Na początek, aby nie zrobić mu na złość, postanowiłem zacząć od czegoś bardzo prostego, mając cichą nadzieję, że chociaż odrobinę się postara, zmieniając moje myślenie o sobie. Niestety i tym razem się zawiodłem, nie widziałem go przeszło tydzień, a on nie poczynił żadnych progresji, jak ktoś taki chce wygrać z demonem?
Westchnąłem cicho, to jeszcze daleka droga do osiągnięcia celu musi się bardziej postarać, jeśli naprawdę chce coś osiągnąć, w innym wypadku zginie szybciej niż myśli.
Przyglądałem się mu dłuższą chwilę, zastanawiając się nad jego ruchami, nie byłby pewne, czyżby aż tak jego głowę zaprzątały jakieś myśli? Coś, o czym teraz myśleć nie powinien? Ciekawe, czyżby aż tak nie mógł się doczekać naszej wspólnej zabawy? Mógłby trochę się ogarnąć, w końcu to trening nie zabawa lepie niech nie marnuje mojego cennego czasu, bo tego cholernie nie lubię.
- No weź się, chociaż postaraj, dziecko zrobiłoby to lepiej - Odezwałem się w końcu, nie mogąc już na to wszystko patrzeć, to było żałosne i chyba sam doskonale to widział, nie tylko ja tak uważałem, gdyby stał w tej chwili przed prawdziwym przeciwnikiem. Zginąłby, zanim zdążyłby mrugnąć okiem.
- Przecież się staram - Burkną w moją stronę, odwracając się tym samym do mnie.
- To staraj się bardziej, na razie idzie ci to gorzej niż żałośnie - Przyznałem, tym razem nie chciałem mu dokuczać, ale sam mnie do tego zmusza to, co robi, jest żałosne, niech się zdecyduje w końcu, czego on chce, bo z takim nastawieniem szybko zakończymy nasze wspólne treningi, które nie będą miały sensu z powodu jego lenistwa lub braku postępów.
Keith mruknął pod nosem, kilka słów myśląc, że ich nie słyszę, na jego szczęście ma dziś dobry humor, a więc udam, że jestem głuchy i nie słyszę tego, co mówi ten jeden jedyny raz, następnym razem tak dobrze nie będzie. Niech sobie nie myśli, że wszystko mu wolno wciąż jestem jego największym wrogiem, który może zrobić mu krzywdę, nawet nie dotykając go, a lepiej niech nie zmusza mnie do tego, mamy dziś spędzić miły wieczór a żeby było miło, nie mogę się denerwować. Dlaczego więc zaczyna zachodzić mi za skórę, nie starając się? Niby tu mówi, że się stara, ale gdyby tak było, efekty już byłby widoczne a tu co? No właśnie nico brak jakichkolwiek efektów świadczących o jego treningach lub chociażby staraniu się na nich.
- Na dziś wystarczy, jest nawet gorzej niż ostatnio - Westchnąłem ciężko, zauważając, że dziś i tak nic z niego już nie wyciągnę po prostu katastrofa brak mi słów na tę beznadziejną sytuację.
Chłopak spuścił wzrok, zaciskając dłonie w pięści, czyżby się zdenerwował? Na to trochę za późno miał się popisać na treningu nie poza nim, w tej chwili już mnie ta sprawa nie interesuje, może jutro znów poćwiczymy, zobaczymy czy to w ogóle ma jakiś sens. Jeśli ćwiczy byle ćwiczyć lub już, nie ma na to ochoty, mógłby dać mi znać mam jeszcze ciekawsze rzeczy do robienia prócz stania tu i pilnowania go od czasu do czasu troszeczkę wszystko mu utrudniając.
- Wracamy - Nie czekając na jego słowa, odwróciłem się na pięcie, idąc spokojnie w stronę domu, to zaledwie dwa kilometry stąd nic mu nie będzie, jeśli troszeczkę sobie pochodzi, nie zasłużył na żadne ulgi.
Westchnąłem cicho, to jeszcze daleka droga do osiągnięcia celu musi się bardziej postarać, jeśli naprawdę chce coś osiągnąć, w innym wypadku zginie szybciej niż myśli.
Przyglądałem się mu dłuższą chwilę, zastanawiając się nad jego ruchami, nie byłby pewne, czyżby aż tak jego głowę zaprzątały jakieś myśli? Coś, o czym teraz myśleć nie powinien? Ciekawe, czyżby aż tak nie mógł się doczekać naszej wspólnej zabawy? Mógłby trochę się ogarnąć, w końcu to trening nie zabawa lepie niech nie marnuje mojego cennego czasu, bo tego cholernie nie lubię.
- No weź się, chociaż postaraj, dziecko zrobiłoby to lepiej - Odezwałem się w końcu, nie mogąc już na to wszystko patrzeć, to było żałosne i chyba sam doskonale to widział, nie tylko ja tak uważałem, gdyby stał w tej chwili przed prawdziwym przeciwnikiem. Zginąłby, zanim zdążyłby mrugnąć okiem.
- Przecież się staram - Burkną w moją stronę, odwracając się tym samym do mnie.
- To staraj się bardziej, na razie idzie ci to gorzej niż żałośnie - Przyznałem, tym razem nie chciałem mu dokuczać, ale sam mnie do tego zmusza to, co robi, jest żałosne, niech się zdecyduje w końcu, czego on chce, bo z takim nastawieniem szybko zakończymy nasze wspólne treningi, które nie będą miały sensu z powodu jego lenistwa lub braku postępów.
Keith mruknął pod nosem, kilka słów myśląc, że ich nie słyszę, na jego szczęście ma dziś dobry humor, a więc udam, że jestem głuchy i nie słyszę tego, co mówi ten jeden jedyny raz, następnym razem tak dobrze nie będzie. Niech sobie nie myśli, że wszystko mu wolno wciąż jestem jego największym wrogiem, który może zrobić mu krzywdę, nawet nie dotykając go, a lepiej niech nie zmusza mnie do tego, mamy dziś spędzić miły wieczór a żeby było miło, nie mogę się denerwować. Dlaczego więc zaczyna zachodzić mi za skórę, nie starając się? Niby tu mówi, że się stara, ale gdyby tak było, efekty już byłby widoczne a tu co? No właśnie nico brak jakichkolwiek efektów świadczących o jego treningach lub chociażby staraniu się na nich.
- Na dziś wystarczy, jest nawet gorzej niż ostatnio - Westchnąłem ciężko, zauważając, że dziś i tak nic z niego już nie wyciągnę po prostu katastrofa brak mi słów na tę beznadziejną sytuację.
Chłopak spuścił wzrok, zaciskając dłonie w pięści, czyżby się zdenerwował? Na to trochę za późno miał się popisać na treningu nie poza nim, w tej chwili już mnie ta sprawa nie interesuje, może jutro znów poćwiczymy, zobaczymy czy to w ogóle ma jakiś sens. Jeśli ćwiczy byle ćwiczyć lub już, nie ma na to ochoty, mógłby dać mi znać mam jeszcze ciekawsze rzeczy do robienia prócz stania tu i pilnowania go od czasu do czasu troszeczkę wszystko mu utrudniając.
- Wracamy - Nie czekając na jego słowa, odwróciłem się na pięcie, idąc spokojnie w stronę domu, to zaledwie dwa kilometry stąd nic mu nie będzie, jeśli troszeczkę sobie pochodzi, nie zasłużył na żadne ulgi.
Gdyby trening poszedł mu lepiej, zastanowiłbym się nad tym, a tak musi się troszeczkę pomęczyć, aby dostać się do domu, oczywiście do mojego nie swojego coś mi obiecał, a ja nie miałem zamiaru odpuścić sobie tej zabawy. Nie będzie pierwsza ani zapewne ostatnią osobą w moim łóżku w końcu jestem wolny, mogę korzystać z życia, z kim chce, jak chce i co najważniejsze ile chcę.
Rozmyślając o tym, co i jak będziemy robić, nie zwróciłem nawet uwagi na, to kiedy znaleźliśmy się w domu, co w żadnym wypadku mi nie przeszkadzało, im szybciej, tym lepiej już byłem ciekawy jak to z nim będzie. To znaczy, podejrzewam, że tak samo, jak z każdym jednakże doznania mogą być zupełnie inne, jeszcze ciekawsze przynajmniej taką mam nadzieję.
Zamknąłem za nami drzwi, zbliżając się ostrożnie do chłopaka, chciałem robić wszystko delikatnie i ostrożnie tak, aby nie zrobić mu krzywdy. Delikatne pocałunki, dotyk błądzący po jego rozgrzanej skórze, to wszystko to jedynie gra wstępna pozwalająca mi na przejęcie kontroli nad jego ciałem. Na samym początku był delikatnie spięty, jednak z czasem zaczął się rozluźniać. Przy każdym następnym dotyku ust lub dłoni jego ciało delikatnie drżało. Z czasem stał się bardziej podniecony, gdy moje usta dotknął jego klatki piersiowej, błądząc po niej chłodnymi ustami, zatrzymując się na stukach, którymi również musiałem się zająć, aby sprawić mu jak najwięcej przyjemności przed naszym wspólnym stosunkiem. Nie pominąłem nawet jego przyjaciela, który również pragnął uwagi, którą zyskał, gdy nadszedł i na niego czas wszystko po kolei zostało wypieszczone, chłopak był naprawdę rozluźniony, a ja mogłem sprawić mu więcej przyjemności, łącząc nasze ciała w jedno powoli ostrożnie, aby przyzwyczaił się do mnie, dając mu czas, który skończył się, gdy zapragnąłem więcej, chcąc skosztować go bardziej, głębiej nie zwracając już uwagi na nic, liczył się tylko on i ta wspólna chwila i aż do samego końca naszej wspólnej zabawy która trwała w najlepsze.
<Robaczku C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz