poniedziałek, 13 lipca 2020

Od Mikleo CD Soreya

Pewnie troszeczkę przesadziłem, niepotrzebnie aż tak gniewam się na niego, ale gdyby on był na moim miejscu, zachowałby się tak samo, zadrwił sobie zemną, a teraz oczekuje, że wszystko będzie tak jakby tego chciał. Nie powinien był mi tego robić a wtedy i ja nie gniewałbym się na niego, sam zaczął, a ja niepotrzebnie to wszystko przedłużam. Czuję się winien, choć nie do końca powinienem, a może jednak powinienem? Sam już nie wiem.
Westchnąłem cicho, chowając twarz w poduszce, ostatnie dni naprawdę odbiły się na mojej psychice, nie miałem ochoty na głupie żarty, a Sorey w najmniej odpowiedniej chwili zrobił mi na złość, gdy ja naprawdę potrzebowałem jego bliskości, teraz jednak pragnę jedynie spokoju. Moje myśli krążyły wokół tych ostatnich wydarzeń, wciąż ciężko było mi wszystko sobie poukładać, a złość na ukochaną osobę wcale mi nie pomagała, już raz taka sytuacja doprowadziła do jego zdrady, coś czuje, że to może się powtórzyć, jeśli wciąż będę się na niego złość. Nie jest jednak dzieckiem mam nadzieje, że więcej tego nie zrobi, kolejnej szansy już nie będzie.
Rozmyślając nad całą tą sprawą, ścisnąłem mocniej poduszkę w dłoniach, chcąc zamknąć jeszcze na chwilę oczy, różne emocje mną targały, strach, niepewność, a nawet ból z jakiegoś powodu ten jeden wybryk tak bardzo we mnie uderzył, a swoim zachowaniem tylko niepotrzebnie drażnię Soreya, może, gdy odpocznę wystarczająco, wszystko się uspokoi i wróci do normy. Muszę w to wierzyć, nie chce jeszcze bardziej denerwować przyjaciela z mojej winy już i tak wystarczająco chodzi obrażone. Nie, żebym sam zły nie był, ile robi z nam ta zwykła ludzka miłość.
Westchnąłem cicho, zamykając oczy, obiecując sobie, że później na pewno z nim porozmawiam, o ile będzie miał w ogóle na to ochotę, nie będę go do niczego zmuszał, jeśli jednak nie będzie miał zamiaru rozmawiać, jestem cierpliwy, przeżyłem wiele, nawet więcej niżbym chciał, nic mnie już nie zaskoczy.
***
Zbudziłem się późnym południem, czując nieprzyjemne szarpanie za ramię, burknąłem cicho pod nosem, otwierając swoje zaspane oczy. Ostatnie wydarzenia naprawdę odbiły się na moim zdrowiu, nawet nie podejrzewałem, że potrzebuję aż tyle snu, by znów wrócić do pełni sił, jestem naprawdę żałosną i słabą istotą.
- Mikleo chodź się pobawić - Yuki domagał się uwagi, robiąc smutną minkę, której nie mógłbym odmówić. W końcu to mały chłopiec, który nie widział nas kilka dni, na pewno bardzo się martwił, raz już stracił rodziców, tym razem nie pozwolę, aby ta historia się powtórzyła, muszę być silną istotą lub chciałbym być w końcu. Jestem tylko imitacją żałośnie słabego anioła, nic dziwne, że umarłem a biedna Rachel oddała mi swoje życie i po co? Mogła być wolna i szczęśliwa a miast tego poświęciła się dla kogoś takiego.
Muszę wziąć się w garść i zająć dzieckiem odsuwając na bok wszystkie złe myśli, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, trzeba wstać i iść dalej nigdy nie wiadomo kiedy znów jakiś dziwoląg nie będzie chciał pozbawić nas życia.
- Tak, dobrze już idę - Wstałem powoli z łóżka, choć wolałbym jeszcze pospać, wciąż byłem zmęczony, a siedzenie całą noc na zimnym dworze dało mi w kość niby nic takiego, a jednak.
Przestałem jednak myśleć w tej chwili o sobie, pragnąc jedynie uszczęśliwić małego chłopca, który tak pragnął atencji, co prawda ten jego piesek trochę mnie przeraża, ostatnimi czasy mocno urósł, lecz dla radości chłopca potrafiłem znieść nawet szczeniaka. W końcu go kochał, a ja nie chciałem mieć na głowie kolejnego obrażonego z mojej winy dziecka.
Spędziłem z Yukim resztę dnia, zabrałem go nad jezioro, pokazałem mu kilka sztuczek, zabrałem na długi spacer, opowiedziałem kilka historii, które bardzo chciał usłyszeć, w tym wszystkim zapominając na chwilę o pasterzu, który mógłby mnie zabić, o złości którą czułem w stosunku do ukochanego, to wszystko przeszło mi, gdy tylko odrobinkę się odprężyłem, na chwilę zapominając o codzienności.
Do pokoju wróciłem wieczorem, zanim jednak to nastąpiło, spotkałem Lailah, kobieta powiedziała mi o chorym pomyśle mojego przyjaciela, co mnie dotknęło, nie powinien robić tego za moimi plecami, nawet jeśli chce zrobić to dla mojego dobra, nie chce, aby znów ktoś poświęcił się dla mnie. Straciłem już raz, kogoś tak ważnego dla mojego serca nie chce, aby to się powtórzyło, nie zniosę tego drugi raz. Obiecałem jednak pani jeziora, że nic nie powiem, poczekam spokojnie, aż Sorey sam przyzna mi się do tego, co chce zrobić, nie mogę mu niczego zabronić, niech uczy się naszego języka, ale nie zgadzam się na poświęcanie się dla mnie, jeśli ktoś ma zginąć z rąk tego potwora to tylko i wyłącznie ja.
Wróciłem w końcu do pokoju, postanawiając nie poruszać tego tematu ani tego, ani tego poprzedniego, byłem troszeczkę zmęczony, a jednocześnie nawet poprawił mi się nastrój, ten chłopiec zdziałać potrafi cuda.
Sorey siedział przy stoliku, coś czytając, postanowiłem do niego podejść od tyłu, opierając ręce na fotelu, na którym siedział, wpatrując się w księgę, którą czytał.
- Znalazłeś tam coś ciekawe? - Zapytałem, nie miałem zamiaru już dłużej się na niego gniewać, to niepotrzebnie tylko nas obu krzywdziło, chciałem, aby było już dobrze, wybaczyłem mu ten głupi wybryk mam tylko nadzieję, że i on nie będzie się wciąć, dąsać chyba już wystarczy tej całej dziecinady. Wolałbym spożytkować ten czas na choćby zwykłą przyjemną rozmowę z nim, nie wymagam nic więcej i choć pragnę więcej, nie mogę do niczego go zmuszać.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz