środa, 30 listopada 2022

Od Mikleo CD Soreya

 Uważałem, że Sorey przesadza, nie jestem głupi, nie jestem słaby, nie musi mnie kontrolować ani się o mnie tak przesadnie martwić przecież nigdzie już nie pójdę i co to w ogóle ma znaczyć, że nigdzie beż niego nie mam wychodzić? Przecież nie jestem więźniem tego domu, on naprawdę zapomina, czasem kim jestem i jak szybko potrafię się nudzić siedzeniem w domu. Dla tego tak ważne jest dla mnie, zająć się czymś, co nie wynudzi mnie jeszcze bardziej. Szkoda, że on o tym nie pamięta.
- Nie chce - Odpowiedziałem, odwracając się do niego plecami, nie mając ochoty na czytanie, słuchanie, czy leżenie, zdecydowanie mógłbym zrobić coś znacznie ciekawszego od leżenia, a zamiast tego jestem zmuszony do nudnego leżenia w łóżku, w którym tak naprawdę leżeć nie mam ochoty.
Sorey nie specjalnie przejął się, moim zachowaniem zajmując się czytaniem, które nie pozwalało mu zasnąć a ja, cóż leżałem spokojnie, przytulając do siebie kotkę, która wskoczyła na łóżko, wchodząc mi pod kołdrę, mrucząc przyjemnie czym uspała mnie mimo tego, że spać nie chciałem.
Dnia następnego obudziłem się późno rankiem wtulony w ciało śpiącego męża, który w końcu zasnął, chyba wiedząc, że i ja to uczyniłem.
Rozciągając się leniwie, wstałem z łóżka, wychodząc z naszej sypialni, mając ochotę na przygotowanie śniadania dla mnie i męża, nakarmienia zwierzaków i wpuszczenie do domu naszego psa. A właśnie, jeśli o to chodzi. Cosmo chyba ma już dość przebywania na dworze drapiąc pazurami o drzwi.
- Chodź, zimno jest - Odezwałem się, otwierając drzwi, za których wszedł nasz pies, kierując swoje kroki w stronę kuchni. No tak mądrala wie, że czeka tam jedzenie, nie mogąc wiec kazać mu czekać, przygotowałem im od razu jedzenie, stawiając jedną miska na ziemi, a druga na blacie dobrze wiedząc jak Cosmo lubi wyjadać karmę Coco.
- Nie bój się jedz - Pogłaskałem Coco po łebku, nim zająłem się przygotowaniem posiłku dla nas, mając ochotę dziś na jajka, z których zrobiłem jajecznicę z lekko podpieczonym chlebem z każdej strony.
Nakładając na talerz odpowiednią ilość jedzenia dla niego i dla siebie stawiając talerz na stole, nie zapominając o kawie, bez której mój mąż nie potrafiłby żyć.
- Miki jesteś tu? - Słysząc głos męża, wyszedłem z kuchni, pokazując mu się, nie chcąc, aby się niepotrzebnie martwił.
- Tutaj - Odezwałem się, zwracając tym samym uwagę męża.
- Dlaczego mnie nie obudziłeś? - Na to pytanie westchnąłem cicho, nie rozumiejąc, dlaczego miałbym go budzić, co przepraszam, bardzo mu to da? Będzie tylko niewyspany i nerwowy, a nie o to przecież chodzi prawda.
- A dlaczego bym miał cię budzić? - Zapytałem, gdy tylko mój mąż podszedł do mnie, całując mnie w czoło.
- Po to, abym zrobił ci śniadanie - Po jego słowach uśmiechnąłem się delikatnie, zapraszając go do kuchni.
- Nie musisz, ja zrobiłem to za ciebie - Pokazałem mu, zapraszając do stołu gdzie czekało na nas śniadanie.
- Miałeś odpoczywać, a to ja miałem dla ciebie przygotowywać posiłki - Jego słowa mnie rozbawiły.
- Jesteś kochany i najlepszy na świecie ale ja mogę sam przygotować jedzenie, a ty zawsze możesz mi się odwdzięczyć w inny sposób - Odparłem, uśmiechając się do męża, oczywiście chcąc tylko atencji mężczyzny, którego bardzo kochałem, musząc korzystać z ostatnich chwil, nim dzieci znów wrócą do domu, zabierając ze sobą ciszę i spokój, za którym jeszcze nie raz zatęsknimy.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Uspokoiłem się trochę dopiero wtedy, kiedy mocno objąłem Mikleo, ponieważ wtedy miałem pewność, że jest bezpieczny. Czy on w ogóle myśli? Pamięta, co ostatnim razem stało się, jak wracał samotnie nocą? Całe szczęście skończyło się wtedy tylko na skręconej kostce i kilku tygodniach spędzonych w łóżku, a mogło przecież skończyć się tragedią... kiedy on się nauczy, że beze mnie ma nie wychodzić na zewnątrz, zwłaszcza nocą? Myślałem, że już się przekonał kilkukrotnie na własnej skórze, że to nigdy nie kończy się dobrze... 
- Nie, bo jak zmrużę na chwilę oczy, znowu zrobisz coś głupiego – wyburczałem, nadal jeszcze tak odrobinkę na niego zły. Nie przeżyłbym gdyby tak coś mu się stało, raz przeżyłem jego śmierć, ale za drugim pękłoby mi serce. Zresztą, i tak bym w tym momencie nie zasnął, za bardzo wzburzony przez to, co się stało. 
- Sorey, przecież powiedziałem ci, że już więcej tego nie zrobię – odpowiedział, chyba niezbyt zadowolony z mojej odpowiedzi. Jakby siedział w domu, może bym aż tak bardzo tego nie przeżył, ale musiał wyjść, dlatego teraz muszę go przypilnować. 
- A kto cię tam wie – burknąłem, odsuwając się od niego. Nie wiem, ile go nie było w domu, ale był strasznie zimny, a im dłużej go przytulałem, tym bardziej mnie było zimno. – Zrobię ci coś ciepłego do picia, a ty idź się troszkę ogrzać, bo strasznie lodowaty jesteś – dodałem, odsuwając się od niego, by pójść do kuchni i nastawić wodę. Sam też bym się napił czegoś ciepłego, ogień już się wypalił i w domu było dosyć chłodno, no i też zmarzłem trochę przez to, że przytulałem się do chłodnego ciała męża. 
Widziałem, że Mikleo się to nie do końca podobało, ale pomimo tego grzecznie się mnie posłuchał i zniknął na górze. Ja z kolei zająłem się przygotowaniem dla nas po gorącej czekoladzie, próbując się odrobinkę uspokoić. Gdyby Mikleo na siebie uważał, nie byłbym taki przewrażliwiony, ale doskonale go znałem i wiedziałem, że jak chodzi o niego samego, to nigdy nie uważa, dlatego to ja muszę zadbać o niego, ale jak mam o niego zadbać, jak go w domu nie ma? Poza tym, on wręcz przyciąga kłopoty, i to zwłaszcza wtedy, kiedy mnie przy nim nie ma. Cóż, na szczęście z tego nocnego spaceru nic złego nie wyniknęło, więc właśnie na tym powinienem się skupić, by się uspokoić. Wdech, i wydech, wdech...
- Nadal jesteś na mnie zły? – spytał cicho Mikleo, podchodząc do mnie od tyłu i przytulając się do moich pleców. Trochę mnie tym zaskoczył, kompletnie go słyszałem, ale nie wiedziałem, czy to z tego powodu, że skupiłem się na własnych myślach, czy też może dlatego, że podszedł do mnie bezszelestnie. 
- Jeszcze odrobinkę tak – przyznałem, wsypując do kubka po łyżce czekolady. Miał szczęście, że nic mu się nie stało, bo gdyby tak wrócił do mnie z chociażby najmniejszym zadrapaniem, zostałby uziemiony w domu na dobry miesiąc. Albo i dłużej, to zależy, w jakim humorze bym był. 
- Przepraszam. Już nigdy więcej nie wyjdę na dwór nocą – odpowiedział, nie odsuwając się ode mnie ani o milimetr. 
- Chyba nigdy więcej nie wyjdziesz w ogóle na dwór beze mnie – poprawiłem go, wlewając wrzącą wodę do kubków. – Siadaj przy stole, czekolada gotowa – poprosiłem go, chcąc przenieść kubki na stół. 
- A może przejdziemy do salonu? Albo na górę? Tam jest cieplej – poprosił mnie, na co pokiwałem głową. 
- Jeśli tak wolisz – powiedziałem, nie mając z tym żadnego problemu. 
- To chodźmy na górę. 
Kiedy wróciliśmy do pokoju, Miki od razu wsunął się pod kołdrę, najwidoczniej trochę zmarznięty. Może i zmienił swoje rzeczy na bardziej ciepłe, ale jego ciało dalej pozostało chłodne, co już poczułem w kuchni. Dołożyłem drewna do kominka, przypilnowałem, by się lepiej rozpaliło, i dopiero wtedy także wróciłem do łóżka, okrywając się kołdrą. Mój aniołek od razu przysunął się do mojego ciała, by się do mnie przytulić. Wiem, że mówiłem mu, że ma się ogrzać, ale czemu kosztem ciepła mojego ciała? To już nie było takie miłe? 
- Wiesz, że nie musisz ze mną siedzieć? – spytał, kiedy sięgnąłem po książkę, którą w sumie znałem, ale musiałem się czymś zająć, by przypadkiem nie zasnąć, w końcu do świtu jeszcze trochę zostało, no i wypadało także wypić gorącą czekoladę, póki jeszcze jest gorąca nie tylko z nazwy. 
- A co, jak wpadniesz na kolejny głupi pomysł? Chyba jednak podziękuję. Czytać ci na głos? – spytałem, otwierając książkę na samym początku. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Nie rozumiałem, o co mu chodzi i dlaczego się tak denerwuje, przecież nic się złego nie dzieje, ja jestem zadowolony, Cosmo jest zadowolony, więc w czym jest problem.
~ Sorey uspokój się - Wysłałem mu wiadomość, nie mnie mając zamiaru mówić mi, gdzie jestem, niech nie przesadza, nic mi nie jest i nic mi nie będzie, nudziłem się w domu, więc zabrałem psa na spacer i co z tego, że jest trzecia w nocy, nic się przecież nie dzieje, po co więc ta cała panika?
~ Jak mam być spokojny, jeśli ciebie nie ma w domu? Gdzie jesteś, idę po ciebie - Słysząc jego słowa, w moich myślach westchnąłem ciężko, kręcąc z niedowierzaniem głową.
~ Nigdzie nie wychodź, zaraz będę w domu - Odezwałem się, chcąc go uspokoić, nie ma potrzeby się denerwować i oboje doskonale o tym wiemy albo i nie, bo gdyby on o tym wiedział na pewno, by tak nie panikował, bo i po co.
~ Daje ci pięć minut, po tym czasie idę po ciebie - Mruknął, troszeczkę mnie tym niepokojąc, czy on się na mnie gniewa? Przecież nic złego nie zrobiłem, poszedłem tylko na spacer z psem to chyba nic złego.
~ Dobrze - Odpowiedziałem spokojnie, idąc w stronę domu, zabierając ze sobą pse, który nie do końca chciał wracać do domu.
- No chodź Cosmo, później pójdziemy na spacer - Poprosiłem, psa, który mimo niechęci ruszył za mną, wracając do domu w ciągu kilku minus, nie będąc z tego zadowolonym, nie mówiąc już o psie, który nawet nie chciał wracać do domu, pozostając na dworze.
- Wróciłem Sorey - Zawołałem, wchodząc do przedpokoju.
- Nareszcie, odbiło ci? Przecież mogło ci się coś stać - Odezwał się, kładąc dłonie na moje policzki.
- Dlaczego miałoby mi odbić? Przecież poszedłem tylko na spacer, to coś złego? - Spytałem, patrząc spokojnie w jego oczy.
- Nie, to nic złego, jeśli odbywa się w ciągu dnia - Upomniał mnie, zachowując się tak jakbym ja bym małym dzieckiem, nad którym trzeba stać i upominać za wszystko, co w jego mniemaniu zrobiłem źle.
- Sorey, nie musisz się o mnie martwić, nie jestem małym dzieckiem, potrafię się obronić przed złem - Przypominałem mu, mówiąc wszystko bardzo spokojnie, nie chcąc się kłócić z mężem, nie po to nadrobiliśmy zaległości aby teraz się z nim kłócić z powodu zwykłego nocnego spaceru.
- Jak mam się o ciebie nie martwić? Jesteś moją małą owieczką, o którą muszę dbać i się nią opiekować - Gdy to mówił, uśmiechnąłem się do niego delikatnie, przytulając do niego.
- Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć, nie miałem nic ciekawego do robienia, dla tego poszedłem na spacer z naszym psem - Przyznałem, naprawdę nie chcąc go denerwować, miałem nadzieję, że się nie obudzi, dla tego znudzony po prostu poszedłem na spacer, nie chcąc mu przeszkadzać w śnie.
- Nie rób mi tak po prostu więcej - Poprosił, nie przestając mocno przytulać mnie do siebie.
- Nie zrobię, obiecuję - Obiecałem, nie chcąc, aby znów się tak o mnie martwił, to może mi zaszkodzić, a ja nie chce, aby coś mu zaszkodziło tym bardziej z mojego powodu. - Położysz się spać? - Zapytałem, nie bardzo chcąc, aby teraz ze mną siedział do rana, gdy ja naprawdę nie jestem zmęczony.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Nie byłem do końca zachwycony z powodu tego, że nie mamy już nic nowego do czytania, chociaż to tak w sumie nie powinno być dla mnie aż takim zaskoczeniem. W końcu albo większość książek traktujących o historii i ruinach już przeczytaliśmy jako dzieci, albo podczas naszych oddzielnych podróży, później chłonęliśmy wiedzę z królewskich zasobów a teraz, jeżeli jedno z nas dostawało jakąś książkę, albo czytaliśmy ją razem, albo jedno po drugim. Teraz raczej trudno znaleźć coś, czego jeszcze nie czytaliśmy, a jak już coś udawało mi się znaleźć na targu, to zaraz to kupowałem. Chyba, że widziałem coś nowego na straganie kupczyka, do którego Miki robił maślane oczka, co jak co, ale jemu zarobić nie dam. 
- A jesteś śpiący? – dopytałem, przyglądając się mu uważnie. Szczerze, to nie miałem za wielkiej ochoty czytać jeszcze raz tego, co już przeczytałem, zwłaszcza, że treść tych książek jeszcze pamiętałem. Chyba poszedłbym spać, zwłaszcza, że trochę już zmęczony byłem i co nieco dzisiaj porobiłem, z czego byłem dzisiaj całkiem zadowolony, ale nadal uważałem, że trochę to było za mało. Gdyby mnie Miki tak nie nęcił tą sukienką, pewnie udałoby mi się sprawniej ogarnąć dom...
- Nie patrz na mnie, tylko na siebie, widzę, że ci się oczy zamykają – odparł, poprawiając grzywkę wpadającą mi do oczu, chociaż nie mam pojęcia po co, tak bardzo mi to nie przeszkadzało. 
- Powinienem ten czas wykorzystać w inny sposób niż na sen... – zacząłem, nie chcąc się przyznać, że jestem zmęczony, ale też nie chciałem zaprzeczyć, bo to byłoby kłamstwo, a to już mogłoby być niegrzeczne z mojej strony. 
- Lepiej korzystaj z okazji, bo jak dzieci wrócą, to już się tak nie wyśpisz. Sam mi to mówiłeś, pamiętasz? – przypomniał mi, uśmiechając się delikatnie. – Dobranoc, kochanie – dodał, podnosząc się do siadu, by móc ucałować mnie w policzek. 
- A co z tobą? – zapytałem, naprawdę nie chcąc go zostawiać samego, obiecałem mu w końcu, że w nocy się nim zajmę, a zamiast tego w nocy idę spać... zająłem się nim troszkę wcześniej, co prawda, no ale powinienem dotrzymać raz danego słowa, prawda? Już i tak jestem niezbyt dobrym mężem, więc teraz muszę robić wszystko, by się poprawić, a najlepiej jest zacząć od dotrzymania słowa. 
- Ja poleżę sobie tutaj z tobą, a potem zobaczymy – wyjaśnił mi, na powrót kładąc się na mojej klatce piersiowej.
- Nie chcę zostawiać się samego – przyznałem cicho, zaczynając gładzić go po brzuchu, bo aktualnie właśnie na tej części jego ciała leżała moja ręka. 
- Przecież mnie nie zostawiasz, daj spokój. A teraz już, spać, dobranoc – ponaglił mnie, bardziej wtulając się w moje ciało. 
Nie byłem do końca z tego powodu zachwycony, ale chcąc nie pozostało mi nic innego poza snem. Próbowałem jeszcze zagaić rozmowę, by przypadkiem nie zasnąć, ale on chyba to wyczuł i nie odpowiadał, dlatego zasnąłem szybciej, niż się zorientowałem. 
Kiedy następnym razem otworzyłem oczy, nadal było ciemno, a mojego męża nie było obok mnie. Nie do końca z tego powodu zadowolony wstałem z łóżka, pomimo zmęczenia i panującego chłodu, po czym zacząłem się rozglądać po domu w poszukiwaniu mojego niesfornego anioła. Rozumiem, gdyby był dzień, ale co można było robić w nocy? Jeżeli go zostanę sprzątającego... to jeszcze nie wiem, co zrobię, ale na pewno nie będę z tego powodu zadowolony. Przeszukałem jednak cały dom i nigdzie go nie znalazłem. Przyznam, lekko spanikowałem, gdzie on był, kiedy powinien być w domu?
~ Mikleo? Gdzie ty do diabła jesteś? – zapytałem go w myślach modląc się w duchu o to, by nic mu się nie stało. 
~ Poszedłem z Cosmo na spacer. Nic mi nie jest, wracaj spać – próbował mnie uspokoić, ale to niezbyt mu się udało. 
~ Czy ty zwariowałeś? Kto do diabła chodzi w nocy na spacer? A jak cię ktoś zaatakuje? Albo coś? Gdzie jesteś?  Ubieram się i idę po ciebie – powiedziałem i mocno zdenerwowany poszedłem na górę, by zaraz zacząć się ubierać w coś cieplejszego. Nie mogłem w końcu wyruszyć po niego mając na sobie jedynie piżamę... 

<Miki? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Kiwając łagodnie głową, podchodząc do balii, wkładając rękę do cieplutkiej wody która była wręcz idealna.
- Temperatura mi odpowiada, bardzo mi odpowiada - Przyznałem, uśmiechając się ciepło do męża.
- Cieszę się, że ci odpowiada - Podszedł do mnie, poprawiając mi grzywkę. - Dlaczego wciąż nie podciąłeś jeszcze swoje grzywki? - Na to pytanie zastanowiłem się chwilę, całkowicie o tym zapominając, wcześniej mając wiele innych rzeczy na głowie tu dzieci, tu mąż, który nie czuł się najlepiej, tu zwierzęta i tak jakoś nie miałem na to czasu.
- Ostatnie wydarzenia spowodowały, że całkiem o tym zapomniałem - Wyznałem zgodnie z prawdą, nie mając powodu go oszukiwać, bo i po co bym miał to robić?
- W porządku, w takim razie może, póki kąpiel nie jest jeszcze gotowa, podetniesz grzywkę? - Na to pytanie uniosłem brew, zastanawiając się nad jego pytaniem.
- Teraz? A co z twoją grzywką? - Dopytałem, dostrzegając to, że i jego grzywkę powinna być podcięta.
- Moja nie jest teraz ważna, najważniejsze jest to, że mi coś obiecałeś i jeszcze tego nie zrobiłeś - Odpowiedział, najwidoczniej bardzo chcąc, abym wreszcie podciął grzywkę. No cóż, chyba nie mam więc wyboru i muszę to uczynić, a im szybciej to zrobię, tym lepiej, bo gdy mój mąż jest szczęśliwy i ja jestem szczęśliwy.
- Dobrze, w takim razie zrobię to od razu - Zgodziłem się, zbierając wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy z łazienki jak nożyczki i grzebień, z którymi podszedłem do sypialni, robiąc to, o co poprosił mnie mój mąż, podcinając grzywkę tak, aby odkryć oczy, ale nie czoło, którego odkrywać nie chciałem.
Podcięcie grzywki zajęło mi kilka chwil, po których mogłem posprzątać, spadające na ziemię włosy wyrzucając je w kuchni do śmieci, dopiero wtedy wracając do męża, który skończył już przygotowywać nam kąpiel, dostrzegając mnie w łazience, uśmiechnął się szeroko, podchodząc bliżej.
- Nareszcie widzę twoje piękne oczy - Wymruczał, wpatrując się w nie jak w obrazek.
To jest akurat zabawne, znany się od zawsze, a on wciąż nie może napatrzyć się moim oczom.
- Widzisz je dziennie od lat i wciąż się nie możesz napatrzyć? - Zapytałem rozbawiony, patrząc na niego z ciepłym uśmiechem.
- Twoje oczy nigdy mi się nie znudzą - Wymruczał, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku. - Zapraszam do kąpieli - Dodał, ciągnąc mnie w stronę balii, do której weszliśmy od razu po zdjęciu ubrań.
- Jak dobrze - Wymruczałem zadowolony, opierając plecy o jego klatkę piersiową.
- Cieszę się, że ci się podoba - Odpowiedział, całując mnie w tył głowy, przytulając mnie do siebie.
Zadowolony z przyjemnie spędzonego czasu w wodzie, mogliśmy nareszcie porozmawiać o wszystkim i niczym, nie musząc martwić się dziećmi, które pewnie, by nam w tym spokoju przeszkadzały.
Kąpiel była naprawdę przyjemna i trwała ona aż do momentu, w którym to woda nie stała się zimna, a my po kąpieli położyliśmy się do łóżka, wtulając w swoje ciała, napawając się swoją bliskością.
- Co chcesz przeczytać? - Zapytał, głaszczący mnie po ramieniu mąż.
- Szczerze mówiąc, to nie wiem, może to, co zwykle o ruinach? - Zapytałem, w sumie nie mając pomysłu na to, co, by przeczytać, kiedy to nie mamy niczego nowego w domu.
- No tak nie mamy nic nowego w domu do przeczytania - Odpowiedział, cicho wzdychając.
- To nic, możemy przeczytać to, co już znamy lub pójść spać - Zaproponowałem, samemu nie mając ochoty na sen i raczej już jej dzisiejszej nocy nie będę miał, dla tego, gdy tylko mój mąż zaśnie, ja chętnie wstanę z łóżka i czymś się zajmę, aby nie tracić czasu na leżenie które i tak nie zachęci mnie do snu..

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Byłem zaskoczony jego propozycją. Podejrzewałem go o bardziej... cóż, aktywne i zbereźne rzeczy, jeżeli mam być szczery. Znałem doskonale jego potrzeby, w końcu sam go tego nauczyłem, były one całkiem duże, i może odrobinkę zaspokoiłem je w ostatnich dniach, ale czułem, że nie było to. Przyznam, że ja już byłem w zupełności zaspokojony i poza zwyczajnymi czułościami niczego mi nie brakowało. Ja jednak nie jestem aż taki ważny jak Miki, więc dla niego jestem w stanie się poświęcić. 
- Ale jesteś pewien? To dosyć spokojny wieczór – zauważyłem, marszcząc brwi. 
- Wiesz, że nie musimy spędzać czasu tylko na kochaniu się? – odpowiedział pytaniem, unosząc w rozbawieniu jedną brew. 
- Nie musimy, ale możemy. Nie wiadomo, kiedy następnym razem będziemy mieć cały dom dla siebie. W końcu należy korzystać z okazji – uśmiechnąłem się do niego delikatnie, próbując go zachęcić do innego rodzaju aktywności. 
- No i korzystam. Mając dzieci nie wykąpiemy się spokojnie, ani nie poczytamy, a tego właśnie w tym momencie chcę – przyznał, niezbyt chcąc się przekonać. A później będzie i narzekał, że nie mam dla niego czasu, no ale niechaj już  mu będzie. – Jak już wszystko mamy zrobione, to przygotuję kolację. 
- Nie, ja to zrobię, a ty odpoczniesz... – zacząłem, nie chcąc mu na to pozwolić. Już na co dzień robi bardzo dużo, dlatego teraz chciałem go jak najbardziej odciążyć, zwłaszcza, że coraz bardziej zastanawiałem się nad tym, by nie wrócić do pracy, ale cały czas powstrzymywał mnie Merlin. Co prawda, zachowywał się znacznie lepiej, ale też zauważyłem, że coraz więcej używał swoich mocy. Nie zniszczył do tej pory niczego ani nikogo nie skrzywdził, więc czysto teoretycznie działo się raczej dobrze, ale nadal czułem niepokój. Co, jeżeli te moce wymkną mu się spod kontroli, a mnie wtedy nie będzie w domu? Nie chciałbym zostawiać Mikleo samego w takiej sytuacji. 
- Razem to zrobimy, bo inaczej nigdy się nie dogadamy – sprostował Mikleo. Nie byłem do końca z tego powodu zadowolony, no ale chyba było to najlepsze, na co mogliśmy się umówić. 
Niechętnie bo niechętnie, ale zacząłem przygotowywać wraz z nim kolację, rzecz jasna nie żałując składników. Jutro powinienem pójść na targ uzupełnić zapasy i kupi jakieś słodkości dla dzieci, które na pewno nie będą pocieszone z powodu tego, że wracają do nudnego domu i do równie nudnego taty. Z powodu powrotu do mamy na pewno jeszcze będą się cieszyć, bo mamusia zawsze jest najukochańsza na świecie, a mi jedyne co pozostało, to drobne przekupstwo, które i tak nie zawsze działa. 
Po kolacji mój mąż nalegał na to, by po niej posprzątać, co oczywiście mi się nie spodobało, ale postanowiłem nie być dłużny i przygotować mu kąpiel, co głośno mężowi oznajmiłem, by wiedział, gdzie się udać po skończonym sprzątaniu. Miałem tylko nadzieję, że zdążę, bo w końcu do sprzątania nie miał za dużo, a jedynie pozmywać naczynia, bo takim ogólnym sprzątaniem zająłem się dużo wcześniej. 
Przygotowałem kąpiel dokładnie taką, jaką uwielbiał mój Miki, czyli gorąca woda i mnóstwo pachnących dodatków, które swoją drogą także musiałem dokupić. To jest chyba już nasza druga kąpiel dzisiaj... no ale cóż, musieliśmy się w końcu odstresować, by mieć siły, aby dalej opiekować się naszymi pociechami, które chyba kiedyś wpędzą mnie do grobu, tak swoją drogą. 
- Może ci w czymś pomóc? – zaproponował Mikleo, nagle pojawiając się za mną. 
- A co ty tu robisz? Jeszcze nie skończyłem – odpowiedziałem, kontrolując przez cały ten czas ten czas temperaturę wody. W końcu nie chciałem, by była za ciepła, by delikatna skóra mojego męża się nie sparzyła. 
- Ale ja skończyłem – przyznał, wzruszając ramionami. – Niewiele mi tam pozostawiłeś. 
- I bardzo dobrze, bo miałeś w końcu wypoczywać, a nie pracować. Sprawdź, czy pasuje ci woda – poprosiłem, prostując się i poprawiając grzywkę, która znowu zaczęła wpadać mi do oczu. Właśnie, Mikleo jakiś czas temu miał sobie przyciąć grzywkę i jeszcze tego nie zrobił, czemu tak z tym zwleka. Kochałem jego włosy, owszem, ale jeszcze bardziej wolałem patrzeć w jego cudne oczy, których kolor był nieziemski i mógłbym się w nie wpatrywać godzinami. 

<Owieczko? c:>

wtorek, 29 listopada 2022

Od Mikleo CD Soreya

Na pytanie męża uśmiechnąłem się łagodnie, podchodząc do niego bliżej, całując go w policzek, głaszcząc psiaka po łebku.
- Dziękuje, niczego nie potrzebuję - Przyznałem zgodnie z prawdą, skupiając się na psie, który pchał łeb w moje ręce, domagając się atencji. Uśmiechając się do pieska, skupiając całą swoją uwagę na niego. - No tak widzę przystojniak z ciebie - Odezwałem się do psa, czochrając jego sierść. Zerkając na męża, który wyglądał na odrobinkę niezadowolonego, ciekawe co siedzi mu teraz w głowie?
- Mam być zazdrosny? - Gdy to usłyszałem, zaśmiałem się szczerze, odwracając głowę w stronę mojego najukochańszego człowieka.
- Skarbie, chcesz być zazdrosny o psa? - Dopytałem tak dla jasności, naturalnie rozumiejąc, o co mu tak dokładnie chodzi, Sorey nie był zazdrosny, on tylko chce, aby to na niego zwracał uwagę, a nie na psa, gdyż jak ja mogę go tak ignorować prawda?
- A dlaczego nie? Cosmo ma mieć jakieś fory - Dopytał, wyglądając na bardzo poważne, a raczej świetnie udawał poważnego. Mój kochany zazdrośnik i jak tu ho nie kochać? I, że on się dziwi, skąd w naszym synku tyle zazdrości skoro on sam potrafi być zazdrosny o dzieci, zwierzaki nie wspominając już o innych istotach chodzących po świecie, a zwłaszcza tych który, chociaż próbują mi okazać zainteresowanie. Nie, żeby mnie to interesowało, mówiąc to, mam na myśli mężczyzn i kobiety, które wysyłają mi jakieś sygnały, których ja nie widzę a mój mąż dostrzega ich aż nadto.
- Tak, bo to słodki piesek, którego kochamy za jego słodkość - Odpowiedziałem, zgodnie z prawdą.
- I mówi to osoba, która jeszcze niedawno bała się psów - Powiedział, troszeczkę się ze mnie nabijając.
- Tak, boje się obcych psów, ale Cosmo nie jest obcym psem - Wyjaśniłem, nie ukrywając strachu przed obcymi psami, którym nie można ufać.
Sorey nic nie powiedział, kiwając jedynie łagodnie głową, nie przestając wyczesywać futra naszego wielkoluda.
- Wiesz, zastanawiałem się nad dokończeniem budy dla Cosmo - Gdy to powiedział, zaskoczony spojrzałem na niego, unosząc jedną brew ku górze.
- Dokończyć budę? Chcesz robić to dziś? - Dopytałem, tak dla jasności, nie mając problemu z tym, aby mój mąż skończył budę, dla naszego psa tylko chciałem wiedzieć, czy planuje to zrobić dziś, bo przyznam szczerze, wolałbym spędzić z nim czas, puki jest to jeszcze możliwe.
 - A chcesz, abym zrobił to już teraz? - Spytał, na co pokręciłem przecząco głową. Nie chciałem, aby się za to zabierał, to znaczy jestem jak najbardziej za tym, aby dokończył budę, na którą nasz kochany pies zasługuje jednakże nie dziś i nie jutro, gdy mamy czas dla siebie na rozmowy i przyjemnie spędzanie czasu czy to w łóżku, czy to poza nim.
- Nie, nie chce. To znaczy, jak najbardziej jestem za tym, abyś dokończył budę dla psa tylko nie dziś i nie jutro, ponieważ to czas tylko dla nas - Wyjaśniłem, chcąc mieć jasną sytuację, nie zabraniam mu skończyć budy, tym bardziej że widzę jak się teraz czuje i jak świetnie wchodził mu zaspokajanie moich potrzeb. - Tylko proszę, jak będziesz kończył budę, nie skalecz się ponownie w żadną część ciała, nie chciałbym znów przechodzić tego wszystkiego od nowa - Poprosiłem, całując go w policzek, siadając na krześle, przy stole biorąc na kolana naszą kotkę, która chciała mojej uwagi.
- Spokojnie postaram się jak mogę, aby nic sobie nie zrobić - Zapewnił, puszczając wyczesanego już psa, który od razy pobiegł w stronę drzwi, chcąc wyjść na dwór. - Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? - Dopytał, gdy wrócił do kuchni, zwracając moją uwagę.
- Szczerze to nie wiem, nie mam nic zaplanowanego, może wspólna kolacja, kąpiel. A po niej sam nie wiem, może coś poczytamy i pójdziemy pewnie spać - Odpowiedziałem, nie chcąc za bardzo dziś już męczyć męża, w końcu on też ma prawo, a nawet potrzebę odpocząć dla tego ja niczego nie mam zamiaru już dziś od niego oczekiwać, w pełni usatysfakcjonowany tym, co dostałem.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Na jego słowa jedynie pokręciłem z niedowierzaniem głową. Oczywiście, że nie chce spać, ale już głowy odwrócić w moją stronę nie chce, a i oczy mu się zamykają... ale wziąłem to za bardzo dobry znak, oznaczało to w końcu, że jeszcze z wprawy nie wyszedłem i potrafię go doprowadzić do takiego stanu, chociaż nie powiem, i mnie jest z czasem trochę ciężko. Chyba to wina tych wielu lat na karku, w końcu najmłodszy już nie byłem i lepiej ze mną nie będzie, a wręcz przeciwnie, będę się stawał coraz to słabszy, powolniejszy i brzydszy. A mój Miki będzie cały czas piękny i słodziutki. 
- Lepiej korzystaj, bo aby wyspać się przy dzieciach to też niemały luksus – powiedziałem cichym i kojącym głosem, nie przestając gładzić jego pleców. Widziałem, że go to usypia i zamierzałem to perfidnie wykorzystać. Drzemka na pewno mu nie zaszkodzi, a być może mu pomoże. 
- Powinienem wykorzystać tę chwilę na inny czynności niż sen – wymamrotał, będąc bardziej w krainie Morfeusza niż rzeczywistym świecie. 
- Nonsens, ja tam się na ciebie nie obrażę – przyznałem, uśmiechając się delikatnie. 
Mikleo coś tam wymamrotał w odpowiedzi, ale było to dla nie zupełnie niezrozumiałe, dlatego już mu nic nie odpowiedziałem. Poczekałem jeszcze kilkanaście minut upewniając się, że jego sen stał się znacznie głębszy, i dopiero wtedy ostrożnie wstałem z łóżka uważając na to, że by go nie obudzić. Opatuliłem go także kocem, by przypadkiem moja Owieczka nie zmarzła za bardzo. Tak, tak, anioły niby nie marzną, no ale przecież widzę, że czuje się znacznie lepiej, jak taki zmarznięty wchodzi do gorącej wody. Albo z jaką chęcią wtula się w moje ciało... myślę, że to życie ze mną i dziećmi mimo wszystko trochę go do tego ciepła przyzwyczaiło, no ale mi to tam nie przeszkadzało, bo i tak zawsze traktowałem go bardziej jak człowieka niż anioła, zapominając się, że on nie musi zaspokajać takich potrzeb jak chociażby jedzenie. 
Kiedy już zadbałem o męża, założyłem ubranie na swoje ciało i dołożyłem drewna do kominka, by w naszym pokoju było ciepło, i zszedłem na dół, by zająć się zwierzakami. Jadły tylko śniadanie, a w zimę zawsze upominały się o dwie porcje, więc jak dam im teraz, to będziemy mieć później spokój. Chyba, że przyjdą do nas, żądne czułości, bo to też im się zdarza, jak nie ma dzieci, które zazwyczaj się z nimi bawiły i poświęcały im uwagę. 
Korzystając z wolnej chwili zająłem się dzieciakami, posprzątałem kuchnię i jeszcze dodatkowo przyniosłem drewna z szopy, by nie musieć po nie rano iść. Muszę w końcu zebrać się w sobie i dokończyć tę budę dla psa, w końcu tak niewiele mi brakuje... już planowałem to zrobić od dłuższego czasu, no ale przecież musiałem odpoczywać, bo byłem obłożne chory... teraz Mikleo już chyba się przekonał, że dam sobie ze wszystkim radę, więc może w końcu nie będzie mi marudził, jak mu powiem, że idę dokończyć swoją robotę. 
- Czemu nie ma cię przy mnie? – usłyszałem za sobą zaspany głos Mikleo, podczas kiedy ja zajęty byłem czesaniem Cosmo. 
- Bo nie byłem śpiący, ale ty najwidoczniej już tak, więc pozwoliłem ci odpocząć, a ja zająłem się zwierzakami. Spójrz, jak Cosmo teraz pięknie wygląda – odezwałem się, drapiąc psa za uchem. – Wyspany? Chcesz czegoś? – zapytałem, odwracając się w jego stronę. Był już późny wieczór, więc najwyższa pora dla mnie, bym szykował się do spania, ale Miki na pewno jest wyspany, więc nie ma mowy, by położył się ze mną, dlatego poświęcę się dla niego i będę mu dotrzymywał towarzystwa, dopóki sam nie poczuje się zmęczony. Albo dopóki ja nie padnę...

<Aniele? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Nie byłem pocieszony z takiego obrotu tej sytuacji, mając nadzieję, na coś więcej niż tylko odesłanie mnie do sypialni i czekania na niego, co jednak miałem zrobić jak wrócić do sypialni? No nic musiałem to zrobić, grzecznie czekając na męża, który nie wracał przez kilka minut, z powodu czego położyłem się na łóżku, zamykając swoje oczy, leżąc tak spokojnie, oczekując męża, który sam nie wiem, ile już nie wracał, nie mając specjalnie ochoty zerkać na zegarek.
Sorey pojawił się w sypialni, bezszelestnie informując mnie o swojej obecności ciepłymi pocałunkami składanymi na moich udach.
Zadowolony zamruczałem cicho, otwierając swoje oczy, zerkając na męża pieszczącego moje uda.
- Spóźniłeś się - Zauważyłem, dopiero teraz zdając siebie sprawę z tego, że oczekiwałem na niego zdecydowanie dłużej niż pięć minut. Niw jestem pewien ile, ale dłużej a przecież miał się nie spóźnić.
- Naprawdę? Wynagrodzę ci to, rozluźnij się, a ja zajmę się całą resztą - Wymruczał, nachylając się nade mną, całując moje usta.
Nie mówiąc już nic, poddałem się mu, pragnąc jego dotyku i pieszczot, które strasznie przedłużał, z jednej strony pobudzają wszystkie moje zmysły, a z drugiej niepotrzebnie wszystko przedłużając, drażniąc mnie odrobinkę.
A mógł trochę to przyspieszyć, ja już naprawdę nie mogę wytrzymać, ledwo co powstrzymując swoje wewnętrzne pragnienia.
- Sorey proszę - Wydumałem, ciężki przy tym oddychając, zaciskając mocno dłonie na pościeli.
- O co prosisz moja śliczna owieczko? - Zapytał, bawiąc się materiałem sukienki.
- Zdejmij ją, proszę - Wręcz błagałem, ciężko przy tym dysząc.
- Skoro tak bardzo chcesz - Wyszeptał mi do ucha, pozbywając się sukienki z mojego ciała, nie mając zamiaru jeszcze dać mi tego, na co czekałem, przedłużając wszystko aż do chwili, w której widać było po mnie, że mam już dość pieszczot chcąc czegoś więcej, dając mi to, czego chciałem, doprowadzając mnie do szaleństwa..
- I jak, dobrze było? - Spytał, gdy wykończony leżałem na jego klatce, ciężko wciąż oddychając.
- Było cudownie, naprawdę cudownie, bo ty jesteś cudowny - Wyznałem, unosząc głowę tylko po to, aby złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku, który chętnie go odwzajemnił, gładząc mnie po nagich plecach.
- Nie jestem cudowny, ale cieszę się, że było ci dobrze - Gdy to mówił, głaskał mnie po policzku, patrząc prosto w moje oczy.
- Jesteś cudowny i zdania nie zmienię - Uparcie trzymałem się swojego, patrząc w jego oczy.
- Oczywiście, musisz odpocząć - Zmienił temat, na co westchnąłem cicho, kładąc głowę na jego klatce piersiowej, faktycznie odczuwając zmęczenie po tak przyjemnych doznaniach.
- Ja jeszcze nie skończyłem - Mruknąłem cicho, mimo wszystko nie mając już siły na unoszenie głowy z jego klatki piersiowej.
- Nie skończyłeś? A co chciałbyś mi jeszcze powiedzieć? - Zapytał, głaszcząc mnie po głowie, co tylko bardziej mnie usypiało. A on chyba doskonale o tym wiedział, a mimo to w żadnym wypadku mi nie pomagał tą pieszczotą.
- Że cię kocham - Przyznałem, cicho przy tym ziewając.
- Ja ciebie też owieczko. A teraz już idź spać widzę, że jesteś zmęczony - Szepnął, całując mnie w czubek głowy.
- Nie chce spać, mamy czas tylko dla siebie bez dzieci nie chce go marnować na sen - Przyznałem, zgodnie z prawdą nie chcąc tracić danego nam czasu nawet na odpoczynek mimo zmęczenia.

<Pasterzyku? C:> 

poniedziałek, 28 listopada 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Byłem bardzo skupiony na swoim zadaniu bardzo chcąc, by kuchnia wręcz lśniła. W końcu Alisha jutro na pewno do nas wejdzie, więc nie chciałem, aby zastała brudną kuchnię. Możliwe, że jutro nie prędko wstaniemy, a później może nie być czasu na sprzątanie. Nie chciałbym też, by królowa myślała, że przez cały ten weekend nie robiliśmy nic poza kochaniem się. I tak wie zdecydowanie więcej niż powinna, i to o dziwo nie ode mnie. 
- Chciałeś coś? – spytałem, nawet nie odwracając się w jego stronę, skupiając się na swoim zadaniu. 
- Tylko twojej uwagi – wymamrotał, a jego ton był jakiś taki dziwny... 
- Zaraz, Owieczko, muszę posprzątać. A ty miałeś odpoczywać – przypomniałem mu, wycierając naczynia z wody i chowając je do szafek. 
- Bez ciebie nie potrafię... no Sorey, no – nie ustępował, czym już odrobinkę zaczynał mnie irytować. Nie był małym dzieckiem i nie był ślepy, przecież widział, że sprzątam i że nie mogę teraz do niego iść. Czyżby za dużo wypił...? Cóż, finalnie skończyliśmy tylko na jednej butelce, a Miki jeszcze przed chwilą zachowywał się całkiem trzeźwo. 
- No przecież widzisz, że sprzą...tam – odezwałem się w końcu, mocno zniecierpliwiony i w końcu odwracając się w jego stronę. I muszę przyznać, odrobinkę zaniemówiłem. Miki założył chyba najnowszą sukienkę, jaką mu sprawiłem, i w której wyglądał bosko. A do tego wszystkiego jeszcze moje upięcie i te cudne rumieńce na policzkach... aż szkoda, że jeszcze trochę mi do sprzątania zostało, no ale jak już zacząłem, to i skończę, bo nieładnie tak zostawiać niedokończone rzeczy. – A cóż to za okazja, że tak pięknie się ubrałeś? – zapytałem, na moment skupiając się tylko i wyłącznie na mojej Owieczce. W końcu tego właśnie chciał, prawda? 
- No wiesz, czasem i ty musisz mieć coś od życia – wymruczał, podchodząc do mnie, by położyć swoje dłonie na moich ramionach, bardzo ładnie się do mnie przymilając trochę jak kot. I to bardzo milusiński i kochany kot, czyli mój ulubiony typ kota. 
- Jakże wspaniałomyślnie z twojej strony, że o mnie pomyślałeś – powiedziałem, na moment kładąc swoje dłonie na jego biodrach i pocałowałem go w czubek głowy. – Idź na górę, dokończę sprzątanie i zaraz do ciebie przyjdę. 
- A nie mógłbyś najpierw do mnie przyjść, a potem dokończy sprzątanie? – zaproponował, robiąc minkę zbitego szczeniaka. No proszę, jednak nauczył się ode mnie czegoś pożytecznego, i pomimo tego, że wygląda przeuroczo, ja nie zamierzam dawać mu się ugiąć. Na nim moje szczeniackie oczka nigdy nie działały, więc teraz i ja muszę pozostać silny. 
- Ktoś tu chyba jesteś niecierpliwy, co? – zaśmiałem się cicho, drażniąc palcem jego nagie biodra. Tak, ta sukienka to był zdecydowanie najlepszy zakup, na jaki kiedykolwiek się zdecydowałem. Odsłania bardzo dużo, ale i tak te najlepsze partie jego ciała były ukryte pod materiałem, pozostawiając we mnie ten niedosyt. – Pięć minut i jestem na górze.
- Jak się spóźnisz, obrażę cię – burknął, chyba niezbyt zadowolony z takiego obrotu spraw. 
- Wynagrodzę ci wszystko, kochanie – poprosiłem, uśmiechając się do mnie delikatnie. 
Widziałem, że mój mąż był tak troszkę niezadowolony, no ale innego wyjścia nie miałem. Zresztą, jak tak troszkę sobie poczeka, to wyjdzie nam na dobre. On będzie zniecierpliwiony i bardziej podatny na mój dotyk, a ja będę mógł się troszkę nad nim dłużej poznęcać, by dać mu wspaniały finał i ja już tego dopilnuję. W końcu mam w tym pewną wprawę... 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Po jego pytaniu musiałem pomyśleć chwileczkę, nie chcąc wypuszczać męża z wody, po co będzie wstawał, wychodząc z bali, jeśli może zostać tu ze mną, a przekąski nie są takie istotne.
- Po co nam przekąski? Jesteś głodny? - Zapytałem, pytając tak dla pewności, nie do końca pojmując, dlaczego o to pyta.
- Nie jestem, przekąski przydadzą się bardziej tobie niż mi - Gdy to mówił, odwróciłem głowę w jego stronę, unosząc jedną brew.
- Mi? Dlaczego mi? - Musiałem zapytać tak dla pewności, aby zrozumieć, co ma na myśli.
- Ponieważ moja piękna owieczko nie masz za silnej głowy do picia alkoholu, a ja bardzo nie chce, abyś zbyt szybko mi padł, mając plany na dzisiejszą noc - Wytłumaczył, a ja mimowolnie uśmiechnąłem się do niego, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
- W porządku, jeśli bardzo chcesz, nie będę cię powstrzymywał, tylko proszę, nie karz mi zbyt długo czekać na siebie - Poprosiłem, odsuwając się od mojego ukochanego mężczyzny.
- Nie martw się, nie pozwolę ci zbyt długo czekać - Zapewnił mnie, całując w czoło, wychodząc z bali, okrywając się grubym przyjemnym w dotyku ręcznikiem, wychodząc z łazienki, pozostawiając mnie na kilka dłuższych chwil samego.
Nie mając więc co robić, oparłem się wygodnie o bok bali, zamykając oczy, nie śpiąc, a jedynie relaksując się przed powrotem męża, który zjawił się szybciej, niż na początku myślałem, wracając do ciepłej wody, podając mi pyszne przekąski. I tak właśnie o to spędziliśmy, przyjemnie czas pijąc wino i zajadając się przekąskami, ciesząc się wspólnym towarzystwem, nie musząc przejmować się dziećmi, które zawsze wiedziały, kiedy przerwać nam czas spędzany razem.
- To była naprawdę przyjemna kąpiel - Przyznałem, zakładając koszulę na swoje ramiona, poprawiając włosy, które wpadły mi odrobinkę do oczu.
- Zgadza się, to była naprawdę przyjemna kąpiel. A teraz mogę poczesać twoje włosy? - Zapytał, stając za mną, dłońmi gładząc moje włosy.
- Oczywiście, że możesz - Zgodziłem się, nie mając nic przeciwko jego zabawie moimi włosami, ja to lubiłem, on to lubi, więc dlaczego bym nie miał się na to zgodzić?
Zadowolony od razu zaciągnął mnie do sypialni, gdzie zajął się moimi włosami, pozwalając mi się zrelaksować a i samemu się przy tym relaksując.
- Gotowe - Odezwał się, sprowadzając mnie tymi słowami na ziemię, a szkoda mógłby tak jeszcze troszeczkę się nimi pobawić, oj na pewno bym się wtedy nie obraził za to na niego.
Bez zastanowienia wstałem z łóżka, podchodząc do lustra, przyglądając się swojemu odbiciu.
- Pięknie dziękuję - Od razu podszedłem do niego, całując delikatnie jego usta, szczerze ciesząc się z jego pięknego uczesania moich włosów.
- Cieszę się, że ci się podoba - Wyznał, odwzajemniając mój uśmiech. - To, co teraz chcesz robić? - Zmienił temat, patrząc w moje oczy.
- Ja? Przygotuję nam szybki obiad, a ty odpocznij.
- Oj nie mój drogi, to ja zrobię obiad, a ty odpoczywasz - Nie dał mi dojść nawet do słowa, wychodząc z naszej sypialni. A więc mam tu odpoczywać? No nie taki był mój plan, ach ten Sorey zawsze lubi popsuć mi plany.
Nie chcąc jednak siedzieć w sypialni, samemu poszedłem do niego, przygotowując z nim posiłek, z czego nie był do końca zadowolony. Cóż musi zrozumieć, że im szybciej zrobimy obiad, tym więcej będziemy mieli później czasu dla siebie.
Wspólnymi siłami przygotowaliśmy placki z owocami, które były pyszne i słodkie.
- Ja posprzątam, a ty odpocznij - Odezwał się Sorey po zjedzeniu wspólnego posiłku.
- Jeśli tak chcesz - Nie kłócąc się z nim, podałem mu talerze, wychodząc z kuchni, mając pewien pomysł, którym było przebranie się w sukienkę w sypialni, niech mój cudowny mężczyzna ma coś od życia.
Tak jak pomyślałem, tak też zrobiłem, w sypialni włożyłem najnowszą sukienkę, którą dostałem od męża, wciąż zawstydzony tym jak wiele mojego ciała odkrywa.
- Sorey? - Odezwałem się nieśmiało, chcąc zwrócić jego uwagę, stając w progu kuchni, czekając na jego reakcję z policzkami bardziej czerwonymi nawet od pomidora.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Na moment zamyśliłem się nad toastem, nie spodziewając się od niego czegoś takiego. Toast...? Zazwyczaj piliśmy wino tak po prostu, bez żadnych toastów. No, może wyjątkiem były jego urodziny, kiedy to wszyscy wznieśliśmy toast za jego zdrowie, no ale to było jego święto, a dzisiaj raczej niczego nie świętujemy, chyba że dzień wolny od dzieci. Tak, to jest święto, które nie zdarza się często... 
- Proponuję za moją słodziutką Owieczkę – wymruczałem mu do ucha, by następnie delikatnie je podgryźć. Od razu wyczułem, jak jego ciało delikatnie zadrżało, co niezmiernie mi się spodobało. Zawsze podobało mi się to, jak reaguje na mój dotyk, zwłaszcza, kiedy tak niezbyt się starałem. W końcu, co to było zwyczajne podgryzienie ucha...?  
- A czemu za mnie? – zapytał, leciutko rozbawiony. 
- Bo kocham cię najbardziej na świecie i nie wyobrażam sobie bez ciebie życia – odpowiedziałem mu, uśmiechając się do niego delikatnie. Taka była prawda, gdyby nie on, zginąłbym już dobre dwadzieścia razy, z czego jakieś piętnaście razy było z powodu mojej głupoty, a cała reszta to był zwykły zbieg okoliczności. Poza tym, moje życie bez niego byłoby nudne i nijakie. Co prawda nie sądziłbym tak, gdybym go nigdy nie spotkał, ale go spotkałem i nigdy już nie chcę go opuszczać, co oczywiście nie było możliwe, ale postaram się być przy nim najdłużej, jak tylko mogę. 
- Cóż, w takim razie ja proponuję toast za mojego ukochanego męża, bo nigdzie indziej nie znajdę lepszego mężczyzny – powiedział, odwzajemniając uśmiech. 
- Bo mało wychodzisz na miasto. Jakbyś wychodził więcej, to i zauważyłbyś wielu innych ludzi, którzy są lepsi ode mnie – odparłem zgodnie ze swym sumieniem. 
Nie czułem, że jestem najlepszy mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkał Mikleo. Posunąłbym się do stwierdzenia, że jestem jednym z gorszych mężczyzn w jego życiu, zwłaszcza, że on sam stawiał mnie na równi z dziadkiem, a to już nie świadczy o mnie dobrze. A to rodziło kolejne pytanie, a mianowicie dlaczego Mikleo nadal jest ze mną. I nieważne, ile razy się go spytam i nieważne, jak bardzo obszernej i wyczerpującej w jego ocenie odpowiedzi i udzieli, i tak nie jestem w stanie tego pojąć, dlatego już nie zadaję mu tego pytania, gdyż nie ma to najmniejszego sensu. 
- To by tłumaczyło, dlaczego tak bardzo nie chcesz mnie wypuścić z domu – odpowiedział rozbawiony, ale mnie to tak wcale nie bawiło. To nie było wcale aż takie głupie, ponieważ może w głębi serca także i tego się obawiałem, a to, że boję się, że jakiś idiota go skrzywdzi, było jedną z wymówek...? – Hej, proszę, nie zadręczaj się tak i rozluźnij się. Po to właśnie mamy ten weekend – przypomniał mi, zmartwiony kładąc dłoń na moim policzku. 
- Masz rację, przepraszam – przyznałem, cicho wzdychając. Był to weekend tylko dla nas, zapowiadał się bardzo przyjemnie, a ja nieomal to zniszczyłem. I o tym właśnie mówiłem, zdecydowanie jeszcze daleko mi do idealnego mężczyzny. 
- Za nas – powiedział, uśmiechając się do mnie delikatnie.
- Za nas – zawtórowałem mimo, że uważałem ten mój pierwszy toast za lepszy. Nie chciałem się z nim jednak kłócić, w końcu tak jak powiedział, ten weekend jest tylko dla nas i należy z niego korzystać, póki możemy, bo już jutro wieczorem nasze pociechy wracają. Tyle dobrego, że przynajmniej nie musimy się po nie wybierać do zamku, tylko Alisha przyjedzie do nas karocą. Misaki dopiero będzie zachwycona. – Może powinienem przynieść nam coś na przekąskę? Masz na coś ochotę? – dopytałem, zdając sobie sprawę, że nie przyniosłem ze sobą żadnych przekąsek, a tak pić samo wino...? Na mnie to nie zrobi wielkiego wrażenia, w końcu to dość lekki alkohol, ale Miki ma dosyć słabą głowę, a nie chcę, by mi padł jakoś bardzo szybko, a już na pewno nie chce, by padł mi od alkoholu...

<Owieczko? c:>

niedziela, 27 listopada 2022

Od Mikleo CD Soreya

To był bardzo dobry pomysł, zimne wino, gorącą kąpiel i nas dwoje bez dzieci, bez krzyków, bez narzekania, tak to zdecydowanie to, co było nam potrzebne teraz, druga taka okazja nie prędko może się pojawić, a więc trzeba korzystać, póki się tylko da.
- Mamy, schowałeś dwa wina, które dostałem od Zaveida na urodziny do piwnicy twierdząco, że będzie na specjalne okazję - Przypominałem mu co wywołanie zaskoczenie na jego twarzy zmieniające się w uśmiech.
- A widzisz. Wiedziałem, że jeszcze się może przydać - Dodał, po czym ucałował mój policzek, kierując swoje kroki w stronę piwnicy.
Uśmiechając się jedynie pod nosem, wytarłem dłonie z wody, poprawiając krzesła i inne mogące nie leżeć tak jak powinny przedmioty.
Czasem mam delikatnie mówiąc obsesje na punkcie tego, czy coś leży na swoim miejscu, jeśli leży jestem spokojny, jeśli nie leży niestety, ale chodzę i to poprawiam tak, aby wszystko było tak, jak to wcześniej zapamiętałem, co przyznać muszę, przy dwójce dzieci jest po prostu niemożliwe cóż jednak począć mam, gdy sam tego właśnie chciałem, nikt nie zmuszał mnie do dzieci, to była obopólna decyzja, której konsekwencję o ile tak można nazwać rodzicielstwo będziemy ponosić do końca swojego życia.
Rozglądając się po kuchni, kiwnąłem głową, wychodząc z nareszcie czystego pomieszczenia, dostrzegając tym samym męża, który wychodził z piwnicy, trzymając w rękach dwie butelki wina, tylko po co nam aż dwie butelki? Jedna chyba wystarczyła, by nam. Jeśli jednak mój mąż chce dwa wina, nie będę z nim dyskutować.
- Schłodzisz to? Ja w tym czasie przygotuje nam kąpiel - Poprosił, na co się zgodziłem, nie mając z tym najmniejszego problemu. Sorey zdobi jedno, a ja zajmę się drugim zdecydowanie prostszym zadaniem, a gdy tylko to uczyniłem, musiałem poczekać, aż mąż przygotuje kąpiel, bawiąc się troszeczkę z psem, który bardzo pragnął uwagi, ze względu na to chyba jak często przebywa sam na dworze, mój biedny piesek.
- Miki, wszystko już gotowe chodź skarbie - Sorey pojawiający się w kuchni zwrócił moją uwagę, uszczęśliwiając mnie z powodu tak błahej rzeczy, jak wspólna kąpiel.
- Już idę - Odezwałem się, biorąc w ręce wino, które podałem mężowi, chwytając jego dłoń, powoli kierując swoje kroki w stronę łazienki, gdzie tak jak mój mąż mówił wszystko, było już gotowe. Kochany on zawsze wie jak mnie rozpieścić.
Zadowolony bez czekania zdjąłem ubrania ze swojego ciała, dostrzegając spojrzenie Soreya, które bawiło mnie troszeczkę. Nie ukrywając więc rozbawienia, podszedłem do niego bliżej, kładąc jego dłonie na moim nagim ciele, pozwalając się dotykać. Tak długo, jak długo tylko było mu potrzeba.
- Podoba ci się? - Zapytałem, patrząc prosto w jego oczy.
- Bardzo, każdy centymetr ciała mojej małej owieczki - Gdy to powiedział, ucałował moje usta, uśmiechając się do mnie ciepło, pomagając mi wejść do cieplej wody, która wywołała jeszcze większą radość na mojej twarzy.
- Jak dobrze - Wymruczałem, zanurzając się całemu w wodzie. - No chodź, nie każ mi na siebie czekać - Poprosiłem, po wynurzeniu się z wody już nie mogąc doczekać się towarzystwa męża w tej cudownej wodzie.
Sorey słyszą moje słowa, uśmiechnął się do mnie, zdejmując swoje ubrania, bez których nareszcie mógł do mnie wejść, przytulając do moich pleców, podając mi w dłonie lampkę z winem.
- Za co pijemy? - Zapytałem, zadowolony wpatrując się w twarz mojego jedynego i ukochanego mężczyzny.

<Pasterzyku? C:>

sobota, 26 listopada 2022

Od Soreya CD Mikleo

Szczerze to nie miałem jakiejś specjalnie wielkiej ochoty na jedzenie i gdyby nie to, ze Mikleo zniknął z łóżka, pewnie nadal bym spał, bo aktualnie tylko na to miałem ochotę. Najchętniej to bym tak przeleżał cały dzień i absolutnie nie wychodzić z łóżka tak długo, jak to było możliwe. Na pewno prędzej czy później będę musiał wstać i chociażby pójść do łazienki, ale na ten moment takiej potrzeby nie mam. 
- Nie musiałeś, mogłeś sobie leżeć przy mnie – przyznałem, podnosząc się do siadu i przyglądając się z niepokojem ilości jedzenia, jaką przyniósł. Mój boże, i że ja mam to wszystko zjeść? Znaczy, na pewno nie będę jadł tego sam, tylko zjemy to wspólnie, ale jak dla mnie to zdecydowanie za dużo. 
- Muszę w końcu zaopiekować się moim ukochanym mężem – przyznał, siadając obok mnie. – A śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. 
- W tym momencie najważniejsze jest dla mnie to, żebyś był blisko mnie – przyznałem, uśmiechając się do niego delikatnie. Na moje słowa Mikleo usiadł bliżej mnie, i to na tyle blisko, że mogłem się przytulić do jego pleców, czego w tym momencie troszkę mi brakowało. 
- Tak jest dobrze? – dopytał, na co zamruczałem cicho, wtulając nos w jego włosy. – Więc buzia szeroko – dodał, biorąc do rąk jedną z kanapek, którą przygotował. 
Chcąc nie chcąc, dałem mu się nakarmić, całkiem przyjemnie spędzając czas. W sumie, to byłby bardzo przyjemny i leniwy poranek, gdyby nie zwierzaki, który przyszły do nas, upominając się o uwagę. Znaczy, przyszła tylko Coco, bo Cosmo przebywał na dworze, ponieważ chyba zapomnieliśmy go wpuścić wieczorem... no ale na pewno nic mu nie było, wczoraj jeść dostał, grube futro miał, więc na pewno nic się nie stało. No i też jak mam wybierać pomiędzy opieką nad zwierzakami, a nad dziećmi, zdecydowanie bardziej wolę zwierzaki, one przynajmniej się cieszą na mój widok, nie to co jedno z naszych dzieci. 
- Pójdę przygotować im coś do jedzenia i posprzątać kuchnię – odezwał się nagle, kiedy już jakimś cudem zjedliśmy wszystko i zostały jedynie puste talerze. 
- To nie za dużo? Przecież mogę ci pomóc – odezwałem się, tak niezbyt zadowolony. Już wystarczyło, że zrobił nam śniadanie, teraz ja muszę ruszyć swój tyłek z tego jakże wygodnego łóżka... naprawdę nie miałem dzisiaj ochoty na robienie czegokolwiek, no ale musiałem się w końcu przełamać, nie mogłem pozostawić Mikleo z tym wszystkim samego. 
- To nie jest aż tak dużo do zrobienia. Nim się obejrzysz, a już do ciebie wrócę – powiedział, całując mnie w policzek i wychodząc z sypialni wraz z Coco szybciej, nim zdążyłem się zorientować. 
Westchnąłem cicho na jego słowa i po chwili podniosłem się z łóżka. W końcu musiałem się ubrać i zobaczyć, co się dzieje na moich plecach, które tak trochę mnie piekły. W lustrze zaważyłem na skórze ślady po paznokciach mojego męża, a niektóre z nich były czerwone. Wczoraj praktycznie nie wyczuwałem ich na swoich plecach, a dzisiaj już tak trochę mi przeszkadzały, zwłaszcza, kiedy już założyłem jakąś koszulę dla siebie... cóż, będę musiał się do tego przyzwyczaić, zwłaszcza, że i tej nocy nie zamierzam mu odpuścić. Kiedy następnym razem zdarzy nam się taka sytuacja? Pewnie nieprędko ktoś zechce znów zabrać dzieci na weekend. A kiedy już Merlin będzie trochę większy, zamierzam zabrać Mikeo na jakąś długą wyprawę, o której marzy mój mąż od dłuższego czasu. 
Przebrany i choć troszkę odświeżony zszedłem na dół, gdzie mój mąż kończył sprzątanie, a zwierzaki już jadły jedzenie ze swoich miseczek. Podszedłem więc do niego cichutko i przytuliłem się do jego pleców, kładąc podbródek na jego ramieniu
- Miałeś czekać na górze – przypomniał mi, nie przerywając sprzątania. 
- Ale stęskniłem się za tobą, Owieczko – wymruczałem i pocałowałem go w policzek. – Właściwie, to mamy jakieś wino? Może przygotowałbym dla nas jakąś wykwintną kolację? – zaproponowałem, rysując palcem na jego brzuchu nieregularne wzorki. 

<Owieczko? c:> 

Od Mikleo CD Soreya

Widząc złość wymalowaną na twarzy męża, pokręciłem lekko głową, doskonale wiedząc, jak był on spragniony, bo i ja sam odczuwałem silne pragnienie, już od dawna nie mieliśmy okazji, aby się kochać, dla tego rozumiem jego pośpiechu, mimo wszystko nie chcąc kochać się już teraz od razu tu, zdecydowanie wolałbym robić to w sypialni na wygodnym łóżku obojgu nam sprawie to większą przyjemność.
- Tak wiem, co ci obiecałem i zdania nie zmieniam, chce tylko iść do sypialni - Wyjaśniłem, nie musząc powtarzać mężowi dwa razy. Od razu bez namysłu wziął mnie na ręce, prowadząc do sypialni, tak jakbym sam nie potrafił chodzić, czasem naprawdę nie rozumiem, po co się tak męczy, gdy ja sam mogę chodzić.
Nie pytając, bo i tak odpowiedzi bym na to nie uzyskał, pozwoliłem mu zanieść się do sypialni, gdzie mógł robić ze mną, co tylko chciał, a ja najlepiej jak tylko potrafiłem, odwdzięczałem mu się, mogąc pozwolić sobie na wszystko, nie powstrzymując jęków ani tych zdecydowanie głośniejszych, które zazwyczaj musiałem kontrolować z powodu naszych kochanych dzieci.
Zadowolony i jednocześnie wymęczony leżałem na łóżku wtulony w ciało męża, ten wieczór był nam naprawdę potrzebny, aby móc nadrobić to, co zostało nam odebrane przez różnorakie przygody życiowe.
Tej nocy nie poszliśmy spać z przerwami na odpoczynek, aby zregenerować się przed następną dawką cudownych doznań.

Rano, gdy tylko słońce wstało, łaskoczące moje policzki od niechcenia nakrywając twarz kocem, wtulając się jeszcze mocniej w męża, który przez sen wymruczał, cóż niezrozumiałego śpiąc dalej. Mój biedaczek jest padnięty a wszystko to z powodu wczorajszej nocy, która była wręcz cudowna, mam nadzieję, że i dziś będziemy mieli okazję, aby go powtórzyć.
Nie mogąc już zasnąć, westchnąłem ciężko, podnosząc się do siadu, rozciągając leniwie swoje mięśnie, wstając z łóżka. Skoro i tak już zasnąć nie potrafię, to przynajmniej zrobię coś dobrego i przygotuję posiłek dla mojego męża, który na pewno chętnie zje śniadanie a ja wraz z nim, bo czemu by nie.
Z dużo lepszym nastroju zszedłem na dół do kuchni w samej koszuli, przygotowując pyszne śniadanie z warzywami, mój mąż je uwielbiał, a ja chcąc sprawić mu przyjemność, nie mógłbym o tym zapomnieć.
Sorey tej nocy naprawdę się postarał, robiąc wszystko tak jak lubię, pozostawiając na moim ciałem wiele śladów, które w ogóle mi nie przeszkadzały, kiedy byłem zaspokojony, nic nie miało dla mnie najmniejszego znaczenia.
Zadowolony przygotowałem śniadanie składające się z jajka, sałaty, pomidora i sera, raczej nie powinno mu nie podejść, do tego wszystkiego przygotowałem mojemu ukochanemu mężowi kawę, bez której nie potrafił zacząć dnia i, mimo że nie byłem do końca przekonany co do jego dziennego spożywania tej substancji, nie chciałem się z nim kłócić o to. W końcu to zbyt piękny weekend, aby czymś go psuć.
- Dzień dobry kochanie - Odezwałem się, wchodząc do sypialni, dostrzegając wybudzonego już ze snu męża.
- Dzień dobry, chociaż byłby jeszcze lepszy, gdybym obudził się przy swojej małej owieczce - Odpowiedział, czym lekko mnie rozbawił, od razu chciałby mieć wszystko, a przecież wiadomo, że tak się nie da.
- Nie można mieć wszystkiego mój drogi - Uśmiechnąłem się, stawiając tace z jedzeniem na szafce, nocnej podając mu kawę. - Proszę, zrobiłem ci kawę i śniadanie, na pewno jesteś głodny - Dodałem, nie przestając uśmiechać się ciepło do męża.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Byłem mocno zaskoczony, kiedy ujrzałem Alishę w progu naszych drzwi. Nie spodziewałem się jej ani dzisiaj, ani w jakimś najbliższym czasie. W końcu była w stanie brzemiennym i powinna dużo odpoczywać. Gdyby była moją żoną pilnowałbym, by się nie przemęczała, miała wszystko, czego tylko zapragnęła i nosiłbym ją na rękach, no ale to tylko ja. No i też nie byłem królem z dziwnymi i niezbyt przyjemnymi obowiązkami, no i nie dysponowałem żadnym sztabem służących, żołnierzy i prywatnych medyków... ale i tak starałbym się zwracać uwagę na brzemienną żonę. 
- Ale jesteś pewna? Powinnaś teraz dużo odpoczywać, a opieka nad taką dwójką potrafi porządnie wymęczyć anioła, a co dopiero człowieka – odpowiedziałem, stawiając przed Alishą owocową herbatę, o którą prosiła. 
- Przesadzasz, zobacz, jaki z niego słodziak. Nic, tylko schrupać – powiedziała, uśmiechając się szeroko do chłopczyka, który zaśmiał się radośnie. – Troszkę też chciałabym poćwiczyć przed własnym szkrabem. 
- Jak chcesz, możesz już go sobie zabrać na zawsze. Jeszcze ci dopłacę, by ci wynagrodzić te wszystkie szkody psychiczne i fizyczne, jaki ci narobi – odpowiedziałem, patrząc na syna z lekką nieufnością. Czy on naprawdę uwielbia każdego tylko nie mnie, czy to może ja już mam lekką paranoję...? Od zawsze miałem wrażenie, że tylko dla mnie jest taki wredny i z dnia na dzień coraz bardziej utwierdzam się w tym przekonaniu. 
- Z wielką chęcią, ale na pewno po dłuższym czasie będzie zatęskni za swoim tatusiem, prawda? 
- Mama! – odpowiedział chłopiec, wskazując palcem na Mikleo, który szykował się do wyjścia. Zmrużyłem oczy nie rozumiejąc, co on tak właściwie robi, na moment skupiłem się na Alishy i synu, a on już coś zaczął dziwnego robić. Wyjaśnił mi w myślach, że idzie po Misaki, i nim cokolwiek zdążyłem powiedzieć, on już wyszedł. Ale że tak wcześnie...? Chociaż, dzisiaj Misaki chyba kończyła wcześniej, bo jakieś tam nauczycielki chore... no ale ja mogłem to zrobić, przecież czułem się już dobrze. 
- No, właśnie słyszysz, jak za mną tęskni – westchnąłem ciężko, zabierając się za przygotowanie śniadania dziecku, w końcu dopiero co wstał i na pewno jest głodny. A mógł wstać jakieś piętnaście... nie, to było by jeszcze za mało, ale myślę, że półgodziny już byłoby w miarę wystarczające. Chociaż, to i tak nie ma co gdybać, bo tak czy siak przerwałaby nam Alisha... więc pozostał nam tylko wieczór, na który bardzo liczyłem. I weekend, jeżeli młoda zgodzi się na spędzenie weekendu z ciocią Alishą i innymi serafinami. 
Podczas przygotowywania posiłku dla chłopca rozmawiałem z Alishą dowiadując się, jak ona się tam czuje, co słychać u niej i u reszty Serafinów. Nim Mikleo wrócił z Misaki, królowa pomogła mi jeszcze nakarmić Merlina, który chyba po raz pierwszy w życiu zjadł bez brudzenia siebie i wszystkiego oraz wszystkich wokół. To dziecko naprawdę mnie nienawidzi, a ja nie rozumiałem, dlaczego. 
Misaki, podobnie jak Merlin, bardzo ucieszyła się na wieść, że ciocia zaprasza ją do zamku. Jestem pewien, że gdyby to od niej zależało, już w tym momencie udałaby się z ciocią do jej posiadłości, no ale nie było to możliwe. Najpierw musiała zjeść obiad, za który odpowiadałem dzisiaj ja, a później musiała spakować do torby kilka rzeczy. Alisha oczywiście została na obiad i poczekała, aż spakujemy dzieci. Tak więc pożegnaliśmy całą trójkę na przełomie późnego popołudnia i wieczoru, życząc im bezpiecznej podróży i udanej zabawy. A kiedy zamknęliśmy drzwi, w końcu zapanowała przyjemna cisza i spokój, którego od dawna ten dom nie uświadczył. 
- No to... – zaczął Mikleo, ale nie pozwoliłem mu dokończyć, tylko od razu połączyłem nasze wargi w namiętnym pocałunku, popychając go na ścianę i przywierając do jego ciała. – Sorey! – odezwał się niby to rozbawiony, niby to zły, kiedy na moment przerwałem pocałunek, by złapać oddech. 
- No co? Jest na zewnątrz ciemno, czyli jest wieczór, a ty w końcu coś mi obiecywałeś – odparłem, pusząc gniewnie swoje poliki, niezbyt zadowolony z tego, że nam przerywał. 

<Owieczko? c:>

piątek, 25 listopada 2022

Od Mikleo CD Soreya

Dzisiejszej nocy spało mi się bardzo dobrze, nic ani nikt nie zakłócał mi snu, a ja zadowolony otworzyłem oczy, gdy sam poczułem taką ochotę.
Rozleniwiony rozciągnąłem się, rozglądając po sypialni, dostrzegając brak męża, z powodu czego nie byłem pocieszony, wolałbym obudzić się pierwszy i przygotować mu coś do jedzenia na śniadanie a tak pewnie już sam wszystko zrobił, biorąc również pod uwagę godzinę, którą widniała na zegarze, Misaki też na pewno jest już w szkole, a więc ja nie miałem nic do robienia.
- Obudziłeś się już - Słysząc głos męża, odwróciłem głowę w jego stronę, uśmiechając się na sam jego widok.
- Dzień dobry - Odpowiedziałem, uśmiechając się do męża, mając naprawdę bardzo dobry humor.
Jestem wyspany, miałem czas dla siebie, spędzając je nad jeziorem, a teraz dzięki temu mogę czuć się cudownie.
- Dzień dobry owieczko, zrobiłem ci śniadanie - Mówiąc to zdanie, położył tace z jedzeniem na moich nogach, całując moje usta.
- Oj, dziękuję, jesteś naprawdę kochany - Odezwałem się, zachwycony patrząc na piękne naleśniki z dżemem i czekoladą.
Sorey uśmiechnął się do mnie ciepło, siadając obok mnie na łóżku.
- Zjesz ze mną? - Dopytałem, nie wiedząc, czy coś jadł i czy ja mam zjeść aż tak dużo sam? Mam nadzieję, że nie bo wszystkiego nie zmieszczę do brzucha.
- Zjem z tobą - Odpowiedział, a ja zadowolony z uśmiechem na ustach podałem mu naleśnika, samemu biorąc sobie drugiego, nie mogąc się oprzeć przed zjedzeniem tej pysznej słodkości, która była jak miodem na mój język.
Wspólne jedzenie sprawiło mi osobiście dużo radości, która udzieliła się również mojemu mężowi.
- Przepyszne dziękuję - Ucałowałem jego usta, gdy tylko zjedliśmy wspólnie pyszne śniadanko.
- Nie masz za co, cieszę się, że mogę ci uszczęśliwić - Wyznał, głaszcząc mnie po policzku, patrząc prosto w moje oczy. To wszystko spowodowało, że nasze twarze zbliżyły się do siebie, a usta połączyły się w namiętnym pocałunku.
Nie wiem, kiedy Sorey popchnął mnie na łóżko, wkładając swoje dłonie pod moją, a raczej jego koszulę co i ja sam uczyniłem w tej chwili, naprawdę pragnąc jego uwagi i bliskości, której obojgu było nam trzeba.
- Sorey - Wydumałem, czując jego usta na swoim brzuchu, cicho stękając.
- Coś nie tak owieczko? - Wymruczał, podgryzając skórę mojego brzucha.
- Merlin się obudził - Poinformowałem go, nie chcąc teraz kończyć tej przyjemności, jednak nie mieliśmy wyjścia, dzieci nie da nam spokoju.
- Nie mógł sobie wybrać lepszego momentu - Burknął niezadowolony, odsuwając się ode mnie, zabierając tace z pustymi talerzami.
- Kotku nie denerwuj się, odbijemy sobie to wieczorem, tym razem ci nie odmówię - Wyszeptałem, wstając z łóżka, całując go w policzek.
- Obiecujesz? - Zapytał, mrużąc niebezpiecznie swoje cudne zielone oczy.
- Oczywiście, że obiecuję - Przysiągłem, uśmiechając się do niego ciepło, nim wyszedłem z pokoju, idąc do naszego synka, który bardzo pragnął uwagi swoich rodziców.
- Już dobrze jestem przy tobie - Odezwałem się, biorąc chłopca na ręce, ubierający go w czyste ubrania nie zapominając o higienie, której nie mogłem pominąć, schodząc z czystym i przebranym synem do kuchni gdzie jak się okazało, znajdowała się Alisha.
- Dzień dobry Alisho, co cię tu sprowadza? - Zapytałem zaskoczony, podając jej synka, który bardzo chciał do cioci.
- Dzień dobry Mikleo, byłam w podróży i tak postanowiłem, że was odwiedzę i zaproponuje zabranie dzieci do siebie, jutro zaczyna się weekend, a więc przyda się wam odpoczynek, a ja chętnie spędziłabym czas z moimi ulubieńcami - Zaproponował, czym szczerze mówiąc, mnie uszczęśliwiła, jak dla mnie może wziąć dzieci na cały weekend i nie będzie miał z tym najmniejszego problemu, pod warunkiem, że i mojemu mężowi ten pomysł podszedł do gustu.

<Pasterzyku? C:> 

Od Soreya CD Mikleo

Moją pierwszą reakcją na jego pytanie ciche, pełne zrezygnowania westchnięcie. Czemu musimy rozmawiać akurat o dzieciach? Kochałem je najbardziej na świecie, ale ostatnio odrobinkę miałem je dosyć, zwłaszcza Merlina, który chciał jedynie towarzystwo mamy, a moim... cóż, gardził to troszkę za mocne określenie, no ale za specjalnie za nim nie przepadał. To potrafiło być troszkę demotywujące i męczące, kiedy starasz się najlepiej, jak tylko potrafisz, a i tak usłyszysz „gdzie mama”. Poza tym, chyba mamy ciekawsze rzeczy do robienia, niż rozmowa o dzieciach, które mamy przecież na co dzień, no ale najwidoczniej Miki tego nie zauważa. A szkoda, bo jego ciało najwidoczniej  bardzo potrzebowało chwili uwagi, no ale nie będę  na niego naciskać. 
- Trochę pomarudził na to, że to ja się nim zajmuję, a nie ty, ale szybko doszedł do wniosku, że nie ma co stawiać mi opór. A potem zabrałem dzieciaki na dwór, to się trochę wyszalały i uspokoiły – odpowiedziałem mu na pytanie, zabierając jego dłoń spod koszuli i grzecznie kładąc ją na jego brzuchu, ale już na materiale tej koszuli, by niepotrzebnie nie drażniąc jego ciała. Może za krótko był w tej wodzie...? Znaczy, dla mnie było to zdecydowanie za długo, w końcu nie widziałem go praktycznie cały dzień, no ale dla mnie czas płynie troszkę szybciej niż dla niego, bo w końcu ja tam całego życia nie miałem, w przeciwieństwie do niego. 
- Nie wymęczyły cię za bardzo? – dopytał, oczywiście zmartwiony moim stanem, co chyba męczyło mnie jeszcze bardziej niż opieka nad naszymi szkrabami. 
- Słońce, ile jeszcze razy mam ci powtarzać, że czuję się lepiej? – zapytałem, cicho wzdychając. 
- Ostatnim razem mówiłeś mi to chyba kilka godzin temu i do tego czasu wiele się mogło zmienić – odpowiedział niewinnie, wtulając się mocniej w moje ciało. A sądząc po jego zamykających się oczach, chyba trochę się dzisiaj zmęczył. Chociaż, może niekoniecznie dzisiaj, bo dzisiaj chyba aż tak bardzo się nie napracował, no ale to zmęczenie skumulowało się z poprzednich dni i chyba go właśnie teraz dopadło. Oby tylko jutro też dawał mi tak sobie pomagać, albo nawet jeszcze bardziej, i może w końcu powrócą mu siły. 
- Bywały dni, w których to byłem przez nie bardziej zmęczony. Dzisiaj jest w miarę znośnie, ale z tego co widzę, ty jesteś dzisiaj troszkę padnięty – odpowiedziałem, delikatnie gładząc go po brzuchu. 
- Nieprawda, czuję się dobrze – wymamrotał, przymykając oczy. Czyli brakowało mu i wody, i snu, co było całkiem zrozumiałe, założę się, że niewiele spał podczas kiedy ja gorączkowałem.
- Widzę. Dobranoc, Owieczko – powiedziałem, całując go w czoło i troszkę mocniej przytulając go do siebie. Gdyby nie to, że był tak wtulony w moje ciało, wstałbym i zgasił świeczki, no ale jakoś to przeboleję, one mi za specjalnie nie przeszkadzają. 
Rano wyjątkowo wstałem przed Mikim, co oczywiście wykorzystałem, postanawiając wyprawić córkę do szkoły. Miła odmiana, kiedy w końcu ja wstaję pierwszy i mogę cokolwiek zrobić, a nie budzę się na gotowe... obudziłem Misaki, przygotowałem jej śniadanie i znowu zaplotłem jej włosy zgodnie z jej życzeniem. Już nawet chciałem ją odprowadzić do szkoły, ale w tym samym momencie do naszych drzwi zapukała mama Nori’ego wraz z chłopcem. Prawie zapomniałem o tym ich układzie, który tak niebyt mi się podobał, no ale ja nie miałem nic do powiedzenia. Niby to oszczędza mi trochę czasu, ale też jednocześnie troszkę mi popsuł plany... 
Korzystając z większej ilości wolnego czasu postanowiłem przygotować Mikleo troszkę większe śniadanie, niż początkowo planowałem i zamiast zwykłych kanapek będzie miał naleśniki na słodko. Jak ostatnio mu je przygotowałem, to raczej nie narzekał, oby tym razem było podobnie... i tak najważniejszy był dla mnie element niespodzianki, chciałem mu zanieść śniadanie do łóżka, i też mam nadzieję, że mi się to uda. 

<Owieczko? c:> 

Od Mikleo CD Soreya

 Słysząc myśli wysłane przez mojego męża, ocknąłem się, troszeczkę wracając do świata żywych, przez ten relaks w wodzie całkowicie zapomniałem o Bożym świecie, nie mówiąc już o rodzinie, o której zapominać nie powinienem, co ze mnie za mąż i rodzic.
~ Już wracam, przepraszam zapomniałem się - Odesłałem mężowi wiadomość, wychodząc z wody, pozbywając się wody, która przez mróz mogłaby być nieprzyjemna dla moich włosów lub ubrań a może i ciała, sam nie wiem, zimna nie czuje, co nie musi oznaczać, że ono nie może na tym ucierpi.
~ Nie przepraszaj, wracaj bezpiecznie do domu - Odpowiedział, chyba nie mogąc już doczekać się mojego powrotu do domu, mam tylko nadzieję, że nic złego się nie wydarzyło podczas mojej nieobecność, nie powinienem był go zostawiać samego z dwójką małych dzieci, ostatnio jestem naprawdę nieobecny i lekko podenerwowany, najwidoczniej brak prywatności i intymności powoduje, że jestem teraz taki jaki jestem.
Myśląc troszeczkę o swoim zachowaniu, wróciłem do domu, najszybciej jak tylko potrafiłem.
- Jestem, - Zawołałem nie za głośno nie za cicho tak, aby usłyszał mnie mąż siedzący w kuchni, co zauważyłem, idąc do domu.
Sorey bez słowa wyszedł z kuchni, podchodząc do mnie, kładąc dłonie na moich lodowatych policzkach.
- Jesteś strasznie zimny przygotować ci gorącą kąpiel? - Zapytał, zmartwiony poprawiając moją grzywkę.
- Spokojnie sam mogę sobie ją zrobić, już i tak jesteś pewnie zmęczony z powodu pozostawienia cię z dwójką dzieci - Odparłem, co wywołało ciche westchnięcie wydobywające się z jego ust.
- Skarbie poradziłem sobie z dzieciakami, zwierzakami i domem i co? I żyje, jestem cały i zdrowy nic mi nie jest, nie musisz się o mnie martwić dobrze? - Wyjaśnił, wyglądając dobrze jak na to, że został sam, może nie jest z nim tak źle? A to może ja przesadnie dramatyzuję, martwiąc się o męża, który chyba nie czuje się tak źle, jak ja to sobie wyobrażam.
- No tak widzę, najwidoczniej trzymasz się lepiej, niż mi się na początku wydawało - Przyznałem, wstając na palce, całując jego usta. - Pójdę się umyć, a ty zmykaj już do łóżka, przemyje szybko ciało i zaraz do ciebie dołączę - Dodałem, wymijając męża, spokojnie idąc do łazienki, gdzie wziąłem naprawdę szybką kąpiel, grzejąc moje ciało po zimnym jeziorze, wracając do mojego ukochanego mężczyzny, najszybciej jak tylko mogłem, robiąc to cicho w razie, gdyby spał.
Co się jednak okazało, mój mąż nie spał, a jedynie czytał książkę, oczekując mojego przyjścia, kładąc ją na bok, gdy tylko mnie ujrzał.
Zadowolony z tego, że jeszcze nie spał, wślizgnąłem się do łóżka, przytulając do jego ciała, ciesząc się jego obecnością i ciepłem bijącym od jego ciała.
- Jesteś cieplutki - Wymruczał, wkładając dłoń pod swoją koszulę, którą miałem na sobie. - I tak ślicznie pachniesz - Dodał, dłonią drażniąc moją skórę, która mimowolnie drżała pod jego dotykiem, okrutnik robi mi na złość, mimo że oboje wiemy, jak strasznie na to reaguję. Mimo że bardzo chciałbym tu ukryć..
- Prawda? Prawie tak jak ty - Odpowiedziałem zadowolony, ciesząc się jego bliskością, którą, tak uwielbiałem. - Co robiliście cały dzień? Merlin dał ci żyć? - Dopytałem, zmieniając troszeczkę temat, zerkając na męża, chcąc wiedzieć, jak bardzo zmęczony dziś jest i jak bardzo dzieciaki dały mu w kość.

<Pasterzyku? C:>

czwartek, 24 listopada 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Nie widząc powodu, dla którego miałbym się nie zgodzić, kiwnąłem głową. Kiedy czytałem Merlinowi trochę wypocząłem, no i teraz też mam pod opieką tylko jedno dziecko, bo to drugie śpi. Pewnie się niedługo obudzi, owszem, ale do tej pory Miki na pewno wróci, a jak nie wróci, to i tak dam sobie radę. Najwyżej grubo ubiorę dzieciaki i wyjdę z nimi na dwór, jak jest ich dwójka, to się sobą zajmą i nie będę miał aż tak wiele problemów z nimi. 
Mikleo wyszedł, a ja zostałem sam. Dokończyłem sprzątanie kuchni i jak na zawołanie, usłyszałem Merlina. Wstał jednak szybciej, niż podejrzewałem... chociaż, to w sumie logiczne, poza śniadaniem nic dzisiaj nie jadł. Odłożyłem ścierkę na blat i poszedłem na górę, do pokoju, który nie był do końca zadowolony z tego, że to ja do niego przyszedłem, a nie mama. I od razu milej się człowiekowi na sercu się robi, kiedy własne dziecko cieszy się na jego widok... 
- Chce do mamy – wyburczał niezadowolony, kiedy wziąłem go na ręce. 
- Mamusia odpoczywa. Zjesz obiad i jeżeli Misaki nie będzie miała dużo lekcji do odrobienia, pójdziemy na dwór – wyjaśniłem mu spokojnie, schodząc z nim na dół. 
- Ale ja chce do mamy – wyburczał, a ja wyczułem  w jego głośnie niebezpieczną nutę, która świadczyła o tym, że zaraz się rozpłacze. Cudownie, jeszcze tylko tego mi brakowało, nie mam niczego innego do roboty jak tylko użerać się z płaczącym dzieckiem. 
- Też chcę wielu rzeczy i nie zawsze mogę je dostać. Jeżeli nie chcesz spędzać czasu ze mną, mogę cię zostawić w pokoju, ja mam dużo rzeczy do roboty – zagroziłem, nie mając nastroju na jakiekolwiek podchody. 
Ewidentnie nie spodobało się to Merlinowi, bo wygiął usta w podkówkę, ale nie rozpłakał się. Tyle dobrego, że słucha się mnie i wie, że łzy na mnie nie działają. Przy mamie mógłby troszkę popróbować i kto wie, może by ją jakoś urobił, chociaż ostatnio Miki troszkę zaczął pracować nad tym, by więcej razy mówił nie. Mógłbym się śmiało założyć, że gdyby Merlin nie był taki upierdliwy, Miki dalej by mu we wszystkim ulegał. 
Nim oczywiście nałożyłem Merlinowi obiad, najpierw mu go odgrzałem. Nadąsany chłopiec troszkę z początku bawił się jedzeniem, brudząc wszystko wokół i denerwując mnie tym niemiłosiernie. Mając troszkę dosyć jego zabaw usiadłem przy nim, by go nakarmić, i nagle, w tym samym momencie zaczął grzecznie jeść sam. Czasem zastanawiam się, w kogo tak właściwie to dziecko wdało i czy na pewno jest nasze. Może którejś nocy jakiś czort przyszedł do nas do domu i nam podmienił nasze dziecko na jakiegoś diabła? Mam czasem ochotę go gdzieś oddać, no ale kto by go chciał...? 
Reszta dnia minęła mi całkiem znośnie, bo na pewno nie spokojnie. Dopilnowałem, by dzieci były najedzone i wybawione na śniegu po wsze czasy, upewniłem się, że Misaki odrobiła swoją pracę domową, pomogłem umyć się Merlinowi i położyłem go spać, no i też znowu musiałem Misaki zrobić jakiegoś warkocza do spania, by rano miała piękne, falowane włoski. Późnym wieczorem, kiedy dzieci spał, a zwierzaki były oporządzone, pozostało mi posprzątać, zamknąć drzwi, umyć się i spać. Niby wszystko fajnie, ale Mikleo nadal nie było w domu. Przez cały dzień nie niepokoiłem go wiadomościami, bo chciałem, by w pełni odpoczął, no ale chyba nie mam wyboru. 
~ Słońce, kiedy wracasz? Chciałbym już zamknąć drzwi i położyć się spać – powiedziałem mu telepatycznie, kończąc myć podłogę w korytarzu, która po dzisiejszej zabawie dzieciaków koniecznie wymagała umycia. Co prawda, trochę padałem na twarz po całym dniu, no ale umyć podłogę musiałem, bo aż mnie wykręcało, jak na nią patrzyłem. No i też chciałem, aby Miki zobaczył, że sobie doskonale poradziłem i utrzymałem dom w nienagannej czystości. Może w końcu dzięki temu Mikleo zrozumie, że wszystko ze mną w porządku i ze wszystkim dam sobie radę... 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Nie mając czasu, musiałem przyśpieszyć kroku, nie chcąc, aby dzieciaki zbyt długi na mnie czekały, już i tak byłem spóźniony, co nie świadczyło o mnie najlepiej. Następnym razem zwrócę większą uwagę na zegarek, nie chcąc, aby taka sytuacja więcej się powtórzyła.
- Mama jesteś - Misaki podbiegła do mocno przytulając.
- Oczywiście, że jestem skarbie, jak mógłbym nie przyjść? - Pogłaskałem ją po włosach, patrząc na jej przyjaciela. - Cześć Nori, idziemy do domu? - Na to pytanie chłopiec pokiwał twierdząco głową, uśmiechając się do mnie szeroko, na pewno stęsknił się już za rodzicami, co było wręcz naturalne, małe dzieci szukają bliskiego kontaktu z rodzicami do czasu, gdy pojawi się u niech młodzieńczy bunt, wtedy rodzic nie ma najmniejszego znaczenia dla młodego człowieka...
Druga do rodziców chłopca była cóż męcząca dwoje dzieci z energią, nad którą nie dało się zapanować, podziwiam, że mama chłopca jest w stanie zapakować nad ich dwójką. Zmęczony odprowadziłem chłopca do jego domu, chcąc wracać już z Misaki która mimo wszystko chciała pobyć z przyjacielem, co spodobało się mamie dziecka zapraszającej mnie na kawę.
Cóż kawy nie pijam, jednak mogę napisać się herbaty, jeśli jest to takie konieczne.
Zgodziłem się, wchodząc na szybką herbatę, która zajęła nam godzinkę, po której musiałem już zbierać się z córką do wyjścia, co jak co ale do domu trzeba wracać i to jak najszybciej.
Misaki nie spodobało się, a jednak spakowała się grzecznie, wychodząc ze mną z domu, rodziców jej przyjaciela wracając do naszego, gdzie mała głośno oznajmiła, że wróciła, wybudzając tym samym Merlina, który spał wtulony w ciało taty, no pięknie teraz to na pewno będzie robił aferę na cały dom z powodu wybudzenia go ze snu.
- Misaki - Odezwałem się, ciężko wzdychając, biorąc synka w ramiona, starając się go uspokoić.
- Przepraszam - Odezwała się, robiąc smutną minkę.
- Nic się nie stało, tylko już nie krzycz - Poprosiłem, zabierając chłopca do jego pokoju, używając swoich mocy, aby troszeczkę pomóc mu w zaśnięciu nie chcąc za długo się z nim użerać, szczerze już mając dość krzyków dzieci.
Na moje szczęście Merlin dosyć szybko zasnął, a ja mogłem wrócić do reszty rodziny, która była już w kuchni kończąc to, co ja zacząłem do zjedzenia na obiad.
Nie odzywając się, grzecznie usiadłem na krześle, dając im działać, skoro mój mąż czuje się aż tak dobrze, niech kończy obiad za mnie, ja bardzo chętnie odpocznę, czekając aż ktoś zrobi coś za mnie.
Sorey widząc, że nie narzekam ani nie każe mu odejść od garów, skończył obiad z pomocą córki, z którą rozmawiał o dniu dzisiejszym a któremu ja przez cały czas się przysłuchiwałem, patrząc gdzieś przed siebie, głowę mając odwróconą w stronę okna.
- Mikleo? - Zaskoczony odwróciłem głowę w stronę męża, unosząc jedną brew w geście pytania.
- Wszystko w porządku? - Spytał, a ja niczego nie rozumiałem, dlaczego w ogóle o to pyta? Przecież nic i nie jest.
- Wpatrujesz się tak w to okno od godziny - Stwierdził, a ja zamrugałem zaskoczony oczami, aż tyle? Kurczę tego się nie spodziewałem.
- Tak? Zamyśliłem się troszeczkę, czasem i mi się zdarza - Przyznałem, wstając z krzesła, zasuwając je za sobą.
- Wiesz, może odpocznij? Ja czuje się już dobrze i mogę zająć się dziećmi - Zaproponował, a ja przyjrzałem mu się uważnie.
- Jeśli pozwolisz, pójdę na chwilę nad jezioro - Poprosiłem, mając dziś troszeczkę gorszy nastrój, najwidoczniej zbliża się pełnia, a to nie najlepiej dla mnie i dla męża który będzie musiał mnie znosić.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Zerknąłem na zegar, który wisiał na ścianie w kuchni i z niego wynikało, że Mikleo już dawno powinien być w drodze. I pewnie by tak było, gdyby dał mi ugotować obiad, albo gdyby chociaż dał mi sobie pomóc, nie byłby spóźniony. Ale nie, po co skorzystać z mojej pomocy, bo przecież muszę wypoczywać i nie jestem w stanie niczego zrobić. Mogę sobie twierdzić o chcę, no ale ja się przecież nie znam i nie wiem, jak się czuję. 
- Idź i zostaw go ze mną. Musiałbyś go jeszcze umyć i przebrać, a już trochę spóźniony jesteś – powiedziałem, podchodząc do Merlina i biorąc go na ręce. Dzisiaj już nie miałem tak wielkich problemów jak kiedyś, aczkolwiek już coś czułem, że za długo go nie będę mógł nosić. Cóż, mały nie jest, nogi ma, więc noszenie go non stop nie jest wymagane. 
- Ale jesteś pewien? Nie jest to za duże obciążenie dla ciebie? – dopytał, nadal nie będąc pewien tego pomysłu. 
- Leć już i nie każ Misaki na siebie długo czekać – poleciłem mu, kierując się na górę. 
Muszę przyznać, że troszkę byłem na niego zły za to, że tak mnie nie docenia, na nic nie pozwala, a na delikatną i niewinną propozycję spędzenia czasu na nieco bardziej intymnych i przyjemniejszych czynnościach, a on mnie zbył mówiąc, że nie dam rady. Znaczy, nie powiedział tych dokładnie słów, ale właśnie taki był ich wydźwięk. I jak na miałem się z tym poczuć, jako mężczyzna?
- Chce z mamą – usłyszałem głos Merlina, który ewidentnie nie był zadowolony z tego, że został w domu ze mną. Cóż, zdziwiłbym się, gdyby się z tego ucieszył. Faktycznie, były dni, kiedy cieszył się ze wspólnego spędzania czasu, ale to zawsze mamusia była na pierwszym miejscu. 
- Mamusia już wyszła i zostałeś tylko ze mną. Umyjemy cię w cieplutkiej wodzie i przebierzemy cię, dobrze? – powiedziałem, wchodząc do łazienki, zamykając za sobą drzwi i dopiero wtedy postawiłem go na ziemi. 
- A zabawa będzie później? – zapytał, podczas kiedy ja napełniałem balię gorącą wodą. 
- Oczywiście, że będzie, ale najpierw kąpiel – powiedziałem, cały czas kontrolując wodę. Musiała być w końcu ciepła, ale nie mogła być za ciepła, ponieważ dzieci mają znacznie delikatniejszą skórę. 
- Na dworze? – dopytał, ewidentnie chcąc wyjść na śnieg. Zauważyłem, że bardzo uwielbiał śnieg, podobnie jak Misaki. Ja już trochę mniej, zwłaszcza, kiedy musiałem odśnieżać ścieżki do furtki i do szopy. 
- Nie, w domu. Na dwór pójdziesz później z mamą i Misaki, dobrze? – odpowiedziałem czując, że gdybym z nim wyszedł na dwór, mógłbym nad nim nie zapanować. – Chodź, kąpiel gotowa – dodałem, podchodząc do niego, by pomoc się mu rozebrać. 
Po jego kąpieli i przebraniu przyszła kolej na obiecane zabawy, pod koniec których miałem już serdecznie dosyć. Ile ten chłopiec miał energii... później i on był na szczęście zmęczony i chciał, abym mu trochę poczytał, co przyjąłem z niemałą ulgą. W końcu, czytaniem się nie zmęczę.  Wziąłem zatem jedną z książek i rozłożyłem się z Merlinem na kanapie w salonie, pod oczywiście cieplutkim kocem i jak już wygodnie się usadowiliśmy, to zacząłem mu czytać. Merlin był bardziej zmęczony niż podejrzewałem, bo zasnął po chyba niecałych dwudziestu minutach. Wszystko fajnie i pięknie, tylko szkoda, że zasnął w takiej pozycji, że nie mogę się ruszyć, by go nie obudzić... cóż, Miki niedługo powinien wrócić, więc może mnie uratuje z tej sytuacji. A do tej pory dokończę czytanie, ale tylko dla samego siebie. 

<Mikleo? c:>

środa, 23 listopada 2022

Od Mikleo CD Soreya

Szczerze mówiąc, nie wiedziałem co mam znaleźć mu do roboty, aby się nie przemęczał, nie chcąc, aby jego stan zdrowia się pogorszył, mając szczerą nadzieję, że w końcu wyzdrowieje.
- Jeśli nie chcesz odpoczywać, to rozbierz się i ubrań pilnuj, przynajmniej przy tym się nie zmęczysz - Odparłem, w końcu odzywając się od męża, dostrzegając jego niezadowolony, wyraz twarzy podchodząc do blatu, gdzie postanowiłem odrobinkę posprzątać, w końcu przygotowując śniadanie dla córki, troszeczkę wokół mi się nabrudził.
- Chcesz, żebym rozebrał się tak sam bez ciebie? - Zapytał, nagle przytulając się do moich pleców, uśmiechając się do mnie zadziornie, co dostrzegłem, zerkając na niego kątem oka.
- Mnie się nie nudzi, nie muszę się rozbierać - Odparłem, nastawiając mu wodę na kawę. Wiedząc, że i tak będzie chciał sobie ją za chwilę zrobić.
- Nie chce rozbierać się sam - Mruknął, przytulając się do mnie, dziś ma jakieś dziwne nastroje, najpierw ewidentnie nie chciał rozmawiać z mamą Noi'ego a teraz lepi się do mnie jak rzep.
- A ja nie rozbieram się, bez korzyści których oboje wiemy, że przez dłuższy czas jeszcze nie bedzie - Odpowiedziałem krótko, odwracając się w jego stronę, przyglądając się mu w milczeniu. - Jesteś głodny? - Zmieniłem temat, widząc jego minę, nie chciałem przecież, aby poczuł się winien tego, że nie ma między nami tej intymności, po prostu tak wyszło i to nie jego wina, w końcu i ja wcześniej nie miałem czasu ani siły na tę intymność.
- Nie jestem głodny - Odpowiedział, znów przytulając się do moich pleców, opierając brodę na ramieniu, kiedy ja zalewałem my spokojnie kawę.
- W porządku, tylko pamiętaj, im mnie jesz, tym dłużej wracasz do zdrowia - Wyznałem, nie mając zamiaru zmuszać go do jedzenia na siłę, nie chce jeść, niech nie je, byleby mi tu nie padł z wygłoszenia, bo wtedy już taki łaskawy dla niego nie będę.
- Nie jestem dzieckiem, nie musisz mi tego przypominać - Stwierdził, biorąc ode mnie kubek gorącej kawy. - Dziękuję - Dodał, po chwili całując mnie w czoło, siadając przy stole, popijając ciepły napój, gdy ja wróciłem do sprzątania, nim Merlin obudził się, głośno nawołując nas rodziców.
- Pójdę po niego - Odezwałem się, kierując się do pokoju synka, którego wziąłem na ręce, witając się z nim, zabierając na dół do kuchni, gdzie Sorey zaczął przygotowywać mu posiłek, co za człowiek a miał odpoczywać, no ale czy gdyby odpoczywał, mógłby robić mi w brew? No nie, a to przecież było celem jego życia nie słuchać się mnie, bo i ja w takiej sytuacji nie słuchałbym się go, oboje jesteśmy siebie po prostu warci.
Nie komentując więc tego, co robił mój mąż, skupiłem się na dziecku, nim dostał śniadanie przygotowane przez tatusia.
Merlin jednak nie specjalnie sam chciał jeść, dla tego musiałem go karmić. Pilnując, aby nie rozrzucił jedzenia.
Sorey po tym, jak syn zjadł. Stwierdził, że to on posprząta po śniadaniu, aby nie siedzieć, bezczynnie na krześle dając mi tym samym czas na przygotowanie obiadu, przed wyjściem troszeczkę zapominając o kontrolowaniu czasu. Gdy już jednak przypominałem sobie o zerknięciu na zegarek, zostawiając wszystko, musząc jak najszybciej przygotować się do wyjścia po dzieci.
- Sorey, zostawić Merlina z tobą czy zabrać go ze sobą? - Zapytałem, zwracając, uwagę męża nie do końca wiedząc, czy powinienem go z nim zostawiać, czy raczej wziąć go ze sobą.

<Pasterzyku? :3> 

Od Soreya CD Mikleo

Zaskoczony jej prośbą w pierwszym momencie pokiwałem głową, nawet nie sprawdzając godziny. Misaki aż do wczoraj nie prosiła mnie o stworzenie jakiejś ładnej, nieco bardziej zaawansowanej fryzury. Zazwyczaj był to szybki, zwyczajny kucyk, albo jedynie rozszesywała włosy, pozostawiając je rozpuszczone. Co jej się odmieniło, nie mam pojęcia, ale raczej nie powinienem narzekać, ponieważ w końcu nasza relacja staje się normalna. 
– Jak chcesz ładną fryzurę, to musicie się pospieszyć, zaraz będziesz musiała wychodzić do szkoły – przypomniał nam Mikleo. To trochę mnie obudziło, faktycznie, Miki miał rację, niedługo należało wychodzić. 
– Mama ma rację, idź po koszyczek i siadaj na kanapie – poprosiłem, kierując się do salonu. Skoro nie miałem wiele czasu, nic wielkiego z jej włosami nie zrobię, dlatego musiałem zrobić, co będzie proste i jednocześnie będzie ładnie wyglądać. 
Misaki przyszła po dwóch minutach, strasznie podekscytowana. Poprosiłem, by grzecznie siedziała i się za bardzo nie ruszała, a po tym przystąpiłem to rozczesywania jej włosów. Kolor włosów może i odziedziczyła po mnie, ale typ włosów zdecydowanie był po Mikim. Gęste, falowane, mięciutkie... aż mi tego koloru szkoda było. I oczy, oczy jeszcze powinna mieć po mamie, wtedy chyba byłbym najszczęśliwszą osobą na świecie. Miki jest idealny, a im więcej dzieci po nim dziedziczą, tym lepiej dla całego świata. 
Zacząłem pleść jej warkocz, który miał być imitacją korony, a resztę jej włosów postanowiłem zostawić rozpuszczone. Jej włosy były idealne i nie miałem z nimi absolutnie żadnych problemów, dlatego też fryzura, mimo że wydawała się skomplikowana, szła mi bardzo gładko. 
W pewnym momencie usłyszeliśmy szczekanie Cosmo na dworze, a potem pukanie do drzwi. Nie przejmując się tym dalej plotłem jej włosy, gdyż zostało mi ostatnie kilka ruchów. Mikleo za to podszedł do drzwi i wpuścił do środka Nori'ego oraz jego mamę, uprzednio się z nimi witając. Mimo lekkiego niezadowolenia zdecydowałem postawić się na uprzejmość oraz neutralność, gdyż to było chyba najbezpieczniejsze rozwiązanie. Wtedy nikt nie powinien być na mnie zły. 
– Rzadko się widzi, żeby to ojciec zajmował się fryzurą córki – usłyszałem cichy głos kobiety, więc wyszedłem z założenia, że nie było to do mnie. Zaryzykowałem szybkim spojrzeniem i faktycznie, zwracała się ona bezpośrednio do mojego męża. W sumie to i lepiej, nie miałem aktualnie nastroju na jakiekolwiek uprzejme rozmowy z obcymi, wystarczy mi, że się przywitałem. 
– Mała go dzisiaj specjalnie o to poprosiła – usłyszałem odpowiedź Mikleo. Wszystko fajnie, pięknie, ale czy oni muszą rozmawiać o mnie? Nie ma żadnych innych ciekawszych tematów?
– Gotowe, powodzenia w szkole i uważaj na siebie – powiedziałem, korzystając z ostatnich wsuwek. Dziewczynka najpierw przejrzała się uważnie w lustrze, a dopiero później przytuliła się do mnie, dziękując za piękną fryzurę. Jak dla mnie nie miała za co dziękować, zawsze mogłem postarać się dla niej lepiej, jak tak stanęła nieco dalej ode mnie, widziałem te niedoskonałości, które na pewno by nie powstały, gdybym skupił się bardziej, albo miał więcej czasu...
– Po co wstawałeś tak wcześnie? Miałeś odpoczywać, pamiętasz? – usłyszałem głos Mikleo, kiedy kobieta oraz dzieci wyszli z domu. Zaraz też poczułem jego dłonie na swoich ramionach, ale nie rozpoczął masażu, chyba troszeczkę bojąc się, że mnie uszkodzi. 
– Ile razy mam ci mówić, że czuję się lepiej, byś mi w końcu uwierzył? – odpowiedziałem mu pytaniem, odwracając się w jego stronę. 
– Tyle, ile chcesz, bo ja i tak wiem swoje – odparł, uśmiechając się do mnie niewinnie. No i co ja z nim mam... To już powoli zaczynało być męczące. 
– Naprawdę już czuję się lepiej. Chyba zabrałbym się za dokończenie tej budy, niewiele mi zosta... Au! Za co? – burknąłem, rozmasowując miejsce, w które uderzyła dłoń Mikleo. Nie było to nic mocnego, no ale jednak troszkę mnie zabolało. 
– Za głupi pomysł. Może w końcu się nauczysz – odpowiedział, jakby nie zrobił nic złego. 
– Więc twoim zdaniem co mogę robić? Poza odpoczywaniem, bo tego mam dosyć – wyburczałem, nie do końca zadowolony z jego odpowiedzi. Mi mówi, że mam odpoczywać, a sam się nie oszczędza, i gdzie tu sprawiedliwość? 

<Aniołku? c:>