Jeszcze lekko zaspany i roztargniony otworzyłem oczy, starając się zrozumieć, co tak właściwie się dzieje. W jednej chwili czułem przyjemnie miękkie wargi na swoich, ale to było tak delikatne i krótkie doznanie, że myślałem, że to tylko m się śni. Nie byłem nawet pewien, czy szept do mojego ucha był prawdziwy, obudziło mnie dopiero delikatne potrząsanie.
- Coś się stało? Wszystko w porządku? – spytałem niemrawo, ostrożnie podnosząc się do siadu. Miki zwykle nie budził mnie bez powodu, raczej pozwalał mi się wyspać i czekał, póki ja sam się nie wybudzę. Coś zdecydowanie musiało się stać.
- Nic się nie dzieje, głuptasie – wymruczał rozbawiony Mikleo, delikatnie poprawiając niesforne kosmyki wpadające mi do oczu. – Przygotowałem i przyniosłem śniadanie, nie chciałem, aby ci herbata wystygła, zimna jest niedobra.
Zamrugałem zaskoczony, powoli przetwarzając w głowie jego słowa. Byłem jeszcze zaspany i niektóre rzeczy docierały do mnie z lekkim opóźnieniem, ale to nie moja wina. Było całkiem wcześnie, musiałem się rozbudzić. Przygotowałem... tego zwykle nie mówił. Poprawka, tego nigdy nie mówił. Zawsze tylko wspominał że przyniósł śniadanie, czyli tym razem musiał je jeszcze zrobić.
- Dziękuję, ale wiesz, że nie musiałeś się dla mnie tak starać – wymruczałem, przytulając się do niego i na chwilę wtulając twarz w jego włosy, które były rozpuszczone, mięciutkie i tak cudownie pachnące. Właśnie, rozpuszczone, on zwykle za tym nie przepadał. Cóż, ja narzekać nie zamierzałem, uwielbiałem kiedy jego włosy nie były uwięzione pod gumką, ale przez ostatnie upały nawet nie prosiłem go o nie, wiedząc jak źle radzi sobie z wysoką temperaturą, a taka fryzura byłaby tylko dla niego utrapieniem.
- Oczywiście, że musiałem. Chcę, aby ten dzień był dla ciebie jak najbardziej wyjątkowy – wyjaśnił mi, gładząc mnie delikatnie po plecach.
- Już jest wyjątkowy, ponieważ przy mnie jesteś – odpowiedziałem, odsuwając się od niego, by móc mu posłać szeroki uśmiech. – Jak się czujesz? Wszystko w porządku? Żadnych złych myśli? – dopytałem, kładąc dłoń na jego policzku i uważnie mu się przyglądając. Nie wyczuwałem od niego niczego negatywnego, ale mimo tego musiałem się upewnić, czy wszystko jest dobrze, on i jego samopoczucie były dla mnie w tym momencie najważniejsze.
- Oczywiście, nigdy nie czułem się lepiej. A teraz wstawaj, nim herbata i tosty ci całkowicie wystygną – dodał, chwytając mnie za nadgarstek i wyciągając z łóżka.
Chcąc nie chcąc, musiałem na to wszystko przystać, podążając za nim aż do stołu. Chłopak naprawdę chciał, abym je spróbował, najpewniej nie mogąc doczekać się mojej oceny, chociaż nie za bardzo wiedziałem, czemu. Przecież na pierwszy rzut oka było widać, że smakowało to cudownie i nawet nie musiałem próbować, by to wiedzieć. Tylko jedna rzecz mnie zaskoczyła, a mianowicie niewielkich rozmiarów pudełeczko, które leżało tuż przy talerzu. To raczej nie było nic do jedzenia, a przynajmniej na takie nie wyglądało.
- A to co? – spytałem, biorąc niepewnie pudełeczko do ręki, by go przypadkiem nie uszkodzić lub pobrudzić.
- Prezent, oczywiście – wyjaśnił mi jak małemu dziecku.
- Jaki preze... och – w połowie pytania przypomniałem sobie tak właściwie, z jakiej okazji. Znowu o tym zapomniałem, a przecież jeszcze wczoraj było mi to przypominane niejednokrotnie. Cóż... zdarza się nawet najlepszym, zwłaszcza, że ostatnie urodziny, jakie obchodziłem, to były... osiemnaste. Tak, ten dzień wspominam akurat bardzo miło, Miki w stroju pokojówki wyglądał niesamowicie kusząco i uroczo jednocześnie. Nie narzekałbym, gdyby to się powtórzyło, tylko z tą różnicą, że teraz ja mógłbym go rozebrać. – Dziękuję, ale nie musiałeś mi nic dawać, wiesz? Zwłaszcza ty – odpowiedziałem, nagle czując się niezręcznie. Naprawdę, wszelkie prezenty były zbędne, czułem się wystarczająco dobrze bez nich.
- Właśnie, że zwłaszcza ja. Od początku mojego okresu dojrzewania opiekujesz się mną i znosisz wszystkie moje humorki, już nie wspominając, że dzisiaj są twoje urodziny i zwyczajnie na niego zasługujesz. Otwórz, chcę zobaczyć, czy ci się podoba – zachęcił mnie, lekko zniecierpliwiony i może nawet zestresowany,
Nie chcąc sprawić mu żadnej przykrości, powoli i ostrożnie otworzyłem pudełeczko. Moim oczom ukazały się dwie rzeczy. Jednym z nich był prosty naszyjnik z rzemyka i z trzema piórkami, które były wręcz nieskazitelnie białe. Na pewno nie należały one do jakiegokolwiek ptaka, a do Mikleo, co było bardzo urocze. Będzie mi to pasowało do kolczyka, który podarował mi jakiś czas temu, chociaż nie uważałem, aby było to warte bólu, jaki musiał odczuwać, kiedy wyrywał te piórka. Powiedziałem Mikleo, że naszyjnik jest przepiękny i zaraz zabrałem się za oglądanie drugiego prezentu. Był to mały, prostokątny kawałek papieru, który był całkiem zapisany bardzo starannym charakterem pisma. Przyznam, spotykam się z czymś takim po raz pierwszy w życiu i nie za bardzo wiedziałem, co ja właśnie trzymam w rękach.
- A to co takiego? – spytałem, przyglądając się temu z uwagą, starając się odczytać zapis.
- Więc to jest jednorazowy bilecik obowiązujący przez jeden dzień. Jeżeli go wykorzystasz, zrobię wszystko, o co mnie poprosisz i nie będę mógł ci odmówić – wyjaśnił mi, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Bardzo pomysłowe – przyznałem, będąc naprawdę pod wrażeniem. – Na pewno wykorzystam, kiedy tylko wydobrzeję – odpowiedziałem, chowając bilecik do pudełka. To była bardzo ważna rzecz, której nie mogłem zgubić. Teraz w końcu nie wykorzystam w pełni jego mocy, ale kiedy tylko wydobrzeję, upomnę się o swoje. – Pomożesz mi założyć? – spytałem, wskazując na naszyjnik.
Bardzo miło spędziliśmy wspólnie poranek. Śniadanie, które tak jak podejrzewałem wcześniej, było przepyszne i zjedliśmy je razem, co było dla mnie kolejnym zaskoczeniem tego dnia. Odkąd zaczęło się jego dojrzewanie, Mikleo nie za bardzo miał ochotę na towarzyszenie mi przy posiłkach, chyba, że było to coś słodkiego, jak chociażby ciasteczka. W sumie, i teraz jadł słodkie rzeczy, a mianowicie owoce, których przyniósł całkiem sporo. Nie, żebym narzekał, też miałem wielką ochotę na owoce. Podczas posiłku dodatkowo rozmawialiśmy na różne błahe tematy, co było bardzo przyjemne, trochę czasu minęło, odkąd spędziliśmy tak miło i beztrosko czas.
- Więc, na co teraz masz ochotę? – spytał mnie Mikleo, kiedy talerze stały się puste, a on sam usiadł mi na kolanach i zaczął bawić się moimi kosmykami. Przyznam, jego pytanie lekko mnie zaskoczyło, tak, jakbym miał jakieś szczególne życzenia na dzień dzisiejszy, a wcale tak nie było. Spędziliśmy miło poranek i to mi w zupełności wystarczało. Pewnie i tak zaraz Yuki tutaj przybiegnie i poprosi o trening, a ja pójdę wraz z nimi i będę się im jedynie przyglądał. Takie wspólne spędzanie czasu z rodziną też nie było wcale takim złym pomysłem.
- Tak właściwie, to na nic. Bardziej istotne jest to, na co moja dziecinka ma ochotę – wymruczałem, jedną z dłoni kładąc mu na biodrze, a drugą wsunąłem pod jego uroczą koszulkę, delikatnie tym samym drażniąc jego ciało.
- Sorey! – burknął, pusząc policzki na słowo „dziecinka”. To raczej nie było najrozsądniejszym posunięciem, aby go tak nazywać, zwłaszcza po tym, co wczoraj właśnie za takie niewinne słówko zrobił Arthurowi.
- Przepraszam, nie mogłem się powtrzymać – wyjaśniłem, uśmiechając się do niego przepraszająco. – Po prostu jestem ci wdzięczny za te wszystkie prezenty. I za to, że o mnie pamiętałeś, ja sam przez jeden dzień zdążyłem zapomnieć o tym wszystkim zapomnieć. Kocham cię i cieszę się, że do mnie wróciłeś – odpowiedziałem, przytulając się do jego ciała i trwając w ten sposób przez kilka minut, kradnąc tym samym jeszcze dla siebie kilka chwil. Zaraz musiałem jednak wziąć się w garść, w końcu mój ukochany mąż był w takim okresie, że potrzebował mnie najbardziej, a moim zadaniem było przypilnować, aby dobry humor go nie opuszczał, a doskonale wiedziałem, jak szybko to się może zmienić. To on był dla mnie w tym momencie najważniejszy, co się nigdy nie zmieni. On i Yuki będą u mnie zawsze na pierwszym miejscu.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz