Chciałem zdobyć dla mojego panicza jakiś eliksir a może jakiś napój z resztą czy to nie to samo? Nie istotne pójdę do tego sklepu magicznego i zdobędę dla niego to całe magiczne coś, które pozwoli mu stać się znów sobą, aczkolwiek zdania nie zmienię, on wygląda z uszkami bardzo słodziutko i zdania w tej sprawie nie zmienię.
Budynek znalazłem po kilku a może nawet kilkunastu minutach, co nie było wcale aż takie proste, ponadto, gdy tylko znalazłem się w środku, panowała tu okropna cisza a do tego ten okropny zapach, rany jak tu jest ohydnie.
- Halo? Jest tu ktoś? - Zapytałem, rozglądając się do koła, gdzie nikogo nie było, wygląda na to, że chyba jest dziś zamknięte, tylko dlaczego drzwi są otwarte? Ja chyba naprawdę tego nie pojmuje.
- W czym mogę pomóc? - Zapytał starszy mężczyzna, który pojawił się przede mną znikąd, czym lekko mnie przeraził, przecież dopiero co byłem tu sam, skąd on się tu wziął? Zaczynam się troszeczkę go bać, dziwny facet.
- Dzień dobry, mam drobny problem, u mojego partnera pojawiły się kocie uszy i ogon, potrzebuję więc czegoś. Co będzie w stanie u pomóc z ty drobnym problemem - Wytłumaczyłem, co na szczęście mężczyzna pojął, kiwając głową.
- Rozumiem, rozumiem, zaraz coś na to zaradzimy - Odpowiedział, znikając mi na chwile z oczu, zmuszając mnie do grzecznego czekania na jego powrót.
Zaciekawiony tym, co tam się znajduje, oglądałem wszystko to, co ta się znajduje nie w pomieszczeniu, nie dotykając niczego, nie chcąc znów stać się zwierzakiem, tego po raz kolejny bym nie przeżył.
- Proszę, o to napój, który musi to wypić duszkiem, w ciągu dwóch dni powinien wrócić do siebie - Odezwał się, przerywając panującą wokół ciszę.
- Dziękuję, ile za to płacę? - Dopytałem, przypominając sobie, że wypadałoby za to zapłacić. Starszy mężczyzna podał mi karteczkę, na której zapisana była ceną, jaką muszę opłacić lek, przygotowany opłaciłem leki, zabierając to, co już do mnie należało, uśmiechając się do mężczyzny. - Do widzenia - Pożegnałem się z mężczyzną chcąc jak najszybciej wrócić do mojego panicza.
Oczywiście od razu po powrocie do pokoju mojego panicza zajrzałem do kuchni, skąd zabrałem nasze śniadanie, niosąc je prosto do pokoju Daisuke.
- Wróciłem, mam lek i śniadanie dla nas - Odezwałem się, dostrzegając mojego słodkiego kociego partnera, który siedział na łóżku, machając tym swoim uroczym ogonkiem.
- Najwyższa pora ileż można było na ciebie czekać, głodny już jestem - Mruknął, podchodząc do mnie, aby zabrać się za jedzenie, dopiero po chwili zwracając uwagę na leki, które mu przyniosłem. - To jest ten lek? - Dopytał, biorąc lek do dłoni.
- Tak, masz wypić to duszkiem i w ciągu dwóch dni powinieneś wrócić do zdrowia - Wytłumaczyłem, gdy mój panicz od razu otworzył flakonik, wąchając to, co znajdowało się w środku.
- Pachnie ohydnie - Mruknął, biorąc do ust to, co znajdowało się w środku, krzywiąc się przy tym nieznacznie. - Oby to było tego warte - Dodał, wyrzucając do kosza pusty flakonik, popijając to ohydztwo kawą.
- Pan mówił, że pomoże, tylko musisz być cierpliwy - Zapewniłem, siadając przy stole, aby wraz z nim zajadać się śniadaniem, które było naprawdę bardzo dobre, no i jak tu się nie cieszyć z tak dobrego jedzenia. Zastanawiając się, co ciekawego możemy dziś robić, poza wyjściem z pokoju bo tego na pewno nie zrobi Daisuke, on nie będzie chciał nikomu się dziś pokazać, a więc zostaje nam siedzenie tutaj w sypialni ale może to nie będzie takie złe, samo spędzanie z nim czasu jest przyjemne, a więc nie będę narzekał bo nie ma na co.
<Paniczu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz