Trochę jeszcze nie byłem co do tego przekonany. W końcu, tyle złego może się zdarzyć już chociażby idąc do tej pracy. Nie chciałbym, by mój Miki został zaatakowany i nie daj Boże znów stracił emocje, albo by się mu coś stało coś znacznie gorszego. Już nie mówiąc o tym, że chciałbym dokończyć tę pracę. Jak to o mnie będzie świadczyć, jak nie dokończę zwykłej pracy sezonowej? Muszę dbać o moją reputację. Bo wieść się jeszcze rozniesie i będę miał problem ze znalezieniem pracy następnym razem, a ten następny raz na pewno kiedyś nastąpi.
- Ta praca nie jest aż taka zła, potrzebuję po prostu chwilki na przyzwyczajenie się. Dzisiaj już na przykład tak źle nie jest – odpowiedziałem, nie chcąc wyjść na strasznie słabego. Już i tak się w ostatnich dniach nie popisałem. Ten początek zdecydowanie nie należał do moich najlepszych, ale już teraz powoli wychodzę na prostą.
- Ale zamiast tego męczenia się będziesz mógł siedzieć z dziećmi. Będą przeszczęśliwe z tego powodu – odpowiedział, dalej próbując mnie nakłonić do swojego zdania. Normalnie od razu powiedziałbym mu nie i nie ciągnął tematu, ale o tym, co usłyszałem od niego, że czuje się jak w więzieniu, mocno się wahałem. Nie tego dla niego chciałem. Chciałem, by czuł się tu bezpiecznie, i by był bezpieczny, i by się niczym nie martwił, a osiągnąłem efekt... cóż, beznadziejny.
- Wątpię, że będą przeszczęśliwe – mruknąłem, opierając plecy o oparcie kanapy. – Bardzo chcesz pójść do tej pracy? – dopytałem, tak dla czystej pewności. Co prawda, odpowiedź jego doskonale znałem, ale i tak wolałem się upewnić. Dla swojego spokoju.
- Tak. A taka praca u Alishy to jak spełnienie moich marzeń – odpowiedział, na co westchnąłem cicho. Oczywiście, niczego innego nie mogłem się spodziewać. Czemu więc miałem tę cichą nadzieję? Nie mam pojęcia.
- Więc zróbmy tak, że ja już dokończę tę pracę, to tylko dwa tygodnie, więc jakoś przeżyjemy. A potem, jak dalej będziesz chciał pracować, no to chyba... cóż, nie widzę problemów – powiedziałem w końcu, co nie było tak do końca prawdą. Problemów trochę widziałem. Przede wszystkim będzie narażony na niebezpieczeństwo podczas drogi do zamku i z powrotem, no i dzieci też będą za mamą tęsknić, i mogę z nimi mieć mały kłopot. Wychodzi jednak na to, że za bardzo wyjścia to ja nie mam.
- Dziękuję – odparł Mikleo i ucałował mnie w policzek.
- Gdyby jednak coś było nie tak, i będziesz się jakoś źle czuł, czy podczas drogi miał dziwne wrażenie, że ktoś cię obserwuje... – zacząłem, oczywiście już zawczasu troszkę zaczynając panikować.
- Jak będzie coś nie tak, dam ci znać – obiecał kładąc dłoń na moich ustach, uniemożliwiając mi dalsze wymienianie rzeczy. – Zrobić ci kawę? – dopytał, nie zdejmując swojej ręki. No i jak ja mam mu odpowiedzieć? Pokiwałem więc głową, nie widząc innego rozwiązania. – Zaraz wrócę – dodał, wstając z kanapy i znikając w kuchni.
No i teraz co ja niby miałem robić? Chciałem, teraz się zająć dziećmi, odciążyć męża, a skoro dzieci nie ma... no to co ja mam robić? Chyba więc muszę się zająć Mikim, a przynajmniej na to wychodzi.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz