sobota, 29 stycznia 2022

Od Mikleo CD Soreya

 Cicho westchnąłem, gdy usłyszałem słowa mojego męża. Oczywiście, teraz gdy jestem w stanie błogosławionym, mój mąż stanie się przesadnie przewrażliwionym, on naprawdę przesadza, nie jestem chory ani umierający, naprawdę mógłby traktować mnie jak zawsze. 
- Sorey ty naprawdę przesadzasz - Burknąłem, mimo wszystko siadając na krześle, aby nie dyskutować z mężem, to i tak nie miało sensu, on ma czasem swój świat i swoje kredki. I z tego akurat się nie cieszę, gdyby nie jego przewrażliwione zachowanie wszystko byłoby dobrze
- Nie przesadzam, martwię się o ciebie i o nasze dziecko - Wyznał, podchodząc do mnie, aby ucałować moje czoło, uśmiechając się przy tym łagodnie.
- Rany, naszemu dziecku nic się nie stanie, ja nie jestem chory, abym teraz nic nie robił, siedząc jedynie na czterech literach - Burknąłem, będąc na maksa niezadowolonym, z tego, co się dzieje, jeszcze zanim dowiedział się o ciąży, traktował mnie normalnie a teraz.. Rany traktuje mnie jak jajko i, że niby tak ma być przez całą ciążę? Gdybym wiedział, że tak będzie, naprawdę poważnie zastanowiłbym się nad dzieckiem.
- Musisz odpoczywać, dużo odpoczywać. Teraz ja się tobą zaopiekuje, a ty proszę cię, odpoczywaj - Gdy to powiedział, znów wrócił do kończenia śniadania, które już po chwili pojawiło się na stole. - Smacznego - Dodał, siadając obok mnie, zabierając się za jedzenie.
- Dziękuję - Podziękowałem, uśmiechając się delikatnie do męża, zabierając się powoli za jedzonko, które było dobre jak na to, że jestem aniołem, który nie bardzo musi a i nawet chce jeść. To znaczy, teraz muszę zacząć, ze względu na dziecko, ale to tylko z tego powodu po wszystkim na pewno jedzenie mi na dobre już zbrzydnie.
Jedząc powoli, ale to bardzo powoli nie specjalnie mając na to ochotę, w końcu z wielkim trudne wykonałem zadanie, przez które czułem się niesamowicie zmęczony a przecież to tylko jedzenie, nic specjalnego, a mogło aż tak zmęczyć.
- Najedzony? - Słysząc to pytanie, kiwnąłem głową, starając się jakoś przetrawić to jedzenie, które z jednej strony mi smakowało i było potrzebne mojemu dziecku, ale z drugiej strony jako anioł w ogóle tego nie potrzebuję, a nawet nie chcę. To będzie ciężki czas i dla mnie i dla tego dziecka. - Wszystko dobrze? - Dopytał, widząc moje niezadowolenie wypisane na twarzy.
- Tak, tak nie jestem jajkiem, możesz nie przesadzać? - Poprosiłem, naprawdę nie chcąc się denerwować, jeśli teraz nie zacznę się troszeczkę stawiać, jestem pewien, że później będzie chciał wyręczać mnie w każdej możliwej sprawie, a ja tak nie chcę, jestem w stanie zrobić wszystko sam, to znaczy pewien nie wszystko w moim stanie jest mi dozwolone, jednakże myślę, że sprzątanie lub gotowanie to nic nadzwyczajnego i z tym jestem w stanie sobie poradzić nawet teraz.
- Nie traktuję cię jak jajko, po prostu martwię się o ciebie i nasze dziecko - Wyznał, podchodząc do mnie, aby położyć dłoń na moim brzuchu.
- Sorey, naprawdę? Temu dziecku nic się nie stanie, jeśli coś będę robił z umiarem, za to mi się coś stać może jeśli będziesz nie ograniczał. Zwariuję, a to nie pomoże ani dziecku, ani mi - Bardzo chciałem, aby zrozumiał co, czuję i co myślę, nie chcę być traktowany inaczej niż zazwyczaj i to chyba normalne, nikt nie chce być traktowany inaczej i albo mój mąż zacznie traktować mnie normalnie jak dotychczas, aby wezmę i wyprowadzę się na czas ciąży z domu... To znaczy, nie zrobię tego, ale troszeczkę postraszyć go mogę, by się uspokoił, dając mi swobodę, której potrzebuję tym bardziej w moim teraźniejszym stanie.

<Pasterzyku? C:>

sobota, 22 stycznia 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Z początku byłem lekko niezadowolony z faktu, że mój mąż chce tylko i wyłącznie kanapkę. W końcu, co to jest malutka kanapeczka, ale później zdałem sobie sprawę, że przecież jest ranek, i to pora na śniadanie, a nie obiad... więc co w takim razie mam mu zrobić na obiad? Coś pożywnego, to na pewno. Czy kobiety w ciąży powinny jeść jakieś specjalne potrawy? Prawdopodobnie tak, ale pewien nie jestem. Może być tak, że potrzebuje więcej witamin... zdecydowanie powinienem popytać Lailah o te tematy. I cały czas muszę się upewniać, jak się czuje Mikleo. To jest najważniejsze. 
- Przepraszam cię bardzo Miki, ale co ty robisz? – spytałem, patrząc na niego z niezrozumieniem. Czemu on podwijał rękawy...? W tym momencie powinien usiąść przy stole i rozgościć się. Teraz nie musi nic robić, tylko siedzieć i wypoczywać. Najważniejsze w tym momencie było jego dobre samopoczucie, a na pewno nie będzie ono dobre, kiedy będzie on zmęczony. 
- Chcę ci pomóc. Mogę przygotować nam herbatę, pokroić chleb... takie proste czynności – odparł, nabierając wody do dzbanka. 
- A co, jeżeli się poparzysz? Albo zatniesz? Usiądź i odpocznij, a ja zajmę się wszystkim – obiecałem, uśmiechając się do niego delikatnie. 
- Sorey, potrafię zrobić te rzeczy bez zrobienia sobie krzywdy – odpowiedział, pusząc gniewnie policzki. – A nawet jeżeli, to zacięcie się w żaden sposób nie wpłynie na ciążę. 
- Ale wpłynie na twoje samopoczucie, a chcę, abyś czuł się jak najlepiej – kontynuowałem, nie za bardzo chcąc odpuszczać. Ja dam sobie radę, a on w tym momencie może robić cokolwiek innego. 
- Będę czuł się dobrze, jeżeli pozwolisz mi sobie pomóc – on też za wszelką cenę nie chciał odpuścić. I co ja z nim mam... Czemu on musiał być taki uparty? Przecież przez takie zachowanie krzywdził nie mnie, a siebie. 
- Więc możesz przygotować nam herbatę, ale to wszystko – odpowiedziałem, w końcu godząc się na tę jedną rzecz. W końcu woda już była w dzbanku i jedyne co pozostało do zrobienia to rozpalenie ognia i wrzucenie listków do kubków, więc niech już mu będzie. 
Mikleo ucieszył się jak małe dziecko, co mnie lekko zdziwiło. Czemu miałby się cieszyć z tego, że musi coś robić...? Anioły są dziwne. Albo to po prostu Miki jest takim nietypowym aniołkiem. Cóż, typowy czy nietypowy, kochałem go najbardziej na świecie i to się nigdy nie zmieni, a przynajmniej miałem taką nadzieję. Wiem, że starość przynosi ze sobą różne choroby, jak chociażby taką która sprawia, że powoli zapominasz o wszystkim. Mam nadzieję, że mnie to nigdy nie spotka, albo raczej że Miki nie będzie musiał na to patrzeć. Już raz musiał przez to przechodzić, kiedy to straciłem pamięć przez wypadek i mogłem się tylko domyślać, że to było dla niego straszne przeżycie. 
Czemu ja w ogóle myślę, jak to będzie na starość...? Do tego jeszcze bardzo dużo czasu i jest jakieś prawdopodobieństwo, że mnie ta przypadłość nie dopadnie. Albo Miki zostawi mnie wcześniej, mając mnie dość na starość. Albo umrę przed tym, zanim stanę się jakoś bardzo stary... a miałem przestać o tym myśleć. 
- Miałeś jedynie zrobić herbatę, po co ci ten nóż? – spytałem, kiedy pokroiłem świeży chleb. 
- By pokroić dodatki do kanapek – odpowiedział dumnie, zabierając się za krojenie już umytych pomidorów. 
- To nie leży w twoich kompetencjach – zauważyłem, marszcząc niezadowolony brwi. 
- Nic mi nie będzie, jeżeli raz pomogę ci w przygotowaniu śniadania – w odpowiedzi posłał mi jeden ze swoich słodziutkich uśmiechów, który niespecjalnie mnie przekonał. Daj palec, a weźmie całą rękę... to nie tak to miało wyglądać. Miki powinien wypoczywać i się absolutnie niczym nie przejmować. 
- Już więcej mi nie będziesz pomagać – burknąłem, zaczynając smarować chleb masłem. 
- Będę, tylko jeszcze o tym nie wiesz – powiedział i pokazał mi język. 
- Chyba, że przywiążę cię do łóżka, wtedy zdany będziesz tylko na moją łaskę – wymruczałem mu wprost do ucha i podgryzłem jego płatek. Oczywiście w życiu bym mu tego nie zrobił, a przynajmniej nie dlatego, że nie chciałbym, aby mi pomagał, ponieważ byłoby to dla niego krzywdzące. Zrobiłbym to tylko i wyłącznie w ramach zabawy, chociaż teraz najpierw bym się zastanowił, czy przypadkiem nie wyrządziłbym mu żadnej krzywdy. W tym sanie powinienem go traktować nieco ostrożniej. 
Sądząc po jego gwałtownym zaczerpnięciu powietrza i delikatnym drżeniu ciała, ten pomysł mu się spodobał. Nadal nie za bardzo potrafiłem go rozgryźć. Niby się wstydził i nie pozwalał mi na siebie za bardzo patrzeć, ale jednocześnie jego ciało było bardzo spragnione mojego dotyku. I już tak od dwóch miesięcy. A to przecież bardzo długi czas, powinien już przyzwyczaić się do swojego ciała, które było przecudowne niezależnie od tego, czy był chłopakiem czy dziewczyną. 
- Dlatego teraz ładnie usiądź i pozwól mi tobie służyć – dodałem, całując go w policzek. Miałem nadzieję, że mimo wszystko mnie posłucha i grzecznie usiądzie, bardzo mi tym ułatwi wynagradzanie mu tego wszystkiego, co dla mnie kiedykolwiek zrobił. A ponieważ zrobił dla mnie bardzo dużo, trochę do nadrobienia mam.

<Owieczko? c:>

czwartek, 20 stycznia 2022

Od Mikleo CD Soreya

 Zmęczony spałem jak zabity, pierwszy raz od bardzo dawna nie potrafiłem wybudzić się z przyjemnego snu, prawie tak jakbym zapadł w sen zimowy. Było mi ciepło i przyjemnie więc i po co miałbym wstawać z łóżka? Głodny nie byłem przynajmniej nie przez sen, to znaczy przynajmniej przez sen tego nie czułem, gdy już się wybudzę, może być całkowicie inaczej.
Zmęczony chyba bardziej niż przed położenie się spać położyłem dłoń na głowie, gdy tylko podniosłem ją z klatki piersiowej męża, odczuwając nieprzyjemny ból brzucha i teraz muszę zadać sobie samemu ważne pytanie, dlaczego, dlaczego boli mnie brzuch. Jestem głodny czy może znów zaraz będę wymiotował? To już zaczyna być dziwne, a przecież to zaledwie początek co będzie dalej, gdy ciąża będzie bardziej zaawansowana? Już zaczynam się odrobinkę bać, oby mi to przeszło, nie chce dzień w dzień się z ty męczyć, to może być naprawdę męczące.
Mój mąż przyglądał mi się uważnie, kładąc swoją dłoń na moich plecach.
- Coś się stało skarbie? - Zapytał, głaszcząc mnie po plecach, co było przyjemne i to przyznać musiałem, w tej chwili naprawdę było mi to potrzebne.
- Nie, wszystko w porządku - Wyznałem, uśmiechając się delikatnie do partnera, aby troszeczkę go uspokoić, nie chciałem w końcu, aby się zaczął mną przejmować, bo i nie ma po co, przejdzie mi, gdy przyjdzie na to czas, a więc nie ma się czym przejmować.
- Na pewno? Jakoś blado wyglądasz, nic ci nie jest? - Zmartwiony położył dłonie na moich policzkach. Rany to będą ciężkie miesiące, bo albo ja zwariuje, albo on zwariuje z powodu tej ciąży, a to przecież ja mam nosić to dziecko w sobie nie on.
- Sorey to, że blado wyglądam, to nic w sumie nowego ja zawsze blado wyglądam, bo taka jest moja karnacja, blada twarz, białe włosy pamiętasz? - Gdy to mówiłem, mój mąż uważnie mi się przyglądał, analizując każde wypowiedziane przeze mnie słowo, tak jakby nie o to mu chodziło i tak wiem, że nie o to chodziło, jednakże nie chce, aby niepotrzebnie się przejmował, bo nim to dziecko przyjdzie na świat, on zdąży osiwieć, a nie o to mi przecież chodziło.
- Nie o to mi chodzi. Jesteś bardzo blady nawet bardziej blady niż zazwyczaj - Wyjaśnił, cicho przy tym wzdychając. - Powinieneś coś zjeść, na pewno jesteś głodny, tak zdecydowanie jesteś głodny. Chodź, coś ci przygotuję do jedzenia - Nie dając mi dojść do słowa, chwycił moją dłoń, ciągnąc mnie za rękę wprost do kuchni, gdzie od razu wylał kawę, która znajdowała się w kubku. Nie rozumiem tylko po co, przecież mogłem wyjść z kuchni, a on sam mógł spokojnie wypić swoją kawę.
- Mogłeś to wypić, po co to wylewałeś? - Spytałem, by zrozumieć, co siedzi mu w głowie, naprawdę czasem nie potrafimy się porozumieć, nawet jeśli bardzo chcemy, nie żeby ta kawa była dla mnie jakimś problemem, po prostu nie rozumiem, po co ją wylewał i tyle.
- To prawda mógłbyś wyjść, a ja mógłbym ją wypić, jednak zimna nie jest już taka dobra, a ja nie chce, abyś przez świeżo zrobioną kawę, znów wymiotował - Wyjaśnił, z uśmiechem na ustach całując mnie w policzek. - Muszę teraz o ciebie zadbać, abyś czuł się dobrze ty i nasze maleństwo - Wyznał, kładąc dłoń na moim brzuchu. O rany jak widać Sorey za bardzo się wczuł i to na samym początku a co dalej to już czas pokarze.
Kiwnąłem głową, zgadzają się z nim, odpuszczając sobie tę dyskusję, on będzie miał swoje zdanie, ja będę miał swoje zdanie i w końcu nic z tego nie wyjdzie, a tego nie chcę, denerwowanie się nie ma sensu. Czasem lepiej odpuścić kłótnie z nim są bez sensu więc i po co komu to.
- Na co więc moje maleństwo ma ochotę? - Spytał, już wyciągając wszystkie naczynia, garnki i inne pierdoły, które przydałby mu się do gotowania.
- Na kanapkę - Wyjaśniłem, mówią konkretnie, co bym zjadł, w końcu tego chciał, a więc na to liczę.
- Kanapkę? Z czym? - Na szczęście nie namawiał mnie na jedzenie czegoś innego, dając mi spokojne wybrać, co bym zjadł na kanapce, za to byłem mu wdzięczny, gdybym miał zjeść coś innego, na pewno bym zwymiotował, a tego nie chcę.
- Sam nie wiem może coś z pomidorem - Stwierdziłem, zaciągając rękawy od koszuli, aby mu w czymś pomóc. Może jakaś herbata czy coś na pewno będę mógł mu w czymś pomóc, nie jestem niedołężny, chętnie z nim coś porobię. Cokolwiek, byleby tylko mi na to pozwolił.

<Pasterzyku? C:>

poniedziałek, 10 stycznia 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Wpatrywałem się w niezwykle bladą twarz mojego męża, analizując jego słowa. Co one oznaczały? Był chory? I to dlatego nie lubił zapachów? Czy to znak, że powinienem od tej pory przestać pić kawę? Będzie ciężko, ponieważ nie wyobrażam sobie poranków bez mocnej kawy, ale wolę przestać ją pić, niż podtrzymywać Mikleo co rano włosy. Ale dlaczego ta kawa mu przeszkadza, tego nie rozumiałem. 
- Więc... jesteś chory, że przeszkadzają ci zapachy? Wszystko, co mocno pachnie, będzie ci przeszkadzać? – spytałem, przyglądając się mu uważniej. 
- A po co poszedłem do Lailah? – spytał, odrobinkę rozbawiony. 
- No by się dowiedzieć, czy nam się udało. Tylko nie wiem, co twoja nagła reakcja na zapach kawy ma z tym wspólnego – powiedziałem szczerze, nie za bardzo rozumiejąc całej tej sytuacji. Czyli wychodziłoby na to, że jest chory, a nie w ciąży. Tylko dlaczego przez kilka miesięcy ma się tak źle czuć? Czy to kolejna, przedziwna anielska choroba? Wcale bym się nie zdziwił. Raz słyszysz rechotanie żab na początku zimy, a innym razem na każdy silniejszy zapach wymiotujesz. 
- To, że się nam udało, głuptasie – wyjaśnił, uśmiechając się delikatnie. 
Przez jeszcze dłuższy czas niż wcześniej wpatrywałem się w jego twarz, powoli przyswajając do siebie tę myśl. Czyli... naprawdę nam się udało? Czy w jego brzuchu już rozwija się nasze malutkie dziecko...? Myślałem, że jeszcze będziemy na to długo czekać, w końcu mijały miesiące i nic się nie działo... 
Mimo, że nie powinienem za bardzo obciążać swojej wybrakowanej ręki, złapałem mojego męża w pasie i z głośnym śmiechem okręciłem się wraz z nim wokół własnej osi. A więc naprawdę się nam udało... tak naprawdę, naprawdę. Jeszcze kilka lat temu byłem przekonany, że marzenie o dziecku nigdy się nie ziści i na zawsze pozostanie tylko i wyłącznie marzeniem, bo zwyczajnie nie miałem jak go spełnić, ale teraz... będę go pilnował, spełniał każdą jego zachciankę, nosił na rękach, jednym słowem wszystko, czego sobie zapragnie, to dostanie. Nawet jeżeli nie będę w stanie tego zrobić, to znajdę sposób, by spełnić jego zachciankę. 
- Wiesz, że cię kocham? Całym moim sercem – wymruczałem, i po chwili pocałowałem zachłannie jego usta. – Czego moja owieczka sobie teraz zażyczy? 
- Z chęcią poszedłbym do łóżka. Mamy bardzo dużo czasu, nim Yuki wstanie – odpowiedział wykonując taki ruch, jakby chciał wrócić na ziemie, na co mu nie pozwoliłem. 
- Nie pójdziesz. Ja cię zaniosę – powiedziałem, po czym pocałowałem go w jeden z obojczyków. 
Mimo, że ręka już powoli dawała o sobie znać, zaniosłem go do naszego pokoju. Chciałem jeszcze wrócić na chwilę do kuchni, by wypić albo wylać tę nieszczęsną kawę, ale mój aniołek poprosił mnie, bym został przy nim. Dlatego też położyłem się grzecznie na materacu, pozwoliłem, by wtulił się w moje ciało, a później głaskałem go po plecach. Normalnie także poszedłbym spać, ale byłem zbyt bardzo podekscytowany. Co powinienem zrobić, by jak najbardziej ułatwić mu w tym momencie życie...? Może powinienem zacząć od przygotowania śniadania do łóżka? W końcu nosi sobie w dziecko, które jest w połowie człowiekiem, a ludzie muszą jeść, więc Miki musi jeść, by zapewnić pożywienie naszej kruszynce... ale co mu przygotować? Na pewno coś, co nie pachnie jakoś mocno. I coś, co lubi. A Miki lubi słodycze i owoce. Jak o słodycze łatwo, tak o owoce zimą już znacznie trudniej. Królowa ma owoce. Może powinienem z nią pogadać...? Albo nie z nią, bo ona mi je po prostu da, a już dostałem wystarczająco dużo podarunków od niej. Może ładnie uśmiechnę się do mamy Emmy, ona na pewno wie, kto jest dostawcą, a jak to będę wiedział, to już sukces. Pewnie będzie mnie to sporo kosztowało, ale dla mojego najukochańszego aniołka. 
Ale to później. Teraz powinienem skupić się na tym, co zrobić mu na dzisiejsze śniadanie. Chyba najpierw powinienem poczekać, aż się obudzi, po czym spytać, co takiego chce. Wolę poczekać i mieć pewność, że zrobię coś, na co ma ochotę, niż żeby znowu miał uciekać do łazienki i wymiotować. Dlatego więc pomimo wielkiej ochoty do ruszenia się grzecznie leżałem na materacu, nieprzerwalnie gładząc plecy mojego ukochanego. Czyli za jakieś dziewięć miesięcy pojawi się na świecie nasze maleństwo. Znaczy, za mniej niż dziewięć, nie wiadomo, kiedy dokładnie Miki zaszedł w ciążę. Chyba, że ciąża u aniołów trwa mniej niż u ludzi. Albo więcej. Nie wiem, nie za bardzo znam się na takich rzeczach, ale już się nie mogę doczekać. Może powinienem zastanowić się nad imieniem...? Albo nie, to zostawię Mikleo, ja nie mam głowy do imion, a nie chciałbym przypadkiem skrzywdzić biedne dziecko. 
Rany, ile myśli przechodzi przez moją głowę, a kompletnie nic nie robię. Najchętniej nadal krzyczałbym z radości, ale po pierwsze mój kochany Miki śpi, a po drugie Yuki też śpi. Ciekawe, czy młody się ucieszy, że będzie miał rodzeństwo. Na to, że Miki przyjął bardziej kobiece ciało, w ogóle nie zareagował, jakby wziął to za coś naturalnego... chociaż, Lailah odpowiada za jego anielską edukację, więc mogła mu zdradzić kilka dziwnych rzeczy. Znaczy, dziwnych dla mnie czy Mikleo, a nie dla doświadczonych aniołów jak Lailah... za dużo myślę. Zdecydowanie za dużo. 

<Aniołku? c:>

Od Shōyō CD Taiki

 Miałem wrażenie, że kiedy czekałem na powrót mojego ukochanego czas dłuży mi się przeokropnie. Czy król mu uwierzy? I co się stanie, jeżeli nie? Znaczy, wiedziałem co, takie zachowanie jest uważane za zdradę króla, a za zdradę jest stryczek... na samą myśl o tym, że może stać się mu krzywda czułem nieprzyjemny ścisk w żołądku. Wiedziałem, że nic dobrego z tej pracy u króla nie wyniknie. Nawet nie wiem, czy będzie mógł tak łatwo odejść, bo to może być brane za dezercję, która jest również karana śmiercią. Chociaż, to chyba tyczy się tylko żołnierzy, a Taiki jest strażnikiem oraz szpiegiem. Skoro jednak król tak bardzo mu ufa, że uczynił go szpiegiem i osobiście wydał mu rozkaz, wątpliwe jest to, że tak łatwo go puści. 
Swoją drogą, to naprawdę niesamowite, jak Taiki wzbudza zaufanie u zupełnie obcych ludzi. Jest pierwszą i jedyną osobą, której powiedziałem o tym, jaką mam sytuacje w domu i z jakiego powodu, a to wszystko zanim zacząłem go kochać. Z tego co kojarzyłem, był także najbardziej zaufanym pracownikiem państwa Soga, przez co często siedział u nich do późnych godzin. A teraz wzbudził zaufanie u samego króla, który – jeżeli wierzyć słowom moich rodziców – jest strasznym paranoikiem. To jest troszkę przerażające. 
Pani Kato wesoło o czymś trajkotała, przygotowując posiłek, a ja zajmowałem się małym Sachiko, którego gaworzenie powoli zaczęło przeobrażać się w słowa. Dowiedziałem się od cioci mojego ukochanego, że podczas naszej nieobecności powiedział do niej „mama”, z czego była bardzo dumna. Nawet do mnie odezwał się „Sho”, co uważałem za niezwykle urocze. Co prawda, nie jest to moje pełne imię, ale i tak było mu zdecydowanie bliżej od Taiki’ego, który cały czas mówi do mnie Karotka. 
A propos Taiki’ego, w końcu usłyszałem ten cudowny dźwięk otwierających się drzwi. Pojawił się po chwili w kuchni, niby uśmiechnięty i wyluzowany, ale ja wiedziałem, że coś jest nie tak. Od samego rana był jakiś taki nieswój i nawet jeżeli bardzo się starał widziałem, że coś jest nie tak. 
- W końcu jesteś! Usiądź, zaraz kolacja będzie gotowa – odezwała się pani Kato, uśmiechając się pokrzepiająco do chłopaka. 
- Właściwie, to nie jestem głodny... – zaczął, czym lekko mnie zmartwił. Jedyne, co dzisiaj jedliśmy, to szybkie i niewielkie śniadanie przed wyjściem, a on teraz mówi, że nie jest głodny? Ta sytuacja naprawdę nim musiała wstrząsnąć, a ja w żaden sposób nie mogłem mu pomóc. 
- I tak ci trochę nałożę, więc siadaj – odpowiedziała kobieta tonem nieznoszącym sprzeciwu. Taiki westchnął ciężko i usiadł przy stole, uprzednio witając się ze mną pocałunkiem w policzek. Nie pytałem się go, czy wszystko w porządku, ponieważ wiedziałem, ze nie jest. Porozmawiam z nim później, jak już znajdziemy się w jego pokoju. 
- Długo ci zeszło, martwiłem się – powiedziałem cicho, przyglądając się mu uważnie. 
- Niepotrzebnie, poszedłem jeszcze na krótki spacer, musiałem troszkę pomyśleć – odparł, uśmiechając się do mnie przepraszająco. Nie byłem na niego zły, po prostu się martwiłem, że rozmowa poszła nie po jego myśli. 
Nagle Sachiko wyciągnął rączki w stronę Taiki’ego, co było niecodziennym widokiem. Taiki nigdy nie brał go na ręce, co więcej, on go nawet nie lubił, a dzieci ponoć wyczuwają, kiedy ktoś za nimi nie przepada. Mój narzeczony naprawdę musi mieć w sobie cos, co sprawia, że każdy mu ufa. 
- Chcesz go potrzymać? – spytałem, z rozbawieniem obserwując jego zaskoczenie zmieszane z lekkim obrzydzeniem. Czemu tak bardzo nie lubił tego dziecka, nie wiedziałem. Dziecko jak dziecko, czasem trochę popłacze, czasem trochę pośmieje, każdy z nas przez to przechodził. 
- Chyba podziękuję – odpowiedział, patrząc na dziecko spod przymrużonych oczu. Czy on znowu był o niego zazdrosny...? Tego też nie potrafiłem zrozumieć. Muszę go o to później spytać. 
- To jest Taiki. Taiki – powtórzyłem, za drugim razem mówiąc nieco wolniej i głośniej. Skoro mówił już mama i Sho, to imię Taiki’ego też powie. Albo chociaż spróbuje. 
- Daj spokój, i tak tego nie powtórzy – burknął niezadowolony. 
- Nie doceniasz go, Sachiko jest bardzo pojętnym dzieckiem – od razu obroniła go pani Kato, co w sumie było już naturalne. 
- Niech sobie będzie, mnie to nie obchodzi, tylko nie uczcie go na siłę mojego imienia – wymamrotał, pusząc policzki jak obrażone dziecko. 
- Taki! – odezwało się nagle dziecko, wywołując uśmiech na twarzy mojej oraz swojej mamy i zaskoczenie na twarzy mojego narzeczonego. 
- To nawet nie było poprawne – burknął po chwili, ale zauważyłem, jak kąciki jego ust delikatnie się unoszą. Ledwo zauważalnie, ale jednak. 
Zjedliśmy kolację, a kiedy ja nakarmiłem i położyłem małego spać wraz z moim narzeczonym poszliśmy do pokoju. Nie wiem, jak on, ale ja z chęcią położyłbym się nieco wcześniej, w końcu wstaliśmy dzisiaj skoro świt, a przynajmniej ja, ale najpierw muszę z nim porozmawiać. Taiki usiadł na łóżku z ciężkim westchnięciem, a ja zaraz zająłem miejsce na jego kolanach i przytuliłem się do niego. Trwaliśmy tak przez chwilę, przez którą pozwalałem się Taiki’emu wyciszyć. Czułem, że właśnie tego potrzebował. 
- I jak było? – spytałem cicho, gładząc go po włosach. 
- Okłamałem go – wyszeptał, mocniej się do mnie przytulając. – Jeżeli się dowie, zrobi wam krzywdę. 
- Nie miałby skąd się dowiedzieć – powiedziałem, chcąc go uspokoić, ale muszę przyznać, że także się bałem. Nie o siebie, ale o niego, i o panią Kato, i o małego Sachiko, i nawet o Shingo... jednym słowem o wszystkich, tylko nie o siebie. Ja taki ważny nie jestem, świat nie ucierpi, kiedy mnie zabraknie. 
- Myślisz, ze to króla obchodzi? Poczuje się zdradzony, i słusznie zresztą, wpadnie w szał i... – nie pozwoliłem mu na dokończenie tego zdania kładąc mu dłoń na jego ustach. 
- Jeżeli uważasz, że jesteśmy w wielkim niebezpieczeństwie, to może powinniśmy stąd zniknąć? Nie na zawsze, tylko na czas, dopóki ta cała sprawa troszkę się nie uspokoi – zaproponowałem, przyglądając mu się uważnie. Miałem na myśli oczywiście każdego członka jego rodziny, jestem pewien, że gdyby wyjaśnić im sytuację, to zrozumieją. Gdybyśmy zrobili to po cichu, to nikt by się nie zorientował, że nas nie ma. Jest to dom na uboczu, żadne z nas, poza Taikim, nie jest blisko związane z królem, nie jesteśmy także obserwowani, bo na pewno zostałoby to zauważone przeze mnie albo bliźniaków... pytanie tylko, w jakim miejscu moglibyśmy się ukryć. Wiem, że moja rodzina ma letnią posiadłość, często jeździli tam na wakacje i zapraszali jakichś ważnych gości, ale wątpiłem, że mama się zgodzi. Poza tym, najpierw Taiki musi powiedzieć, co sądzi o tym pomyśle, a potem będziemy się zastanawiać, co dalej. 

<Taiki? c:>

niedziela, 9 stycznia 2022

Od Mikleo CD Soreya

Od kilku dni czułem się jakoś dziwnie jak nie ja, wiele zapachów zaczęło mi przeszkadzać, gdy na co dzień nie zwracałem na nie najmniejszej uwagi, do tego to dziwne wiercenie w brzuchu niby było mi niedobrze, ale nic umiałem nic z tym zrobić, to dla tego postanowiłem iść do pani jeziora, by ta sprawdziła co się ze mną dzieje, może nam się udało a może.. Cóż organizm płata mi figle i tak też może być.
Lekko zestresowany znalazłem się w zamku, gdzie od razy powędrowałem do Lailah która cóż nie była zaskoczona, moim widokiem od początku musiała podejrzewać, że prędzej czy później do niej przyjdę z taką, a nie inną sprawą.
- Od dawna się staracie? - Spytała, gdy tylko położyłem się na łóżku, odkrywając swój brzuch.
- Prawie dwa miesiące - Wyznałem, mimo wszystko czując się jakoś dziwnie z tym, co mówię. Całe życie byłem chłopakiem, w tamtym życiu czy też w tym a teraz... teraz moje ciało jest kobiece i, mimo że to już trochę trwa, wciąż nie potrafię się do tego przyzwyczaić.
- Rozumiem, przy takim okresie jest duże prawdopodobieństwo, że jednak się udało- Gdy to mówiła, dotknęła mojego brzucha, milcząc kilka bardzo długich sekund, a może nawet minut nie wiem, czas tak bardzo mi się dłużył. Sam już nie wiedziałem co, to oznacza, może się nie udało i dla tego trwa to tak długo, a może się udało, ale jest coś nie tak z dzieckiem.. Nie, nie chwileczkę to malutka fasolka co mogłoby być z nią nie tak?.
- Lailah? - Zniecierpliwiony wypowiedziałem imię kobiety, zaczynając się już martwić, jej milczenie w niczym mi nie pomagało, a jedynie bardziej mnie stresowało.
- Tak? Ach tak, z tego, co wyczuwamy, za kilka miesięcy zostaniecie rodzicami. Gratuluję - Kobieta uśmiechnęła się do mnie ciepło, zdejmując dłonie z mojego ciała, pozwalając mi tym samym podnieść się do siadu.
- Ale jak to? - Zaskoczony nie potrafiłem powiedzieć nic więcej, niby wiedziałem, że tak się to skończy, ale, że tak szybko? Myślałem raczej, że potrwa to z pół roku, a nie z dwa miesiące to mnie dopiero zaskoczyło.
- Nie cieszysz się? - Na to pytanie skierowałem swój wzrok, na twarz pani jeziora dopiero po chwili odpowiadając.
- Nie, to znaczy tak, cieszę się i to bardzo w końcu oboje pragnęliśmy tego dziecka, jednak nie spodziewałem się, że to wszystko potoczy się tak szybko - Wyjaśniłem, by pani jeziora nie pomyślała, że przypadkiem zostałem do czegoś zmuszony, ja naprawdę chciałem i nadal chce tego dziecka, jestem po prostu w szoku i to raczej nic złego ani dziwnego.
- To naturalne - Zapewniłem, tłumacząc mi jeszcze, jak powinienem teraz się prowadzić i czego nie powinienem robić, by dziecko było zdrowe.
Uwagi pani jeziora bardzo wziąłem sobie do serca, postanawiając ich przestrzegać, od teraz będę odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale i za małą fasolkę będącą we mnie.
Po powrocie do domu od razu zastałem mojego męża siedzącego w kuchni z kawą, tego można było się po nim spodziewać, nie będzie spał, jeśli ja nie śpię, a szczerze powiedziawszy, położyłbym się jeszcze na chwilę do łóżka, wtulając w ciało męża, jest wcześnie, a ja z powodów oczywistych byłem jeszcze zmęczony.
- I jak? - Zapytał, podchodząc do mnie z kawą, przez którą od razu zakryłem dłonią usta i nos. - Miki? Coś nie tak? Śmierdzę? - Dopytał, zaskoczony sprawdzając zapach swoich ubrań.
- Nie, to nie Ty, to ta kawa - Gdy to powiedziałem, od razu musiałem pobiec do łazienki, by zwymiotować, zapach był tak intensywny, że już nie mogłem tego dłużej wytrzymać.
- Lepiej? - Sorey, który zjawił się w łazience, podtrzymując moje włosy, zmartwił się moim stanem, chcąc zapewne wiedzieć, co mi się dzieje.
- Tak, dziękuję - Wstając z kolan, musiałem spłukać wodę, przemyć twarz i doprowadzić się do porządku. - Przez kilka następnych miesięcy to będzie już moją codziennością - Powiedziałem to chcąc, aby sam się domyślił, o co chodzi, jest mądrym człowiekiem, chociaż czasem zachowuję się jak głupek, mimo to wierzę, że zrozumiał i szybko połączy fakty dotyczące naszej małej fasolki rosnącej we mnie.

<Pasterzyku? C:>

Od Taiki CD Shōyō

Leżąc w łóżku bez najmniejszej chęci do ruszenia się z niego, myślałem nad tym, by tu zostać i zacząć nowe życie z dala od Króla i jego rozkazów, z dala od wszelakich kłopotów, tu byłoby nam dobrze, mielibyśmy spokój i chyba jednym jedynym minusem, który tu widzę to rodzina, a raczej jej brak. Nie wiem, czy umiałbym tak porzucić swoją rodzinę i zacząć nowe życie, czy to byłoby fer? Chyba nie, to znaczy niczego im nie obiecałem, a mimo to nie potrafiłbym tak po prostu ich porzucić, kocham ich, jak mógłbym więc im to zrobić.
- Wiesz, nie chcę mi się tam wracać - Wyznałem, rozciągając leniwie swoje mięśnie, powoli podnosząc się do siadu, najlepiej nadal leżąc w łóżku, tak bardzo nie chciałem tam wracać i pewnie, gdyby nie rodzina już dawno porzuciłbym tamto miasto w poszukiwaniu nowego lepszego domu dla mnie i dla mojej Karotki.
- Nie chcesz? To znaczy, nie chcesz iść do króla? Wiesz, to naturalne, mi na twoim miejscu też by się nie chciało - Nie rozumiał, ale to może i lepiej w końcu mógłby to źle odebrać, a tego bym nie chciał.
- No tak, spotkanie z Królem - Westchnąłem ciężko niepocieszony, w tej chwili im bardziej o tym wszystkim myślę, tym bardziej tego nie chcę. Spotkanie z królem to nie za przyjemna sprawa nie idę pić z nim kawki ani herbatki ja właśnie za kilka godzin będę musiał wybrać między kłamstwem a prawdą, między wydaniem wygnańca a skazaniem siebie i swojej rodziny na śmierć. Może i król się nie dowie, a wtedy wszyscy będą szczęśliwi, ale co jeśli tak się nie stanie. Co, jeśli się dowie? Wtedy moje życie i nie tylko moje, ale i moich najbliższych może stać się istną masakrą.
Wciąż nie wiem, co mam zrobić z jednej strony nie chcę go wydawać Królowi, a z drugiej nie chcę tracić najbliższych mi osób, tak jakby jestem między młotem a kowadłem i którą ze stron wybrać mam?
Wzdychając ciężko, w końcu zebrałem się z łóżka, idąc na do łazienki, gdzie w miarę najlepiej jak się tylko da, nakładając na twarz maskę, która miała zakryć moje zmartwienie, jest w końcu dobrze, nie ma się czym przejmować głowa do góry i do przodu.
Z lepszym nastawieniem niż wcześniej wróciłem do mojego narzeczonego, by wraz z nim spakować się do powrotu, musieliśmy w końcu jak najszybciej wrócić, aby Król nie zdenerwował się z powodu czekania na mnie. A w końcu tego nie chce, już i tak może być niezadowolony z powodu tego, że nie może nikogo ukarać, bo przecież nikt nie chce dla niego źle, to znaczy chce, ale ja jeszcze nie wiem, czy mu o tym powiem.
Przez całą drogę starałem się o tym nie myśleć, zajmując się rozmową z moim narzeczonymi, ciesząc się chwilą, która skończyła się, gdy tylko wróciliśmy do miasta, to znaczy cudowne chwile z moim narzeczonym nigdy się nie kończą, ale w tej chwili nie myślałem o tym, chciałem po prostu przeżyć spotkanie z królem i wrócić do domu.
- Karocia wracaj do domu, a ja zrobię co mam zrobić i do ciebie dołączę - Obiecałem, uśmiechając się ciepło.
- Dobrze, uważaj na siebie - Poprosił, nim skierował swoje kroki w stronę domu, dając mi spokojnie pomyśleć przed spotkaniem.
Rozmowa z królem przeminęła dość spokojnie. Władca, gdy dowiedział się, że wszystko jest tak, jakby sobie tego życzył, pozwolił mi odejść, dając szansę odetchnąć po całym tym chorym kłamstwie. Rany będę miał to wszystko na sumieniu, oszukałem go i gdy to wyjdzie, na pewno tego pożałuję.
Wzdychając ciężko, postanowiłem przejść się nad jezioro, by odetchnąć i pomyśleć do domu daleko nie mam, zaraz wrócę, muszę tylko pobyć przez chwilę sam by wszystko poukładać sobie w głowie.

<Karocia C:>

czwartek, 6 stycznia 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Mój mąż zdecydowanie przesadza. Aktualnie miałem bardzo dużo i siły, i chęci. Mimo, że nasz stosunek wyglądał nieco inaczej niż zwykle, czułem się bardzo dobrze, choć nie do końca zaspokojony.  Znaczy, było lepiej niż wcześniej, ale miałem ochotę na nieco więcej niż raz. W porównaniu do tego okresu świątecznego, kiedy to potrafiliśmy się kochać nawet dwa razy dziennie, więc teraz to była dla mnie naprawdę długa przerwa. Rany, znowu zachowuję się jak jakiś niewyżyty nastolatek, powinienem się troszkę opanować, zwłaszcza dla mojego męża, który chyba jeszcze nie do końca czuje się pewnie ze swoim ciałem. 
Właściwie, to nie wiem, co się dzieje z Mikleo. Niby czuje się jeszcze niepewnie i strasznie się wstydzi, ukrywa swoje ciało najdokładniej, a jednak kiedy delikatnie drażnię jego ciało opuszkami palców, albo całuję jego usta, czuję jak drży. Niby nie chce, a chce, i to mnie nieco myli. Ale jeszcze go przekonam, że nie ma czego się wstydzić, ma piękne ciało, jeszcze bardziej delikatne i podatne na mój dotyk, przez co muszę być jeszcze bardziej ostrożny, by go nie skrzywdzić i przypadkiem nie zrazić. 
- A propos obiadu, na co masz ochotę? – spytałem, poprawiając jego włosy, które były w cudownym nieładzie. Jego włosy po seksie wyglądały chyba najlepiej i jak dla mnie nic nie trzeba było z nimi robić. I jeszcze te jego zaróżowione policzki... 
- Najpierw mnie uczeszesz. Obiecałeś mi, że zajmiesz się moimi włosami w zamian za to, ze ich nie skrócę – przypomniał, wyciągając szczotkę w moją stronę. 
- Jak dla mnie nic z włosami nie musisz robić, dla mnie już wyglądasz cudownie – wyszczerzyłem się głupkowato do niego, nie za bardzo przejmując się jego niezadowolonym spojrzeniem. Doskonale wiedziałem, że nie będzie na mnie zły, odrobinkę się podroczymy i oboje będziemy zadowoleni. 
- Ale w tym momencie mi przeszkadzają, więc się wykazuj – ponaglił mnie, a ja nie miałem wyjścia, jak tylko spełnić jego prośbę. 
Poprosiłem, by usiadł, a następnie zająłem się rozczesywaniem jego cudownych włosów. Kiedy już były rozczesane, zacząłem tworzyć na jego głowie wianek z warkocza, zostawiając jedynie swobodnie opadającą grzywkę na jego czoło. W ten sposób włosy nie powinny mu przeszkadzać, a wygląda przecudownie. Kiedy skończyłem, przycisnąłem swoje usta do jego karku i zostawiłem na jego skórze piękną malinkę. Odkryty kark również jest coś, co uwielbiałem. 
- Sorey! – odezwał się oburzony, od razu przyciskając dłoń do miejsca, gdzie była malinka. – Jak ja teraz pokaże się Yuki’emu?
- Normalnie. Jest za niski, więc nie zauważy. A nawet jak zauważy, to zgonimy na złe myszy. Lucjusz został na zamku, a jak kota nie ma, to myszy harcują, czy coś – wyszczerzyłem się do niego głupkowato, cały czas mając bardzo dobry humor. To pewnie zasługa naszego seksu, innego wyjaśnienia tu nie widzę. 
- Myślisz, że to kupi? – spytał delikatnie rozbawiony, przyglądając mi się z niedowierzaniem. 
- Myślę, że nie będzie zadawał pytań, wiec nie musisz się niczym przejmować – uspokoiłem go, chwytając jego dłoń i całując jej wierzch. – Chodźmy, teraz przygotuję ci jakiś dobry obiad. 

***

Dni mijały nam powoli i chociaż Miki nadal czul się bardzo niepewnie odnośnie swojego ciała, znacznie częściej udawało mi się go namawiać do seksu. Nie tylko dlatego, że staraliśmy się o dziecko, ale też dlatego, że miałem swoje potrzeby. Nie tylko ja, wystarczył jeden niewinny dotyk i jego ciało bardzo przyjemnie drżało, a nogi się pod nim uginały. Był jeszcze bardziej podatny na mój dotyk niż zazwyczaj i nie wiem, czy to dlatego, że jego ciało się zmieniło i teraz tak gwałtownie reaguje ma bodźce, czy może tak samo jak ja, czul niedosyt. 
Każdego dnia budziłem się przy jego boku, ale dzisiaj kiedy otworzyłem oczy, nie było go w łóżku. Rozejrzałem się nieprzytomnie po pokoju i ujrzałem go przed lustrem, gdzie wiązał swoje włosy w niechlujny kucyk. Było całkiem wcześnie, więc gdzie on się zbiera? I czemu mnie nie obudził?
- Miki? Wszystko w porządku? – spytałem niewyraźnie, podnosząc się do siadu. 
- Tak, śpij sobie jeszcze, ja tylko do Lailah idę – uspokoił mnie, uśmiechając się do mnie delikatnie. 
- Po co? Pójść z tobą? Daj mi pięć minut i jestem gotów – powiedziałem, już chcąc się zbierać, ale Mikleo położył i swoje dłonie na moich ramionach, uniemożliwiając mi to. 
- Zostań z Yukim, ja zaraz wrócę, idę się tylko... dopytać o kilka spraw – mówił bardzo okrętnie, co mi się nie do końca podobało. Raczej nie powinniśmy mieć między sobą żadnych sekretów, bo to nigdy nie kończy się dobrze. 
- Jakie sprawy? Coś się dzieje? Źle się czujesz? – pytałem, bardzo zaniepokojony. Dzieje się coś niedobrego, tylko mi o tym nie mówi. 
- Nie, ja tylko... chcę, aby Lailah sprawdziła, czy może się nam udało. Nie, nie możesz iść ze mną, musisz zostać z Yukim – dodał, widząc moje podekscytowanie. – Zaraz wrócę, daj mi chwilę. 
Nie byłem pocieszony tym, że mam tu zostać, ale pokiwałem głową, zgadzając się z nim. Mikleo połączył nasze usta w delikatnym pocałunku, po czym zniknął za drzwiami. Ja także zaraz podniosłem się z łóżka, rozpaliłem ogień w kominku na dole i przygotowałem sobie kawę, decydując się poczekać na męża w kuchni. Dlaczego tak nagle decyduje się pójść do Lailah? To rutynowa kontrola czy może coś poczuł i dlatego zdecydował się poprosić o pomoc Panią Jeziora...? I teraz będę się zastanawiał, czy nam się udało, czy też jeszcze musimy się starać. Już trochę się staraliśmy, więc chyba najwyższy czas... aż się zacząłem strasznie denerwować. 

<Owieczko? c:>

Od Shōyō CD Taiki

 Uniosłem delikatnie kąciki ust i pogłębiłem pocałunek, zarzucając ręce na jego kark. Niekoniecznie pokochałem go za jego narażanie się, tak właściwie to tego nienawidzę, boję się, że przez takie zachowanie pewnego dnia do mnie nie wróci. W tym momencie nie wyobrażam sobie życia bez niego, za bardzo go kochałem i za bardzo się do niego przywiązałem. Jest jedyną osobą, której w pełni ufam i której mógłbym zwierzyć się ze wszystkiego, z czego rzecz nie za bardzo korzystałem. Czasem mnie bardzo ciężko z moimi emocjami i problemami, a co dopiero jemu, kiedy ma własne i to zdecydowanie gorsze od tych moich. Nie chciałbym mu sprawiać dodatkowych kłopotów, on już ma ich wystarczająco dużo. 
- Zdecydowanie bardziej wolałbym, abyś był nieco bardziej ostrożny – powiedziałem cicho, kiedy chłopak w końcu się ode mnie odsunął. Po naszym stosunku Taiki wydawał się być zadowolony, co mnie uspokajało. Więc moja mała improwizacja się udała i humorek się mu poprawił... oby tylko jutro mu się nic nie stało. – Wtedy nie musiałbym tak bardzo martwić się o twoje bezpieczeństwo. 
- W ogóle nie musisz, świetnie daję sobie radę – wymruczał, po czym pocałował mnie w czubek głowy. I tyle byłoby z dyskusji na temat jego bezpieczeństwa, a to przecież był bardzo ważny temat... Odrobina strachu nie na pewno by mu nie zaszkodziła, może w końcu zacząłby być bardziej rozważny. 
Po chwili podniosłem się do siadu i leniwie się przeciągnąłem, podziwiając przy okazji malinki, jakie Taiki pozostawił na moimi ciele. Było miło, nawet bardzo milo, ale powolutku czas się zbierać. Niestety, nie możemy spędzić całego dnia w łóżku, albo przynajmniej ja nie mogłem. Wstyd mi to przed nim przyznać, ale byłem głodny, a przez nasz stosunek tylko przybrało to na sile. Rany, co się ze mną dzieje... kiedyś wystarczył mi jeden posiłek dziennie, a teraz nie wyobrażam sobie odpuścić śniadania. Najwidoczniej odrabiam sobie te pół roku, kiedy to nie za bardzo miałem możliwości, aby porządnie zjeść. Ba, czasem nawet nie jadłem nic przez kilka dni, a co dopiero mówić o pełnowartościowym posiłku. 
- Wiesz, nie musimy dzisiaj nigdzie wychodzić – usłyszałem niezadowolony głos mojego ukochanego i zaraz poczułem, jak kładzie swoje dłonie na moim brzuchu i przyciąga mnie z powrotem do siebie. Przyznam, jego słowa lekko mnie zaskoczyły. Nie spodziewałem się, że będzie chciał zostać cały dzień w łóżku, prędzej ja wpadłbym na ten pomysł... ale faktycznie chyba lepiej będzie, jak zostaniemy dzisiaj w pokoju. Z tego co zrozumiałem, Taiki nie dał jednoznacznej odpowiedzi tamtemu wygnańcowi, więc teraz może go wypatrywać. 
- Więc chcesz cały dzień spędzić w łóżku? – spytałem z niedowierzaniem, przyglądając mu się uważnie. 
- Nie tylko w łóżku, na moment możemy też wejść do balii z ciepłą wodą, tam też jest bardzo przyjemnie – wyszeptał mi do ucha, a po chwili ucałował mój płatek. Moje kąciki mimowolnie uniosły się do góry i ten cudowny moment przerwało głośne burczenie mojego brzucha. Jak na zawołanie moje policzki pokryły się brzydką czerwienią. Zażenowany zachowaniem swojego organizmu spuściłem wzrok, byleby tylko nie patrzeć na jego twarz. – Chyba rozumiem, gdzie ci się tak spieszy – dodał rozbawiony, czym zawstydził mnie jeszcze bardziej. 
- Wcale mi się nigdzie nie spieszy – bąknąłem, pusząc policzki i ukrywając się pod kołdrą. 
- Więc ja pospieszę się za ciebie. Nie mogę pozwolić, aby mój mały lisek głodował – odpowiedział jeszcze bardziej rozbawiony moim zachowaniem. Mimo tego nadal ukrywałem się pod kołdrą; nie drgnąłem aż to momentu, w którym to usłyszałem zamykanie drzwi. Wszystko byłoby dobrze, gdyby mój brzuch się nie odezwał. 
Reszta dnia minęła nam bardzo miło i leniwie, a przynajmniej dla mnie. Taiki doskonale wykorzystał swoją wygraną i męczył mnie przez cały dzień, z drobnymi przerwami na odpoczynek, zjedzenie posiłku czy też kąpiel w gorącej wodzie; chociaż to ostatnie też kończyło się stosunkiem. Miałem wrażenie, że ciągle było mu mało, co przecież było niemożliwe, poświęcałem mu dzisiaj bardzo dużo uwagi i robiłem wszystko, o co mnie poprosił, nawet te rzeczy, przed którymi normalnie bym się zawahał. Nie miałem za bardzo wyjścia, w końcu przegrałem zakład, chociaż jakim cudem, nie wiem. Gdybym ja tak zrobił, prawdopodobnie leżałbym teraz z zapaleniem płuc. 
Następnego dnia rano bez problemu odniosłem się z łóżka i zacząłem się pakować, podczas kiedy Taiki nadal trwał w półśnie. Oczywiście go budziłem, ale usłyszałem jedynie jego standardowe „jeszcze pięć minut”. Dałem mu więc jeszcze chwilkę pospać, w końcu wczoraj mieliśmy trochę intensywny dzień. Naprawdę dawno nie spędzaliśmy czasu tylko w ten sposób. Miła odskocznia, chociaż muszę przyznać, że byłem odrobinkę obolały. 
- Nie mam ochoty stąd wyjeżdżać – wymamrotał Taiki, kiedy ponowiłem swoją próbę obudzenia go. – Chciałbym się jeszcze tobą nacieszyć – dodał, przyciągając mnie do siebie i zamykając w szczelnym uścisku. 
- Nadal ci mało po wczoraj? – spytałem, rozbawiony jego słowami. 
- Ciebie nigdy nie będzie mi mało – wymruczał, łącząc nasze usta w łakomym pocałunku. 
- Jak powtórzysz to za dwa lata, to będzie mi bardzo miło – odpowiedziałem, nie za bardzo wzruszony; teraz może mu się tak wydawać, bo mieliśmy dosyć sporą „przerwę”. – Musimy się zbierać, król na ciebie czeka. Nie chcę, by był na ciebie zły – powiedziałem, całując go w policzek. Mamy długą drogę do przebycia, a z tego co słyszałem, to król do cierpliwych nie należy, a pewnie i tak będzie niezadowolony z informacji, jakie Taiki mu przyniesie. A może właśnie będzie, bo okaże się, że wszyscy go kochają i nie musi się niczym przejmować...? Sam już nie wiem. Na razie wystarczy mi to, że spokojnie i bez żadnej zaczepki wyjdziemy z miasta. 

<Taiki? c:>

środa, 5 stycznia 2022

Od Mikleo CD Soreya

Zaskoczony zamarłem na kilka chwil, nie do końca wiedząc co mam zrobić, pozwolić mu na dalsze kroki czy może jednak zatrzymać go, nim dojdzie do czegoś więcej. Co robić, co robić.. Chyba jeszcze nigdy nie miałem aż takiego dylematu, z jednej strony nie chcę jeszcze dłużej kazać czekać mężowi, bo po pierwsze znam jego potrzeby, a po drugie wiem, jak bardzo pragnie dziecka, ale czy ja sam jestem już na to gotowy? To wciąż bardzo stresujące i do tego krępujące nie na co dzień mam kobiece kształty.
- Sorey - Cicho wyszeptałem imię męża, patrząc na nasze odbicie w lustrze, mocno w dłoni ściskając szczotkę wraz z długimi kosmykami moich włosów.
- Mikleo - Zrobił to samo, unosząc wzrok, aby spojrzeć w lustro, widząc tym samym nasze odbicia.
Milczałem, patrząc w jego oczy, czując przechodzące mnie przyjemne dreszcze, gdy dotykał mojego ciała pod koszulką.
- Nie jestem pewien czy to dobry pomysł - Wyznałem, mimo wszystko wciąż się nie poruszając, odczuwając paraliż całego ciała, samemu nie do końca wiedząc, czego chcę.
- Pomogę ci rozwiać twoje wątpliwości - Zapewnił, odwracając mnie w swoją stronę. - Nie daj się prosić, oboje tego chcemy i potrzebujemy - Trochę niepewny kiwnąłem delikatnie głową, poddając się woli męża, przez cały czas będąc spiętym, ciężko mi było rozluźnić się, gdy Sorey patrzył na moje nagie ciało, które tak naprawdę moje nie było, to znaczy było, ale bardziej kobiece.
Sorey naprawdę się starał, był delikatny, spokojny i łagodny a tego było mi trzeba by wreszcie się rozluźnić, ciesząc seksem z mężem, który teraz był zupełnie inny seks nie mąż. Pierwszy moment, gdy we mnie wszedł, poczułem ból, nie było to za przyjemne uczucie, moje oczy zacisnęły się, a paznokcie wbiły mocniej na ramionach męża, który dał mi trochę czasu, bym przyzwyczaił się do nowego uczucia, nim mój mózg zapomniał o bólu, poddając się całkowicie ukochanej osobie i przyjemności, jaką razem odczuwaliśmy.
Zmęczony po stosunku porządnie nakryłem swoje ciało, by zakryć wszystkie kobiece akcenty wciąż się ich wstydząca, już dawno nie byłem tak zawstydzony i zażenowany przed, w trakcie i po stosunku z mężem.
On natomiast nie widział w tym najmniejszego problemu, chętnie przytulał się do mnie, cały czas powtarzając, że nie ma się czego wstydzić, choć to nie on, przeszedł zmianę fizyczną ciała, z mężczyzny na kobitę i na co ja się godziłem.
- Ciekawe jak długo nam to zajmie - Pełen entuzjazmu położył dłoń na moim brzuchu, a bardziej na pościeli uśmiechając się od ucha do ucha.
Cicho wzdychając, patrzyłem na twarz Soreya, kładąc swoją dłoń na jego dłoni.
- Kto wie, może kilka miesięcy, może tylko wystarczy nam kilka razy, przekonamy się - Wyznałem, nie nastawiając się jakoś od razu na sukces, to nie obieranie ziemniaków by trwało kilka chwil czasem czeka się na to latami, dlatego nie mogę, a raczej nie możemy, od razu nastawiać się na, to kiedy i za którym razem nam się uda. Spokojnie przynajmniej ja nie odczuwam aż takiej presji, jesteśmy jeszcze młodzi, możemy poczekać.
- W takim razie powinniśmy więcej razy próbować - Był taki pewny i gotowy do działa, że pewnie, gdybym go nie przystopował, zrobiłby to nawet kilka razy.
- Oj nie, teraz nie są ważniejsze rzeczy, takie jak obiad bez niego nie będziesz miał energii na resztę dni - Zastopowałem go, wstając z łóżka, aby założyć swoje ubrania na ciało, zakrywając wszystko to, co nie powinno być widoczne.
- No niech będzie - Westchnął niepocieszony. - A chociaż dobrze ci było?- Dopytał, również wstając z łóżka.
- Mi z tobą jest zawsze dobrze - Uśmiechając się zadziornie, podchodząc do niego, by złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku, nie spodziewając się, że nawet to wywoła u mnie przyjemne dreszcze rozkoszy chcące jeszcze więcej bliskości męża, ja tak miałem cały czas czy teraz mi się to stało? Nie rozumiem troszeczkę mojego ciała.
- Chodźmy, musimy mieć siłę, bez niej może być ciężko powiększać rodzinę - Mówiłem pół żartem pół serio, w końcu siła była nam potrzebna tak samo, jak i chęci a z nimi w najbliższym czasie możemy się dowiedzieć, że już w niedalekiej przyszłości na świecie pojawi się nasze dziecko, oczywiście wszystko powoli nie nastawiać się, by później się nie zawieść.

<Mężu najukochańszy? C:> 

Od Taiki CD Shōyō

Zadziorny uśmiech pojawił się na moich ustach, gdy usłyszałem jego słowa, to fakt założyłem się z nim, o to, kto wygra, jednakże nie sądziłem, że sam zechce mi się poddać, miałem ochotę na drobne podchody, ale i bez tego może być bardzo przyjemnie, na pewno nie odpuszczę sobie takiej przyjemności z resztą, jeśli moja Karocia sama tak pięknie mnie zachęca, nie mogę jej odmówić, jakim byłbym mężczyzną, gdybym to uczynił. Zadowolony z zachowania mojego narzeczonego, jak i wygranego zakładu położyłem dłonie na jego biodrach, ukochanego łącząc nasze usta w słodkim i namiętnym pocałunku.
- To mi się podoba.. Naprawdę mi się podoba - Wyznałem, przewracając go na plecy, głaszcząc delikatnie jego uda z szerokim uśmiechem. - Kocham cię - Dodałem, cicho szepcząc do jego ucha, podgryzając tym samym jego płatek uszny.
- I ja ciebie również bardzo kocham - Zapewnił mnie tak, gdybym przypadkiem nie wiedział, bo przecież zdarza mi się zapomnieć, akurat nie o tym, ale i tak lubię, gdy mi to powtarza, a im częściej to robi tym dla mnie lepiej.
Nie ukrywając radości, zacząłem delikatnie całować ciało chłopaka od policzków do pępka, wszystko robiąc bardzo powoli, dając mu tyle przyjemności ile tylko mu potrzeba, aby on miał z tego jak największą przyjemność, na chwilę zapominając o sobie. W końcu przede wszystkim najpierw musiałem zająć się nim a później sobą.
Seks z moją Karocią to za każdym razem nowa przygoda, nie wiem, jak to się dzieje, ale każdy nasz następny stosunek jest lepszy i bardziej intensywny tak jakbyśmy się dopiero poznawali i to chyba lubię najbardziej w naszym stosunku, nigdy mi się on nie nudzi.
Zmęczeni po pełnym doznań stosunku leżeliśmy w łóżku, nabierając siły na dalsze przyjemności w końcu, w jaki inny sposób mógłbym wykorzystać moją Karocię? On zrobiłby dla mnie wszystko bez gadania, ja oczywiście uczyniłbym to samo bez względu na to, jakie koszta musiałbym z tego powodu ponieść, jego szczęście jest dla mnie najważniejsze.
Chyba właśnie dlatego tak bardzo boję się o to, co stanie się jutro, gdy wrócimy, niby powiedziałem, że go nie wydam i nie powiem nic królowi, jednakże jeśli ten się dowie, że go okłamałem, może srogo się na mnie zemścić lub – co gorsza – na moich bliskich a tego bym nie zniósł. Mnie niech kara, ale oni, oni nic mu nie zrobili.
- O czym myślisz? - Karocia chyba zauważył moje zamyślenie, musząc mi się dość chwile przyglądać, w innym wypadku na pewno by o to nie zapytał, a może by zapytał sam, już w sumie nie wiem zresztą nieważne.
- O niczym takim tylko o jutrzejszej rozmowie z królem - Wyznałem, nie mając serca go oszukiwać, bo i po co bym miał, to nie miało sensu i tak by nic nie zmieniło.
- Boisz się? - Na to pytanie zamrugałem zaskoczony oczami, nie dowierzając w to, co słyszę, ja się boję? Ja? Nigdy w życiu się nikogo nie bałem co innego o kogoś, ale nigdy nikogo i nigdy o siebie.
- Ja się niczego nie boję - Burknąłem, urażony tym pytaniem, skąd mu się to w ogóle wzięło.
- Niczego?
- Niczego, Strach nie jest dla mnie, smoki go nie czują, dlatego są takie odważne - Zacząłem dumnie.
- Ach więc dlatego lubią się tak narażać - Karocia wbiła mi taką drobną szpileczkę, aby zabolało lub lekko połaskotało mnie, dając mi pewne sygnały.
- Nie narażam się, no może czasem, ale taka moja natura i takiego właśnie mnie pokochałeś - Wyznałem, całując jego usta, nie mogąc nacieszyć się jego bliskością, mam go cały czas przy sobie, a i tak ciągle mi go brak, to dopiero niesamowite..

<Karotko? C:> 

poniedziałek, 3 stycznia 2022

Od Soreya CD Mikleo

Przyznam, byłem zaskoczony jego zmianą. Kiedy ostatnio rozmawialiśmy o naszych przygotowywaniach były święta, a później już nie naciskałem. Uznałem, że jeżeli Mikleo będzie chciał, to w końcu to zrobił i najwidoczniej to był właśnie ten dzień. Przyznam, że kompletnie się tego nie spodziewałem...  uśmiechnąłem się do niego w odpowiedzi, po czym do niego podszedłem i przytuliłem się do niego od tyłu. 
- Nie przejmuj się, skarbie. Weź sobie tyle czasu, ile tylko chcesz – wymruczałem mu do ucha, po czym pocałowałem jego płatek. – Idziemy do łóżka? Późno już. 
Mikleo pokiwał głową i po chwili oboje leżeliśmy w łóżku. Jak zwykle od razu wtuliłem się w jego ciało i od razu poczułem, jak zdenerwowany zastyga w bezruchu. Naprawdę się czuje tak źle w swoim nowym ciele...? Czemu ja się w ogóle dziwię? To jest dla niego naprawdę wielka zmiana, choć na pierwszy rzut oka niezauważalna, przynajmniej dla mnie. Gdybym wtedy nie wszedł, jak Miki przyglądał się swojemu nagiemu ciału w lustrze, pewnie jeszcze przez jakiś czas nie zauważył, że cos się w nim zmieniło; najbardziej kobiecy atut u niego był niewielki i kiedy miał na siebie koszulę, nic nie było widać. I jak teraz się do niego przytulam mam wrażenie, że jest nieco drobniejszy, a jego biodra – tutaj przesunąłem ostrożnie swoje dłonie w dół – były nieco bardziej szersze...
- Sorey – odezwał się Mikleo, kiedy tylko wyczuł moje dłonie na swoich biodrach. – Mówiłem ci, że jeszcze nie teraz.
- Ale ja tylko chcę się do ciebie wygodnie przytulić. Chyba, że mój dotyk teraz też ci przeszkadza, to wtedy powiedz – odpowiedziałem, troszkę zmartwiony jego nagłą reakcją. 
Zazwyczaj musiałem się do niego przytulić, by móc zasnąć snem spokojnym. Czułem się lepiej, czując jego ciało przy swoim ciele, miałem w końcu tę pewność, że jest tu przy mnie i nic mu nie grozi... ale jeżeli w tym momencie czuje się niekomfortowo, to jakoś to przeboleję. Będzie mi musiała dzisiaj wystarczyć jedynie świadomość, że Mikleo jest obok. Zaśnięcie zajmie mi zdecydowanie więcej czasu, ale w końcu zasnę. 
- Chyba tak będzie najlepiej – poprosił, na co cicho westchnąłem i posłusznie zdjąłem swoje ręce z jego ciała. 
- Jakby coś się działo, daj mi znać – poprosiłem i pocałowałem go w policzek, a następnie odwróciłem się do niego plecami i spróbowałem wygodnie się ułożyć, by później za bardzo się nie kręcić. 
Tak jak podejrzewałem, przez długi czas nie mogłem zasnąć. Wsłuchiwałem się w spokojny oddech Mikleo i ciche trzaskanie ognia w kominku, próbując się wyciszyć i zdusić w sobie tę chęć przytulenia do siebie Mikleo. Rany, jak ja kiedyś spałem, kiedy nie miałem go przy sobie...? Chyba byłem już do niego za bardzo przywiązany. To raczej nie wróży o mnie dobrze...
W pewnym momencie poczułem, jak Mikleo kładzie jedną ze swoich dłoni na moim brzuchu, co lekko mnie zaskoczyło. Czy on przed chwilą nie mówił mi, że lepiej będzie ograniczyć dotyk...? No dobrze, może nie przed chwilą, a jakieś dwie godziny temu, ale mówił. 
- Mikleo? – wyszeptałem, nie będąc pewien, co tak właściwie się dzieje. Po kilku sekundach, po których nie otrzymałem odpowiedzi zdałem sobie sprawę, że najprawdopodobniej zrobił to przez sen. To... było urocze. Więc jednak też podświadomie potrzebuje mojej bliskości i to bardziej, niż jest w stanie przyznać. 
W znacznie lepszym humorze uśmiechnąłem się pod nosem, położyłem swoją dłoń na tę jego i przymknąłem oczy. 
Ten zwyczajny gest sprawił, że zasnąłem w kilka minut. 

***

Widziałem, jak przez następne dni Mikleo chodził skrępowany. Dopiero w świetle dnia dostrzegałem coraz to więcej zmian w jego wyglądzie, chociaż i one nie były jakoś specjalnie duże. Nie licząc tych najbardziej oczywistych zmian, jego rysy były łagodniejsze, głos też taki bardziej miękki, i też jego figura wyglądała jakoś tak bardziej kobieco... i nawet pomimo tych drobnych zmian, według mnie, nadal jest przepiękny. Może i zawsze nieco różniłem się od innych ludzi, interesowałem się tylko i wyłącznie chłopakami, a nie płcią przeciwną, ale ponieważ że wiedziałem, że jest to mój Miki, w niczym mi to nie przeszkadzało. 
Martwiła mnie tylko jedna rzecz. 
Minęło wiele dni, a my nadal się nie kochaliśmy. Zaczynałem być już troszkę zniecierpliwiony, w końcu im szybciej zaczniemy, tym lepiej. Naprawdę nie mogłem się doczekać, aż będę miał w rękach swoje własne, malutkie dziecko, to po pierwsze. A po drugie... minęło przecież trochę czasu, a ja też mam swoje potrzeby. A teraz w końcu moglibyśmy połączyć przyjemne z pożytecznym, więc czemu by tego nie połączyć?
Dlatego też postanowiłem dzisiaj odrobinkę zachęcić go do działania. Kiedy Mikleo stał przez lustrem i rozczesywał swoje cudownie włosy, podszedłem do niego i przytuliłem się do jego pleców, odrobinkę mu przeszkadzając w tej czynności. Następnie zacząłem całować jego szyję oraz ostrożnie wsunąłem dłonie pod koszulę, którą na sobie miał. 

<Owieczko? c:> 

Od Shōyō CD Taiki

 Pokiwałem głową na jego słowa, całkowicie mu ufając. Jeżeli on stwierdził, że tak będzie najlepiej, to mnie nie pozostało nic innego, jak tylko się uśmiechnąć i mieć nadzieję, że ten mężczyzna nie będzie już go więcej niepokoił. I że także zrezygnuje z tego zamachu, który może wywołać niemałe zamieszanie. Jeżeli wygnaniec zabiłby króla, ludzie już całkowicie by nas znienawidzili i dopiero wtedy zaczęłaby się na nas prawdziwa nagonka... 
- Oby tylko nikomu nie stała się krzywda – powiedziałem cicho, kładąc na dłoń na jego policzku. 
- O to nie musisz się martwić, tobie nie stanie się krzywda – powiedział, wtulając się w moje ciało. 
- Nie martwię się o siebie. A o ciebie, i o króla, i tego o tamtego faceta... Ale najbardziej o ciebie – zacząłem wymieniać, na co Taiki roześmiał się, czego już kompletnie nie rozumiałem. Co w mojej wypowiedzi było takiego śmiesznego...?
- Oczywiście, że tak. Jak zwykle myślisz o wszystkich, tylko nie o sobie – wyjaśnił, poprawiając moje włosy. 
- Po co mam myśleć o sobie, skoro to ciebie kocham? No i w końcu ty nie wydajesz się martwić o siebie, więc ja muszę martwić się o ciebie – odpowiedziałem, pusząc niezadowolony policzki. Nadal nie rozumiałem, co jest w tym takiego zabawnego. To chyba naturalne, że jak się kogoś kocha, to się martwi o tę osobę. Znaczy, tak mi się tylko wydaje, bo nie mam w kochaniu za wielkiego doświadczenia. 
- Bo muszę martwić się o ciebie – prychnąłem cichutko na jego słowa. W ten sposób mogliśmy kłócić nawet i cały dzień, a i tak nie doszlibyśmy do porozumienia. – Więc jak już teraz jest wszystko sobie wyjaśniliśmy, to możemy wrócić do spania, jest jeszcze wcześnie – poprosił, na co pokiwałem głową. Mi to nie przeszkadzało, zwłaszcza teraz, kiedy już byłem pewien jego dalszych kroków odnośnie tej całej nieprzyjemnej afery. 
- Pewnie, ale zanim wrócimy do spania... powiedz mi, dobrze się czujesz? Nie wyglądasz najlepiej – odezwałem się, wpatrując się w jego twarz. Był blady i miał podkrążone oczy, jakby nie spał przez większą część nocy... chociaż, wcale bym się nie zdziwił, jakby faktycznie tak było. 
- Lepiej się będę czuł jak się trochę prześpię – odparł, mocniej przytulając mnie do siebie. 
Nie widząc innego wyboru sam wtuliłem się w jego ciało i zamknąłem oczy. Skoro stwierdził, że sen mu pomoże, to z chęcią pójdę spać. Wszystko dla niego. Później jeszcze będę musiał zrobić coś, co sprawi, że troszkę się odstresuje. Jeszcze nie wiem, co takiego, ale coś wymyślę... mam jeszcze trochę czasu. Może zrobię mu masaż? Ot zwykły, niewinny masaż. Zaszkodzić na pewno nie zaszkodzi, a może choć odrobinkę mu pomoże przestać myśleć o tej głupiej sytuacji. Może Taiki uważa, że jestem najlepszym, co mu się w życiu przytrafiło, ale według mnie nie udzielam mu wystarczającego wsparcia.  Jak on po tym może twierdzić, że jestem najlepszą rzeczą w jego życiu, nie mam pojęcia. 
Obudziłem się może po dwóch albo trzech godzinach. Leniwie otworzyłem oczy i od razu zauważyłem, że znowu jestem tym, który obudził się pierwszy. Nie za bardzo mi to przeszkadzało, mogłem sobie spokojnie poleżeć i poczekać, ważne, aby mój narzeczony się wyspał. Nie chcąc go przypadkiem obudzić, jedynie głaskałem go po głowie. Jakie on miał miękkie włosy... i jak ładnie się układały, nawet kiedy spał. On to chyba musi być piękny w każdej chwili; każdy normalny człowiek wygląda raczej niekorzystnie, kiedy śpi, ale on nie. To jest dopiero niesamowite. 
Może po niecałych trzydziestu minutach mój narzeczony powoli otworzył oczy. Uśmiechnąłem się szeroko na ten widok, po czym pocałowałem go w czubek nosa. Już wyglądał nieco lepiej, chociaż nadal miałem wrażenie, że coś go dręczy... oczywiście, że coś go dręczy, musiał podjąć bardzo ważną decyzję, a ja się dziwię, że coś go dręczy, mój boże, jaki ja jestem głupi. 
- Czujesz się lepiej? – spytałem cicho, odgarniając kosmyki z jego czoła. 
- Zdecydowanie. I w końcu jesteś przy mnie, kiedy otworzyłem oczy – wymruczał, po czym połączył nasze usta w delikatnym pocałunku. 
- Przepraszam bardzo, ale wczoraj to ty zniknąłeś nad ranem – zauważyłem, odrobinkę tym poruszony. W ostatnim czasie może tylko raz albo dwa wstałem od niego wcześniej, ale tak to zawsze czekałem, aż Taiki się obudzi. Albo budziłem się sam. 
- Bo musiałem popracować. Ale dzisiaj ci to wynagrodzę i całą uwagę poświęcę tobie – obiecał, unosząc wargi w delikatnym uśmiechu. Czyli humor też mu się poprawił, to bardzo dobrze. Zasługuje na wszystko, co najlepsze. I tylko to się liczy. 
- To chyba ja powinienem poświęcić całą swoją uwagę tobie. W końcu to ty wygrałeś zakład – odparłem, przekręcając go na plecy i zaraz siadając okrakiem na jego biodrach. Teraz oboje możemy się odrobinkę odstresować i zapomnieć o tej całej głupiej misji, a jutro oboje będziemy stresować się tym, co powie król na jego wiadomość. Już i tak nie jesteśmy w stanie wiele zrobić, decyzja została podjęta. 

<Taiki? c:>

sobota, 1 stycznia 2022

Od Mikleo CD Soreya

Słysząc pytanie męża, uśmiech sam pojawił się na moich ustach, jak w ogóle mógł o to pytać? To był najpiękniejszy dzień w moim życiu, to znaczy może nie najpiękniejszy, bo było ich wiele, jednakże ten był równie cudowny, spędziliśmy przyjemnie czas w rodzinnym gronie i nikt nam nie przeszkadzał, co mogłoby mi się nie podobać?
- Było cudownie, tak jak chciałem, ty, Yuki, świąteczna atmosfera i prezenty, chociaż to ostatnie było naj mniej, ważne co nie oznacza, że mi się nie podobało, bo podobało bardzo i tak myślę, że nic więcej mi nie było potrzeba - Wyznałem, delikatnie całując jego nowy usta. - Dziękuję - Dodałem po chwili z uśmiechem wyrażającym więcej niż tysiące słów.
- Ty mi? To ja tobie chyba powinienem podziękować. Sprawiłeś, że te świata były wyjątkowe - Wyznał, całując moją dłoń, którą po chwili pociągnął, zmuszając mnie do wstania z łóżka. - Chodźmy na dół, nim Yuki spali nam kuchnie - Mimo że się zaśmiał, miałem wrażenie, że jednak się martwi nie tyle o kuchnie a o chłopca, który mógł sobie przypadkiem coś zrobić, a na to nie mogliśmy pozwolić.
Na dole w kuchni, gdy tylko przyszliśmy, od razu zabraliśmy od chłopca niebezpieczne rzeczy, Yuki tak bardzo chciał iść do Emmy, że omal się nie poparzył i tak to właśnie jest, gdy przy pracy się nie myśli.
Cicho wzdychając, odsunąłem dziecko od pracy, przy śniadaniu dokańczając wszystko z mężem, by już po chwili muc wspólnie zjeść posiłek, rozmawiając na wszystkie możliwe temat.
- To mogę już iść? - Yuki po zjedzeniu posiłku od razu chciał iść do swojej małej przyjaciółki, w czym ja nie widziałem problemu, doskonale pamiętam, jak z moim przyjacielem spędzałem całe dnie, nie chcąc go opuszczać na krok, to była przyjaźń, która skończyła się obrączką na palcu.
- Zmykaj, tylko nie wracaj za późno - Poprosiłem, pozwalając mu iść, niech nie siedzi w domu jeszcze i na to przyjdzie czas.
- Dobrze, pa mamo, pa tato - Zawołał, wybiegając z domu, zabierając ze sobą psa, zostawiając nas samych no nic jakoś sobie i z tym poradzimy.
Resztę dnia spędziliśmy na rozmowach i innych przyjemnościach, na które mieliśmy szansę z powodu braku syna wracającego dopiero wieczorem...

Minęło kilka dni, święta zakończyły się sam nowy rok również i kolejny rok się zaczął, żegnając z przeszłym, a to oznaczało, że i ja zacząłem powoli przygotowywać się do roli rodzica, to znaczy rodzicem już byłem, jednakże bardziej chodziło mi o to biologiczne dziecko, któremu razem chcieliśmy dać życie.
Dziś od rana przygotowywałem się do przemiany, nim w ogóle do niej doszło, ku mojemu zaskoczeniu to było trudniejsze, niż myślałem, mimo że w końcu moje ciało przybrało bardziej kobiece, kształty czułem się nieswojo bardzo nieswojo, nie chciałbym, aby mój mąż w tej chwili oglądał moje ciało. Myślałem, że to już jednakże bardzo się przeliczyłem. To bardziej krępujące niż na początku myślałem. Rany co ja w ogóle robię..
- Miki? - Zamyślony nie dostrzegłem wejścia mojego męża, który przyglądał mi się i doskonale to widziałem w lustrze, przed którym stałem. - Czy ty?.. - Zaczął, niedokonań potrafiąc zapytać lub ubrać w słowa to, co chciał powiedzieć.
- Tak, zbroiłem to - Wyznałem, zaciskając dłonie na koszuli, ciesząc się, chociażby z tego, że moje kobiece akcenty są małe, nie chciałbym, aby były aż tak widoczne. - Jednakże nie jestem jeszcze w stu procentach na to przygotowany, mam nadzieje, że się z tego powodu nie gniewasz - Dodałem, nie chcąc już robić mu nadziej, zgodziłem się na dziecko, naturalnie słowa dotrzymam, potrzebuje jednak czasu, aby przyzwyczaić się do mojego nowego ciała, które mi w tym pomoże.

<Pasterzyku? C:>

Od Taiki CD Shōyō

Mówiąc krótko mam przerąbane, nie mogę wydać wygnańca, bo sam nim jestem, nie mogę również oszukać Króla, bo jeśli to wyjdzie, zabije mnie i całą moją rodzinę a tego boję się najbardziej co więc mam zrobić? Tak wiele pytać a znikąd odpowiedzi co mam zrobić? Nic już nie wiem, gdybym wiedział, że tak to się wszystko potoczy, nigdy bym sobie na to nie pozwoliłby zgodzić się na prace u króla. Rany mądry jestem po szkodzie, gdybym wiedział, że się przewrócę, to bym sobie usiadł. I do tego wszystkiego słowa mojego narzeczonego wcale mi nie pomagają, jak może w ogóle tak myśleć? Jest, najlepszym co mnie w życiu spotkało i nie chcę, aby kiedykolwiek się to zmieniło.
- Nawet tak nie mów, jesteś najlepszym, co mi się w życiu przytrafiło, tylko tak samo, jak ja nie wiesz, co zrobić w takiej sytuacji to jest trudna decyzja tak samo, jak dla mnie tak i dla ciebie nie mam ci tego za złe ani nie mam do ciebie o to żalu, chcę tylko zrozumieć samego siebie i to, co czuje. Serce mówi mi, że ten wygnaniec ma racje, ale mózg każe mi go wydać, nie mam pojęcia co mam zrobić - Wyznałem, uśmiechając się do mojego narzeczonego.
- Oczywiście nic innego się od ciebie usłyszeć nie spodziewałem - Wyznał, całując mnie w czoło. - Wiesz, czasem jest trudno, bo nasze rasy dla ludzi są wygnańcami, jesteśmy inni i nikt nie dostrzega tego, że jesteśmy ludźmi, wyjątkowymi ludźmi, którzy nie chcą ich krzywdy, Król nie jest dobrym człowiekiem i to nie raz słyszałem od matki jednak czy jest sens się narażać dla jednego wygnańca? Może jest, bo może ten jeden wygnaniec coś wreszcie zmieni, a może tylko wszystko pogorszy, stoisz teraz przed trudnym wyborem, ale cokolwiek byś nie wybrał, ja zawsze będę przy tobie - Zapewnił, z jednej strony robiąc mi kisiel z mózgu, a z drugiej podnosząc mnie z tego bagna, w którym już tonę, on zawsze wie co powiedzieć, kochana Karotka już zawsze chcę mieć ją przy swoim boku.
- Jesteś niesamowity - Wyznałem, patrząc w jego oczy, leciutko swoimi słowami go zawstydzając, co nie było niczym dziwnym Karotkę łatwo zawstydzić i takie jest to prawda. - No nic uciekaj do łóżka, na dworze jest naprawdę zimno, a stanie przy otwartym oknie ci na pewno nie posłuży - Zwróciłem uwagę na temperaturę i mojego narzeczonego, któremu zawsze było zimno, nie chcąc, aby był chory, wolałem, aby wrócił do łóżka, niż miałby mi się rozchorować, to nie byłoby dla niego za przyjemne.
- Chodź ze mną, nie ma sensu już tu stać - Odezwał się, chwytając za moją dłoń, nie mając siły mu odmawiać, zgodziłem się, kiwając przy tym głową.
- Dobrze, zamknę tylko okno i możemy iść - Odparłem, robiąc to, o czym wcześniej mówiłem, wracając do łóżka z moim małym skarbem, może i nie wiem jeszcze co zrobić i jak w ogóle zrobić jednakże wiem jedno dziś i tak już nic nie wymyślę a jutro. Jutro zacznie się nowy dzień i nowe możliwości, coś wymyślę, na pewno wymyślę.

~~Następnego dnia rano~~

Następnego dnia obudziłem się wcześnie z bolącą głową, nie bolała mnie z powodu przeziębienia, a raczej z powodu tego, co wydarzyło się wczoraj, wciąż nie wiedziałem co robić a za dwa dni mamy wracać i co ja pocznę? Karze mu uciekać? Nie mogę, w końcu wyszłoby, że jestem od króla, a on mógłby chcieć mnie skrzywdzić lub nie daj boże Karotkę, nie mogę tego zrobić. Co jednak uczynić?
Westchnąłem cicho, odwracając głowę w stronę mojego narzeczonego, który już nie spał, przyglądając mi się uważnie.
- Dzień dobry jak się czujesz? - Spytał, zainteresowany moim stanem zdrowia.
- Dobrze, nie mam kataru, kaszlu dosłownie niczego więc wygrałem - Zacząłem, szeroko się uśmiechając.
- Nie o tym mówię, pytam o tamtego chłopaka czy tam mężczyznę - Wyjaśnił.
- Szczerze powiedziawszy, nie wiem co zrobić, nie chce go wydać, ale nie chce zdradzić króla. Najlepiej będzie, jeśli przestanę już węszyć, a gdy wrócimy za dwa dni. Powiem, że nic ciekawego się nie dowiedziałem..
- Jesteś pewien? - Spytał, unosząc głowę znad mojej klatki piersiowej.
- Niczego nie jestem pewien, ale jednego z nas na pewno nie wydam - Odparłem, pewny swego jak niczego innego.

<Karocia? C:>