piątek, 11 listopada 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Widząc, że mój mąż nadal jest bardzo słaby, natychmiast zabrałem od niego Merlina i powolutku mu pomogłem usiąść na schodku. I że on chce mi pomagać... owszem, pomoc troszkę by mi się przydała, ciężko było mi ogarnąć męża, dom, dzieci, zwierzaki i jeszcze także szkołę Misaki, no ale powolutku sobie dawałem radę. Zresztą, on i tak w tym momencie mi by nie pomógł, więc nawet mu nie będę wspominał, tylko tak jak zawsze uśmiechnę się do niego szeroko i zapewnię, że wszystko jest w porządku... no bo w sumie jest. Po prostu jestem trochę zmęczony, ale sądząc twarzy mojego męża on jest zmęczony bardziej. Tyle dobrego, że gorączka, mdłości i te inne nieprzyjemne objawy już mu minęły i teraz jedynie wystarczyło poczekać, aż mojemu Mikiemu wrócą siły, co także może być długim procesem biorąc pod uwagę to, jak ciężko przechodził tę chorobę. Przynajmniej będę mógł się wysypiać w nocy, bo Mikleo nie będzie mnie budził z powodu tego, że chce mu się pić, jeść, że mu zimno, że chce iść na dwór... te noce były chyba najbardziej męczące
- Owszem, możesz położyć się do łóżka, zaraz cię zaniosę na górę – powiedziałem, poprawiając Merlina, który był bardzo niezadowolony z faktu, że to ja trzymałem go na rękach. Dzisiaj był wyjątkowo kapryśny, co mnie wcale nie pocieszało. Nie miałem siły na spełnianie jego zachcianek, a Miki tym bardziej. – Merlinie, proszę cię, nie wierć się tak, bo cię upuszczę. 
- Chcę do mamy – bąknął, pusząc swoje policzki i wyginając usteczka w podkówkę. 
- Może poleżeć ze mną na łóżku, jeżeli będzie grzeczny – zaproponował Mikleo bardzo, ale to bardzo słabym głosem. Gdybym chociaż Merlina miał z głowy, byłoby mi zdecydowanie lżej, ale Merlin jest bardzo wymagającym dzieckiem i może sobie z nim nie poradzić...
- I jak? Będziesz grzeczny? – zwróciłem się do chłopca, który pokiwał ładnie głową. Westchnąłem cicho na ten gest, jeszcze przez moment zastanawiając się, jaką decyzję podjąć. – Pamiętaj, że mamusia nadal jest słaba i nie będzie się z tobą bawił – dodałem, ale syn nie zmienił zdania, dlatego też postawiłem go na ziemi. Musiałem w końcu zanieść męża do łóżka, a mając Merlina na rękach raczej mi się to nie uda. 
Najpierw pomogłem mu wstać i wtedy, ku jego niezadowoleniu, wziąłem go na ręce. Miki troszkę sobie poburczał pod nosem, ale był na tyle słaby, że nie za bardzo mógł narzekać. Kiedy dotarliśmy do sypialni, położyłem go na łóżku i nim pozwoliłem się mu położyć, najpierw poprawiłem jego poduszki, by odpoczywało mu się wygodniej. Później okryłem go szczelnie kocem, bo nadal miałem wrażenie, że czoło jeszcze tak troszkę ma ciepłe. Kiedy już upewniłem się, że jest mu wygodnie, poszedłem po młodego, który już sam powolutku zaczął wdrapywać się po schodach. Nie czułem się najlepiej z tym, że zostawiałem Merlina pod opieką męża, który powinien odpoczywać, no ale jak już się zgodziłem, to nie powinienem teraz zmieniać zdania, to byłoby bardzo nieuczciwe z mojej strony. 
- Jakby był niegrzeczny, albo czegoś potrzebował, daj mi znać. I nie waż mi się jeszcze wstawać z łóżka, bo cię do niego przywiążę – zagroziłem troszkę mężowi, kładąc chłopca na łóżku. Ten od razu poczłapał do mamy, wdrapał się na kolana i wtulił się w jej ciało, najwidoczniej bardzo za nim stęskniony. 
- Dobrze, będę cię informował – odparł, przytulając chłopca do siebie i przymykając oczy, chyba mając ochotę na sen. Właśnie, teraz powinien spać, a nie zajmować się dzieckiem. 
- Na pewno dasz sobie radę? Może go jednak zabrać na dół? A może potrzebujesz czegoś? Coś do picia, do jedzenia? Może jakiś koc dodatkowy? Chciałbyś się później wykąpać? Mógłbym ci później coś przygotować – dopytałem, jak zwykle zmartwiony jego stanem i także zły na siebie za to, że nie potrafię sobie poradzić z tyloma rzeczami na raz, a powinienem. Byłem przekonany, że Miki by sobie z tym wszystkim poradził, gdybym to ja był chory, tylko ja jakiś taki niedołężny jestem... 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz