poniedziałek, 13 lipca 2020

Od Mikleo CD Soreya

Naprawdę byłem spragniony, a ten dupek, zamiast się cieszyć, jeszcze robi mi na złość co za wredna bestia.
Gdy jego słowa doszły do mnie, zagryzłem delikatnie dolną wargę, nie znosiłem, gdy tak mi robił żarty żartami, ale mógł powiedzieć w prosty, że nie ma na to ochoty, zrozumiałbym, zamiast tego tak bezczelnie sobie zemną pogrywa, żeby później się nie zdziwił, że i mi się odechce, gdy będzie miał ochotę, potrafię być złośliwy, ale także potrafię szybko stracić zainteresowanie, w tej chwili już odechciało mi się grać w tę grę. A mogło być tak pięknie, gdyby nie jego głupie gadanie jeszcze przekonałbym go do swoich pomysłów. Takie rzeczy ekscytujące jeszcze bardziej, gdy są w takich miejscach, mój głupiutki chłopiec nie rozumie, tego niepotrzebnie mnie irytując, jeszcze będzie tego żałował.
Przysunąłem się do niego na tyle blisko, aby nasze twarze stykały się, bym mógł spojrzeć w jego oczy.
- Obiecuję, że zacznę, a wtedy na pewno na tym stracisz - Wyszeptałem, całując jego policzek, aby w końcu zejść z niego. Nie ma ochoty, nie będę się domagał, tylko niech potem nie narzeka, nie mam ochoty, źle mam ochotę też źle, czasem nie rozumiem, po co to wszystko. Mam świadomość, że czasem też się z nim drodze ja jednak w porównaniu do niego wiem, kiedy zaprzestać dając się ponieść.
Odwróciłem się na pięcie, nic już nie mówiąc, postanowiłem, że wrócę, jednak do reszty całkowicie jakoś straciłem ochotę na spędzaniu czasu przy wodzie. 
- Miki zaczekaj - Usłyszałem głos przyjaciela i tak zatrzymałem się, aby wyrównał zemną kroku, lecz nie odzywałem się ani słowem, moja twarz ukazywała obojętność, straciłem chęci do zabawy i jakikolwiek przyjemności chcąc wracać do jaskini. Skoro tak bardzo uraziłem wielmożnego pana, niech teraz się odczepi, nie mam ochoty na totalnie nic.
Wróciliśmy do jaskini w ciszy, jakoś nie miałem o czym rozmawiać, z przyjacielem on z resztą też przecież był obrażony na nas wszystkich za to, że nic mu nie powiedzieliśmy, niech się wypcha.
- Powiedziałeś mu? - Spytała Edna, rzucając mi znudzone spojrzenie.
- Tak, sam by się nie domyślił - Wzruszyłem ramionami, siadając na swoim poprzednim miejscu, nawet już nie słuchając rozmów, byłem delikatnie poirytowany, takimi zagraniem, a nie chcąc tego, po sobie dać poznać ukazywałem obojętność, mając wszystko gdzieś, ciesząc się jedynie spokojem i brakiem sprzeciwu, kiedy to stwierdziłem, że będę ich dziś pilnował, jakoś straciłem ochotę na sen, wolałem posiedzieć na zimnym powietrzu i pomyśleć nad sensem istnienia.

***

Do samego rana siedziałem na dworze, nawet nie zwracając uwagi na zimno panujące wokół mnie. Byłem serafinem, nic mi nie będzie, poza tym zima mi niestraszna gorsze rzeczy przeżyłem, gdy byłem sam.
Zamyślony wpatrywałem się w jeden punkt, dopiero teraz odczuwając zmęczenie, nie znaczyło to jednak, że przysnę, chociażby na chwilę na dworze było chłodno, nawet bardzo chłodno dlatego byłem tu, aby nie zasnąć, w środku na pewno bym odpłynął prędzej czy później przy ciepłym ognisku.
Aby zająć się czymś konkretnym, wziąłem do ręki patyk, którym od niechcenia zacząłem rysować twarz, twarz dziewczyny, która kiedyś była moim aniołem, widziałem ją tak dokładnie jakby stała tuż obok piękna młoda kobieta o morskich oczach i bladej twarzy, szczery uśmiech i wiecznie umorusana czymś twarz.
Przymknąłem na chwilę oczy, wracając wspomnieniami do tamtych chwil, rozkoszując się tymi cudownymi chwilami. Niczego nie żałowałem, tu teraz było mi dobrze, miałem dobre życie, miałem człowieka, którego kochałem bez względu na wszystko, miałem chłopca, którego traktowałem jak własnego syna, czego mogłem, pragnąc więcej?
Pochłonięty wspomnieniami nawet nie wiedziałem, kiedy ktoś usiadł obok mnie, podskoczyłem lekko przestraszony, gdy doszło to do mnie, krzywiąc się z powodu niezadowolenia.
- Nie strasz mnie - Mruknąłem, niezadowolony do Soreya zauważając zamazany obrazek, najwidoczniej chyba mnie za bardzo poniosło i rozmazałem to, co właśnie rysowałem.
- Nie powinieneś spać, mogłeś kogoś obudzić i się położyć - Czy ja właśnie dostaję reprymendę od niego? Naprawdę niech mnie nawet nie drażni.
- Nie spałem, myślałem - Burknąłem, bawiąc się patykiem, którym rysowałem różnego rodzaju wzorki.
- Wciąż jesteś zły za wczoraj? - Sprał, a ja już sam nie widziałem czy jest wciąż zły i pyta tylko by się upewnić, czy już mi przeszło, lub ma świadomość, co wczoraj zrobił i jak bardzo mnie to dotknęło.
- Nie, jest mi to obojętne, nie chcesz, rozumiem, prosić się nie będę - Wzruszyłem ramionami, mówiąc to ze słyszalną obojętnością w głosie, tak jakby mnie to nie ruszało, chociaż było na odwrót, ruszało i to bardzo jeszcze raz zagra, zemną w tę grę, a obiecuję, że nie dostanie już nic i niech wtedy szuka sobie nowej zabawki do zaspokajania potrzeb.
- Miki - Zaczął, zapewne chciał coś tam powiedzieć, wytłumaczyć się czy kto tam wie, co chciał, lecz ja nie chciałem, byłem zły, choć okazywałem obojętność, wracajmy już do zamku, muszę odespać te wszystkie straszne dni.
- Pójdę obudzić resztę, chciałeś wyruszać z rana, więc nie ma na co czekać - Stwierdziłem, wyrzucając patyk z ręki, wstając ze starej kłody, na której siedziałem. - Przygotuj konie, im szybciej ruszymy, tym szybciej wrócimy do zamku - Dodałem, znudzony wracając do jaskini, aby zbudzić całe nasze towarzystwo. Musieliśmy w końcu spotkać się z Alishą i powiedzieć jej o wszystkim i co jeszcze ważniejsze wypadałoby się dowiedzieć, co będzie dalej z moimi anielskimi towarzyszami, może kto wie, jeszcze jakiś czas z nami zostaną, wszystko okaże się, gdy nadejdzie ku temu najodpowiedniejsza pora.

<Sorey C: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz