niedziela, 31 grudnia 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Po wypuszczeniu zwierzaków z domu mogliśmy spokojnie wyruszyć w drogę prosto do zamku królowej, która jak zawsze chętnie nam pomagała, wspaniała kobieta zawsze jest w stanie nam pomóc, nawet jeśli potrzebujemy tej pomocy, tylko w wiadomych sprawach.
Tak szczerze nie wiem, co byśmy zrobili, gdyby nie Alisha i Lailah, która zajmowała się naszymi pociechami, gdy my czasem naprawdę potrzebowaliśmy czasu, sam na sam nie mogąc polegać na nikim innym, to znaczy możemy polegać na dzieciach, ale nie chcieliśmy im podrzucać dzieci, gdy oni sami mieli swoje sprawy, chcieliśmy mieć dzieci, a więc musieliśmy zająć się nimi sam bez pomocy innych, a przynajmniej bez częstej pomocy naszych przyjaciół, a nawet dzieci.
Mijając ludzi w mieście, serdecznie się z nimi witaliśmy, zachowując uśmiech i dobry nastrój, no bo jak tu się nie uśmiechać, gdy ma się u boku ukochaną osobę i zaspokojone ciała.
Zadowolenie dotarliśmy do zamku, gdzie w dobrych nastrojach witaliśmy się z każdym służącym, już nie mogąc się doczekać spotkania z naszymi szkrabami.
- Dzień dobry Alisha - Przywitałem się z kobietą, gdy tylko spotkaliśmy ja na korytarzu.
- Dzień dobry - Tym razem odezwał się Sorey, ciepło uśmiechając się do kobiety. - Alisha wszystko dobrze? - Zapytał, dostrzegając dziwne zachowanie kobiety, która widząc nas, nagle pobladła a twarz wykrzywiła się w dziwnym przerażeniu.
- Dzień dobry, to znaczy nie wiem, czy dobry, bo stało się coś złego, to znaczy nie wiem, czy coś złego, to znaczy na pewno złego, ale ja nie wiem jak wam to powiedzieć.. - Alisha zachowywała się jakoś dziwnie i to chyba martwiło mnie jeszcze bardziej, miałem dziwne przeczucie, że kobieta coś ukrywa, tylko jeszcze nie miałem pojęcia co.
- Alisha co się dzieje? - Podpytałem, naprawdę mając już dość tego niepokoju, który się we mnie narodził z powodu jej zachowania.
- Nie wiem jak wam mam to powiedzieć.. - Zaczęła, nawet nie mając odwagi, aby spojrzeć nam w oczy.
- Normalnie, tak jak ludzie przekazują sobie informacje - Odpowiedziałem, marszcząc przy tym brwi, niczego w tej sytuacji nie rozumiejąc, ewidentnie wygląda na to, że nasza przyjaciółka coś ukrywa przed nami, tylko co i jeszcze ważniejsze pojawia się pytanie po co, to robi.
- Bo dobrze, tylko się nie denerwujcie. Hana gdzieś nam zaginęła - Gdy to powiedziała, w pierwszej chwili myślałem, że sobie żartuję, ale tak sobie myśląc, doszedłem do wniosku, że tu akurat nie ma z czego sobie żartować.
- Co?! - Wręcz krzyknąłem przerażony, tym co usłyszałem. - Kiedy? Gdzie? Szukaliście ją w ogóle? - Mówiłem dalej, przerażony wpatrując się w twarz kobiety, wciąż nie wierząc w to, co właśnie usłyszałem.
- Spokojnie, nie denerwujcie się, Hana zniknęła dziś rano, była pod opieką jednej ze służących i nagle zniknęła, szukamy ją od rana, ale nie jesteśmy w stanie znaleźć, służącą na chwilę spociła ją z oczu i zniknęła - Wytłumaczyła, brzmiąc na strasznie przerażoną i miała powód, aby być przerażoną, nasze dziecko gdzieś zniknęło, a my nie wiemy, gdzie jest.
- Mój boże musimy ją znaleźć - Przerażony chciałem już ruszyć na poszukiwanie córki, zerkając na męża, który nagle zaczął się dziwnie zachowywać. - Sorey? Co się dzieje? - Zapytałem, przyglądając mu się uważnie.

<Pasterzyku? C:>

Od Haru CD Daisuke

 Dosyć szybko zorientowałem się, że mój panicz się na mnie obraził, tylko nie zdawałem sobie sprawę z tego, dlaczego, przecież nie zrobiłem nic złego, bo nie zrobiłem prawda? A może zrobiłem? Sam już nie wiem, mój panicz jest skomplikowany, a ja czasem za nim nie nadążam.
Słysząc, że jest mu zimno, przytuliłem go do siebie, idąc wraz z nim do domku, gdzie rozpalić musiałem kominek, aby mojemu złośnikowi zimno nie było, sadzając go przy kominku na poduszce, przykrywając kocem, aby było mu ciepło, przynosząc gorącą czekoladę, którą zapewne bardzo chętnie wypije, bo i czemu by nie? Może być obrażony na mnie, ale na pewno nie odmówi mi wypicia gorącej czekolady.
- Jakieś życzenia w sprawie obiadu? - Podpytałem, wyczekując jego odpowiedzi, która długo nie nadchodziła. - Daisuke? - Próbowałem zwrócić jego uwagę, chcąc wiedzieć, na co ma ochotę w tej chwili.
- Rób co chcesz - Odburknął, nawet nie racząc na mnie spojrzeć.
Wzdychając ciężko, postanowiłem zobaczyć, co znajduję się w domu, aby móc spokojnie mu coś przygotować.
Przeglądając, co znajduję się w domu, postanowiłem zrobić pieczonego łososia z rozmarynem, który mam nadzieję, że obiad będzie mu smakował, bo przecież o to mi chodziło.
Nie przeszkadzając mu w obrażaniu się na mnie, zająłem się tym, co potrafiłem najlepiej.
Obiad zajął mi mniej więcej trzydzieści do czterdziestu minut. Gotowy posiłek postawiłem na stole wraz z ostatnim winem, który znajdował się w szafce, biorąc lampki, do których wlałem wino, na stole stawiając świeczki, które zapaliłem, sprawdzając, czy aby na pewno wszystko było tak, jak być powinno.
- Drogi paniczu zapraszam na obiad - Zacząłem, wchodząc do sypialni, aby uzyskać to, czego potrzebowałem, a mianowicie jego spojrzenie, którego w tej chwili tak bardzo potrzebowałem.
Mój panicz wstał z poduszki, podchodząc do mnie od niechcenia, omijając mnie w przejściu, idąc prosto do kuchni, gdzie od razu przystanął, nieco zaskoczony tym, co zobaczył.
- A to z jakiej okazji? - Podpytał, odwracając głowę w moją stronę, unosząc jedną brew ku górze.
- Bez okazji, chciałem, tylko abyś był zadowolony, z tego, co dla ciebie robię, jednocześnie chcąc, abyś zobaczył, co to znaczy być romantycznym - Wytłumaczyłem, odsuwając krzesło i czekając, aż na nie usiądzie, aby grzecznie przysunąć je prosto do stołu.
Mój panicz kiwnął głową, bez słowa zabierając się za jedzenie, która wyglądało na to, że mu smakowało, ale czy tak właściwie było? Nie miałem pojęcia, nic nie mówił, nie patrzył na mnie, nie chciał nawet, abym z nim rozmawiał, najwidoczniej wciąż obrażony za to, że nie chciałem podczas pracy z nim rozmawiać, a przecież ja tylko chciałem skupić się na pracy czy coś w tym złego? No nie, a przynajmniej tak mi się wydawało, z resztą mi wiele rzeczy się wydaję, co nie do końca było prawdą, a przynajmniej nie w oczach mojego pana.
- Smakowało ci? - Odezwałem się w końcu, gdy oboje zjedliśmy posiłek, chcąc pozbierać talerze po jedzeniu i lampki po winie zabierając się za mycie naczyń, które już po chwili położyłem na suszarce, odwracając głowę w stronę mojego złośliwego, ale kochanego przez mnie panicza.

<Paniczu? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Nie chciało mi się za bardzo tam iść, no ale co mam poradzić? Trzeba w końcu iść po dzieci. No i pewnie jeszcze trochę spędzimy czas z Alishą, bo ona tak szybko nas na pewno nie wypuści. To nie w jej stylu, tego już się zdążyłem przez te wszystkie lata nauczyć, chociaż to jedno mi się udało. Chyba po prostu potrzebuję trochę więcej czasu do nauki, no ale to nic dziwnego, jak jestem głupi, no to muszę się dłużej uczyć. Oby tylko dzieci też nie były tak głupie, jak ja, bo nie chcę, by się tak męczyły. 
– No dobrze, dobrze, już się przebieram – powiedziałem, ciężko wzdychając, ale zamiast się od niego odsunąć, to się przytuliłem do jego pleców. No co ja poradzę, że wszystko w nim mnie przyciągało; miękkość jego skóry, cudowny zapach, wspaniałe włosy... Nie mogłem przejść tak obojętnie obok niego. Nie dało się. 
– Świetnie ci idzie – zauważył z rozbawieniem, odwracając głowę w moją stronę. 
– Mhm – mruknąłem, dalej wie od niego nie odsuwając. 
– No już, ubieraj się i wychodzimy – pospieszył mnie i ucałował mnie w policzek. 
– Niech ci będzie – odparłem, wzdychając ciężko i w końcu się od niego odsuwając. 
Niespecjalnie się spieszyłem, bo i po co? Nie chciało mi się. Dlatego trochę tak od niechcenia założyłem na siebie wpierw bieliznę, a potem spodnie. Później był wybór koszuli. Na początku chciałem wziąć sobie pierwszą lepszą, bo co to za różnica, no ale po chwili zdałem sobie sprawę, że przecież będziemy na obiedzie. No i trzeba się jakoś prezentować, by nie przynieść wstydu Mikiemu i dzieciom. Dlatego wybrałem jedną z tych lepszych, nowszych i ładniejszych koszul, jakie w szafie znalazłem. Jako, że niewiele miałem koszul, to dosyć szybko się z tym uporałem i za bardzo zastanawiać się nie musiałem, którą wybrać. 
– Jestem gotów – oznajmiłem w końcu, stając przed nim. 
– Jeszcze coś trzeba zrobić z twoimi włosami... – zaczął, a ja na jego słowa tylko przeczesałem je dłonią. I już wszystko było gotowe. Więcej z nimi nie byłem w stanie zrobić, były one na tyle niesforne, że po prostu lepiej je zostawić samym sobie, bo wtedy chyba wyglądałem najlepiej. 
– Zrobione, zbieramy się? – zapytałem, patrząc na niego z uwagą. W końcu, skoro już ja byłem gotowy, mogłem się zbierać. Gdybym nie był gotowy, to bym przedłużał jeszcze troszkę te chwile, no ale teraz to nie miało większego sensu. 
– Chwilka – poprosił, podchodząc do mnie, by chyba spróbować ułożyć te najbardziej niesforne kosmyki. Wiedziałem, że nie miało to sensu, bo i tak nie dadzą się ułożyć, i tak, ale cierpliwie poczekałem, aż zrobi to, co tam czuł, że ma zrobić. Skoro po tym ma się poczuć jakoś lepiej, to ja narzekać nie będę. – No dobrze, teraz możemy iść. 
– Oczywiście – wyszczerzyłem się głupkowato, chwyciłem jego dłoń, złożyłem na jej wierzchu delikatny pocałunek, a następnie splotłem nasze palce i pociągnąłem go na dół. Trzeba było w końcu jeszcze wygonić zwierzaki na dwór i zamknąć drzwi, nim z niego wyjdziemy. Co prawda, wiele rzeczy tu nie mamy, ale nie chciałbym, by mi się tu ktokolwiek po domu kręcił. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Nie byłem zadowolony z powodu tego, że Haru w ogóle mnie nie słuchał. Bo i czemu niby miałbym być? Staram się jakoś nam umilić ten okropnie nudny i spokojny patrol przyjemną konwersacją, a on co? Mhm. Albo kiwa głową. I na co ja się tak staram? Tylko czemu mnie nie słuchał? Może myślał o tym jutrzejszym obiedzie? W głowie powinien mieć tylko mnie, nie jakieś obiady z przyjaciółkami dawnymi. Chyba muszę mu o tym przypomnieć, jak już wrócimy do domu, bo tutaj, wśród ludzi, nie ma na to miejsca. 
Lekko obrażony na mojego partnera siedziałem cicho, skupiając się na powrocie do koszar. Niestety, jeszcze tam czekało nas trochę obowiązków. Wypełnienie dokumentów i za mnie, i za Haru, by nie nadwyrężał oczu. Dopiero w przyszłym tygodniu będziemy mogli odebrać jego okulary. Swoją drogą, nie mogę się doczekać, aż w końcu będzie je miał. Oznaczać to będzie, że będzie mógł wykonywać swoją pracę w takim samym tempie, w jakim ja to robię. I nie będę musiał mu pomagać, więc ja sam będę miał mniej do roboty. No i też przy okazji będę miał przed sobą bardzo przyjemny widok, gdyż Haru w tamtych oprawkach prezentował się bardzo dojrzale. I też jednocześnie troszkę mądrzej. 
Wchodząc do koszar miałem wrażenie, że ludzi z gwardii jakoś się tak więcej zrobiło, bo co się rozejrzałem, to jakieś nieznane twarze. Nie mogą pójść do siebie? Mało tam miejsca było? Niech biorą, co tam chcą i potrzebują i niech dadzą nam święty spokój. 
Z racji tego, że na dzisiejszym patrolu nic się nie działo, to i niewiele papierów mieliśmy do wypełniania. Z tego też powodu już postanowiłem wypełnić wszystko sam, by Haru nie musiał się na niego męczyć. Dalej byłem na niego obrażony za to, że mnie nie słuchał, ale przecież nie pozwolę mu się męczyć. I sobie też nie. Przez to, że w koszarach było tyle ludzi, panował tu straszny hałas. I tłok. Nigdy jakoś za specjalnie za tym nie przepadałem. Oczywiście znosiłem to, bo tak trzeba było i tak zostałem nauczony. A koszary były takie stosunkowo małe, więc natłok tych ludzi wszystkich był dla mnie mocno niekomfortowy. Oby jak najszybciej to się skończyło. 
– Dziękuję – usłyszałem w odpowiedzi, ale puściłem to mimo uszu. W normalnej sytuacji bym mu odpowiedział, ale skoro mnie tak ignorował do tej pory, to ja też go zignoruję. Zobaczymy, jak on się będzie czuł, jak nie będę na niego zwracał uwagi. Ani odpowiadał, albo na niego patrzył. Chociaż nie, muszę na niego patrzeć, bo jak nie będę go pilnował, to zniszczy fryzurę. Dzięki mojej interwencji dalej wyglądał całkiem nieźle, więc aż przyjemnie było na niego patrzeć. 
Po kilku minutach sprawnego wypełnienia raportu mogliśmy w końcu opuścić koszary. I mimo, że poza murami było zimno, powietrze było jakieś takie wilgotne i nieprzyjemne, a dodatkowo wiał nieprzyjemny wiatr, poczułem ulgę. Potrzebowałem zdecydowanie większej przestrzeni dla siebie, by czuć się komfortowo. Opatuliłem się mocniej szalikiem i schowałem dłonie do kieszeni płaszcza, starając się nie wyglądać tak, jakbym właśnie powoli zmieniał się w lodowy posąg. 
– Bardzo ci zimno? – spytał, chwytając mnie pod ramię, skracając dystans między nami. 
– Tylko trochę – mruknąłem, mimo obrazy nie odsuwając się od niego, bo bardziej przeszkadzało mi zimno niż jego wcześniejsze zachowanie.

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Po usłyszeniu tych słów uśmiech sam wskoczył mi na usta, od razy rozumiejąc, co chodzi mu po głowie.
- A więc za mało dostałeś w nocy? - Podpytałem, kładąc dłonie na jego policzkach.
- Tak, zdecydowanie potrzebuje więcej uwagi mojej owieczki, a w tej chwili mogę mieć jej tyle ile mi potrzeba - Stwierdził, zbliżając się do moich ust, aby złączyć je w namiętnym pocałunku, co chętnie odwzajemniłem, czując jego dłonie, na mojej pupie, sadzając mnie na blacie, odrywając się od moich ust, gdy tylko zabrakło nam tchu.
- Skoro tak bardzo potrzebujesz mojej uwagę, nie mogę tego zbagatelizować, w końcu to bardzo ważne, aby mój mąż miał wszystko to, czego potrzebuje - Wyszeptałem, podgryzając jego dolną wargę, uśmiechając się do niego ciepło.
Na twarzy Soreya pojawił się szeroki uśmiech, po którym podniósł mnie z blatu, niosąc do salonu na kanapę, gdzie delikatnie mnie położył, nachylając się nad moją twarzą.
- Kocham cię owieczko - Wymruczał, ponownie łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, dłońmi drażniąc moje ciało, powodując przyjemne dreszcze przechodzące całe moje ciało.
Bardzo chciałem mu odpowiedzieć, jednak zamiast tego z moich ust wydostał się jęk podniecenia, który uniemożliwił mi mówienie.
Zadowolony położyłem dłonie na jego nagim torsie, chcąc go dotykać, chcąc czuć każdy centymetr jego ciała, które tak kochałem i kochać nigdy nie przestanę.
Zadowolony nawet nie stawiałem oporu, gdy jego usta drażniły najmniejszy centymetr mojego ciała.
Pozwoliłem się, ponieść nie myśląc już o niczym, nagle cały świat przestał istnieć, myślałem tylko o przyjemności, którą obdarowywał moje ciało, mogąc pozwolić sobie na szaleństwo i brak ciszy, którą zawsze musiałem zachować, aby nasze dzieci mnie nie usłyszał, gdy daje się ponieść emocją.
Zmęczony wtuliłem się w ciało męża, gdy oboje zaspokoiliśmy swoje ciała, nie mogąc już przedłużać tych przyjemności, najwyższa pora ruszyć po dzieci, aby wrócić z nimi do domu, gdzie powinny już z nami być.
- Sorey chyba pora już iść - Odezwałem się, rysując po jego nagim torsie szlaczki opuszkami palców.
- Już? Jeszcze pięć minut owieczko - Dałem mu te pięć minut, tak jak sobie tego życzył, niech już mu będzie, ale tylko pięć minut na więcej się nie zgadzam, nie możemy przecież pozwolić, aby Alisha i Lailah miały zbyt wiele obowiązków i to z naszego powodu.
- Dobrze Sorey wstawaj - Podniosłem się, do siadu chcąc wstać z łóżka.
- Nie, jeszcze nie - Mruknął, chwytając mnie w pasie, chcąc mnie powstrzymać od wstania z kanapy.
- Tak, już tak wstawaj - Nie pozwoliłem już sobie na lenistwo, rzucając w niego koszulę, zakładając swoje ubranie, podchodząc do lustra, aby rozczesać swoje włosy, które wyglądały zabawnie, gdy napuszyły się, przynosząc na myśl owce, którą w oczach mojego męża się stałem.
Biorąc w dłonie grzebień, chciałem rozczesać swoje włosy, które nie prezentowały się w tej chwili najlepiej..
- Hej, co robisz? - Zapytałem, gdy mój mąż zabrał mój grzebień.
- Jak to co? Chce ułożyć Twoje włosy - Wytłumaczył mi, zaczynając rozczesywać moje włosy, aby ładnie je uciąć, składając na moim karku szybki pocałunek. - Wyglądasz przepięknie - Dodał po chwili, uśmiechają się do mnie ciepło.
- Tak? A więc teraz pora na ciebie, ubierz się i wychodzimy - Odpowiedziałem, całując go w policzek.

<Pasterzyku? C:>

Od Haru CD Daisuke

 Nie podobało mi się to, że sam nie mogę poprawić swoje włosy, przecież ja tego potrzebowałem, to było silniejsze ode mnie, a mimo to on mi nie pozwolił co za okrutnik.
- Sam mogłem je poprawić - Mruknąłem, chowając dłonie do kieszeni, aby znów nie kusiło mnie, dotykać włosy z powodu czego podejrzewałem, że mój panicz by mnie zjadł.
- Nie, nie możesz, bo jeśli ty to zrobisz, to skończy się to źle - Stwierdził, oczywiście ja źle to zrobię a on? On zrobi to tak, jak zrobić powinienem to ja, ale nie zrobię, bo nie umiem w to, tak dobrze, jak on sam.
- Oczywiście - Burknąłem, nie mając ochoty na kłótnie z nim, a raczej na bezsensowną konwersację, w której to i tak nie mam najmniejszych szans, w tej wymienię zdań.
- Coś jeszcze chcesz może dodać? - Gdy pytał, zobaczyłem to spojrzenie, którego zdecydowanie nie lubiłem, rzucał je zawsze, gdy nie było tak, jakby sobie tego życzył, a ja widziałem, że jeśli będę nadal, ciągnąc ten temat, skończy się to dla mnie bardzo źle.
- Nie, już nic - Zgodziłem się z tym, aby zamknąć buzie, nic już nie mówiąc, idąc przed siebie, nie chcąc już o niczym rozmawiać. To znaczy, rozmawiać mogłem, o czym tylko chciał, ale nie o tym, o czym rozmawiamy, właśnie w tej chwili to zdecydowanie sensu nie miało.
Daise nie ciągnął tego tematu, dając mi spokojnie obserwować otoczenie na tym jakże ekscytującym patrolu.
Mój panicz szedł obok mnie, coś tam sobie mówiąc, chcąc zrobić moją uwagę tak, abym i ja zaczął coś mówić, nawet jeśli nie miałem na to najmniejszej ochoty. Dlatego, gdy tylko coś tam sobie od rzeczy paplał, kiwałem głową, mimo że w ogóle go nie słuchałem, patrząc sobie raz w prawo, innym razem w lewo błąkając się gdzieś w obłokach. To nie tak, że się obraziłem na niego, bo tak nie było, ja tylko zwracałem uwagę na wszystko to, na co zwracać uwagę mam ochotę i żeby nie było, na niego też lubię zwracać uwagę, ale teraz, teraz było sporo innych rzeczy, które również zwracał moją uwagę nawet trochę bardziej od mojego panicza.
- Czy ty mnie w ogóle słuchał? - Na to pytanie przez chwilę zwróciłem uwagę na mojego pana, aby znów nie doszedł do wniosku, że go nie słucham, bo słucham, tylko trochę mnie niż zapewne by tego chciał.
- Ja? - Odpowiedział pytaniem na pytanie, unosząc jedną brew ku górze, głupkowato się przy tym uśmiechając. - Nie, ten drugi głupek - To było bardzo sarkastyczne i bardzo niemiłe, tak zachowywać się mu nie wypada, a przynajmniej tak mi się wydaje.
- Bardzo zabawne, głupi nie jestem, to znaczy równie to bywa, ale aż tak źle to ze mną nie jest - Stwierdziłem, patrząc na niej z obrazą.
- Ja nie żartuję - Mruknął, z powodu czego przestało mi się chcieć z nim rozmawiać.
Patrol przebiegł dość szybko, przynajmniej dla mnie, ja tam miałem już dość chodzenia po mieście, mimo że całkiem przyjemne było sobie chodzić tu i tam, patrząc na to, jak spokojnie żyło sobie miasto, gdy nikt ani nic nie stoi im już na drodze do szczęścia...

<Paniczu? C:>

sobota, 30 grudnia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Muszę przyznać, nie za bardzo mi się chciało gdziekolwiek iść. Dobrze mi tak było. I jeszcze ta cisza, spokój i brak jakichkolwiek większych obowiązków i konieczności oglądania się za dziećmi. Nie, żebym narzekał na bycie rodzicem, uwielbiam dzieci, a przynajmniej nasze dzieci, bo innych dzieci to ja tak niezbyt znałem. Pewnie poznam dopiero, kiedy nasze dzieci będą miały swoje dzieci i wtedy zostaniemy dziadkami. A przynajmniej Miki tak w pełni znaczenia tego słowa będzie właśnie dziadkiem, albo raczej babcią, skoro teraz jest już mamą. Ze mną to nie jest takie jasne. Bo nie wiem, czy ja tak z biologicznego punktu widzenia będę dziadkiem. No bo Misaki jest córką tego dawnego mnie, tego człowieczego. A Yuki to już w ogóle moim synem nie jest. No i też na pewno nie mam z nimi, z moimi dziećmi takiej relacji, jaką miałem we wcześniejszym życiu. Czy się to zmieniło na gorsze, czy na lepsze, nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że prędzej na lepsze niż w tę drugą stronę. I mam nadzieję, że te maluchy też mnie za takowego dziadka będą uważać. Bo ja się starać będę, by być dobrym dziadkiem. Chociaż, to będzie strasznie dziwne, by zostać dziadkiem w tak młodym wieku... Ale w moim przypadku to chyba nic normalne nie jest. 
– Niby trzeba, ale nic się nie stanie, jak jeszcze trochę posiedzimy i spędzimy czas sami ze sobą – poprosiłem, uśmiechając się do niego delikatnie, nie mając ochoty za bardzo jeszcze się stąd ruszać. 
– Nie możemy zostawić dzieci za długo u Alishy i Lailah, one też mają swoje obowiązki – przypomniał mi, zaczynając krzątać się po kuchni, w przez to, że Miki wyglądał przecudowne w tej nowej koszuli, co to mu ją kupiłem, nie potrafiłem oderwać od niego wzroku. No po prostu przecudny był. Zawsze wyglądał przecudowne. 
– No mają, ale Alisha ma dużo swoich służących, które dzieci też uwielbiają, i pewnie teraz jeżdżą sobie na tych swoich kucykach. I pewnie wcale nie chcą do nas wracać – odpowiedziałem, naprawdę tak uważając. Może po kilku dniach by za nami zatęskniły. Ale teraz? Teraz mają tam u cioci wszystko to, czego nie mają tutaj, czyli i smakołyki różnorakie, jeżdżenie na konikach, multum zabawek i tego typu rzeczy. A tutaj mają głównie nas. Trochę tak mało w porównaniu z innymi tym, co mają tam. Chociaż, bardziej by się chyba za Mikim stęskniły, bo mamusia to jednak najważniejsza jest. 
– Bzdury gadasz, na pewno się stęskniły. Dlatego pij kawę i się ubieraj, chciałbym, by były już w domu – odpowiedział, nie chcąc za bardzo mnie słuchać. 
– A co, nie podoba ci się to, co widzisz? – spytałem, uśmiechając się do niego zawadiacko, podchodząc do niego i kładąc dłonie na jego biodrach, zwracając tym samym swoją uwagę na siebie. 
– Oczywiście, że podoba, ale... – zaczął, a ja słysząc to magiczne słowo "ale" ucałowałem jego usta, nie chcąc słyszeć reszty słów, bo pewnie kazałby mi się streszczać. 
– Skoro podoba, to trzeba korzystać, póki mamy taką możliwość, nie uważasz? – dopytałem, a uśmiech z mojej twarzy nie schodził. Może i w nocy trochę nadrobiliśmy te wszystkie chwile, ale mi jego nigdy mało nie będzie, zwłaszcza jego. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Z jednej strony cieszyłem się, że w końcu mamy spokój z tą sprawą. Nie wiem, jak tam Haru uważa, ale ja trochę miałem jej dosyć. I gwardii też miałem dosyć. Irytowali mnie ci ludzie już samą swoją obecnością. I do tego wszystkiego jeszcze ten Ryo, który ewidentnie robił mi na złość, zaczepiając Haru. Co prawda, dalej będę musiał go znosić, kiedy będę tutaj przychodził, by się przebrać i wypełnić dokumenty, ale na szczęście jakoś bardzo długo nie będę na niego skazany. Jedyne, co mi się nie podobało w tej całej sytuacji, to to, że odsunęli mnie od sprawy Bunty. Akurat to jedno chciałem doprowadzić do końca. Cóż, wychodzi więc na to, że muszę zadowolić się jego widokiem na stryczku. A jeżeli znów jakimś cudem się uwolni, to już nie będę bawił się w jakieś łapanie i wtrącanie go do więzienia. Po prostu go wytropię i sam wymierzę sprawiedliwość. Za nim nikt nie będzie tęsknić. 
Na patrolu troszkę się uspokoiłem, wyciszyłem, w końcu skupiając się na pracy, czyli na czymś bardziej pożytecznym niż na głupiej zazdrości i jakimś beznadziejnym młodzikiem. Chociaż, czy to faktycznie jest takie pożyteczne? Po ostatnich czystkach na ulicach znów jest niezwykle spokojnie. Co prawda, czasem zdarzały się jakieś pojedyncze kradzieże, albo raczej próby kradzieży, jakieś kłótnie, ale kiedy nas dostrzegali, wszyscy jacyś tacy grzeczni się robili. A to dobrze świadczyło o organizacji, jaką jest straż. W końcu zaczęła budzić respekt, a to głównie dzięki nam. 
– Nie wydaje ci się, że jest tu coś za spokojnie? – usłyszałem lekko niezadowolony głos mojego partnera, kiedy powoli przemierzaliśmy wyjątkowo spokojne uliczki. 
– Jakieś trzy czwarte co większych graczy w tym mieście albo znajduje się w więzieniu, albo wokół nich kręci się ktoś z gwardii. Dosyć sporo na ulicy przedstawicieli wymiarów prawa, więc wszyscy są grzeczni. Ale to chyba lepiej dla ciebie, ponoć się nie wyspałeś, więc teraz masz szansę odpocząć – powiedziałem spokojnie, nie przejmując się tym za bardzo. Lepiej mieć spokojny patrol, niż ganiać za tymi rzezimieszkami. Już wystarczająco się naganiałem za Buntą. Odpoczynkiem nie pogardzę. Właściwie, to wyjechałbym sobie gdzieś daleko. Nad morze na przykład. Posiedzieć w domku na klifie, przy tańczącym ognisku w kominku, i tak po prostu wsłuchać się w szum fal. Nie sam, oczywiście, ale aktualnie o takim obrazku i tak mogę sobie pomarzyć. Odległość dzieląca nas od morza można liczyć w setkach kilometrów, więc podróż tam trwałaby długo. Wymagane byłoby więc dłuższe wolne. I to we wszystkim. Może kiedyś, w niedalekiej przyszłości uda mi się zorganizować coś takiego. 
– Ale jak już się z łóżka zwlokłem, to wolałbym coś porobić – odparł, kierując swoją rękę do góry, do swoich włosów, a ja od razu zorientowałem się, co chciał zrobić. Ja wiem, że było to pięć minut roboty, ale to była moja robota. I szkoda mi jej. 
– Nie rusz. Nie utrwaliłem ci ich niczym, wszystko popsujesz – odpowiedziałem niezadowolony, chwytając jego nadgarstek, uniemożliwiając mu utworzenie bałaganu na jego głowie. 
– Ale ja muszę, to silniejsze ode mnie – burknął niezadowolony, pusząc swoje policzki, wyglądając przez to bardziej jak dziecko niż poważny dorosły. 
– Nic nie musisz, wyglądasz bardzo dobrze – powiedziałem, poprawiając te kilka jego kosmyków opadających na jego czoło, które pewnie go tak irytowały i które to chciał poprawić. Tylko ja to zrobiłem delikatnie, zachowując estetykę, a on wszystko by zniszczył. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Przespałem kilka dobrych godzin, moje ciało naprawdę było zmęczone, pragnąc odpoczynku, który był nam obojgu potrzebny po tak intensywnej, ale jak przyjemnej nocy we dwoje.
Podnosząc się do siadu, rozciągnąłem leniwe swoje mięśnie, zerkając na męża, który wciąż spał.
Z uśmiechem na ustach ucałowałem go delikatnie w czoło, wstając z łóżka, nakrywając go kocem, aby nie było mu za zimno, samemu zakładając jedynie jego koszulkę, opuszczając naszą sypialnię aby się porządnie umyć po nocy, przebrać w świeże ubrania, rozczesać porządnie włosy, które pozwoliłem sobie rozpuścić. I w taki właśnie sposób byłem już gotowy do wyjścia z łazienki.
Zadowolony zjawiłem się w kuchni, gdzie od razu musiałem zająć się zwierzakami chcącymi nie tylko uwagi, ale i jedzenia, nie mając wyjścia ani serca im odmówić posiłku dałem im to, na co miały ochotę, mogąc zrobić sobie coś zimnego do picia i mężowi kawę coś tak czując, że i taj niedługi się wybudzi ze snu.
I tak jak myślałem, gdy tylko zalałem gorącą wodą kawę, mój mąż pojawił się, jak na zawołanie przytulając do moich pleców.
- Dzień dobry owieczko, dlaczego nie było cię przy mnie, gdy się obudziłem? - Zapytał, gdy tylko odwróciłem głowę w jego stronę, łącząc usta w pocałunku.
- Ponieważ mój drogi mężu wyspałem się już i nie chciało mi się leżeć, w tym czasie zdołałem się umyć, przebrać, nakarmić zwierzaki, pobawić się z nimi, no i zrobić ci kawę - Objaśniłem, podając mu kawę wprost do rąk, aby od razu mógł się jej napić.
- O dziękuję, co ja bym bez ciebie zrobił - Zadowolony od razu zabrał ode mnie kawę, biorąc łyk tego lubionego przez siebie napoju.
- To dosyć proste, zrobiłbyś sobie kawę sam - Wyznałem, nie widząc w tym najmniejszego problemu, tym bardziej że często robi sobie on ją sam.
- Miki, dobrze wiesz, o co mi chodzi - Odezwał się, odstawiając kubek na blat, przyciągając mnie bliżej siebie, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. - Bez ciebie w życiu bym sobie nie poradził ani ze sobą, ani z dziećmi - Gdy to mówił, robiło mi się całkiem milutko i cieplutko na sercu, a jednak mimo to wiedziałem, że on sobie poradzi, poradzi lepiej, niż może sobie w tej chwili wyobrażać, w końcu, gdy ja zniknąłem z tego świata, wychowywał Yuki'ego, i dał sobie świetnie radę, może trochę się załamał, ale to i mi się zdążyło, gdy mój mąż umarł, dla tego nie uważam, aby źle sobie w tej sytuacji poradził.
- Poradziłbyś sobie, ja w ciebie nigdy nie przestanę wierzyć - Widząc jego niepewność, uśmiechnąłem się ciepło, składając szybki pocałunek na jego ustach. - Wiesz, myślę, że to dobry pomysł, abyś wypił spokojnie kawę i ubrał się - Zacząłem i nim zdążyłem dokończyć, mój mąż przerwał mi chyba trochę niezadowolony tym, że musiałby się ubrać.
- Po co? Dobrze mi bez ubrań, jest mi ciepło i nie muszę nic na siebie zakładać - Stwierdził, z czym nie miałbym problemu, gdyby nie to, że właśnie po dzieci musimy iść.
- Nie ma, ale chyba pora się po nie zbierać, nie uważasz? - Zapytałem, łagodnie się przy tym uśmiechając.

<Pasterzyku c:>

Od Haru CD Daisuke

 Nie podobało mi się to, że kazał mi usiąść i czekać moje włosy co potrzebne nie było, wyglądały dobrze, a więc nie było potrzeby ich czesać, no i tak bym zrobił, to znaczy bym ich nie czesał, ale mój panicz, on wie lepiej, bo ja muszę lepiej wyglądać u jego boku.
- Wspaniale? Skoro tak uważasz - Zgodziłem się, chociaż tak naprawdę było mi to obojętne, wygląd nie miał dla mnie znaczenia, ale on, on jak zawsze zwracał uwagę na szczegóły, których ja nie widziałem lub widzieć po prostu nie chciałem.
- Tak uważam i mam nadzieję, że i ty tak uważasz - Odparł, a jego spojrzenie i głos dał mi jasno do rozumienia co mam mu odpowiedzieć.
- Oczywiście, wyglądam idealnie, tak jak sobie tego życzysz - Odpowiedziałem, wstając z krzesła świadom tego, że to zbyt długo się nie utrzyma, ja dłońmi i tak szybko rozwalę to, co mam na głowie lubią przeczesywać dłońmi włosy, a to niestety jest silniejsze ode mnie i nic nie mogę, a nawet nie wiem, czy chcę zrobić.
Mój panicz westchnął, tylko rzucając mi niezrozumiałe mi spojrzenie, którego tłumaczyć już nie chciałem, nie chciałem tego rozumieć, bo i tak bym nie zrozumiał.
- Chodźmy już - Rozkazał, a ja grzecznie ruszyłem za nim, bez gadania jak przystało na grzecznego pieska, który słucha swojego panicza.
Do pracy dotarliśmy w ciągu dziesięciu minut i tak jak mogłem się tego spodziewać, strażnicy z gwardii królewskiej już w pracy byli, twierdząc, że do pracy przychodzimy za późno, tak jakby to oni o tym decydowali.
Nie chcąc się z nimi kłócić, bo to sensu nie miało.
Ignorując ich gadania, chcieliśmy ruszyć na patrol, aby jak najdalej od nich i koszar i tak byśmy uczynili, gdyby nie szef, który właśnie nas zatrzymał.
- Haru, Daisuke zapraszam do mnie - Odezwał się, niby to od niechcenia wchodząc do swojego gabinetu, no dobrze to zachowanie może wiele oznaczać.
Zerkając na siebie, ruszyliśmy do biura szefa, aby dowiedzieć się co miałoby się zmienić lub co chce nam przekazać szef.
- Od jutra sprawę Bunty, Ody i całej reszty przejmuję całkowicie gwardia królewska, jesteście zwolnieni z tych obowiązków - Wyznał, co przyznam, osobiście bardzo mi odpowiadało, miałem już dość tej gwardii i ludzi, których znów widzieć nie chciałem, odkąd nie pracuje w gwardii królewskiej spokojniejszy. Zauważyłem, że i mojemu paniczowi to odpowiadało, w końcu nie musiał się martwić o Ryo, bo coś tak czuję, że to o niego najbardziej zazdrosny był.
- Dobrze, czy coś jeszcze? - Odezwałem się, przyglądając mu uważnie, chcąc już wyjść z biura.
- Tak, nie chce was widzieć kręcących się przy więźniach - Powiedział, a jego głos nie wskazywał na to, aby odpowiadał mu nasz sprzeciw, który i tak nie miał najmniejszego sensu, to nasz szef i to on decyduje o wielu sprawach czy nam się to podoba, czy nie. - Czy to zrozumiałe? - Dodał, widząc brak reakcji z naszej strony.
- Tak, jak najbardziej - Zgodziliśmy się, mogąc opuścić gabinet, ruszając w drogę.
Po drodze napotykając Ryo, który zamienił ze mną kilka zdań, czym ewidentnie denerwował mojego panicza. Rany oni naprawdę są jak dzieci.
Nie mogąc już tego dłużej znosić, przeprosiłem go, zabierając panicza ze sobą na patrol, byleby jak najdalej stąd.

<Paniczu? C:>

piątek, 29 grudnia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Jego słowa mnie rozbawiły. Więc ze wszystkich rzeczy, z których mógł wybrać, czyli chociażby nasza intymność, seks, wyprawy, ruiny, on tęsknił za spaniem bez ubrań. To nawet całkiem takie zabawne jest. I przeurocze też, swoją drogą. Ja mu, co prawda, nie zabraniam niczego, jak chce, to niech sobie śpi bez ubrań, tylko wtedy trzeba będzie zamykać drzwi na klucz, by na dzieci przypadkiem nie weszły do środka, bo wtedy możemy mieć mały problem z wytłumaczeniem się. 
- Tak ci źle w mojej koszuli? – zapytałem rozbawiony, gładząc go po poliku. Nie, żeby coś, ale ja też znacznie bardziej wolałem go podziwiać bez mojej koszuli niż w mojej koszuli. A już najbardziej to lubię, kiedy Mikleo ma na sobie przecudowne sukieneczki. No ale spać w takiej sukience? To na pewno niewygodne jest. Ale nie wiem, nigdy się o tym nie przekonałem i na pewno nigdy się nie przekonam. 
- Nie jest źle, tylko brakowało mi tej swobody, wiesz? – odezwał się, wtulając się w moje ciało, które podobnie jak jego, nie miało na sobie żadnego ubrania. No bo i po co? Chociaż, skoro chcę później okno otworzyć, to coś założyć muszę, bo noc ciężka może być. 
- Gdybyśmy zamykali drzwi na klucz, to mógłbyś sobie tak spać cały czas – zaproponowałem, gładząc jego ramię, które było takie mięciutkie, i gładziutkie, i przyjemne do głaskania... jak on to robi, że jego skóra taka mięciutka, i pachnąca? I to zawsze, czy weźmiemy kąpiel, czy nie, on zawsze prezentuje się zjawiskowo. Nie to, co ja. Ja to się muszę postarać, by się prezentować jakkolwiek pozytywnie. A Miki? Wystarczy, że zwiąże włosy. Albo i nie, bo i w rozpuszczonych wygląda przecudownie. Tylko wystarczy, że je przeczesze ,i już, jest gotowy do wyjścia. 
- Lepiej nie, bo dzieci zamiast wejść tu do nas i nas obudzić, zeszłyby na dół i Bóg jeden wie, co by tam zrobiły – odpowiedział, przymykając swoje oczy, chyba już mocno zmęczony całym tym dniem. I nocą. 
- Ale jak będą starsze i rozsądniejsze, to może sobie na to pozwolimy. A teraz najwyższa pora spać, bo komuś tu się oczka kleją – dodałem rozczulony, gładząc go po plecach. 
- To dobry pomysł – przyznał, zamykając swoje oczy. Dostrzegając to, chciałem wstać z łóżka, by podejść do okna i je otworzyć, ale wystarczył jeden ruch i Mikleo mocniej do mnie przylgnął. – Gdzie chcesz iść? – usłyszałem jego zaskoczony głos, a jego powieki uniosły się, odsłaniając jego cudne oczy.
- Okno otworzyć. By ci chłodno było – wyjaśniłem łagodnie mając nadzieję, że po tym wyjaśnieniu Miki mnie puści i będę mógł zrobić to, co tam zrobić muszę. 
- Nie idź. Dobrze mi tak z tobą – poprosił, no i co ja miałem zrobić? Odmówić mu? Nie mam serca, by to zrobić. Ale jak nie pójdę, a jemu później będzie gorąco? 
- Jesteś pewien? – dopytałem, przyglądając się mu z uwagą. 
- Jak najbardziej pewien – powiedział, jeszcze mocniej się we mnie wtulając. Mój los zatem przesądzony został. No nic, chyba jakoś to przeżyję. 
- Mam nadzieję, że wiesz, co mówisz. Dobranoc, Owieczko – powiedziałem, całując go w chłodne czoło, okrywając nas cienkim kocem, by było nam milej spać. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Oczywiście, że mu ufałem. W większości przypadków. Bo w niektórych przypadkach wydaje się być za głupi i nie łapie, kiedy ktoś go podrywa czy nie, i wtedy ja muszę interweniować. Trochę bałem się, że na tym obiedzie znów będzie podrywany, zwłaszcza, że Kana już raz do niego próbowała zarywać, a on niczego nie dostrzegł. Chociaż, może po tym, jak mu powiedziałem o swoich obawach i niezadowoleniu związanych z zachowaniem tej dziewczyny, będzie bardziej uważny? Mam nadzieję. Tylko ona i wiara w niego mi aktualnie pozostały. 
- Postaram się za bardzo o tym nie myśleć i zaufać ci całkowicie – powiedziałem, patrząc uparcie nie na niego, a na kubek, z którego jeszcze niedawno piłem kawę. Teraz jeszcze nie będzie ze mną tak źle, ale jutro, jak go nie będzie, to trochę mogę wariować. Dobrze, że przynajmniej sam nie będę, tylko z Kodą. Może jakoś łatwiej będzie mi to znosić. 
- A ja obiecuję, że nie zawiodę twojego zaufania – odparł łagodnie i zaraz poczułem, jak jedna z jego dłoni unosi mój podbródek, a kciuk gładzi dolną wargę. Zachęcony przez ten gest spojrzałem na niego, trochę nie rozumiejąc tego delikatnego zachowania. Haru, niezrażony moją niewiedzą, po raz kolejny połączył nasze usta w namiętnym pocałunku, który oczywiście odwzajemniłem, nie widząc powodu, dla którego miałbym tego nie robić. – Kocham ciebie i tylko ciebie. Chcę, byś to zapamiętał i o tym wiedział – odpowiedział, kiedy się od siebie odsunęliśmy, by zaczerpnąć powietrza. 
- Mam to na uwadze. Podobnie jak mam na uwadze to, że inni czując coś do ciebie. I coś mi się wydaje, że już powinniśmy się zbierać, bo się spóźnimy, a ja nie chcę później tego odrabiać – powiedziałem, zerkając na zegarek troszkę taki poddenerwowany i jednocześnie speszony jego zachowaniem i słowami. Co prawda, nie słyszałem tego pierwszy raz. Ale z każdym razem, kiedy to słyszałem, trochę w to niedowierzałem. Jeszcze chyba nie do końca to do mnie dotarło. 
- Dobrze, już, idziemy – odpowiedział, odsuwając się ode mnie. 
Mogąc w końcu się ruszyć spod ściany, wpierw podszedłem do lustra upewniając się, że moje włosy ułożone są wręcz idealnie, a ubrania perfekcyjnie przylegają do ciała. Dopiero po tym mogłem założyć buty z małym podwyższeniem, założyć płaszcz na ramiona, okręciłem szalik wokół swojej szyi i byłem gotowy do wyjścia. Haru jedynie założył bluzę i zawołał do siebie psa, i także oznajmił mi, że był gotowy. A kiedy się odwróciłem, by na niego spojrzeć, trochę mi ręce opadły. 
- A ty w ogóle robiłeś coś z włosami? – zapytałem, unosząc w powątpieniu jedną brew. 
- A po co? Wyglądają dobrze. I faktycznie takie troszkę bardziej miękkie są po tych twoich specyfikach różnych – odezwał się zadowolony, przeczesując włosy dłonią i powodując na nich jeszcze większy bałagan. 
- Siadaj. Mamy jeszcze chwilę – poprosiłem, nie mogąc na nie patrzeć, i chwyciłem za grzebień. 
- A muszę Przecież wszystko dobrze jest – mruknął niezadowolony, ale mimo tego posłusznie usiadł. 
- Tylko ci włosy przeczeszę. I ułożę. To nic strasznego, a wyglądać będziesz o wiele lepiej – wyjaśniłem, biorąc się do pracy. – Dwie minuty roboty i wyglądasz wspaniale – powiedziałem, po chwili odsuwając się od niego, by mógł spojrzeć na własne odbicie i sam ocenić.

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

To zdanie bardzo przypadło mi do gustu, co prawda dziś mieliśmy okazję do zbliżenia, z czego skorzystaliśmy, ale okazje mamy tak rzadko na chwilę przyjemności, że trzeba korzystać z każdej możliwej chwili. Tym bardziej że seks to zdrowie a my zdrowi musimy być, aby wychować swoje cudowne dzieci.
- Na przyjemności, hym to zależy, co masz na myśli, bo wiesz, każdy inaczej interpretuje przyjemność, bo na przykład dla mnie przyjemne jest sprzątanie i leżenie - Wyszeptałem, oczywiście wiedząc, o co mu chodzi i on również doskonale wiedział, że i ja wchodzę w te jego grę.
- Oj tak, bo właśnie o to mi chodziło, o sprzątanie i leżenie w łóżku. W końcu to jest to, czego oboje teraz potrzebujemy, aby zaspokoić swoje pragnienia i ciała - Wymruczał, zaciskając dłonie na moich biodrach, uśmiechając się do mnie głupkowato.
- No widzisz, bo ja zawsze wpadam na bardzo dobre pomysły - Stwierdziłem, oczywiście tylko się z nim drocząc, bo w końcu to jest dla nas czymś naprawdę cudownym, czymś, co bardzo lubimy.
- Oj tak, moja mądra owieczka czym ja sobie zasłużyłem, że ciebie mam? - Wyszczerzył się do mnie głupkowato, całując mój podbródek.
Rozbawiony pokręciłem głową, nie chcąc już dłużej się droczyć, ta zabawa była przyjemna, ale po co tracić na nią czas, gdy teraz możemy skorzystać z chwili sam na sam. Dbając o nasze pragnienia i ciała, które później znów długo będą musiały czekać na te upojne chwile.
Nie chcąc już dłużej grać w tę grę. Połączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku, dłonie wślizgujące pod jego koszulkę, której szybko chciałem się pozbyć i pewnie zrobiłbym to od razu, gdyby nie to, że jego usta tak bardzo przyciągały mnie do siebie..
Nim się obejrzałem nasze usta, oderwały się od siebie, a ja leżałem na łóżku pod moim mężem zupełnie nagi. Niedawno a tak dokładnie kilka sekund temu miałem na sobie koszulę a teraz leżałem pod nim, tak jak stworzył mnie nasz pan.
Czując jego usta na moim ciele, poczułem przyjemne dreszcze, a z ust wydobyły się ciche jęki, kochałem jego dotyk, usta, bliskość, uwielbiałem i kochałem go w całości, nie chcąc nikogo innego.
Sorey dobrze zadbał o moje ciało, pozostawiając na moim ciele drobne siniaki od mocnego ściskania, ślady zębów i malinek, które były na całym moim ciele, przynosząc mi przyjemny ból, który tak bardzo uwielbiałem, ale i przyjemność, której w tej chwili potrzebowałem.
Nasze zbliżenia powtórzyły się tej nocy kilka razy i trwały aż do rana, tak długo i dużo ile tylko byliśmy w stanie korzystać w tej chwili sam na sam.
Pierwszy raz od bardzo dawna oboje. A tak dokładnie ja miałem siłę, aby kochać się z nim całą noc, pragnąc go więcej i więcej, nie mogąc przestać, aż ciało samo nie odmówiło w końcu posłuszeństwa.
Zmęczony ziewnąłem cicho, wtulając się w nagie ciało męża, nareszcie mogąc pozwolić sobie na to, aby całą noc, a raczej cały dzień aż do przebudzenia spędzić bez żadnego ubrania.
- Kocham cię i szczerze tęskniłem za spaniem bez ubrań - Wymruczał, z jakiegoś powodu chcąc mu to bardzo powiedzieć.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Cieszyłem się, że mu smakuje, wszystko to, co przygotowałem. No i to, że zrobiłem mu to, na co miał ochotę, mimo że sam nie powiedział, mi czego tak właściwie chce.
- Cieszy mnie to - Przyznałem, biorąc placka, aby również go zjeść, bo przecież nie wypuści mnie z domu, jeśli nie zjem i tego zdążyłem się już nauczyć. - I tak, jutro nie mam zamiaru z łóżka wstawać - Dodałem, przypinając sobie o tym, że jutro mamy wolne i możemy nie robić już nic..
- Nie? A nie byłeś umówiony z... Jak jej tam szło? - Przypomniał mi, nie ukrywając niezadowolenia z powodu mojego wyjścia, no i teraz go nie rozumiem, niby to chce, abym tam poszedł, abym się dobrze bawił, a mimo to jest na mnie o to zły i widzę to, nawet jeśli bardzo stara się to ukryć przede mną.
- Z Kaną - Przypomniałem mu, mimo że wiedziałem o tym, że tego nie zapamięta.
- No tak, z nią, miałeś pójść do niej na obiad - Odezwał się w taki hym dziwny sposób, sam nie wiem jak to odebrać? On w końcu chce, abym poszedł czy jednak woli, abym pozostał w domu? Ja chyba naprawdę go nie rozumiem, to znaczy rozumień rozumiem, jednak on uważa, że to, co widzę to błąd, to znaczy on uważa, że nie jest zazdrosny ani wcale nie martwi się dniem jutrzejszym, którym ewidentnie się martwił i było to widać, lepiej niż mu się wydawało.
- Tak miałem, ale wiesz, nie muszę tam iść, bo chyba jednak tego nie chcesz - Zacząłem ten temat bardzo spokojnie, chcąc uważnie mu się przyjrzeć, aby stwierdzić to, jak się czuje i czego tak naprawdę chce, bo przecież nie można mi powiedzieć, wprost, abym nie szedł prawda?
- Ja nie chcę? Nie wiem, coś ty tam sobie ubzdurał, ale ja nie uważam, abym nie chciał, byś tam szedł, idź i baw się dobrze byle nie za dobrze, bo tego ci nie wybaczę.. A teraz się już zbierajmy, nie chce się spóźnić, wiesz przecież, że tego nie lubię - Zmienił temat, wstając od stołu, odwracając wzrok, nie chcąc, abym na niego patrzył, on wie, że zobaczę coś, czego zobaczyć by nie chciał, dlatego odwraca wzrok i nie patrzy na mnie, coś ewidentnie ukrywając, zapominając o tym, że ja emocje znam zdecydowanie lepiej niż on sam.
- Dlaczego miałbym się bawić za dobrze? Przecież ja tam nie idę cię zdradzać - Odezwałem się, wstając od stołu, aby uchwycić go za dłonie, popychając delikatnie na ścianę, nie pozwalając mu uciec. - Nie musisz się martwić, ja naprawdę jestem wierny jak pies - Wyszeptałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, kładąc dłonie na jego biodrach, aby przyciągnąć go bliżej siebie, odrywając się od jego ust, aby spojrzeć w jego oczy. - Ufasz mi?
- Tak, tobie tak, ale jej nie - Mruknął, patrząc gdzieś w bok, byleby nie patrzeć w moje oczy.
- Więc jej nie ufaj, ufaj mi, tylko o to proszę - Chwyciłem jego dłoń, aby ucałować jej wierzch, uśmiechając się do niego ciepło.

<Paniczu? C:>

czwartek, 28 grudnia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Jak zwykle musiałem trochę przemyśleć to, co usłyszałem, by oczywiście połączyć wątki. Więc nie musieliśmy zabijać nikogo... to dobrze, bo ja nie chciałem nikogo zabijać. Znaczy, czasem czułem wściekłość i chęć morderstwa, jak chociażby wtedy, kiedy mój mąż został skrzywdzony. Gdyby nie Miki, pewnie bym zabił tego faceta. I czy bym tego żałował? Absolutnie nie. Konsekwencje poniósłbym na pewno straszne. Tak mi się wydaje. Morderstwo było w końcu grzechem ciężkim, niewybaczalnym, i po czymś takim do nieba bym nie wrócił. Więc co by się ze mną stało? Nie mam pojęcia. I nie wiem, czy chcę mieć pojęcie. 
- Chyba na dzisiaj dosyć informacji, co? – usłyszałem łagodny głos mojego męża, na co podniosłem wzrok, starając się jak najbardziej skupić na nim, a nie na swoich myślach. 
- Nie no, ciekawi mnie jeszcze kilka rzeczy, jak chociażby co się stało z tymi helionami, czemu ich nie ma tutaj, i w sumie to nigdzie, i jak one wyglądają, i jak to oczyszczenie wygląda, i... – zacząłem oczywiście wymieniać wszystkie rzeczy, jakie mnie jeszcze ciekawiły, no ale Mikleo nie pozwolił mi dokończyć, kładąc mi dłoń na usta, uniemożliwiając mi dalsze mówienie. 
- Najpierw uporządkuj to sobie w głowie, przemyśl to, zakoduj i zapamiętaj, a cała reszta później – powiedział, po czym zdjął dłoń z moich ust i złożył na moich wargach delikatny pocałunek. 
- Ale obiecasz, że mi opowiesz o wszystkim, o co tylko zapytam? – podpytałem, przyglądając mu się z uwagą. 
- Jeżeli tylko będę pamiętać albo znać odpowiedź, to opowiem – odparł, na co szeroko się uśmiechnąłem. 
- Dziękuję – powiedziałem, po czym położyłem mu ręce na talii i połączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku, odrywając się od niego dopiero wtedy, kiedy już zaczęło nam brakować tchu. Mi to naprawdę nie trzeba było wiele do szczęścia. Wystarczył mi tylko Miki, i dzieci, i ja tam mogłem sobie żyć. 
- Nie masz za co mi dziękować, kochanie. A teraz dopijmy czekoladę i chodźmy spać, dobrze? – zaproponował, na co nie chciałem się tak do końca zgodzić. Znaczy, w normalnych warunkach bym się na to zgodził, ale dzisiaj? Mamy wolny dom. A to się bardzo rzadko zdarza w ostatnich czasach. Wiedziałem mniej więcej na co się piszę, kiedy decydowaliśmy się na dziecko, no bo miało być przecież tylko jedno, wiedziałem, że seksu będzie mniej, więc nie byłem na to bardzo zły. Jednak jestem zdania, że z okazji trzeba było korzystać. A to, co teraz mamy, to okazja, która nie nadarza się bardzo często. 
- Więc, chcesz iść spać? Zmęczony jesteś? – zapytałem, poprawiając jego kosmyki tak cudownie zawijające się przy jego uszach. 
- Tak tylko to zaproponowałem, bo już tak trochę ciemno się robi. Ale jeżeli masz jakiś pomysł, to z chęcią wysłucham – odparł, uśmiechając się tak cudownie i pięknie. 
- Więc ja z kolei zaproponuję ci wykorzystanie tego wolnego i spokojnego dnia na przyjemne i intymne rzeczy – odpowiedziałem, przenosząc swoje dłonie na jego biodra, nie mówiąc nic wprost. Bo po co niszczyć sobie zabawę? Zresztą, Miki jest mądry, i na pewno doskonale rozumie, o co mi chodzi, i pewnie jeszcze będzie się ze mną droczył, co akurat zawsze mi się podoba. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Czy ja miałem na coś szczególnego ochotę? Czego ja dawno nie jadłem? Owoców, ale owoce i śniadanie raczej się nie klei. Już nie mówiąc o tym, że o tej porze roku trudno jest je dostać, a jak już się uda, to kosztują jakieś horrendalne pieniądze. Chyba, że te sezonowe, no ale czy miałem ochotę na jakieś jabłka? Niekoniecznie. Zdecydowanie bardziej wolałem te egzotyczne, droższe okazy, albo z sezonu letniego, chociażby maliny, maliny wręcz uwielbiałem. No ale teraz mogę sobie tylko o tym pomarzyć. Czy więc poza owocami chciałem coś szczególnego? W sumie, miałem jeden warunek. 
- Wszystko zjem poza kanapkami – przyznałem, siadając przy stole i popijając kawę, którą to przygotowałem nam obu nieco wcześniej. 
- Ty to lubisz komplikować życie – burknął niezbyt zadowolony, ale pomimo tego zabrał się za przygotowanie jedzenia. 
- Nasze życie byłoby mniej skomplikowane, gdybyś u mnie zamieszkał. Tam od razu mielibyśmy wspaniałe śniadanie do łóżka, i mógłbyś wstawać później – odpowiedziałem, przyglądając się mu z uwagą, jak tam się krząta przy kuchennym blacie. Dzisiaj, co prawda, Haru nie miał na sobie tego wspaniałego golfa, ale też nie prezentował się najgorzej. Tylko trochę wyglądał, jakby się nie wyspał. A przecież spaliśmy długo. Bardzo długo. Za długo, jak na mój skromny gust. I on jeszcze narzekał, że się nie wyspał. To ile on musi spać, by być wyspanym? Trochę mnie ta myśl przeraża. 
- Ale droga z twojego domu do koszar zajmuje półgodziny, a nie dziesięć minut. Więc i tak musiałbym wstawać wcześniej, i nie będę się wysypiał – powiedział, coś tam sobie smażąc. Skoro coś smaży... to co to może być? Może te placuszki na słodko? Jak to się nazywało? Racuchy chyba. Przepyszne były. I z chęcią bym ich skosztował. Szkoda tylko, że dopiero teraz sobie o nich przypomniałem. 
- I że to ja lubię sobie skomplikować życie. Na koniach droga zajmie nam dziesięć minut. I problem rozwiązany. A jutro się wyśpisz, sobota jest – przypomniałem mu, starając się, by mój głos zabrzmiał jak najbardziej neutralnie. Już za nieco ponad dwadzieścia cztery godziny będę mógł być prawie spokojny. Prawie, bo jeszcze pozostanie mi kwestia Hoshino. 
- Ale ty wiesz, że nie umiem jeździć konno?
- Ostatnim razem na Rain poszło ci świetnie. A jak będziesz chciał, to cię nauczę, byś to ty prowadził konia, a nie koń ciebie – zaproponowałem, nie mając z tym żadnego problemu. Tylko jak już będzie chciał, to niech się przyłoży, bo się nie nauczy, jeżeli nie będzie wobec siebie konsekwentny.
- To się pomyśli jeszcze – odpowiedział, na co westchnąłem cicho. Zawsze tylko myśli, a nic nie robi. Mógłby w końcu coś porobić. Już dawno temu uzgodniliśmy, że to ja się zajmuję myśleniem, a on działaniem. – Proszę, przygotowałem racuchy – powiedział po kilku minutach, stawiając przede mną talerzyk z tymi właśnie placuszkami. 
- Dziękuję, właśnie na nie miałem ochotę – przyznałem, z zadowoleniem przysuwając do siebie talerz. 
- A nic o nich nie mówiłeś. 
- Bo dopiero później zdałem sobie z tego sprawę – odparłem zgodnie z prawdą, biorąc pierwszy kęs. – Wyszły ci fantastycznie – przyznałem zachwycony, kontynuując jedzenie. Nie wiem, jakich on tu używa składników tajemnych, ale ja mogłem to jeść, i jeść, i nigdy nie będę miał dosyć. A to niedobrze, bo dosyć łatwo będzie mu mnie utuczyć. A może to był jego cel? Tylko, co to by mu dało, nie mam pojęcia, ale kto wie, co tam mu w głowie siedzi. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

To pytanie zmusiło mnie do zastanowienia się nad tym, co mu powiedzieć, nie mogę przecież powiedzieć za dużo, bo jeśli to zrobię, mój mąż dowie się zbyt wiele a tego wolę uniknąć. Nie chce, aby się obwiniał, to co się wydarzyło, w tamtym życiu ma się ni jak do tego, kim jest teraz.
- Hym, jak to było z Yukim, wybraliśmy się na wyprawę, nie do końca jestem w sumie, przypomnieć sobie czego szukaliśmy, tamte czasy były dawno temu i nie pamiętam ich do końca - Tym razem mówiłem naprawdę prawdę, tamtych czasów za dobrze nie pamiętałem, bo tak naprawdę pamiętać nie chciałem, to co się wtedy wydarzyło, pozostało w mojej niepamięci. W kufrze, który zamknąłem w mojej głowie i wspominać nie chciałem. Wiedząc, że te wspomnienia niczego dobrego mi nie przyniosą. Zresztą nie tylko mnie, bo i jemu samemu również nie przyniesie to niczego dobrego. - Wracając, wędrując po świecie, spotkaliśmy przypadkiem Yuki'ego, który był atakowany przez Heliona, uratowaliśmy go przed śmiercią i choć bycie rodzicem nie było wtedy w naszych planach, postanowiliśmy przyjąć go i zaopiekować się jak własnym dzieckiem - Wyjaśniłem, opowiadając troszeczkę o tym, jak spotkaliśmy naszego syna. Choć tak naprawdę nie wiem, czy było o czym w ogóle mówić, to znaczy dało się mówić i chętnie chciałem o tym mówić, ale nie był to jakiś temat, zbyt długi, o którym musiałem mówić, więcej niż tylko te kilka zdań.
- Poczekaj, poczekaj, kim jest helion? - Podpytał, nagle uświadamiając mnie, że on nie ma pojęcia, kim jest ten potwór, przecież odkąd Sorey wrócił. Potwora nie było ani razu i niech tak pozostanie, nie chciałbym znowu mieć z nim nic wspólnego.
- Helion, to istota zła, to człowiek, który stał się zły a dokładnie człowiek, który poddał się złu, człowiek, który będąc istotą już nieczystą, krzywdzi innych ludzi, krzywdzi anioły, krzywdzi każdego, kto jest dobry, odbierając mu to dobro, zmieniając w potwora - Wytłumaczyłem, starając się robić wszystko tak, a raczej mówić wszystko tak, aby to rozumiał.
- I trzeba je zabić? - Od razu zauważyłem zmartwienie wymalowane na jego twarzy, które doskonale rozumiałem, my nie zabijamy i nigdy zabijać nie będziemy.
- Nie, trzeba oczyścić - Oznajmiłem, czasem chyba zapominając o tym, że on sporo zapomniał, a ja muszę wszystko na nowo mu przypominać.
- Oczyścić? - Podpytał, przyglądając mi się z zaciekawieniem, chcąc zrozumieć, co mam na myśli.
- Tak, Pasterz, którym kiedyś byłeś, musi oczyszczać te Heliony ze zła, aby znów stały się człowiekiem, a zło z nich odeszło, uwalniając poddanego się złu człowieka, ale nie zawsze, czasem niestety czy tego chcemy, czy nie człowiek umiera, bo pochłonięty jest złym tak, że już nie ma powrotu. Dzieje się to bardzo rzadko, ale niestety, również jest w stanie się to wydarzyć, a wtedy ani anioł, ani Serafin, ani nawet pasterz, nie jest w stanie już mu pomóc - Mówiłem wszystko bardzo powoli, słowo po słowie. Widząc, że pochłania wszystkie moje słowa, chcąc, abym mówił jeszcze więcej. Ja naprawdę chyba zbyt rzadko opowiadam mu o tym, co działo się kiedyś. Bo czasem uważam, że jest to już niepotrzebne. Jednak jeśli on uważa inaczej, nie mogę przecież mu tego odebrać, przynajmniej do czasu, w którym to nie muszę opowiadać o tym, co złego działo się za tamtych czasów.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 A on wciąż jest uparty, wciąż uważa jedno i to samo mam z nim zamieszkać czy mi się to posiada, czy nie a gdzie tu moje zdanie? Najwidoczniej nie ma ono zbyt dużego znaczenia.
Westchnąłem ciężko, nie wiedząc, czy jest sens coś mówić skoro i tak nic to nie daje, on mnie nie słucha, a ja nic nie mogę na to powadzić, chyba za bardzo się martwi, ale po prostu nie lubi mojego domu, co też może mieć miejsce, tu jest zimno, a on zimna nie lubi i oboje dobrze to wiemy.
Nie mówiąc nic, bo to i tak sensu nie miało, ciężko westchnąłem, zamykając swoje oczy, aby odpocząć, niby było dopiero południe, ale ja już miałem dość, praca i fochy mojego panicza życia mi nie ułatwiał, ale i tak go kochałem, kochałem ponad wszystko.
Zmęczony w końcu zasnąłem, nie mając siły dziś już na nic.

Jak się okazało rano, przespaliśmy pół dnia wczorajszego, a mimo to ja byłem bardzo zmęczony i nie miałem ochoty wstawać, mimo że mój panicz już od samego rana mnie upominał, zmuszając do ruszenia się z miejsca, z łóżka, który tak przyjemnie do siebie przyciągało, dlaczego on musi być taki okrutny? Przecież nic się nie stanie jak zaśpimy prawda? Lub w ogóle nie pójdziemy.
- Haru na litość rusz się, ile jeszcze chcesz spać? - Zapytał, szturchając mnie w ramię, nie dając mi spokojnie się wyspać, ależ on jest okrutny, ja go nie budzę, gdy śpi, dlaczego więc on budzi mnie?
- Dużo, długo i tyle ile będzie trzeba - Mruknąłem, nakrywając się porządnie kołdrą, zamknąłem oczy, nie chcąc wstawać, z resztą ja nigdy nie miałem ochoty wstawać rano i to chyba się już nie zmieni.
- O nie, tak się bawić nie będziemy - Burknął, już po chwili spychając mnie na ziemię, co przyznam, było bardzo bolesne i do tego bardzo okrutne, jak on w ogóle może mnie tak traktować?
- Hej, co jest z tobą? - Zapytałem, podnosząc się z twardej ziemi, kręcąc z niezadowoleniem głową, masując się po niej z oburzeniem wymalowanym na twarzy.
- Budzę cię - Odpowiedział, poprawiając swoje ładnie ułożone na ciele ubranie.
- Ale czemu tak drastycznie? - Mruknąłem, gdy tylko podniosłem się z ziemi, masując swoje cztery litery, czując potworny ból, który trochę mi doskwierał.
- Nie dało się inaczej- Stwierdził, w co mu nie uwierzyłem, mógł być bardziej delikatny, bardziej romantyczny, delikatny wszystko byłoby lepsze od tej brutalności, którą mi zagwarantował.
- Oczywiście, nie dało się - Westchnąłem cicho, całkowicie tracą ochotę na sen. Wiedząc, że teraz to już muszę wstać, zrobisz mu jedzenie, to znaczy nam śniadanie, bo przecież on sam jeść nie będzie. Mimo że ja nie zawsze mam ochotę, aby wspólnie z nią zjeść śniadanie.
- Może to nauczy cię wstawać, gdy cię o to poproszę - Stwierdził, co jeszcze bardziej mi się nie spodobało, czy ja już mówiłem, że to żmija? Chyba nawet wielokrotnie.
- Może o tym, aby się tego nauczyć - Odburknąłem, opuszczając sypialnie, ale w łazience się umyć i ubrać w świeże ubrania, dopiero wtedy mogąc przywitać się z moim paniczem szybkim pocałunkiem. - Coś konkretnego sobie pan życzy na śniadanie?

<Paniczu? C:>

środa, 27 grudnia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Na co mam ochotę? Odpowiedź na to pytanie była bardzo prosta i zawsze będzie brzmiała tak samo, co do tego nie mam wątpliwości. Co jak co, ale to Miki zawsze będzie mi w głowie. Oczywiście nasze dzieci także będą dla mnie ważne, w końcu to moja krew, moje maleństwa, za które oddałbym życie, jeżeli tego wymagałaby sytuacja. Za Mikiego też oczywiście bym się poświęcił. Miki chyba nie pochwaliłby tego pomysłu, ale na szczęście nie dzieje się nic, co wymagałoby ode mnie takiego poświęcenia. 
- Nie chcę niczego poza tobą – odpowiedziałem z uśmiechem, tuląc się do jego pleców. 
- No się nie spodziewałem tego w ogóle  – odezwał się rozbawiony, odwracając głowę w moją stronę. – Mam za to pomysł, może przygotuję nam po jakiejś gorącej czekoladzie? Trochę w gardle mi zaschło od tego mówienia – zaproponował, na co pokiwałem głową. Bo czemu nie? Ja tam lubię gorącą czekoladę, czy jest ciepło, czy zimno, mogę pić ją zawsze, mnie ona krzywdy nie zrobi, chyba, że jakimś cudem się nią zadławię, no ale wtedy to będzie bardziej wina mojej głupoty, a nie napoju. 
- Ale na pewno chcesz sobie zrobić coś gorącego do picia? Skoro jest chłodno, to chyba lepiej się nie rozgrzewać, przynajmniej w twoim przypadku – odpowiedziałem niepewnie, patrząc na niego ze zmartwieniem. W tę porę roku bardzo rzadko jest chłodno, więc chyba lepiej tego nie psuć, prawda? Przynajmniej tak mi się wydawało, że powinno się robić. 
- Uwierz mi, skarbie, że wiem, na co mogę sobie pozwolić. I w tym momencie mogę sobie pozwolić na wypicie gorącej czekolady wraz z moim najukochańszym mężem – odparł, na co kiwnąłem głową. Skoro on tak twierdził, no to mu zaufam. W końcu, on lepiej wiedział, jak się czuł, i co może. Ja mu tylko mogę sugerować i przedstawiać swój punkt widzenia. 
- No dobrze, więc poczekaj tutaj, a ja idę nam zrobić po gorącej czekoladzie – poprosiłem i pocałowałem go w policzek, by po chwili podnieść się z łóżka i zejść na dół. Niech mój Miki sobie odpoczywa, a ja się tu wszystkim zajmę. 
Myślałem, że cały proces tu na dole nie zajmie mi dużo czasu, ale kiedy tylko nastawiłem wodę, zwierzaki mnie otoczyły, ewidentnie chcąc jeść. Nie miałem z tym żadnego problemu, w końcu nasze zwierzaki jeść musiały, tylko trochę się to wydłużyło. Do Mikleo wróciłem więc nie po pięciu, a po dwudziestu minutach z przepraszającym uśmiechem na ustach. 
- Już jestem. Wybacz, że tak długo, zwierzakom trzeba było coś przygotować – wyjaśniłem, podchodząc do niego i stawiając kubki z gorącym napojem na stoliku. 
- Przecież nic nie mówię – odparł Mikleo, uśmiechając się delikatnie, po czym zabrał swój kubek i upił z niego łyk. – Mmm, cudowne. Więc, co chcesz jeszcze wiedzieć – dopytał, przyglądając mi się z uwagą. 
- Może to, jak zostaliśmy rodzicami Yuki’ego. Bo o tym mi chyba nie opowiadałeś. A jak opowiadałeś, to już nie pamiętam. Chyba go jakoś znaleźliśmy, prawda? Ale kiedy? I co się stało z jego rodzicami? – zapytałem, także ciekaw tej historii. Bo chyba to czasowo się jakoś łączy z tymi wydarzeniami, o których opowiadał mi teraz Miki, prawda? A przynajmniej coś mi tam w głowie świtało, ale mogę się mylić. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Zaśmiałem się cicho, widząc jego reakcję i słysząc jego słowa, oburzył się z tak błahego powodu no i co ja z nim mam?
- No dobrze, już dobrze nie gniewaj się już na mnie - Poprosiłem, całując go w czoło, uśmiechając się do niego szeroko.
Sorey przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu, a jego mina powoli się zmieniała z tej skwaszonej na bardziej zadowoloną.
- Dlaczego byłeś zazdrosny o kota? - Dopytał, nagle zmieniając temat najwidoczniej bardzo tym zainteresowany.
- Nie wiem, po prostu drażniło mnie to, że spędzasz z nim czas, chciałem mieć cię tylko dla siebie, ale ty nie mogłeś być tylko mój - Przyznałem, przypominając sobie tamte okropne chwile, w których to każdy było moim wrogiem nawet ci, którzy wrogami być nie powinni.
- Nie mogłem? - Dopytał, coraz to bardziej zaciekawiony z powodu słów, które wypowiedziałem.
- Nie, jako pasterz należałeś do ludzi i innych serafinów, drażniło mnie to ale nic nie mogłem na to poradzić, rolę się jednak odmieniły, gdy tylko przestałeś być pasterzem, a stał się nim Arthur, nie lubiłeś go, a on nie lubił cię, nowy pasterz miał do mnie słabość, która bardzo cię denerwowała - Troszeczkę opowiedziałem mu o przeszłości, nagle nabierając na to wielką ochotę.
- A ciebie nie? - Dopytał, chyba obawiając się, że mi się to podobało, za kogo on mnie w ogóle miał..
- Oczywiście, że mnie też to drażniło, wielokrotnie mówiłem mu, że ma się trzymać ode mnie z daleka - Wyjaśniłem, nie chcąc żadnych niedomówień z mojej lub jego strony.
Sorey kiwnął głową jeszcze przez chwilę, myśląc nad czymś, sam nie wiem, nad czym, ale czy to miało znaczenie? Sam nie wiem dla mnie zdecydowanie nie.
- A opowiesz mi coś jeszcze? - Zapytał, najwidoczniej bardziej chcąc sobie coś jeszcze przypomnieć, tylko hym co mam mu jeszcze powiedzieć? Co ciekawego lub ważnego powinienem mu powiedzieć? Nie wiem, jest dużo rzeczy, które mogłem mu powiedzieć tylko czy były one ważne?
- Mogę, tylko nie wiem, co miałbym ci powiedzieć, przeżyłem z tobą wiele lat i ciężko mi teraz coś tak na zawołanie wyciągnąć z głowy, aby ci opowiedzieć - Przyznałem, podnosząc się do siadu, aby przypomnieć sobie coś, co go zainteresuje, ale nie zdołuje.
- Może jak to się stało, że jesteś razem?
- Już ci mówiłem, zrobiłeś pierwszy krok
- Ale jak? Jak się odważyłem?
- Wiesz, z czasem nabrałeś odwagi i samo poszło, nie do końca pamiętam, pewnego dnia odważyłeś się, zbliżając do mnie i tak już później samo poszło, staliśmy się parą, a później zostaliśmy małżeństwem dosyć zgodnym, chociaż nie zawsze, czasem zdarzało nam się kłócić, jak to już bywa w małżeństwie - Wyjaśniłem, w tej samej chwili zerkając na zegarek. - Chcesz wiedzieć coś jeszcze? - Dopytałem, unosząc jedną brew ku górze.
- Jest wiele rzeczy, które chce jeszcze wiedzieć - Odpowiedział, no i tej odpowiedzi mogłem się spodziewać, w końcu, gdy już zacznę o czymś mówić, on chce, abym mówił jeszcze więcej.
- W takim razie mam dwie propozycje, możemy tu leżeć i wciąż rozmawiać o tym, co było kiedyś lub możemy zrobić coś innego, chociaż nie wiem co, na dwór nie wyjdziemy, bo zimno jest, ale może jest coś, na co masz ochotę? - Dopytałem, muskając jego wargi, których smak tak bardzo lubiłem.

<Pasterzyku? C:>

Od Daisuke CD Haru

 Czy tak zaraz to nie byłem pewien. Zimno, które tu panowało, przenikało wręcz do szpiku kości. I Haru tego nie czuje. Ja nie wiem, jak to jest możliwe. Nawet jak się przyzwyczai do złych warunków, to i tak przecież ma się świadomość tego, że jest zimno. A on się jeszcze upiera, że teraz jest tu ciepło. Ciepło to jest u mnie, a tu jest gorzej niż w psiarni. Oczywiście chodzi mi tylko o temperaturę, bo po zorganizowaniu mu łóżka jest tu całkiem znośnie. Jeszcze tylko trzeba coś z tą balią zrobić... ale tym się później zajmę. Albo w ogóle się nie zajmę, tylko go zaciągnę do siebie do domu. Tym się zajmę po sobocie i tym nieszczęsnym obiadem, bo im bliżej tego dnia, tym jakoś tak mniej zachwycony byłem. 
- Nie wyobrażam sobie zimy tutaj – burknąłem cichutko, wtulając się w jego ciało mocno, najmocniej, jak tylko mogłem. Jakie to jego ciało było wspaniałe, i cieplutkie... i do tego jego skóra była taka przyjemnie miękka. I jeszcze jak cudnie pachnąca. Mógłbym tak leżeć, przytulony do niego, i niczym się nie przejmować. Ale w ciepłym pomieszczeniu, a nie tutaj. Tutaj za ciepło nie było. 
- Na szczęście nie będziesz musiał tutaj mieszkać, jak będzie zima – odparł, dalej coś tam robiąc z moimi włosami. Nie wiem, co konkretnie, ale było to bardzo przyjemne. Pewnie są już w strasznym nieporządku, ale czy się powinienem tym przejmować? Absolutnie nie. Byliśmy sami, więc mogłem wyglądać nieidealnie, z rozczochranymi włosami, czyli jak mu się podobało. Właśnie, jego wypowiedź była taka trochę sprzeczna. Bo jednak, podobało mu się, kiedy miałem włosy nieułożone, ale też podobało mu się, kiedy wyglądałem idealnie. I jak to powinienem interpretować? 
- Oczywiście, że nie będę. Ty też nie będziesz. Mam nadzieję, że już przywykłeś do tej myśli, bo ci nie odpuszczę – odpowiedziałem, przyglądając się mu z uwagą, tak po prostu, by nacieszyć oczy. W pracy nie mogłem tego robić, bo nie wypadało, trzeba było się skupiać na obowiązkach, nie na tym jak Haru wyglądał. Chociaż, jak mieliśmy chwilę wolnego, no to na moment zdarzało mi się zawiesić wzrok, bo co jak co, ale w tym golfie wyglądał wspaniale. Miło było go takiego podziwiać. 
- To jeszcze jest kwestia do dogadania – odparł wymijająco. Czemu on nie chce ze mną mieszkać? Pomijając oczywiście moją babkę, bo ona problemem nie będzie. Przecież u mnie będzie miał wszystko, i jeszcze więcej, a jak czegoś nie będzie, no to na pewno jestem w stanie to zorganizować. A on dalej uparcie mówi mi, że jeszcze się pomyśli. Tu nie ma co myśleć, tylko brać, jak proponują, i to jakie dobre jeszcze rzeczy proponują. A żądam tylko niewielkiej ceny, mianowicie jego bliskości. Jak dla mnie to bardzo opłacalna umowa jest. 
- Lepiej już myśl, co ze sobą do mnie wziąć. Postaram się w przyszłym tygodniu wszystko pozałatwiać z babką, byś mógł spokojnie u mnie zamieszkać – oznajmiłem, dosyć jasno stawiając sprawę. Trochę jeszcze pewnie będzie narzekał, ale już miał okazję pobyć u mnie przez kilka dni. I co, źle mu było? I jako piesek, i jako człowiek traktowany był najlepiej, jak tylko mógł. 

<Piesku? c:>

wtorek, 26 grudnia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Z uwagą słuchałem każdego słowa mojego męża, starając się wszystko zrozumieć i odpowiednio przypasować. Wychodzi na to, że Mikleo naprawdę nie lubił ludzi, kiedy to byłem młodszy i bardziej ludzki niż anielski. A skoro nie lubił ludzi, to czemu związał się ze mną? Chociaż w sumie, skoro się przyjaźniliśmy od najmłodszych lat, to mógł na mnie troszkę inaczej patrzeć. Ale, ale, przecież się zaprzyjaźniliśmy z Alishą. A ona jest człowiekiem. I z tego, co pamiętam, to raczej ta cała nasza trójka nie zna się z dzieciństwa. A może tak naprawdę nie nienawidził ludzi? Tylko tak po prostu nie przepadał. W końcu, nienawiść to bardzo silne słowo. 
- Mówisz to tak, jakbym był kimś ważnym w tym całym konflikcie pomiędzy ludźmi i Serafinami – odpowiedziałem niepewnie, chcąc wiedzieć, jak to wtedy było. Bo jak dla mnie na ten moment brzmiało to tak, że przesadza. Jak ja mogłem być kimś tak ważnym? Nie czułem się wcale ważny. I chyba nawet nie chciałbym być. Bo skoro byłbym ważny, to znaczyłoby, że mam ważną robotę to wykonania. A ważna robota wymaga bycia odpowiedzialnym. I czy ja byłem odpowiedzialny? Nie wydaje mi się. Teraz nie jestem odpowiedzialnym, więc wcześniej też na pewno nie byłem. W sumie, nie byłem odpowiedzialny, a mam dzieci. Tak chyba to nie powinno wyglądać. 
- Bo byłeś. Byłeś pasterzem, pamiętasz? Nie dość, że uratowałeś dwa królestwa od bezsensownej rzezi, to jeszcze dzięki tobie ludzie dostrzegają Serafiny. A trochę nas to kosztowało – odpowiedział, co mnie jeszcze bardziej zainteresowało. 
- A co konkretnie nas kosztowało? – dopytałem, przyglądając mu się z uwagą. 
- Ciebie pobyt w więzieniu i groźba śmierci, a mnie i dzieci troszkę nerwów. O tym opowiem ci innym razem, bo to dla ciebie troszkę za dużo informacji na ten moment – dodał, całując mnie w czubek nosa. Troszkę tak nie byłem przekonany. Teraz jest odpowiedni moment. Bo pamiętam. A za jakiś czas zapomnę o tym, by później przypomniało mi się w najmniej oczekiwanym momencie. Tak to już mój umysł działa po tym powrocie. A może zawsze tak działał?
- No dobrze, a jak to było z Alishą? Nie lubiłeś ludzi. A ona jest człowiekiem. I jest teraz naszą przyjaciółką. Wcześniej nią nie była? – dopytałem, nie spuszczając z niego wzroku. 
- Była twoją. A moją stała się dużo później. Z początku nie lubiłem jej, a nawet tak trochę o nią zazdrosny byłem. Dobrze się dogadywaliście i bałem się, że wasza dwójka ma się ku sobie – wyjaśnił, na co zamrugałem zaskoczony. Że zazdrosny? O Alishę? To jak my się musieliśmy zachowywać, że on w ten sposób o nas myślał. – Nie patrz tak na mnie, młody byłem, i głupi. W tamtym okresie trochę głupio się zachowywałem. Nawet kot mi przeszkadzał.
- Kot? – pytałem, chcąc wyciągnąć jak najwięcej informacji od niego, póki jest w takim nastroju do wspominania. 
- Pewnego dnia po prostu przyszedłeś z burym kocurem, którego ochrzciłeś Lucjusz. Podobnie zrobiłeś w tym życiu, tylko w sumie to przyniosłeś aż cztery koty – podsumował mnie, na co zmarszczyłem oburzony brwi. 
- To nieprawda. Przyniosłem dwa, a dwa następne znalazł Lucky w budzie. Mam beznadziejną pamięć, ale nie aż tak – burknąłem, trochę oburzony tym bezpodstawnym oskarżeniem. 

<Owieczko? c:>

Od Haru CD Daisuke

 To było bardzo dobre pytanie, na co lubię, patrzeć to dosyć proste przynajmniej tak mi się wydaje.
- Lubie patrzeć na twoje niebieskoszare oczy a bardziej lubię się w nie wpatrywać, lubię, kiedy masz rozpuszczone włosy, a grzywka opada nierównomiernie na czoło i sięga poza brwi. Lubię uśmiech i te słodkie rumieńce, które raz na jakiś czas pojawiają się na twoich policzkach, lubię to, jak idealnie zawsze wyglądasz i to jak bardzo ode mnie się różnisz - Odpowiedziałem, mogąc jeszcze wspomnieć o tym, że bardzo lubiłem jego tyłek, ale powiedzmy, że nie chce wyjść na niewyżytego zwierzaka, dlatego tę myśl zostawię dla siebie.
- I to tyle? Nic więcej nie lubisz? - Dopytał, brzmiąc trochę tak jakby czół niedosyt wywołany moją odpowiedzią.
- Nie no lubię, wszystko w tobie lubię i to nawet bardzo lubię, ale w tej chwili. Powiedziałem ci, co lubię w tobie najbardziej, bo o to właśnie pytałeś - Przyznałem, uśmiechając się szczerze, tak jak tylko ja potrafiłem.
Mój panicz uśmiechnął się do mnie, zdejmując swoją koszulę, dając mi na cieszyć oczy jego pięknym ciałem,
Nie mogąc oderwać od niego oczu, patrzyłem głodnym spojrzeniem na jego ciało.
- Masz zamiar się tak na mnie patrzeć czy wejdziesz ze mną do wody? - Zapytał, sprzedając mi pstryczka w nos, sprowadzając mnie tym gestem na ziemię.
- To zależy, patrzenie na ciebie jest bardziej przyjemne, ale kąpiel z tobą jest jeszcze lepsza - Wymruczałem, uśmiechając się do niego zadziornie.
- A więc? - Uniósł brew w gęściej wyczekiwania, przy tym wyczekując mojej reakcji.
- A więc chyba muszę do ciebie dołączyć - Zdjąłem dość szybko swoje ubrania, po czym dołączyłem do mojego panicza, który oparł się wygodnie o moją klatkę piersiową, relaksując się w gorącej wodzie, która była w stanie go porządnie wygrzać, nawet nie wiem, czy nie lepiej niż ja sam, a to akurat przykre, gdy woda rozgrzewa lepiej od ciebie samego, z drugiego strony nie mam takich umiejętności, aby rozgrzać go wszędzie tak jak woda, za to doskonale zawsze wiem jak to zrobić w łóżku, gdy jest tylko taka możliwość.
Kąpiel w towarzystwie osoby, którą się kocha, była naprawdę przyjemna, nic nadzwyczajnego a mimo to przynosiło dużo radości, której potrzebowałem w życiu nawet u boku takiego drania, jakim jest mój panicz.
Porządnie wymyci mogliśmy opuścić balii, zakładając swoje ubrania na ciała, które od razu jakoś takie świeższe się wydawały a skóra od razu jakaś miększa była.
Po kąpieli mój panicz udał się do sypialni, gdy ja wysprzątałem łazienkę, nie chcąc, aby woda wsiąkła w podłogę, przez wilgoć nie skończyłoby się to najlepiej, a ja nie chcę, aby pojawił się tu grzyb już i tak nie jest tu za ciepło dla panicza, nie chciałbym, aby jeszcze na grzyb narzekał.
Zadowolony po wysprzątaniu łazienki mogłem pójść do mojego zazdrośnika, który leżał w łóżku, trzęsąc się z zimna.
Nie mogąc pozwolić, aby mi tu zmarzł, dlatego rozpaliłem kominem, do którego wrzuciłem drewna, aby było tu cieplej.
- Już, zaraz będzie ci cieplej - Odezwałem się, kładąc obok niego do łóżka, poprawiając jego piękne mięciutkie włosy.

<Paniczu? C:>

Od Daisuke CD Haru

 Haru mnie dzisiaj naprawdę mocno zaskoczył swoim zachowaniem. Nie byłem przyzwyczajony do takich gestów w przestrzeni publicznej. W naszym domowym zaciszu troszkę lepiej to znosiłem, ale dalej jakoś tak dalej było to dla mnie dziwne, niespotykane. Znałem namiętność i zachłanność bardzo dobrze, jak nie doskonale, ale w tę drugą stronę? Jeszcze nie byłem zaznajomiony, a przynajmniej nie jakoś bardzo dokładnie. Haru już od jakiegoś czasu mnie do tego przyzwyczaja, ale to było dla mnie jeszcze za mało. Muszę się w końcu reagować na to wszystko w jakiś normalny, ludzki sposób niż takimi paskudnymi czerwonymi plamami na policzkach.
- Nim położę się do łóżka, muszę się umyć po treningu – odpowiedziałem, ściągając z dłoni rękawiczki, by zaraz je móc schować w kieszeni płaszczu.
- Skoro tak uważasz, to już idę ci przygotować kąpiel – powiedział, podchodząc do mnie, by ucałować moje chłodne czoło swoimi gorącymi ustami. Jakim cudem on jest tak rozgrzany? Przecież on nawet kurtki nie miał, tylko jakąś grubszą bluzę, a jest cieplejszy ode mnie. To on jest dziwny, czy ja? Ciężko było mi to stwierdzić. 
- Nie pogardzę – przyznałem, mając ochotę, by się wyciągnąć w tej gorącej wodzie... co się za bardzo nie wydarzy, bo przecież w tej malutkiej balii nie było miejsca. 
Wiedziałem, że zapomniałem czegoś zrobić, a mianowicie zamówić większej balii. Chociaż, czy to teraz miało sens? Haru tak czy siak trafi do mnie. Co prawda, jeszcze niby się waha, ale ja mu nie odpuszczę. Z dnia na dzień robi się tu coraz zimniej. Nie wiem, jak ja tutaj wytrzymuję. W sumie, to chyba jednak wiem, nie chcę wracać do domu, do babki, ale wkrótce nie będę miał wyjścia, bo tutaj będę zmieniał się w bryłę lodu.
Haru udał się do łazienki, a ja ruszyłem za nim, musząc się przecież rozebrać, a dzisiaj mogło trochę mi to zabrać czasu. Dzisiaj zdecydowałem się założyć gorset sznurowany oczywiście z przodu, więc zanim się pozbędę tych wszystkich tasiemek. Zdecydowanie bardziej wolałem gorsety i kamizelki sznurowane z tyłu, ale do tego potrzebuję drugiej osoby, a coś mi się tak wydaje, że o pomocy Haru mogę zapomnieć. Jemu to się nie chce wstać mi obiad zrobić, a co dopiero gorset sznurować. Zwłaszcza, że on jest jeszcze niewprawiony, więc na pewno długo by mu to zajęło.
 Haru tam przygotowywał nam gorącą kąpiel, a ja stanąłem przed lustrem, zaczynając powoli pozbywać się ubrań z mojego ciała, zaczynając wpierw od tej górnej części. Miałem trochę wprawy, dlatego nie szło mi to jakoś bardzo wolno, ale troszkę się namęczyłem, nim w końcu mogłem odłożyć gorset na bok. 
- Wyglądasz wspaniale – usłyszałem za sobą głos Haru i zaraz też poczułem jego dłonie na swoich biodrach. 
- Bo mam na sobie mniej ubrań? – odpowiedziałem pytaniem, rozpinając powolutku guziki swojej koszuli, odsłaniając przed nim coraz to więcej ciała. 
- I w ubraniach, i bez nich wyglądasz zniewalająco – odpowiedział, a ja czując jego gorący oddech na mojej szyi przechyliłem lekko głowę, by miał do niej lepszy dostęp i mógł tam złożyć delikatny pocałunek. Nie musiałem na to długo czekać i już po chwili przycisnął swoje wargi do mojej skóry. – Zawsze lubię na ciebie patrzeć.
- A na co lubisz patrzeć tak konkretnie? – zapytałem, licząc na bardziej kreatywną odpowiedź niż „wszystko”.

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Propozycja pójścia na dwór byłaby przyjemna, gdybyśmy oboje tam mogli iść, sam tego nie chcę, wolę być z nim tu w łóżku, niż być tam całkiem sam.
- A wiesz, że nie, tu jest mi naprawdę dobrze, bo jesteś tu ze mną - Przyznałem, zbliżając się do niego, aby ucałować jego gorące usta.
- I nie potrzebujesz niczego innego? - Dopytał, kładąc dłoń na moim policzku, aby go delikatnie pogładzić.
- Nie, w tej chwili chce tylko jednego - Wyszeptałem, całując większych jego dłoń.
- Czego? - Dopytał, ewidentnie zainteresowany tym, co chce mu w tej chwili powiedzieć.
- Chce, abyś tylko mnie kochał - Wyznałem, ponownie łącząc usta w bardziej namiętnym pocałunku niż ten poprzedni.
- Tego możesz mieć pod dostatkiem, bo kocham cię i to kocham jak nikogo innego, bo nie wiem, czy kiedyś kogoś kochałem bardziej od ciebie - Przyznał, co doskonale pojmowałem, on niewiele pamięta, z tego, co działo się w jego życiu, gdy był człowiekiem, to znaczy nie pamięta, nic co było naturalne, jego pamięć, jak i wszystkie wspomnienia przestały istnieć, ucząc się wszystkiego na nowo.
- Wiesz, przede mną miałeś innego mężczyznę, którego kochałeś, nie wiem, czy bardziej ode mnie, ale wiem, że kochałeś, miał na imię Rosco i byłem o niego strasznie zazdrosny - Przyznałem, przypominając sobie o chłopaku, którego kiedyś poznałem a którego tak bardzo nie lubiłem, mój panie jak ja strasznie byłem o niego zazdrosny, nie znosiłem go a wszystko dlatego, że on kochał się w moim mężu.
- Poznałeś go? - Zapytał zaciekawiony, znów dowiadując się troszeczkę o swojej przeszłości, przynajmniej dowiadując się o tym, o czym powiedzieć mu chciałem.
- Tak, kiedyś, gdy zaprosił nas do siebie, a ty bardzo chciałeś tam pójść, dlatego się zgodziłem, mimo że bardzo tego nie chciałem, a przynajmniej nie chciałem na początku, niestety, ale kiedyś byłem o ciebie strasznie zazdrosny - Przyznałem, mówiąc mu tylko to, co było całkowitą prawdą.
- A teraz już nie jesteś? - Podpytał, brzmiąc trochę tak, jakby nie do końca z tego zadowolony był a czemu? To znaczy, podejrzewam, ale jeszcze nie do końca wiem.
- Nie, to znaczy zawsze będę o ciebie zazdrosny, bo to naturalne uczucie, które jest z nami, gdy kogoś kochamy. Chodzi mi o to, że wtedy każdy, kto był przy tobie, był w moich oczach zagrożeniem bez względu na to, czy miałem obrączkę, nie ufałem ludziom, ja wręcz ich nie znosiłem - Wyjaśniłem, chcąc, aby to wszystko było dla niego jasne.
- Dlaczego?
- Dlaczego? Cóż, gdy byliśmy dziećmi, to ludzie nas rozdzielili na wiele lat, dziadek dokarmiał moją nienawiść, powtarzając mi, że tak trzeba, do tego wszystkiego ludzie nas nie widzieli, nie wierzyli w nas, mam na myśli serafiny, dla nich byliśmy tylko bujdą, a jeśli już ktoś chociaż trochę przypominał, istotę różniącą się od człowieka trafiał na stos lub stryczek, wiele się od tamtego momentu zdarzyło dzięki tobie i twojej wierzę w ludzkość - Odpowiedziałem, uśmiechając się na wspomnienie tamtych czasów, których już nigdy nie zapomnę, a przynajmniej taką miałem nadzieję.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Uśmiech pojawił się na moich ustach i nim mój panicz się spostrzegł, musnąłem szybko jego usta.
- Co, co ty robisz? - Zapytał, pięknie się przy tym rumieniąc. Ach, jaki on jest słodki, gdybym tylko mógł, powiedziałbym to na głos, ale wiem, jak się to skończy, dlatego przemilczę to, myśląc tylko o tym, ale tego nie powiem.
- Ja? Całując mojego zazdrosnego panicza - Wyznałem, uśmiechając się do niego ciepło.
Mój złośnik chciał coś powiedzieć, a jednak postanowił wszystko to przemilczeć, odwracając ode mnie swój wzrok, wracając do swojego jedzenia, troszeczkę mnie tym bawiąc, bardzo łatwo jest go uspokoić przynajmniej w obecności ludzi, mam nadzieję, że to mu pomoże w uświadomieniu sobie tego, jak bardzo go kocham i jak bardzo nikogo innego niż go chcieć nie chce.
Po zjedzonym obiedzie oboje z pełnymi brzuchami mogliśmy wrócić do domu, ja tam byłem zadowolony i chyba nic nie było w stanie mnie już zdenerwować, mój panicz jednak wydawał się jakiś spięty, taki nie do końca swój a dlaczego? Zapewne to mogło mieć coś wspólnego z Ryo którego tak nie lubił a dlaczego? No właśnie nie rozumiem tego, przecież on nic mu nie zrobił, a może zrobił, tylko ja o tym nie wiem? Kurcze to wszystko jest nieco skomplikowane, a przynajmniej takie jest dla mnie.
Wracając do domu, chwyciłem jego dłoń, nie przejmując się ludźmi, którzy może na nas patrzyli a może nie, oni w ogóle mnie nie obchodzili, wszystko, co miało dla mnie w ten chwili znaczenie to mój panicz, który chyba nie do końca wierzył w to, co do niego mówiłem, może zbyt rzadko mu to mówiłem? No właśnie tak mogło być, zmienię to, aby uwierzył w to, co mówię i co do niego czuję.
- Haru nie przeszkadza ci, że na nas patrzą? - Podpytał, odwracając głowę w moją stronę, przyglądając mi się z niepewnością w swoich pięknych oczach.
- Nie ani trochę interesujesz mnie tylko i wyłącznie ty - Zapewniłem, cmokając go delikatnie w czoło, zabierając na długi spacer pozwalający nam na wspólne towarzystwo, a nawet wychodzenie niezadowolenia, które ciągle ciążyło mojemu paniczowi.
Dopiero po godzinie postanowiliśmy wrócić do domu, dlatego właśnie trzymając jego dłoń, ruszyłem prosto do domu, gdzie mogliśmy być już tylko on i ja bez towarzystwa gapiów, którzy nie mają nic innego do zrobienia, najwidoczniej nie mieli własnego życia lub było on zbyt nudne, aby się nim zainteresować.
Nie przejmowałem się tym, to nie miało znaczenia, w domu zdjąłem z jego ramionach płaszcz, rozwieszając go na wieszaku, dopiero po chwili pozbywając się swojego odzienia a dokładnie bluzy, która w domu nie była mi potrzebna.
- Zimno tu - Usłyszałem tak dobrze mi znany tekst wychodzący z jego ust.
- Tobie jest zawsze zimno - Odpowiedziałem, otwierając drzwi, aby dać wyjść psu na dwór a dokładnie na mały ogródek przy domu.
Mój panicz burknął cicho pod nosem, nie zgadzając się ze mną, on zawsze wiedział lepiej, a ja jak zawsze się nie znałem. - Ale wiesz, możesz się rozgrzać w łóżku lub gorącej kąpieli - Zaproponowałem, wiedząc, że to może mu pomóc poczuć się lepiej.

<Paniczu? C;>

poniedziałek, 25 grudnia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Powoli pokiwałem głową na jego słowa. Ta opcja była bardzo wygodna. Oznaczało to, że będę mógł się wyspać, i to tak porządnie wyspać, no chyba, że mnie mój Miki kochany wcześniej obudzi, bo znajdzie jakiś powód. A tych może być mnóstwo. Począwszy od tych błahych, jak i znacznie poważniejszych. Chociaż, czy Miki by mnie budził, gdyby to było coś błahego? Wszystko tak właściwie zależało od jego humoru. Kiedy jest, albo tak właściwie zbliża się pełnia, mój mąż jest taki trochę niestabilny w emocjach, i trochę potrafił być taki mocno ekspresyjny oraz emocjonalny. Nawet bardziej ode mnie. Troszkę mi sprawiał kłopotów podczas pełni, no ale jakoś z tym sobie radziłem i głośno o tym nie mówiłem, bo widziałem, jak bardzo Miki to bierze do siebie. Nie zawsze udaje mi się utrzymać te emocje ukryte, bo już nie raz jego zachowanie mocno mnie z równowagi wytrąciło, jak chociażby ten dzień, w którym po prostu uciekł i wrócił do domu dopiero dnia następnego, cały posiniaczony i zakrwawiony. No i jak ja się wtedy miałem nie denerwować? Przecież to niemożliwe było. Oby przy następnej pełni znów nie zrobił czegoś takiego niebezpiecznego i głupiego, bo nie wiem, jak ja wtedy to zniosę. 
- A więc dzisiaj leżymy i absolutnie nic nie robimy – odparłem, tuląc go do siebie. Chociaż, nie powiem, miło też byłoby, gdybyśmy poszli na spacer. Tak właściwie, Miki mógłby pójść, dla niego taka pogoda jest wręcz idealna. Chciałbym mu w tym towarzyszyć, ale obawiam się, że nie skończyłoby się to dla mnie dobrze. 
- Mhm – przyznał, głęboko wzdychając. Nie brzmiał za bardzo przekonująco. Nie podobało mu się? Czyżby chciał coś porobić? W sumie, to mu się nie dziwiłem. Było nieco chłodniej, i w dodatku mokro, on to dopiero musi być w siódmym niebie. Więc na pewno chciałby porobić coś więcej niż tylko przy mnie leżeć. 
- Wiesz, jeżeli bardzo chcesz, możesz coś na przykład pójść na spacer. Nie będę ci niczego zabraniał. A jakbyś chciał coś porobić, to daj mi znać, czy ci w czymś nie pomóc – odpowiedziałem, gładząc go po jego włosach, które po umyciu były jeszcze bardziej mięciutkie i puchate niż przed umyciem. I co najsłodsze, te takie krótsze pasemka tak uroczo się kręcił, nadając mu takiego barankowego efektu. Moja malutka i przecudowna Owieczka.
- A skąd w ogóle pomysł, że chcę coś robić? – spytał, podnosząc swoją głowę, by chyba móc lepiej na mnie spojrzeć. 
- A to nie chcesz? Wydawało mi się, że chcesz – zacząłem niepewnie, przyglądając się mu z uwagą. Tak, ja to się tak niezbyt nadaję do odczytywania takich emocji. 
- Mówiłem ci, że chcę spędzać czas z tobą – wyjaśnił spokojnie, nie spuszczając ze mnie swoich cudownych, lawendowych oczu. Czy tam fiołkowych. A może ametystowych? Nie za bardzo wiem, jak powinienem określać kolor jego oczu, dla mnie to był taki fiolet, ale jasny fiolet, aczkolwiek tez nie za jasny.
- No tak, ale pada i na pewno cię trochę energia rozpiera. I rozumiem, jak nie będziesz chciał leżeć ze mną – odpowiedziałem, nie mając żadnego problemu z tym, by trochę się poruszać. Byleby tylko nie wychodzić na dwór, tam jest dla mnie za zimno i za mokro. 

<Owieczko? c:> 

Od Daisuke CD Haru

  Byłem nieco spokojniejszy, chociaż nadal tak nie do końca zadowolony. I pewnie nie będę, dopóki gwardia nie wróci do siebie. Teraz dopiero będę musiał się mieć na baczności. A co, jeżeli ktoś z góry wpadnie na wspaniały pomysł, by nas rozdzielić? Ja dostanę jakiegoś strażnika z gwardii, Haru przypadnie Ryo... to jest wielce niepokojąca myśl. I nie wiem, czy tym razem pieniądze przekonają naszego szefa. W końcu, prowadzimy śledztwo w sprawie korupcji, i by wyjść na dobrego może nie przyjąć mojej darowizny. I co ja w takim przypadku zrobię? Nie mam pojęcia, ale będę musiał już o tym myśleć. Jeżeli nie dam rady temu zapobiec, muszę zrobić coś, by Ryu zrozumiał, że łapy ma trzymać przy sobie. 
- Całkiem smaczne – przyznałem, wracając do swojego makaronu. Trochę się poduczyłem w kwestii restauracji, więc już zdaję sobie sprawę, które miejsce nadaję się na właśnie taki zwyczajny obiad, a które na romantyczną kolację. Według Suzue. A kobiety z reguły są bardziej właśnie takie wrażliwe i uczuciowe, i zwracają uwagę na takie rzeczy typu romantyczność. Poza literaturą moja kuzynka była jedynym źródłem wiedzy w tym temacie, więc jej ufam całkowicie. 
- A mogę spróbować twojego zamówienia? – zapytał, co mnie zaskoczyło. Tak samo jak zaskoczyło mnie to, że dał mi wcześniej do spróbowania swojego dania. Trochę nie byłem do tego przyzwyczajony. Pierwszy raz się spotkałem z czymś takim, tak szczerze. Bo to jednak było coś innego niż karmienie, kiedy się nie ma siły. A takie danie spróbowania jedzenia przy wszystkich było całkiem takie... miłe. 
Naśladując jego ruchy, nałożyłem trochę porcji na widelec, który następnie skierowałem do jego ust. Kiedy przeżuwał ten kęs, przyglądałem się mu z uwagą. O co ja tak właściwie się denerwuję? Przecież on dosłownie je mi z ręki. I to nie pierwszy raz. Dlaczego więc kiedy widzę kogoś, kto jest zainteresowany moim pieskiem, czuję taką wściekłość? Najgorzej jest ze mną wtedy, kiedy Ryo jest blisko. Może to przez to, że kiedyś razem pracowali. I to przez naprawdę długi czas. I oznaczało to, że się znają. I to bardzo dobrze znają. Hoshino na pewno wie o Haru coś, czego ja nie wiem. Czy te informacje udałoby mu się wykorzystać tak, by go zdobyć? Trudno mi stwierdzić. Na pewno gdybym ja posiadał takowe informacje, to nie zawahałbym się ich użyć, ale Ryo jest jakiś taki dziwny. Niby widać na pierwszy rzut oka, że Haru mu się podoba, ale jego próby okazania mu tego były strasznie subtelne. I nie wiem, czy Haru tego nie widzi, czy może po prostu na to nie reaguje, bo kocha mnie. To też jest jakaś opcja. 
- Rewelacyjne – przyznał, uśmiechając się do mnie tak... szczerze. Naturalnie. Ja za bardzo nie potrafiłem się uśmiechać w ten sposób, a on to robił tak po prostu. Bo spróbował kęsa mojego dania. – Wszystko w porządku? 
- Tak. Po prostu nie jestem zachwycony tym, że musimy pracować z gwardią – przyznałem, kontynuując jedzenie. 
- Nie wygląda na to, by szybko odeszli – odezwał się niepewnie, jakby bał się, że zaraz wybuchnę. Wcześniej się nie popisałem, ale nie było w tym aż tak dużo mojej winy. Za bardzo zwracał uwagę  na jakiegoś chłopca, a nie na mnie. I to jeszcze na chłopca, który oczekuje czegoś więcej. 
- Zdaję sobie z tego sprawę. I to nie napawa mnie wielkim optymizmem – mruknąłem posępnie, biorąc łyk wina, które wziąłem do obiadu, jednocześnie drugą palcami drugiej dłoni nerwowo uderzając w stół. Haru, widząc to, chwycił tę niespokojną dłoń, co mnie trochę zainteresowało. 
- Wiesz, że kocham tylko ciebie, prawda? – odparł, po czym uniósł moją dłoń i złożył na jej wierzchu delikatny pocałunek, czym zaskoczył mnie jeszcze bardziej. Do takich gestów to ja za bardzo nie przywykłem, mimo, że ostatnio coraz częściej mnie nimi uracza. 
- Coś takiego czasem mi mówisz – zacząłem niepewnie, ponieważ nie do końca wiedziałem, o co mu chodzi. Poza tym, już zacząłem czuć, jak moje poliki zaczynają mnie delikatnie piec. Muszę w końcu zacząć lepiej panować nad swoim ciałem, bo to trochę wstyd, bym się rumienił na każdy taki gest, jak to o mnie świadczy?

<Piesku? c:>