Spojrzałem zaskoczony na kota, który tak nagle zeskoczył
z łóżka. Mruczek był bardzo niezadowolony i machał nerwowo ogonem, z łebkiem
uniesionym ku górze i wyraźną pretensją w żółtych ślepiach. Stworzonko
prychnęło z urazą i podbiegło do drzwi, z dumnie uniesionym ogonem. Nie widząc
innego wyjścia, po prostu odłożyłem księgę księżniczki na bok i wypuściłem
kota.
Ale to nie nagły ruch ze strony kociaka zbudził moją uwagę,
a cichy huk, który wydała spadająca książka. Podszedłem do łóżka i uklęknąłem
przy księdze, a następnie wziąłem ją do rąk. Była bardzo zniszczona, jakby ktoś
wrzucił ją do wody, a następnie wysuszył. Przekartkowałem parę stron, ale słowa
były rozmazane i nieczytelne. Nie to mnie martwiło.
Jakim cudem ta książka się tutaj znalazła? Nie było
jej na szafce nocnej, kojarzyłbym, gdyby tuż obok mojej głowy leżał tak
charakterystyczny przedmiot. Rozejrzałem się po pokoju i wczoraj, i dzisiaj,
gdyby gdzieś tutaj leżała, zauważyłbym ją z pewnością. Zatem skąd tutaj się
wzięła? Musiało istnieć na to jakieś sensowne wytłumaczenie. Kot sam z siebie
nie mógł jej zrzucić.
- Mikleo, to ty? – spytałem cicho, rozglądając się po
pokoju, ale nikogo nie zauważyłem Nie zraziłem się tym, po tym wszystkim, co
przeczytałem chciałem, aby ktoś taki jak on istniał; anioł i przyjaciel, który zawsze
by przy mnie był i na którego mógłbym liczyć. I który krzyczałby na mnie,
gdybym spadł z wysokości i rozwalił kolano. Uśmiechnąłem się na wspomnienie tego
snu, naprawdę chciałem, aby to wszystko okazało się prawdą, a nie jedynie
wytworem mojej wyobraźni bądź głupim żartem księżniczki.
Postanowiłem zaryzykować i założyć, że on istnieje, w żadnym
przypadku nie stracę. Jeżeli mam rację, to już teraz oszczędzę sobie nerwów i
nie będę się zastanawiał, czy wariuję, czy nie. A jeżeli okaże się, że to głupi
żart… cóż, po prostu będę wariatem z wymyślonym przyjacielem-aniołem i
przynajmniej nigdy nie będę sam.
Usiadłem na łóżku i uważnie zacząłem przeglądać
zniszczone strony. Potrafiłem odczytać tylko pojedyncze słowa, które same nie
miały za bardzo sensu. Świątynia, żywioły, woda, klątwa… co to wszystko
miało znaczyć? Westchnąłem ciężko, zamykając książkę . To nie miało absolutnie żadnego
sensu. Zakładając, że nie jestem wariatem i że ten cały Mikleo stoi za
zrzuceniem tej księgi, którą nie wiadomo skąd wziął, co to wszystko mogło
oznaczać?
- Nie rozumiem, co chcesz mi przekazać – przyznałem,
rozglądając się po pokoju. Czekałem na jakiś znak, ale nic się nie stało. Nie
powiem, troszeczkę się zawiodłem, nie potrzebowałem czegoś nie wiadomo czego,
ot przesunięcie jakiejś rzeczy, albo zrzucenie czegoś, tak jak tej książki.
Byleby to nie było coś ze szkła. – Wiesz, miło by było, gdybyś dał mi jakiś znak,
czułbym się lepiej. Mam wrażenie, że wariuję. Pomimo, że jestem sam w pokoju,
czuję czyjąś obecność, i widzę kogoś kątem oka. Mam nadzieję, że to ty, chcę,
abyś to był ty. Nie chcę, abyś był tylko wytworem mojej wyobraźni – dodałem,
zniżając głos do szeptu.
Chyba jednak produkowałem się na próżno, bo nic się nie
stało. Znów zacząłem wątpić w to wszystko. To są po prostu zwykłe przypadki, a
mój umysł, po wchłonięciu tych wszystkich informacji, po prostu to wszystko
wyolbrzymia.
Nagle poczułem przyjemne ciepło na policzku i
odruchowo przyłożyłem dłoń do niego dłoń. Co to było – wybujała wyobraźnia,
dziwna reakcja organizmu czy może wyczekiwany znak? Nie za bardzo miałem czas,
aby się nad tym głowić, bo ktoś zaczął pukać w drzwi. Otrząsnąłem się z
lekkiego otępienia i ruszyłem otworzyć drzwi podejrzewając, że to Alisha, w
końcu jedna ze służących był tutaj parę godzin temu, aby zabrać tacę. Nie
myliłem się, kiedy tylko dziewczyna weszła do pokoju od razu zaczęła
przepraszać, że tak długo jej to wszystko zajęło.
- Przecież nic się nie stało, na pewno masz o wiele
ważniejszych obowiązków niż niańczenie mnie – odparłem z lekkim uśmiechem.
- To z mojej winy straciłeś pamięć, więc…
- Nie mów tak – od razu jej przerwałem podejrzewając,
jak będzie brzmiała reszta część zdania. – Sama mówiłaś, że to był wypadek,
więc to nie była niczyja wina. Może co najwyżej moja, bo nie uważałem i słabo
trzymałem się w siodle – dodałem, wzruszając ramionami. – Głupi i niefortunny
wypadek, nic innego.
- Mimo to i tak jestem ci winna przysługę. Uratowałeś
mój kraj od wojny, naprawdę jestem ci za to wdzięczna – odpowiedziała, a ja zmarszczyłem
brwi na jej słowa. Co zrobiłem? I jakim cudem?
- Co? – spytałem niemrawo, patrząc na nią z
niezrozumieniem. Dziewczyna westchnęła ciężko i na moment utkwiła wzrok w
jednym punkcie, jakby na kogoś patrzyła i słuchała. Albo jest świetną aktorką,
albo ktoś tam naprawdę był.
- Nie mogę ci za wiele o tym opowiedzieć, bo sama nie
znam za wiele szczegółów, to nie ja będę ci o tym opowiadać. Ale na tę chwilę
mogę ci powiedzieć, że spełniłeś swój pasterski obowiązek – odpowiedziała z
delikatnym uśmiechem na ustach.
Jej słowa nic mi nie wyjaśniły, a wręcz przeciwnie – w
mojej głowie powstał jeszcze większy mętlik. Alisha to zauważyła, bo od razu
zmieniła tor rozmowy. Spytała, czy nie mam żadnych pytań, albo czy nie chcę
usłyszeć kolejnej historii ze swojego życia. Zastanowiłem się nad jej słowami i
miałem jedno pytanie, które pomoże mi określić, czy blondynka ze mnie drwi.
- Ten Serafin wody, którego znam od zawsze… - zacząłem
powoli, siadając na łóżku i nie spuszczając z niej wzroku. W tym momencie
jedzenie najmniej mnie interesowało. – Jak się on nazywa?
- Ma na imię Mikleo – odparła, patrząc na mnie z
ciekawością. – Z tego co wiem, dorastaliście razem i byliście nierozłączni.
Na jej słowa poczułem, jak po plecach przechodzi mi
przyjemny dreszcz. Nie mogła sobie ze mnie drwić, ponieważ skąd niby miałaby
znać jego imię. Nie mówiłem jej, jak nazywał się chłopiec z mojego snu.
- Jak wygląda? – dopytywałem, wygodniej siadając na
łóżku.
- Cóż… - dziewczyna zakłopotała się nieco, patrząc
gdzieś ponad mnie. – Jest troszeczkę wyższy ode mnie, ma długie,
jasnoniebieskie włosy, aktualnie związane w kucyk i lawendowe oczy. Ma także
bladą cerę, a kiedy ty przedstawiałeś mi jego wygląd dawno temu powiedziałeś mi
także, że jest uroczy – ostatnie zdanie wypowiedziała z szerokim uśmiechem na
ustach.
Z czego się tak
cieszyła, nie mam pojęcia, ale dzięki jej wypowiedzi wiedziałem, że jednak
sobie ze mnie nie drwiła. Znała szczegóły, których jej nie opowiadałem, czyli musiała
mówić prawdę. Ulga, którą w tamtym momencie poczułem, była nie do opisania.
Spytałem, gdzie on teraz jest, a dziewczyna odparła,
że siedzi na łóżku za mną. Odwróciłem się, ale nikogo nie dostrzegłem. Czemu
tak jest? Czemu nie mogłem go dostrzec? Alisha mi tłumaczyła, że ludzie
niewierzący w istoty tego pokroju nie mogą ich zobaczyć, ale przecież ja
wiedziałem, że tam jest. Czułem jego obecność, mogłem zobaczyć go kątem oka,
więc czemu nie mogłem go dostrzec w tym momencie? To wszystko napawało mnie
smutkiem i irytacją.
- Naprawdę chciałbym móc go zobaczyć. Albo usłyszeć – odparłem,
patrząc z żalem na puste miejsce, w którym najprawdopodobniej siedział Serafin
wody.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz