piątek, 10 lipca 2020

Od Soreya CD Mikleo

Westchnąłem cicho, obejmując jasnowłosego jedną dłonią w pasie i od niechcenia zacząłem kreślić nieregularne szlaczki na jego brzuchu. Był dla siebie i dla innych zbyt surowy. Aura zła działała na wszystkich, ale na każdego w indywidualny sposób. Nic dziwnego, że każdy chciał odpocząć i zregenerować siły przed ostateczną walką.
Poczułem, jak chłopak lekko drży i wierci się, ale nie zwróciłem na to specjalnej uwagi. Wziąłem to za zniecierpliwienie czy zdenerwowanie. W końcu on najchętniej ruszyłby do walki już teraz. Nie dziwiłem mu się, u niego ta aura powodowała uczucie przerażenia, co męczyło go znacznie bardziej i możliwe, że może nawet i motywowało do działania bardziej, niż innych.
- Możesz przestać? To łaskocze – burknął nagle Mikleo. Najpierw spojrzałem na niego z zaskoczeniem, a chwilę po tym na mojej twarzy pojawił się chytry uśmieszek. Może dzięki temu choć na chwilę zapomni o tym, co nas czeka.
Nim chłopak zdążył zaprotestować, odsunąłem się od niego i przeniosłem swoje dłonie na jego żebra. Chłopak jedną dłonią zakrył swoje usta, by nie zacząć się śmiać wniebogłosy i nie obudzić reszty towarzystwa, a drugą rozpoczął marne próby powstrzymania mnie przed torturowaniem go. Już po chwili zaczął się wić i próbować powstrzymywać mnie obiema rękami, zagryzając przy tym swoje wargi, aby nie wydobyć z siebie żadnego głośnego dźwięku. Nasza mała zabawa zakończyła się tak, że chłopak wiercił się pode mną, a ja szczerzyłem się do niego i wpakowałem mu dłonie pod koszulkę, dzięki czemu łaskotałem go po nagiej skórze. Przestałem dopiero wtedy, kiedy policzki chłopaka stały przyjemnie różowe, a jego klatka piersiowa unosiła się w szybkim i nieregularnym rytmie.
- A to cię łaskotało? – wyszeptałem z cwanym uśmiechem na uśmiechem na ustach nachylając się nad nim i kładąc ręce po obu stronach jego głowy.
- Jesteś okrutny – burknął, kiedy jego oddech trochę bardziej się wyrównał.
- Ale i tak mnie kochasz – wymruczałem i już po chwili złączyłem nasze wargi w namiętnym pocałunku.
Ku mojemu zadowoleniu chłopak odwzajemnił gest, wplatając palce z jednej ze swojej dłoni w moje włosy. Kiedy oderwaliśmy się od siebie w celu zaczerpnięcia powietrza, uśmiechnąłem się do niego szeroko. Mój mały kochany aniołek powrócił, choć na krótki czas.
- Mogę cię uczesać? – spytałem wesoło, całując go lekko w czubek nosa.
- Jeżeli musisz – odparł, ciężko wzdychając.
Wstaliśmy z ziemi i już po chwili zacząłem bawić się jego włosami, co bardzo mnie odprężało. Mojego przyjaciela również, zauważyłem, że jego mięśnie nie były już spięte, a na jego twarzy widniała czysta przyjemność. Może dzięki temu i on później troszkę się prześpi, będę go jutro bardzo potrzebował. Kiedy tylko skończyłem pleść pięknego warkocza, oplotłem go dłońmi w pasie i pociągnąłem za sobą. Chłopak w tej chwili leżał na mnie i nie wydawał się z tego specjalnie zadowolony.
-Nie fochaj się, to ja leżę na twardej ziemi – mruknąłem, całując go w kark. Mikleo odwrócił się do mnie przodem, pusząc policzki. – Spróbuj trochę odpocząć.
- Możesz przestać mi to ciągle powtarzać? Czuję się dobrze – burknął, pusząc uroczo policzki. Uśmiechnąłem się do niego niewinnie i delikatnie musnąłem jego ust swoimi.
- Teraz tak, ale za parę godzin będziesz zmęczony. A będę cię bardzo potrzebować, bez ciebie nie uda mi się go oczyścić – wymruczałem, wsuwając dłonie pod jego koszulkę, co spowodowało delikatne drżenie jego ciała.
- Uroczo, że mi słodzisz – mruknął, uśmiechając się do mnie złośliwie.
- Ja tylko mówię prawdę – wyszczerzyłem się do niego. – Ale spróbuj się przespać, chociaż troszkę. Musisz zregenerować siły, wszyscy musimy.
Mój anioł westchnął ciężko i powiedział, że spróbuje. Uśmiechnąłem się do niego ciepło, a następnie przytuliłem się do niego mocniej i przymknąłem oczy. Pomimo unoszącej się w powietrzu ciężkiej aury zła, czułem się odprężony i szczęśliwy. Takie zwykłe beztroskie chwile naprawdę potrafiły podnieść mnie na duchu, miałem nadzieję, że Mikleo odczuwał to samo. Naprawdę zależało mi na tym, aby odpoczął, jutro czeka nas ciężki dzień. Będę potrzebował pomocy zarówno i jego, jak i reszty, sam nie dam sobie rady. Chwała Ednie, która wzniosła wokół nas barierę obronną, w tej kwestii była bardziej wytrzymała od mojego anioła, czego absolutnie nie miałem mu za złe. Przecież to oczywiste, że każdy Serafin w zależności od swojego żywiołu miał inne umiejętności, Edna była świetna w obronie, ale to dzięki Mikleo i jego łukowi byłem w stanie oczyszczać silną nieczystość. Oby i jutro to pomogło.
***
Obudziłem się sam z siebie, tuż nad ranem. Cała reszta jeszcze spała, włącznie z moim ukochanym aniołem. Westchnąłem ciężko zdając sobie sprawę, że właśnie dzisiaj to wszystko zakończymy. Miałem nadzieję, że po tym oczyszczeniu Mikleo przestaną dręczyć wspomnienia związane z jego śmiercią.
Przyznam, że trochę cieszyłem się, że zły pan kierował się w bezludne miejsce. Dzięki temu niewinni ludzie nie ucierpią przez naszą walkę. Teraz, kiedy jeszcze miałem chwilę na przemyślenia, zacząłem zastanawiać się, dlaczego akurat wybrał to miejsce. Z początku myślałem, że to przez klątwę, o ile tak to mogę nazwać, rzuconą przez człowieczego Mikleo, skazał go na wieczną samotność, ale przecież podczas bitwy wcale nie znajdował się tak daleko od walczących, więc i teraz nie musiał zapuszczać się na takie pustkowia. Może ma jakiś inny cel, albo kierował nas do jakiegoś specjalnego miejsca. Albo jeszcze tli się w nim jakaś iskierka dobroci i przeczuwa, że nasze ostateczne starcie mogło być niebezpieczne dla innych ludzi. Ta ostatnia myśl wydawała mi się jednak zbyt naciągana i szybko przestałem brać ją pod uwagę.
Wkrótce wszyscy zaczęli się wybudzać i zaczęliśmy się zbierać oraz przygotowywać. Przez ciężką atmosferę wszyscy milczeliśmy, a wczorajsze poczucie beztroski zniknęło, jakby nigdy nie miało miejsca. Zdecydowaliśmy, że zostawimy konie tutaj, z dostępem do wody i jedzenia, tutaj byłyby bezpieczniejsze. Poza tym, jeżeli wszystko dobrze pójdzie, jeszcze przed zmrokiem po nie wrócimy, a strome góry nie są odpowiednim miejscem na jazdę konną.
Dojście do miejsca, w którym znajdował się zły pan, zajęło nam nie więcej niż dwie godziny. Jego aura dochodziła z w jaskini, która prowadziła niebezpiecznie daleko w głąb ziemi, ale bez wątpienia tam był. Westchnąłem ciężko, po czym bez wahania zacząłem zagłębiać się w podziemia, a moi towarzysze ruszyli tuż za mną. Kiedy poczułem, że Mikleo znalazł się blisko mnie, delikatnie splotłem nasze palce, chcąc mu tym samym gestem dodać otuchy. Aby przywrócić jego spokój ducha oczyszczę tego potwora. Albo zginę, próbując.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz