Ciężkie westchnięcie wydostało się z moich ust, gdy znów Sorey próbował udawać, jak to on cudownie się nie czuje i po co to wszytko? Przecież on musi jeszcze dużo odpoczywać, a ja jestem tu po to, aby zająć się wszystkim, gdy on będzie spokojnie sobie odpoczywał, naprawdę nie pojmuję, czego on w całej mojej wypowiedzi nie pojmuje, przecież mówię jasno, wyraźnie i w jego języku, tak więc nie powinien mieć trudności ze zrozumieniem żadnych z wypowiedzianych przeze mnie słów.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Ja mówię do człowieka czy do ściany, a może mam ci to przeliterować? M-a-s-z l-e-ż-e-ć z - Przeliterowałem, w końcu mając nadzieję, że chociaż to w jakieś sposób do niego dotrze.
- Rozumiem cię doskonale i nie musisz mi nic literować, ja po prostu czuję się dobrze, na tyle dobrze, aby chociaż troszeczkę pomóc ci w codziennych obowiązkach. - Wyjaśnił, pewny tego, że w ogóle do sobie z tym radę.
On czasami naprawdę jest niemądry, a potem dziwi się, że choruje, co ja z nim mam.
- Tak? A wyglądasz, jakbyś na nogach nie umiał ustać - Zauważyłem, przyglądając mu się uważnie krytycznym spojrzeniem.
- Tylko ci się wydaje, Merlin jest trochę ciężki nic poza tym - Po jego słowach westchnąłem cicho, on nie był ani trochę gotowy do pomagania mi w codziennych obowiązkach, a mimo to jako pierwszy wyrywa się do pomocy. Co za człowiek.
- W porządku zobaczymy. Ostrzegamy cię tylko, że jak coś sobie zrobisz to ci poprawie - Mruknąłem, wychodząc z pokoju syna, mając zamiar uważnie obserwować męża, reagując w każdej chwili na jego stan zdrowotny, w razie co odsyłając go do sypialni, nawet jeśli troszeczkę mu zagroziłem, że go zostanie, a wiadomo, że tego nie zrobię, bo to mój mąż i martwię się o niego jak o każdego innego członka mojej rodziny, chociaż z dziećmi w takim stanie radziłem sobie lepiej niż x upartym mężem który nie do końca chciała współpracować, o słuchaniu się mnie już nawet nie chce mówić.
Sorey uparcie szedł za mną po schodach, chcąc udowodnić mi, że czuję się już dobrze, a ja uważnie go obserwując, pozwalając mu robić najprostsze rzeczy, nim dostrzegłem zmęczenie na jego twarzy dające jasne komunikat związany z odpoczynkiem. Nie dając mu więc taryfy ulgowej, wygoniłem do łóżka, mając przed wszystkim na myśli jego zdrowie, nie może przecież nic się mu stać, a jeśli nadal będzie taki nieodpowiedzialny, stanie się i to szybciej niż myśli.
- Dzień dobry Mamo - Usłyszałem zaspany głos Misaki która po chwili dostrzegła siedzącego w kuchni tatę. - Dzień dobry Tato, dlaczego nie poszłam do szkoły? - Dopytała, siadając na swoim krześle obok taty.
- Masz dziś wolne tak w prezencie - Odezwał się Sorey, na co mała kiwnęła głową, biorąc ode mnie śniadanie.
- Dziękuję - Uśmiechnęła się do mnie, spokojnie spoczywając swój posiłek, nic więcej już nie mówiąc, a więc wychodzi na to, że wciąż nie wie jak rozmawiać z tatą lub o czym z nim rozmawiać po tym, jak się zachował, no cóż, wychowanie dzieci po prostu nie jest i każdy rodzic doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
- To ja was zostawię samych, chyba macie do pogadania - Odezwałem się, zabierając ze sobą Merlina. - Tylko nie siedź za długo, jeszcze nie wyzdrowiałeś - To drugie zdanie skierowałem do męża, wychodząc z kuchni, zajmując się troszeczkę naszym małym agencyjnym do granic możliwości synkiem.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz