony moimi słowami, cóż jednak mogłem poradzić. Co za dużo to niezdrowo i każdy o tym doskonale wie.
- Jutro też jest dzień, chodźmy już spać - Poprosiłem, chcąc się położyć do łóżka, aby odpocząć, było już późno i nie było sensu ciągnąć rozmowy.
Dzięki Bogu Sorey odpuścił pytania, idąc do łóżka co i ja uczyniłem, teraz gdy wiedział znacznie więcej o naszych relacjach, czułem się lepiej, w jego ramionach wiedząc na co, mogę sobie pozwolić, aby chłopak nie czuł się przy mnie źle.
***
Następny dzień od rana mijał bardzo leniwie przynajmniej dla mnie. Gdy tylko otworzyłem oczy, stwierdziłem, że nie wstaje dziś z łóżka, na dworze było bardzo gorąco, a dostęp do jeziora miałem uniemożliwiony, z powodu tego, gdzie się znajdowało. Spacer za miasto był niemożliwy, spotkanie z pasterzem byłoby bardziej niż pewne, a na to pozwolić sobie nie mogłem. Poza tym czułem, że nadchodzi pełnia, która jak zawsze potrafi odkryć moje drugie ja, wolałbym uniknąć tego, aby nie zrobić niczego głupiego przy moim mężu, gdyby nie stracił pamięci, byłoby łatwiej, nie musiałbym się powstrzymać, a tak spędzę cały dzień w łóżku i zrobię totalnie nic.
Sorey natomiast miał zajęcie, od rana razem z Alishą rozmawiali, o sam nie wiem czym, nawet ich nie słuchałem, księżniczka miała dziś leniwy dzień, więc chciała wykorzystać go na wspólnej rozmowie ze swoim przyjacielem.
- Mikleo idziemy na miasto, chcesz iść z nami? - Alisha postanowiła być miła i zaprosić mnie do wspólnego spacery.
- Podziękuję - Burknąłem, nawet na nich nie patrząc, nie byłem obrażony ani zły po prostu nie chciałem iść na miasto, ostatnio źle się to skończyło, poza tym to ciepło nie specjalnie mi się podobało, nawet jeśli nie miało ono zbyt dużego wpływu na moje ciało.

<Sorey? C:>

Od Soreya CD Mikleo

Spojrzałem na tacę z kolacją i mimowolnie napuszyłem poliki. Przecież tego było stanowczo za dużo dla jednej osoby. Dwie by się tym jedzeniem najadły, nawet pokusiłbym się o stwierdzenie, że trzy. A on chce żebym zjadł to wszystko sam. Czy on chce mnie utuczyć? Jestem szczupłym człowiekiem, nie muszę wiele jeść. A może to jest jego mała zemsta za to, że wciskałem w niego jedzenie?
- Nie zjem tyle, to za dużo – wymamrotałem, krzyżując ręce na piersi.
- Nie zjesz, nie będzie odpowiedzi – odparł Mikleo, siadając w nogach łóżka i biorąc na kolana kota, który grzecznie spał sobie na materacu. Lucjusz leniwie rozciągnął się i zaczął mruczeć pod wpływem pieszczot, jakimi zostało obdarowane jego ciało.
- Sadysta – wymamrotałem pod nosem, ale posłusznie wziąłem się za jedzenie. Bardzo zależało mi na tych pytaniach, im więcej się dowiem, tym bliżej do odzyskania przeze mnie pamięci. Miałem nadzieję, że Mikleo dopełni swojej obietnicy i nie zapcham się tym wszystkim na darmo.
Jakimś cudem wcisnąłem w siebie wszystko, chociaż po tak sutej kolacji jedyne, na co miałem ochotę to walnięcie się do łóżka, oczywiście wtulony w to cudowne ciało chłopaka. Kiedy spałem przytulony do małej Owieczki, czułem się o wiele, wiele lepiej. Jego zapach sprawiał, że czułem się spokojniej , a ciepło bijące od jego ciała dawało mi odczucie, że nie jestem sam. Co prawda podobne wrażenia miałem, kiedy jedynie czułem jego obecność, a nie mogłem go dostrzec, ale teraz mogę go dotknąć, dzięki czemu te wrażenia są jeszcze lepsze. Nie sądziłem, że tak bardzo może mi brakować bliskości kogoś, kogo nie pamiętam.
- Zjadłem – odparłem nieco naburmuszony, odstawiając talerz z powrotem na tackę i biorąc już ciepłą herbatę do rąk. Miałem wrażenie, że to jakiś spisek, jeżeli chodzi o taką ilość jedzenia. Jeżeli jutro rano też dostanę porcję dla trzech osób, zgłoszę sprzeciw.
- Dobry chłopiec – odparł Mikleo, przybliżając się do mnie i czochrając moje włosy. Nie myśląc za wiele pokazałem mu język. Dopiero po sekundzie zdałem sobie sprawę, jak głupim posunięciem t było.
- Przepraszam – odparłem ze skruchą, posyłając mu przepraszające spojrzenie. Pokazywać język Serafinowi, chyba mnie pogięło, na pewno musiałem go urazić.
Chłopak westchnął ciężko, patrząc na mnie ze smutkiem. Sądząc po tym spojrzeniu, naprawdę musiałem go urazić, jestem okropnym przyjacielem, mężem i człowiekiem. Jakim cudem tak perfekcyjna istota jak on mnie pokochała, nie wiem, ale na każdym kroku jedynie udowadniam, że popełnił błąd. Może powinienem się odsunąć, by nie zniszczyć mu całkiem życia, ale chyba nie potrafiłbym tego zrobić, nawet na takim poziomie relacji. Kiedy tylko na jedną noc wyprowadził się do innego pokoju, czułem się dziwnie samotny, a przecież był tuż za ścianą. Albo kiedy parę godzin temu wyruszył do miasta, bardzo się o niego martwiłem, a przecież wtedy nie znałem go tak dobrze, jak w tym momencie. Wtedy był dla mnie przyjacielem, którego znałem z dwóch snów, opowieści księżniczki i krótkich odpowiedzi Mikleo, których udzielał mi poprzez stukanie w szybę czy dzięki pomocy Alishi.
- Nie masz za co przepraszać – odparł łagodnie, poprawiając moją grzywkę. Co on miał do moich włosów? Najpierw je czochra, potem poprawia… znaczy, nie, żebym narzekał, lubiłem jego dotyk, to było naprawdę przyjemne uczucie, tylko lekko mnie to dekoncentrowało. Chyba i do tego będę musiał przywyknąć, zanim przestanie mnie to zaskakiwać. – Nie uraziłeś mnie ani nic z tych rzeczy. To nic złego, często tak robiłeś i dzięki temu mam wrażenie, że jest choć trochę tak, jak dawniej.
- Więc cieszy cię fakt, że pokazuję ci język? – spytałem, chcąc upewnić się, czy dobrze zrozumiałem.
- Można to tak ująć – odparł chłopak ze zmarszczonymi brwiami.
- Dziwne rzeczy cię cieszą – mruknąłem, upijając łyk ciepłego napoju.
- Zobaczymy, czy tak samo będziesz mówił, kiedy wróci ci pamięć – powiedział lekko rozbawiony, sprzedając mi lekkiego pstryczka w nos. To też był gest, który wykonywał dosyć często i który również lekko mnie dezorientował. To był dla mnie dziwny gest, taki… ludzki i beztroski. Kompletnie nie kojarzył mi się on z aniołem. – Więc jak brzmią te pytania?
Zmarszczyłem brwi w zamyśleniu, zastanawiając nad tym, czego najbardziej chciałbym się dowiedzieć. Lailah, której na szczęście nic nie było, przytoczyła mi troszkę więcej wspomnień, jeżeli chodzi o moją rolę pasterza. Dowiedziałem się o helionach, o działaniu paktów i o tym, że dzięki pomocy jej i Mikleo oczyszczałem te dziwne stwory ze zła. Mikleo z kolei skupiał się bardziej na tym, bym przypomniał sobie to, kim jestem, więc może powinienem pytać jego o rzeczy prywatne.
- Od jak dawna jesteśmy razem? – spytałem, wpatrując się w niego z uwagą i od czasu do czasu popijając ciepły napój.
- Małżeństwem jesteśmy stosunkowo niedawno, bo oświadczyłeś mi się dzień przed twoją wyprawą, na której straciłeś pamięć – chłopak mówił powoli, jakby się zastanawiał, a ja słuchałem jego słów z uwagą i mu nie przerywałem. – A jeżeli chodzi tak ogólnie, to od dobrych paru miesięcy. Trudno mi stwierdzić.
- Ja ci się oświadczyłem? – powtórzyłem, wpatrując się w niego z niedowierzaniem. – Wow – wyszeptałem, nie mogąc to uwierzyć. Ale musiałem być pewny swego, skoro wyskoczyłem z takim pomysłem.
- Mnie też wtedy zaskoczyłeś – przyznał, uśmiechając się delikatnie.
- Często się kochaliśmy? – kontynuowałem, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej. Takie pytania pomogą mi określić obraz naszej relacji. Kiedy tylko moje słowa dotarły do chłopaka, jego policzki stały się natychmiastowo czerwone i wbił wzrok gdzieś w bok. Nadal nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego się tak wstydził. – Czy to, że się kochaliśmy, to coś złego i dlatego się tego tak wstydzisz? – dalej pytałem, delikatnie przekrzywiając głowę. Chciałem po prostu zrozumieć emocje targające chłopakiem i powód, dla którego się tak wstydził. Przecież mówienie o tym nie może być bardziej wstydliwe niż robienie tych rzeczy.

<Mikleo? c:>

środa, 29 lipca 2020

Od Mikleo CD Soreya

Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek w życiu usłyszę te słowa, nie żeby Sorey nie przepraszał mnie za popełnione błędy, bo potrafił to zrobić oczywiście, jednak jeśli chodziło o jedzenie. Uważał, że mam obowiązek jedzenia i nie powinienem nawet sądzić inaczej bo jak to tak? On je więc i ja powinienem jeść czyż nie? To było takie oczywiste dla Soreya dla mnie nie.
- Nie przepraszaj, nic się nie stało. Przeproś mnie, dopiero gdy pamięć ci wróci, w tej chwili nie ma to najmniejszego znaczenia - Przyznałem, kładąc dłoń na jego włosach, które delikatnie poczochrałem, tworząc na jego głowie niemały bałagan, który po prostu mnie rozbawił. Uwielbiałem jego włosy tak jak on moje. Były delikatne nie tak grube, jak moje i co zabawne niesforne czym nie raz bez słów po prostu potrafił mnie rozbawić.
 - Więc nie masz mi tego za złe? Nie do końca zrozumiałem, dlaczego mam przeprosić, gdy pamięć wróci, a nie teraz - Przyznał, poprawiając swoje włosy przynajmniej odrobinę, aby nie wyglądały aż tak śmiesznie, co mi osobiście w żadnym wypadku nie przeszkadzało, jak dla mnie mógł wyglądać, nawet tak kocham go, bez względu na to, jak wygląda, ile ma lat i jak czasem wkurzający potrafi być. To nigdy się nie zmieni, nieważne jest dla mnie to wszystko, nie ma znaczenia. Chce, tylko aby kochał mnie aż do śmierci bez znaczenia czy jego, czy mojej. 
 - Nie mam, gdy wróci ci pamięć, sam zrozumiesz dlaczego - Wyjaśniłem, podchodząc do drzwi. - Chodź, mieliśmy przecież iść do Lailah - Pośpieszyłem go lekko, chcąc abyśmy już poszli, wolałem iść już do kobiety, nim Sorey zacznie zadawać inne dość niekomfortowe pytania mam tylko nadzieję, że więcej tak dziwacznych pytań nie będzie. Powiedziałem mu już, że się kochaliśmy, tyle wystarczy prawda? Gdybym tylko wiedział, co siedzi mu w głowie ,byłoby mi łatwiej, a tak cóż muszę dzielnie znosić jego dziwne pytania, może następnym razem będzie mi łatwiej. Co ja mówię, nie będzie mówienie o seksie. Nie to naprawdę za bardzo mnie zawstydza. 
 Sorey kiwnął głową, wychodząc z pokoju, czekając na mnie, nie pamiętając nawet, gdzie znajdował się pokój Lailah, do tego wszystkiego mogło nigdy nie dojść, gdybym wtedy z nim był obiecał mi. Obiecał, że wszystko będzie dobrze, mówił, że nawet nie zauważę, gdy wróci do mnie, szkoda tylko, że te słowa nie zostały spełnione. Obiecał, że będzie uważał przy mnie a tym bardziej, gdy jest sam, nie uważał i jak zawsze skończyło się, tak jak podejrzewałem, wszystko rozsypało się jak talia kart. Muszę zebrać w sobie siły, aby pozbierać wszystkie karty. Przywracając powoli wspomnienia mojemu mężowi, uda mi się to muszę tylko poświęcić na to znacznie więcej czasu i siły, ale czego nie robi się dla miłości prawda? 
 - Mikleo - Już po chwili, gdy otworzyłem drzwi z pokoju, Yuki podbiegł do mnie, unosząc ręce do góry, rozbawiony pokręciłem głową, biorąc chłopca na rękę, gestem ręki zapraszając mojego towarzysza do środka, zamykając za nim drzwi. Lailah siedziała na łóżku, wyglądała już dobrze, najwidoczniej już wypoczęła lub jej ciało nie potrzebowało tak solidnego odpoczynku, jak te nasze.
Sorey podszedł do kobiety, chcąc z nią porozmawiać, ja w tym czasie zająłem się chłopcem, który był bardzo żywiołowym dzieckiem, moje całkowite przeciwieństwo czego nie dało się nie zauważyć, gdy byliśmy obok siebie. Yuki miał w sobie mnóstwo radości, mądry chłopiec, a jednocześnie tak bystry ten chłopiec może jeszcze zmienić ten świat na lepszy. 
- Poczytasz mi? - Yuki mając już dość zabawy, przyniósł mi książkę, siadając na moich kolanach. Co więc mogłem zrobić? Odmówić mu? Nie potrafiłem, zawsze miałem z tym problem i choć bardzo się starałem, nie specjalnie mi to wychodziło.
- Dobrze - Wziąłem książkę od chłopca, aby przeczytać mu zaledwie kilka kartek, zanim odpłynął zmęczony, wtulając się w moje ciało. Z delikatnym uśmiechem na usta pogłaskałem malucha po głowie, zanosząc go do łóżka, przykrywając kocem. W tym samym czasie Sorey skończył rozmowę z panią jeziora, pozwalając nam na powrót do pokoju.
Skorzystaliśmy z tej możliwości, mając już dość towarzystwa, to znaczy nie byłem pewien jak Sorey, ale ja miałem już dość wszystkiego, no może nie od razu wszystkiego, ale towarzystwa zdecydowanie miałem już dość.
Odprowadziłem chłopaka do pokoju. Prosząc, aby został w pokoju, gdy ja pójdę po jedzenie dla niego...
- Prosze - Wróciłem do pokoju, stawiając jedzenie na stoliku wraz z gorącą herbatą. - Smacznego - Dodałem, gdy Sorey usiadł przy stoliku, niestety, zamiast jeść, wpatrywał się we mnie w milczeniu, a ja już wiedziałem, o coś chce zapytać.
- Czy mogę zadać ci jeszcze kilka pytań? - Nie odpuści, cały Sorey potrafi wiercić dziurę w moim brzuchu, aż wszystkiego mu nie wyśpiewa.
- Tak, pod warunkiem, że wszystko zniknie z talerza, dopiero wtedy odpowiem ci na twoje pytania, może być? - Zaproponowałem, jeśli tak bardzo musi o coś spytać, niech mu będzie, mogę jeszcze na coś mu odpowiedzieć, najpierw jednak musi zjeść, aby uzyskać jakąkolwiek odpowiedź na pytania, które chce zadać.  

<Sorey? C:>

Od Soreya CD Mikleo

Drobne i smukłe ciało chłopaka nadal drżało, czułem to doskonale z powodu tego, że nadal był we mnie wtulony. To przeze mnie? Najwidoczniej, w końcu wszystko na to wskazywało. Nadal przyswajałem tą wiadomość, nie mogąc uwierzyć w to, co mi powiedział. Dla mnie było to niezwykłe, ale Mikleo uważał to za coś kompletnie normalnego – widział we mnie kogoś równego sobie, podczas kiedy ja tak nie potrafiłem. A może nie potrafiłem zrobić tego jeszcze…? Może z czasem to się zmieni. Co ja mówię, na pewno się zmieni. W końcu sobie wszystko przypomnę, ale do tego czasu muszę się jeszcze wielu rzeczy nauczyć.
Mimo wszystko spodobało mi się to; nie spodziewałem, że takie zwykłe przytulanie może być tak przyjemne. Co prawda drżenie jego ciała lekko mnie dekoncentrowało i jednocześnie podniecało, z czego to drugie sprawiało, że czułem się okropnie. Co prawda chłopak mówił mi, że zbliżenia nie były dla nas niczym dziwnym, a mimo to czułem, że jeszcze trochę powinienem poczekać, przyzwyczaić się do jego obecności nie jako przyjaciela, a męża. Miałem nadzieję, że Mikleo nie będzie miał do mnie o to za złe.
Westchnąłem cicho słysząc jego pytanie, przytulając się do niego mocniej i opierając policzek o jego głowę. Najchętniej posiedziałbym tak, wtulony w jego ciało, by móc cieszyć się jego obecnością i przyzwyczajać się do jego bliskości. Ale nie mogłem tak trwonić tego czasu, musiałem skupić się na ważniejszych rzeczach, chociażby na zapewnieniu bezpieczeństwa mojemu mężowi. Według niego dowiedzieliśmy się o złym pasterzu z ruin, więc może wypadałoby tam wrócić i dowiedzieć się o nim więcej? Wiem, że tamto miejsce źle wpływało na Mikleo, ale teraz bylibyśmy na to przygotowani i może nie byłoby tak źle. Trzeba było się dowiedzieć, jak się go pozbyć, może i teraz uciekł, ale miałem dziwne wrażenie, że wróci w momencie, w którym najmniej się tego spodziewam, a wtedy odbierze mi Mikleo. Tego bym nie zniósł, nawet na takim etapie naszej relacji.
Jednak najpierw powinienem skupić się na rzeczach, które jestem w stanie zrobić. Głośno tego nie powiem, ale byłem jeszcze za słaby na wyprawy i chyba nawet zbyt ułomny na jakiekolwiek walki. Muszę najpierw odpocząć i więcej sobie przypomnieć, jeżeli chcę zapewnić bezpieczeństwo aniołowi, który dotychczas czuwał nade mną.
- Najchętniej to zostałbym w tej pozycji – wymruczałem, przymykając na moment powieki. – Ale nie mogę. Chciałbym się dowiedzieć, czy u Lailah wszystko w porządku. I mam jeszcze parę pytań.
- Chyba na dzisiaj starczy ci nowości – odparł chłopak, odsuwając się ode mnie na tyle, by móc na mnie spojrzeć. Nie wyglądał na zadowolonego z faktu, że chciałbym wiedzieć więcej. A nie powinno być na odwrót? Chyba powinien się cieszyć, że chcę sobie przypomnieć jak najwięcej. Im szybciej wróci mi pamięć, tym szybciej wszystko wróci do normalności, a tego chyba chciał.
- Tylko kilka pytań – poprosiłem ładnie, patrząc na niego błagalnie. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Chłopak przez kilka długich sekund patrzył na mnie w milczeniu, aż nagle parsknął cichym śmiechem. Lekko zbiło mnie to z tropu, ale cieszyłem się, że czuł się już troszkę bardziej swobodnie. Po moim pytaniu wydawał się być bardzo zawstydzony i nie potrafił spojrzeć mi prosto w oczy. Kompletnie nie rozumiałem, czemu. Znaczy, pytanie może i było nieco niezręczne, ale byłoby ono jeszcze gorsze gdyby okazało się, że odpowiedź była przecząca. A może wstydził się tego, ponieważ tam na górze, skąd pochodził, krzywo na to patrzą?
Moje ponure myśli przerwał delikatny pstryczek w nos. Spojrzałem zaskoczony na rozweselonego chłopaka, który wydawał się być w znacznie lepszym humorze. I chyba był lekko rozbawiony. Lepszy wesoły anioł, niż cichy i zawstydzony.
- Na razie odwiedzimy Lailah, a później zobaczymy – odparł wesoło, zsuwając się z moich kolan. – Zaprowadzę cię do jej pokoju, dzieli go razem z Yukim. A później przyniosę ci obiad… a raczej kolację – poprawił się, przenosząc swój wzrok na okno.
- Czy anioły muszą jeść? – spytałem, podnosząc się na równie nogi i wygładzając ubranie.
Miałem na sobie zupełnie inne rzeczy, niż rano, ponieważ tamte, po walce z czarnowłosym pasterzem, nie nadawały się do dalszego użytku. Zbyt bardzo były ubrudzone krwią. Ledwo przebrałem się w świeże rzeczy i służąca już zabrała zakrwawione ubranie mówiąc mi, że ona się nim zajmie. Byłem troszeczkę ciekaw, czy uda jej się doprowadzić moje rzeczy do dawnego stanu, chyba bardzo je lubiłem, w szczególności tę niebieską koszulę. Zresztą, nie tylko ja. Kiedy zobaczyłem po raz pierwszy Mikleo, spał on na moim łóżku, wtulony właśnie w tę koszulę.
- Nie muszą, ale mogą – odparł, przyglądając mi się uważnie. – A nawet pomimo tego zawsze zmuszałeś mnie do jedzenia.  
-  Przepraszam – wymamrotałem, spuszczając wzrok. Nie słyszałem żadnej pretensji w jego głosie, a mimo tego poczułem się źle. Nie wiem, co miałem w głowie, aby zmuszać Serafina do czegokolwiek, ale miałem nadzieję, że nie ma mi tego za złe.

<Mikleo? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Nie do końca rozumiałem czemu o to pyta przecież gdybyśmy się nie kochali, nie bylibyśmy razem, każde z nas po prostu wciąż trwałby w przyjaźni, nie pozwalając sobie na większe uczucia.
- Wiesz, gdybyśmy się nie kochali, nie bylibyśmy razem - Powtórzyłem, to o czym pomyślałem, wciąż nie wiedząc czemu o to pyta.
- Nie o to mi chodzi, pytam o tę cielesną miłość - Poprawił mnie, uświadamiając tym samym złą interpretację jego słów.
Zaskoczony patrzyłem na twarz Soreya, nie wiedząc co powiedzieć, oczywiście jego pytanie było zrozumiałe przynajmniej w tej chwili, miał prawo wiedzieć, czy to robiliśmy tylko dlaczego mnie. To znaczy, oczywistym faktem jest, że musi zapytać mnie, a nie kogoś innego, ale to strasznie stresujące ja nie umiem, o tym mówię, to zabawne, gdy kochanie się jest dla mnie prostsze niż mówienie o tym ukochanej osobie, z którą właśnie to robiłem.
- Cóż - Podparłem się nerwowo po głowie, w ten sposób mogłem wysłać zły sygnał do Soreya który nie zna odpowiedzi na to pytanie.
- To znaczy, że nie? - Na to pytanie westchnąłem cicho, biorąc się w garść, musiałem mu odpowiedzieć na to pytanie w sposób normalny, a przynajmniej się postarać, aby nie mieszać mu niepotrzebnie w głowie.
- Tak, kochaliśmy się - Wydusiłem to w końcu z siebie jeszcze bardziej zawstydzony, w tej chwili moje pragnienia przejęły kontrolę nad moim ciałem, tylko mózg walczył, aby nie dopuścić do niczego, czego sam Sorey by nie chciał.
Chłopak patrzył na mnie w milczeniu, analizując moje słowa, to w tej chwili może być dla niego dziwne, ale gdy przyswoi sobie wszystko zrozumie, że oboje tego chcieliśmy, bez znaczenia na to, kim jestem. Anioł człowiek co za różnica kochamy się i tylko to się liczy.
- Anioł chciał kochać się z człowiekiem, czyta i ... - Zaczął mówić, tak jakbym nie potrafił uwierzyć w moje słowa, za bardzo chyba stara się mnie wywęszyć, a przecież jestem tak samo ludzki, jak on. Fakt stoję ponad ludźmi, ale moje ciało pragnie tego, co ludzi, mogę jeść, spać, kochać i oddychać niczym się nie rośnie może trochę, troszeczkę, w porównaniu do ludzi nie muszę dużo spać i specjalnie jeść a do tego mam moce i nie widzą mnie niewierzący, ale to nic dla mnie najważniejsze jest to, aby to Sorey mnie widział i kochał, nic więcej się dla mnie nie liczy.
- Daj spokój, Sorey oboje tego chcieliśmy, nie ma znaczenia, kim jestem, od zawsze byłem i będę równy tobie, może jestem serafinem, ale to nigdy dla nas nie miało znaczenia - Przyznałem, kładąc dłoń na jego policzku, delikatnie się do niego uśmiechając.
Chłopak bez zastanowienia odwzajemnił uśmiech mimo ciągłego zaskoczenia, wciąż uważam, że powiedziałem mu to za szybko, mogłem się jeszcze wstrzymać, nie powinienem się aż tak śpieszyć, moje uczucia i pragnienia nie miałby teraz znaczenia, najważniejsze było to, co on czuje. Sorey był jeszcze trochę zagubiony, może i powoli wszystko sobie przyswajał, jednak to wciąż nie było to, musiałem kontrolować swoje ciało, które nieustannie pragnęło jego bliskości, jak na anioła byłem strasznie niecierpliwy do tego bardzo zachłanny, może pozostało mi to jeszcze po moim ludzkim życiu, tego pewien nie mogłem być, nie pamiętałem za wiele i chyba pamiętać nie chciałem, to życie, które teraz miałem ma znaczenie, przeszłość jest już za mną i nigdy już nie powróci, nawet gdybym tego chciał..
Wtuliłem się bez słowa w jego ciało, potrzebując jego bliskości, ciesząc się, że choć na tyle mogłem sobie pozwolić. Tęskniłem za tym zwykłym wtuleniem się w jego ciało, za jego zapachem, za dotykiem, miałem go przy sobie, a mimo to czułem, jakby wcale tu go nie było. Na szczęście wszystko powoli wraca do normalności, nie jest jeszcze tak, jakbym chciał, aby było, lecz to już jest spora zmiana i dla niego i dla mnie.
- Chcesz coś teraz robić? - Spytałem, nie odsuwając się od niego, zastanawiając się, czy mamy zamiar spędzić tak resztę dnia, nie żeby mi to przeszkadzało, moje ciało wciąż jeszcze nie nacieszyło się jego bliskością, nie ja byłem jednak tu najważniejszy, muszę w końcu sobie to wmówić, aby uspokoić to straszne ciało, które nie potrafiło się uspokoić, jestem naprawdę beznadziejny. A to nie ja przypadkiem upominałem Soreya, aby nie był tak zachłanny? W tej chwili wszystko się odwróciło, chyba zaczynam rozumieć, co czuło jego ciało, gdy specjalnie nie chciałem się z nim kochać, aby zrobić mu na złość, obiecuję sobie, już więcej tak nie zrobię, przynajmniej do czasu aż o tym nie zapomnę, a może się tak zdarzyć, przecież nikt nie powiedział, że muszę pamiętać od razu o wszystkim tym, co obiecałem sobie lub innym..

<Sorey? C:>

Od Soreya CD Mikleo

Wpatrywałem się w plecy Serafina z niemałym zaskoczeniem na twarzy. Podejrzewałem to od chwili, w której zauważyłem na jego palcu srebrną obrączkę, łudząco podobną do mojej, ale później zaczynałem mieć co do tego wątpliwości. Chłopak nie szukał ze mną żadnego bliskiego kontaktu, powiedziałbym, że wręcz przeciwnie; przez cały ten czas wręcz zachował dystans i oprócz uleczenia mojej rany oraz spania ze mną w łóżku, kiedy go jeszcze nie dostrzegałem, nie był ze mną blisko. I to było dla mnie najbardziej zastanawiające.
Teraz, kiedy już się dowiedziałem, wszystko nabierało sensu. Znaczy, nie mogłem pojąć, jak niebiańska, idealna istota jak on mogła pokochać tak żałosnego i słabego człowieka, jakim byłem ja. Przynajmniej już się nie musiałem głowić, czy wcześniej mieszkaliśmy razem oraz skąd ten ból w jego oczach. I dziwne zachowanie mojego ciała, to ciągłe pragnienie jego bliskości. Ciało musiało doskonale pamiętać te czasy i podświadomie pragnęło uwagi chłopaka, czemu sprzeciwiał się nic niewiedzący umysł. Jak bardzo cieszyłem się, że nie musiałem się powstrzymywać.
Ostrożnie podszedłem do przyjaciela… nie, męża, i usiadłem obok niego. Zakrywał twarz w dłoniach, ale mogłem stwierdzić, że był cały czerwony, a mówiły mi o tym jego uszy, które miały przyjemny odcień buraczka. Delikatnie odgarnąłem jego kosmyki, przykuwając tym samym uwagę chłopaka. Mikleo spojrzał na mnie niepewnie, cały zarumieniony i z delikatnie zaszklonymi oczętami. Uśmiechnąłem się do niego łagodnie, napawając się jego urokiem. Naprawdę wielki kamień spadł mi z serca, kiedy się tego dowiedziałem. Dobrze, że mi o tym powiedział. Nadal wszystkie te wiadomości były niezwykłe, niedowierzające i przerażające, ale ta, w szczególności ta była cudowna. Nie musiałem się bać, że wykonam zbyt spoufalający gest, który mógłby go urazić.
- W takim razie mam najcudowniejszego męża na świecie – odparłem, nie przestając się uśmiechać. – Chociaż nie potrafię uwierzyć, że ktoś tak idealny jak ty mnie pokochał.
- Nie obrzydzam cię? – spytał z niedowierzaniem, a ja zmarszczyłem brwi na jego słowa.
- To raczej ja powinienem się ciebie o to spytać. To ty jesteś doskonały, a ja jedynie żałosnym człowieczkiem – powiedziałem łagodnie, ostrożnie i niepewnie głaszcząc jego dziwnie gorący policzek. Czy anioły odczuwały podniecenie? Wszystko na o wskazywało, ale wolałem się upewnić. Nie chcę wyjść na głupiego, niewyżytego dzieciaka myślącego tylko o jednym. – Mogę cię pocałować?
Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem i pokiwał niepewnie głową. Przybliżyłem się do niego jeszcze bardziej, a następnie przesunąłem dłoń z policzka na kark i złączyłem nasze wargi w powolnym, nieśmiałym pocałunku. Nim się spostrzegłem, ten niewinny gest przerodził się w zachłanny i pełen tęsknoty pocałunek zainicjowany przez anioła, czym, przyznaję, lekko mnie zaskoczył. Nie odrywając się od moich ust Mikleo usiadł okrakiem na moich kolanach, jedną ze swoich dłoni kładąc na moim karku, a drugą wsuwając w moje włosy. Zamruczałem cicho z aprobatą, czując jego dotyk na swoim ciele. Chyba i mnie podświadomie brakowało jego bliskości, i to bardziej niż mógłbym sobie wyobrazić.
W końcu musieliśmy się od siebie oderwać w celu zaczerpnięcia powietrza. Patrzyłem na niego z niemałym podziwem, powolutku przyswajając do siebie te cudowne wiadomości. Nadal troszeczkę trudno było mi w to wszystko uwierzyć, naprawdę byłem szczęściarzem, skoro miałem przy sobie tak cudowną istotę. Pewnie jeszcze minie trochę czasu, zanim przyzwyczaję się do tego i tak po prostu będę mógł się do niego bez wahania przytulić, o pocałunkach nie wspominając.
- Dziękuję, że mi to powiedziałeś – wyszeptałem, przenosząc swoje dłonie na jego talię i ostrożnie się do niego przytulając. Musiałem wyczuć co mogłem i czego nie mogłem zrobić, aby przypadkiem go nie urazić.
W ostatnich dwóch dniach dowiedziałem się więcej niż w ciągu kilku tygodni. To było lekko konfundujące, ale im szybciej wszystkiego się dowiem, tym lepiej. Nie miałem za bardzo czasu, aby przyswajać sobie na spokojnie wszystkie informacje, a wspomnienia z czasem same wrócą. Już dzisiaj, podczas tego krótkiego snu przypomniałem sobie pierwsze dni mojej znajomości z Alishą… a może powinienem powiedzieć, naszej, Mikleo też poznał ją w tym samym czasie, co ja. I z tego co zrozumiałem, nie był on bardzo zadowolony z jej obecności. W tym wspomnieniu odprowadziliśmy ją do miasta, a później chciałem poprosić Mikleo, byśmy ją odprowadzili do stolicy i spróbowali jej pomóc, ale anioł nie chciał się zgodzić. Więc zacząłem go łaskotać i, o dziwo, to podziałało.
- Mogę mieć jeszcze parę pytań? – spytałem niepewnie, patrząc na niego z uwagą. Trudno mi było stwierdzić, co takiego czuł chłopak. Wcześniej był zawstydzony, a teraz… teraz chyba też był zawstydzony, ale i szczęśliwy jednocześnie. A przynajmniej takie było moje wrażenie. Na moje słowa chłopak uśmiechnął się łagodnie i pokiwał głową, nadal był bardzo zarumieniony i czy on… drżał? – Kochaliśmy się? – spytałem, nie spuszczając z niego wzroku. Anioł kojarzył mi się z czymś niewinnym i delikatnym, dlatego trochę trudno było mi uwierzyć w to, że byliśmy w stanie zajść ponad niewinne pocałunki.

<Mikleo? c:>

wtorek, 28 lipca 2020

Od Mikleo CD Soreya

Pierwszy raz od wypadku Soreya poczułem się tak dobrze, byłem w jego silnych ramionach, a jego zapach tak bardzo mnie uspokajał, nie potrzebowałem już niczego. Tak bardzo chciałbym, aby jego pamięć wróciła, nie potrafię już wyobrazić sobie życia bez niego i choć wiem, że be zemnie, byłoby mu lepiej, nie chce odchodzić to siła miłości karze mi przy nim trwać, tak bardzo go kocham, tak bardzo chce, powiedzieć co czuję, co było między nami, ale się boję, a co jeśli teraźniejszy on nie będzie umiał tego zaakceptować? Co, jeśli mnie odtrąci, czując do mnie obrzydzenie? Miałbym wtedy odejść? Gdzie bym poszedł? Jestem tylko serafinem i to dość marnym serafinem.
- Gdybyś był sobą, wszystko byłoby łatwiejsze - Szepnąłem, głaszcząc go po policzku, zasnął i tego mogłem być pewien, jego ostatnie słowa, które w moją stronę skierował, pozwoliłem sobie zignorować, nie był sobą, niech nazywa, mnie jak chce, gdy jednak pamięć mu wróci, a on nadal będzie nazywał mnie owieczką, walnę go w łeb. - Kocham cię - Dodałem, cichutko chowając głowę w jego ramionach, chciałem zamknąć oczy i na chwilę odpłynąć, aby o wszystkim zapomnieć, potrzebowałem tego teraz, potrzebowałem spokoju, a jednocześnie bliskości mojego męża, który nawet nie miał pojęcia, że od niedawna nim jest, to naprawdę sprawiało mi ból, nie mogłem jednak mu o tym powiedzieć, to nie był najodpowiedniejszy czas i ja doskonale o tym wiedziałem.
Westchnąłem cicho, zamykają oczy, na moich ustach pojawił się łagodny uśmiech, który nie zniknął z twarz aż do chwili, gdy to odpłynąłem do innego świata, gdzie wszystko było łatwiejsze, a świat nie mógł nas ograniczać.
***
Obudziłem się godzinę może dwie później, leniwie rozciągając się, o dziwo byłem odwrócony do Soreya plecami, wtulał się w moje ciało, coś tam mrucząc przez sen, nic nowego zazwyczaj zdarzało mu się gadać przez sen, jego buzia nie zamykała się i może właśnie to mnie uspokajało. Ten wiecznie pozytywnie do życia nastawiony dzieciak potrafił wyciągnąć mnie z największego dołka.
Nie myśląc długo, postanowiłem leżeć spokojnie na boku, aby nie budzić niepotrzebnie chłopaka, niech śpi, nieźle oberwał i zdecydowanie musiał odpocząć, aby wylizać się z tego wszystkiego.
- Sorey co ty robisz? - Zaskoczony wydusiłem, czując jego dłonie jeżdżące po moim brzuchu, nie mam pojęcia, co mu się znów śni, ale mógłby nie dotykać mnie w taki sposób, miałem świadomość, że nie robi tego specjalnie, w końcu spał mógłbym to nawet zignorować, gdyby nie moje drżące ciało, dawno nie czułem już jego dotyku, i tego są właśnie skutki, nie zwracałem na to uwagi, dopóki mnie nie dotykał, teraz gdy to robi, nie potrafię zapanować nad ciałem i umysłem, to chore niewiarygodne moje ciało jest bardziej spragnione, niż podejrzewałem. Co robić, co robić? 
Nagle zrobiło mi się bardzo gorąco, moje serce zaczęło szybciej bić, odruchowo schowałem twarz w poduszkę, chowając zawstydzenie. On spał, a ja właśnie jak dziecko drżę pod wpływem jego dłoni, co za żenada naprawdę jest mi siebie samego szkoda, upadłem naprawdę nisko.
Wypuściłem z ust powietrze, starając się zająć czymś myśli, czymkolwiek, byleby nie myśleć o jego dotyku, to było strasznie głupie, a mimo to czułem się jak w sieci, nigdy nie pojmę tego, jak zwykły człowiek potrafił tak omotać anioła, aby zdobyć jego dusze, serce i ciało.
Dzielnie znosiłem jego zachowaniem, tłumacząc sobie, że on tylko śpi, gdy się wybudzi, wszystko będzie okej, ja zwykle zresztą. 
Wybudził się wreszcie, choć trwało to znacznie dłużej niż myślałem, byłem cały czerwony, moja skóra płonęła pod wpływem podniecenia, którego nie potrafiłem się pozbyć, już sam nie wiedziałem, czy byłem czerwony ze wstydu, czy raczej z podniecenia.
- Mikleo wszystko z tobą w porządku? - Rozbudzony chłopak przyjrzał mi się uważnie, kładąc dłoń na moim rozgrzanym policzku. - Masz gorączkę? Anioły mogą być gore? - Widziałem zmartwień w jego oczach, w tej chwili to brzmiało bardzo zabawnie anioł i gorączka chciałbym powiedzieć mu, że to właśnie to ale nie mogłem, kłamać nie mogłem a kręcenie w tej chwili i tak już mnie nie uratuje.
- Przepraszam - Wydusiłem, podnosząc się do siadu, z zażenowaniem zakrywając dłońmi twarz. - Myślałem, że wytrzymam, ale to trwa już za długo, przed utratą twojej pamięci wzięliśmy ślub, nie jesteśmy tylko przyjaciółmi, nie potrafię tego tak dalej ukrywać - Wydusiłem, miałem milczeć, miałem mu tego jeszcze nie mówić, teraz na pewno mnie odtrąci, będzie chciał odejść, ale nie mogę inaczej, moje ciało samo mnie zdradzi lepiej, aby wiedział, dlaczego tak dziwnie się zachowuje, niż gdybym przypadkiem zrobił coś naprawdę głupiego, czego będę później żałował bardziej niż tego teraz. Choć i tego zaczynam się wstydzić, może lepiej było zwalić na gorączkę, już jest za późno, nalałem piwo, które zaraz będę musiał pić.

<Sorey? C:>

Od Soreya CD Mikleo

Przez cały ten czas nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że trzymałem go za rękę. Dlatego kiedy anioł wypomniał mi to, poczułem jak moje policzki wściekle się czerwienią, co ja sobie w ogóle wyobrażam, powinienem traktować go z szacunkiem, w końcu to anioł, i to nie byle jaki, a Serafin, a Serafiny chyba stoją wyżej od zwykłych aniołów. Natychmiastowo go puściłem , czując się bardzo głupio. Szczerze, nie chciałem, aby, odchodził, przy nim czułem się bezpiecznie i swobodnie, z czego to drugie było dla mnie nieco problematyczne. Z jednej strony chciałem traktować go z szacunkiem, na który jak najbardziej zasługiwać, z drugiej pragnąłem wtulić się w jego idealne ciało, wsunąć nos w miękkie, pachnące włosy i po prostu nie wypuszczać z tego uścisku. Skąd to ciche pragnienie, nie wiedziałem, ale pomimo niego postanowiłem zachować dystans. Nie wiedziałem, jaka relacja dokładnie nas łączyła; byliśmy przyjaciółmi, prawdopodobnie najlepszymi i to było jedyne, czego byłem pewien. Obrączki nadal nie zostały wyjaśnione, Mikleo nic nie mówił, że łączyło nas coś więcej, nie dawał tego znać w gestach więc nie chciałem jakoś go do siebie zrazić. Ale gdyby jednak okazało się, że jesteśmy kimś więcej, byłbym zaskoczony – tak idealna istota darzyłaby mnie głębszym uczuciem, przecież to byłoby nie do pomyślenia. Ale chyba byłbym nawet szczęśliwy i czułbym się pewniej ze swoimi uczuciami.
- Mógłbyś ze mną zostać? – spytałem, nim zdążyłem pomyśleć o tym, jak głupio brzmiała moja prośba. – Mogę ci oddać łóżko, nie chcę zostać sam.
- Miałeś wypoczywać – przypomniał mi, unosząc wysoko jedną brew.
- Więc przesunę się, abyś ty miał połowę, i ja miał połowę – nie odpuszczałem, naprawdę nie chcąc teraz odpoczywać samemu. Zwykła obecność jest dla mnie bardzo ważna, chłopak nie musiał nic mówić. Poza tym nawet ja uważałem, że chłopak powinien odpocząć. Spotkanie z takim potworem na pewno musiało wykończyć go psychicznie. Gdybym wiedział, że idzie do miasta, aby go powstrzymać, w życiu bym go nie puścił. Jakie szczęście, że zaufałem swojemu przeczuciu i podpytałem Yuki’ego, gdybym tego nie zrobił, zarówno Mikleo jak i Lailah nie wróciliby. I dobrze, że zaufałem słowom anioła, nie złego pasterza, chociaż musiałem przyznać ze wstydem przed sobą samym, że było blisko. Właśnie, Lailah… nie widziałem jej, odkąd zostałem odprowadzony do pokoju. Miałem nadzieję, że u niej wszystko w porządku. Muszę ją później odwiedzić, aby dowiedzieć się, że nic jej nie jest. Z tego co zrozumiałem, ona również była kimś ważnym w moim życiu, ale w zupełnie innym znaczeniu, niż Mikleo.
Chłopak westchnął ciężko, ale zgodził się i już po chwili niepewnie położył się obok mnie. I ja zmieniłem pozycje z siedzącej na leżącą, kładąc się na boku tak, by móc wpatrywać się w idealną twarz Mikleo. Jak dobrze, że nic mu się nie stało i tylko ja ucierpiałem najgorzej, ale w fizyczny sposób. Psychicznie to pewnie Mikleo był w gorszym stanie i wcale to nie było nic złego i jedyne, co mógłbym zrobić, by poczuł się lepiej, to siedzieć cicho i dać mu odpocząć. Ale ja nie chciałem siedzieć cicho, chciałem z nim porozmawiać, bardzo. I tu nie chodziło o zadawanie pytań, ale faktyczną rozmowę.
- Mów śmiało – usłyszałem zmęczony głos Mikleo i po chwili otworzył swoje cudne, lawendowe oczy. Poczułem na swoich policzkach rumieniec zażenowania, nawet teraz musiałem mu przeszkadzać. – Bije od ciebie chęć mówienia, więc i tak nie zasnę.
- Chciałem cię o cos poprosić – zacząłem niepewnie, patrząc wprost na niego.
- Już nigdy nie zataję przed tobą prawdy – odparł chłopak, co nieco zbiło mnie z tropu.
- Nie o to mi chodziło, ale to też sobie zapamiętam – uśmiechnąłem się lekko do niego. – Nie próbuj sam walczyć z tym człowiekiem. Przyznaję, nie pamiętam, jaka relacja nas łączyła, ale jestem pewny jednego, nie chciałbym, aby coś ci się stało. Czuję, że zależy mi na tobie i nie chciałbym cię stracić. Możemy razem znaleźć sposób na pokonanie go, by wszyscy byli wszyscy byli bezpieczni.
Chłopak wpatrywał się we mnie w milczeniu przez kilka długich sekund, a ja właśnie zdałem sobie sprawę, co takiego powiedziałem i poczułem zażenowanie. To brzmiało dwuznacznie, bardzo dwuznacznie i wcale nie tak, jakby był dla mnie jedynie przyjacielem. Co, jeżeli on poczuje się nieswojo, albo go tym uraziłem? Już chciałem się wytłumaczyć, ale zauważyłem, że Mikleo zaczyna delikatnie się uśmiechać. Więc… nie jest zły? Ani obrażony? Nie zrobiłem niczego złego?
- Postaram się – powiedział łagodnie, nie przestając się uśmiechać. Niczego mi nie obiecał, z czego z jednej strony się cieszyłem, ponieważ ma tą pewność, że nie są to puste słowa, z drugiej muszę bardzo na niego uważać, aby znów nagle nie znikł. – Ale jest coś jeszcze.
- Mogę się do ciebie przytulić? – wypaliłem, nerwowo zagryzając wargi. Jego bliskość napawała mnie spokojem, i troszeczkę jej potrzebowałem w tym momencie.
- Naprawdę pytasz się, czy możesz się przytulić? – powtórzył z rozbawieniem, a ja znów poczułem się głupio. – Nie musisz się pytać o takie rzeczy. Jeżeli czujesz taką potrzebę, po prostu to zrób.
- Czyli tak? – musiałem się upewnić, by przypadkiem go nie urazić, albo zakłopotać, chociaż z naszej dwójki to ja byłem zakłopotany i zażenowany własnymi pytaniami.
Chłopak parsknął śmiechem i pokiwał głową. Przysunąłem się do niego delikatnie, a następnie ostrożnie objąłem go dłońmi w pasie. Byłem lekko zaskoczony i zdumiony, kiedy anioł bez żadnego wahania odwzajemnił gest i wtulił się w moje ciało. Może i on potrzebował czyjejś bliskości? Jeżeli to ma mu pomóc poczuć się lepiej, mógłbym go tak przytulać cały dzień. Z dziwnie szybko bijącym sercem poprawiłem uścisk, tym samym bardziej się do niego przytulając. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak bardzo byłem zmęczony całym tym dniem; nieprzespana noc i atak złego pasterza robiły swoje.
- Naprawdę jesteś jak owieczka – wymamrotałem tuż przed zaśnięciem, wsuwając nos w jego przyjemnie miękkie włosy.

<Mikleo? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Delikatny, lecz smutny uśmiech pojawił się na mojej twarz, nie tak miało to wszystko wyglądać, nie on miał zostać tym pokrzywdzonym, znów ratując mnie, naraża siebie i po co? Nie jestem wart tego poświęcenia, powinien naprawdę myśleć o sobie. To on jest człowiekiem, to jego życie dla Boga jest najważniejsze nie moje, gdy umrę nic wielkiego się nie stanie i tak nikt mnie nie widzi, nikt we mnie nie wierzy i nikomu nie jestem potrzebny nawet i jemu. Doskonale poradzi sobie be zemnie, musi tylko bardziej na siebie uważać jeszcze trochę i z mojej winy straci życie, narażam go na śmiertelne niebezpieczeństwo. Co ja robię? Naprawdę zasługuje na śmierć, już raz ktoś mi bliski stracił dla mnie życie, teraz gdy o tym wiem, nie pozwolę, aby historia się powtórzyła, ona nie powinna była dawać mi drugiego życia, jednak jeśli już je mam nie pozwolę, aby Soerey zginął z powodu mojej bezsilności, muszę trzymać go od tego jak najdalej, ten człowiek chce mnie nie jego, nie musi mnie chronić, ja sobie jakoś poradzę najważniejsze, aby i on i Yuki byli bezpieczni, nic więcej się dla mnie nie liczy.
- Nie przejmuj się tym - Szepnąłem, odsuwając jego dłoń od rany, którą uleczyłem, w tej chwili nie obchodził mnie Medyk, który miał zjawić się za kilka chwil, aby się nim zająć, zawsze to ja dbałem, aby jego rany szybko się goiły, nikt inny nie musi tego robić.
Sorey delikatnie zaskoczony dotknął miejsca, w którym to znajdowała się rana, przez chwilę patrząc na mnie z widocznym zaskoczeniem na twarzy. Nie wszystko jeszcze ułożyło mu się w głowie, nadejdzie czas, gdy zrozumie wszystko, a wtedy znów będzie tym samym głupiutkim dzieciakiem co zwykle.
Dzieciakiem, za którym teraz tęsknie, niby i mam go przy sobie jednak to nie ta sama osoba jestem mu obcy i to odbiera mi nadzieję, nasz pakt na chwilę obecną nawet nie trzyma mnie przy nim. Jestem, bo tego chce i może to właśnie jest złe. Może gdybym odszedł, on byłby szczęśliwszy i co najważniejsze nie byłby narażony na niebezpieczeństwo, a to wszystko, tylko i wyłącznie z mojej winy. 
Patrzyłem na twarz chłopaka, w milczeniu wciąż było mi wstyd, nie powiedziałem mu wszystkiego, pomijając prawdę, nie okłamałem, po prostu mówiłem tylko to, co chciałem, aby wtedy wiedział, a mimo to naraziłem go na śmiertelne niebezpieczeństwo.
Otworzyłem usta, aby go przeprosić za to, co się stało, lecz nie było mi to dane, medyk pojawił się wraz z rycerzem, podchodząc do pasterza, aby medyk mógł się nim zająć. 
- On uciekł - Reszta rycerzy wróciła do nas, a ja już wiedziałem, że to dopiero początek tej cholernej gry, ten koleś to morderca nie da się tak łatwo złapać a teraz gdy jest blisko, czuję jeszcze większą niepewność, już raz wbił mi nóż prosto w serce, wykorzystując do tego mojego przyjaciela, do czego więc może być zdolny teraz? Do wszystkiego i to martwi mnie najbardziej.

Wróciliśmy do zamku, gdzie medyk poprosił Soreya, aby odpoczywał, jego ciało było mocno pobijane, a ja nie wszystko mogłem uleczyć ostatnimi czasy i moja moc osłabła wraz z wiarą dla tego tak bezużyteczny mogłem się wydawać.
- Jak się czujesz? - Zapytałem, gdy mężczyzna wyszedł, podchodząc do łóżka, w którym leżał chłopak.
- Nie jest tak źle - Przyznał, podnosząc się do siadu, cicho wzdychając. - Kim był ten mężczyzna? - To pytanie nie spodobało mi się ani trochę, on nie musiał wiedzie, nie powinien się teraz nim przejmować, jeszcze przejdzie na to czas.
- Opowiem ci o nim później, nie teraz jeszcze przyjdzie czas i na to - Zapewniłem, chcąc wstać z łóżka, aby uciec od udzielania mu odpowiedzi na to pytanie.
- Nie później chce wiedzieć to teraz - Złapał mnie za rękę, ciągnąc w stronę łóżka, nie dając mi innego wyboru. Nadszedł czas, aby opowiedzieć mu, o złym pasterzu.
Nie byłem zbyt przekonany do tego, czy powinienem to robić, poza tym nie miałem pewności, że mi uwierzy, już raz nie powiedziałem mu całej prawdy, tym razem może pomyśleć tak samo. Mimo tej niepewności opowiedziałem mu wszystko o naszej wyprawie, o ruinach o tym, co się wydarzyło, gdy tam trafiliśmy, o tym, kim był ten mężczyzna, pominąłem w tym wszystkim tylko jeden mały fakt zdradę, której się dopuścił, wolałem, aby o tym zapomniał, to nie było aż takie ważne, nie teraz wybaczyłem mu i tylko to się liczy.
Sorey po usłyszeniu całej historii chciał dowiedzieć się czegoś jeszcze na temat pasterza i nie tylko, ja jednak nie miałem na to siły. Po spotkaniu z Alexandrem czułem się źle nie fizycznie, a raczej psychicznie, czułem się dziwnie, trochę tak jakbym rozpadał się od środka, moje myśli krążyły wokół tego potwora, a strach nie pozwalał mi o nim zapomnieć, do tego ta rozmowa w żadnym wypadku mi tego nie ułatwiała.
- Przepraszam, na tę chwilę zakończmy na tym, chciałbym położyć się na chwilę w łóżku, pójdę do siebie, ty z resztą też powinieneś odpocząć, spisałeś się dziś - Przyznałem, łagodnie uśmiechając się do chłopaka. - Możesz puścić? - Zapytałem po chwili, gdy to wciąż trzymał moją rękę, nie dając mi możliwości pójścia do „swojego pokoju”.

<Sorey? C:>

Od Soreya CD Mikleo

Nie wiedziałem, kim był ten chłopak. Nie wiedziałem, skąd znał on Mikleo i jakim cudem go widział – sam anioł mi mówił, że tylko ludzie wierzący mogli widzieć Serafiny, a to tylko przemawiało na korzyść nieznajomego. Poza tym, wszystkie słowa, które wypowiadał, miały sens i to było w tym wszystkim najgorsze. Chciałem uwierzyć aniołowi, którego tak podziwiałem i na którym tak mi zależało, ale już raz mnie okłamał. Może to zrobić po raz kolejny. I jeszcze życie wieczne, za życie zdrajcy.  To wszystko bardzo by mnie kusiło, gdyby nie fakt, że i ten chłopak mógł kłamać. To wszystko to były tylko słowa przeciwko słowom. I komu powinienem zaufać?
Drżącą ręką chwyciłem za nóż, który wyciągał w moją stronę nieznany mi chłopak. Kiedy tylko mocniej zacisnąłem palce na rękojeści, usta czarnowłosego uniosły się w zwycięskim uśmiechu, a Lailah jęknęła cicho ze zrezygnowaniem. A może z bólu? Nie wiedziałem, co się im stało, dlaczego leżeli na ziemi, czy on im coś zrobił? Wcześniej Mikleo z trudem wstał z ziemi, sprawiał wrażenie, jakby to sprawiało mu wiele bólu. Teraz nawet na mnie nie spojrzał, patrzył gdzieś w bok i sprawiał wrażenie zawstydzonego. A może raczej załamanego. Już nawet nie próbował mnie przekonywać do swojej racji.
Gdy tylko pewniej trzymałem broń posłałem niepewne spojrzenie leżącemu na ziemi Serafinowi wody, ale ten nadal omijał mój wzrok. Miałem nadzieję, że nie pożałuję swojej decyzji. Bez zawahania zaatakowałem nieznajomego, postanawiając zaufać słowom anioła, nawet jeżeli ten wydawał się we mnie nie wierzyć.
Wydawało mi się, że kiedy odbiorę broń nieznajomemu, pokonanie go będzie nieco prostsze. Z początku szło mi całkiem sprawnie, zaufałem intuicji i pamięci ciała, jeżeli chodziło o walkę. Nie doceniłem jednak przeciwnika i przeceniłem swoje możliwości. Czarnowłosy był o wiele silniejszy ode mnie i bardzo szybko to wykorzystał. Po kilkunastu minutach klęczałem na ziemi, z pokaleczoną twarzą, a chłopak trzymał mnie mocno za włosy; prawdopodobnie gdyby nie to, leżałbym na ziemi, tak, jak moi towarzysze; podczas tej walki kątem oka widziałem, jak Serafiny próbują się podnieść, aby prawdopodobnie mi pomóc, ale zaraz padały, jakby były przygniatane wielkim ciężarem. Miałem cichą nadzieję, że uciekną podczas kiedy ja będę zajmował uwagę chłopaka, nie chciałem, aby moje poświęcenie poszło na marne. Czarnowłosy wolną dłonią otarł krew płynącą z rozwalonego nosa, a następnie przyłożył mi nóż do gardła i nachylił się nade mną.
- Chciałem być dla ciebie miły, ale nie pozostawiasz mi wyboru – warknął, mocniej przyciskając mi ostrze do gardła. Poczułem nieprzyjemne szczypanie i powoli spływającą krew po mojej skórze. – Moglibyśmy się bez problemu dogadać, czemu musisz być taki problematyczny?
W milczeniu słuchałem jego słów, kątem oka obserwując leżącego na ziemi Mikleo. Czemu on nie wstaje i nie ucieka? To nie może skończyć się w ten sposób. Chciałem się mu odwdzięczyć za te wszystkie razy, w których mnie uratował, ale to mi bardzo marnie wychodzi. Nie dość, że jestem żałosnym człowiekiem,  i do tego słabym.
- Weź mnie zamiast ich – wymamrotałem, przenosząc wzrok na chłopaka.
- Ciekawa propozycja, ale całkowicie nieopłacalna – odparł niedbale, delikatnie odsuwając nóż od mojej skóry. – Żadnego pożytku z ciebie nie mam, w przeciwieństwie do mojego aniołka.
To mój anioł, przeszło mi przez myśl, ale skąd wzięło się nagle takie przekonanie, nie wiedziałem. Przecież Mikleo był wolną istotą, nie należącą ani do mnie, ani tym bardziej do niego.
Nagle usłyszałem podniesione głosy, w kierunku których wszyscy spojrzeliśmy. Przyznam, odczułem ulgę widząc biegnący w naszą stronę oddział strażników, w przeciwieństwie do czarnowłosego, który przeklął szpetnie. Podniósł się gwałtownie do góry, puszczając moje włosy i niedokładnie przesuwając ostrzem po moim gardle. Od razu przycisnąłem dłoń do rany, chcąc choć trochę zatamować płynącą krew, chociaż nadal czułem, jak wypływa spomiędzy moich palców. Czarnowłosy uciekł, a za nim ruszyła bodajże czwórka strażników. Jeden z zatrzymał się i uklęknął, sprawdzając mój stan. Po tym kazał mi poczekać, a on szybko pobiegnie po medyka. Oczywiście, bo miałbym siłę, aby gdziekolwiek się ruszyć.
- Sorey… - usłyszałem cichy głos Mikleo i zaraz poczułem jego palce na ręce, którą trzymałem przy szyi, niepotrzebnie brudząc swoje nieskazitelne dłonie brzydką czerwienią.
- Zostaw, ubrudzisz się – wymamrotałem, przenosząc swój wzrok na niego i uśmiechając się do niego blado. Zauważyłem, że wyglądał trochę lepiej i już mógł bez trudu się poruszać. Czyli to jego obecność tak na niego działała, należało go trzymać jak najdalej od tego człowieka. Musiałem tego dopilnować, kiedy już medyk zajmie się tą raną, bo jeszcze znów wpadnie na jakiś głupi pomysł.

<Mikleo? c:>