środa, 28 lipca 2021

Od Soreya CD Mikleo

 To było urocze, jak mój ukochany aniołek potrafił się zmartwić, chociaż całkowicie niepotrzebne. Nie zrobił przecież nic złego, a nawet jeśli, to przecież nie była jego wina. Wczoraj nie za bardzo panował nad sobą, co rozumiałem i starałem się być jak najbardziej wyrozumiały, by nie dać mu odczuć, że się irytowałem czy też niecierpliwiłem. Wiedziałem, że gdyby Mikleo to odczul, później miałby wyrzuty sumienia, a to było kompletnie niepotrzebne. 
- W porównaniu do innych pełni, tym razem byłeś bardzo spokojny – wymruczałem, po czym po raz kolejny ucałowałem jego słodziutkie usteczka. 
Faktycznie, byłem trochę zmęczony, w końcu wczoraj nieco się namęczyłem, by spełnić wszystkie wymagania mojej owieczki, ale to nic. Dzisiaj oboje jesteśmy zmęczeni wczorajszym dniem, więc pewnie oboje będziemy wypoczywać. Czy mogę prosić o coś więcej? Znaczy, pewnie bym mógł, ale nie chciałem, to mi w zupełności wystarczało. 
- Mówisz mi tak, ponieważ nie chcesz wywołać we mnie wyrzutów sumienia, czy faktycznie tak było? – spytał, unosząc jedną brew. 
- Czy ty właśnie zasugerowałeś, że mógłbym cię okłamać? – odpowiedziałem pytaniem, będąc oburzony. 
- Czasem ci się zdarza – przyznał, a to zdania skłoniło mnie do refleksji. Faktycznie, czasem zdarzyło mi się nieco nagiąć prawdę, by Mikleo się czymś niepotrzebnie nie zmartwił. Ale żeby to od razu uznać, że go okłamuję? To była już leciutka przesada. 
- To nie jest kłamstwo, tylko leciutkie naginanie prawdy, byś nie musiał się martwić niepotrzebnymi rzeczami, to po pierwsze. A po drugie, tym razem nie musiałem tego mówić, naprawdę byłeś wczoraj spokojny – powiedziałem spuszczając wzrok, odrobinkę nadąsany. Staram się dla niego najbardziej jak mogę, by czuł jak najlepiej, a on oskarża mnie o taką straszną rzecz jak kłamstwo, to nie jest najlepsze uczucie. 
- No wiem, wiem, wierzę ci, tylko się troszkę droczę – odpowiedział, chwytając jedną z moich dłoni i składając na niej delikatny pocałunek. To mi nie do końca pasowało, zwykle to ja to robiłem i to miało sens, ponieważ pocałunek w dłoń był oznaką szacunku. Mój Mikleo jak najbardziej na niego zasługiwał, z kolei ja, za to wszystko, co mu kiedykolwiek zrobiłem, już niekoniecznie. – Gdzie rano byłeś? – spytał, zmieniając temat. 
- Na śniadaniu. Nie budziłem cię, ponieważ domyślałem się, że po wczorajszym dniu będziesz zmęczony – wyjaśniłem, wstając z kucek. – No nic, nie będę ci już ci przeszkadzał, relaksuj się do woli, poczekam na ciebie w sypialni – odpowiedziałem, całując go w czubek głowy. Już wystarczająco się mu dzisiaj naprzykrzyłem, więc teraz czas, aby Mikleo troszkę odpoczął. 
Nie czekając na jego wypowiedź, po prostu wyszedłem z łazienki, w końcu, nie było nic, co mógłby dodać. Wziąłem z szafki książki, której jeszcze nie zdążyłem przeczytać, a następnie usiadłem w fotelu. Nie miałem specjalnie wielkich planów na ten dzień, myślałem o tym, że może dzisiaj kupimy lepsze ubrania dla mojego męża. Nie, żeby te były złe, wręcz przeciwnie, wyglądał w nich przeuroczo, tylko to nie były ubrania, które nadawały się do podróży, a przynajmniej takie było moje zdanie. Później możemy przejść się nad jezioro, wydaje mi się, że taki pomysł bardzo by mu się spodoba. Albo może najpierw pójdziemy nad jezioro, a później na małe zakupy...? To jeszcze pozostaje do ustalenia. 
- Sorey? – słysząc głos mojego męża, oderwałem wzrok od książki, uśmiechając się do niego delikatnie. Byłem troszkę zaskoczony, że tak szybko Mikleo wyszedł z wody, podejrzewałem, że to zajmie mu znacznie więcej czasu. 
- Coś się stało? Szybko wyszedłeś – spytałem, odkładając książkę na bok, by móc mu poświęcić jak najwięcej swojej uwagi. 
- Chciałem cię o to samo zapytać – odpowiedział, podchodząc do mnie i siadając na moich kolanach. Przytuliłem go do siebie i złożyłem delikatny pocałunek pomiędzy jego łopatkami. 
- Po prostu chciałem dać ci troszkę czasu dla ciebie. To przecież nic złego – wyjaśniłem mu, nie przestając się do niego uśmiechać. – Zrelaksowany i wypoczęty? – dopytałem, zaczynając bawić się jego kosmykami. Jak brakowało mi ich układania i splatania, i chociaż przez swoją rękę miałem z tym lekkie problemy, robienie fryzur nadal sprawiało mi tyle samo przyjemności, co przed wypadkiem. 
- Z tobą byłoby jeszcze lepiej – wymruczał, zaczynając poprawiać moje kosmyki. W sumie, może to i lepiej, moje włosy były w lekkim nieładzie, nie za bardzo miałem ochotę, aby się nimi szczególnie zajmować. I tak wszyscy na zamku widzieli mnie nie raz w gorszym stanie, więc nic złego się nie stanie, jak raz ujrzą mnie w roztrzepanych włosach. Poza tym, ich ułożenie nie zmieni jakoś specjalnie mojego wyglądu, więc po co się trudzić? 
- Przesadzasz – odparłem, całując go w ramię. – Właściwie, to myślałem troszkę o tym, jak możemy spędzić ten dzień. Moglibyśmy pójść na targ, by kupić ci jakieś lepsze ubrania, a później możemy się przejść nad jezioro, byś tam też mógł sobie wypocząć.
- A co jest nie tak w tym ubraniu? – spytał spuszczając głowę, by móc obejrzeć rzeczy, jakie miał na sobie. 
- Nic, jest cudowne i urocze, ale chyba nie najwygodniejsze do podróży. A powinniśmy się już powoli do niej przygotowywać, Yuki z resztą ferajny może wrócić w każdej chwili – wyjaśniłem. – No i jeżeli wolisz, najpierw możemy pójść nad jezioro, a później na zakupy, wszystko zależy od ciebie. 
- Wydaje mi się, że lepiej będzie najpierw przejść się po mieście, a później wrócić i odpocząć w zamku – słysząc jego odpowiedź zmarszczyłem brwi. Czemu mielibyśmy wrócić do zamku...? Znaczy, tak, prędzej czy później byśmy wrócili, ale czemu po zakupach? Przecież mieliśmy jeszcze iść nad jezioro... chyba się źle zrozumieliśmy. 
- Miki, chodziło mi o to jezioro poza miastem – wyjaśniłem, nie chcąc żadnych nieporozumień. 
Co prawda, ja nie za bardzo lubiłem tam chodzić, ponieważ to miejsce kojarzyło mi się tylko ze śmiercią mojego męża, ale już trochę czasu minęło od tego wydarzenia, a Mikleo przecież jest żywy. Zdecydowałem się jednak na pójście właśnie tam, a nie do królewskiego ogrodu, ponieważ coś wydawało mi się, że tak wolałby Mikleo. Nie ma się czemu dziwić, w końcu jezioro było położone w odosobnionym miejscu z dala od ludzi, więc mieliśmy troszkę prywatności, którą tak bardzo cenił. Zresztą nie tylko on, ja też zdecydowanie wolałem, kiedy byliśmy tylko we dwoje. Nie musiałem uważać na swoje gesty albo na to, czy mówię do „powietrza”, by ludzie nie brali mnie na dziwaka. Chociaż... chyba dla nich już nim jestem. 
- Pasuje ci to? – dopytał niepewny, doskonale znając moją niechęć do tego miejsca. 
- Gdyby nie pasowało, to bym tego nie proponował – zapewniłem, uśmiechając się do niego szerzej. Szczerze, to nie byłem za bardzo przekonany do tego pomysłu, ale przecież muszę w końcu się przełamać i tam pójść. Nie mogę w końcu unikać tego miejsca w nieskończoność, a z moim mężem, którego będę miał w zasięgu wzroku, nie powinno być tak źle. A przynajmniej taką miałem nadzieję. 

<Owieczko? c:>

Od Shōyō CD Taiki

 Mój humor nieco przygasł kiedy dowiedziałem się, że Taiki jutro będzie dłużej siedział w pracy. Już teraz mało przebywał w domu i były momenty, w których to bardzo brakowało mi jego uwagi, ale przecież nic nie mogłem z tym zrobić, poza zaakceptowaniem tego wszystkiego. Już nawet nie chodzi o to, że spędzamy ze sobą mało czasu, chodzi także o jego zdrowie, no ale przecież moje logiczne argumenty go nie przekonują. Poza tym, miałem przeczucie, że stanie się jutro coś złego, ale to było tylko przeczucie.
Nie chcąc dawać znać Taiki’emu, że tą wiadomością sprawił mi smutek, uśmiechnąłem się się do niego delikatnie, kiwając głową i idąc za nim. Nie miałem za bardzo ochoty na grę, co za chwilę im powiem, ale to zaraz. Najpierw się z nimi przywitam, a dopiero później grzecznie i po cichu odsunę się na bok. W tym akurat jestem bardzo dobry i mało kto zauważał, kiedy dokładnie znikałem, nawet Taiki’emu umykały takie szczegóły. 
Kiedy podszedłem do grupki jego znajomych, nawet nie musiałem się odzywać. To Taiki skupił na sobie całą uwagę, witając się z chłopakami. Od razu zauważyłem, że mój narzeczony się rozpromienił, co sprawiło, że i ja miałem nieco lepszy humor. Widać było, że bardzo brakowało mu towarzystwa, co było całkiem zrozumiałe, w końcu był on osobą bardzo towarzyską, a przez nadmiar pracy i ani dla nich, ani tym bardziej dla mnie. Zdecydowanie jego pracodawcy dają mu za mało czasu wolnego, no ale przecież to tylko moje skromne zdanie, które raczej nie jest ważne. 
Po nieco dłuższym przywitaniu i docinkach mecz mógł się zacząć, dlatego ja ostrożnie oznajmiłem, że mogę zasiąść na widowni. Oczywiście, chłopaki przekonywali mnie, bym zagrał razem z nimi, ale ja i tak uparcie odmawiałem. Nie miałem za bardzo ochoty, to po pierwsze, a po drugie nie chciałem im psuć zabawy. Wiedziałem, że w ich grę najlepszy nie byłem i raczej się nie stanę, najwidoczniej nie nadaję się do koszykówki... bo tak w sumie, to do czego się nadawałem? Nie było chyba za wiele takich rzeczy. Jak teraz szybko się nad tym zastanowię, to nie potrafię przytoczyć ani jednej rzeczy, do której bym się nadawał. To chyba wiele o mnie mówiło... niemalże od razu wyczułem na swojej osobie zmartwione spojrzenie Taiki’ego, dlatego od razu się do niego uśmiechnąłem. Nie chciałem, by się o mnie martwił, w końcu nie ma o co, trochę się podąsam i mi przejdzie, jak zawsze zresztą.
Siedziałem grzecznie na trawie, starając się skupić całkowicie na grze. Wiedziałem, że mój narzeczony potrzebował w tym momencie bardzo dużo uwagi, co było odrobinkę dziecinne, ale już nie chciałem tego mówić na głos. Charakterek Taiki’ego był bardzo specyficzny, co przecież uszanowałem i zaakceptowałem, więc nie miałem prawa narzekać. Poza tym, ja sam w pewnym stopniu byłem do niego podobny, w końcu też pragnąłem jego uwagi. 
- Byłeś niesamowity – powiedziałem do mojego narzeczonego, kiedy do niego podszedłem po skończonym meczu, który skończył się oczywiście wygraną dla drużyny, w której się zajmował. 
- Lubię, kiedy tak do mnie mówisz – wymruczał, po czym pocałował mnie w czubek głowy. Ten drobny gest sprawił, że na moich policzkach pojawił się rumieniec. Mieliśmy przecież niemałą widownię i chociaż domyślałem się, że wiedzieli oni o naszm związku, to i tak czułem się odrobinkę speszony. To, co prawdy, był całkowicie niewinny gest, ale ja i tak byłem zawstydzony. Jeszcze nie udało mi się przywyknąć do pokazywania czułości przy tak wielkiej w publice, dopiero co zacząłem czuć się nieco pewniej w przy domownikach. 
- Co będziemy robić teraz? – spytałem cicho nadal zawstydzony, odsuwając się od niego i poprawiając nerwowo swoje włosy.
- Teraz może przejdziemy się po mieście? Pasuje ci? – jego odpowiedź bardzo mnie zaskoczyła. Podejrzewałem, że teraz spędzimy czas z jego przyjaciółmi czy coś w ten deseń, ale na to się nie zapowiadało.
- Sami? – spytałem, chcąc się upewnić, że dobrze się zrozumieliśmy. Mój narzeczony kiwnął głową, delikatnie się do mnie uśmiechając. – Myślałem, że chciałeś spędzić trochę czasu z chłopakami – odezwałem się zauważając, że cała grupka się wycofuje i żegna się, machając do mnie. Najwidoczniej z Taikim musieli pożegnać się wcześniej. 
- Wczoraj spędziłem z nimi wystarczająco dużo czasu, więc dzisiaj muszę dać trochę atencji tobie – powiedział, odgarniając jeden z moich rudych kosmyków, który opadł mi na czoło. To było bardzo urocze z jego strony, ale wydawało mi się, że potrzebuje on towarzystwa nieco większej grupy osób, nie tylko mnie. 
- Ale wiesz, że mi nie przeszkadza to, aby spędzać czas w większym gronie, prawda? – dopytałem, nie chcąc, aby Taiki czuł się źle. Musiał przecież wypocząć i zrelaksować się przed jutrzejszą pracą, bo w domu raczej mu się nie uda. Oby tylko mały był nieco spokojniejszy tej nocy, wszyscy chcieliśmy wypocząć, nie tylko Taiki. 
- Może nie i nie przeszkadza, ale wiem, że wolałbyś spędzić ten czas we dwoje, tylko nie powiesz tego na głos – odpowiedział, patrząc na mnie znacząco. Zagryzłem nerwowo wargę zdając sobie sprawę, że ma rację, ale nie mogłem mu przecież tak po prostu przyznać racji. Przez to wyszedłbym przecież na okropną osobę, czego naturalnie wolałbym uniknąć. 
- To nieprawda – bąknąłem bardzo przekonująco, pusząc oburzony policzki. 
- Pewnie, pewnie – odpowiedział rozbawiony zaczynając głaskać mnie po włosach, ale w taki sposób, by nie zniszczyć mojej nowej fryzury. – To co, idziemy do miasta? – dopytał, a mi nie pozostało nic innego, jak tylko pokiwać głową, tym samym się z nim zgadzając. 
Taiki rozpromienił się jeszcze bardziej, słysząc te słowa, po czy, splótł nasze palce i pociągnął mnie w stronę ogniska. Przyznam, troszkę inaczej wyobrażałem sobie ten wieczór, ale nie miałem na co narzekać, w końcu teraz miałem Taiki’ego całego dla siebie... no, tak jakby. W końcu, w mieście było wielu ludzi, którzy się na nas gapili, a przynajmniej tak mi się wydawało. Mój narzeczony przypilnował jednak, bym za dużo o tym nie myślał, wciągając mnie w rozmowę, co okazało się być bardzo skuteczne. Bardzo miło spędziliśmy ten czas, co było naprawdę przyjemne i bardzo mi potrzebne, zwłaszcza w tych ostatnich dniach. 
- Naprawdę musisz jutro wracać do pracy? – spytałem cicho, kiedy późnym wieczorem wyszliśmy z miasta. Tak szczerze, nawet troszkę żałowałem, że nie mogliśmy zostać dłużej, to miejsce po zachodzie słońca wyglądało całkiem ładnie. Niestety lub stety, musieliśmy już wracać, ponieważ Taiki musiał odpocząć przed jutrzejszą pracą. – Znaczy, tak wiem, że musisz, tylko... mam złe przeczucie. Boję się, że coś ci się stanie – dodałem szybko słysząc, jak Taiki ciężko wzdycha. 
- Wydaje mi się, że przesadzasz, do tej pory nic mi się nie stało – odpowiedział, kładąc dłoń na moim biodrze i przytulił mnie bardziej do siebie. Chyba musiał zauważyć wcześniej, że niektóre gesty tego typu mnie peszyły, dlatego teraz, poza zasięgiem wzroku innych gapiów mógł sobie pozwolić na nieco odważniejsze gesty. 
- Nic? A ramię? – spytałem, unosząc z powątpieniem brwi. 
- No to przecież było nic, w końcu szybko po tym wydobrzałem – odparł niewzruszony, co mnie niespecjalnie zaskoczyło. Sobą i swoim zdrowiem nigdy się nie przejmował, a powinien. 
- Tak, to faktycznie było nic – bąknąłem cicho pod nosem przypominając sobie, jak musiałem oczyszczać tę ranę. – Po prostu uważaj na siebie jutro. Nie chcę , by coś ci się stało – poprosiłem już nieco głośniej, naprawdę bojąc się o jego życie, chociaż... może faktycznie troszkę przesadzam? W końcu to tylko przeczucie, nie mogę mu w pełni ufać. Mam nadzieję, że niedługo zrobi tak, jak mi obiecał, albo chociaż znajdzie pracę znacznie bezpieczniejszą, miałbym chociaż jedno zmartwienie z głowy.

<Taiki? c:>

niedziela, 25 lipca 2021

Od Mikleo CD Soreya

 Pełen energii do życia i radości gotowy do wyjścia starałem się cierpliwie czekać na męża, który mimo wszystko ociągał się, nie mając takiej motywacji do wyjścia co ja. Czego w ogóle nie rozumiałem, na dworze było ciepło, ale nie gorąco po prostu ciepło, dzięki czemu mój mąż nie będzie marznąć a ja umierać z gorąca jeden plus za to największy plus.
- Sorey! - Jęknąłem jak małe dziecko chcące już iść na dwór, ileż też można czekać, przecież ja tu zaraz oszaleje z nudów.
- Sekunda zaraz wyjdziemy - Zapewnił, zapinając pasek ze spodni, robiąc to najszybciej, jak pewnie mógł, chociaż gdyby chciał, mógłby zrobić to jeszcze szybciej, jestem tego pewien.
- Sekunda już dawno minęła - Niezadowolony z długiego zmuszania mnie do czekania położyłem się na łóżku, licząc w głowie sekundę po sekundzie, zastanawiając się jak długo mam jeszcze czekać.
- Jestem gotowy - Odezwał się po chwili, chcąc zwrócić moją uwagę, gdy mi tak naprawdę odechciało się już wyjść.
- Teraz to już mi się nie chcę - Fuknąłem, niby to na niego obrażony co w rzeczywistości nie miało miejsca, nie byłem ani obrażony, ani zły i tak naprawdę wciąż chciałem wyjścia z zamku na spacer, jednakże nikt nie powiedział, że nie mogę mężowi na złość troszeczkę zrobić.
- No już, już nie obrażaj się, proszę i chodźmy na ten spacer - Zaczął, podchodząc do mnie, by chwycić moją dłoń, którą lekko ucałował. - Oczywiście, jeśli jednak postanowisz zostać, pójdę sam i kto wie, może spotkam kogoś, kto zechce mi potowarzyszyć - Zadziałało, natychmiastowo w końcu nie chciałem, aby mój mąż chodził z innymi. To znaczy. Chciałem, aby miał kontakty międzyludzkie, ale nie dziś nie teraz gdy sam nie wiem, co robię i jak szybko zmienię zdanie odnośnie różnych spraw.
- Nie, już idę - Odparłem, wstając szybko z łóżka, aby wyjść wraz z moim mężem z zamku, tak jak sam na początku chciałem, spacerując po mieście, wśród ludzi zajętych swoimi sprawami niezwracającymi uwagi na to, co dzieje się wokół nich.
- Nad czym tak intensywnie myślisz? - Głos mojego męża na chwilę wyrwał mnie z sideł zadumania, zmuszając do podjęcia konwersacji, którą nawet lubiłem pod warunkiem, że miałem na nią ochotę.
- Myślę o tym, ile ludzie tracą, żyjąc w ciągłym biegu, nie dostrzegając piękna znajdującego się wokół nich - Wyjaśniłem, w tym samym momencie dostrzegając byłego partnera mojego męża idącego w naszą stronę.
- Cześć Sorey, cześć Mikleo - Przywitał się z nami, uśmiechając do nas ciepło.
- Cześć Roscoe - Sorey równie przyjaźnie przywitał się z chłopakiem, gdy ja kiwnąłem jedynie głową, nie okazując żadnych dodatkowych emocji prócz zniecierpliwienia.
- Jak zawsze wygadany - Zwrócił uwagę na moje obojętne zachowanie w stosunku do niego które nie było niczym nadzwyczajnym, po prostu taki już jestem i tyle, ludzie mnie w większości przypadkach po prostu nie interesują.
Nie skupiając się za bardzo na przybyłym do nas chłopaku, chciałem już ruszyć dalej i pewnie bym to zrobił, gdyby Sorey nie złapał mnie za rękę, uniemożliwiając mi odejście od niego.
Niezadowolony z jego czynu napuszyłem policzki, nie chcąc czekać, przecież mieliśmy spacerować, a nie marnować czas na stanie.
~ No chodźmy - Burknąłem w myślach, pośpieszając męża, nie chcąc tracić czasu na czekanie i rozmowy.
~ Zaczekaj chwilę - Odpowiedź Soreya nie spodobała mi się jeszcze bardziej, nie chcę czekać ani sekundy dłużej.
Niezadowolony stałem w miejscu, dzielnie znosząc tę straszną nudę, która mnie dobijała.
- Strasznie niecierpliwy, zawsze tak ma? - Słuchałem ich rozmowy, irytując się jeszcze bardziej, w końcu rozmawiali o mnie, a ja nie chciałem rozmawiać o sobie.
- Nie, dziś ma po prostu gorszy dzień - Wyjaśnił mój mąż, zerkając w moją stronę. - Wybacz Roscoe, musimy już iść - Na te słowa nawet się uśmiechnąłem, nareszcie nie chciałem tracić czasu, a już na pewno nie z nim, nie dziś.
- Jasne, rozumiem do następnego - Pożegnał się z nami, idąc w swoją stronę, pozwalając nam tym samym wrócić do naszego spaceru, który zakończył się godzinę później na powrocie do zamku, w którym przyjemnie spędziliśmy resztę dnia na przyjemnościach tych bardziej fizycznych.

Następnego dnia obudziłem się późnym popołudniem bez mojego męża, który najwidoczniej gdzieś poszedł, pozostawiając mnie samego, tak w sumie to śpiącego więc nie mogłem mieć do niego o nic pretensji, tak jakbym w ogóle miał je mieć.
Zaspany rozciągnąłem się leniwie, wyciągając rękę w stronę położonej na łóżku koszuli mojego męża, musiałem w końcu czymś zakryć swoje ciało tak lubianą przeze mnie koszulą męża.
Wzdychając cicho z powodu zmarnowania, prawie że całego dnia wstałem z łóżka, idąc do łazienki, gdzie postanowiłem wziąć kąpiel, nie za ciepłą nie za zimną relaksując się po wczorajszym męczącym dla mnie dniu, nie tylko zresztą dla mnie, mój mąż również musiał zostać wymęczony przez moją osobę, trochę mi go szkoda, bo chodź, nie do końca wiem, jak potrafię się zachowywać podczas pełni, to przynajmniej podejrzewam, jak to jest, gdy jestem tak strasznie niecierpliwy.
Zrelaksowany zamknąłem oczy, wyłączając się na chwilę, myśląc o wielu ważnych dla mnie sprawach, na ziemię wracając, dopiero gdy poczułem usta mojego męża na tych należących do mnie.
- Cześć słoneczko jak się czujesz? - Otworzyłem oczy, pełen rodności słysząc słowa mojego męża.
- Cześć, ja czuje się bardzo dobrze a ty? Mocno dałem ci wczoraj w kość? - Spytałem, zmartwiony trochę tym jak mogłem się zachować wczorajszego dnia, męcząc męża, który cierpliwie musiał mnie znosić, gdy ja pewnie nic mu nie ułatwiałem.

<Paterzyku? C:>

Od Taiki CD Shōyō

To, co powiedział, było bardzo miłe i schlebiało mi jak nic innego, w końcu lubiłem, gdy ludzie a w szczególności mój narzeczony widział to, jak przystojny byłem, jednakże sądzę, że mimo wszystko troszeczkę a mało docenia samego siebie, w końcu również jest bardzo przystojnym chłopakiem, musi tylko bardziej o siebie zadbać, już samo przeczesanie włosów sprawia, że to nie ten sam chłopak nie mówiąc już o ubraniach, które zmieniają go nie do poznania.
- Nie musisz mi schlebiać, chociaż to bardzo miłe - Przyznałem, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku, ciesząc się z tej chwili, która mogłaby trwać wieki, naprawdę mam już dość tej sytuacji z dzieckiem, odkąd ten mały berbeć się urodził, wszystko kręci się wokół niego. Wiedziałem naturalnie, że nie będzie już tak, jak było, nim się pojawił, a mimo to czuje, że dzieciaka nie polubię.
- Nie schlebiam, mówię tylko najprawdziwszą prawdę - Zapewnił, uśmiechając się do mnie słodko, czym stanowczo poprawił mi humor i już prawie zapomniałem o dzieciaku, który właśnie w tym momencie zaczął płakać, no pięknie, w nocy nie dał spać, a teraz nie da spokojnie żyć, co ja mu takiego w życiu zrobiłem? Na razie to nic, ale kto wie, co czas przyniesie.. Nie, nie stop Taiki, nawet tak nie myśl, to dziecko to twój kuzyn musisz się zachowywać jakkolwiek ale się zachowywać i nie możesz mu zrobić nic złego, po prostu nie możesz.
- Rany - Znów zaczął psuć mi się humor, gdy tylko usłałem płacz tego bachora, my to raczej nigdy się nie zaprzyjaźnimy no może dopiero, wtedy gdy będzie dorosły i mniej wkurzający.
- Taiki ty naprawdę musisz się uspokoić, to dziecko nie płacze, aby robić ci na złość, on płacze dlatego, że czegoś mu brakuje - Moja Karotka jak zawsze widziała wszystko w zdecydowanie lepszych barwach, niż ja sam co w pewnym sensie było dobre, w końcu był moim małym promyczkiem nadającym sens wszystkiemu, co dla mnie sensu nie miało.
- Masz rację, muszę się przyzwyczaić do tego dziecka - Przyznałem mu racje, doskonale wiedząc, że kiedyś może, ale to tylko może i ewentualnie zacznę w miarę go lubić lub chociażby tolerować.
- Nie tylko przyzwyczaić, a i używać jego imię, które jak każdy ma - Przypomniał mi, znów zaczynając temat dziecka, to w końcu nie tak, że to ja go zacząłem, gdy tylko usłyszałem, jak płacze za ścianą.
- Dobrze, dobrze kiedyś się nauczę, teraz nie jest to takie ważne - Zapewniłem, podchodząc do lustra, by upewnić się, że i ja prezentuje się dobrze, w końcu nie mogę pozwolić, aby ktoś, ktokolwiek wyglądał lepiej ode mnie, to naprawdę by mnie ugodziło prosto w serce. Starając się jednak skupić uwagę na moim narzeczonym, z którym rozmawiałem o różnych sprawach, byleby nie o dziecko było w końcu wiele innych ciekawszych tematów niż ono.
Do wyjścia byliśmy gotowi, tak powiedzmy o odpowiedniej porze, by się nie spóźnić, a i by nie czekać za długo na chłopaków, którzy i tak pewnie się spóźnia, bo to w końcu oni nigdy jeszcze na czas nie byli, odkąd tylko pamiętam. Z takim też nastawieniami wyszliśmy na zewnątrz, robiąc sobie spacerek, wprost na boisko gdzie nawet na styk nikogo oprócz nas nie było, nic nowego przywykłem do tego.
- Ciekawe ile tym razem się spóźnią - Zacząłem lekko znudzony, siadając na nagrzanej trawie.
- Na pewno zaraz przyjdą, nie musisz być aż tak niecierpliwy - Siadając obok mnie, zwrócił mi uwagę na moje zachowanie, które nie było niestosowne, to tylko on tak uważał, więc to on przesadzał, a nie ja, a może jednak ja przesadzałem przez niewyspanie? Mogło tak być, w końcu zmęczenie robi swoje, a dziecko mim wszystko nie dało mi spać, nawet jak było cicho, po prostu śniło mi się, że plącze, więc się budziłem i znów zasnąć nie mogłem.
- Nie zgadzam się, jestem tylko trochę zmęczony pracą i tą atmosferą w domu po przyjściu na świat tego dziecka jutro jeszcze muszę siedzieć dłużej w pracy a wszystko to dlatego, że państwo Soga robią jakieś spotkanie dla rodziny, nazwiska nie znam, wiem tylko, że dla bogatych ludzi i muszę tam być i trzymać rękę na pulsie - Zacząłem, uświadamiając sobie właśnie, że wcześniej nic nie powiedziałem mojemu partnerowi, o tym, czym z tego, co zauważyłem, lekko go zaskoczyłem, no tak moja wina mogłem wcześniej o tym powiedzieć.
- Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałeś? - Jego głos brzmiał, tak jakby z nutką pretensji no cóż jestem tylko człowiekiem, mogę o czymś zapomnieć.
- Zapomniałem o tym, ale właśnie m się przypomniało, przez tę nową sytuację w domu trochę zapominam o tych ważniejszych sprawach - Przyznałem, nie chcąc, aby się na mnie o to gniewał. - O spójrz, już idą. Chodź, zaraz zaczynamy - Nie chciałem, aby mój narzeczony czuł się zmuszony do gry z nami, jednakowoż nie chciałem też, by siedział i myślał o głupotach, jak z nami zagra, to od razu nastrój mu się poprawi, jestem tego po prostu pewien.

<Karotka? C:>

wtorek, 20 lipca 2021

Od Soreya CD Mikleo

Kiedy obudziłem się rano sam, poczułem nieprzyjemny uścisk w żołądku. Bałem się, że mój mąż znów gdzieś poszedł i sam Bóg tylko by wiedział, kiedy i w jakim stanie by wrócił. Podczas pełni jego głowa była wypełniona tak różnorodnymi i dziwacznymi, że w życiu bym go o to nie podejrzewał. Pewnie gdyby to był jakiś inny dzień, byłbym troszkę mniej zestresowany. Ale tylko troszkę, zdecydowanie wolałbym, aby mnie informował wcześniej o swoich wyjściach. Aleksandra już nie było, ale nie można było przecież zapomnieć o helionach, które potrafią być równie groźne i niebezpieczne, co wcześniej wymieniony. 
- Nic się nie stało, ale przecież mogłeś mnie obudzić – odpowiedziałem, podchodząc do niego i przytulając się do niego. Troszkę się zmartwiłem, że gdzieś mi zniknął i przez cały dzień bałem się, że już nie uda mi się go znaleźć. 
- Było bardzo wcześnie, nie było sensu i później tylko chodziłbyś cały dzień zmęczony – wymruczał, wtulając się w moje ciało. 
- Akurat w tym dniu wolałbym cię mieć cały dzień na oku, nawet jeżeli miałbym później przysypiać cały dzień – odpowiedziałem, całując go w czoło. 
- Bez przesady, nie jestem małym dzieckiem – odparł, jednocześnie tak uroczo pusząc policzki. Kiedy się denerwował, wyglądał tak strasznie słodziutko, i jak ja miałem się obawiać jego gniewu? – Nieważne, zjedzmy śniadanie, nim wystygnie ci herbata – dodał, odsuwając się ode mnie, by zaraz chwycić moją dłoń i pociągnąć mnie w stronę stolika, na którym postawił tackę z jedzeniem. 
- My? Więc też chcesz zjesz? – spytałem zaskoczony, siadając na krześle.
 Nie za wiele myśląc, pociągnąłem mojego męża do siebie, sadzając go na swoich kolanach i wtulając się w jego ciało. Tego dnia chciałem go mieć bardzo, ale to bardzo blisko siebie, poza tym troszkę się za nim stęskniłem. Nie widziałem go może jakieś piętnaście minut, ale nie zmienia to faktu, że i tak się stęskniłem. Poza tym musiałem mu pokazać, że bardzo go kocham i nie żałuję tego, że zerwałem z moim dawnym partnerem. Fakt, niby wczoraj mieliśmy rozmowę na ten temat i Mikleo mi uwierzył, ale i tak wolałem się upewnić, że się bardzo dobrze rozumiemy. 
- Troszkę mogę zjeść – powiedział słodziutko, po czym pocałował mnie w policzek. 
- Nie chcę cię do niczego zmuszać – odparłem, nie czując się komfortowo z faktem, że mój mały aniołek miałby się do czegokolwiek zmuszać. Faktycznie, miło się czuję, kiedy jemy jakiś posiłek razem, ale od kiedy już wiem, że jedzenie nie daje mu absolutnie nic, nie wciskałem w niego już żadnego jedzenia. 
- Nie zmuszasz, zapewniam cię. A teraz, proszę cię, otwórz usta – mówiąc to wziął do rąk świeży tost posmarowany dżemem z zamiarem podania mi go do zjedzenia.
 Czyli zamierza mnie nakarmić, to był bardzo dobry pomysł, podobał mi się, chociaż zdecydowanie wolałbym być nie karmionym, a tym, który karmi. Mimo tej myśli, zdecydowałem się być mu posłuszny, nie chcąc przypadkowo go czymś znudzić. Ostatnim razem, pomimo moich jak najlepszych intencji, zbyt bardzo przedłużałem grę wstępną, przez co mój mąż stwierdził, że jednak nie ma na to ochoty i zapragnął robić coś kompletnie innego. Tym razem wolałem jednak uniknąć takiej sytuacji, pozwalając mu na robienie wszystkiego, czego chce. No, może prawie wszystkiego, trzeba znać limity, a jak na razie karmienie mnie nie było niczym strasznym, a tak właściwie czymś bardzo przyjemnym. 
- I na co moja Owieczka ma teraz ochotę? – wymruczałem zadowolony po tym jakże wspaniałym posiłku, wsuwając swoje dłonie pod jego koszulkę. Jedyne, co zostało mi do spożycia, to herbata, która już nie była tak gorąca, jaka była na początku, ale to nie był wielki problem. Ją jeszcze zdążę wypić, a teraz mam ważniejsze sprawy na głowie, jak na przykład cudowny i może odrobinkę pobudzony aniołek. 
- Może na troszkę atencji – odpowiedział słodziutko, zaczynając bawić się górnymi guzikami mojej koszuli. Odruchowo zestresowałem się czując, jak wszystkie moje mięśnie się spinają, nie  chciałem, by Mikleo pozbywał się mojej koszuli. Nim chłopak zdążył cokolwiek zauważyć, opanowałem się. W końcu to, że bawi się moimi guzikami nie oznacza, że zaraz zechce ją ściągnąć. 
- Więc dam ci tyle, ile jej tylko pragniesz – wymruczałem mu w usta, przenosząc swoje dłonie na jego pośladki i mocno je ściskając. 
Mój mąż zamruczał z aprobatą, wpijając się w moje usta. Przyznam, w swoich pocałunkach był troszeczkę agresywny, ale mnie to absolutnie nie przesadzało. Podniosłem się z krzesła, oczywiście mocno trzymając mojego aniołka, by nie upuścić go na podłogę, na szczęście dla mnie to nie było problemem, w końcu Mikleo za wiele nie ważył. Przeniosłem nas w nieco wygodniejsze miejsce do obdarowywania jego ciała czułymi pieszczotami, czyli na łóżko. Tam bardzo dokładnie się nim zająłem pilnując, by czuł się jak najlepiej, a moja koszula pozostała na moim ciele. Nie chciałem, by Mikleo musiał podziwiać tę paskudną bliznę. Są zdecydowanie inne, lepsze rzeczy, na których miał się skupić. 
- Mój uroczy aniołek dostał wystarczająco dużo atencji? – wyszeptałem mu do ucha, podgryzając delikatnie jego płatek. 
- A gdybym powiedział ci nie? – wymruczał, wsuwając dłoń w moje włosy. 
- To wtedy dam ci jeszcze więcej – odpowiedziałem, chcąc z powrotem wpić się w jego usta, ale w tym samym momencie poczułem jego dłoń na swoich wargach, co uniemożliwiło mi pocałunek. – Coś nie tak? – spytałem, zaskoczony jego nagłą zmianą nastroju. 
- Mam pomysł – odpowiedział, nagle podnosząc się z łóżka. 
- Jaki pomysł? – spytałem, niczego nie rozumiejąc. Poza tym, nie miałem za bardzo ochoty na wstawanie z łóżka. 
- Pójdziemy na spacer. No już, wstawaj, chyba, że mam pójść sam – ponaglał mnie, nie pozostawiając mi wyboru. 
- No już, już – wymamrotałem, leniwie przeciągając się w łóżku, powolutku zbierając się w sobie. Podejrzewałem, że prędzej czy później Mikleo zechce wyjść na dwór, ale nie tak szybko. Do tej pory jego ton wskazywał na to, że jeszcze troszkę czasu spędzimy w łóżku na bardzo przyjemnych czynnościach. Nie, żeby spacer z moim ukochanym był nieprzyjemny, ale leżenie w miękkim łóżku było dla mnie wyjątkowo kuszące. No nic, czas w końcu wstać i przypilnować, by moja Owieczka nie wpakowała się w żadne głupoty, do których podczas pełni wręcz go ciągnie. 

<Aniele najdroższy? c:> 

Od Shōyō CD Taiki

 Słysząc słowa mojego narzeczonego zagryzłem nerwowo wargę, zdając sobie sprawę, że ma rację w wielu miejscach. Może nie ma stuprocentowej racji, ale miał jej bardzo dużo. Nie chciałem pomagać jego cioci tylko i wyłącznie z powodu poczucia winy. Ja po prostu czułem, że muszę pomóc i odciążyć troszeczkę panią Kato, czy to od razu było takie złe? Najwidoczniej tak, skoro Taiki poczuł się skrzywdzony, a tego przecież nie chciałem. 
- Nie musisz się o to martwić, dla mnie zawsze będziesz najważniejszy – odpowiedziałem, kładąc dłoń na jego policzku, mówiąc jak najbardziej szczerze. Kolejną osobą, którą darzyłem równie mocnym uczuciem, była Natsu, ale z tym Taiki chyba nie miał problemu. – Ja po prostu czuję, że muszę pomóc. I to nie tak, że nie chcę z tobą wyjść, po prostu... troszkę boję się, że coś się stanie, jak nas nie będzie. 
Taiki westchnął cicho, chyba po raz kolejny tego dnia. Coś dużo razy dzisiaj wzdycha, na pewno czuje się dobrze? Oczywiście, że nie, przecież najpierw się przeze mnie zezłościł, a teraz zirytowany. Wiedziałem, co mu poprawi humor i trochę poprawi naszą relację, tylko będę musiał zebrać się w sobie i przestać myśleć o Sachiko i jego mamie na jakieś parę godzin... to mogło być dla mnie małe wyzwanie, biorąc pod uwagę to, jak bardzo przejmowałem się właśnie takimi rzeczami.  Z drugiej strony, Taiki był zdecydowanie ważniejszy od tego dziecka i w tym momencie chyba chciał ode mnie troszkę więcej uwagi niż zwykle, więc to na jego dobru powinienem się skupić. 
- Nie jesteś zobowiązany do robienia czegokolwiek wobec tego dziecka, nie musisz się tak czuć – powiedział, po czym odgarnął moje włosy i pocałował mnie w czoło. – Doceniam to, że jesteś taki cudowny i empatyczny, ale nie chcę, byś przez to zniszczył sobie życie – dodał, gładząc mnie po policzku. 
Milczałem przez kilka minut, zastanawiając się nad jego słowami. Nie rozumiałem za bardzo, w jaki sposób moja empatia może mi zniszczyć życie i nie wiem, czy kiedykolwiek to zrozumiem. Z tego powodu postanowiłem przemilczeć ten temat, kiwając delikatnie głową. Zdecydowanie miał rację w tej pierwszej kwestii, ale nie jestem przekonany, czy tak łatwo przestanę myśleć w ten sposób. Niektóre nawyki są silniejsze ode mnie, po prostu tak już mam, że przejmuję się każdą losem każdej istoty, którą znałem dłużej niż trzy minuty, nawet jeżeli niewiele mnie z nią łączy.
- To o której masz ten mecz? – spytałem, uśmiechając się do niego delikatnie. Nadal nie byłem pewien, czy moja obecność nie zepsuje mu zabawy, ale jeżeli chce, bym z nim poszedł, to pójdę. 
- Za niecałe trzy godziny mamy się znaleźć się na boisku, dlatego chodź, trzeba cię przygotować – odpowiedział, a jego humor momentalnie się poprawił, co i mnie się udzieliło. To niesamowite, jak bardzo jego humor wpływał na mój. 
- A nie sądzisz, że to troszkę za wcześnie? – odezwałem się rozbawiony, kiedy Taiki chwycił mój nadgarstek i pociągnął mnie w stronę swojego pokoju. Zamartwianie się Sachiko odrzuciłem gdzieś na bok, głównie pewnie dlatego, że przestał już płakać, a całkowicie skupiłem się na moim narzeczonym, który chyba troszkę jej potrzebował. 
- Zanim zapanuję nad twoimi włosami i je ułożę, to minie połowa tego czasu, a przypominam, że jeszcze musisz się przebrać – powiedział zamyślony, sadzając mnie na krześle przed lustrem. – Cicho, nic nie mów i daj mi pracować – dodał szybko zauważając, że już otwierałem usta. 
Tym razem to ja westchnąłem cicho, postanawiając siedzieć cicho. Cisnęło mi się na ust bardzo poważne pytanie, a mianowicie po co miałby mi układać włosy. Przecież to miał być jedynie zwykły mecz i przyjacielskie spotkanie, a nie jakaś ważna uroczystość, więc po co sobie robić tyle trudu? Ale widziałem, że Taiki’emu sprawia to przyjemność, więc siedziałem cichutko jak trusia. Obserwowałem poczynania Taiki’ego, troszeczkę współczując mu tej nierównej walki z moimi włosami, która trwała... cóż, długo. I to na tyle długo, bym zaczął czuć zniecierpliwienie, ale w końcu mogłem wstać i iść się przebrać. Oczywiście, przy zmienianiu ubrań uważałem, by nie zepsuć swojej nowej fryzury, bo wiedziałem, że to mogłoby sprawić przykrość mojemu narzeczonemu, a tej już wystarczająco mu dzisiaj sprawiłem. 
- I jak? – spytałem, wchodząc do pokoju, bardzo chcąc poznać jego odpowiedź. Jeżeli ja miałbym jakoś się określić, wyglądałem jakoś... inaczej. Nie źle, nie dobrze, po prostu trochę inaczej. I to pewnie zasługa fryzury, bo na pewno nie ubrań, te przecież nie były niczym nowym. – Tak źle? – spytałem po dłuższym czasie milczenia, gdzie z każdą sekundą jego twarz się zmieniała. Nie potrafiłem tylko stwierdzić, co ta mina miała oznaczać. 
- Nie, nie, wyglądasz fantastycznie, tylko... – zaczął, pochodząc do mnie, by móc położyć dłonie na moich biodrach. – Zaczynasz wyglądać lepiej ode mnie – dodał, delikatnie pusząc policzki. 
Zamrugałem zaskoczony oczami, nie dowierzając jego słowom. O czym on znowu gada? Na pewno się dobrze dzisiaj czuje? A może za dużo wczoraj wypił i jeszcze z niego nie zeszło? Przecież to niemożliwe, bym kiedykolwiek mógł wyglądać chociaż w połowie tak dobrze, jak on, a ten mi teraz mówi o takich rzeczach. Stanąłem na palcach, zarzuciłem mu ręce na kark i pocałowałem go w linię żuchwy, by chociaż troszeczkę go udobruchać. 
- Zdecydowanie przesadzasz, a wiesz, skąd to wiem? Bo nie ma nikogo, kto byłby bardziej przystojny od ciebie – wymruczałem uśmiechając się do niego słodko, starając się mu poprawić humor i przekonać go do swojego zdania, a nic się nie stanie, jeżeli troszkę podbuduję jego ego. Wiedziałem, że takie coś bardzo poprawia mu humor, a na tym mi aktualnie zależało, by poczuł się jak najlepiej po tym, jak go wcześniej okropnie potraktowałem. 

<Taiki? c:>

poniedziałek, 19 lipca 2021

Od Mikleo CD Soreya

 Nie miałem nic przeciwko wieczornemu spacerowi, było chłodno i bardzo przyjemnie wiec szkoda było tego nie wykorzystać, od razu do zamku wracając.
- Szczerze powiedziawszy, to dobry pomysł taki spacer dobrze nam obu zrobi - To było moje pierwsze tak długie zdanie od spotkania z byłym mojego męża, przyznać muszę przed samym sobą, że to bardzo miły i ciepły człowiek, zupełnie inny od tych, których poznałem. I to właśnie wywołało we mnie ciekawość, miły, przystojny i ciepły człowiek co takiego się między nimi wydarzyło, że ze sobą zerwali?
- Ja często wpadam na dobre pomysły, tylko tego nie zauważasz - Odparł, czym zwrócił moją uwagę.
- Dostrzegam, tylko zazdroszczę ci tak genialnych pomysłów - Gdy to powiedziałem, mój mąż uznał, że to sarkazm, za co się leciutko obraził, a nie o to mi chodziło.
- Sorey źle to odbierasz to, nie był sarkazm, mówiłem poważnie kochanie - Starałem się go udobruchać, co nie do końca mi wychodziło. Podlizać udało mi się chyba, dopiero gdy założyłem z powrotem obroże, mój mąż od razu poczuł się lepiej, nawet tego nie ukrywając. Ulżyło mi więc bo kłócić się nie chciałem obrażać na niego oczywiście też nie, jutro jest pełnia, a on będzie mi podczas niej bardzo potrzebny.
- Wiesz, zastanawiam się, dlaczego zerwaliście, wydawał się bardzo miły i do tego widać, że chyba wciąż coś do ciebie czuje - Zacząłem gryzący mnie temat, spacerując spokojnie z mężczyzną po mieście, poznając trochę uroku noc.
- Tak szczerze powiedziawszy, to moja rodzina zapragnęła wyruszyć w dalszą podróż, opuszczając miasto, w którym się poznaliśmy, Roscoe był tak samo młody, jak ja i musiał zostać w mieście z rodzicami, dlatego musieliśmy się rozstać - Wyjaśnił, a ja poczułem dziwny ucisk w gardle, niby wiem, że jest moim mężem i nie muszę się o nic bać, jednak pewna myśl wciąż chodzi mi po głowie, co by było, gdyby jednak tam został, wciąż byliby razem? Raczej tak, dlaczego by nie mieli być razem to całkiem miły chłopak, który byłby w stanie utrzymać Soreya przy sobie.
- Żałujesz? - To pytanie wypowiedziałem bardzo niepewnie, sam zresztą nie wiem czemu.
- Na początku żałowałem aż do chwili, w której znów spotkałem cię, nie wiem, czy masz tego świadomość, ale zmieniłeś całe moje życie, które stało się piękniejsze - Wyjaśnił, zatrzymując się na chwilę, by objąć mnie w pasie. - Między nami było różnie raz lepiej raz gorzej, nie żałuję jednak żadnych chwil spędzonych z tobą, kocham cię i nigdy o tym nie zapominaj - Gdy to powiedział, połączył nasze usta w długim pocałunku, z czego byłem bardzo zadowolony, lubiłem każdą najmniejszą pieszczotę, którą obdarowywał moje ciało, czułem wtedy, że naprawdę jestem jego bez względu na wszystko. - Mam nadzieję, że się rozumiem - Upewnił się czy wszystko jest jasne, będąc chyba w stanie jaśniej dojść do mnie, jeśli odpowiedz będzie nieadekwatna, do zadanego pytania.
- Tak, rozumiem się - Przyznałem, uśmiechając się do męża, nie kłamiąc czemuż bym, też kłamać miał, anioły są szczere i kłamać nie kłamią, świetnie za to tuszują prawdę, co dla ludzi może być po nie kąt kłamstwem, gdy dla anioła kłamstwem to nie jest.
Ku ucieszę mojego męża, powiedziałem, nie tylko to, co myślałem, a i to, co on sam usłyszeć bardzo chciał, dzięki temu mogliśmy wrócić do przyjemnego nocnego spaceru, nim wróciliśmy do zamku..

Następnego dnia obudziłem się bardzo wcześnie, co nie było niczym dziwnym, pełnia już od samego rana zmuszała mnie do działania, nie ma mowy o lenistwie, gdy ciało i mózg zgodnie chcą działać, by jednak nie wybudzić mojego męża ze snu. Zamknąłem się cicho w łazience, gdzie biorąc zimną kąpiel, uspokoiłem na chwilę swoje ciało i umysł do momentu, w której to opuściłem łazienkę, znów czując rozpierającą mnie energię. Rany, jakie bycie aniołem jest czasem trudne, chciałbym znów, chociaż na dzień lub dwa stać się człowiekiem wszystko wtedy byłoby prostsze, a i nawet przyjemniejsze.
Znudzony i niemogący poradzić sobie z nadmiarem energii wyszedłem z pokoju, mając na celu zrobić śniadanie, mężowi w kocu jednak uznałem, że to zdecydowanie za wcześniej dlatego wyszedłem z zamku, kierując się nad wodę oczywiście tą w okolicy ogrodu zamkowego, coś nie pozwalało mi wyjść poza tereny zamku, chociaż sam nie wiedziałem co i dlaczego.
Relaksując się w wodzie, straciłem poczucie czasu, nie do końca mając pojęcie, która jest godzina i ile czasu spędziłem w wodzie.
Do zamku wróciłem, dopiero gdy ujrzałem służbę na ogrodzie, był to znak, że najwyższa pora wrócić do męża przednio zaglądając do kuchni, przygotowując w niej pyszne śniadanie dla męża, które zaniosłem mu wraz z herbatą, a nawet dwoma chciałem w końcu również się czegoś napić, nie koniecznie jedząc.
- Mikleo, rany gdzie byłeś? - Zmartwiony Sorey już nie spał gotowy do wyjścia, czyby chciał iść mnie szukać? Rany chyba nieświadomie nabroiłem, a nie to miałem na myśli.
- Nad wodą w ogrodzie i w kuchni zrobić śniadanie - Wyjaśniłem, jak na to ile energii miałem starałem się, być bardzo grzecznym chłopcem nie robiąc na złość mężowi, mimo że mój mózg chciał przygody, serce kazało zostać, nie wychylając się bardziej niż to konieczne. - Przepraszam, nie chciałem cię zdenerwować - Przyznałem, odstawiając tacę na stole, uśmiechając się do męża, najładniej jak tylko potrafiłem, starając się, jak tylko mogłem, by nie zajść mu za skórę bardziej niż to konieczne a bądźmy szczerzy, nie kontrolowałem tego, nie w ten jeden jedyny dzień w miesiącu, jutro pewnie będę grzeczny, ale dziś muszę trochę narozrabiać.

< Pastrzyku? C:>

Od Taiki CD Shōyō

 To co powiedział mój narzeczony, było dziwne i nie do końca zrozumiałe, że niby miałby mi w czymś przeszkadzać? Ale w czym? Przecież uwielbiam spędzać z nim czas i kocham go nad życie, gdybym mógł, zabierałbym go wszędzie, dlaczego więc w jego głowie pojawiły się takie myśli?
- Czy coś się stało? - Spytałem zmartwiony, patrząc na mojego ukochanego partnera, którego w tej chwili totalnie nie rozumiałem, to moja wina? Czy to on za dużo po prostu myśli?
- Słucham? Co się miało stać? - Powtórzył zaskoczony, nie rozumiejąc mojego pytania zresztą tak jak i ja nie zrozumiałem jego odpowiedzi na moje pytanie.
- Właśnie nie wiem, dlatego pytam, ubzdurałeś sobie w tej małej główce, że ja nie chcę, abyś ze mną szedł, bo będziesz mi przeszkadzał czy tam psuł zabawę, skąd ci się to wzięło? - Spytałem, chcąc wiedzieć, na czym w tej chwili stoimy, nie wyspał się, dlatego gada takie głupoty? A może to ja się nie wyspałem i dlatego źle go rozumiem? Sam nie wiem, wolę by mi to wyjaśnił, bo dzięki temu oboje zrozumiem, co siedzi nam w głowach.
- Mówiłeś wczoraj, że bawiłeś się świetnie, nie chciałbym ci tej zabawy popsuć - Odparł, patrząc na mnie niepewnie, tym razem nie ukrywając tego, co go boli jak miło z jego strony.
- Powiedziałem, również, żebyś żałował, że cię tam nie było - Przypomniałem mu o tym, co było powiedziane po okazaniu radości z wyjścia poza dom. - Ponadto z tobą bawiłbym się jeszcze lepiej, gdybyś tylko tam był ze mną - Dodałem, chcąc mu uświadomić, że było fajnie, ale z nim byłoby jeszcze lepiej.
- Myślę, że przesadzasz beze mnie czy ze mną żadna różnica - Odparł, pewny tego, że w tej chwili mówię przesadnie, nie dopuszczając do siebie myśli, iż mógłbym mówić to, co myślę, to trochę dziwne jednakże bardzo przy tym podobne do Karotki on tak potrafi i jestem tego świadom. - Ponadto nie wiem, czy powinniśmy zostawiać swoją ciocię samą z dzieckiem, co jeśli będzie potrzebowała pomocy, a nas nie będzie w domu? - No i wszystko jasne przede wszystkim chodzi o dzieciaka, który nie jest jego, a mimo to on zachowuje się tak, jakby właśnie jego był, to dziwne i irytujące nie może być tak, że dzieciak zmienia całe nasze życie.
- Nie podoba mi się to, że tak przejmujesz się tym dzieckiem - Burknąłem, nawet nie ukrywając niezadowolenia z jego zainteresowania dzieckiem, a nie mną.
- Nie chodzi o dziecko, chodzi o twoją ciocie, ona potrzebuje naszej pomocy - Karotka najwidoczniej nie chciał iść ze mną na mecz, nie potrafiąc mi tego wprost powiedzieć, nie rozumiałem tego, ale akceptowałem skoro tak niech mu będzie.
- Jasne, wszystko rozumiem, sam pójdę na mecz - Burknąłem, wychodząc z kuchni, nawet nie reagując na swojego narzeczonego, skoro tak bardzo chce siedzieć w domu i słuchać płaczu tego dzieciaka niech mu będzie, ja mam zamiar wyjść i odpocząć przed jutrzejszym ciężkim dniem w pracy.
Zły i do tego obrażony na partnera wszedłem do pokoju, by pozbierać swoje rzeczy, potrzebne mi na boisko idąc od razu do łazienki, gdzie przygotowałem się na boisko, nie mając zamiaru odpuścić sobie tego wyjścia, jeśli mój narzeczony chce siedzieć w domu, naturalnie nie mogę mu tego zabronić, sam jednak nie będę tego robił, chcąc wyjść z ludźmi gdzieś poza dom.
Po przygotowaniu się do wyjścia uświadomiłem sobie, że to zdecydowanie za wcześnie, aby wyjść chłopaki na boisku będą za trzy godziny, rany tak się zdenerwowałem, że za szybko do wyjścia się przygotowałem.
Wzdychając ciężko z irytacją, wróciłem do pokoju, gdzie czekał na mnie mój partner, chcąc najwidoczniej ze mną o czymś porozmawiać, tak jakby było w ogóle o czym, jasno dał mi do zrozumienia, że chce zostać w domu, a ja nic do tego nie mam to jego decyzja i ma prawo zrobi, co tylko chce.
- Taiki, nie jesteś chyba zły na mnie prawda? - Na to pytanie westchnąłem cicho, nie byłem zły, byłem zirytowany zachowaniem mojego narzeczonego, ale nie zły, jeśli nie chciał, nie musiał iść ze mną, sam też mogę wyjść ze znajomymi i doskonale się bawić.
- Nie, nie jestem, ochłonąłem troszeczkę, już mi przeszła złość - Przyznałem, zdecydowanie spokojniejszy. - Nie podoba mi się to, że tak bardzo wciągnęła cię opieka nad nie twoim dzieckiem, jednakże nie mogę cię do niczego zmusić, masz prawo zostać w domu i pomagać mojej cioci, jeśli tak bardzo masz na to ochotę - Wyjaśniłem, podchodząc do lustra, poprawiając swoje włosy.
- Martwię się o twoją ciocię, jest świeżo upieczoną matką, bez męża i ojca dziecka trzeba jej pomóc - Na te słowa westchnąłem po raz kolejny, tego dnia zaczynając, wszystko rozumiejąc.
- Czujesz się winien zachowania swojego ojca i dlatego tak bardzo chcesz jej pomóc prawda? - Nie musiał mi odpowiadać, doskonale wiedziałem, że tak jest. - Posłuchaj mnie uważnie, nie jesteś winien i nie musisz czuć się winien, tego, co się stało, moja ciocia świadomie sypiała z twoim ojcem. Wiedząc, że może się to tak skończyć, nie była ostrożna, on też nie więc oboje mają za swoje, a raczej moja ciocia ma, chciała wychować to dziecko, więc niech teraz sobie radzi, jest dorosła i jeśli będzie potrzebować naszej pomocy, powie nam o tym, a ty nie marnuj życia na opiekę nad nie swoim dzieckiem, bo się poczuję zazdrosny o niego - Przyznałem, kręcąc nosem z niezadowoleniem, nie chciałem, aby to dziecko cos zmieniło między nami. Wystarczy, że zmieniło życie nas wszystkich, nic więcej nie musi zmieniać, a już na pewno nic między nami.

<Karotka? C:>

niedziela, 18 lipca 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Nie za bardzo spodobał mi się gest, jaki wykonał mój mąż, czemu musiał zdjąć tę obrożę? Przecież Roscoe już go widział w obroży, więc to całkowicie nic nie zmienia. Obrożę miał zdjąć tylko i wyłącznie azylu, na terenach bronionych przez dziadka, co całkowicie rozumiałem, ale teraz...? Rozumiem, mógł się czuć niezręcznie, ale zawsze mógł użyć chusty, czyli to, co robił do tej pory. 
- Przecież to nic nie zmieni, Roscoe i tak już ją zauważył, więc nie musisz jej już ukrywać – zauważyłem, podchodząc do niego i kładąc dłonie na jego biodrach. 
- Zmieni, da mi komfort psychiczny – odparł, oddając mi pasek. Westchnąłem cicho niezadowolony, musząc się z tym pogodzić. Jeżeli Mikleo lepiej będzie się czuł bez niej, to niechaj mu będzie, jakoś to przeboleję. Te widoczne malinki na jego karku są dla mnie wystarczającym zamiennikiem. 
- Ale kiedy tylko wyjdziemy, założysz ją z powrotem, prawda? – wymruczałem mu do ucha i nawet nie czekając na jego odpowiedź zacząłem schodzić pocałunkami w dół jego szyi, zostawiając kilka czerwonych śladów. Te były jeszcze lepiej widoczne niż tamte na karku, a przecież o to mi chodziło. Chciałem, aby było doskonale widoczne to, że Mikleo należy tylko i wyłącznie do mnie. Do tej pory znakiem tego była ta cudowna obroża, ale skoro moja owieczka postanowiła zdjąć obrożę, to muszę pozostawić inny, równie widoczny znak. 
- Oczywiście, inaczej sobie tego nie wyobrażałem – odpowiedział, odsuwając mnie od siebie. – Gotowy? – spytał odwracając się z powrotem do lustra. – Sorey!
- Tak? – uśmiechnąłem się do niego niewinnie, udając że nie mam pojęcia, o co mu chodzi.
- Nie przesadziłeś przypadkiem? – dopytał, podziwiając moje dzieło. Czy ja już wspominałem, że czerwone malinki wyglądają cudownie na jego bladej skórze? Sobie samemu pewnie tak, i to niejednokrotnie, ale Mikleo jeszcze nie. Chyba muszę to nadrobić. 
- Nie. Jak dla mnie wyglądasz cudownie – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego słodko. – Odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie, tak, jestem gotowy i możemy iść. 
Mój mąż nie odpowiedział, a jedynie cicho westchnął, chyba godząc się z całą tą sytuacją. Jak dla mnie za bardzo się przejmuje całym tym spotkaniem, przecież nie jest to nic uroczystego, a jedynie przyjacielskie spotkanie. Roscoe po prostu chce go lepiej poznać, jest bardzo ciekawy jego osoby, co jest całkowicie naturalne. Nie na co dzień widzi się Serafina, i to w dodatku tak cudownego i niesamowitego, jakim jest Mikleo. 
Chwyciłem dłoń mojego aniołka i wyszliśmy z pokoju; ja w bardzo dobrym humorze, a mój mąż chyba niekoniecznie. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego Mikleo czuje taką niechęć, Roscoe nie zrobił niczego, aby to czuł. Faktycznie, ja zachowywałem się podobnie, jeżeli chodziło o Rachel, ale sprawa z Rachel była zupełnie inna. Ona chciała mi go odebrać, by użyć jego krwi do wzmocnienia swojego brata, który nieomal po raz drugi zabił Mikleo... Roscoe taki nie jest. To dobry człowiek, w przeciwieństwie do mnie. I jestem pewien, że Mikleo to dostrzeże i go polubi. Niepotrzebnie się tak wzbrania przed tym spotkaniem, powinien być bardziej optymistycznie nastawiony. Tyle dobrego, że nie jest zazdrosny, chociaż muszę przyznać ze sobą samym, że nie doszedł do poprawnego wniosku. Nie zerwaliśmy, ponieważ było coś nie tak, w rzeczywistości się bardzo dobrze ze sobą dogadywaliśmy, musieliśmy zerwać z powodu tego, że ja musiałem ruszać dalej z moją rodziną, a Roscoe musiał zostać w swojej wiosce. Nie mam pojęcia, jak potoczyłby się nasz związek, gdybym został, ale absolutnie tego nie żałuję. Teraz jestem z Mikleo, którego kocham nad życie i który daje mi wielkie szczęście, chociaż ja pewnie nie daję mu tyle szczęścia, co on mi, a przynajmniej takie miałem wrażenie. 
- Sorey, mam tylko jedną prośbę. Nie siedźmy za długo – powiedział Mikleo, kiedy wyszliśmy na miasto. 
- Czemu? Coś się dzieje? – spytałem zerkając na niego kątem oka. Mówi tak, ponieważ nie ma ochoty czy może chodzi o coś innego? Oczywiście, jeżeli nie będzie chciał tam dłużej siedzieć, wyjdziemy, już i tak wiele dla mnie robi, idąc tam ze mną. 
- Jutro jest pełnia i nie chcę, byś był zmęczony – wyjaśnił, czym mnie zaskoczył. Już jutro jest pełnia? Kompletnie o tym zapominam i pewnie gdyby Mikleo mi o tym nie przypomniał, nawet bym tego nie zauważył. Po jego dojrzewaniu tak się przyzwyczaiłem do tych jego humorków, że coś takiego nie zrobiłoby mi większej różnicy. 
- Masz rację, powinienem jak najwięcej energii zachować na jutro, by móc się tobą dobrze zająć – powiedziałem z uśmiechem, nie widząc w tym żadnego problemu. I tak nie zamierzałem tam siedzieć nie wiadomo ile, tylko godzinkę lub dwie, by Mikleo i Roscoe lepiej się poznali. 
- Nie to miałem na myśli, sam sobą potrafię się zająć... – zaczął, ale zaraz mu przerwałem. 
- Już raz się sobą zajmowałeś, nie było cię cały dzień i wróciłeś do zamku posiniaczony, zakrwawiony i w podartych ubraniach. Może jednak pozwól mnie się tobą zająć, będzie to zdecydowanie bezpieczniejsze i tańsze – odpowiedziałem, twardo trzymając swojego. Nie ma mowy, abym puścił go w ten dzień samego, zwłaszcza, że nic z tego pamiętać nie będzie. Skąd później będę wiedział, gdzie był, co robił i z kim się bił? Albo, co gorsza, zostanie poważnie ranny i do mnie nie wróci? Nie, nie, nie, nie ma mowy, że jeszcze raz pozwolę mu na taki wyskok. 
Reszta drogi do mojego przyjaciela minęła nam w milczeniu, ale w takim przyjemnym milczeniu. Jak dla mnie ten spacer mógłby trwać wiecznie, był w końcu bardzo przyjemny i chłodny wieczór, ale w końcu dotarliśmy na miejsce.
 U Roscoe, tak jak obiecałem wcześniej Mikleo, nie spędziliśmy wiele czasu, nieco ponad dwie godziny. Zjedliśmy przepyszną kolację, którą chłopak sam przygotował, i wypiliśmy po lampce wina. Mój mąż w sumie wypił nieco więcej, najwidoczniej z czasów przemiany w człowieka pozostał mu ten smak do tego typu alkoholu, ale nie było to przecież nic złego, w końcu upić się nie mógł... chyba. Nie wiem, nie miałem pojęcia. Później przyszedł czas na rozmowę, ale rozmawialiśmy głównie tylko ja i Roscoe. Mikleo siedział cichutko, a kiedy był o coś pytany, wzruszał ramionami, odburkiwał coś albo odpowiadał jednym, krótkim zdaniem. Dopiero pod koniec zaczął być nieco bardziej rozmowny. Szkoda tylko, że musieliśmy już wychodzić, nie mogliśmy przecież nadużywać gościnności gospodarza, a i też sami musieliśmy odpocząć. 
- I co, było tak źle? – spytałem, kiedy zamknąłem drzwi. Na ulicy nie było żadnych osób, więc mogłem sobie pozwolić na drobne czułości. 
- Nadal uważam, że moja obecność była niepotrzebna – powiedział, trzymając uparcie swego. 
- Nieprawda, bez ciebie byłoby mi smutno – odpowiedziałem, całując go policzek. – Chcesz wracać do zamku? Może jeszcze przejdziemy się na spacer? – spytałem, chcąc poznać jego zdanie. Może i ja miałem ochotę, ale jeżeli Mikleo jest bardzo zmęczony i chce odpocząć przed jutrzejszym dniem, który na pewno będzie dla nas obu bardzo intensywny, to zrozumiem i oczywiście uszanuję. Jego dobro było dla mnie bardzo ważne, jak nie najważniejsze. 

<Owieczko? c:>

Od Shōyō CD Taiki

Nie podobało mi się określenie, jakim Taiki nazwał swojego kuzyna. Rozumiałem, że mój narzeczony był zmęczony i zirytowany, a przez ten płacz nie mógł zmrużyć oka. Przecież czułem to samo, może z tą różnicą, że nie byłem aż tak zmęczony. Nie oznaczało to jednak, że powinien nazywać niewinne dziecko „robakiem”, przecież to nie jego wina, że płacze. 
- Nie powinieneś go tak nazywać – bąknąłem niezadowolony, przekręcając się na drugi bok. Naprawdę korciło mnie, żeby tam przyjść i sprawdzić, czy wszystko w porządku i czy w czymś nie pomóc. To chyba naturalne, że gdy słyszy się płacz dziecka, to odruchowo chce się mu pomóc. A może jednak nie wszyscy tak mają...? 
- Irytuje mnie on – wyburczał Taiki, a jego wypowiedź sprawiła, że podjąłem decyzję odnośnie pomocy pani Kato. 
- To nie powód, by od razu go tak nazywać – odpowiedziałem, podnosząc się do pionu. 
- Jesteś zły? 
- Nie, po prostu widzę, że jesteś zmęczony. A im szybciej go uspokoimy, tym szybciej przestanie płakać i przestanie cię on irytować – wyjaśniłem, nachylając się nad nim, by ucałować go w usta. Teraz, kiedy się już umył, jego zapach był zdecydowanie wyraźniejszy i bardziej kusiło mnie, by zostać w pokoju i wtulić się w jego ciało, no ale nie mogłem. Zresztą, i moje biedne uszy drażnił płacz dziecka. 
- Jak na moje to za bardzo przejmujesz się tym dzieciakiem. To jest dopiero pierwszy dzień, a już dla niego straciłeś głowę – bąknął, jakby niezadowolony, czego nie potrafiłem zrozumieć. Co mu nie pasowało? Przecież nie robiłem niczego złego, aby czuł niezadowolenie, a wręcz przeciwnie, starałem się jak najbardziej odciążyć jego ciocię, co było przecież pozytywną rzeczą. 
- Wcale nie, po prostu małe dziecko wymaga dużo uwagi – odpowiedziałem, pusząc policzki. Nie uważałem, abym „stracił głowę” dla tego malca, ja po prostu... starałem się być jak najlepszym bratem, podobnie jak dla Natsu. A to przecież nie znaczyło, że od razu byłem na każde jego skinienie. Na szczęście, albo i nie, w tym samym momencie płacz dziecka ucichł. 
- Na szczęście nie twojej i nie w tym momencie, więc już możesz do mnie wrócić – odpowiedział, wyciągając ręce w moją stronę. 
Stałem jeszcze przy łóżku te kilka chwil nasłuchując, czy aby na pewno już wszystko było w porządku, po czym wróciłem do łóżka, wtulając się w ciało mojego ukochanego. Coś czułem, że pewnie to będzie niejedna pobudka tej nocy i tak przez najbliższe... dwa lata? Może trzy. Ja jakoś dam sobie radę, ale Taiki, i to jeszcze przy tej swojej pracy... przecież on będzie wykończony. Pojawienie się tego dziecka zmieni wiele rzeczy, i to troszkę mnie przerażało. Dopiero co przyzwyczaiłem się do swojej nowej normalności, a ona znowu miała się zmienić. Nie byłem pewien, czy sobie z tym poradzę. 
Chłopak pocałował mnie w czubek głowy, a następnie zaczął gładzić mnie po głowie, na co zamruczałem z aprobatą. Uwielbiałem każdą formę atencji, jaką dawał mi mój narzeczony, jej nigdy nie było mi mało, zwłaszcza, że przez jego pracę nie zawsze dawał mi jej wystarczająco. Tym razem jednak starłem się trzymać te emocje dla siebie i nie eksponować ich tak bardzo, jak ostatnim razem, ponieważ doskonale widziałem, że to przecież nie była jego wina, a ja nie powinienem być tak bardzo samolubny. 
- Moja ciocia jest dorosłą osobą i da sobie świetnie radę, musisz tylko dać jej się wykazać – wyjaśnił mi cichutko Taiki, nie przestając mnie głaskać, co było naprawdę przyjemne. 
- Wiem, tylko ja po prostu kiedy słyszę płacz dziecka czuję potrzebę zareagowania – wyjaśniłem mu, mocniej wtulając się w jego ciało i zamykając oczy. Wstałem dzisiaj o tej samej godzinie, co Taiki i zmęczenie brało nade mną górę. 
- Takie zachowanie nazywa się instynktem macierzyńskim – słysząc jego słowa, zmarszczyłem brwi i otworzyłem oczy zastanawiając się, czy był to komplement, czy wręcz odwrotnie. 
- Ale coś takiego mają tylko kobiety – odpowiedziałem, pusząc policzki. Jak dla mnie nie brzmiało to jak komplement, ale może to ja byłem jakiś dziwny i nie rozumiałem prostych rzeczy.
- Najwidoczniej przeczysz tej regule – wymruczał, po czym złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Odkąd Sachiko przestał płakać, jego humor diametralnie się zmienił i to na lepsze, co bardzo mi się podobało. – Nie myśl już o tym za dużo, tylko korzystaj z wypoczynku, póki możesz. Dobranoc – dodał, oplatając swoje ręce wokół mojej talii. 
- Dobranoc – odpowiedziałem, cicho wzdychając. W sumie, to miał troszkę racji, tylko nie z tym całym instynktem macierzyńskim, a z wypoczynkiem. Nie miałem pojęcia, skąd on wziął ten głupi instynkt, ja po prostu byłem empatyczną osobą, a to coś całkowicie innego. 

***

Tak jak podejrzewałem, Sachiko obudził nas jeszcze raz nad ranem, bardzo drażniąc tym samym mojego narzeczonego. Na szczęście tym razem nie trwało to długo i kiedy tylko płacz ucichł, Taiki’emu udało się zasnąć. Ale nie mnie. Leżałem na moim ukochanym jeszcze przez kilka długich minut, pozwalając mu zapaść w spokojny, głęboki sen. Wypoczynek był dla niego bardzo ważny, zwłaszcza w tym momencie jego życia. Ostrożnie, by go nie obudzić, wysunąłem się z jego objęć, postanawiając zejść na dół i przygotować sobie coś do picia. Jak się okazało, nie tylko ja nie spałem, w kuchni zastałem panią Kato, która wyglądała... cóż, okropnie. Przygotowałem jej kawę oraz śniadanie, nawiązując cichą rozmowę. 
Nie licząc tej nieprzyjemnej pobudki, poranek minął mi całkiem spokojnie. Po kilkudziesięciu minutach na dół zszedł Taiki chyba w nie za dobrym humorze... a może był po prostu zaspany? A może jedno i drugie? Przywitałem się z nim i zacząłem przygotowywać śniadanie i jemu. 
- Mam dosyć – burknął Taiki, kiedy tylko jego ciocia wróciła do dziecka, które znowu zaczęło się upominać o jedzenie. Albo uwagę, trudno było stwierdzić. 
- Przyzwyczaisz się – odpowiedziałem, siadając na jego kolanach i całując go w policzek. Skoro on teraz ma dosyć, to co on będzie czuł, kiedy Sachiko zacznie ząbkować...? Wolałem mu jeszcze o tym nie wspominać. 
- Coś czuję, że to się szybko nie stanie – bąknął, przytulając się do mnie jak do pluszowego misia. – Mam pomysł. Dzisiaj znowu jest mecz, może pójdziesz ze mną?
- Nie wiem, czy to taki dobry pomysł – powiedziałem, zaczynając odczuwać niepewność. Po pierwsze, lepiej by było, gdybym został z panią Kato i pomógł jej przy dziecku, a po drugie... wczoraj się fantastycznie beze mnie bawił, więc może i tym razem będzie podobnie. Nie chciałem mu się narzucać, rozumiałem, że potrzebował on towarzystwa i chwili odpoczynku, a ja... cóż, ktoś się domem zająć musiał, a z tym nie czułem się źle, w końcu tak jakby byłem do tego przyzwyczajony, w końcu to głównie robiłem u siebie w domu. 
- Ciocia na pewno potrafi się zająć tym małym wyjcem, a tobie też się przyda chwila relaksu – słysząc jego kolejne określenie na niewinnego malca westchnąłem cicho, ale nic nie powiedziałem. 
- A co z tobą? Nie będę ci przeszkadzał? – spytałem, przyglądając mu się uważnie. Jego samopoczucie było dla mnie najważniejsze i jeżeli beze mnie bawił się lepiej, to przecież mogłem zostać w domu, on musiał się w końcu zrelaksować przed pracą, a ja jakoś dam sobie radę. 

<Taiki? c:> 

sobota, 17 lipca 2021

Od Mikleo CD Soreya

Nie byłem zadowolony ani tym bardziej pozytywnie nastawiony do całego tego spotkania, nie chciałem poznawać bliżej byłego mojego męża. Jestem w stanie zaakceptować to, że się z nim spotyka, a raczej spotkał i chce to ponawiać, ale ja sam nie chce brać w tym udziału.
- Nie chce - Burknąłem, naprawdę nie mając na to ochoty, miałem w końcu inne ważniejsze rzeczy do robienia.
- Miki nie wymigasz się, musisz spędzać czas z innymi ludźmi, by wreszcie zacząć, nie tyle ich tolerować, a nawet może bardziej polubić.
- Nie muszę ich lubić, nie muszę ich tolerować, nie musisz nawet spędzać z nimi czasu - Bąknąłem, zanurzając się pod wodę, odcinając się na kilka chwil od rozmowy z mężem, który i tak krążyła wokół osoby, z którą spotkać się nie chciałem.
- Owieczko zrób to dla mnie. Ja dla ciebie spotkałem się z Rachel, chociaż nie miałem na to ochotę - Gdy tylko się wynurzyłem, ujrzałem twarz męża, słysząc jego słowa, westchnąłem cicho, przyznając mu racje.
- Naprawdę muszę? - Spytałem, udając smutnego, mając nadzieję, że to przejdzie, a mój mąż nie będzie naciskał na mnie.
- Nie musisz, ale byłbym ci bardzo wdzięczny, gdybyś dotrzymał mi towarzystwa - Psychologiczne podejście męża zadziałało w końcu i ja jeszcze kilka miesięcy temu prosiłem go, by ze mną poszedł i zrobił to, mimo że nie miał najmniejszej ochoty na to, nie mogę więc teraz mu odmówić, w końcu to byłoby nie feer w stosunku do niego.
- No dobrze, dobrze, jeśli tak bardzo ci na tym zależy, pójdę tam z tobą, chociaż nie widzę najmniejszego sensu, by iść do twojego byłego - Przyznałem, przymykając oczy, by znów odprężyć się w wodzie.
- To było dawno, nie musisz być o mnie zazdrosny - Po tych słowach poczułem jego ciepłe i miękkie usta na swoich.
- Nie jestem zazdrosny, nie o niego - Przyznałem, między pocałunkami ciesząc się chwilą z moim mężem, troszeczkę mimo wszystko żałując, że nie chce wejść do wody.
- Coś nowego mój aniołek nie jest zazdrosny, cóż to się stało? - Lekko rozbawiony Sorey nie odsunął się ode mnie, schodząc pocałunkami na moją szyję, dając mi drobną przyjemność i atencje, które szczerze trochę i brakowało podczas jego nieobecności.
- Nic, zerwaliście, więc coś było nie tak, w takim bądź razie nie muszę czuć zagrożenia z jego strony, tak przynajmniej myślę - Wyznałem, mówiąc to, co myślę. Wiedząc, a nawet czując, że mój mąż nigdy nie spojrzy na niego, tak jak patrzy na mnie, nie wiem, dlaczego, ale to czuje i wie, że tego mogę być pewien jak niczego innego na świecie.
Sorey odsuną się od mojej szyi, zastanawiając się przez chwilę nad wypowiedzianym przeze mnie.
- To przeszłość i nie musisz się nią przejmować, dlatego cieszę się, że nie jesteś zazdrosny o niego, bo nie ma o kogo. I wiesz co? Kocham tylko jedną jedyną cudowną i piękną owieczkę na całym świecie i cieszę się, że jest tylko i wyłącznie moja - Uśmiechnąłem się szeroko do męża, słysząc jego słowa, które w połowie mi się podobały a w drugiej połowie nie za bardzo. Mój to on jest i będzie aż do śmierci, bo nikomu go nie oddam, ale, że tak od razu nazywać mnie cudownym i pięknym, kiedy to nie prawda, jestem przecież zwyczajnym aniołem nic we mnie pięknego i cudownego nie ma.
- Wiem - Uśmiechając się łagodnie, podniosłem się, wychodząc z wody, by stanąć przed mężem nagi i mokry okryty jedynie tak samo mokrymi włosami przyklejonymi do mojego ciała.
- Możesz podać mi ręcznik? - Zapytałem, gdy mój mąż napatrzył się na moje nagie ciało.
- A mogę nie? Mam tu bardzo ładne widoki - Wymruczał zadowolony, kładąc jedną ze swoich dłoni na moich biodrach, odrobinkę się ze mną drocząc, ustami pieszcząc mój kark, na którym pozostawił po sobie znamiona dumny niczym paw.
Rozbawiony pozwoliłem mężowi odrobinkę po dotykać swoje ciało, nim sam wziąłem ręcznik do rąk, porządnie się nim wycierając, zakładając ubrania, które zakryły wszystko to, co zakryć powinny.
- Myślisz, że wyjście w tych ubraniach będzie w porządku? - Dopytałem męża, rozczesując mokre włosy, których nie chciałem jeszcze osuszać z wody.
- Myślę, że w czymkolwiek byś nie wyszedł, dla mnie będziesz wyglądał idealnie - Przyznał, stając za mną, by wysunąć z mojej dłoni grzebień, zaczynając powoli czekać moje włosy.
- Bardzo ci tego brakowało? - Spytałem, dostrzegając w lustrzanym odbiciu jego szeroki uśmiech.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - Przyznał, uśmiechając się do mnie, rozczesując moje włosy. - Będę mógł dziś cię uczesać przed wyjściem? - Na to pytanie kiwnąłem twierdząco głową, nie mając i nie widząc w tym problemu, w końcu mu sprawi to przyjemność, jak i również mi.
Resztę dnia przed wieczornym wyjściem spędziliśmy razem na rozmowach i planach na przyszłość. Mój mąż tak jak ja miał już troszeczkę dość przebywania w jednym i tym samym miejscu, okazuję się więc, że nie tylko ja mam z tym problem dobrze to wiedzieć, dzięki temu oboje wiedzieliśmy, czego chcemy od życia i co planujemy na wspólną przyszłość.
Dopiero wieczorem przygotowaliśmy się do wyjścia, na które nie miałem najmniejszej ochoty, co jednak mogłem zrobić, już się zgodziłem, więc musiałem z nim iść.
- Naprawdę musimy iść tam dziś? - Zadałem to pytanie, gdy siedziałem na łóżku, pozwalając mężowi układać mi wybraną przez niego fryzurę.
- Tak, nie możemy odmówić, teraz gdy się już zgodziłem - Sorey skupiony na moich włosach nie chciał wdawać się w dyskusje, wiedząc, że nie ma ona najmniejszego sensu ja swoje on swoje jak zawsze.
Westchnąłem cicho, nic już nie mówiąc, zdecydowanie wolałbym poleżeć w łóżku i odpocząć, z drugiej strony jutro nastanie pełnia, a ja pewnie będę znów męczyć biednego męża, może to lepiej by dziś trochę odpoczął w towarzystwie swojego znajomego tylko po co w tym wszystkim ja? Rany, jakie to męczące.
- Gotowe - Zadowolony z siebie Sorey odwrócił mnie w stronę lustra. Chcąc, bym sprawdził, czy wszystko jest tak, jak być powinno i było no prawie.
- Podoba mi się, nawet bardzo jednak to muszę zdjąć - Chwyciłem pasek noszonej przez siebie obroży, którą zdjąłem, uwalniając od niej szyję. - Skoro widział mnie to i obroże mógł zobaczyć, wolę ją zdjąć by nikt prócz ciebie nie mógł mnie w niej oglądać - Wyjaśniłem, nie chcąc zakładać chusty, jeśli to uczynię, ten chłopak nie pamiętam, jak ma na imię, szybko zorientuje się, że moja obroża znajduje się pod chustą, a tego wolałbym uniknąć, nic się w końcu nie stanie, jeśli raz zdejmę ją na rzecz spotkania, to mój jeden warunek mam więc nadzieję, że mój ukochany pasterz nie będzie miał mi tego za złe.

< Pasterzyku? C:>

Od Taiki CD Shōyō

 Bawiłem się doskonale wśród ludzi, których znałem od wielu lat, na początku czując się trochę nieswojo bez mojego partnera, z czasem jednak zabawa tak się rozwinęła, że i o tym zapomniałem, to chyba moje pierwsza samotne wyjście bez Karotki, od kiedy tylko go poznałem.
Przyjemnie było tak sobie odpocząć od codziennej pracy i chociaż na chwilę zapomnieć o dziecku, które przyszło na świat, rany nic do niego nie mam jednakże. Wiem, że zmieni ono całe nasze życie, a do tego przygotowany nie byłem, nie lubię dużych zmian, a dziecko zmieni dużo jak nie wszystko, o tyle dobrze, że to nie moje dziecko z tym mógłbym mieć spory problem.
Do domu wróciłem później, niż na początku zakładałem, bawiąc się tak dobrze, że ciężko było mi zakończyć tę zabawę, szybciej niż to było konieczne, muszę zacząć częściej wychodzić do ludzi, bo tylko dzięki nim mogę zapomnieć o mojej nudnej codziennej rutynie, która miał miejsce, prawie że codziennie.
- Bawiłem się fantastycznie, już dawno nie miałem na to okazji, naprawdę żałuj, że cię nie było, graliśmy w kosza, a później w butelkę, robiliśmy różne głupie zadania i ten, kto zadania nie wykonał, musiał napić się wódki, niektórzy szybko tam popadali z tego powodu - Przyznałem, uśmiechając się do mojego narzeczonego, wstając z kolan, by od razu podejść do szafy, musiałem w końcu wziąć czyste ubrania i się umyć, aby zmyć z ciała te okropne duszące zapachy perfum, no cóż, gdy idę gdzieś sam, kobiety oglądają się za mną, lgnąc jak pszczoły do miodu, nic na to nie poradzę. Oczywiście informuje je o moim związku, ale i to im nie przeszkadza, by ze mną flirtować.
- A zapach tych kobiecych perfum? - Tylko czekałem aż o to zapyta, przeczuwając, że tak jak ja, tak i on poczuje zapach kobiecych perfum na moich ubraniach.
- Było tam dużo dziewczyn więc to chyba normalne, że nimi nasiąkłem gdy, chociażby się z nimi witałem, nie musisz się jednak martwić, nie zdradziłem cię i zdradzić nie zdradzę, do takiego czynu nigdy nie dojdzie, tego możesz być pewien - Zapewniłem, mając nadzieję, że to go uspokoi, w końcu nie w głowie mi zdrady tym bardziej, gdy mam tak cudownego partnera, pierwszy raz trafił mi się taki brylant i nie mogę go stracić przez własną głupotę.
- Wiem, ufa ci, nie ufam jednak tym wszystkim klejącym się do ciebie dziewczyną - Przyznał, wstając z łóżka, by podejść do mnie, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku, który z największą przyjemnością odwzajemniłem, mrucząc cicho pod nosem.
- Nie musisz się nimi przejmować, tylko ty masz dla mnie jakiekolwiek znaczenie - Wyjaśniłem, głaszcząc go po tych pięknych mięciutkich włosach. - A tobie jak się podoba niańczenie dzieciaka? - Podpytałem, zauważając, iż dziecko i opieka nad nim bardzo go zmieniła, najwidoczniej w porównaniu do mnie po prostu je lubi i dlatego tak chętnie pomaga mojej cioci.
- Ten dzieciak ma imię, nie musisz traktować go jak wroga, bo nim nie jest - Upomniał mnie niezadowolony z mojego podejścia do niemowlęcia.
- Dziecko to dziecko nie lubię ich - Bąknąłem, niezadowolony z upominania mnie. Sachiko jest moim kuzynek i synem kobiety, która mnie wychowała po śmierci rodziców, więc mogę, a nawet muszę go tolerować, ale to wszystko niczego więcej nie można ode mnie wymagać.
- To twój kuzyn Taiki nie musisz od razu skakać z radości, jednakże wypadałoby trochę zainteresowania z twojej strony - Uznał, idąc za mną aż do samych dni wyjściowych z pokoju.
- Muszę to przemyśleć - Wzruszając ramionami, wyszedłem z pokoju, kierując swoje kroki do łazienki, gdzie musiałem wziąć gorącą i odświeżająca kąpiel, której teraz tak było mi trzeba, rozmyślając trochę nad słowami mojej Karotki, może faktycznie nie powinienem tak źle myśleć o tym dziecku, w końcu nie jest moim wrogiem, nic mi nie zrobił, nie jest też moim dzieckiem, więc nie muszę się nim opiekować a jedynie czasem zainteresować niby proste i wykonalne, lecz czy ja tego chcę? Sam nie wiem, dla Karotki i cioci mogę to zrobić, lecz czy wtedy będzie mi z tym dobrze? Robienie czegoś wbrew sobie nie jest fajne, lecz czasem naprawdę potrzebne i to chyba właśnie ten moment,
Wzdychając ciężko, zakończyłem swoją kąpiel, zakładając świeże ubrania, wyciągnięte przednio z szafy mogąc wrócić do mojego narzeczonego, który leżał już w łóżku, czekając na mnie.
- Już jestem - Zwróciłem jego uwagę, podchodząc do łóżka, w tym samym momencie słysząc płacz dziecka, dochodzący za ściany, no pięknie coś czuje, że ta nic nie będzie należała do najlepszych i najprzyjemniejszych. - No świetnie teraz będzie się darł całą noc - Bąknąłem, kręcąc nosem z widocznym niezadowoleniem.
- Taiki, daj spokój to dziecko, a dzieci muszą sobie czasem popłakać - Nie wiem skąd w moim narzeczonym tyle dobra i cierpliwości do dzieci, ja nie mam go wcale i to drażni mnie niesamowicie, jak ja nienawidzę dzieci..
- Może i muszą, ale ja wolałbym tego nie słyszeć - Naburmuszony jak małe dziecko położyłem się do łóżka, wsłuchując się w płacz dzieciaka, który wciąż nie ustawał, rany czy to się kiedyś uciszy? Moja ciotka sobie z nim nie radzi? Prawdopodobnie tak to jej pierwsze dziecko, zanim nauczy się jak to działa minie trochę czasu, a ja do tego momentu zwariuje.
- Może powinienem iść jej pomóc? - Karotka przejmując się dzieckiem, był w stanie iść do cioci, by jej pomóc, nawet gdy nie było to konieczne, sama sobie jakoś poradzi, jest dorosłą kobietą.
- Nie wiem, chyba nie, w końcu sama musi zorientować się, jak ten mały robak działa - Odparłem, starając się nie wsłuchiwać w płacz dziecka, który jedynie mnie drażnił, teraz to już nigdzie spokoju nie będę miał jak miło.

<Karotka? C:>

czwartek, 15 lipca 2021

Od Soreya CD Mikleo

Byłem zmartwiony tym, że Mikleo zdecydował się odejść. Coś zrobiłem nie tak? Coś mu się nie spodobało? Nie wyglądał na złego, ale nie wyglądał na szczęśliwego. W tym momencie trudno było mi określić, jakie emocje targały moim mężem i to mnie tak bardzo martwiło. Poza tym, zdecydowanie wolałbym, aby mi towarzyszył, przecież wyszedłem na miasto właśnie dlatego, aby spędzić czas z nim. Czemu wraca do pokoju, skoro znudziło mu się siedzenie w nim...? Chyba nie powinienem go w tej chwili zostawiać. Z jakiegoś powodu był niezadowolony i musiałem poznać tej ten powód. Prawdopodobnie to ja zrobiłem coś nie tak, tylko nie jestem pewien, co. Może Mikleo był o mnie zazdrosny? To było coś w jego stylu, jeżeli miałbym być szczery. 
- Wiesz, chyba lepiej będzie, jak za nim pójdę, a my umówimy się na inny termin – odparłem, uśmiechając się przepraszająco do mojego znajomego. Owszem, cieszyłem się na spotkanie z Roscoe, zawsze mieliśmy dobre relacje, nawet na wieść o zerwaniu nie zareagował przesadnie dramatycznie, w przeciwieństwie do innych moich byłych, ale był ktoś ważniejszy od tej chęci, a mianowicie mój mąż. 
- A może daj mu chwilkę czasu? Powiedział, że go boli głowa, może faktycznie musi odpocząć – chłopak próbował mnie przekonać, że to nie było nic dziwnego. 
- Ale jeszcze przed chwilą czuł się dobrze, coś musiało się zdarzyć – powiedziałem, cicho wzdychając. 
- Możliwe też, że odczuł potrzebę przebrania – dodał, a te słowa zmusiły mnie do zastanowienia się. W sumie, skoro Roscoe go widział, to na pewno także widział obrożę na jego szyi. Co jak co, ale nie dało się jej przeoczyć, pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że jest to pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy. Ja na to nie narzekam, mi się taki widok bardzo podobał, tylko że on był zarezerwowany tylko i wyłącznie dla moich oczu. A chustę trzymałem ja, czyli nie mógł jej użyć do ukrycia tak krępującego go elementu jego ubioru... 
- Racja – przyznałem, drapiąc się z zakłopotaniem po karku. Jeżeli tak się sprawy mają, to chyba faktycznie lepiej, aby Miki na chwilę zniknął w zamku. Ale za godzinę lub dwie do niego wrócę, nie mogę go przecież za długo zostawić samego. Zresztą, i ja nie jestem w stanie wytrzymać bez niego długo, automatycznie czuję się lepiej, kiedy Miki jest obok mnie. Nie musi nawet nic mówić, nic robić, sama jego obecność w zupełności mi wystarczała. – Masz jakieś propozycje? – spytałem, skupiając uwagę tylko i wyłącznie na moim towarzyszu. 
- Pewnie, niedaleko jest całkiem fajna knajpa... 

***

Wróciłem do pokoju trochę później niż planowałem, bo aż po trzech godzinach. Bardzo dobrze rozmawiało mi się z Roscoe i jakoś tak straciłem rachubę czasu. Dowiedziałem się, jak bardzo zmieniło się życie mojego byłego po tym, jak zerwaliśmy, ja sam także opowiedziałem mu po ogólnikowo, co się działo u mnie. Oczywiście, ominąłem kilka drobnych szczególików, jak chociażby to, że poddałem się złu czy też że byłem powodem, przez którego mój mąż został zamordowany. Były to rzeczy, z których dumny nie byłem i jakoś nie za bardzo chciałem, by Roscoe o tym wiedział. Zamiast tego opowiadałem mu o tych bardziej pozytywnych chwil, jakie przeżyłem jako pasterz. I o Mikleo. O Mikleo mówiłem mu naprawdę dużo, ponieważ też sam również chciał go lepiej poznać. Wziąłem to za bardzo dobry znak, w końcu to też była szansa, aby Mikleo poznał kogoś nowego. Powinien przecież uczyć się zawierać nowe znajomości, to mu się bardzo przyda, kiedy mnie już nie będzie. 
W pokoju mojego męża nie było, znalazłem go dopiero wylegującego się w balii w łazience. Podszedłem do niego cichutko, by przypadkiem aniołek nie otworzył oczu, a kiedy już znalazłem się wystarczająco blisko, uklęknąłem i ucałowałem go w czoło. Z zadowoleniem zauważyłem, że pomimo tej pewnie krepującej dla niego sytuacji nie zdjął obroży. 
- Dzień dobry. Przepraszam, że tak długo – odezwałem się, kiedy cudowne, lawendowe oczy spoczęły na mnie. 
- Nie masz za co przepraszać – odpowiedział z delikatnym uśmiechem, odwracając się w moją stronę. – Jak się bawiłeś? 
- Było całkiem fajnie, troszkę sobie powspominaliśmy – powiedziałem, odgarniając jeden z jego kosmyków za ucho. – Jak głowa? Już lepiej? – dopytałem ze zmartwieniem zastanawiając się, czy już czuł się lepiej. Byłem również ciekaw, czy ból głowy faktycznie miał miejsce, czy może był zwyczajną wymówką... chociaż, chyba musiał mieć miejsce, przecież Serafiny nie mogą kłamać... wiedziałem, że powinienem zaufać swojemu pierwszemu odczuciu i ruszyć za Mikleo, a nie zostawać z Roscoe. On cierpiał, a ja się świetnie bawiłem, miano do najgorszego partnera powinno trafić do mnie. 
- Pewnie, już dawno, nie musisz się o mnie zamartwiać – wyjaśnił, nie przestając się do mnie uśmiechać. – Może dołączysz do mnie?
To była bardzo kusząca propozycja, na którą zaraz bym przystał, gdyby nie pewien drobny szczególik. Zdecydowanie będę sobie musiał odpuścić tę przyjemność, jeżeli nie chcę gorszyć Mikleo. Jakoś będę musiał się do tego przyzwyczaić, ale czego się nie robi dla ukochanej osoby? Dla niego zrobiłbym wszystko i jeszcze więcej. 
- Odpuszczę sobie – spasowałem, prostując nogi i przeciągając się. – Tak właściwie to mamy zaproszenie na wieczór – dodałem, nim całkowicie wyleciało mi to z głowy. 
- Jakie zaproszenie? 
- Roscoe zaprasza zarówno mnie, jak i ciebie na kolację. Powiedział, że z chęcią pozna osobę, która ma takie szczęście, że ma mnie za męża. I już oznajmiłem, że przyjdziemy, więc mi się nie wymigasz – wyjaśniłem, uśmiechając się do niego szeroko. W końcu, była to bardzo dobra okazja do tego, aby ta dwójka lepiej się poznała, a to wcale takim złym pomysłem nie było. Jak na moje odczucie, byli do siebie całkiem podobni, i z wyglądu, i z charakteru, więc to raczej powinno pomóc, a nie zaszkodzić. Co prawda, nie za bardzo wiedziałem, jakie to szczęście mieć mnie za męża, bo mężem najlepszym to ja nie byłem, ale postanowiłem za bardzo tego nie roztrząsać, tylko Miki ma wiedzieć, jakim człowiekiem naprawdę jestem. 

<Owieczko? c:> 

Od Shōyō CD Taiki

 Nie czułem się dobrze z tym, że ostateczne zdanie należało do mnie. Nie byłem nikim aż tak ważnym, by podejmować tak ważną decyzję, bo to jednak jest ważna decyzja. Coś takiego powinno zależeć tylko i wyłącznie od matki nie ode mnie. Czysto teoretycznie to jeszcze od ojca, ale on nie był i nigdy nie będzie obecny, co w sumie wyjdzie na dobre dla tego dziecka. Przynajmniej ono nie będzie przeżywało tego, przez co musiałem przechodzić ja. 
- Wydaje mi się, że trzecie będzie najtrafniejsze – powiedziałem po krótkim zastanowieniu, uśmiechając się delikatnie. Kierowałem się tylko i wyłącznie znaczeniem imienia, a nie tym, że i Taiki’emu również się to podobało. – Ale decyzja ostateczna należy tylko i wyłącznie do pani – dodałem szybko, nie chcąc narzucać się ze swoim pomysłem. Nawet jeżeli to był mój brat, nie czułem się zobowiązany do tego, by mieć decydujący głos w tej sprawie. 
- Sachiko... – powtórzyła kobieta, przyglądając się swojemu małemu synkowi z miłością. To był naprawdę uroczy obrazek, widać, że pani Kato była szczęśliwa i życzyłem jej oraz jej dziecku jak najlepiej. – Też jest piękne – gdy tylko to powiedziała, pocałowała już śpiącego chłopczyka w czoło. 
- Proszę sobie odpocząć, musi być pani bardzo zmęczona, ja zajmę się małym – zacząłem po dłuższej chwili, kiedy zauważyłem, jak oczy kobiety zaczynały się kleić. 
- A nie powinnam go teraz nakarmić? – spytała niepewnie, nie spuszczając wzroku z malca. Dopiero po tym pytaniu zdałem sobie sprawę, że to przecież jej pierwsze dziecko i pewnie nie za bardzo miała pojęcia co i jak robić, podobnie jak każda osoba w tym pomieszczeniu. Może ja co nieco pamiętałem z tego, jak Natsu była mała, niewiele, ale zawsze coś. 
- Kiedy będzie głodny, da nam wszystkim o tym bardzo głośno znać, może być pani tego pewna – wyjaśniłem, wyciągając ręce w jej stronę, by móc wziąć noworodka na ręce. Nie chciałem go nigdzie zabierać, tylko położyć do łóżeczka w pokoju kobiety. 
Pani Kato z niechęcią oddała mi noworodka, jakby bała się, że coś mu zrobię, co było kompletną głupotą, ale nie zraziło mnie to. Ostrożnie wziąłem dzieciątko na ręce z zaskoczeniem zauważając, że jest bardzo leciutkie. Czy tyle w ogóle powinno ważyć dziecko...? W sumie, urodziło się wcześniej, niż powinno, więc to jasne, że jest mniejsze niż przeciętny noworodek. Nie było również u niego znaku po lisich uszach i ogonach co znaczyło, że ludzkie geny zwyciężyły. Albo smocze. Co do tego drugiego nie byłem pewien, nie wiem, czy małe smoki się czymś wyróżniały, ale na pewno możemy wykluczyć fakt, że mały Sachiko jest kitsune. Odłożyłem malca do łóżeczka uważając, by niczego mu nie zrobić, a kiedy odwróciłem się w stronę pani Kato, ta już spała, a po moim narzeczonym i jego bracie nie było śladu. 
Zastałem ich w kuchni, cicho ze sobą rozmawiających. To i dla nich był bardzo emocjonujący dzień, chociaż nie zrobili za wiele. Dobrze, że byłem wtedy obecny, nie wiem, czy cokolwiek by zrobili, gdyby nie ja, chociaż ja sam niewiele zrobiłem. Podszedłem do mojego narzeczonego i przytuliłem się do niego mocno. Nie miałem dzisiaj za bardzo dla niego czasu, nawet nie zdążyłem się z nim przywitać, najpierw był w pracy, później ten poród, który też swoje trwał. Jak dobrze, że jutro miał dzień wolny, co prawda z powodu dziecka nie będę miał dla niego tak dużo czasu co zawsze, ale na pewno znajdę dla niego chwilę. Albo nawet i kilka chwil. Taiki odwzajemnił mój gest, oplatając swoje ręce wokół mojej talii i całując mnie w czoło, nie przejmując się tym, że obok siedzi Shingo. Znaczy, siedział, bo zaraz po tym wyszedł
- Byłeś niesamowity – powiedział, uśmiechając się do mnie szeroko. 
- Nie wiem, o czym mówisz – odpowiedziałem szczerze, nie za bardzo rozumiejąc, co ma na myśli. 
- O tym, że zachowałeś zimną krew – wyjaśnił mi, chociaż nadal go nie rozumiałem. 
- Nie zrobiłem niczego niesamowitego – nadal uparcie trzymałem się swojego. 
- Może według ciebie, ale ja i tak cię podziwiam – odparł, poprawiając moje włosy. – Chłopaki zaprosili nas na ognisko i mam nadzieję, że się zgadasz. 
- Właściwie wydaje mi się, że lepiej by było, gdybym został – zacząłem niepewnie nie za bardzo wiedząc, jak zareaguje na moją odmowę. Do tej pory zawsze się zgadzałem na takie wypady, ponieważ bardzo je lubiłem, z każdym takim wypadek coraz lepiej poznawałem przyjaciół mojego narzeczonego, a to przecież było bardzo ważne. Tym razem też chciałem  wyjść, ale plany pokrzyżował poród. – Malec może się w każdej chwili obudzić, a wydaje mi się, że twoja ciocia jeszcze potrzebuje małej pomocy. Ale ty jak najbardziej możesz wyjść – dodałem, uśmiechając się do niego delikatnie. 
- Na pewno? Nie będziesz zły? – pytał, delikatnie gładząc mnie po włosach, co było dla mnie bardzo przyjemne. Jak dla mnie, mógłby mnie głaskać po głowie zawsze, nieważne, jak bardzo uwłaczające to było. 
- Nie, nie będę zły za to, że wyjdziesz na spotkanie z przyjaciółmi. Ale mogę być zły za to, w jakim stanie wrócisz, więc tam nie przesadzaj – wyjaśniłem mu, stając na palcach, by móc pocałować go w linię żuchwy. Przyznam, nie czułem się pewnie z tym, że puszczałem go samego, zwłaszcza, że doskonale widziałem, jak wielu osobom się podoba. I jak mojemu narzeczonemu ufałem, tak innym ludziom już niekoniecznie. 
Taiki podziękował mi, bardzo zadowolony z tego faktu, a jego szczęście udzieliło się i mnie. Poza tym, ważne było to, aby i on troszkę odpoczął, w końcu przez większość czasu pracował, podczas kiedy ja leniuchowałem w domu. Znaczy, może nie leniuchowałem, bo wstawałem wraz z moim narzeczonym, najczęściej był to wczesny ranek, i również z nim szedłem spać, a przez cały dzień coś robiłem w domu, chociaż to i tak było nic w porównaniu z pracą Taiki’ego. W sumie, to jakiś czas temu mówił mi, ze już niedługo odejdzie z tej pracy i jak na razie nie zapowiada się, jakby to się szybko stało. Fakt, powiedziałem mu, że będę na niego czekał tyle, ile będzie trzeba, ale jednak nie obsraziłbym się, gdyby stało się to troszkę szybciej. Kiedy tak się stanie, będę o niego znacznie spokojniejszy i nie będę musiał się zastanawiać, czy przypadkiem nikt mu nie wbił noża w brzuch. 
Po umyciu się Taiki zapewnił mnie, że będzie grzeczny, pożegnał się ze mną całując mnie w czoło i wyszedł z domu. W idealnym momencie, mógłbym rzec, ponieważ kilka minut po tym rozległ się głośny płacz dziecka, a mnie nie pozostało nic innego, jak troszkę pomóc pani Kato. Nie czułem się z tym źle, lubiłem dzieci i nie przeszkadzało mi zajmowanie się nimi, a dzieci lubiły mnie. Znaczy, chyba, pewien nie byłem, mnie się właśnie tak wydawało, a czy tak faktycznie było, nie wiedziałem. 
Kiedy pani Kato nakarmiła małego Sachiko, pomogłem jej go umyć i przebrać. Przez cały ten czasu towarzyszyła nam Vivi, która była niezwykle ciekawa tej małej istotki. Nie odstępowała go ani na krok, nawet kiedy już odłożyłem chłopca już śpiącego do kołyski. Ja uważałem to za bardzo urocze zachowanie, podczas kiedy pani Kato troszkę bała, że lisica może go zaatakować, przez co musiałem ją uspokajać. Byłem pewien, że moja towarzyszka nic mu nie zrobi, po prostu wyglądało na to, że budził się w niej instynkt macierzyński. 
Nastał późny wieczór, a ja zacząłem denerwować się coraz to bardziej, ponieważ Taiki nadal nie pojawił się w domu. Wiem, że nie powinienem, przecież on jest dorosły i może wrócić o tej, o której chce, poza tym sami czasem potrafiliśmy wrócić znacznie później, ale i tak się martwiłem. Nie miałem w końcu pewności, czy coś się tam nie stało, jednak nie pozostało mi nic innego, jak tylko czekać. By nie za wiele o tym wszystkim myśleć, wziąłem długą kąpiel, podczas której dokładnie umyłem swoje ciało i oraz włosy. Później siedziałem w pokoju mojego narzeczonego i dawałem atencji Kodzie, który chyba nie był zadowolony z powodu pojawienia się nowego członka rodziny. Zupełnie jak jego pan. 
- No wreszcie! Co tak długo? Zacząłem się o ciebie martwić – odezwałem się zrywając się z podłogi, kiedy tylko mój narzeczony pojawił się w pokoju. 
Od razu do moich nozdrzy dotarł zapach alkoholu i słodkich damskich perfum. Oczywiście, czułem także zapachy wielu innych osób, ale to właśnie te dwa wcześniej wymienione były najsilniejsze. Przyznam, nie podobało mi się to ani trochę, jak zwykle ja z nim chodziłem, te damskie zapachy tak do niego nie przylegały... albo może to ja jestem przewrażliwiony i ten zapach wcale nie jest tak silny? Sam nie wiem, ale raczej nie powinienem być na niego zły. To nie jego wina, że ktoś się do niego przymilał. Chociaż, może troszeczkę...? Mógłby powiedzieć nie, albo coś w tym stylu. Nie, powinienem mu robić żadnych scen zazdrości, ponieważ nie miałem ku temu każdemu powodu. 
- Przepraszam, troszkę się przeciągnęło – powiedział przepraszającym tonem, po czym podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło. Pomimo silnego zapachu alkoholu Taiki brzmiał na trzeźwego, co chyba było dobrym znakiem. Zobaczymy, jak będzie się czuł rano. – Hej, stary – tym razem odezwał się do psa i uklęknął przy nim, drapiąc go za uszami. 
- Dobrze się bawiłeś? – spytałem z zainteresowaniem, siadając na łóżku. Oczywiście, byłem ciekaw jak spędził ten czas beze mnie i czy jakkolwiek wypowie się na temat tych damskich perfum, których od niego wyczuwałem... w takich momentach jak ten przechodzi mi przez myśl, że lepiej i dla mnie, i dla mojego narzeczonego byłoby, gdybym nie miał tak wyczulonego węchu. Ja byłbym spokojniejszy, a Taiki nie musiał mi się tłumaczyć z rzeczy, które na pewno uważa za głupie. 

<Taiki? c:>