środa, 31 stycznia 2024

Od Daisuke CD Haru

Od razu zauważyłem, że Haru zaczął robić nieco więcej tych placuszków niż tyle, o ile go poprosiłem. Początkowo nic nie mówiłem, bo myślałem, że może to sobie jeszcze troszkę dorabia, bo w końcu był ponoć bardzo głody, ale on nagle zaczął wykładać je na nowy talerz, najpewniej ten dla mnie. I to już mi się nie zaczęło podobać. Poprosiłem go o jednego lub dwa nie bez powodu. Już dzisiaj zjadłem bogate śniadanie, do obiadu mam jeszcze dużo czasu, dlatego nie mogłem zjeść bardzo dużo. Nie wiem, czy Haru tak na to patrzył, czy też nie, ale ja muszę na swoją wagę mocno patrzeć, by nie była albo za duża, albo za mała. Jakiś czas troszkę mniej jadłem, bo i byłem zestresowany z powodu całego zamieszania z tą miksturą, potem byłem kotem, i teraz ewidentnie moja waga jest poniżej prawidłowej. Trochę to nadrobiłem ostatnio, dlatego teraz znów nie powinienem tyle jeść, a on jeszcze polewa to wszystko polewą czekoladową... przecież to tyle kalorii, że ja po tym będę wyglądał, jak beczka.
- Nie za dużo tego wszystkiego? Prosiłem o góra dwa. I nie mówiłem nic o dodatkach – odparłem, patrząc na talerz pełen kalorii, który jednocześnie był i zachęcający, i odpychający.
- Ale takie racuchy najlepsze są z dodatkami. A dwoma się nie najesz – odparł zadowolony, podając mi talerz.
- Nie muszę się najadać, jestem najedzony, ja zjadłem śniadanie, w przeciwieństwie do ciebie – wyjaśniłem, zabierając od niego talerz doskonale wiedząc, że najprawdopodobniej zjem to wszystko, co mi przygotował. I to mnie niepokoiło bardzo.
- No to zjesz tyle, ile potrzebujesz, a resztę zjesz sam – wyjaśnił, uśmiechając się delikatnie.
- Proszę, przygotowałam paniczom kawę – usłyszałem za sobą głos jednej ze służących.
- Och, dziękujemy – odezwał się Haru, podczas kiedy ja tylko kiwnąłem głową, odbierając swój kubek.
Z naszymi porcjami udaliśmy się do naszej sypialni, by móc usiąść i zjeść. Trochę żałowałem, że zgodziłem się na te racuchy. Znaczy się, bardzo chciałem miałem na to ochotę, ale to, że miałem ochotę nie oznacza, że powinienem robić, na co mam ochotę. Gdybym nie widział, co Haru robi, na pewno bym się oparł i teraz miałbym spokojne sumienie.
- Nie smakuje ci? – zapytał, kiedy trochę tak niechętnie zabrałem się za jedzenie.
- Nie chodzi o to, że mi nie smakuje. Martwię się, że po takiej opcji będę ważyć więcej niż powinienem – wyjaśniłem, musząc naprawdę się powstrzymywać, by nie pochłonąć wszystkiego w minutę. Racuchy były naprawdę przepyszne. Brakowało mi tego smaku. Może gdybym zjadł całe racuchy, a później odpuścił sobie obiad, no i kolację, to by się jakoś wyzerowało...? To był pomysł warty zastanowienia. No ale też chyba lepiej zjeść dwa posiłki niż jeden słodki. Jak następnym razem będzie chciał sobie zrobić coś do jedzenia, to ja z nim nie idę, bo znów sobie cały dzień popsuję, jak chodzi o jedzenie.
- Babcia ci wpoiła taką obsesję na punkcie swojej wagi? – zapytał, przyglądając mi się z uwagą.
- Nie. Po prostu nie chcę skończyć jak ci wszyscy szlachcice z ogromnymi brzuchami. Zawsze mi się to nie podobało, niektóre przypadki też mnie potrafiły też mnie trochę obrzydzać, że tak to ujmę. I wbrew powszechnej opinii nie uważam, że im większy brzuch, tym większe bogactwo – wyjaśniłem spokojnie, przypominając sobie te wszystkie bankiety. Jest to co prawda przypadłość, która dotyka osoby w wieku średnim, ale ja niebezpiecznie się do takowego wieku zbliżam i dlatego muszę się mieć bardziej na uwadze.

<Piesku? c:>

Od Soreya CD Mikleo

 Może Miki trochę racji miał i za bardzo martwiłem się o moje dzieci? I o niego? No ale też ja ja się mam nie martwić, kiedy grozi im tyle okropnych rzeczy. Może gdyby nic z tych sytuacji, które miały miejsce do tej pory się nie wydarzyło, byłbym spokojniejszy. Czuję się odpowiedzialny za moją rodzinę, więc jeżeli któremuś z członków mojej rodziny dzieje się krzywda, od razu czuję się za to odpowiedzialny. Dlatego staram się temu zapobiec. To chyba jest całkowicie normalne. A może i nie? Dalej uczę się życia i wielu rzeczy jeszcze nie wiem. To trochę niepokojące biorąc pod uwagę to, że mam rodzinę i małe dzieci pod opieką. Im dłużej jestem rodzicem, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że za szybko zdecydowaliśmy się na dzieci. Niestety, teraz nic z tym nie zrobię, tylko muszę się starać, by zapewnić im bezpieczeństwo, co chyba też mi się tak do końca mi się nie udaje. A przynajmniej nie zawsze. 
– A co, jak jakiejś służącej znów odbije? I stwierdzi, że chce mieć tak kochanego synka jak Haru? Albo przecudowną córeczkę jak Hana? – zapytałem, dalej taki odrobinkę zaniepokojony. Wiem, że dzieci są większe, bardziej świadome tego, co się dzieje wokół nich, no ale... cóż, ludzie też są różni. Jedni bardziej przebiegli, inni mniej, a to wystarczy chwila nieuwagi i tragedia gotowa. 
– Są pod naprawdę wspaniałą opieką. Są pilnowane i przez królową, i Lailah, a jak dobrze wiesz, z Lailah są bezpieczne. Po prostu się odpręż i zrelaksuj, nie często będziemy mieć wolne wieczory. A jutro je odbiorę – wyznał, dalej wtulony w moje ciało. 
– Tylko żeby ci się nic nie stało, jak będziesz po nie szedł – odezwałem się, jak zwykle zaniepokojony o jego bezpieczeństwo. 
– Nie przesadzasz troszeczkę? Dzisiaj przecież z nimi wyszedłem na miasto i żadnemu z nas się krzywda nie stała – przypomniał mi, na cicho westchnąłem. Miał rację, i to w stu procentach, no ale też... Nigdy nic nie wiadomo, tak? Myślałem, że bezpiecznie będzie puścić mojego męża samego, by zapisał dzieci do szkoły, i jak to się skończyło? Tak, tego to ja sobie nie wybaczę chyba nigdy. 
– No wiem, wiem. Martwię się. Czuję się odpowiedzialny za każde zło, które się wam dzieje – odpowiedziałem, delikatnie się uśmiechając. Nie chciałem, by brzmiało to źle, bo jeszcze Miki by się tym przejął i niepotrzebnie zamartwiał. Ja się zamartwiam wystarczająco za nas dwóch. – Skoro mamy wolny czas, to może pójdziemy na spacer? Jest wieczór, więc jest chłodniej, więc może nie będziesz się czuł tak źle. Możemy pójść nad jezioro. Dawno nie byliśmy nad jeziorem – zaproponowałem, chcąc wspólnie spędzić czas. Miałem inne plany, chciałem zająć się dziećmi i pójść spać, ale skoro nie ma dzieci, i nie mogę po nie iść, to zajmę się Mikim. I później pójdę spać. To też jest całkiem dobry plan. A przed snem może jeszcze wezmę gorącą kąpiel, by trochę rozgrzać bolące mięśnie. Co jak co, ale to machanie siekierą zmęczyć człowieka potrafi. Anioła w sumie też. Trochę dłużej potrafię nią machać, niż inni moi koledzy po fachu, ale ból po wszystkim odczuwam ten sam. 

<Owieczko? c:>

Od Haru CD Daisuke

Czy ja się wyspałem? Chyba nawet tak i czy jestem głodny? Oj tak zdecydowanie tak? Muszę nadrobić stracone posiłki, oczywiście nie bez przesady. Nie mogę też jeść zbyt dużo, to znaczy nie mam większego problemu z metabolizmem, a więc cokolwiek zjem, nie zaszkodzi to mojej wadze, ale nie mogę też przesadzać aby potem nie czuć się gorzej z przejedzenia, tym bardziej że ostatnio z wiadomych przyczyny jadłam dużo mniej i spałem dużo mniej.
- Jestem wyspany i tak jestem okropnie głodny - Przyznałem, podnosząc się z łóżka, rozciągając leniwie swoje zastygnięte mięśnie.
Mój panicz kiwnął głową, podchodząc do dzwoneczka, aby wezwać służącą przed czym go powstrzymałem, mając ochotę na coś bardziej słodkiego, niż to, co serwuje tutaj jego kucharz. Oczywiście jego kucharz robi naprawdę cudowne posiłki, jednak chciałbym zjeść coś, co bardziej do mnie pasuje i coś, co zrobiłbym sam. O ile w ogóle nie będzie z tym problemu.
- Coś nie tak? - Dopytał, przyglądając mi się z uwagą, nie rozumiałam, dlaczego go powstrzymałem, oczywiście tego mogłem się spodziewać, w końcu nie powiedziałem mu nic, po prostu powstrzymałem go aby nie zadzwonił dzwoneczkiem nic poza tym.
- Nie, chciałbym zrobić sobie coś sam, mam dziś ochotę na racuchy z czekoladą, o ile mogę - Wyznałem, od razu dostrzegając błysk w jego oczach, czyżby ktoś tu miał ochotę na coś słodkiego.
- Oczywiście, że możesz - Zgodził się, ciągnąc mnie za sobą do kuchni, gdzie mógł dać wolne swojemu kucharzowi, które w tej chwili nie będzie nam już potrzebne, gdyż ja sam przygotuję dla mnie śniadanie dla niego to już obiad.
- Chcesz też? - Zapytałem, gdy zadowolony położyłem na talerz kilka racuchów z pokrojonym w plastrze bananem, który znalazłem i polaną czekoladą aby dodać temu słodki smak, który tak idealnie pasował do posiłku.
- Nie - Odpowiedział, mimo że brzmiał na bardzo, ale to bardzo niepewnego. A to oznacza, że chce, tylko się wzbrania, bo tak nie wiem czemu. Przecież zawsze lubił, jak mu gotowałem, a więc czemu tym razem mówi nie gdy jego oczy i twarz ewidentnie mówi tak.
- Jesteś pewien? Mogę ci zrobić dla mnie to żadne problem, tym bardziej że już robię - Przyznałem, zerkając na jego zmieniające się wyraz twarzy, on tego chciał i to bardzo tego chciał, tylko z jakiegoś powodu się powstrzymywał, ale dlaczego? Ja naprawdę tego nie rozumiałem, przecież trochę słodyczy nikomu nie zaszkodzi.
- No to może jeden lub dwa - Zgodził się, w końcu patrząc na jedzenie ze smakiem, i że on chce tylko jeden lub dwa? Wydaje mi się, że jeśli zrobią mu jeden lub dwa, to później będzie zaglądał, abym zrobił mu jeszcze więcej.
- Oczywiście - Zaśmiałem się cicho, przygotowując mu kilka racuchów, wiedząc doskonale, że zje więcej niż tylko jeden lub dwa, zdążyłam go już poznać i doskonale widzę, że lubi, kiedy przygotowuję mu coś słodkiego a, że i tak nie jestem dzisiaj w pracy. No to mogę poświęcić ten czas aby sprawić mu przyjemność. Przynajmniej tak się mu odwdzięczam, za to, co dla mnie robi, pozwalając mieszkać w tak luksusowym miejscu. - Proszę - Zadowolony podałem mu jego posiłek.

<Paniczu? C:>

Od Mikleo CD Soreya

Nie rozumiem tego podejścia, Sorey zdecydowanie przesadza, przecież naszym dzieciom nic nie grozi, to fakt raz stało się to, co się stało, ale to nie oznacza, że od razu może im się coś złego stać, Alisha i Lailah zaopiekują się dobrze naszymi dziećmi, poza tym te chciały zostać tam na noc i coś mi się wydaje, że nie będą chciały wrócić, nawet jeśli po nie pójdziemy, a więc czy jest sens po nie iść? Ja uważam, że nie ale jeśli on bardzo chce, niech odzie może wróci z dziećmi, chociaż wątpię, a nawet jeśli z nimi wróci, to dzieci będą obrażone na niego, a tego by nie chciał.
- Cóż, nie sądzę, ale dzieci chciały wracać, ciocia obiecała, że mogą tam nocować - Wyjaśniłem, co jeszcze bardziej, nie spodobało się mojemu mężowi, on naprawdę przesadzał, przecież nic im już nie będzie, nie możemy też trzymać je wiecznie pod kloszem, to zdecydowanie dla nich niezdrowe, nie możemy przecież wszystkiego im zabraniać tylko dlatego, że się boimy, ja, mimo że martwiłem się o dzieci. Zgodziłem się aby zostały u cioci. I zdania nie zmienią. Jeśli bardzo chcą, nich u niej będą, bo to sprawia im radość, a nie chcę, abyś czuł się w domu jak w więzieniu. Bo sam doskonale wiem, jak to jest, gdy ktoś za bardzo się nad tobą trzęsie i każe ci robić to, co chcę. Przeżyłem to z dziadkiem i nie chciałbym aby nasze dzieci czuły to samo, co prawda żaden z nas nie będzie traktował ich tak jak dziadek mnie, ale to dzieci. One mogą mieć różne odczucia, różne zachowania i różnie mogą interpretować różne rzeczy, krzywdy im zrobić nie chce, dlatego zgadzam się na to aby zobaczyć uśmiech na ich twarzy. Świadom tego, że ich szczęście jest dla mnie najważniejsze..
- Co? Nie, nie, musimy tam po nie pójść i zabrać je do domu, muszą spać tutaj pod naszą opieką, pod naszym dachem, nie chcę aby coś się im stało - Powiedział, co wywołało ciężkie westchnięcie z mojej strony, rany ależ on jest problematyczny, on naprawdę za bardzo się boi, boi się za bardzo o mnie z powodu czego. Wygląda to tak, jak to wygląda, najbezpieczniej jest, kiedy jestem w domu. Mimo że cóż nie do końca w domu chce być i dzieci też mają być w domu. Mimo że w domu nie chcą być, on chyba musi pewne rzeczy przepracować, aby przypadkiem nie zrobić krzywdy, bo ile ja sam mogę uprzeć się i zrobić co chce, dzieci niestety już nie.
- Sorey tak szczerze za bardzo panikujesz, takim zachowaniem zrobisz im krzywdę. A tego przecież nie chcesz.
Wiesz, jeśli chcesz, możesz iść po dzieci. Ale ja nie pójdę po nie razem z tobą. Zgodziłem się aby zostały u cioci, bo tego chciały, ale jeśli czujesz, że musisz, to idź, tylko do niczego nie zmuszaj, one mają wolną wolę i niech robią to, co czują, że chcą. Mają już prawie siedem lat, najwyższa pora dać im podejmować pewne decyzje samym - Wyznałem, uśmiechając się do niego łagodnie, całując go w czoło, mając naprawdę szczerą nadzieję, że mnie posłucha, mieliśmy wspólnie trójkę dzieci w tamtym jego życiu i akurat na temat wychowania, mam troszeczkę lepsze spostrzegania i podejście do naszych pociech niż on, co jest normalne, gdy ma się już piątkę dzieci.

<Pasterzyku? C:>

wtorek, 30 stycznia 2024

Od Daisuke CD Haru

 Delikatnie uniosłem brew na jego słowa. Przepraszam ja go bardzo, ale ja wcale nie byłem złośliwy. Po prostu się o niego martwiłem. A to, że przejawiam to w niestandardowy sposób, to już nie moja wina. Jeżeli chciał kogoś, kto go za każdym razem będzie po główce klepał, to powinien szukać gdzie indziej, bo ja taki miły nie będę. Już i tak jestem dla niego wystarczająco miły, jak na mnie. 
- Przepraszam, że uraziłem jego wysokość, nie to było moją intencją. Chciałem tylko delikatnie zasugerować, że miałem rację – odpowiedziałem, wstając z łóżka. Mimo, że położyłem się nieco później od niego, byłem znacznie bardziej wyspany. Może to dlatego, że nie siedziałem całą noc nad sprawą, która potencjalnie mogłaby zagrozić zdrowiu z powodu wzbudzenia zainteresowania u ludzi uchodzących za niebezpiecznych. 
- Oczywiście, że tak, przecież zawsze masz rację – mruknął, będąc ewidentnie na granicy snu. 
- Miło, że w końcu to przyznałeś – odpowiedziałem zadowolony, narzucając na ramiona szlafrok. Ja mogłem sobie działać, a on niech sobie śpi. Zje dopiero, jak się obudzi, teraz to ledwo kontaktuje. Trochę w szoku jestem, że w ogóle wstał, umył się i przebrał. Mi w jego stanie na pewno by się takich rzeczy robić nie chciało. – Nie wolisz założyć jakichś wygodniejszych rzeczy do snu? Lepiej ci się będzie spało. Haru? – zapytałem, odwracjąc się w jego stronę i dostrzegając, że ten już śpi. Skaranie boskie z nim.
Podszedłem więc do niego, by rozpiąć jego koszulę, a także ściągnąć spodnie z jego nóg. Że też go to nie obudziło... przykryłem go kołdrą i złożyłem jego spodnie, które pozostawiłem na krześle, a następnie udałem się do łazienki. Musiałem się umyć i ubrać, by jakoś względnie wyglądać. Skoro dzisiaj nigdzie nie wychodziłem, nie musiałem się jakoś bardzo stroić. Prosta koszula, kamizelka, spodnie i mogłem opuścić łazienkę. Nawet nie zaczesywałem włosów do tyłu. Po dokładnym przyjrzeniu się w lustrze stwierdziłem, że w takich opuszczonych włosach wyglądałem znacznie młodziej. A to dwadzieścia osiem lat... trochę mnie dołowało. To nie jest jeszcze trzydziestka, ale też nie jest dwadzieścia pięć. Tak, dwudziestka piątka to był dopiero wiek... i teraz będzie ze mną tylko gorzej. Dlatego trzeba się odmłodzić wizualnie. Chociaż tyle jestem w stanie zrobić. 
Śniadanie zjadłem w jadalni, nie chcąc budzić Haru i najedzony wróciłem do sypialni, wraz gorącą kawą, i zabrałem się za rachunki. Na szczęście to całe liczenie było ciche, więc nie wybudziłem Haru ze snu. Tylko kiedy Dama mi się władowała zaczęła głośno mruczeć, więc i ona, i trzaskający kominek były jedynymi źródłami dźwięku. Na szczęście nie za bardzo głośnymi. 
- Lubię cię w takim wydaniu – usłyszałem w pewnym momencie głos mojego partnera, co zaskoczyło mnie na tyle mocno, że lekko podskoczyłem. Odwróciłem się w jego stronę, patrząc na niego z niezrozumieniem. – Taki prosty naprawdę coś w sobie masz – dodał, przecierając dłonią twarz. 
- A ty jesteś niewyspany, skoro twierdzisz w ten sposób – odparłem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Co fajnego jest w prostocie? Chociaż, on jest prosty, a ja go kocham, więc jednak coś to w sobie musi mieć najwidoczniej. – Wyspałeś się? Przynieść ci coś do jedzenia? – zapytałem, jednocześnie gładząc Damę, która rozwaliła się na moich kolanach. 

<Piesku? c:>

Od Soreya CD Mikleo

 Już czułem, że to zmierza w tym nie do końca najlepszym kierunku. Miał rację, nie chciałem, by szedł do pracy, bo po prostu się o niego bałem. Tyle złych rzeczy się zawsze wydarzało, kiedy byliśmy za długo rozdzieleni, a to on się dawał wykorzystywać, a to ktoś jego chciał wykorzystać, a to coś go zaatakowało... no i ja go mam tak po prostu puszczać samego na tak długi czas i nie zwariować? No ale też jeżeli ma tu w domu siedzieć, i czuć się okropnie jak w więzieniu, to niech lepiej już idzie do tej pracy. Jakoś to wytrzymam. Nie chcę, by postrzegał to miejsce jako więzienie. Tu ma się czuć bezpiecznie i swobodnie. A takie więzienie jest raczej przeciwieństwem tych dwóch rzeczy. 
- Też cię kocham, Owieczkę. I chcę, byś się czuł dobrze, dlatego jeżeli czujesz, że musisz iść do tej pracy, to idź. Ja cię powstrzymywać nie będę, i nawet nie mogę tego zrobić – odpowiedziałem, gładząc go po plecach. 
- W sumie, to aż tak bardzo nie chcę. Tak tylko zaproponowałem takie rozwiązanie, bo jest ono znacznie dla nas pod każdym względem – wyjaśnił, ale ja wiedziałem, że wcale tak nie było. Znaczy, może to było prawdziwe tylko w jakiejś części, ale na pewno nie zaproponował tego tylko i wyłącznie z tego powodu. 
- Miki, oboje dobrze wiemy, że to nie dlatego. No i skoro powiedziałem ci już tak, to możesz do niej iść. Tylko uważaj na siebie. I dawaj znać, gdybyś czuł, że coś było nie tak. Bardzo chcę, byś był szczęśliwy – odpowiedziałem, gładząc go po poliku. 
- No i jestem szczęśliwy. Z tobą – odpowiedział uroczo, na co się uśmiechnąłem delikatnie. On to naprawdę przuroczy jest. I nie wiem, czemu mówi mi, że nie. On słuchał czasem tego, co mówił? Albo widział siebie w lustrze? Przecież on był w całości stworzony ze słodkości, moja Owieczka przesłodka. 
- I tak jeszcze przemyśl to porządnie. A teraz mogę wypić swoją kawę? Bo mi wystygnie. A jak mi wystygnie, to jest bardzo niedobre. A ja czerpię przyjemność z picia ciepłej, wręcz gorącej kawy, nawet w gorące dni – poprosiłem, naprawdę mając ochotę na moją kawę. Rano wypiłem taką zimną i niedobrą, i tylko poranny seks ratował poranek od bycia beznadziejnym. A poza tym, mogę go mieć a kolankach i pić cudownie pyszną kawusię. Dwie wspaniałe rzeczy w jednym. 
- Ależ oczywiście – odpowiedział, podając mi kubek. 
- Dziękuję, słoneczko – odezwałem się zachwycony, zabierając się za picie. – Wypiję kawę i pójdę po dzieci, co? – zaproponowałem po chwili, jakoś tak dziwnie czując się  bez maluchów. Jakoś tu za cicho było. I spokojnie. Trochę od tego się odzwyczaiłem. Już nie mówiąc, że kiedy tylko usłyszałem, że moje dzieci są same u Alishy, troszkę czuję niepokój. Minęło bardzo dużo czasu od tamtego wydarzenia owszem, ale to nadal jest w mojej pamięci i raczej prędko jej nie opuści. 
- Ale po co? – dopytał, patrząc na mnie z niezrozumieniem. 
- No jak to po co? By były bezpieczne u nas, bo u nas zawsze są bezpieczne – odparłem, też patrząc na niego z niezrozumieniem. To było w końcu bardzo logiczne. 

<Owieczko? c:>

Od Haru CD Daisuke

Ranek nadszedł zbyt szybko zdecydowanie zbyt szybko i gdyby nie mój panicz pewnie nawet bym nie otworzył oczu, czując zmęczenie, które nie odpuszczało mi od nieprzespanej nocy, która naprawdę dała mi w kość.
- Nie chce, muszę spać, głowa mnie boli - Mruknąłem, zmęczony nawet nie otwierając swoich oczu, które piekły mnie już od niewyspania.
- Chcesz zostać dziś w domu? - Usłyszałem, mając wielką ochotę powiedzieć „tak” gdy wiedziałem, że mam powiedzieć „nie” w końcu muszę wstać i pójść do pracy, chociaż czy muszę? No nie muszę, nic się nie stanie, jak raz nie przyjdę, a przynajmniej tak mi się wydaje.
- Chce, ale nie mogę - Mruknąłem, otwierając swoje oczy, ciężko przy tym wzdychając.
- Nie możesz? Źle się czujesz to chyba jasne, że nie musisz - Stwierdził, mówiąc to tak spokojnym i nieprzejmującym się niczym głosem.
No i co ja teraz mam zrobić? Iść czy nie iść, głowa mnie wciąż boli, a oczy piekły niemiłosiernie, co się ze mną dzieje? Przecież już nie raz miałem tak okropną sytuację ja ta, w której zarywałem nocki, a mimo to jeszcze nigdy tak źle się nie czułem, starość to zdecydowanie właśnie starość właśnie mnie dopada i nie mogę nic na to poradzić.
- Nie, nie, ja idę - Wstałem w końcu z łóżka, kierując kroki prosto do łazienki, gdzie umyłem się porządnie, przebrałem się, ale wciąż nie czułem lepiej, ja chyba naprawdę powinienem dziś odpocząć a żeby nic złego w pracy nie uczynić, tym bardziej że nie czuję się na siłach, aby tam w ogóle iść.
- I co nadal chcesz się upierać, że powinieneś pójść do pracy - Usłyszałem za sobą dobrze znany mi głos sprowadzający mnie na ziemię.
Westchnąłem, aż ciężko było mi przyznać mu rację, którą miał tylko ja nie chciałem ani jej przyznać, ani tym bardziej brać sobie wolnego, chociaż z drugiej strony tak będzie właśnie lepiej.
- Tak, muszę iść, mam trochę zaległości, trochę miałem na głowie z twoją sprawą, dlatego zawaliłem tamtą - Przyznałem, zerkając na zegarek. - No nic, będę się już zbierać - Wyznałem, gotowy już do wyjścia z jej rezydencji.
- Poczekaj, poczekaj a co ze śniadaniem? - Zapytał, zmuszając mnie do zatrzymania się w miejscu.
No tak śniadanie czy ja go chce? Nie chce, to znaczy może i chce, ale chyba nie mam czasu, jeśli się spóźnię, znów będę musiał odpracować, a i tak już nie mam na to siły, jeśli będę musiał męczyć się tam jeszcze dłużej, chyba głowa mi pęknie.
- Nie odpuścisz mi prawda? - Dopytałem, zerkając na mojego partnera.
- Nie - Na to pytanie westchnąłem cicho, siadając na łóżku, już mi się odechciało iść do pracy, nie jestem głodny, jestem zmęczony.
- Nie chce jeść - Mruknąłem, kładąc się na łóżku, znów straciłem ochotę i siłę na wyjście z rezydencji. - Chyba jednak zostanę tu w rezygnacji - Mruknąłem, zamykając oczy, masując się po skroni, czując, że mam już dość a przecież dopięto, otworzyłem oczy.
- A jednak - Usłyszałem jego kpiący głos, którego akurat słyszeć nie chciałem, ja już naprawdę mógłby sobie odpuścić.
- No już nie musisz być aż taki złośliwy - Mruknąłem zmęczonym już głosem.

<Paniczu? C:> 

Od Mikleo CD Soreya

Teraz gdy tak o tym myślałem, to wszystko zależy od tego, czy finanse będą nam potrzebne, bo szczerze, mimo że bardzo chce wyrwać się z domu, aby przydać się w czymś innym niż tylko siedzeniem w domu.
Z drugiej strony ja już sam nie wiem, czy tego chcemy, to znaczy chce, ale czy będę musiał? Nie wiem, coś tak czuję, że mój mąż zgodził się tylko dlatego, że nalegam, a nie dlatego, że jest tego pewien, a ja chciałbym, aby był pewien tego, że sobie poradzę, że nic mi się nie stanie. Co ja bym musiał zrobić, aby mi w to uwierzył?
Rozmyślając trochę nad tym, zrobiłem kawę mężowi, którą po chwili mu przyniosłem.
- Proszę, o to twoja kawa - Postawiłem ją na stoliku, siadając tuż obok niego, mogąc nacieszyć się jego obecnością, co prawda mam go każdego dnia jednak zawsze jest mi go za mało.
Nie wiem, czy tak być powinno, ale tak właśnie było i nie mogłem, a nawet powiem więcej, nie chciałem nic z tym robić.
- Dziękuję - Odezwał się, biorąc kubek w dłonie, biorąc pierwszy łyk kawy z widocznym zadowoleniem pojawiającym się na jego twarzy.
Mój mąż był bardzo zamyślony, ewidentnie coś go gryzło albo nad czymś się zastanawiał tylko nad czym? Czy on wciąż myślał o tym, co się stało? To znaczy, nie o tym, co się stało, a raczej o tym się stanie, jeśli pójdzie do pracy, czy on naprawdę aż tak się o mnie martwi? Teraz to ja już nie wiem, czy chcę aż tak bardzo iść do tej pracy, nie chciałbym, aby coś mu się stało, chodzi mi o to, że martwię się o jego zdrowie psychiczne i fizyczne a wszystko dlatego, że wiem, jak źle reaguje, gdy mi, a przynajmniej jego zdaniem dzieje się krzywda.
- Sorey - Zacząłem ostrożnie, zabierając jego kubek, aby postawić go na stole, siadając okrakiem na jego nogach, nie po to, aby go do czegoś zachęcić, chciałem tylko z nim porozmawiać, a siadając na jego nogach, miałem wrażenie, że skupi się całkowicie na mnie, a nie na innych rzeczach wokół mnie, nas.
- Tak? Potrzebujesz czegoś? - Dopytał, kładąc dłonie na moich biodrach.
- Ty nie chcesz, abym poszedł do pracy prawda? - Dopytałem, patrząc prosto w jego oczy, chcąc dostrzec jego zachowanie i to jak odbiera każde moje słowo.
Sorey westchnął ciężko, na chwilę odwracając ode mnie swój wzrok, tak jakby myślał nad odpowiedzią, która była przecież taka prosta, tak lub nie, nic więcej od niego nie oczekuję. Chce tylko znać jego zdanie, to znaczy już dobrze je znam, ale chce być pewnym jego zdania.
- Dlaczego mnie pytasz? Przecież już wiesz, mówiłem ci już, że wole, abyś został w domu, ale nie chce, abyś się źle czuł, nie chce cię więzić w domu - Wytłumaczył, co doskonale już zrozumiałem, wygląda na to, że lepiej będzie, aż pozostanę w domu dla jego dobra, a jedynie co zrobię, to zacznę częściej wychodzić na dwór, to też mi pomoże.
- Dobrze, w takim razie jeszcze to przemyśle - Odparłem, uśmiechając się do niego, łagodnie wtulając w jego ciało. - Kocham cię - Wyszeptałem, ciesząc się z jego bliskości i zapachu, który tak bardzo kochałem i stracić nigdy nie chciałem.

<Pasterzyku? C:> 

poniedziałek, 29 stycznia 2024

Od Daisuke CD Haru

 Jego twarzy przyglądałem się uważnie, dalej dostrzegając, że ból z jego twarzy nie znika, mimo, że bardzo stara się go ukryć. Głowa go dalej boli, ale nie powie mi, że go boli, tylko będzie się męczył. Zdusiłem w sobie ciężkie westchnięcie. Zamiast tego wstałem z łóżka, musząc przecież mu przynieść coś na ten ból głowy, by się nie męczył. Dalej byłem jeszcze na niego zły. Dalej uważałem, że powinien był mi po prostu dać znać, ale już się tak trochę dzisiaj na nim wyżyłem, mogę dać mu już spokój i się nim zaopiekować. 
– Nie zasypiaj mi jeszcze – rzuciłem, zabierając talerze po jego kolacji. Mógłbym użyć dzwoneczka, ale doskonale wiedziałem, jak bardzo źle działa to na jego ból głowy. Już się przejdę, niech zna moją łaskę. 
Nie wiem, jaką miał minę i czy cokolwiek mi odpowiedział, ponieważ już opuściłem sypialnię. Nie zajęło mi dużo czasu, nim wróciłem do Haru z tacką, na której miałem odpowiednie zioła, miseczkę z wodą i chłodnym okładem oraz gorącą herbatę dla mnie. Na szczęście tym razem Haru się mnie posłuchał i nie zasnął, chociaż chyba był blisko. Podszedłem do łóżka, a następnie postawiłem tacę na szafce nocnej i usiadłem na materacu. 
– Proszę, wypij to. Uśmierzy ten ból głowy – odparłem, podając mu zioła. 
– Aż tak to mnie nie boli – uśmiechnął się łagodnie, a ja tylko uniosłem brew w niedowierzaniu. 
– Takie bajeczki to nie mnie wciskaj. A teraz pij i nie marudź. Nie chcę, by okład dla ciebie stał się jeszcze bardziej ciepły – odpowiedziałem, spokojnie mu się przyglądając. 
– Okład też mi przyniosłeś? – spytał zaskoczony, w końcu biorąc ode mnie kubek. 
– Dalej jestem na ciebie zły, ale nie mogę pozwolić ci cierpieć z powodu własnej głupoty – odpowiedziałem, kładąc na jego czole okład. – Dlatego pij szybko i idź spać – dodałem, zajmując miejsce obok niego. Ja jeszcze spać nie zamierzałem, chciałem trochę poczytać, nim to uczynię. Ktoś mi obiecał, że pewnego wieczora mi poczyta, ale skończyło się jedynie na seksie i śnie. Więc sobie sam poczytam. Zresztą, muszę jeszcze się troszkę się wyciszyć. I zdjąć okład z jego czoła, kiedy już nie będzie potrzebny. – Nie będzie ci przeszkadzać światło? – dopytałem, chwytając za książkę. 
– Nie, oczywiście, że nie – odparł, pijąc swoje zioła. 
Kiedy Haru wypił swoje zioła, odłożył swój kubek na szafkę i poszedł spać. Czytałem książkę do momentu, w którym to Haru przez sen nie przerzucił swojej ręki przez mój brzuch. Zerknąłem na zegarek, trochę się zasiedziałem. Chyba pora, by położyć się obok niego. Dlatego też odłożyłem książkę i zdjąłem okład z jego czoła. Mam nadzieję, że to przyniosło mu ulgę. Jeszcze przez chwilę gładziłem go po włosach, tak po prostu ciesząc się, że go mam przy sobie. Nie wiem, co bym zrobił, gdybym go stracił. Uśmiechnąłem się delikatnie na widok jego spokojnej twarzy, a następnie ucałowałem go w czoło i położyłem się wygodnie na poduszkach obok niego. 
– Kocham cię, głupku – powiedziałem cicho, gładząc delikatnie kciukiem jego dolną wargę, a następnie wtuliłem się w jego ciało zamykając oczy, mogąc w końcu odpocząć. 

<Piesku? c:>

Od Soreya CD Mikleo

 Trochę jeszcze nie byłem co do tego przekonany. W końcu, tyle złego może się zdarzyć już chociażby idąc do tej pracy. Nie chciałbym, by mój Miki został zaatakowany i nie daj Boże znów stracił emocje, albo by się mu coś stało coś znacznie gorszego. Już nie mówiąc o tym, że chciałbym dokończyć tę pracę. Jak to o mnie będzie świadczyć, jak nie dokończę zwykłej pracy sezonowej? Muszę dbać o moją reputację. Bo wieść się jeszcze rozniesie i będę miał problem ze znalezieniem pracy następnym razem, a ten następny raz na pewno kiedyś nastąpi. 
- Ta praca nie jest aż taka zła, potrzebuję po prostu chwilki na przyzwyczajenie się. Dzisiaj już na przykład tak źle nie jest – odpowiedziałem, nie chcąc wyjść na strasznie słabego. Już i tak się w ostatnich dniach nie popisałem. Ten początek zdecydowanie nie należał do moich najlepszych, ale już teraz powoli wychodzę na prostą. 
- Ale zamiast tego męczenia się będziesz mógł siedzieć z dziećmi. Będą przeszczęśliwe z tego powodu – odpowiedział, dalej próbując mnie nakłonić do swojego zdania. Normalnie od razu powiedziałbym mu nie i nie ciągnął tematu, ale o tym, co usłyszałem od niego, że czuje się jak w więzieniu, mocno się wahałem. Nie tego dla niego chciałem. Chciałem, by czuł się tu bezpiecznie, i by był bezpieczny, i by się niczym nie martwił, a osiągnąłem efekt... cóż, beznadziejny.
- Wątpię, że będą przeszczęśliwe – mruknąłem, opierając plecy o oparcie kanapy. – Bardzo chcesz pójść do tej pracy? – dopytałem, tak dla czystej pewności. Co prawda, odpowiedź jego doskonale znałem, ale i tak wolałem się upewnić. Dla swojego spokoju. 
- Tak. A taka praca u Alishy to jak spełnienie moich marzeń – odpowiedział, na co westchnąłem cicho. Oczywiście, niczego innego nie mogłem się spodziewać. Czemu więc miałem tę cichą nadzieję? Nie mam pojęcia.
- Więc zróbmy tak, że ja już dokończę tę pracę, to tylko dwa tygodnie, więc jakoś przeżyjemy. A potem, jak dalej będziesz chciał pracować, no to chyba... cóż, nie widzę problemów – powiedziałem w końcu, co nie było tak do końca prawdą. Problemów trochę widziałem. Przede wszystkim będzie narażony na niebezpieczeństwo podczas drogi do zamku i z powrotem, no i dzieci też będą za mamą tęsknić, i mogę z nimi mieć mały kłopot. Wychodzi jednak na to, że za bardzo wyjścia to ja nie mam. 
- Dziękuję – odparł Mikleo i ucałował mnie w policzek. 
- Gdyby jednak coś było nie tak, i będziesz się jakoś źle czuł, czy podczas drogi miał dziwne wrażenie, że ktoś cię obserwuje... – zacząłem, oczywiście już zawczasu troszkę zaczynając panikować. 
- Jak będzie coś nie tak, dam ci znać – obiecał kładąc dłoń na moich ustach, uniemożliwiając mi dalsze wymienianie rzeczy. – Zrobić ci kawę? – dopytał, nie zdejmując swojej ręki. No i jak ja mam mu odpowiedzieć? Pokiwałem więc głową, nie widząc innego rozwiązania. – Zaraz wrócę – dodał, wstając z kanapy i znikając w kuchni. 
No i teraz co ja niby miałem robić? Chciałem, teraz się zająć dziećmi, odciążyć męża, a skoro dzieci nie ma... no to co ja mam robić? Chyba więc muszę się zająć Mikim, a przynajmniej na to wychodzi.

<Owieczko? c:>

Od Haru CD Daisuke

Gdy tylko otworzyłem oczu, poczułem okropny ból głowy, prawie tak jakby mi ktoś w nią przyłożył, czyżby mój panicz mi przywalił, gdy spałem? Sam nie wiem, chociaż mogę się tego domyślać pewnie to przez nieprzespaną noc i do tego przesadną ilość pracy, ja to jednak głupi jestem, sam sobie robiąc krzywdę, przecież mogłem odpuścić, ale to nie w moim stylu przecież jak ja już się za coś wezmę, to nie odpuszczę aż do samego końca.
Do tego wszystkiego strasznie boli mnie żołądek, dawno już nie byłem na głodzie, aż tyle godzin wczoraj nic nie jadłem, dziś również cały dzień nic nie jadłem, a najwcześniejsza godzina już nie była, powinienem już dawno coś zjeść, ale jak tu jeść jak nie ma na to czasu?
Wzdychając cicho, położyłem dłoń na głowie, odwracając wzrok od świecy, która raziła moje biedne oczy.
- Obudziłeś się nareszcie - Usłyszałem, głos mojego panicza, który podszedł do łóżka, chyba już trochę mniej na mnie obrażony a może tylko mi się tak wydawało. - Czyżby głowa cię bolała - Dopytał, tym razem bardziej uszczypliwie, ach, a więc mu nie przeszło, no cóż, sam sobie jestem winien, mogłem go jakoś poinformować, ale cóż było to minęło, teraz już tego nie naprawię, oby szybko się na mnie od obraził.
- Trochę - Przyznałem, ponownie kładąc głowę na poduszkę, mając nadzieje, że mi szybko przejdzie, gdy jeszcze na chwilę zamknę oczy, w końcu sen jest dobry na wszystko może i z tym mi pomoże.
 - Bo nic nie jadłeś, wstawaj, zaraz poproszę służbę o posiłek dla ciebie - Powiedział, wstając z łóżka, aby zadzwonić tym okropnym dzwoneczkiem, powodując u mnie większy ból głowy.
Burknąłem coś pod nosem, zakrywając głowę poduszką, nie chcąc słuchać tych okropnych hałasów, które wydawał ten dzwoneczek.
Przez chwilę panowała cisza taka błoga i przyjemna, taka, której było mi trzeba, niestety mój panicz mi ją przerwał, ściągając poduszkę z mojej głowy.
- Wstawaj - Szturchnął mnie, zmuszając do podniesienia się z łóżka i podejścia do stolika, przy którym stało już jedzenie, niechętnie zjadłem to, co zjeść musiałem, wciąż odczuwając okropny ból głowy, który nie chciał przeminąć.
Siadając na łóżku, zerknąłem na zegarek, wypadałoby doprowadzić się do porządku, umyć porządnie, a następnie pójść znów spać przed jutrzejszy dniem w pracy a no właśnie, jeśli o prace chodzi.
- Chcesz jutro wrócić do pracy - Dopytałem, zwracając na chwilę uwagę mojego panicza.
- Nie, raczej nie. Póki jest tam strasz królewska, nie chce się tam pokazywać - Doskonale go rozumiałem, po tym, co ten głupek mu zrobił, też bym nie chciał tam wracać, chociaż nie ja to bym tam wrócił i walnął go w tej durny pysk, co on sobie w ogóle wyobrażał. Rany aż znów głowa zaczęła mnie boleć a wszystko to dlatego, że śmiał sobie coś ubzdurać, nie on jest od wydawania rozkazów i o decydowaniu co będzie dalej z więźniami.
- Rozumiem - Kiwnąłem głową, tracąc ochotę na porządną kąpiel, przemyłem się, gdy do niego dotarłem, a więc to powinno wystarczyć przynajmniej tym razem a jutro, jutro już zażyje porządnej kąpieli, ale nie dziś, dziś głową za bardzo mnie boli, nie mogę nawet myśleć.
- Chcesz o czymś jeszcze porozmawiać? - Dopytałem, masując swą skroń, zwracając na niego całą swoją uwagę, aby nie poczuł się przeze mnie jeszcze bardziej olany czy co mu tam może do głowy przyjść.

<Paniczku? C:>

Od Mikleo CD Soreya

Rozumiem, że mój mąż się martwi po tym, co się wydarzyło, każda poprzednia praca zakończyła się dla mnie naprawdę źle, ale u Alishy, tam nie będzie mi źle, kobieta mi na to nie pozwoli z resztą to, że coś raz się wydarzyło, nie oznacza to, że każda inna moja praca była zła.
- Sorey zgadza się, byłem wykorzystywany, a raz.. Cóż chciał mnie wykorzystać, ale przecież to było i minęło, u Alishy było zupełnie inaczej, ona nie chciałaby mnie wykorzystać, z resztą pomyśl sobie tak, ty zajmiesz się dziećmi, co zawsze chciałeś robić, a ja w tym czasie zacznę pracować, ty na tym skorzystasz i ja na tym skorzystam, szczerze mówiąc, chciałbym pracować, czuje się trochę jak w więzieniu, gdy ty jesteś w pracy, a ja siedzę sama w domu z dziećmi, też chciałbym wyjść gdzieś poza dom gdziekolwiek byle do ludzi, nie przepadam za nimi to fakt, jednak chciałbym czasem też coś zmienić.. - Wytłumaczyłem, nie wiem, jak to brzmiało i jak on to odbierał, ale ja tylko chciałem drobnych zmian w życiu. Zmian, które przydadzą się tak samo mnie, jak i jemu, on chce być w domu, a ja czasem chce z niego wyjść, od kiedy mamy dzieci, a to już sześć lat przez cały czas z nimi jestem, wszystkiego uczę, wszystko pokazuję, piorę, myje, sprzątam, gotuje i chciałbym chociaż przez chwile popracować, aby coś w życiu zmienić, tym bardziej że u Alishy będę bezpieczny, będę tylko zajmował się pisaniem przemów lub w niektórych sytuacjach przemawiał za kobietę co w ty trudnego? Już raz przecież podjąłem się takiej pracy u kobiety i była bardzo z tego zadowolona, a i ja nie miałem z tym najmniejszych problemów.
- No nie wiem - Westchnął cicho, przyglądając mi się z uwagą w oczach. - Naprawdę czujesz się tu jak w zamknięciu? - Dopytał z widocznym zmartwieniem, który dało się usłyszeć w jego głosie.
Wziąłem cichy wdech, zastanawiając się jak to teraz ująć w słowach, no bo tak w sumie to nie chciałem, aby pomyślał sobie, że czuje się źle w domu, bo to nie tak, ja po prostu chciałby robić coś więcej, być potrzebny chyba po prostu brakuje mi czasów, gdy mieliśmy tylko siebie, mogąc robić to, co dusza zapragnie.
 - To nie tak, że jest ze mną aż tak źle, ja po prostu chciałbym coś zmienić w swoim życiu - Wytłumaczyłem, patrząc mu w oczy. - Nie jest mi tu źle broń boże, ale widze, że ty się męczysz w pracy, a ja mogę teraz trochę popracować u Alishy zarobić sporo więcej niż ty i chyba oboje będziemy szczęśliwi, nie wolałbyś być w domu z dziećmi? - Dopytałem, przyglądając mu się uważnie.
- Wolałbym - Przyznał, a to pokazało mi taki mały promyczek nadzieję w czarnym tunelu.
- No właśnie, a więc może zrezygnuj z tej okropnej pracy i zostań z dziećmi, a ja zajmę się zarabianie przynajmniej na jakiś czas, póki Alisha będzie mnie potrzebowała, a później znów będę w domu wraz z tobą i dziećmi - Zaproponowałem, przytulając się do niego, chcąc trochę czasu spędzić w jego ramionach, bo kiedy to mamy czas na to, aby być sami? Zdecydowanie za rzadko.

<Pasterzyku? C:>

niedziela, 28 stycznia 2024

Od Daisuke CD Haru

 To, czy udało mu się mnie uniewinnić czy też nie, było aktualnie najmniej dla mnie ważne. Bardziej przejmował mnie jego stan, który nie był najlepszy. Wyglądał, jakby coś go zjadło, przeżuło i wypluło. I tak jeszcze trzy razy ten proces powtórzyło. Czy ja mówię w jakimś innym języku? Czego nie zrozumiał w moim „nie przemęczaj się”? Chyba wszystkiego, bo robi dosłownie wszystko na opak. 
– Czemu nie dałeś mi znać, że zamierzasz na noc zostać w pracy? – dopytałem chłodno, krzyżując ręce na piersi, nie przyjmując od niego tych dokumentów. 
– No po prostu troszkę się zapomniałem – odpowiedział, uśmiechając się głupkowato. Ale mnie do śmiechu nie było. Gdybym nie poprosił Kamei'a o poszukanie go, dopiero teraz dowiedziałbym się o tym, że tak naprawdę przez cały ten czas był bezpieczny. I nie widział w tym nic złego? Jak ja go... wdech, i wydech, Daisuke, nie daj się mu wyprowadzić z równowagi, bo to i tak do niego nie dotrze. Widzę to po jego oczach. Ledwo kontaktował, i nic dziwnego. 
– Jak jeszcze raz się tak troszkę zapomnisz, to przyłożę ci tak, że zapamiętasz do końca życia, że o takich rzeczach trzeba informować drugą osobę – syknąłem wściekły, mrużąc gniewnie oczy. 
– Oj, nie irytuj się tak. Raz coś nie poszło jak chciałeś i już się wściekasz – usłyszałem w odpowiedzi jego zmęczony głos, co zezłościło mnie jeszcze bardziej. 
– Myślałem, że coś ci się stało. Że ktoś cię napadł, i pobił, i że wykrwawiasz się gdzieś w jakieś ciemnej uliczce, a nie dlatego, że coś poszło nie po mojej myśli – powiedziałem, nim w ogóle zdążyłem pomyśleć, czym ewidentnie zaskoczyłem Haru. To naprawdę było takie zaskakujące, że martwiłem się o tego głupka? – Do łóżka – syknąłem, w końcu odbierając od niego dokumenty, które wyciągnął moją stronę, kiedy tylko się do mnie zbliżył. 
– Nie położysz się ze mną? – zapytał, a ja tylko posłałem mu mordercze spojrzenie. Niech się cieszy, że jest padnięty, bo w przeciwnym razie tak łatwo bym mu nie odpuścił. – No dobrze, dobrze – westchnął cicho, po czym wszedł do łazienki, pewnie po to, by się przebrać. No i dobrze, bo jakby mi się położył w takich brudnych ubraniach do łóżka, chyba bym go z tego łóżka zrzucił. Wątpię, by miał siłę, by się porządnie umyć, ale mam nadzieję, że chociaż się obmyje. I przydałoby się też, żeby coś zjadł. Na to chyba nie starczy mu sił... później poinformuję służbę, by coś mu przygotowała, kiedy już się obudzi. Ale to później. 
Z dokumentami zasiadłem przy biurku, cierpliwie je analizując. Zarejestrowałem wyjście Haru z łazienki, oraz jego położenie się do łóżka, ale nie dałem po sobie znać, że to zauważyłem. Wczytałem się w dokumenty, musząc się skupić i uspokoić. Naprawdę się zamartwiałem o tego głupka. Pomagając mi naraża się mojej babce, a oboje wiemy o tym, że jest niezpieczna. Odciąłem ją od funduszy, ale zrobiłem to stosunkowo niedawno, więc dalej może mieć jakieś oszczędności. Trzeba więc mieć ją na oku. Oby mi ostatni raz coś takiego wywinął, bo nie ręczę za siebie następnym razem. 
Kiedy Haru spał, zdecydowałem się skorzystać ze swojej wolności i udać się na spacer z Kodą oraz jeszcze jednym z moich psów. Normalnie bym raczej zdecydował się na przejażdżkę, ale było za ciemno na takie rzeczy. Może jutro? Chociaż, nie będę musiał iść do pracy... ale czy chciałem patrzeć na te gęby? Szczególnie na tego typa, co chciał mi wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę. Tak, jak tak sobie o tym pomyślałem, to trochę nie za bardzo chcę tam wracać... cóż, jeszcze nad tym pomyślę. 

<Piesku? c:>

Od Soreya CD Mikleo

 Dzisiaj z pracy wracałem trochę mniej zmęczony, aczkolwiek dalej jedyne, co najbardziej chciałbym zrobić po powrocie do domu, to pójść spać. Miałem jednak dzisiaj plany znacznie ambitniejsze, niż sen. Takie mam już w sumie trzeci dzień, no ale miałem nadzieję, że ten dzień w końcu zajmę się dziećmi, i mój mąż będzie miał spokój. Tak, na pewno ten dzień będzie tym dzisiejszym dniem. 
Dlatego jakież było moje zdziwienie, kiedy wszedłem do domu, i powitały mnie nie dzieci, a zwierzaki. Niepewnie wszedłem w głąb domu zauważając, że było tak okropnie... cicho. Miki spał na kanapie, co w ogóle dla mnie niepojęte było, czemu on śpi na tym niewygodnym meblu, ale dzieci nie było nigdzie. Ani w salonie, kuchni, w ich pokojach, naszej sypialni... nigdzie. I trochę spanikowałem. Jak tylko zorientowałem się, że dzieci nie ma w domu, pobiegłem do Mikleo, budząc go trochę mało łagodnie, no ale jak ja mam być łagodny, jak naszych dzieci nigdzie nie ma? 
– Miki, dzieci nie ma – odezwałem się spanikowany, wpatrując się w jego twarz. Jak ktoś ich znów porwał? Mój panie, przecież ja tego nie przeżyję... 
– Oczywiście, że nie ma. Są u Alishy – odparł spokojnie, powoli podnosząc się do siadu, pocierając zaspane oczy. 
– Co? – spytałem głupio, kiedy przerażenie jeszcze pulsowało mi w żyłach. 
– Dzieci zostały u cioci. Bardzo chciały tam zostać, więc się zgodziłem. No już, spokojnie, nic się nie dzieje – powiedział uspokajająco, kładąc mi dłonie na ramionach. Niby powinienem być spokojniejszy, no ale niepokój dalej we mnie buzował. 
– To na pewno mądre? A co, jak ktoś znów ich porwie? – dopytywałem, dalej nieprzekonany, aczkolwiek ociupinkę spokojniejszy. 
– Dzieci są teraz większe, mądrzejsze, a i sama królowa też jest ostrożniejsza. No już, naprawdę nie ma się czym martwić – kontynuował spokojnym tonem, ale... jakoś tak sam nie wiem. Niepokój dalej we mnie siedział. 
– To ja może po nie pójdę? By na pewno im się nic nie stało – zaproponowałem, czując lekki niepokój, kiedy moje dzieci przebywały w zamku, a to wszystko przez to, że kiedyś moja księżniczka została porwana. 
– Nic im się nie dzieje, są tam bezpieczne. A my mamy wolne popołudnie dla siebie. No chodź, usiądź obok mnie – zachęcił, klepiąc materac dłonią obok siebie. 
– No to popołudnie będzie dla nas, a wieczorem po nie pójdę. Tak dla pewności – kontynuowałem, ale i tak usiadłem obok mojego męża, nerwowo tupiąc nogą. 
– Spokojnie, wdech, wydech. I mam do ciebie wspaniałą nowinę. Nie będziesz musiał już pracować. Alisha zaproponowała mi pracę u siebie – odpowiedział, uśmiechając się do mnie lekko, czym mnie zaskoczył. I to mocno. Ale co? Jemu? I gdzie? Jako kto? To w ogóle bezpieczne jest? Nie byłem przekonany co do tego pomysłu. 
– No nie wiem. Już kilka razy się pracy podjąłeś i nie skończyło się to najlepiej dla ciebie. A ja już się powoli przyzwyczajam do tego, co robię, i dzisiaj nie jest to takie złe – odpowiedziałem, marszcząc brwi. Niby u Alishy powinien być bezpieczny, ale jakoś tak... no, bałem się o niego. I o dzieci. Bo dzieci to by raczej ze mną nie wytrzymały, ciągle tęskniąc za mamą. 

<Owieczko? c:>

Od Haru CD Daisuke

Naprawdę bardzo porządnie wziąłem się za sprawę mojego panicza, chcąc za wszelką cenę wyciągnąć go z domowego więzienia, poświęciłem na to bardzo dużo czasu i troszeczkę zapomniałem o tym, która jest godzina. A gdy się zorientowałem która była już godzina, było po prostu za późno, aby wrócić do rezydencji. Dlatego więc zostałem w pracy, aby zająć się sprawą tak, jak zając się nią powinienem, robiąc wszystko, aby przekonać szefa do swojej racji.
Całą noc poświęciłem na to, aby znaleźć odpowiednie dokumenty. Aby przekonać słownie szefa do oczyszczenia mojego panicza z winy.
Nie było to wcale takie proste i zajęło to naprawdę bardzo dużo czasu, ale po długiej rozmowie i po długiej nieprzespanej nocy dostałem to, czego chciałem, dostałem dokument, który pozwalał mojemu paniczowi zakończyć areszt domowy, nareszcie udało mi się, poświęciłem na to dwa dni niewracania do domu, wciągnąłem się w to naprawdę bardzo i wiem, że nie powinienem tak się zachować. I wiem, że mój panicz na pewno się martwił. Ale ja chciałem zrobić wszystko, aby on był wolny i chociaż będzie na mnie naprawdę bardzo zły, bo tego jestem pewien. Mam nadzieję, że szybko mu przejdzie, gdy dowie się, że jest już wolne, a jeśli nie, cóż jakoś będę musiał przełknąć tą jego złość. Choć i tak uważam, że było warto, aby zrobić wszystko dla jego dobra i szczęścia.
Zmęczony po zdobyciu tego, co chciałem, odbębniłem resztę dniówki, mogąc wrócić do rezydencji, gdzie od razu zamieniłem kilka zdań z moimi kolegami, którzy mogli wrócić do domu i o dziwo wcale wrócić nie chcieli, chyba było im tam bardzo dobrze. No cóż, trochę się im nie dziwię. W końcu takie warunki zdecydowanie są cudowne i warte tej ciężkiej pracy. Jaką mieli w pilnowaniu mojego panicza, który codziennie wręcz uciekał im z domu, ach jaka ciężka praca ich czekała, a pomyśleć, że inni mają zdecydowanie dużo cięższą pracę.
Chłopaki mimo sporej niechęci opuścili, rezydencję wracając do sam, nie wiem, czy koszar, czy może swoich domów. Tego nie wiedziałem, zresztą w tej chwili w ogóle mnie to nie interesowało, byłem tak padnięty, że chciałem pójść spać, ale zanim to uczynię, musiałem skonfrontować się z moim paniczem, które na pewno. Najpierw będzie chciał mnie udusić, a dopiero później będzie chciał wysłuchać, tego, co chcę mu powiedzieć, no cóż, chyba już zdążyłam się przyzwyczaić do jego złości, która pojawia się, gdy coś jest nie tak, jakby tego chciał. Z drugiej strony jestem świadom, że to moja wina z powodu tego, że nie powiedziałem mu, dlaczego nie ma mnie tak długo w domu i że nie wrócę na noc, no cóż, byłem zajęty pracą, czasem, gdy za bardzo się w coś wciągam, zapominam o całym bożym świecie, a potem kończy się tak, jak się kończy.
Zmęczony wszedłem powoli po schodach, kierując się prosto do pokoju mojego panicza, który właśnie się w niej znajdował.
- Dzień dobry - Odezwałem się, uśmiechając przy tym łagodnie.
- Dla kogo dobry dla tego dobry - Odpowiedział, piorunując mnie swoim spojrzeniem. Oj był naprawdę bardzo zły.
- Zająłem się porządnie twoją sprawą i dostałem akta pozwalające ci opuścić rezydencję, zostałeś oczyszczony z zarzutów - Wytłumaczyłem, podając mu dokumenty.

<Paniczu? C:> 

Od Mikleo CD Soreya

Myjąc się po porannych doznaniach, dostrzegłem wchodzącego do łazienki męża, który nie krępował się przed wejściem do zajętej łazienki, oboje dobrze znamy swoje ciała, a więc nie mamy powodu do wstydu.
Sorey przebierał się, mył twarz, a ja patrzyłem na niego przez cały ten czas, nie chcąc odrywać od niego wzroku, bo i czemu miałbym, to robi?
- Dlaczego przyglądasz mi się aż tak intensywnie? - Dopytał, dostrzegając moje spojrzenie odbijające się w lustrze.
- A dlaczego by nie? Lubię cię podziwiać - Przyznałem, łagodnie się do niego uśmiechając.
Mój mąż zrobił to samo, również się do mnie uśmiechając, podszedł bliżej mnie, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
- Widzimy się później do zobaczenia - Odezwał się, ostatni raz nim opuścił łazienkę, a i zapewne dom.
Nie miałem żadnych planów na dziś, postanowiłem poczekać, aż nasze pociechy wybudza się ze snu, zrobić im dobre śniadania, prawdopodobnie racuchy z bananem i czekoladą, coś na słodko i coś dobrego jednocześnie, po śniadaniu może, aby nie siedzieć w domu, pójdziemy do cioci Alishy i cioci Lailah, aby dzieci spędziły trochę czasu z ciociami, a ja, abym miał towarzystwo kogoś dorosłego, nie musząc siedzieć samotnie w czterech ścianach z dwójką małych dzieci.
Tak jak pomyślałem, tak też zrobiłem, po kąpieli zrobiłem dzieciom racuchy, które z wielką przyjemnością zjadły a po których jeszcze chętniej chciały spotkać się z ciociami. Pogoda była piękna. A więc szkoda było marnować ją na siedzenie w czterech ścianach, a jak wiadomo, gdy są u cioci, ma wielki ogród, pełno zwierząt, kuce i konie, które uwielbiały to, wolało się zdecydowanie bardziej przebywać u cioci niż w swoim własnym domu.
Lailah ciesząc się z tych moich maluchów, zabrała je na dwór, gdzie wspólnie mogli się, bawić a ja z królową mogłem spokojnie porozmawiać, a i przy okazji trochę pomóc jej w papierkowej robocie, jak się okazuje, jej dotychczasowy pomocnik tak zwana prawa ręka trochę już nie jest w stanie jej pomagać, a ja w przemowach byłem całkiem dobry, a więc bardzo chętnie pomogłem jej, aby wszystko, co powie, brzmiało bardzo ładnie i aby ludzie byli pewni tego, co mówi.
Kobieta była tak zadowolona z mojej pomocy, że gotowa była przyjąć mnie jako swoją pomoc, wspominając czasy, gdy byłem człowiekiem i pomagałem jej w przemowach, a ludzie bardzo mnie polubili, słuchając tego, co mam do powiedzenia. Ach te fantastyczne czasy.
Obiecałem kobiecie, że porozmawiam z mężem o pracy u niej, godziny byłyby zawsze ranne, mój mąż mógłby, poświęcić się dzieciom tak jak zawsze chciał, a ja tu nie byłbym wykorzystywany, poza tym robiłbym coś więcej, niż tylko zajmował dziećmi, opieka nad dziećmi to fantastyczna przygoda, ale chciałbym czasem zrobić coś innego.
Spędziłem jeszcze trochę czasu z kobietą, chcąc już wracać do domu z moimi dziećmi, te jednak bardzo uparły się, aby zostać u cioci. No i co ja z nimi miałem? Nie chciałem zostawiać ich z powodu tego, co się stało, ale kobiety obiecały, że przypilnują Haru i Hane. Dbając o nich jak o własne dzieci, no i zaufałem im, zostawiając moje dzieci pod ich opieką, nie chcąc zmuszać ich do powrotu, jeśli tego ewidentnie nie chciały, jeszcze trochę mają wakacji, nim zaczną szkołę, a więc niech korzystają, a w tym czasie ja po pożegnaniu się z dziećmi wróciłem do domu. Zająłem się zwierzakami, a później miałem czas tylko dla siebie. Pierwszy raz od bardzo dawna mogłem po prostu położyć się na kanapie, nie robiąc dosłownie nic. A to całkiem przyjemna odmiana.

<Pasterzyku? C:> 

sobota, 27 stycznia 2024

Od Daisuke CD Haru

 Oczywiście kiedy otworzyłem oczy, Haru już przy mnie nie było. Jak mogłem przegapić jego przebudzenie? Za bardzo mnie wczoraj wymęczył. Jak normalnie nie narzekam, tak dzisiaj już trochę bym mógł. Wolałem się obudzić przy nim, upewnić się, że zje, że dobrze wygląda, że niczego mu nie brakuje... Nie do końca zadowolony wstałem z łóżka, by porządnie umyć swoje ciało i twarz, zadbać o skórę, ułożyć włosy, założyć ubrania. Od razu zauważyłem kilka śladów na mojej bladej skórze, które zapewne zrobił podczas naszych zabaw. Czułem, jak je wczoraj robił, ale trochę już o nich zapomniałem. Cóż, dobrze, że są w takich miejscach, że mogę je zakryć i dalej pozostaję piękny i nieskazitelny. Tak, jak wyglądać powinienem. Co prawda pod tym ubraniem okazuje się, że wcale tak nie jest, no ale to inna sprawa. 
Korzystając z tego, że nie było Haru, który mnie strasznie rozpraszał, ale w ten pozytywny sposób, zająłem się rachunkami i papierami. Zająłem się tym oczywiście po śniadaniu. Trochę żałowałem, że to nie Haru przygotowywał mi śniadanie. On by pewnie zrobił jakieś słodziutkie, kompletnie niezdrowe, ale jakie przepyszne śniadanie... Przyzwyczaił mnie do słodkości, rozpieścił i teraz sobie muszę z tym radzić. Naprawdę muszę pogadać z osobami pracującymi na kuchni, by niektóre dania były nieco bardziej słodkie. Nie chodzi mi o to, by codziennie jeść coś słodkiego, bo inaczej wyglądałbym jak beczka i Haru na pewno by mnie zostawił. No ale tak raz w tygodniu, raz na dwa... To chyba nie byłby taki najgorszy pomysł. 
Uiściłem opłaty związane z utrzymaniem rezydencji, zamówiłem zapasy na następny miesiąc, także wysłałem prośbę ze stosowną opłatą o zarezerwowanie miejsca w gospodzie z gorącymi źródłami... Wszystko, co mogłem zrobić siedząc w domu na tyłku, było zrobione. A pomimo pory obiadowej, Haru dalej nie było. Nie powinienem był wspominać o tych moich urodzinach, bo teraz się uparł, by mnie przed nimi uwolnić i pewnie nie spocznie, póki nie dopnie swego. Uparty osioł. I później ja się o niego martwię. 
Cierpliwie czekałem na jego powrót, trenując z młodym. Chłopak nie był taki najgorszy. Trochę zbyt nadgorliwy, nie myślał, tylko atakował od razu, co oczywiście miało swoje plusy i minusy. Ale przez technikę, którą stosował, było znacznie więcej minusów. Wierzyłem jednak, że jak się go odpowiednio nakieruje, będzie z niego dobry wojownik. Naprawdę nie wiem, co takiego Haru złego w nim widział. 
Właśnie, a jak chodziło o Haru... 
Mój partner nie wrócił do kolacji. Nie wrócił też po niej, ani przez całą noc. Nie otrzymałem też od niego żadnej wiadomości, co tylko podsyciło moje zmartwienie. Co, jak mu się coś stało? Jak babka wynajęła jakiegoś zbira, by się z nim rozprawił? A może znów gdzieś go osaczyła grupa Bunty, by zemścić się że swojego szefa? Umysł podsuwał mi najgorsze obrazy, co mogło się z nim zdarzyć. A najgorsze było to, że nie mogłem nic z tym faktem zrobić osobiście. Musiałem poprosić Kamei'a, by się rozejrzał za tym moim idiotą i wieści, jakie mi przyniósł... cóż, i odetchnąłem z ulgą, i się wściekłem. Ulgę, bo nic mu nie było, a wściekły byłem na niego, ponieważ nie dał mi w żaden sposób znać, że zostaje dłużej w pracy. Co trudnego było w napisaniu krótkiej wiadomości i wysłanie jej jakimś posłańcem? On chce, bym tu ze zmartwienia oszalał? Jak się tu jutro pojawi, wszystko mu wygarnę. I porządnie ochrzanie. Dopilnuję, by zapamiętał, że mnie się w takiej niepewności nie zostawia. 

<Piesku? c:> 

Od Soreya CD Mikleo

Nie byłem zadowolony z powodu tego, jak zostałem obudzony. Znaczy, może źle to ująłem, zadowolony byłem, pobudka była przyjemna, ale nie podobało się to, że Miki przestał. Jak to przestał? Czemu przestał, jak ja jeszcze nie skończyłem? Spojrzałem na niego oburzonym spojrzeniem chcąc, by oczywiście dokończył to, co zaczął. Bo jak to ma tak być? Ja go nigdy w takiej potrzebie nie zostawiam. Przeciągam, owszem, ale zostawić go nie zostawiam. A on wyglądał, tak, jakby już chciał wstać i iść. 
– Miki – burknąłem cicho, patrząc na niego z uwagą. 
– Tak, Sorey? – spytał, drażniąc opuszkiem swojego palca mojego przyjaciela, który zadrżał pod wpływem jego dotyku. On jest naprawdę okropny. I okrutny. 
– Ty już dobrze wiesz, co – burknąłem, pusząc swoje policzki. 
– No właśnie nie wiem. Chyba mi musisz powiedzieć – odpowiedział, dalej się do mnie tak złośliwie się uśmiechając. On jest okropny. Paskudny. Ja go kocham, oddałbym mu wszystko, co mam, a on mnie tak traktuje. Nie podobało mi się takie droczenie z rana. 
Pobudzony do działania chwyciłem go za nadgarstki i jednym sprawnym ruchem przekręciłem nas tak, bym to ja górował, a Mikleo był na dole. Pewnie musiałem wstawać do pracy, i już się szykować, ale w tym momencie miałem znacznie ważniejsze sprawy, nie cierpiące zwłoki. I absolutnie za grosz cierpliwości. Nie przejmując się absolutnie niczym przycisnąłem swoje usta do jego ust, podnosząc ręce wysoko ponad jego głowę, mocno zaciskając palce na jego nadgarstkach, a następnie wszedłem w niego, ciesząc się bardzo, że do snu zakłada koszulę. I tylko koszulę. Koszulę, którą swoją drogą muszę mu nową kupić, bo ta już troszkę zużyta była, i nawet troszkę podniszczona. 
Stosunek z rana był naprawdę bardzo przyjemny, i pobudzający, miał tylko jeden problem – chciałem więcej. Znacznie więcej, jeden raz mi nie wystarczał, ale Mikleo wyraźnie dawał mi znać, że już najwyższa pora wstać. Ale czemu ja mam wstać, kiedy mogę leżeć z moim Mikim w łóżku, by móc wspólnie nacieszyć się w pełni swoimi ciałami? To jest znacznie lepsze niż jakaś praca. 
- Sorey, musisz już się zbierać – odpowiedział, wstając w końcu z łóżka. 
- Ale ja nie chcę, chcę tu być z tobą – burknąłem, leżąc dalej z głową na poduszce i patrząc na niego spod przymkniętych oczu. Jaki on był piękny. I wspaniały. Ale dalej okrutny. 
- Praca, pamiętasz? Jeszcze trochę czasu masz do wyjścia, ale i tak najwyższa pora, byś wypił kawę i się ogarnął. A ja idę się umyć – dodał, nachylając się nade mną, by ucałować mnie w policzek.
Miki już poszedł do łazienki, zostawiając mnie samego. No i co ja miałem zrobić? Chyba nie miałem wyjścia. Podniosłem się do siadu i z ciężkim westchnięciem wziąłem kubek do rąk, który stał tu od... nie wiem. Miki musiał mi go przynieść, kiedy jeszcze spałem, no bo w ogóle do tej pory nie wychodził z sypialni, a kubek już stał. Wziąłem łyk i delikatnie się skrzywiłem. Zimna kawa nie jest najlepsza. No ale skoro mi Miki ją przygotował, to musiałem ją wypić, by mu przykro nie było. Dlatego trochę niechętnie dokończyłem picie ciepłego napoju, a następnie wziąłem swoje ubrania i poszedłem do łazienki, by się ogarnąć. 

<Owieczko? c:>

Od Haru CD Daisuke

Jakie to było zabawne, niby mój panicz taki opanowany i cierpliwy na co dzień w tej chwili już lekko poddenerwowany tym co, mówię, a przecież sam zaczął. Oj ktoś tu jest okrutnie spragniony i to nie ja przynajmniej nie tym razem.
Nie chcąc go już drażnić, jeszcze bardziej nie odpowiedziałem, skupiając się na jego skórze, myśląc o tym, aby przypadkiem nie zostawić, mu na niej śni, śladu nie chcąc znów słuchać, że to go w oczy kuje, bo nie jest estetyczne, czasem chciałbym mieć e życiu takie problemy, jak on, przejmować się malinkami co to by były za problemy, gdy jest się biednym, ma się wiele problemów, ale na pewno nie takich błahych jak malinka na szyi.
Malunki pozwoliłem sobie robić w miejscach, gdzie nikt poza mną nie będzie mógł tego dostrzec.
Zadowolony dobrałem się do jego ciała, już samym dotykiem doprowadzając go do przyjemności, bo o to właśnie mi chodziło, aby doprowadzić go do nie porządku, samym dotykiem nim pozwolę sobie na swoje przyjemności.
Zadowolony mogłem zaopiekować się, że jest mu naprawdę dobrze, a przecież o to mi najbardziej chodziło, aby było mu dobrze, aby jego ciało dostało to, czego potrzebuje i nie prosiło o więcej z powodu niedosytu.
Zadowolony z naszych doznań położyłem się obok mojego złośnika, całując go, w czoło przytulając trochę mocniej do siebie.
- Kocham cię - Wyszeptałem, zamykając swoje oczy, zmęczony czując cienką linię między snem a światem żywym.
Nie wiem, czy mój panicz coś mi powiedział, czy nie gdy odpłynąłem dość szybko.

Rano obudziłem się bez pomocy mojego panicza, który jeszcze spał, no tak on może sobie na to pozwolić, gdy ja, no cóż, musiałem już wstać, ogarnąć się doprowadzając do porządku, nim cicho bez budzenia mojego panicza opuściłem, sypialnie musząc ruszyć do pracy, oczywiście po drodze zajrzałem do chłopaków, którzy już stali na straży pilnując, kto wchodzi i wychodzi z rezydencji, nie mogąc pozwolić aby Daisuke ją opuścił.
Akurat z tym na razie nic zrobić nie mogłem, krotka rozmowa z chłopakami i już po chwili mogłem, ruszyć w drogę do pracy gdzie starałem się zająć sprawą mojego panicza, najlepiej jak tylko potrafiłem, zamieniając kilka zdań z szefem, opowiadając, mu wszystko to, co zobaczyłem i jak Daisuke został wrobiony w te okropne czyny..
Niestety dowodów było, za mało, z czym się nie zgadzałem, dowodów było dużo, tylko oczywiście oni mieli na wszystko czas. Rany jacyś oni są irytujący aż mnie... nawet nie będę się wypowiadał w tym temacie.
Pracowałem, naprawdę bardzo dużo chcąc aby szybko wyszła prawda na jaw, niestety w pojedynkę nie byłem w stanie za wiele zrobić, na szczęście Ryo postanowił mi pomóc, stwierdzając, że z szacunku do mnie pomoże mi, a za to byłem mu wdzięczny, wyciągnięcie panicza z jego własnego więzienia nie było wcale aż takie proste, z powodu czego musiałem posiedzieć dłużej w pracy, nie wiedziałem, że aż tak długo mi to zajmie, ale gdy już się zorientowałem, że jest strasznie późno, a w pracy siedzę cały dzień i czy jest sens wracać do rezydencji? Niby nie dla tego już nawet o tym nie myślałem, mając jeszcze sporo na głowie, nim sprawa się wyjaśni.

<Paniczu? C:> 

Od Mikleo CD Soreya

  Ja już naprawdę nie miałem do niego cierpliwości, upierał się, że będzie mi pomagał z dziećmi, a zamiast tego tylko bardziej mi przeszkadza, bo ja, zamiast skupić się na dzieciach, muszę skupiać się jeszcze na nim, bo zamiast jak normalny myślący człowiek, pójść spać do sypialni zasypia mi tu na kanapie, a jutro rano znów będzie narzekał, że go wszystko boli.
- Idź, proszę cię spać do sypialni, ledwo na oczy patrzysz - Odezwałem się do niego, wiedząc, że tu nie wypocznie, bo nie tylko dzieci nie dadzą mu się wyspać, ale kanapa nie jest do tego najlepsza.
- Nie, nie ma takiej potrzeby, muszę cię pomuc - Odparł, a mimo to nie wstał z kanapy, znów prawie mi odlatując do krainy snów.
- Tak, bo na pewno mi pomożesz, śpiąc na kanapie, no już wstwaj - Szturchnąłe, go chwytając za rękę, aby pociągnąć go za rękę, pomagając mu wstać. Mój mąż był tak zmęczony, że nie w stanie był nawet chodzić o własnych siłach i właśnie dla tego od tego miał mnie, abym mu pomógł, odprowadził, ucałował na dobranoc i nakrył kołdrą, nim cicho opuściłem nasza sypialnie.
No i tak jak podejrzewałem wszystko na mojej głowie, no ale to nic w końcu on ciężko pracuj, a ja siedzę w domu, dlatego zajmę się wszystkim, aby on mógł zająć się zarabianiem pieniędzy dla całej naszej rodziny.
Opieka nad dziećmi nie sprawiała mi za wiele problemów, z resztą maluchy bawiły się ze sobą same, a gdy tylko usłyszały po kolacji, że chce zmienić i pościele dzielnie mi w tym pomagały, aby nie musiał robić wszystkiego sam, moje małe skarby zawsze chętne do pomocy.
Po wspólnej wymianie pościel u jednego i drugiego dziecka wykąpałem je po kolei, kładąc spać, a że chcieli, abym poczytał im książkę, zabrałem ich obojga do pokoju Haru, wiedząc, że tam po pierwsze jest większe łóżko, a po drugi prościej będzie mi przenieść Hane do pokoju niż Haru, bądź co bądź, ale ona jest od niego sporo mniejsza i lżejsza.
Trochę mi zajęło, nim dzieci poszły spać, a gdy w końcu to zrobiły, mogłem zająć się domem, musiałem posprzątać po kolacji, nakarmić zwierzaki, posprzątać sierść zwierzaków i gdy w końcu miałem czas dla siebie, zająłem się czytaniem książki, chcąc mieć trochę czasu dla siebie i tak właśnie przysnęło mi się z książką w ręce.
Obudziłem się kilka godzin później, gdy nastał już poranek, czując się naprawdę dobrze, nic mnie nie bolało i w ogóle nie czułem jakbym na kanapie spał, ciesząc się z tego powodu, zerknąłem na zegarek, no tak Sorey już powinien wstać, aby spokojnie przygotować się do pracy, sądząc po ciszy panujące w domu wciąż spał, nie chcąc budzić go bardzo drastycznie, zrobiłem mu kawę, po której miałem nadzieję, że wstanie. Z gorącym kubkiem ciepłego napoju udałem się do sypialni, gdzie próbowałem wybudzić go ze snu. Widząc, że żaden sposób nie działa, usiadłem okrakiem na jego brzuchu, delikatnie pieszcząc jego szyję, nim zszedłem pocałunkami niżej i niżej mając nadzieję, że to go wybudzi, niestety nie reagował, aż nie dotarłem do jego przyjaciela, którego pieszcząc, włożyłem do ust, teraz to już naprawdę zmuszając go do wybudzenia się ze sny.
- O już nie śpisz cudownie, zrobiłem ci kawę i przygotowałem już wszystko do twojego wyjścia - Odezwałem się, spokojnie wyjmując z ust jego przyjaciela zadowolony z siebie. Chciał, abym go budził, najlepiej jak potrafię, a w tym temacie chyba jestem całkiem dobry, skoro zawsze jest taki zadowolony po mojej pracy. Myślę, że byłbym w stanie pomóc mu teraz skończyć, nim by naprawdę musiał wstać, nim się spóźni, specjalnie budząc go trochę wcześniej.

<Pasterzyku? C:>

Od Daisuke CD Haru

Od razu rozpoznałem ten głupkowaty uśmieszek. I ten błysk w oku. Chciał się ze mną droczyć. W sumie, nie miałem nic przeciwko temu. Też czasem lubiłem się z nim droczyć. Czasem. Bo innym razem trochę mnie takie zachowanie irytowało, ale nie tym razem. Trochę chciałem nadrobić czas, który jutro stracimy, ponieważ on będzie w pracy, a ja... cóż, tutaj. Normalnie bym nie narzekał, jak widzę na zewnątrz ten śnieg to od razu robiło mi się zimno. No ale jak ktoś mi każe coś robić, czyli nie opuszczać terenów posiadłości, to już mi się nie podoba. Nie lubiłem, jak ktoś mi coś rozkazuję. To ja rozkazuję. I to byłoby w sumie możliwe nawet w tej sytuacji, gdybym rzucił odpowiednią ceną, ale czy ja chcę wydawać na tych kretynów swoje pieniądze? Absolutnie nie. Załatwię to inaczej, wraz z Haru, no i tym całym Hoshino, niestety lub stety. Dla mnie niestety. Ale chyba nie jest taki zły, skoro jeszcze nic nie znalazło się przypadkiem w mojej rezydencji, jak to zakładał Haru. 
– Może bym nie umarł z tęsknoty. Ale byłoby mi naprawdę bardzo, bardzo smutno – powiedziałem niewinnie, zarzucając dłonie na jego ramiona. 
– Zatem dobrze, że już do ciebie wróciłem i nie jest ci bardzo, bardzo smutno – odpowiedział rozbawiony, popychając mnie na materac, czemu chętnie się poddałem. Tym razem nie przeszkadzało mi, że tym razem to Haru jest na górze. Bądźmy szczerzy, może i nade mną górować, ale to ja w rzeczywistości nad wszystkim panuje. No ale niech już tam sobie myśli, że dominuje, skoro to sprawia, że czuje się lepiej, ale ja swoje wiem, i to mi do szczęścia wystarcza. 
– Racja, teraz jest mi tylko smutno – odparłem, jedną ze swoich dłoni przesuwając na jego kark i wsuwając w jego włosy. Co prawda, miał je dzisiaj tak ładnie ułożone... no cóż, czasem artystyczny nieład też się u niego ładnie prezentuje. Nie to co u mnie. Ja potrzebuję trochę więcej czasu na moje włosy, a przecież to jego są bardziej niesforne. I może to stąd bierze się jego urok? 
- O nie. Chyba muszę ci jakoś wynagrodzić ten fakt – wymruczał mi do ucha, zbliżając swoją twarz do mojej szyi pewnie z zamiarem pocałunku. Wystarczyło, że poczułem jego oddech na skórze, a już po moim ciele przeszły przyjemne ciarki. To, jak czasem ten mężczyzna na mnie działa, jest niepojęte, ale mi to nie przeszkadzało. Ważne, by było nam dobrze, a teraz raczej dobrze nam jest. 
- Miło by z twojej strony było – odpowiedziałem, odchylając swoją głowę, by miał lepszy dostęp do mojej szyi, i w końcu ją zaczął pieścić. Ileż można czekać, by poczuć usta swojego ukochanego na skórze? Ja jestem cierpliwy, ale wszystko ma swoje granice, w tym ja. – Musisz mi w końcu wynagrodzić jakoś obniżone morale – dodałem, patrząc na niego spod półprzymkniętych oczu. 
- Och? A czy przypadkiem nie mieliśmy być grzeczni? – wyszczerzył się głupkowato, a ja zmrużyłem gniewnie oczy. Jak ja mu zacznę być grzeczny, to przez miesiąc nie zobaczy mojego ciała nagiego bardziej, niż to koniecznie. 
- Radziłbym ci uważnie analizować swoje słowa – odpowiedziałem, przyglądając się mu nie do końca zadowolony z jego słów. Ja wiem, że mnie cytował, ale ja nie mówiłem poważnie. 

<Piesku? c:> 

piątek, 26 stycznia 2024

Od Haru CD Daisuke

  Czy on miał mnie za głupka? Może i jestem głupi i mało w życiu widziałem, ale wiem, co to są gorące źródła, mimo że nigdy nie byłem w takich miejscach, to drogie, a nie nigdy nie było na to stać, poza tym nie było mi to nigdy potrzebne, mi zawsze jest ciepło, a więc nie ma konieczności chodzenia, a raczej jeżdżenia do takich miejsc.
- Wiem co to i tak słyszałem o tym już kiedyś - Przyznałem, zabierając się do jedzenia obiadu, dobrego obiadu, który został nam przygotowany, chociaż przyznam, czasem miło by było, gdybym sam również mógł coś ugotować, to znaczy pewnie bym mógł tu gotować, ale czy chce się pchać kucharzowi do garów? Raczej nie, może kiedyś jak zachoruje lub będzie bardzo potrzebował pomocy, to mu pomogę, a na razie będę się cieszył tym, co dostaje.
- A byłeś już kiedyś? - Pytał dalej, nie odrywając ode mnie wzroku, powoli zajadając się zdrowym jedzenie, no właśnie to zdążyłem już przyuważyć, mój panicz je tylko zdrowe jedzenie co jest całkiem smaczne, ale zjadłbym również coś mniej zdrowego jak naleśniki z czekoladą, tego chyba tutaj nie podają.
- Nie, po pierwsze nie było mnie nigdy na to stać, a po drugie jest mi na tyle ciepło, abym nie musiał grzać się w gorących źródłach - Przyznałem, mówiąc zgodnie z prawdą, to jak jest, chociaż przyznam, jeśli się uda, chętnie wyruszę na taką wyprawę, aby zaznać innego życia.
- Rozumiem - Po tych słowach skupił się na jedzeniu, nie mówiąc już nic. Ja w tym samym momencie nie tylko skupiałem się na jedzeniu, ale i na tym, co mógłbym mu sprezentować, tak wiem, mówił mi, że nic nie potrzebuje, ale ja chce dać mu coś od siebie, cos więcej niż tylko samego siebie, na pewno jest coś, co mogę mu dać tylko co? Tak to już jest, gdy twój partner jest bogaty, a jesteś marny biedaczyną i nie jesteś w stanie nic mu zaoferować, nawet jeśli bardzo byś tego chciał.
Westchnąłem ciężko, kończąc jedzenie, zwracając tym samym uwagę mojego panicza.
- Coś nie tak? - Dopytał, przyglądając mi się uważnie z uniesioną brwią.
- Co? Ach nie, wszystko jest w jak najlepszym porządku - Zapewniłem, uśmiechając się do niego łagodnie, zabierając talerze, aby odnieść je do kuchni.
- Ale ty wiesz, że mogę wezwać służbę, aby to zabrała? - Dopytał, gdy spokojnie przyglądał się temu, co czynie.
- Wiem, ale nie jest to coś, czego sam nie mogę zrobić, mam zdrowe ręce i mogę to pozbierać, a i nogi mam zdrowe i mogę to zanieść - Powiedziałem, nim opuściłem sypialnie, aby wszystko ładnie odnieść do kuchni, zaglądając do moich kolegów, z którymi zamieniłem kilka zdań, po których mogłem wrócić do mojego panicza.
- Coś tak długo te talerze odnosiłeś - Zauważył gdy tylko przekroczyłem próg nasze sypialni.
- Tak? A co aż tak bardzo się za mną stęskniłeś? Przecież nie było mnie raptem, tylko kilka chwil - Odpowiedziałem z tym swoim głupkowatym uśmiechem, zamykając za sobą drzwi naszej sypialni, naszej jak to miło brzmi, zerkając na mojego panicza, który siedział na łóżku, uważnie mi się przyglądając. - Jak tak bardzo tęsknisz, wystarczyło mi powiedzieć, że ma nigdzie nie iść, bo umrzesz z tęsknoty za mną - Dodałem, podchodząc do niego, aby cmoknąć jego usta.

<Paniczu? c:>

Od Soreya CD Mikleo

 Obudziły mnie promienie słońca padające na moją twarz, co mnie zaniepokoiło. Kiedy szedłem do pracy, to słońce jeszcze nie przebijało się zza drzew. Więc czemu teraz się przebija...? Otworzyłem oczy i przerażony zauważyłem, że jestem spóźniony, i to o jakąś dobrą godzinę. Czemu Miki mnie nie obudził? Wstał, nie było go przy mnie, więc przy okazji mnie obudzić mógł. Przecież dobrze wiedział, że muszę chodzić do pracy, dla niego, i dla dzieci, i dla zwierzaków, muszę zarobić, aby mieli co jeść. 
Przerażony i w pośpiechu podniosłem się z łóżka, szybko przebierając się w jakieś ubrania. Nawet nie wiem, z co dokładnie złapałem, ale chyba należały one do mnie, nie do Mikiego, bo gdyby były Mikiego, to na pewno byłyby na mnie za małe. Chyba po dwóch minutach od otworzenia oczu byłem gotowy do wyjścia. Znaczy się, byłem w absolutnym nieładzie i chaosie, ale to taka trochę inna sprawa. 
- O, już się obudziłeś – usłyszałem głos Mikleo, kiedy tylko zbiegłem na dół, wprost do drzwi wyjściowych. 
- Już? Czemu nie zrobiłeś tego wcześniej? – burknąłem z pretensją, szybko zakładając buty na stopy. Musiałem się spieszyć, i to bardzo. A szczęście to tylko jedna godzina, a nie kilka, więc mam szansę to uratować. A chciałbym, bo pomimo, że trochę ta praca ciężka była, chciałbym ją dokończyć, niż szukać kolejnej, równie ciężkiej, no bo ktoś taki, jak ja, nadawał się tylko do pracy fizycznej. Nie mam żadnego wykształcenia, i jestem głupi, i też moje moce jakieś takie do niczego są, no i muszę korzystać ze swojej siły, bo tylko ona mi pozostała. 
- Budziłem cię. I to nie raz – odpowiedział mi, co mnie zaskoczyło. Budził? Ja nic takiego nie pamiętam. Obudziłem się przecież dwie... no, teraz już trzy minuty temu, po zdecydowanie za krótkim śnie. Nie było żadnego budzenia. Ani jeden raz, ani dwa, czy tam ile razy twierdził. Ale teraz nie miałem czasu na zastanawianie się nad tym. 
- Nie pamiętam. Dobra, lecę, do zobaczenia później – powiedziałem szybko, po czym musnąłem jego usta i wypadłem z domu, nim cokolwiek mi powiedział. A chyba coś mi chciał powiedzieć. Ale nie jestem pewien. 
Na szczęście z pracy mnie nie wyrzucili. Dostałem tylko małą reprymendę, że to nie powinno się więcej powtórzyć i takie tam. Naprawdę mi się upiekło. Nie mogę już więcej pozwolić, by to się powtórzyło. Muszę powiedzieć Mikiemu, że jak następnym razem nie będę chciał wstać, to ma mnie zrzucić z łóżka. Albo oblać wodą. Cokolwiek, byleby to było skuteczne. 
Mimo, że dzisiaj pracowałem godzinę mniej, bo przecież zaspałem, to do domu wróciłem taki trochę padnięty. I to chyba jeszcze bardziej, niż wczoraj. Jak to było w ogóle możliwe? Wczoraj więcej pracowałem i czułem się znacznie lepiej. Ja mam chyba jakiś problem ze sobą. Jak przekroczyłem próg domu, od razu przeszedłem do salonu, chcąc oczywiście zająć się dziećmi, ale jakoś tak... nie wiem, chyba troszkę nie kontaktowałem. 
- Sorey – usłyszałem, kiedy tak trochę przysypiało mi się na kanapie. Niechętnie otworzyłem oczy, patrząc na niego jak największą uwagą, jaką tylko w tamtej chwili mogłem mu poświęcić. A poświęciłem na niego cały swój zasób. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

Jego słowa nieco mnie zaskoczyły. Czy on naprawdę uważał, że ja czegokolwiek od niego chciałem? Znaczy, chciałem, owszem, jak chociażby to, by coś z włosami robił każdego ranka, no ale o to raczej mu nie chodziło. Miałem wszystko, czego chciałem jak chodzi i takie rzeczy materialne. A nawet jak czegoś nie miałem, to zaraz mógłbym to nadrobić. 
– Mógłbyś się jakoś ładnie uczesać i ubrać – odpowiedziałem trochę niepoważnie i w tym samym momencie do pokoju weszła służba z pachnącym obiadem. I bardzo dobrze, trochę już się głodny robiłem, chociaż trochę muszę przyznać, brakowało mi posiłków Haru, zwłaszcza tych takich na słodko. U mnie raczej brakuje tych smaków w jadłospisie, a szkoda. Jak dzisiaj będę się rozliczał z szefową kuchni, będę musiał ją poprosić o taką drobną zmianę. Oczywiście też nie mogę jeść za często, bo przytyję, chociaż... I tak wypadałoby trochę nabrać masy, by wrócić do starej, prawidłowej i idealnej wagi. Będę musiał trochę swoją dietę. 
– A tak na poważnie? – dopytał, kiedy pokojówka opuściła naszą sypialnię. Nie chciał przy niej rozmawiać? Przecież to nie były żadne dziwne tematy. 
– A tak na poważnie, to nie musisz mi nic dawać. Cały czas dajesz mi szczęście i będę ci za to wdzięczny do końca życia – wyjaśniłem spokojnie, zasiadając przy stole. – A, i po dłuższym zastanowieniu odwołuję moje wcześniejsze słowa. Nie musisz się ładnie ubierać i czesać. W drodze to niepraktyczne. Chyba, że będę zmuszony siedzieć tutaj, wtedy nie pogardzibym takim ładnym dla oka widokiem – dodałem, zabierając się za otwieranie wina, które zostało nam przygotowane do kolacji. 
– Ale... no wiesz, jesteś pewien? Wiem, że wiele dać ci nie mogę, na pewno jednak coś mógłbym dla ciebie zrobić – kontynuował Haru, zajmując miejsce naprzeciw mnie. 
– Słuchałeś mnie w ogóle? Wystarczy mi twoja obecność. Nic więcej nie musisz od siebie dawać – uciąłem temat, używając troszkę dosadniejszego tonu, by do to niego dotarło. Ileż jeszcze razy mam mu to powtarzać? Nic nie potrzebuję do szczęścia poza nim, i jak go mam przy sobie, wszystko staje się łatwiejsze. Chyba nie mogę sobie w tej chwili wyobrazić lepszego prezentu niż jego obok siebie... no, na równi jest jeszcze ujrzenie babki w więzieniu, ale do tego sam doprowadzę. 
- No dobrze – powiedział cicho, ale jego twarz wskazywała na to, że nie był przekonany. No cóż, jak chce, niech kombinuje, nie zabronię mu tego, ale swoje zdanie w tej sprawie przedstawiłem. A co on z tym zrobi, to już jego sprawa. 
- Chcę nas zabrać do gorących źródeł. Słyszałeś kiedyś o czymś takim? – spytałem, uzupełniając nam lampki winem. Znałem bardzo przyjemną gospodę, która właśnie słynęła z tego, że oferowała kąpiele właśnie w takich gorących źródłach. Nie znałem właściciela tego miejsca, ale uważam, że jest geniuszem biznesu, wykupując ten kawałek ziemi i budując gospodę. Tylko będę musiał już teraz wykupić nam calutkie to miejsce a te kilka dni, by nikt nam nie przeszkadzał. Trochę ryzykowne, bo jeszcze nie wiem, czy w końcu gwardii spadną klapki z oczu i dostrzegą, że to wszystko jest oczywistym oszustem, no ale już wolę wydać ten mały majątek na niepewne dni, niż później żałować. 

<Piesku? c:> 

Od Haru CD Daisuke

Przez chwilę milczałem, zastanawiając się nad tym, dlaczego miałbym się nie zgodzić, w końcu to będzie jego święto, a więc nie mogę sprawić mu przykrości, ponadto właśnie się dowiedziałem, kiedy ma urodziny, nigdy przedtem mi o tym nie wspominał, a i ja nigdy nie pytałem, a więc chyba nie ma tu do kogo i o co pretensję mieć.
- Myślę, że nie mam powodu, aby się nie zgodzić, chce spędzić twoje urodziny razem, a więc nie będzie miało to dla mnie znaczenia gdzie i kiedy - Przyznałem, uśmiechając się do niego łagodnie. - Chociaż miło byłoby wiedzieć, kiedy je masz - Dodałem, uświadamiając sobie, że nie wiem którego lutego ma urodziny, bo początek lutego to nie tylko od pierwszego do piątego ale dla niektórych początek trwa dłużej, a nawet jeżeli dla niego jest to pierwszy tydzień, to ja nie wiem który dzień tego pierwszego tygodnia.
- Urodziny obchodzę drugiego lutego - Odpowiedział, co pozwoliło mi wszystko poukładać sobie w głowie, mam niecałe dwa tygodnie, aby wyciągnąć mojego panicza z domowej aresztu, to nie będzie takie proste ale mam nadzieję, że podołam, dla niego wszystko, nawet jeśli spędzę cały dzień w pracy, jestem w stanie to uczynić.
- Nie zostało dużo czasu - Zauważyłem, trochę tym faktem zmartwiony, nie chciałbym nie zdążyć, a też nie chce, aby za długo był tu uwięziony, tu można zwariować, to po pierwsze a po drugie ja to na jego miejscu chyba bym całe dnie przesypiał, nie mając nic do roboty. No właśnie tylko czy on nie ma nic do roboty? No z tego, co wiem ma i to dosyć sporo, utrzymanie rezydencji w ryzach to spory wysiłek, którego ja nie chciałbym się podjąć, nie byłbym chyba w stanie tego uczynić, a tak mi się wydaje. Może właśnie dlatego ja bym spał a on pracował, z resztą najmłodszy to ja nie jestem w tym roku.. Rany stuknie mi trzydzieści jeden lat co za porażką, gdy mój panicz będzie miał dwadzieścia osiem kiedy to było.
- Na spokojnie, żebyś mi tylko nie zaczął przesadzać bo sobie krzywdę zrobisz - Stwierdził, z czym chciałem się kłócić ale tak szczerze czy miało to sens? Nie on wiedział, lepiej a ja przecież nie, a więc logiczne było to, że ja nic nie wiem i nawet nie jest mi z tego powodu jakoś bardzo źle.
- Ja nigdy nie przesadzam, jak zauważyłeś, roślin w domu nie mam - Odparłem, oczyścić sobie z niego żartując, doskonale wiedząc, o co mu chodzi.
- No bardzo zabawne - Odparł, przewracając oczami.
- Ależ z ciebie sztywniak musisz trochę poćwiczyć bo na żartach to ty się nawet nie znasz - Odparłem, siadając na łóżku, zerkając na niego z uśmiechem na ustach, od razu dostrzegając to mordercze spojrzenie, które mi rzucał.
- Nie jestem sztywniakiem - Odburknął, chyba biorąc to za bardzo na poważnie, a może to mi się tak wydawało, sam nie wiem.
- Nie? No skoro tak mówisz, to tak musi być - Odpowiedziałem, kładąc się na łóżku. - A tak właściwie co chciałbyś dostać na urodziny? - Zapytałem, zmieniając temat, chcąc wiedzieć, czy jest coś, czego potrzebuje.

<Paniczu? C:> 

Od Mikleo CD Soreya

 Słysząc słowo mojego męża, zastanowiłem się chwilę czy jest sens go budzić? Bo skoro był zmęczony, to może dobrze byłoby, aby się porządnie wyspał? Z jednej strony tak, ale z drugiej, jeśli pozwolę mu spać dłużej i nie pójdzie do pracy, a przecież tak mu na tym zależy, trochę szkoda, że jest negatywnie nastawiony na ruiny no, gdyby nie to i dzieci by przeżyły coś nowego i my zapewne byśmy mogli zrobić coś innego, no nic będę musiał poczekać no, chyba że pełnia zmusi mnie do zrobienia czegoś, czego bardzo chce, ale nie mogę.
- Sorey naprawdę chciałbym ci dać pięć minut, dziesięć, a nawet i godzinę, ale nie mogę, spóźnisz się do pracy, już i tak powinieneś wstać dwadzieścia minut temu - Mówiłem bardzo spokojnie, nie mając serca robić nic na siłę, w końcu sam chciał pójść do pracy, już teraz zaraz, a więc nie może zrobić sobie wolnego, już drugiego dnia pracy, trochę by dziwnie to wyglądało czyż nie?
- A nie możesz sprawdzić deszczu? - Gdy o to zapytał, zamrugałem zaskoczone oczami. Po co miałbym to robić? Jestem w stanie zrobić naprawdę bardzo wiele z wodą i nawet raz w złości sprowadziłem ulewę, ale czy umiałbym to zrobić tak na zawołanie? Nie wiem, zresztą, nawet gdybym umiał, po co miałbym to robić?
- A po co? Przecież ty nie lubisz deszczu, a na dworze ma być dzisiaj naprawdę piękna pogoda - Zauważyłem, chyba troszeczkę w tej sytuacji się gubiąc, nie do końca rozumiejąc, o co mu chodzi, co ma na myśli i co chce mi powiedzieć, najwidoczniej wciąż śpi, dlatego mówi takie głupoty.
- Nie chce wstawać, nie chcę tam iść. Wolałbym zostać w domu z wami, tu mi jest dobrze, tu mam was i nie muszę się męczyć podczas pracy, no i nie bolą wtedy ręce ani plecy - Gdy to mówił, łagodny uśmiech pojawił się na moich ustach, a więc już wszystko było zrozumiałe, poszedł do pracy i chyba nie do końca mu ona odpowiadała.
No cóż, sam tego chciał, pracy zawsze może zmienić, tylko nie wiem jaki rodzaj pracy by mu odpowiadał.
- Przykro mi ale ci nie pomogę, musisz wstawać bo jak się spóźnisz, to będziesz musiał robić nadgodziny, a nie wiem, czy chcesz się w to bawić - Wyznałem, wstań z łóżka, aby przygotować mu kawę, doskonale wiedząc, że jeśli tego nie zrobię, to nie zdąży zrobić sobie jej sam.
Sorey westchnął ciężko ale w końcu wstał, co dostrzegłem, nim opuściłem sypialnie, idąc do kuchni, gdzie zrobiłem mu kawę, cierpliwie na niego czekając.
Niestety mój mąż coś długo nie schodził, a ja zmartwiony ruszyłem do sypialni, aby zobaczyć, co się stało i to, co zobaczyłem, wywołało u mnie ciężkie westchnięcie.
- No i teraz to już się spóźniłeś - Westchnąłem widząc, że znów śpi. No cóż, nie będę już próbował go znowu obudzić, zrobić sobie wolne albo pójdzie do pracy, gdy wstanie. A jeśli zwolnią go za to, że wstać mu się nie chciało, bez nawet pytania go o zgodę pójdę do pracy i będzie musiał zostać z dziećmi czy mu się to podoba, czy nie. Bo ja w porównaniu do niego problemu ze wstawaniem nigdy nie miałem. I w sumie chętnie wyrwałbym się z domu niechcący ciągle siedzieć w czterech ścianach.

<Pasterzyku? C:>

Od Daisuke CD Haru

 No proszę, już mu się znudziło? Przecież może robić tutaj, co tylko chce. Może odpocząć, potrenować, poczytać, pograć na jakimś instrumencie... to był jego dzień odpoczynku, dzisiaj nie miał pracować i się męczyć, dzisiaj miał wziąć głęboki wdech, zrelaksować się, a on narzeka, że nie ma tu nic do roboty. On to naprawdę czasem niemożliwy jest. I spróbuj mu dogodzić. Nawet jak daję mu wszystko, co mam, to on i tak kręci nosem. I że to ja niby mam wygórowane wymagania. 
- Zaproponowałbym przejażdżkę konną, ale nie dość, że pada śnieg, to jeszcze ja nie mogę opuszczać granic rezydencji. Mogę też cię później pouczyć gry na fortepianie, skoro tak bardzo ci się podobało. A jeżeli to cię nie przekonuję, to jeszcze możemy grzecznie nacieszyć się swoją bliskością – zaproponowałem, z chęcią wracając do mojego pokoju, gdzie jest ciepło i nie muszę się niczym i nikim przejmować. Poza Haru, oczywiście, ale czy nim się przejmowałem? Czasem. Wszystko zależało od sytuacji. W takiej sytuacji jednak... no, troszkę mi jednak zależało, by prezentować się przy nim dobrze, i by mnie pożądał. Wiem, że mnie trudno nie pożądać, bo z reguły zawsze wyglądam wspaniale, ale były dni, kiedy to patrzyłem w lustro i miałem wrażenie, że nic we mnie nie wygląda dobrze. I wtedy jak najbardziej potrzebowałem atencji zwłaszcza mojego Haru. O tak, jego atencja zawsze była przeze mnie widziana. A dzisiaj to już w szczególności. 
- Grzecznie? A czemu nie niegrzecznie? – dopytał, zbliżając się do mnie, by chwycić mnie w pasie i przyciągnąć do siebie. 
- Ponieważ mamy gości, mój drogi. Trzeba się zachować – odpowiedziałem, nie mówiąc oczywiście tak do końca poważnie. Ale czy on musi o tym wiedzieć? Nie, a przynajmniej na razie. W końcu, jak troszkę się z nim podroczę, to nic złego się nie stanie. Zresztą, i on to lubi. Tak mi się wydaje. Zresztą, krzywda się mu nie dzieje. 
- Ale ci goście nie będą w naszym pokoju, tam możemy być niegrzeczni – wymruczał, całując mnie w policzek. Naszej sypialni... a więc powoli się przyzwyczaja do tego miejsca. I to bardzo dobrze. Chcę, by się czuł dobrze w tym miejscu, skoro ma tutaj zamieszkać. Trzeba mu jeszcze kilka lepszych ubrań zamówić... muszę się do tego wkrótce zabrać. Skupiłem się na udowadnianiu mojej niewinności i trochę zapomniałem o Haru. Mam nadzieję, że za bardzo za złe mi tego nie ma. Chociaż, znając jego, to pewnie nawet nie zauważył. 
- Jak mnie ładnie poprosisz, jestem skłonny do przemyślenia swego zdania – powiedziałem, wchodząc do środka mojego, a chyba już bardziej naszego, pokoju. Spodobało mi się to słowo w jego ustach. Mógłby tak częściej mówić, nie obraziłbym się. – Myślisz, że uda mi się wydostać z tego bagna do końca miesiąca? – spytałem nagle, kiedy w oczy rzucił mi się kalendarz. Ten czas naprawdę szybko płynie... nie wiem, czy mi się to podoba. 
- Postaram się jak najszybciej wyciągnąć cię z tego piekła – obiecał, na co westchnąłem cicho. W to nie wątpiłem. 
- Na początku lutego chciałbym nas zabrać gdzieś na moje urodziny, co oczywiście będzie niemożliwe, jeżeli dalej będę podlegał aresztowi domowemu. Mam nadzieję oczywiście, że się zgodzisz – dodałem, odwracając się w jego stronę. 

<Piesku? c:>

czwartek, 25 stycznia 2024

Od Soreya CD Mkleo

 Pomysł nie wydawał się zły, tylko... cóż, nie dość, że czas tak troszkę nam nie pasował, bo i ja pracuję, i niedługo dzieci przecież do szkoły pójdą, to i jeszcze mamy w domu zwierzaki. Lucky’ego może byśmy mogli ze sobą wziąć, bo to piesek, i to posłuszny piesek, więc będzie się nas słuchać. Ale co z czterema kotami? No i gdzie są jakieś najbliższe ruiny, które jednocześnie nie są niebezpieczne? Nie chciałbym udać się do miejsca pełnego pułapek z naszymi dziećmi, moje serce ze stresu chyba by nie wytrzymało, zwłaszcza, że ja za bardzo ostrożny nie jestem i nigdy nie byłem. I nie będę. Po takim przeanalizowaniu tego pomysłu dochodzę do konkluzji, że to nie był dobry pomysł. 
- Dzieci są chyba za małe moim zdaniem. Wiem, że może my już w ich wieku robiliśmy takie rzeczy, ale byliśmy w innej sytuacji. Chyba. Tak mi się wydaje – przyznałem, przytulając się do niego, ledwo utrzymując kontakt ze światem. Czym się tak zmęczyłem, to ja nie wiem. Tylko umyłem naszego syna, który także był bardzo zmęczony, i przyszedł sprawdzić, co u mnie, co było totalnie przeurocze. No i jeszcze musiałem poczytać Hanie. I czytałem jej, czytałem, i czytałem, a ona nie zasypiała. Na szczęście już spała i mogłem wrócić do mojego męża i wygodnego łóżeczka, które tak przyjemnie przyciągało... ale jutro będę musiał się temu oprzeć. Bo będę musiał pomagać Mikiemu. No i też wypada się zająć naszymi dziećmi, które chyba może tak odrobinkę się za mną stęskniły. Ale tylko odrobinkę, bo jednak mają tego ukochanego rodzica obok siebie cały czas. 
- O tym pogadamy, jak będziesz bardziej przytomny i do życia, bo teraz to ledwo chyba mi odpowiadasz – odpowiedział, całując mnie w linię żuchwy. – Ile tak właściwie chcesz pracować? – dopytał, co zmusiło mnie do zastanowienia. 
- Ile? Nie wiem jeszcze. Chcę pracować, dopóki będzie ciepło, by zarobić jak najwięcej pieniędzy i by później jak najdłużej siedzieć w domu. Nie chciałbym pracować w zimę, nigdy nie byłem wtedy w formie. Teraz też nie jestem, ale jak najszybciej się wyrobię, by ci później więcej pomagać w domu, przy dzieciach – wymamrotałem, trochę tak przez sen mówiąc. Zapomniałem nawet, jakie było pytanie. Chyba coś o pracy. Czy o dzieciach? Nie, to ja o dzieciach teraz coś mówiłem. Ale co?
- Oj, Sorey... może lepiej już śpij. Przyda ci się to jutro – usłyszałem jego słowa, jakby stał gdzieś tam daleko, daleko... i coś mu chyba odpowiedziałem. Ale co? Tego w stanie stwierdzić nie byłem. 
Ranek nastał szybko. Za szybko. I to nie ja się obudziłem, a Miki zaczął mnie szturchać, wybudzając z przyjemnego snu. Ale jak to już musiałem wstawać? Przecież przed chwilą poszedłem spać. Dosłownie minutę temu zamknąłem oczy. Czemu już muszę je otwierać? Ja nie chcę, chcę spać... 
- Pięć minut, Owieczko, pięć minut – wymamrotałem, nakrywając się kołdrą i odwracając się plecami do niego. Mogłoby zacząć padać, ale taką porządną ulewą, bo wtedy do pracy nie dojdzie. Gdzie jest prawdziwa ulewa, kiedy ej potrzebuję? Miki nie mógłby jej przywołać?  Chociaż, chyba takich mocy to on nie ma. A trochę szkoda. 

<Owieczko? c:>