sobota, 12 listopada 2022

Od Mikleo CD Soreya

Obecność synka nie przeszkadza mi ani trochę, jeśli potrzebuje mamy, a potrzebuje jej na pewno, bo w końcu jest małym dzieckiem, jestem w stanie się poświęcić i leżeć z nim w łóżku w końcu nic złego niw robi, a i ja czuję się dużo lepiej, dla tego mogę odciążyć męża, przynajmniej w ten sposób dając mu odpocząć od cóż czasem męczącego chłopca.
- Niczego mi nie potrzeba a Merlina zostaw, jest markotny i zmęczony więc zaraz powinien zasnąć - Odezwałem się, zakrywając chłopca kocem, głaszcząc go po głowie, dostrzegając zmęczenie na jego twarzy, jeszcze chwila i zaśnie a wtedy i ja będę mógł zamknąć na kilka chwil zmęczone oczy.
- Jesteś pewien? Wciąż jesteś jeszcze słaby, a Merlin może ci przeszkadzać w odpoczynku - Zauważył, za bardzo przejmując się moją osobą, chłopiec nic nie robię złego, dla tego powinien się uspokoić i wsiąść kilka głębokich wdechów, w innym wypadku sam sobie zaszkodzi a zaszkodzić może i to wiem doskonale, jego serce nie wszystko jest w stanie wytrzymać, a to, co robi, w niczym mu na pewno nie pomoże.
- Sorey bardzo proszę, uspokój się i nie martw tak o mnie i Merlina, mały zaraz zaśnie i w niczym nie będzie mi przeszkadzać, a ty możesz na chwilę od niego odpocząć. Nic się złego nie dzieje a w razie co dam ci znać - Zapewniłem, mecząc się jeszcze bardziej z powodu mówienia. Mój panie jedyny jak długo jeszcze będę taki bezużyteczny? Nie taka miała być moja rola, dla tego proszę, daj mi siłę, bo i bezniej nic nie zrobię.
- W porządku, już cię nie męczę, śpij a w razie co wołaj - Powtórzył to po raz któryś, całując mnie w czoło, wychodząc z pokoju, dając mi to, czego moją głowę najbardziej teraz potrzebowała, ciszę i spokój, oby tylko nic nie chciało jej w najbliższym czasie zakłócić, bo i to może być dla mnie ciężkie do zniesienia...

Merlin na szczęście był bardzo grzeczny, a ja dzięki temu mogłem wypocząć, mimo wszystko w duchu mając wrzuty sumienia, pozostawiając wszystko na głowie biednego męża.
Muszę jak najszybciej dojść do siebie, bo leżeniem w żadnym wypadku mu nie pomogę...
Wybudzony przez syna, który chciał coś zjeść, odruchowo wstałem z łóżka, czując jak serce zaczyna mi szybko bić, usiadłem biorąc dwa głębokie wdechy, zaciskając dłonie na spodniach, byłem tak beznadziejnie słaby a wszystko to z powodu przeziębienia, które w naszym przypadku zdarza się bardzo rzadko, ale, jak już się zdarzy, przechodzimy to naprawdę źle.
~ Sorey, zabierz Merlina - Zwróciłem się do męża, zdając sobie sprawę, że i tak nie wstanę, nawet jeśli bardzo tego chce.
Nie minęło nawet kilka chwil, a Sorey już był w naszej sypialni, patrząc na mnie ostrzegawczy spojrzeniem.
- Co ty robisz? - Zapytał, marszcząc gniewnie brwi.
- Siedzę to chyba nie grzech - Odezwałem się, opierając ręką o szafkę, ciężko przy tym wzdychając.
- Kładź się - Rozkazał mi, a ja bez zbędnego gadania poddałem się, kładąc do łóżka, trochę zmęczony samym leżeniem a mimo to nie miałem siły wstać, niech to się już wszystko kończy. - Czegoś potrzebujesz? - Zapytał, zabierając synka, który od razu zaczął płakać, wywołując u mnie silne bóle głowy.
- Nie, nic nie chce - Mruknąłem, zabierając od męża syna, który od razu się uspokoił, cicho pochlipując. - Zostaw już go, niech tylko nie płacze, przynieś mu coś do jedzenia - Poprosiłem, tuląc do siebie syna, ciężko przy tym wzdychając.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz