niedziela, 6 listopada 2022

Od Soreya CD Mikleo

Nie za bardzo rozumiałem, dlaczego Mikleo jest taki zmartwiony. Przecież zawsze chciał, bym pił zioła, więc je dzisiaj wypiłem, a to, że chcę posprzątać... Chyba też go nie powinno martwić, w końcu pomagam mu w utrzymaniu czystości w domu, a to raczej nic złego nie jest. Chciałem zabrać się za takie porządne sprzątanie domu już od dłuższego czasu, jego urodziny nie mają tutaj wiele do mojej decyzji, ale też się dobrze złożyło tak w sumie, bo nie będę musiał sprzątać dwa razy. 
– W sumie to trochę boli mnie gardło i mam zapchany nos, ale wziąłem to obrzydliwe świństwo, więc powinno mi przejść do jutra. Na wszelki wypadek jeszcze wezmę je rano – wyjaśniłem, będąc troszkę zdezorientowanym. Miałem wrażenie, że robię coś złego, no a przecież nic takiego nie robię. Chyba, że sprzątanie domu i szykowanie niespodzianki dla mojego najukochańszego aniołka to coś złego, no ale nie wydaje mi się. 
– Sorey, co się dzieje? – zapytał wprost, nie przestając mi się przyglądać tym swoim zmartwionym spojrzeniem, które tak troszkę wywoływało u mnie wyrzuty sumienia. 
– Nic. Doprowadziłem ostatnio ten dom troszkę do nieporządku, dlatego teraz chciałem go porządnie posprzątać. Myślałem, że lubisz, jak jest czysto – przyznałem się tak w połowie. W końcu co to byłaby za urodzinowa niespodzianka, gdybym powiedział mu o niej przed urodzinami? 
– Owszem, lubię, ale nie oznacza to, że musisz się zaharowywać. I jeszcze te zioła, jeszcze nigdy ich nie wypiłeś bez mrugnięcia okiem – czyli to zioła mnie zdradziły... W sumie faktycznie coś w tym jest, jakby się tak nad tym zastanowić, ale i tak wychodzę z założenia, że powinien się z czegoś takiego cieszyć, nie martwić. Następnym razem już taki chętny do picia tego świństwa nie będę. 
– Jeżeli byłbym teraz chory, zostawiłbym wszystko na twojej głowie, a noga ledwo co ci się wykurowała, nie powinieneś jej jeszcze aż tak przeciążać – wyjaśniłem, uśmiechając się delikatnie. – O nic się nie bój, Owieczko, wszystko jest w jak najlepszym porządku – dodałem, całując go w czubek głowy. 
Na całe szczęście następnego dnia udało mi się załatwić wszystko, co sobie wcześniej obiecałem. Obie łazienki były wysprzątane, umyłem także korytarz ten na dole jak i na górze, schody wręcz lśniły i chociaż pod koniec dnia byłem bardzo padnięty, czułem dumę. Nie dość, że wysprzątałem cały dom, to jeszcze prowizorycznie wziąłem dzisiaj tezy porcie ziół: rano, po południu i na wieczór. Skręcało mnie przy tym niesamowicie, ale udało mi się. Miki momentami patrzył na mnie jak na wariata, coś tam mamrotał pod nosem, próbował mnie przekonać do odpoczynku, ale położyłem się do łóżka dopiero po kolacji. 
Dzień jego urodzin zapowiadał się całkiem dobrze. Wstałem jak zawsze o tej samej porze i nie budząc mojego chyba niezbyt świadomego jubilata, wyszedłem ze sypialni, aby obudzić Misaki i Merlina. Zazwyczaj pozwalam chłopcu spać, bo lubił budzić się nieco później, budząc przy tym mamusię, ale dzisiaj zależało mi na tym, by Miki pospał jak najdłużej, dając mi tym samym czas na przygotowanie mu śniadania do łóżka oraz na to, bym zaczął robić tort. Misaki była niezbyt chętna na pójście do szkoły, bo w końcu były urodziny mamy, ale nie mogłem jej pozwolić na kolejne opuszczanie zajęć. Na szczęście obietnica dobrego tortu sprawiła, że tak nie marudziła. Oby tylko to ciasto mi się udało, bo jak wyjdzie mi zakalec, to będę na siebie bardzo zły...
Po niecałej godzinie od mojego przebudzenia się wróciłem do domu. Merlin, ku mojemu zaskoczeniu, nie był tak markotny i grzecznie poszedł pobawić się z Cosmo w salonie, podczas kiedy ja mogłem działać w kuchni. Najpierw zdecydowałem się zabrać za przygotowanie biszkoptu, który trochę będzie musiał w tym piecu posiedzieć, a dopiero po tym zabrałem się za przygotowanie śniadania na słodko. Prezent postanowiłem mu podarować, jak już wszyscy goście przyjdą, w końcu nie mam dla niego niczego nieodpowiedniego, jedynie bransoletę i zestaw ubrań, który składał się ze spodni, sweterka i uroczego kubraczka, myślę, że na zimę będzie mu pasować idealnie... 
Kiedy miałem tackę w dłoniach, zawołałem do siebie Merlina i razem z nim skierowałem się do sypialni. 
– Mama! – krzyknął chłopiec, podbiegając do łóżka i powoli się na nie wdrapując, budząc tym samym ze snu mojego męża. 
– Dzień dobry, kochanie. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – odezwałem się znacznie łagodniej od naszego syna, z delikatnym uśmiechem podchodząc łóżka i stawiając tackę na stoliku. Chyba wszystko było zrobione perfekcyjnie i nie mogłem mieć do siebie o nic zarzutu, ale i tak stresowałem się, że o czymś zapomniałem...

<Owieczko? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz