Przerażony zachowaniem mojego męża nachyliłem się nad nim, kładąc dłoń na czole, zdając sobie sprawę z tego, jak źle jest z moim mężem, o którego naprawdę zacząłem się martwić. Bez zastanowienia zacząłem uważnie przyglądać się jego ranie, zdając sobie sprawę z tego, jak okropnie wygląda jego rana. Co za głupek on naprawdę sam się krzywdzi swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem, nie myśląc o tym, co my czujemy i jak ciężko będzie nam bez niego.
- Sorey - Odezwałem się, widząc jego zamykające się oczy, oby tylko zemdlał, bo jeżeli on właśnie umrze, mi na rękach to go zabije, po prostu go zabiję.
Zmartwiony jego stanem zaciągnąłem go do pokoju, z trudem kładąc na łóżku, gdzie zająłem się porządnym oczyszczaniem jego rany, nim uleczyłem ją, męcząc się z tego powodu jeszcze bardziej niż zwykle, a wszystko to z powodu tego, jak fatalnie wyglądała jego rana. Co za uparty osioł a mógł mi dać się wczoraj uleczyć, ale po co najlepiej mnie wykończyć z powodu swojej głupoty.
Wzdychając ciężko, zadbałem o niego, na czoło kładąc zimne okłady, nakrywając jego ciało kocem, to najwidoczniej będzie bardzo ciężki weekend, z którym sobie poradzę, na pewno poradzę, oby tylko mój mąż z tego wyszedł. Że też akurat dziś, gdy Nori ma do nas przyjść, teraz to już naprawdę będę miał sporo na głowie.
Tak jak podejrzewałem, ten weekend był dla mnie naprawdę ciężki, troje rozbrykanych dzieci chcących się bawić, zwierzaki, którymi trzeba było się zająć i mąż, który wciąż się nie wybudził, zmartwiony tym faktem nawet wezwałem do domu medyka, który sprawdził stan zdrowotny mojego męża, każąc mi smarować go specjalną zielarską maścią, która miała mu pomóc w powrocie do zdrowia, oby faktycznie, tak było, bo szczerze mówiąc, jestem już zmęczony, w nocy nie śpię, pilnując męża, musząc zmieniać mu okłady, dbając o tym, by jego stan się nie pogorszył, a w dzień zajmuję się dziećmi, zwierzakami i domem to naprawdę twardy orzech do zgryzienia.
W poniedziałkowy poranek wybudziłem córkę ze snu, samemu już prawie śpiąc na stojąco, z trudem skupiając się na prostym zadaniu związanym z przygotowaniem dziecka do szkoły, najwidoczniej jest ze mną gorzej niż myślałem, a wszystko to z powodu braku snu a pomyśleć, że to tylko trzy nie przespane noce a ja już wariuje co za słaba ze mnie istota, nic dziwnego, że dziadek miał mnie za głupiutkiego i słabego anioła. Cóż taki po prostu jestem, nic na to nie poradzę.
- Mamo wszystko dobrze? - Słysząc głos Misaki, otrząsnąłem się z moich krytycznych myśli związanych z moim negatywnym myśleniem o sobie samym, odwracając głowę w stronę córeczki.
- Oczywiście, że tak, dlaczego pytasz? - Odpowiedziałem pytaniem na pytanie, uśmiechając się do córki.
- Nalewasz wody do płatków - Na jej słowa zmarszczyłem brwi, odwracając głowę w stronę talerza, wzdychając ciężko, ja naprawdę jestem zmęczony.
- Faktycznie, przepraszam - Nie okazując zmęczenia, szybko przygotowałem jej nowy posiłek.
- Na pewno wszystko dobrze? - Dopytała.
- Oczywiście - Zapewniłem, stawiając przed nią jedzenie, przygotowując jej drugie śniadanie do szkoły.
- A jak się czuje tato? - Tym razem zmieniła temat, pytając o tatusia, o którego na pewno również się martwiła.
- Dobrze, już coraz lepiej, wrócisz ze szkoły i jeśli tylko zechcesz, będziesz mogła się z nim zobaczyć, a teraz szybciutko jedz, bo rodzice Nori'ego i on sam już na ciebie czekają - Przypominałem jej o tym małym fakcie, który od razu zmobilizował ją do zjedzenia śniadania, spakowania najpotrzebniejszych rzeczy pożegnaniu się ze mną i pójściem do rodziców jej kolegi, z którymi się przywitałem, zamieniają kilka zdań, nim ci zabrali dzieci ze sobą, odprowadzając do szkoły, pozostawiając mnie samego, dając mi szanse na odpoczynek, na który nie miałem czasu, od razu idąc zmieni okład mężowi, nim obudzi się syn, mając czas na spokojne zajęcie się moim biednym ukochanemu mężowi.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz