Już po pierwszych kilku minutach mogłem śmiało powiedzieć,
że Mikleo był bardzo dobrym nauczycielem. Oczywiście nie twierdzę, że Lailah
jest źle uczy, ale dzięki prostolinijnemu tłumaczeniu mojego przyjaciela
łatwiej wszystko sobie przyswajałem.
Przyznaję,
przez pierwsze kilka minut nie mogłem się za bardzo skupić, ale czy można mi
się dziwić? Mało kto potrafiłby się skupić, gdyby siedział obok tak cudownego i
idealnego słodziaka. Kiedy Mikleo zauważał, że większą uwagę poświęcam jego
cudnym ustom, niż temu, co tłumaczył od razu uderzał mnie lekko w tył głowy.
Pomagało mi to choć na chwilę.
Po pewnym czasie jednak naprawdę skupiłem się na jego
tłumaczeniu i zapisywałem najważniejsze informacje w notatniku. Żarty żartami,
ale naprawdę musiałem się skupić. Muszę rozumieć ten język na tyle dobrze, aby
nie musieć brać ze sobą żadnego serafina do ruin świątyni, który mógłby
przetłumaczyć mi tekst. Nie chciałem nikogo narażać na niebezpieczeństwo, doskonale
pamiętałem, jak to dziwne pomieszczenie działało na Mikleo. Nie miałem pojęcia,
czy to dlatego, że był serafinem wody i na serafina powietrza to by nie
działało, czy po prostu każda istota niebiańska tak reagowała. Nie chciałem jednak
ryzykować i brać ze sobą na przykład Edny, by to sprawdzić Na mnie tamto
miejsce też miało pewien negatywny wpływ, chociaż nie tak duży jak na mojego
anioła.
Co prawda, nie mówiłem jeszcze Mikleo, że chcę
ponownie udać się do tych ruin tyle, że sam. Szczerze mówiąc, troszkę obawiałem
się jego reakcji na to. Podejrzewałem, że bardzo się mu to nie spodoba, możliwe,
że będzie nie będzie chciał puścić mnie tam samego. Nie mogłem na to pozwolić,
niedawno wyzbył się jednych koszmarów, nie chciałbym wpakować go w kolejne.
- Na dzisiaj tyle powinno wystarczyć – powiedział chłopak
po dwóch godzinach nieustannej nauki. – Na spokojnie przyswój sobie te informacje,
a jutro zaczniemy od czegoś innego.
- A może jeszcze wieczorem co nieco mnie nauczysz? –
poprosiłem, ładnie się do niego uśmiechając. Chłopak westchnął cicho, patrząc
na mnie spod przymrużonych oczu.
- Może, może – wymruczał, uśmiechając się do mnie
ładnie i całując mnie lekko w czubek nosa. – Zależy, czy wywiążesz się ze swojej
obietnicy.
- Myślałem, że nie chciałeś, nie wydawałeś się zadowolony
– odparłem zaskoczonym głosem, udając głupa.
Mimo zachowanego spokoju oraz lekkiego oburzenia w
głosie doskonale wiedziałem, że wcześniej jedynie udawał. Jak jeszcze siedział
na moich kolanach czułem, jak jego ciało przyjemnie drżało, a przecież były to
jedynie słowa. Ale przecież nikt nie zabroni mi troszkę się z nim podrażnić, w
końcu sam zaczął udawać, że moje słowa na niego nie działają. A przecież jestem
tylko głupim dzieciakiem, więc mogłem w nie uwierzyć, prawda?
Mikleo prychnął cicho, ewidentnie powstrzymując się od
uśmiechu. Wstał ze swojego krzesła, by następnie usiąść z powrotem na moich
kolanach, ale tym razem okrakiem i przodem do mnie. Uśmiechnąłem się do niego
niewinnie, by następnie złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku. Mój anioł zachłannie
odwzajemnił ten gest, jedną ze swoich dłoni wsuwając w moje włosy, a drugą przenosząc
pod moją koszulkę. Uśmiechnąłem się pod nosem i nie chcąc być mu dłużnym, sam
zacząłem odpinać powoli guziki jego koszuli.
Nagle kątem oka zauważyłem, że Lucjusz podnosi się
nerwowo do siadu, co mnie lekko zaniepokoiło. Oderwałem się od chłopaka i dosłownie
sekundę później drzwi do naszego pokoju otworzyły się. Mikleo w mig zsunął się
z moich kolan i odwrócił się plecami do drzwi, musiał być bardzo zawstydzony, ponieważ
zauważyłem, że czerwone zrobiły mu się nawet uszy. Wyglądało to nieco komicznie,
dlatego uśmiechnięty od ucha do ucha spojrzałem w stronę drzwi. Stał w nich Yuki,
ale nie był odwrócony w naszą stronę, a w stronę korytarza. Nie rozumiałem,
dlaczego, ale po chwili usłyszałem, jak woła Codi’ego.
I tyle by było z naszego intymnego popołudnia.
- Sorey, nauczyłem go leżeć! Zobacz, jak ładnie… co
się stało Mikleo? – spytał zaskoczony chłopczyk, podchodząc do nas, a za nim dreptał
zadowolony psiak. Czyli nic nie widział, a to wszystko dzięki niespieszącemu
się szczeniakowi. A pomyśleć, że Mikleo tak nie lubi tego pięknego stworzenia, gdyby
nie on, musielibyśmy się tłumaczyć dziecku z niezręcznej sytuacji.
- Właśnie nie wiem, może w tym pokoju jest za gorąco i
dlatego jest taki czerwony – udałem przejęcie i starałem się z całej siły nie zaśmiać.
Może powinienem być chociaż odrobinkę zawstydzony, ale wcale tego nie czułem.
- Otworzę okno – zaproponował chłopiec, a ja pokiwałem
głową na zgodę. – Teraz lepiej? – spytał po chwili.
- Tak, dziękuję Yuki – odezwał się Mikleo, odwracając
się do nas. Już nie był aż tak zarumieniony, ale jego policzki nadal były nieco
czerwone.
- To zaprezentujesz nam jego nową umiejętność? –
zaproponowałem chcąc, aby dzieciak już więcej nie dociekał.
Yuki pokiwał energicznie głową, a następnie
odchrząknął i patrząc prosto w szare oczy psiaka powiedział pewne leżeć.
Pies chyba nie zrozumiał, bo przekrzywił ciekawsko łebek, patrząc na swojego
małego właściciela z zainteresowaniem. Chłopiec ponowił komendę, ale szczeniak jedynie
zaszczekał wesoło.
- Chyba trzeba jeszcze trochę nad tym popracować –
powiedziałem łagodnie, z rozbawieniem obserwując bardzo dumnego z siebie
zwierzaka.
- Jeszcze przed chwilą to potrafił – wyburczał chłopiec,
rzucając swojemu czworonożnemu towarzyszowi pełne rozczarowania spojrzenie.
- Jest młody i potrzebuje jeszcze trochę czasu, aby
zrozumieć pewne rzeczy – wyjaśniłem chłopcu, lekko czochrając jego włosy. – Moglibyśmy
nad tym popracować.
- Pani Alisha dała mi takie specjalne przysmaki –
powiedział wesoło chłopiec. – Pójdę po nie. Codi, zostań!
Po ułamku sekundy Yuki’ego nie było w pokoju. Najwidoczniej
musiało mu trochę brakować atencji, bo wcześniej upierał się, że nauczy psiaka
wszystkiego sam. Rozbawiony podszedłem do jeszcze zarumienionego przyjaciela i
przytuliłem go od tyłu.
- Chyba nici z mojej obietnicy – wymruczałem z udawanym smutkiem, kreśląc na
jego podbrzuszu małe szlaczki. Chciałem go odrobinkę podrażnić, przecież wrócimy
do tego troszkę później, o ile chłopak nadal będzie miał ochotę.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz