Zbytnio zadowolony nie byłem, jakoś tak jeszcze to do mnie nie dotarło, że już niebawem nasze dzieci pójdą do szkoły. Przecież to było niebezpieczne. Miki został zaatakowany w drodze do tej szkoły i stracił emocje na dwa dni, co było okresem strasznym w moim życiu i nigdy nie chciałbym ponownie przez niego przechodzić. A gdyby tak dzieciom coś się stało? Serce by mi pękło na pół chyba. Tak więc dzisiaj na pewno z nimi pójdę, by mieć pewność, że żadna krzywda im się nie dzieje. I też będę musiał odprowadzać moje maluchy do tej szkoły. Gdziekolwiek by ona nie była. Bo nadal nie mam pojęcia, gdzie się ona znajduje. I nie wiem, czy nawet jakby mi Miki wytłuaczył, gdzie się ona znajduje, to czy bym zapamiętał. Musiałbym tam się przejść tak z kilkanaście razy, by to zapamiętać. Ale w końcu zapamiętam. I będę pilnował, by się im nic nie stało.
- Czy chcę, czy nie chcę, nie ma to najmniejszego znaczenia, bo i tak z wami pójdę. Nie mogę pozwolić, by coś się wam stało – odpowiedziałem, skupiając się na przygotowaniu śniadania dla bliźniaków, którzy cały czas spali. I trochę im się nie dziwiłem, im bliżej tego całego pójścia do szkoły, tym bardziej dzieci wydawały się być podekscytowane i trudniej im było zasnąć. Oby tylko nie przeżyły żadnego rozczarowania.
- Przecież nic nam się nie stanie, to tylko wycieczka do miasta – zauważył spokojnie, a ja nie mogłem się z nim zgodzić.
- Nie mogę pozwolić, by znów cię zaatakowało i byś stracił emocje po raz kolejny. Albo by dzieciom się coś stało. Dla mojego spokoju ducha lepiej, bym z wami poszedł – wyjaśniłem, nastawiając wodę na herbatę.
- Lailah powiedziała, że od tamtego czasu nie widziała już tego dziwnego heliona, ani w ogóle żadnego heliona – próbował mnie uspokoić, ale ja swoje wiedziałem i przetłumaczyć sobie nie dam.
- Wolę nie ryzykować. Raz puściłem cię samego i skończyło się to katastrofą. Drugi raz tego błędu nie popełnię – odpowiedziałem, będąc oczywiście całkowicie poważny.
- Skoro to ma sprawić, że będziesz spokojny – przyznał cicho, nie chcąc się chyba ze mną kłócić. No i bardzo dobrze, bo ja bym nie odpuścił i poszedł z nimi tak czy siak.
- Tak, to sprawi, że będę spokojny. Dzień dobry, słoneczka, mama ma dla was chyba dobrą wiadomość – dodałem, zauważając moje szkraby na schodach.
- Jaką wiadomość? – spytała Hana, przecierając zaspane oczka, a jej włoski tak śmiesznie się napuszyły i powykręcały we wszystkie strony, zupełnie jak u mamusi. Rany, jak ona słodziutko wyglądała. Jak mama. Znaczy się, prawie jak jej mama, bo tylko to jedno oczko jakieś takie trochę nie na miejscu. Bo po mnie, to faktycznie nie na miejscu.
- Po śniadaniu idziemy do miasta, zrobić wam zakupy do szkoły – wyjaśnił Miki, a dzieci... cóż, dzieci troszkę oszalały. I kilka dobrych minut zajęło im, by w końcu się uspokoiły.
- Zanim jednak się wybierzemy, musicie zjeść. I się ubrać. Nie pójdziecie na zakupy w piżamach – uspokoiłem ich, stawiając na stole jedzenie oraz herbatkę dla nich. Dobrze, gdyby tak chociaż jedno z nas miało chłodną głowę. Chodzi mi oczywiście o Mikiego, no ale ja też muszę sprawiać takowe pozory.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz