Teraz gdy tak o tym myślałem, to wszystko zależy od tego, czy finanse będą nam potrzebne, bo szczerze, mimo że bardzo chce wyrwać się z domu, aby przydać się w czymś innym niż tylko siedzeniem w domu.
Z drugiej strony ja już sam nie wiem, czy tego chcemy, to znaczy chce, ale czy będę musiał? Nie wiem, coś tak czuję, że mój mąż zgodził się tylko dlatego, że nalegam, a nie dlatego, że jest tego pewien, a ja chciałbym, aby był pewien tego, że sobie poradzę, że nic mi się nie stanie. Co ja bym musiał zrobić, aby mi w to uwierzył?
Rozmyślając trochę nad tym, zrobiłem kawę mężowi, którą po chwili mu przyniosłem.
- Proszę, o to twoja kawa - Postawiłem ją na stoliku, siadając tuż obok niego, mogąc nacieszyć się jego obecnością, co prawda mam go każdego dnia jednak zawsze jest mi go za mało.
Nie wiem, czy tak być powinno, ale tak właśnie było i nie mogłem, a nawet powiem więcej, nie chciałem nic z tym robić.
- Dziękuję - Odezwał się, biorąc kubek w dłonie, biorąc pierwszy łyk kawy z widocznym zadowoleniem pojawiającym się na jego twarzy.
Mój mąż był bardzo zamyślony, ewidentnie coś go gryzło albo nad czymś się zastanawiał tylko nad czym? Czy on wciąż myślał o tym, co się stało? To znaczy, nie o tym, co się stało, a raczej o tym się stanie, jeśli pójdzie do pracy, czy on naprawdę aż tak się o mnie martwi? Teraz to ja już nie wiem, czy chcę aż tak bardzo iść do tej pracy, nie chciałbym, aby coś mu się stało, chodzi mi o to, że martwię się o jego zdrowie psychiczne i fizyczne a wszystko dlatego, że wiem, jak źle reaguje, gdy mi, a przynajmniej jego zdaniem dzieje się krzywda.
- Sorey - Zacząłem ostrożnie, zabierając jego kubek, aby postawić go na stole, siadając okrakiem na jego nogach, nie po to, aby go do czegoś zachęcić, chciałem tylko z nim porozmawiać, a siadając na jego nogach, miałem wrażenie, że skupi się całkowicie na mnie, a nie na innych rzeczach wokół mnie, nas.
- Tak? Potrzebujesz czegoś? - Dopytał, kładąc dłonie na moich biodrach.
- Ty nie chcesz, abym poszedł do pracy prawda? - Dopytałem, patrząc prosto w jego oczy, chcąc dostrzec jego zachowanie i to jak odbiera każde moje słowo.
Sorey westchnął ciężko, na chwilę odwracając ode mnie swój wzrok, tak jakby myślał nad odpowiedzią, która była przecież taka prosta, tak lub nie, nic więcej od niego nie oczekuję. Chce tylko znać jego zdanie, to znaczy już dobrze je znam, ale chce być pewnym jego zdania.
- Dlaczego mnie pytasz? Przecież już wiesz, mówiłem ci już, że wole, abyś został w domu, ale nie chce, abyś się źle czuł, nie chce cię więzić w domu - Wytłumaczył, co doskonale już zrozumiałem, wygląda na to, że lepiej będzie, aż pozostanę w domu dla jego dobra, a jedynie co zrobię, to zacznę częściej wychodzić na dwór, to też mi pomoże.
- Dobrze, w takim razie jeszcze to przemyśle - Odparłem, uśmiechając się do niego, łagodnie wtulając w jego ciało. - Kocham cię - Wyszeptałem, ciesząc się z jego bliskości i zapachu, który tak bardzo kochałem i stracić nigdy nie chciałem.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz