Nie byłem zachwycony z powodu tej niezapowiedzianej wizyty naszego sąsiada i nawet nie starałem się tego ukryć. Inaczej bym się zachowywał, gdyby mój mąż mu się nie podobał, ale ślepy nie byłem. Zresztą, po co nam jego warzywa, skoro mamy własne? Ewidentnie szukał z nim kontaktu, a Miki mu to oczywiście ułatwiał. Czemu Mikleo nie potrafił tego zauważyć...? Może ten sąsiad podobał się i jemu...? W końcu jest młodszy ode mnie, przystojniejszy, no i oczywiście z zarostem. Czyli jednak mój mąż wolał, jak ma się zarost... Mikleo to jest jednak strasznie problematycznym aniołem. Niby podoba mu się zarost, ale jak przychodzi co do czego, to jednak mu przeszkadza, bo łaskocze. I weź tu człowieku zdecyduj...
- Gdyby tak było, nie robiłbyś do niego maślanych oczek – burknąłem, nadal niezbyt pocieszony. I że ja kiedyś chciałem iść do tego człowieka na kolację... co mnie wtedy podkusiło, nie wiem, chyba gorączkę musiałem mieć.
- Wcale nie robię maślanych oczek, tylko w ciebie wpatruję się z miłością. Chodź, przygotuję ci kawę i coś do jedzenia, od wczoraj nic nie jadłeś – poprosił mnie, całując w policzek.
Nadal naburmuszony poszedłem za nim do kuchni, niezbyt mając ochotę na cokolwiek. Miał być taki przyjemny poranek, czy tam popołudnie... Cholera, przecież ja nie powinienem siedzieć, tylko pomóc Mikleo w prowadzeniu domu. Miki już się dzisiaj popisał, ja już odpocząłem więc najwyższa pora się zamienić, zwłaszcza, że Mikleo nadal musiał odpoczywać. I tak już za długo zostawiłem wszystko na jego głowie.
- Siadaj, dokończę obiad za ciebie – burknąłem, podnosząc się z krzesła.
- Ale... - zaczął, ale ja zaraz mu przerwałem.
- Bez dyskusji. Bo zaniosę cię do łóżka i do niego przywiążę – zagroziłem, patrząc na niego gniewnie. Po tych słowach mój mąż zawsze troszkę stawał się pokorniejszy.
Tak było i tym razem. Mój mąż grzecznie usiadł na krześle, ale nie trwało to długo, bo właśnie obudził się Merlin. Zajmowania się nim mu nie zabroniłem, bo wiedziałem, że to nie ma żadnego sensu. Od kiedy chłopiec zauważył, że jego mamusia stoi o własnych siłach, nie opuszcza jej na krok, a jak tylko ja brałem go na ręce, to zaraz w płacz. Zresztą, nie miałem do niego siły, miałem go serdecznie dosyć tak samo, jak on miał dosyć mnie. Jedynie Misaki nie narzekała, mimo, że miała do tego pełne prawo.
Kiedy już dokończyłem obiad, musiałem zbierać się po odebranie Misaki ze szkoły. I muszę przyznać, dobrze mi taki spacer zrobił, po wyjściu na świeże, zimne powietrze trochę ochłonąłem i skupiłem się na czymś innym niż na tym, że nasz sąsiad wpadł w oko mojemu mężowi. Musiałem w końcu bezpiecznie doprowadzić moją księżniczkę do domu oraz wysłuchać, co tam działo się w szkole. Nie podobało mi się to, że znowu wspomina o tym chłopaku... nie podobało mi się to. Bałem się, że ta relacja może się rozwinąć w niepokojący sposób, a argument, że to tylko dzieci, absolutnie mnie nie uspokajał. Ja i Mikleo też byliśmy tylko dziećmi, podobnie było także z Yukim i Emmą...
Dobry humor troszkę mi minął, kiedy zauważyłem w miseczce na stole warzywa, które mój mąż dostał od naszego sąsiada. Wiem, że jedzenia nie powinno się wyrzucać, no ale czy trzeba je tak trzymać na widoku...? Niezbyt z tego powodu pocieszony po obiedzie sprzątałem będąc lekko poddenerwowany, co Mikleo zauważył od razu i kiedy tylko położył synka do łóżka, bo była pora na jego drzemkę, przyszedł do mnie i ostrożnie przytulił się do moich pleców.
- Nadal jesteś na mnie zły? – spytał cichutko, kiedy przecierałem blat ściereczką.
- Nie podoba mi się to, że dajesz mu się podrywać – bąknąłem, chociaż już nie byłem tak bardzo zły, a to dzięki temu, że się do mnie przytulił. Co jak co, ale darmowym przytulaniem nigdy nie pogardzę.
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz