sobota, 18 lipca 2020

Andreas Carter

Autor zdjęcia: Sandara
I never really cared about the people
Ranga: Omega
Level: 0
Stanowisko: Kupiec
Login: Howrse: Fugitive Raven, gmail: fugitiveraven@gmail.com
Imię i nazwisko: Andreas Carter
Pseudonim: Azrael
Pochodzenie: Królestwo Niebieskie/Sanctum
Rasa: Serafin
Płeć: Mężczyzna
Orientacja: Biseksualna
Wiek: Długowieczny
Cechy zewnętrzne: Na co dzień to zwykły, nie wyróżniający się na tle gawiedzi mężczyzna, chyba, że ktoś zwraca uwagę na bladość i wysoki na dwa metry wzrost. Sprawa wygląda inaczej, kiedy nagle z pleców wyrastają mu trzy pary skrzydeł, a dookoła pojawiają się niebieskie płomienie... Ewentualnie przyjmuje swoją drugą postać. Cóż, wtedy już nie jest taki zwyczajny, jakby chciał.
Moce:
Rzucanie uroków - wszelkiego rodzaju zaklęcia obronne, ochronne lub atakujące. Wielu serafinów wybiera sobie specjalizację, ale prawda jest taka, że im są bardziej wszechstronni, tym bardziej potężni oraz niemożliwi do pokonania. Dzięki ogólnie pojętej magii najczęściej na Ziemi chronią i/lub pomagają tutejszym istotom na każdy z możliwych sposobów w granicach tego, czego nauczyli się podczas pobytu w Sanctum. Azrael do momentu zesłania nie używał żadnego z nich, bo nie miał takiej potrzeby. Dopiero pośród śmiertelnych odkrył w sobie ogromne pokłady oraz talent do używania Ostrza Oczyszczenia, charakteryzującego się tym, że podczas używania go, otoczenie lub wybrane miejsce przez niego płonie żywym, błękitnym ogniem.
Wypaczająca rzeczywistość - siedmioro najpotężniejszych, zwanych w pierwszym chórze archaniołami, potrafi naginać prawa budujące wszechświat wedle własnego uznania. Oznacza to, że przykładowo poprzez potrząsanie od niechcenia pudełkiem z grą planszową w środku, której pionki były niekompletne - nagle ten stan rzeczy się odmienia, a zaginione pionki powracają samoistnie na swoje miejsca. Najogólniej ujmując - jest to czynienie nielogicznych, absurdalnych cudów, aczkolwiek nie mogą tej mocy ani nadużywać ani bawić się nią bezkarnie.
Regeneracja/uzdrawianie - zraniony, zostanie uzdrowiony i to automatycznie, praktycznie bez zużycia energii/rezerwy magicznej. Wyjątkiem jest specjalny miecz, który jest w stanie zapieczętować jego duszę, doprowadzając tym samym do całkowitego unicestwienia. Ta moc może również być używana na kimś innym od niego, ale bez minimalnej więzi z tą osobą, działanie to go bardzo osłabi na dłuższą chwilę.
Przemiana - będąca poza kontrolą serafina oraz skutkiem ubocznym tego, czego dokonano na nim w przeszłości. Kolor jego oczu zmienia się na topazowy, a sam serafin przyjmuje postać nieopisywalnie groźnej, skrzydlatej bestii, która żywi się mięsem lub bytami duchowymi (w zależności od odczuwanego głodu: fizycznego lub magicznego). W tej postaci nie działa na niego żadna magia, on sam również nie może w żaden sposób czarować, jedynie w dalszym ciągu się samoistnie regeneruje. Według plotek w Sanctum jest to główny powód zesłania Azraela na Ziemię. Tak zwany Pożeracz Dusz przeszedł wszelkie oczekiwania i nie dało się go kontrolować. Azrael nie pamięta absolutnie nic po powrocie do jego prawdziwego ja.
Świadomość czasowa/chronokineza - serafinowie są powiadamiani za każdym razem, gdy w strumieniu czasu zachodzi jakakolwiek zmiana, co pozwala im dostrzec alternatywne linie czasu i tym podobne niechciane przez Wyższą Harmonię, anomalia. Dzięki temu niejednokrotnie zidentyfikowali innych podróżników w czasie/istoty zdolne do kontroli czasu. Sami są zdolni do odbywania takich podróży, a także przyspieszania, zwalniania lub zatrzymywania na zawsze wszelkich procesów lub istot.
Telepatia/wykrywanie kłamstw - przed jednym z siedmiu nie da się nic ukryć, co do tego należy nie mieć wątpliwości. Wszelkie kłamstwa nie wchodzą więc w grę. Nie oznacza to, iż używa tej mocy na każdym spotkanym, w rzeczywistości jest na to zbyt wygodny. Po co słuchać cały czas czyichś głosów w głowie?
Umiejętności: 
 Dzięki swojej misji uzyskał, a właściwie musiał się wiele nauczyć przed samym przejściem. Wchodzą w to wszystkie języki używane przez ówcześnie żyjące istoty; w jego wymiarze było to zbędne, ponieważ za pomocą magii ułatwiał sobie zadanie zrozumienia dusz zmarłych. Dzięki bliskości Sanctum nie musiał zużywać na to własnych rezerw. Co innego “tam, w dole, daleko od domu”. Tutaj jest zdany sam na siebie, zatem nie może pozwalać sobie na takie wygody.
  Kolejną, bardzo istotną umiejętnością, jakiej ludzie nabywają od niechcenia poprzez same interakcje - jest psychologia. Dla archanioła wiele reakcji typowych dla tego gatunku było, jest i będzie niezmiernie nienaturalnych, jak chociażby flirt rozumiany rozmaicie, dążący do różnych celów, a przede wszystkim wynikający z chęci rozmnażania się czy też zabawy samej w sobie. Dla bytu takiego jak Azrael jest to zbyteczne, ale udając jednego z nich, musiał coś takie przetworzyć, pojąć i niestety, ale wypróbowywać na znajomych, co kończyło się kompletnym niezrozumieniem, jeśli nie śmiechem. Skończyło się to tym, że znienawidził swoją misję jeszcze na dobre przed samym jej rozpoczęciem, bo na flircie się nie kończyło, to był jedynie przykład. Człowiekoznactwo w żadnym wypadku nie było dla niego przedmiotem prostym, fascynującym, a już tym bardziej przyjemnym, zwłaszcza, że uznał ich za niezmiernie ograniczonych umysłowo.
  Co innego zwierzoznactwo i jeździectwo. Okazało się, że dzięki Ariel, archanielicy zajmującej się tymi dziedzinami, zdołał nauczyć się ogrom informacji, nie marudząc przy tym czy nie krzywiąc się jak po spożyciu cytryny. Definitywnie dobrze się bawił, nawet jeśli spadał z grzbietu pegaza, bo jego nad wyraz głośny śmiech był słyszalny w pobliskich pałacach.
  Właśnie, gotowanie. Na litość boską! Jedzenie ma tyle smaków, iż pewien jasnowłosy łeb ledwo potrafił na początku je spamiętać. Bo po co mu to w Sanctum, gdzie jako postać astralna, duchowa - nie musi się martwić o takie, wydawałoby się, że nieistotne pierdoły? Jego podejście uległo zmianie, kiedy Raz podzielił się z nim odpowiednimi przepisami. Od tamtego momentu gotował nawet lepiej niż ówczesny mistrz w tej dziedzinie, co przykuło uwagę Gabriela. Niebiański książę po zjedzeniu ciastek oznajmił, iż chce takie mieć regularnie, bo może, bo mu zasmakowały i nie ma żadnych przeciwwskazań. Reszta rady Najwyższej Harmonii po dziś dzień obserwuje z szokiem jedzenie ciastek.
  W tym jest jeszcze sporo innych, znacznie mniej istotnych umiejętności pomagających mu przeżyć w tej nienormalnej rzeczywistości.
Charakter: 
  Ciężko mówić o czymś takim w przypadku, gdy ma się do czynienia z chodzącym uosobieniem czystości, ale z drugiej strony nie tak całkowicie. Azrael okazuje się mieć swój własny temperament, zachcianki i niekoniecznie za każdym razem zgadza się ze wszystkim, co mu się powie, rozkaże lub powierzy w tajemnicy. Serafin jest bardzo wybredny w kwestii wszystkiego; nie pozwoli sobie na gorsze warunki, mniej istotną pozycję w społeczności archanielskiej czy w ogóle na znieważanie. Wskazuje to na całkiem spory poziom ambicji oraz potrzeby samorealizacji we wszystkim, co sobie wymyśli lub mu się zleci, a także, o zgrozo, ale również sporej dumy. Niestety, przez nią miał spore problemy w młodości z dostrzeżeniem niektórych prawd, potrzeb innych czy w ogóle czegokolwiek. Dopiero z nabieraniem doświadczenia zaczął pokornieć, rozumiejąc, że nie, nie chodzi w tym wszystkim o niego, on jest jedynie pionkiem w znacznie trudniejszej i bardziej skomplikowanej grze niż na pierwszy rzut oka się wydaje… Przy czym podczas rozwoju także nabrał kolejnych wad.
   Przykładowo, od kiedy nauczył się czym jest sarkazm, zaczął porozumiewać się nim statystycznie częściej niż powinien, co bardzo bawi najbliższych mu towarzyszy krucjaty. Uwielbia przy tym stopniowo coraz mniej przyzwoite żarty, śmiejąc się z nich swoich charakterystycznym rechotem, w nikłym stopniu melodyjnym, jakby się wydawało po serafinie.
 Ponadto okropna z niego maruda, jeśli coś mu się nie spodoba, nie wyjdzie lub przynajmniej minimalnie okazało się odmienne od tego, jak coś sobie wyobraził. Wtedy rozpoczyna swój lament przez następne kilka godzin, a jeśli komuś uda się zmienić jego zdanie, to chwała mu, bo w końcu zamilknie.
  W pewnym sensie przypomina kota i jego nie do końca dobrany rasowo przyjaciel wypomina mu często, że powinno się go stworzyć w innej postaci, z takimi kocimi uszami z tego względu, że wiecznie robi wszystko po swojemu, będąc przy tym święcie przekonanym o swojej racji. Dopiero jak to naprawdę okaże się głupie, to jest w stanie przeprosić lub przyznać komuś innemu rację. Chodzi własnymi drogami i to nieustannie. Przejawia się to do tego stopnia, że potrafi na złość skręcić w lewo przy drogowskazie, zamiast jak reszta normalnych po prostu się posłuchać i pójść w prawo. Ta cała pokora pozostała jedynie w sferze pojmowania praw rządzących wszechświatem, normalnie niezbyt ją po nim widać.
  Poza tym wszystkim ma naturę typowo ekstrawertyczną, choć większość swojej egzystencji był tego kompletnie nieświadomy. Bardzo lubi przebywać w towarzystwie, najlepiej licznym, więc podróżowanie w drużynie cieszy go niebotycznie, bo może wszystko komentować lub rozprawiać na każdy z tematów, jaki przyjdzie mu na myśl. Ma ogromną potrzebę dzielenia się swoimi przemyśleniami ze swoimi przyjaciółmi, dlatego potrafi obudzić w środku nocy jednego z nich, bo “...właśnie mi się przypomniało, że miałem ci wtedy powiedzieć, ale zapomniałem…”. Tak samo naturalnie przychodzi mu dowodzenie, choć nie wynika ono z tego, iż poczuwa się za wyższy byt, mądrzejszy od pozostałych kompanów. To dla niego jest proste i oczywiste na równi z oddychaniem, iż wydaje polecenia. Bardzo często przekłada się to na to, że zamiast wysłuchiwać książęcych rozkazów, potrafi je kwestionować, wypowiadać swoje zdanie na ich temat (niekoniecznie przychylne), a do tego na koniec jeszcze odmówić wykonania z bezceremonialną bezpośredniością.
  Oznacza to tyle samo, że można z niego czytać jak z książki, bo nie ma po co czegokolwiek ukrywać, skoro kłamać naturalnie nie może, choćby i chciał.    
Historia: 
  Po zetknięciu się jego lewej stopy odzianej w skórzany but z ziemią, po gruncie rozeszła się intensywna fala wszechogarniającej, cudownej energii, mogącej dokonać niewyobrażalnych scen. Obie armie zatrzymały natarcie w połowie, nagle powstrzymane przez niewidzialne więzy. Niektóre konie stawały dęba, inne rżały przeraźliwie, a szczęk dziesiątek tysięcy zbroi roznosił się echem po dolinie. Wraz ze stabilnym stanięciem przez męską sylwetkę po środku pola bitwy, rozległy się także okrzyki pełne niezrozumienia, dekorowane przekleństwami w wielu językach.
   Na szczęście kompletnie go to nie obchodziło. On miał jedynie ich powstrzymać, a nie godzić.
  Zakapturzona postać machnęła dłonią, a pomiędzy nimi, tuż przy jego nodze - powstała wyrwa głęboka na tyle, że na samym jej dnie mknęła lawa. Kanion ten powoli zaczął się poszerzać, dlatego śmiałkowie, którzy postanowili ją konno przeskoczyć, zrezygnowali. Innych wierzchowce z siebie zrzuciły, nie mogąc znieść tak absurdalnego pomysłu. Dopiero, gdy opadł pył, miecze zostały schowane z powrotem do pochew, a włócznie wyciągnięte w górę, serafin przemówił:
- Przeklęci będą ci, którzy podniosą broń dziś i po kres swoich dni na jednego z tych, jacy stoją po drugiej stronie. Klątwa ta odbierze was, wasze rodziny i wszystkich, których spotkaliście do tej pory prócz mnie.
  Pomimo tego, że przemawiał cicho, jego głos słyszeli wszyscy co do jednego, a zatem oznaczało to tyle samo, co wszechogarniający strach. Nie mieli pojęcia, kim był ani do czego tak naprawdę był zdolny. Mógł być bogiem lub serafinem zemsty za te wszystkie egzekucje, jakie sprowadzono na jego rasę lub podległym im aniołom. Dumna, wyprostowana postawa z dłonią uniesioną w górę sugerowała, że nie miał najmniejszego zamiaru zmienić zdania co do tego, co rzekł.
 Na początku dezerterzy odchodzili z ostatnich oddziałów. Powoli, wręcz niechętnie. Potem nie zostało już nikogo, kto miałby na tyle odwagi, aby zbliżyć się do Rzucającego Klątwę.
- Podoba mi się, że przestałeś się z nimi cackać - mruknął pewien dobrze znany mu głos.
 Kanion został z powrotem wchłonięty i oba krańce zetknęły się ze sobą wznów. Mężczyzna w czarnych szatach zaczął iść w jego stronę. Z mroku spod kaptura można było dostrzec jedynie dwa jaskrawo niebieskie światła.
- Byłem dość cierpliwy, gdy uczyłem się tego wszystkiego od zera...
 Pstryknięcie. Światła i cudowna, rajska aura zniknęły tak samo szybko jak się pojawiły. Teraz bardziej przypominał zwykłego człowieka, choć nie było w nim nic tak ludzkiego, jakby tego chciał.
- ...znosiłem świadomość masowego mordu na niewinnych przez cały czas pobytu w Sanctum, bo byłem zaślepiony mądrością rady Wyższej Harmonii czy władzy Gabriela. W końcu nie podejmowali złych decyzji. To, co mówili, miało sens...
  Pojawił się wkrótce tuż obok niego, nie wykorzystując do tej czynności najmniejszego skrawka magii. Rudowłosy demon uśmiechał się szeroko, a w jego oczach błyszczało zadowolenie.
- ...ale straciłem cierpliwość.
- Czy to oznacza, że Jego Serafinowa Mądrość jest już brutalny oraz niemiły?
- Jeszcze nie zacząłem - prychnął mu w odpowiedzi, ściągając w końcu kaptur.
 Nienaturalnie blade oblicze zostało pokryte promieniami zachodzącego słońca.
- Już dawno powinieneś.
   Nie odpowiedział na tą jakże trafną uwagę.
- Chciałbym w końcu zobaczyć, jak wpadasz w słuszną furię niczym zapomniany bóg, o którym zapomnieli. Azrael, to twoje własne serce chce pociągnąć ciebie w dół, a ty się mu przeciwstawiasz marnym rozsądkiem. Twoja prawdziwa natura jest inna, przekonałeś się o tym już dawno temu.
 Spojrzenie tych dwóch szafirów było przenikające, jakby chciał tego demona prześwietlić na wylot. Przeciąć. Zgnieść. Wbić. Czasami potrafił tym jednym gestem przekazać więcej, niż tysiącem zbędnych słów. Miał do tego wybitny talent, o czym Fenriz zdołał się już wcześniej niejednokrotnie przekonać.
- Przede mną najtrudniejszy test, to prawda. Mam wiele słabości, a jedną z nich jest… Ludzkie serce. Nic na to nie poradzę, że tak naprawdę nie powstałem tak jak reszta mojego gatunku. Jestem niczym więcej, prócz efektem udanego eksperymentu Raziela…
- Przestań! - po tym runęła lawina demonicznych przekleństw, jakich Azrael starał się nie słuchać, co było zadaniem trudnym oraz niewykonalnym w dolinie. - Zawsze byłeś kimś.
 Też chciał w to wierzyć.
Rodzina: Nie posiada ze względu na bycie skutkiem eksperymentu Raziela.
Relacje: 
Raziel - jego stwórca podczas badań nad odwróconą magią nekromancji w połączeniu dwóch odmiennych rdzeni dusz. Dowiódł, że takie byty istnieją dzięki idealnemu połączeniu, który za pomocą kolejnych udoskonaleń, stał się serafinem… Ale doszło do czegoś, czego nie przewidział.
Gabriel - książę niebiański, jaki zlecił mu misję zbawczą ludzkości. Niezbyt się wtedy dogadali, ale poza tym uznaje go za swojego mentora oraz doradcę życiowego. Razem piekli ciastka, zanim rozpoczęła się jego misja.
Ariel - jedna z głównej siódemki, serdeczna przyjaciółka oraz mentorka w niektórych umiejętnościach.
Mirya - została wytypowana na wzięcie udziału razem z nim w misji. Najlepiej zna się na geografii ziemskiej. Kolejna z głównej siódemki.
Fenriz - demon, który w bardzo odległej przeszłości został niesprawiedliwie skazany na ostatni krąg piekielny, gdzie miał przestać istnieć. Azrael osobiście zwiedził całe piekło do samego dna, aby go stamtąd wydobyć, choć nie do końca ktokolwiek pojmuje jego motyw, skoro tak naprawdę ryzykował własne życie dla pomiota diabelskiego. Przez następne kilkaset lat nie mieli okazji się spotkać do cudownego dnia w sali tronowej Gabriela, gdzie archanielski książę obwieścił im, że wspólnie mają wykonać tą misję; Fenriz jako szpieg i zdrajca swojej rasy, mający mu wskazywać gdzie się jakie demony znajdują, a Azrael - likwidując je. Przypieczętowaniem tego było pojawienie się na szyi Fenriza obroży, będącej w rzeczywistości aureolą Azraela. Przez fakt jej posiadania demon nie ma opcji ucieczki ani co gorsza sposobności do kłamstwa, stając się “psem myśliwym cholernego serafina”... Choć częściej Azrael nazywa go “Rudym, rogatym głupkiem”.
Fundusze: 40K
Inne zdjęcia:
tatii lange

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz