Słuchałem uważnie ich rozmowy, spuszczając głowę, naprawdę było mi z tym
źle, a jednocześnie byłem delikatnie poirytowany i szczęśliwy.
Poirytowany, bo nie byłem uroczy, nie dam sobie tego wmówić nigdy w
życiu a szczęśliwy, bo Sorey zaczyna coś sobie przypominać lub bardziej wierzyć w moje istnienie.
- Przecież jest możliwość, abyś go usłyszał - Alisha zwróciła swoimi słowami moją uwagę, nie powinna tego mówić to może nie być najlepszy pomysł.
- Alisha nie, to nie jest dobry pomysł - Zacząłem, ostrożnie zauważając jej osobę podchodzącą do mnie.
- Kiedyś on pomógł mi cię usłyszeć, teraz ja mu w tym pomogę - Mówiła, chwytając delikatnie moje dłonie, wciągając powietrze do płuc, zamykając stroje oczy, aby dać mi czas na skomunikowanie się z przyjacielem.
- To bez sensu - Burknąłem, cicho wzdychając, przewracając oczami, chcąc już zakończyć tę zabawę. To, że Sorey potrafił zrobić coś takiego, nie oznacza, że i jej się uda. Nie jest pasterzem i choć jej aura jest silna, może nie być w stanie pomóc chłopakowi w usłyszeniu mnie.
- Mikleo to ty? - Usłyszawszy głos przyjaciela, zamilkłem na chwilę, odwracając głowę w jego stronę. Udało się? On mnie słyszy? A jednak to nie był wcale taki głupi pomysł, aby Alisha pomogła mi się z nim skontaktować.
- Tak, to ja - Przyznałem, mój głos był spokojny i bardzo łagodny ulżyło mi, gdy zaczął we mnie wierzyć a teraz gdy już mnie słyszy, może być pewny mojego istnienia, nie jestem jego chorym wyobrażeniem, ja naprawdę istnieje i teraz mógł być tego pewien.
Tak wiele chciałem mu powiedzieć, tak wiele przypomnieć, nie starczyło jednak mi na to wszystko czasu. Alisha potrzebując powietrza, zerwała naszą więź, nic nie szkodzi najważniejsza była dla mnie zwykła możliwość porozmawiania z nim. Tak bardzo chciałbym, aby mnie zobaczył, jego wiara wciąż jest za mała, może z czasem to się zmieni. Już wie, że nie jestem wytworem jego wyobraźni, jeśli będzie się bardzo starał, to kto wie, może zobaczy mnie tak szybko, jak niegdyś Aliaha.
- On naprawdę istnieje - W głosie przyjaciela usłyszałem radość, nie tylko on się cieszył ja z resztą też i to bardzo, choć przy Alishy nie pokazywałem tego, udając jak zawsze poważnego i niezadowolonego z życia, taki już byłem nie potrafiłem lub też nie chciałem przy innych pokazywać, jaki potrafię być, to pozostawiałem tylko i wyłącznie dla mojego człowieka. Tylko on mógł zobaczyć moje prawdziwe oblicze, które skrywam przed całym światem.
- Tak istnieje i jest przy tobie cały czas - Księżniczka siedziała w pokoju, jeszcze jakiś dłuższy czas rozmawiając i pilnując, aby Sorey zjadł posiłek, z tego, co widziałem nie był specjalnie nim zainteresowany, chcąc jak najwięcej informacji wyciągnąć od Alishy która nie miała nic przeciwko, aby z nim rozmawiać, znając jednak umiar. Nie chciała męczyć biednego pasterza i tak już wystarczająco informacji dziś musiał przyswoić i chociaż chciałem, aby już mnie zobaczył, musiałem poczekać, na wszystko przyjdzie pora, prędzej czy później mnie zobaczy, a wtedy już nic nie będzie miało znaczenia, mogę być już zawsze jego przyjacielem, byleby mógł mnie kiedyś zobaczyć.
- Muszę niestety cię opuścić, przyjdę później obiecuję, zjedz swój obiad, a później odpocznij - Alisha pożegnała się z chłopakiem, a nawet mną tym razem nie mając oporów przed zwracaniem się do mnie, wychodząc z pokoju. Sorey, choć niechętnie skończył swój posiłek, trochę się nim bawiąc, jak dziecko nie potrafi normalnie zjeść, nie wiele się zmienia, czas mija, a on mentalnie wciąż jest małym dzieckiem i pomyśleć, że to on zdominował mnie, niesamowite jak doskonały potrafi być nawet z umysłem pięciolatka. Dobrze, że tego nie słyszy, mógłbym mieć poważne kłopoty, gdyby jednak doszło to do niego.
- Mikleo jesteś tu? - Zwrócił się do mnie, rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu mojej osoby, nie mając innego pomysłu na to, aby pokazać mu swoją obecność, podszedłem do okna, stukając dwa razy w jego szybę. Na twarzy Soreya pojawił się delikatny uśmiech, czego nie mógłbym pominąć. - Mogę zadać ci kilka pytań? Nie możesz mi odpowiedzieć, dlatego zastukaj w szybę jeden raz, jeśli odpowiedź będzie twierdząca, a jeśli nie zrób to dwa razy dobrze? - Uważałem to za cholernie głupi pomysł, jednak jeśli tylko tak mogłem się z nim komunikować, to nie mogłem się nie zgodzić. Ja i tak nic w sumie nie stracę na tym, a mogę zyskać.
Zastukałem raz w szybę, zgadzając się z jego pomysłem, tylko czekając na te pytania.
- Naprawdę znamy się od dziecka? - Na to pytanie zastukałem raz w szybę, znaliśmy się od zawsze, sam tak naprawdę nie pamiętałem już, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, na pewno byliśmy bardzo młodzi, tego faktu nic nie zmieni. Sorey zadawał proste pytania, na które potrafiłem mu „odpowiedzieć”, gdy milczałem, nie stukając w okno, szybko rozumiał, że nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Ta komunikacja była dosyć dziwna i przysięgam, nigdy bym nie pomyślał, że w taki sposób będę się z nim komunikował, jednak lepsze było już to od wiecznego milczenia, ile mogłem, tyle powiedziałem. Wystukałem, nie wiem jak to nazwać, po prostu udzieliłem mu odpowiedzi w niekonwencjonalny sposób. Może dzięki temu poukłada sobie wszystko w głowie, potrzebuje tylko czasu, którego nie mam zamiaru mu odbierać.
<Sorey? C:>
- Przecież jest możliwość, abyś go usłyszał - Alisha zwróciła swoimi słowami moją uwagę, nie powinna tego mówić to może nie być najlepszy pomysł.
- Alisha nie, to nie jest dobry pomysł - Zacząłem, ostrożnie zauważając jej osobę podchodzącą do mnie.
- Kiedyś on pomógł mi cię usłyszeć, teraz ja mu w tym pomogę - Mówiła, chwytając delikatnie moje dłonie, wciągając powietrze do płuc, zamykając stroje oczy, aby dać mi czas na skomunikowanie się z przyjacielem.
- To bez sensu - Burknąłem, cicho wzdychając, przewracając oczami, chcąc już zakończyć tę zabawę. To, że Sorey potrafił zrobić coś takiego, nie oznacza, że i jej się uda. Nie jest pasterzem i choć jej aura jest silna, może nie być w stanie pomóc chłopakowi w usłyszeniu mnie.
- Mikleo to ty? - Usłyszawszy głos przyjaciela, zamilkłem na chwilę, odwracając głowę w jego stronę. Udało się? On mnie słyszy? A jednak to nie był wcale taki głupi pomysł, aby Alisha pomogła mi się z nim skontaktować.
- Tak, to ja - Przyznałem, mój głos był spokojny i bardzo łagodny ulżyło mi, gdy zaczął we mnie wierzyć a teraz gdy już mnie słyszy, może być pewny mojego istnienia, nie jestem jego chorym wyobrażeniem, ja naprawdę istnieje i teraz mógł być tego pewien.
Tak wiele chciałem mu powiedzieć, tak wiele przypomnieć, nie starczyło jednak mi na to wszystko czasu. Alisha potrzebując powietrza, zerwała naszą więź, nic nie szkodzi najważniejsza była dla mnie zwykła możliwość porozmawiania z nim. Tak bardzo chciałbym, aby mnie zobaczył, jego wiara wciąż jest za mała, może z czasem to się zmieni. Już wie, że nie jestem wytworem jego wyobraźni, jeśli będzie się bardzo starał, to kto wie, może zobaczy mnie tak szybko, jak niegdyś Aliaha.
- On naprawdę istnieje - W głosie przyjaciela usłyszałem radość, nie tylko on się cieszył ja z resztą też i to bardzo, choć przy Alishy nie pokazywałem tego, udając jak zawsze poważnego i niezadowolonego z życia, taki już byłem nie potrafiłem lub też nie chciałem przy innych pokazywać, jaki potrafię być, to pozostawiałem tylko i wyłącznie dla mojego człowieka. Tylko on mógł zobaczyć moje prawdziwe oblicze, które skrywam przed całym światem.
- Tak istnieje i jest przy tobie cały czas - Księżniczka siedziała w pokoju, jeszcze jakiś dłuższy czas rozmawiając i pilnując, aby Sorey zjadł posiłek, z tego, co widziałem nie był specjalnie nim zainteresowany, chcąc jak najwięcej informacji wyciągnąć od Alishy która nie miała nic przeciwko, aby z nim rozmawiać, znając jednak umiar. Nie chciała męczyć biednego pasterza i tak już wystarczająco informacji dziś musiał przyswoić i chociaż chciałem, aby już mnie zobaczył, musiałem poczekać, na wszystko przyjdzie pora, prędzej czy później mnie zobaczy, a wtedy już nic nie będzie miało znaczenia, mogę być już zawsze jego przyjacielem, byleby mógł mnie kiedyś zobaczyć.
- Muszę niestety cię opuścić, przyjdę później obiecuję, zjedz swój obiad, a później odpocznij - Alisha pożegnała się z chłopakiem, a nawet mną tym razem nie mając oporów przed zwracaniem się do mnie, wychodząc z pokoju. Sorey, choć niechętnie skończył swój posiłek, trochę się nim bawiąc, jak dziecko nie potrafi normalnie zjeść, nie wiele się zmienia, czas mija, a on mentalnie wciąż jest małym dzieckiem i pomyśleć, że to on zdominował mnie, niesamowite jak doskonały potrafi być nawet z umysłem pięciolatka. Dobrze, że tego nie słyszy, mógłbym mieć poważne kłopoty, gdyby jednak doszło to do niego.
- Mikleo jesteś tu? - Zwrócił się do mnie, rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu mojej osoby, nie mając innego pomysłu na to, aby pokazać mu swoją obecność, podszedłem do okna, stukając dwa razy w jego szybę. Na twarzy Soreya pojawił się delikatny uśmiech, czego nie mógłbym pominąć. - Mogę zadać ci kilka pytań? Nie możesz mi odpowiedzieć, dlatego zastukaj w szybę jeden raz, jeśli odpowiedź będzie twierdząca, a jeśli nie zrób to dwa razy dobrze? - Uważałem to za cholernie głupi pomysł, jednak jeśli tylko tak mogłem się z nim komunikować, to nie mogłem się nie zgodzić. Ja i tak nic w sumie nie stracę na tym, a mogę zyskać.
Zastukałem raz w szybę, zgadzając się z jego pomysłem, tylko czekając na te pytania.
- Naprawdę znamy się od dziecka? - Na to pytanie zastukałem raz w szybę, znaliśmy się od zawsze, sam tak naprawdę nie pamiętałem już, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, na pewno byliśmy bardzo młodzi, tego faktu nic nie zmieni. Sorey zadawał proste pytania, na które potrafiłem mu „odpowiedzieć”, gdy milczałem, nie stukając w okno, szybko rozumiał, że nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Ta komunikacja była dosyć dziwna i przysięgam, nigdy bym nie pomyślał, że w taki sposób będę się z nim komunikował, jednak lepsze było już to od wiecznego milczenia, ile mogłem, tyle powiedziałem. Wystukałem, nie wiem jak to nazwać, po prostu udzieliłem mu odpowiedzi w niekonwencjonalny sposób. Może dzięki temu poukłada sobie wszystko w głowie, potrzebuje tylko czasu, którego nie mam zamiaru mu odbierać.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz