wtorek, 21 lipca 2020

Od Soreya CD Mikleo

Kiedy zszedłem na dół, bardzo zaspany i mocno roztrzepanymi włosami, zostałem powitany śmiechem. Byłem zbyt zmęczony, aby im się odgryźć, dlatego wystawiłem język w stronę, z której dochodziły śmiechy, niespecjalnie przejmując się swoim poważnym wizerunkiem. Dopiero wyszedłem z pokoju, a już brakuje mi Mikleo, to mi wróży wspaniałą przyszłość. Chyba jesteśmy od siebie uzależnieni, albo przynajmniej ja jestem. Może powinienem zacząć to leczyć… albo po co, bardzo podoba mi się moje uzależnienie. Przetarłem dłonią zaspaną twarz żałując, że jednak nie przespałem więcej, niż te szczęść godzin, a może raczej pięć… Zresztą, to już nie było ważne, najważniejsze było to, by następnym razem przed podobną wyprawą się wyspać. Chociaż, kogo ja próbuję oszukać, oczywiście, że następnym razem również większość czas poświęcę Mikleo.
Podszedłem do księżniczki i zauważyłem, że obok niej stoi młoda dziewczyna o ciemnoczerwonych włosach mniej więcej wzrostu Alishi. Byłem przekonany, że nigdy wcześniej jej nie widziałem, bo nawet jej nie kojarzyłem, a miała bardzo charakterystyczny wygląd. Świetnie się popisałem przed nowopoznaną osobą, w końcu to w jej stronę pokazałem język.
- Kiepsko wyglądasz – usłyszałem rozbawiony głos blondynki. Ona jak zawsze wyglądała cudownie, w przeciwieństwie do mnie i moich włosów, które i tak żyły swoim życiem, nieważnie co takiego bym z nimi nie zrobił. A odkąd tylko stały się dłuższe, to już nawet przestałem próbować je jakoś specjalnie układać.
- Ciężka noc – odparłem, kątem oka obserwując czerwonowłosą dziewczynę, która wpatrywała się we mnie z zaciekawieniem i z zadziornym uśmieszkiem.
- Domyślam się – powiedziała zaczepnie Alisha, a ja w odpowiedzi pokazałem jej język. Domyślałem się, że ona doskonale wiedziała, w jaki sposób spędzałem wolny czas z Mikleo, ale przecież jesteśmy dorosłymi ludźmi, nie ma co nam się dziwić. Poza tym byłem jej wdzięczny za to, że po prostu nas akceptuje. Nie wszyscy ludzie akceptują związki tego typu, o czym zdążyłem przekonać się w przeszłości na własnej skórze. – Póki jeszcze kontaktujesz ze światem, poznaj Rose, liderkę gildii kupieckiej, z którą współpracuję. Rose, poznaj Soreya, mojego przyjaciela oraz pasterza.
- Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie pasterza z legend – powiedziała uszczypliwie ciemnowłosa i już po tym jednym zdaniu mogłem stwierdzić, że dziewczyna była bardzo pewna siebie.
- Mnie również zdarzały się takie myśli – odparłem już znacznie bardziej rozbudzony.
Wyruszyliśmy dopiero po kilkunastu minutach, kiedy wszyscy się zebrali, a wozy były przygotowane. Na jednym z nich zauważyłem leżącego mężczyznę o zielonych włosach, w którym rozpoznałem Serafina; to wszystko dzięki charakterystycznej, kojącej aurze, która od niego biła. Spojrzałem na Alishę i szybko zrozumiałem, że i ona go rozpoznała. Postanowiliśmy jednak nic nie mówić, póki ten się do nas nie odezwie. Miał jakiś powód, dla którego towarzyszył tym ludziom i to była jego indywidualna sprawa.
Myślałem, że podczas podróży trochę się wyciszę i psychicznie odpocznę. Przez moment nawet naszła mnie myśl, aby skontaktować się z Mikleo, ale na szczęście równie szybko wpadłem na to, że pewnie śpi. I jego troszeczkę wymęczyłem, a było przecież bardzo wcześnie, słońce dopiero co wstawało. Bardzo szybko zostałem wciągnięty w rozmowę Alishy oraz Rose, która trwała całą podróż. Nawet później nie miałem za bardzo czasu na odpoczynek, bo dotarliśmy do miasta i należało pomóc w rozdawaniu jego mieszkańcom przedmiotów potrzebnych do życia.
Chwilę wytchnienia miałem dopiero późnym wieczorem, po kolacji i w sumie jedynym posiłku tego dnia. Członków tej całej ekspedycji było dużo – w końcu  tak bogaty konwój na pewno przyciągałby uwagę bandytów, potrzebna nam zatem była obstawa – i rozbiliśmy obozowisko tuż za murami miasta. Oczywiście, dla mnie i Alishy na pewno znalazłoby się miejsce w wygodniejszym miejscu, ale zdecydowaliśmy się na zostanie z innymi.
- Padam na twarz – wymamrotałem, wchodząc do swojego namiotu i kładąc się na swojej części.
- Myślę, że jeszcze jutro tutaj zostaniemy, a dnia następnego z rana od razu wracamy – odparła Alisha, z którą przypadło mi dzielić namiot. Nie narzekałem, wolałem z nią niż z kimś nieznajomym.
- Cudownie, tego pragnę – mruknąłem, wtulając się w prowizoryczną poduszkę i nakryłem się kocem. Byłem naprawdę bardzo zmęczony i nim zdążyłem o czymkolwiek pomyśleć, zasnąłem.

***

Następny dzień również był bardzo pracowity i nie miałem nawet chwili dla siebie aż do wieczora. Dopiero wtedy skontaktowałem się z Mikleo, by jednak trochę go uspokoić i przekazać dobrą wiadomość odnośnie mojego powrotu. Chłopak brzmiał na bardzo zadowolonego i może lekko zaniepokojonego, ale kiedy spytałem się, czy coś się stało zapewniał mnie, że wszystko w porządku. Uznałem zatem, że coś mi się wydało i jeżeli faktycznie jest coś się stało, dowiem się tego dopiero jutro.
Podczas dnia następnego byłem naprawdę podekscytowany, w końcu już niebawem ponownie zobaczę się ze swoim aniołem. Nie wiedziałem go raptem przez dwa dni i już bardzo mi go brakowało. Zauważyłem także, że Serafin nam towarzyszący ani razu się nie odezwał, ale to może też dlatego, że nawet nie próbowałem nawiązać kontaktu. Może Mikleo go zna? Na pewno się go spytam, o ile nie zapomnę.
Raptem dwie godziny drogi do zamku stało się coś, podczas kiedy byłem podekscytowany i bardzo nieobecny myślami, wracałem sam na końcu konwoju. W ostatniej chwili zauważyłem wypełzające z krzaków cielsko węża, ale to i tak było za późno. Gad w mgnieniu oka zaatakował mojego wierzchowca, który przerażony stanął dęba. Nie zdążyłem się porządnie złapać i ostatnie, czego byłem świadom przed tym, jak ogarnęła mnie ciemność, to moje imię wykrzyczane przez jakąś kobietę oraz ostry ból z tyłu głowy.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz