Zerknąłem na zegar, który wisiał na ścianie w kuchni i z niego wynikało, że Mikleo już dawno powinien być w drodze. I pewnie by tak było, gdyby dał mi ugotować obiad, albo gdyby chociaż dał mi sobie pomóc, nie byłby spóźniony. Ale nie, po co skorzystać z mojej pomocy, bo przecież muszę wypoczywać i nie jestem w stanie niczego zrobić. Mogę sobie twierdzić o chcę, no ale ja się przecież nie znam i nie wiem, jak się czuję.
- Idź i zostaw go ze mną. Musiałbyś go jeszcze umyć i przebrać, a już trochę spóźniony jesteś – powiedziałem, podchodząc do Merlina i biorąc go na ręce. Dzisiaj już nie miałem tak wielkich problemów jak kiedyś, aczkolwiek już coś czułem, że za długo go nie będę mógł nosić. Cóż, mały nie jest, nogi ma, więc noszenie go non stop nie jest wymagane.
- Ale jesteś pewien? Nie jest to za duże obciążenie dla ciebie? – dopytał, nadal nie będąc pewien tego pomysłu.
- Leć już i nie każ Misaki na siebie długo czekać – poleciłem mu, kierując się na górę.
Muszę przyznać, że troszkę byłem na niego zły za to, że tak mnie nie docenia, na nic nie pozwala, a na delikatną i niewinną propozycję spędzenia czasu na nieco bardziej intymnych i przyjemniejszych czynnościach, a on mnie zbył mówiąc, że nie dam rady. Znaczy, nie powiedział tych dokładnie słów, ale właśnie taki był ich wydźwięk. I jak na miałem się z tym poczuć, jako mężczyzna?
- Chce z mamą – usłyszałem głos Merlina, który ewidentnie nie był zadowolony z tego, że został w domu ze mną. Cóż, zdziwiłbym się, gdyby się z tego ucieszył. Faktycznie, były dni, kiedy cieszył się ze wspólnego spędzania czasu, ale to zawsze mamusia była na pierwszym miejscu.
- Mamusia już wyszła i zostałeś tylko ze mną. Umyjemy cię w cieplutkiej wodzie i przebierzemy cię, dobrze? – powiedziałem, wchodząc do łazienki, zamykając za sobą drzwi i dopiero wtedy postawiłem go na ziemi.
- A zabawa będzie później? – zapytał, podczas kiedy ja napełniałem balię gorącą wodą.
- Oczywiście, że będzie, ale najpierw kąpiel – powiedziałem, cały czas kontrolując wodę. Musiała być w końcu ciepła, ale nie mogła być za ciepła, ponieważ dzieci mają znacznie delikatniejszą skórę.
- Na dworze? – dopytał, ewidentnie chcąc wyjść na śnieg. Zauważyłem, że bardzo uwielbiał śnieg, podobnie jak Misaki. Ja już trochę mniej, zwłaszcza, kiedy musiałem odśnieżać ścieżki do furtki i do szopy.
- Nie, w domu. Na dwór pójdziesz później z mamą i Misaki, dobrze? – odpowiedziałem czując, że gdybym z nim wyszedł na dwór, mógłbym nad nim nie zapanować. – Chodź, kąpiel gotowa – dodałem, podchodząc do niego, by pomoc się mu rozebrać.
Po jego kąpieli i przebraniu przyszła kolej na obiecane zabawy, pod koniec których miałem już serdecznie dosyć. Ile ten chłopiec miał energii... później i on był na szczęście zmęczony i chciał, abym mu trochę poczytał, co przyjąłem z niemałą ulgą. W końcu, czytaniem się nie zmęczę. Wziąłem zatem jedną z książek i rozłożyłem się z Merlinem na kanapie w salonie, pod oczywiście cieplutkim kocem i jak już wygodnie się usadowiliśmy, to zacząłem mu czytać. Merlin był bardziej zmęczony niż podejrzewałem, bo zasnął po chyba niecałych dwudziestu minutach. Wszystko fajnie i pięknie, tylko szkoda, że zasnął w takiej pozycji, że nie mogę się ruszyć, by go nie obudzić... cóż, Miki niedługo powinien wrócić, więc może mnie uratuje z tej sytuacji. A do tej pory dokończę czytanie, ale tylko dla samego siebie.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz