Nie byłem do końca przekonany, czy mógłbym się tak wpatrywać w niego cały czas, bo na sto procent w pewnym momencie najzwyczajniej w świecie przylgnąłbym do tego idealnego ciała i przycisnąłbym je do ściany, zaczynając obdarowywać pocałunkami... chociaż w sumie nie, a przynajmniej nie w tym momencie, kiedy dopiero co wrócił do domu z lodowatego jeziora. Czasem jego chłodne ciało absolutnie minie przeszkadzało, taki kontrast potrafiłem czasem wykorzystać podczas naszych intymnych chwil, ale to jak dla mnie była przesada. Poza tym, przygotowałem przecież dla nas gorącą kąpiel, więc szkoda by było, aby ta cudownie ciepła woda się zmarnowała.
- Myślę, że to mi musi wystarczyć, a teraz wskakuj do wody – poprosiłem go, posyłając mu delikatny uśmiech.
- Ale tak sam? Mówiłem ci, że wejdę tam tylko z moich najcudowniejszym mężem – poprosił, zbliżając się do mnie i zaczynając niby to od niechcenia odpinając guziki mojej koszuli. Jak dobrze, że jego skóra nie miała styczności z moją, bo chyba bym umarł.
- Twój mąż dołączy do ciebie, jak tylko się trochę ugrzejesz, a teraz sio – odpowiedziałem, troszkę go pośpieszając. Naprawdę był lodowaty, a to nie było nic przyjemnego dla takiego zwykłego człowieka, jak ja. No, może gdyby było lato, jeszcze byłoby to dla mnie przyjemne, ale była zima i tu zdecydowanie wolałem przytulić się raczej do kogoś ciepłego.
Mikleo pokręcił z niedowierzaniem głową, ale mimo tego posłusznie wszedł do wanny. Podczas kiedy on się tak troszkę dla mnie dogrzewał, ja najpierw zebrałem ubrania mojego męża z ziemi, ładnie je poskładałem i odstawiłem je na szafkę, by się przypadkiem nie zamoczyły jeszcze bardziej, niż to możliwe. Ma ich tak mało, a tak strasznie o nie nie dba, a później narzeka, że nie ma ubrań. I co ja z nim mam... Dopiero po tym sam się rozebrałem, troszkę się przy tym śpiesząc. Jak tak teraz trochę przyjrzałem się ciału mojemu męża, które było nie dość, że idealne pod każdym względem, to jeszcze bez żadnej skazy. Tak całkowicie różne od mojego... Wszedłem zaraz po tym do balii pilnując, by piana zakryła te wszystkie moje niedoskonałości, chociaż na ten moment...
- Wszystko w porządku? – dopytał Mikleo, opierając się plecami o moją klatkę piersiową. Chyba zauważył moją niepewność, podczas kiedy ja byłem pewien, że wszystko udało mi się ukryć...
- Teraz już tak – przyznałem, zamykając go w szczelnym uścisku. Nie widziałem go niemalże przez cały dzień, więc miałem pełne prawo się za nim stęsknić. – Ta lodowata woda nie zrobiła ci żadnej krzywdy? Nie chcę, żebyś znowu przechodził przez to wasze przeziębienie – dopytałem i złożyłem na jego ramieniu delikatny pocałunek. Tak, wiem, już o to pytałem, ale muszę mieć sto procent pewności, że mojemu mężowi nic nie jest, zwłaszcza, że po tak długim chorowaniu na pewno jeszcze jest osłabiony. Albo był, bo woda powinna mu pomóc, ale że była ona lodowata i przebywał w niej tak długo, że odrobinkę zacząłem w to powątpiewać.
- Już od dwóch tygodni nie czułem się lepiej – odpowiedział, odwracając się w moją stronę, by złączyć nasze usta w delikatnym pocałunku. Teraz, jak już trochę się ogrzał, było mi o wiele przyjemniej go dotykać czy całować. – A ty powinieneś się odprężyć. I koniecznie pozwolić mi umyć swoje włosy – na to drugie zdanie zmarszczyłem brwi.
- A to dlaczego? – dopytałem, nie rozumiejąc, co mu się tam w głowie dzieje.
- Bo za bardzo się stresujesz, a to nie służy twojemu sercu. Pamiętasz, medyk ci to zalecał. Podobnie jak ograniczenie kawy – przypomniał mi tonem nieznoszącym sprzeciwu, poprawiając moje kosmyki, które już wpadały mi do oczu, odrobinę mnie tym irytując i ograniczając widzenie. Nie zliczę, ile to już razy dzisiaj odgarniałem włosy na bok, a one i tak uparcie nie chciały się mnie słuchać.
- Nie, chodziło mi o te moje włosy. Są chyba w miarę czyste, więc po co je myć? – sprostowałem, dalej patrząc na niego z niezrozumieniem.
- Bo mam chwilkę czasu i gdyby były wilgotne, może bym je troszkę skrócił. Myślę, że to ci się spodoba – wyjaśnił mi, uśmiechając się delikatnie.
- Jeśli tego właśnie chcesz, to czemu nie – przyznałem, nie mając z tym żadnego problemu. W końcu nie ma nikogo innego, kto lepiej zająłby się moimi włosami niż moja mała Owieczka.
- To odwracaj się. No już, już – pospieszył mnie, czym lekko mnie rozbawił.
- Powiedz mi, tak odżyłeś po kontakcie z wodą, czy też może pełnia się zbliża? – dopytałem, chcąc wiedzieć, czy powinienem się nastawić psychicznie na pełnię. Energia, która wtedy rozpierała Mikleo, potrafiła mnie przytłaczać, dlatego miałem cichą nadzieję, że po prostu odzyskał siły po chorobie. Nie wiem, czy miałbym siłę, aby zająć się dwójką rozbrykanych dzieci i jeszcze dodatkowo rozochoconym mężem.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz