sobota, 11 lipca 2020

Od Soreya CD Mikleo

Pomasowałem tył głowy, nieznacznie się krzywiąc. Szczerze, to czułem się okropnie, ale nie chciałem tego mówić na głos. Moja głowa pulsowała nieprzyjemnym bólem i miałem wrażenie, jakby zaraz miała mi pęknąć. W dodatku nadal byłem zmęczony, czułem się, jakbym nie spał przez parę dni z rzędu i w dodatku był po jakiejś ciężkiej pracy, co przecież nie było prawdą, w końcu przed chwilą się obudziłem a jedyne, co zrobiłem to oczyszczenie złego pana.
Właśnie, oczyszczenie. Udało się nam, zrobiliśmy to i w dodatku nadal żyję. Zerknąłem kątem oka na leżącego nieopodal nieprzytomnego mężczyznę. Wiedziałem, że zabił mojego przyjaciela, kiedy ten był człowiekiem, sprawiał mu ból i był powodem, przez którego czuł się tak okropnie. Chyba powinienem go nienawidzić, ale nie czułem wobec tego człowieka kompletnie nic. Co najwyżej strach, że wstanie i znów zrobi krzywdę mojemu aniołowi. Chyba jeszcze powinienem odpocząć, bo czułem, jak moje powieki stają się coraz bardziej ciężkie i ponownie miałem ochotę na ucięcie sobie drzemki. Nie mogłem ponownie na to pozwolić, leżałem w bezruchu wystarczająco długo… chyba. Ile ja tak w ogóle byłem nieprzytomny? Zresztą, czy to ważne, na pewno spałem dłużej, niż mój przyjaciel. Znając jego, na pewno czuwał przez cały ten czas, podczas gdy inni, w tym ja, smacznie spali.
- Czuję się świetnie – wymamrotałem, przysuwając się bliżej niego i przytulając się do jego pleców. Musiał odpocząć, to na pewno było i dla niego było męczące.
- Właśnie słyszę – powiedział zgryźliwie, głaszcząc mnie po głowie i cicho wzdychając.
Pewnie bym mu się jakoś odgryzł, ale zwyczajnie nie miałem na to jeszcze siły. Najchętniej zasnąłbym wtulony w przyjemnie ciepłe i smukłe ciało, przesypiając tym samym cały dzień. Albo tydzień. Rzecz jasna, nie mogłem sobie jeszcze na to pozwolić. Nadal pozostało mi jeszcze parę spraw, na przykład dowiedzenie się, jaki stosunek do świata ma niegdysiejszy zły pan. Oraz pozbycie się jakoś pasterza ciemności, by nie zagrażał ani mojemu ukochanemu, ani małemu Yuki’emu. Nie mogłem jeszcze odpocząć.
- Nazwał cię Mamoru – chciałem za wszelką cenę utrzymać konwersację, aby ponownie nie zasnąć.
- Tak się nazywałem, kiedy byłem człowiekiem. Później ci wszystko opowiem – obiecał, a ja pokiwałem głową. Trzymałem go za słowo.
- Maru. Ładnie – wymruczałem, po czym pocałowałem go lekko w policzek. – Jak długo byłem nieprzytomny? – spytałem cicho, za wszelką cenę starając się utrzymać kontakt z rzeczywistością.
- Tym się nie przejmuj, prześpij się jeszcze trochę, odwaliłeś kawał dobrej roboty – wymruczał, całując mnie w czoło.
- Wszyscy razem to zrobiliśmy, nie tylko ja – odparłem, nieco oburzony jego słowami. Jedyne, co zrobiłem, to posłużenie im za naczynie, to nie było nic tak wielkiego. To dzięki ich mocy nam się udało, bez nich byłbym bezsilny.
- Nie bądź już taki skromny i odpocznij – udało mi się zauważyć, jak kątem oka uśmiecha się delikatnie.
- Ale co z tobą? Też musisz być zmęczony – wyburczałem, wtulając nos w jego włosy.
- Ktoś musi was pilnować.
Wymamrotałem cicho, by obudził kogoś, kto już trochę odpoczął. Przekonał go dopiero argument, że może zasnąć i to mogłoby się dla nas wszystkich skończyć bardzo źle. Finalnie Mikleo zbudził Lailah, która na szczęście nie pytała, jak się czuję. Nie sądziłem, że tak błahe rzeczy jak rozmowa z Mikleo i utrzymywanie uniesionych powiek jest takie męczące. Kiedy pani jeziora stanęła na warcie, z powrotem opadłem na ziemię i przymknąłem oczy. Nim ponownie zasnąłem poczułem, jak chłopak wygodniej się układa i sam z siebie wtula się w moje ciało.

***

Obudziły mnie głośne szmery oraz nieprzyjemna pustka, mojego anioła nie było obok mnie. Otworzyłem oczy i podniosłem się do siadu chcąc wiedzieć, co tak właściwie się stało. Zauważyłem, że wszystkie Serafiny już się obudziły i stały wokół mnie, czego kompletnie nie rozumiałem.
- Co się dzieje? – spytałem niemrawo, przecierając dłonią twarz. Czułem się już znacznie lepiej, co prawda jeszcze troszkę bym się zdrzemnął, ale głowa nie bolała mnie już tak. Właściwie, mógłbym już normalnie funkcjonować. Może moglibyśmy wracać powoli do zamku? Oczywiście, gdyby inni również czuli się dobrze, ich zdrowie było o wiele ważniejsze od mojego.
- Budzi się – odparła Edna, a jej głos brzmiał dziwnie niepokojąco.
Z początku nie rozumiałem, o co jej chodzi i dopiero po chwili ogarnąłem, że miała na myśli złego pana. Albo raczej człowieka, który był niegdyś złym panem.
Od razu podniosłem się do pionu i położyłem dłoń na ramieniu przyjaciela. Zrobiłem to głownie dlatego, że zakręciło mi się w głowie i nie chciałem zaliczyć ponownego oraz nieprzyjemnego spotkania z ziemia, ale miałem nadzieję, że wziął to bardziej za gest pocieszenia.
Poczułem lekki stres, czy oczyszczenie zmieniło tego człowieka? Miałem taką nadzieję, w przeciwnym wypadku nie wiedziałbym, co miałbym z nim zrobić. Teraz nie może wymazać grzechów, które popełnił niemal dziewiętnaście lat temu, ale mógłby zacząć nowe życie. Klątwa została zdjęta, dostał kolejną szansę i nie miałbym nic przeciwko, gdyby ją wykorzystał, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu, bez żadnego wszczynania kolejnych wojen i zdrad.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz