środa, 8 lipca 2020

Od Soreya CD Mikleo

Zacząłem przypatrywać się przyjacielowi w poszukiwaniu ran na jego ciele, które sprawiły, że ten nagle stracił przytomność. Nie rozumiałem kompletnie nic z tej wizji. Ten młody chłopak z tamtych wspomnień… to był Mikleo, poza kolorem włosów wyglądał zupełnie jak on, poza tym przyjaciel potwierdził, że to on. Ale przecież to był ewidentnie człowiek, a Miki był aniołem, samym Serafinem wody. Znamy się od dzieciństwa, pamiętałbym, gdyby było inaczej. Czy to w ogóle było możliwe, aby człowiek stał się aniołem? I, co najważniejsze, co ten gnój mu zrobił, że Mikleo zaczął zwijać się z bólu, po czym nagle zasłabnął?
Pochłonięty tymi myślami kompletnie zapomniałem o tym, że tak właściwie znajdujemy się na polu bitwy, a to nie jest najlepsze miejsce na rozpraszanie się. Zły pan uciekł, pozostawiając przy nas mały legion helionów. W ostatniej chwili zauważyłem przed sobą jednego z potworów, dzięki czemu zdążyłem osłonić mojego ukochanego anioła własnym ciałem. To był jedyny sensowny ruch, jaki mogłem wykonać w tamtej chwili; moja broń leżała za daleko, bym mógł po nią sięgnąć, o fuzji z innymi serafinami nie wspominając. Przez każdy  z takich czynów naraziłbym Mikleo, a tego nie chciałem.
Poczułem, jak helion zatapia swoje pazury głęboko na moim przedramieniu. Rana nie była duża, ponieważ stwór szybko został odtrącony przez kulę ognia, a zaraz po tym ktoś otoczył nas wszystkich tarczą ochronną. Byłem niezbyt optymistycznie nastawiony do powiększania naszej małej drużyny o dwa dodatkowe Serafiny, ale finalnie cieszyłem się, że mam ich teraz przy sobie. Poczułem, jak ciężka, bez wątpienia należąca do Zaveida dłoń znalazła się na moim ramieniu.
- Mikleo jest ranny? – spytał się Serafin powietrza, nachylając się nad nieprzytomnym.
- Nie wiem, chyba nie, nic nie zauważyłem… - wymamrotałem, odgarniając kosmyki z czoła przyjaciela. Brwi miał ściągnięte w grymasie bólu, co ani trochę mi się nie podobało.
- Więc spokojnie, połóż go na ziemi, obronimy go. Mamy towarzystwo i, nie ukrywam, potrzebujemy cię.
Westchnąłem cicho, ale posłusznie położyłem bezwładne ciało przyjaciela na zimnej powierzchni. Rzadko zgadzałem się z Serafinem powietrza, ale tym razem miał rację. Żeby zapewnić mojemu aniołowi bezpieczeństwo, należało pozbyć się tych helionów. Lailah i reszta nie dadzą sobie rady sami, nie z taką ilością. Pocałowałem Mikleo w czoło, a następnie zdjąłem z siebie płaszcz i dokładnie opatuliłem nim jego drobne ciało. Zaraz po tym sięgnąłem po broń i podniosłem się do pionu.
Oczyszczenie potworów, które pozostawił nam zły pan, trochę zajęło nam czasu. Kiedy po tym wszystkim ostatni z serafinów opuścił moje ciało, poczułem się niewyobrażalnie słabo. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Mikleo nadal był nieprzytomny. Chciałem do niego podejść, ale po zrobieniu dwóch kroków zachwiałem się i najpewniej zaliczyłbym bliskie spotkanie z ziemią, gdyby nie silny uchwyt Zaveida.
- Jak się czujesz? – usłyszałem wyraźnie zmartwiony głos Lailah.
Wziąłem kilka głębokich wdechów i spróbowałem się uspokoić oraz nabrać sił. Ponownie zacząłem powoli siebie nienawidzić za tą słabość. Powinienem nadal mieć siłę, nawet pomimo oczyszczenia tak wielkiej ilości potworów.
- Wszystko w porządku – uśmiechnąłem się uspokajająco do pani jeziora. – Pójdziemy za nim jutro, nie ucieknie nam. Mikleo musi wrócić do pełni sił – dodałem, patrząc na kierunek, w którym oddalił się władca nieczystości. Aura zła znacznie osłabła i chociaż byliśmy w stanie ją wyczuć, mogliśmy oddychać normalnie i nie była aż tak przytłaczająca.
- Ty również. Wyglądasz, jakby cię smoku z gardła wydarto – usłyszałem uszczypliwy głos Edny. – Poza tym byłoby słabo, gdybyś nam tutaj padł. Masz świat do uratowania.
- Miło, że się o mnie martwisz – uśmiechnąłem się niej uroczo, na co jedynie wywróciła oczami.
Podszedłem do leżącego na ziemi przyjaciela, po czym wziąłem go na ręce. Przynajmniej grymas bólu zniknął z jego twarzy, a zamiast tego był wreszcie spokojny. Może to przez małą ilość zła dookoła, jednak oczyszczenie rycerzy na coś się zdało.
Rozbiliśmy obozowisko z dala od pola walki. Lailah zajęła się oglądaniem Mikleo, ja rozpalałem ognisko i rozkładałem koce, a Edna i Zaveid ruszyli po konie. Czasem kątem oka zerkałem na odległe pole bitwy: rycerze wspólnie zaczęli grzebać zmarłych. Wziąłem to za dobry znak, ważne, że byli w zgodzie. W sumie, to nie ich wina, że walczyli, przeciw sobie, po prostu wypełniali rozkazy, ale przez to zapomnieli, że walczyli przeciwko własnym rodakom. Może dzięki oczyszczeniu będą choć przez krótki czas działać wspólnie.
Powiedziałem, że wezmę pierwszą wartę, co niekoniecznie spodobało się Serafinom. Według nich powinienem odpoczywać najwięcej, w końcu byłem najbardziej wykończony, ale czułem, że i tak nie zasnę. Lailah nie stwierdziła żadnych ran u mojego przyjaciela, co jednocześnie mnie uspokoiło i zaniepokoiło. Skoro nic mu nie było, to dlaczego przez chwilę zwijał się z bólu?
Dopiero po obiecaniu, że obudzę następnego wartownika, którym był Zaveid, Serafiny udały się na spoczynek.
Westchnąłem cicho i oparłem się o jeden z głazów, opatulając się bardziej kocem. Noc zapowiadała się na chłodną, co było dość zaskakujące jak na tę porę roku. Niby anioły odczuwały temperaturę w inny sposób, niż ludzie, ale wszyscy byli dokładnie owinięci swoimi kocami, czyli zimno w jakiś sposób musiało im doskwierać. Przez moment nawet chciałem oddać swój koc ojem nieprzytomnemu przyjacielowi, ale uznałem, że to co miał, musiało mu wystarczyć. Nie mogłem również pozwolić, aby się przegrzał.
Krótko przed końcem mojej warty zaobserwowałem ruch ze strony Mikleo. Spojrzałem na niego z nadzieją, że zaraz się obudzi i tak faktycznie się stało.
- Mikleo – wyszeptałem z ulgą, przybliżając się do niego. Położyłem dłonie na jego policzkach i nawiązałem z nim kontakt wzrokowy. Wyglądał na lekko zagubionego. Czułem również, jak drżał, ale nie byłem pewien, czy to z powodu niskiej temperatury czy z emocji. – Martwiłem się. Jak się czujesz?
Chłopak nie odpowiedział mi, a jedynie wtulił się bez słowa w moje ciało. Westchnąłem cicho i przytuliłem go do siebie, gładząc delikatnie jego plecy. Powinienem spytać się o tę dziwną wizję, z jakiegoś powodu została ukazana i mnie, ale czułem, że to nie jest odpowiedni moment. Porozmawiam z nim później, kiedy będzie po wszystkim, a on będzie znacznie spokojniejszy. Albo, jeżeli będzie odczuwał taką potrzebę, porozmawiam z nim nawet teraz.
- Już dobrze, jestem tutaj – wyszeptałem, po czym ucałowałem go w skroń. Był ewidentnie roztrzęsiony, co mnie nie uspokajało. Na ten moment najważniejszą dla mnie informacją było, jak się czuje i czy ten potwór nic mu nie zrobił. Reszta może poczekać.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz