wtorek, 29 listopada 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Na jego słowa jedynie pokręciłem z niedowierzaniem głową. Oczywiście, że nie chce spać, ale już głowy odwrócić w moją stronę nie chce, a i oczy mu się zamykają... ale wziąłem to za bardzo dobry znak, oznaczało to w końcu, że jeszcze z wprawy nie wyszedłem i potrafię go doprowadzić do takiego stanu, chociaż nie powiem, i mnie jest z czasem trochę ciężko. Chyba to wina tych wielu lat na karku, w końcu najmłodszy już nie byłem i lepiej ze mną nie będzie, a wręcz przeciwnie, będę się stawał coraz to słabszy, powolniejszy i brzydszy. A mój Miki będzie cały czas piękny i słodziutki. 
- Lepiej korzystaj, bo aby wyspać się przy dzieciach to też niemały luksus – powiedziałem cichym i kojącym głosem, nie przestając gładzić jego pleców. Widziałem, że go to usypia i zamierzałem to perfidnie wykorzystać. Drzemka na pewno mu nie zaszkodzi, a być może mu pomoże. 
- Powinienem wykorzystać tę chwilę na inny czynności niż sen – wymamrotał, będąc bardziej w krainie Morfeusza niż rzeczywistym świecie. 
- Nonsens, ja tam się na ciebie nie obrażę – przyznałem, uśmiechając się delikatnie. 
Mikleo coś tam wymamrotał w odpowiedzi, ale było to dla nie zupełnie niezrozumiałe, dlatego już mu nic nie odpowiedziałem. Poczekałem jeszcze kilkanaście minut upewniając się, że jego sen stał się znacznie głębszy, i dopiero wtedy ostrożnie wstałem z łóżka uważając na to, że by go nie obudzić. Opatuliłem go także kocem, by przypadkiem moja Owieczka nie zmarzła za bardzo. Tak, tak, anioły niby nie marzną, no ale przecież widzę, że czuje się znacznie lepiej, jak taki zmarznięty wchodzi do gorącej wody. Albo z jaką chęcią wtula się w moje ciało... myślę, że to życie ze mną i dziećmi mimo wszystko trochę go do tego ciepła przyzwyczaiło, no ale mi to tam nie przeszkadzało, bo i tak zawsze traktowałem go bardziej jak człowieka niż anioła, zapominając się, że on nie musi zaspokajać takich potrzeb jak chociażby jedzenie. 
Kiedy już zadbałem o męża, założyłem ubranie na swoje ciało i dołożyłem drewna do kominka, by w naszym pokoju było ciepło, i zszedłem na dół, by zająć się zwierzakami. Jadły tylko śniadanie, a w zimę zawsze upominały się o dwie porcje, więc jak dam im teraz, to będziemy mieć później spokój. Chyba, że przyjdą do nas, żądne czułości, bo to też im się zdarza, jak nie ma dzieci, które zazwyczaj się z nimi bawiły i poświęcały im uwagę. 
Korzystając z wolnej chwili zająłem się dzieciakami, posprzątałem kuchnię i jeszcze dodatkowo przyniosłem drewna z szopy, by nie musieć po nie rano iść. Muszę w końcu zebrać się w sobie i dokończyć tę budę dla psa, w końcu tak niewiele mi brakuje... już planowałem to zrobić od dłuższego czasu, no ale przecież musiałem odpoczywać, bo byłem obłożne chory... teraz Mikleo już chyba się przekonał, że dam sobie ze wszystkim radę, więc może w końcu nie będzie mi marudził, jak mu powiem, że idę dokończyć swoją robotę. 
- Czemu nie ma cię przy mnie? – usłyszałem za sobą zaspany głos Mikleo, podczas kiedy ja zajęty byłem czesaniem Cosmo. 
- Bo nie byłem śpiący, ale ty najwidoczniej już tak, więc pozwoliłem ci odpocząć, a ja zająłem się zwierzakami. Spójrz, jak Cosmo teraz pięknie wygląda – odezwałem się, drapiąc psa za uchem. – Wyspany? Chcesz czegoś? – zapytałem, odwracając się w jego stronę. Był już późny wieczór, więc najwyższa pora dla mnie, bym szykował się do spania, ale Miki na pewno jest wyspany, więc nie ma mowy, by położył się ze mną, dlatego poświęcę się dla niego i będę mu dotrzymywał towarzystwa, dopóki sam nie poczuje się zmęczony. Albo dopóki ja nie padnę...

<Aniele? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz