czwartek, 25 stycznia 2024

Od Mikleo CD Soreya

Nie było sensu nawet się odzywać, skoro mój mąż był w stanie czytać książkę Hanie, to niech ją już czyta, tylko niech mi później nie narzeka, że jest zmęczony, co na pewno będzie robił, bo to w końcu Sorey, go nie da się czasem zrozumieć ani nawet ogarnąć.
Westchnąłem tylko cicho, prowadząc naszą córkę do pokoju, aby położyć ją do łóżka, całując w czoło.
- Dobranoc kwiatuszku, zaraz przyjdzie do ciebie tatuś - Odezwałem się, nakrywając ją kołderką, zerkając na świeczki, które były na tyle daleko, aby moja córka nie mogła wpaść na genialny pomysł zabawy nimi.
Żegnając się z dziewczynką, opuściłem jej pokój, napotykając po drodze męża, który uśmiechnął się do mnie ciepło.
- Nie gniewasz się prawda? - Zapytał, kładąc dłonie na moich biodrach, chcąc się do mnie przymilić.
- Nie, jeśli czujesz, że masz siłę i chęci, aby poczytać dziecku książkę, nie mogę ci tego zabronić, co jak co ale dzieci cię potrzebują, może to właśnie uświadomi ci, jak bardzo dzieci cię kochają i jak bardzo cię potrzebują - Odpowiedziałem, całując go w policzek, dostrzegając na jego twarzy dumę, najwidoczniej tego było mu trzeba, zapewnienia, że dzieci go kochają tak jak mamę lub chociaż trochę bardziej niż mu się wydawało.
- Oj tam od razu potrzebują, potrzebują to swojej mamy, a ja jestem tylko takim dodatkiem - Stwierdził, oczywiście nie potrafiąc przyznać mi racji, czy to aż tak boli, aby się ze mną zgodzić? Może to jest krępujące przyznanie mi racji/ A może nie ja tego po prostu nie rozumiem.
- Uparty jak osioł - Odezwałem się, podgryzając jego dolną wargę.
- Ale tylko twój - Wyszeptał, dłonią klepiąc mnie po tyłku, wymijając w przejściu. - Możesz się położyć, dołączę do ciebie, gdy tylko Hana zaśnie - Dodał, znikając za drzwiami.
Nie odpowiadając, bo i komu i po co postanowiłem przed snem zażyć kapeli, której bardzo w tej chwili potrzebowałem, sam nie wiem, dlaczego, ale to zrobiłem, potrzebują relaksacji, która przyniosła mi przyjemną ulgę.
Zadowolony opuściłem łazienkę, idąc do sypialni, gdzie wciąż jeszcze nie było mojego męża, no cóż, najwidoczniej Hana wciąż nie chce pójść spać, dlatego mój mąż jeszcze do mnie nie przyszedł.
Czekając na niego, wziąłem książkę do ręki, aby nie zasnąć przed powrotem Soreya do sypialni.
 Zaczytany nawet nie zwróciłem uwagę na moment, w który mój mąż do mnie wrócił, kładąc się obok mnie, no i pewnie nadal bym tego nie dostrzegł, gdyby nie zabrał mi mojej książki, w którą się tak wciągnąłem.
- Co tam jest takiego ciekawego, że nawet mnie dla tego ignorujesz? - Dopytał, przeglądając uważnie strony.
- Ruiny, tęsknie za czasami, gdy ty i ja zwiedzaliśmy beztrosko ruiny i wiesz, tak sobie myślałem, nie wiem, co ty o tym sobie pomyślisz, ale może no zabralibyśmy dzieci na krótką wyprawę do pobliskich Ruin? W ich wieku już sami biegaliśmy po pobliskich ruinach, a więc uważam, że to w całe nie taki zły pomysł - Zacząłem spokojnie, chcąc poznać jego opinię na ten temat.
Sorey od razu spojrzał na mnie niepewnie, odkładając książkę na bok.
- Wiesz, to tylko propozycja nie musisz się zgadzać, zresztą i tak pracujesz, a więc nic z tego nie wyjdzie - Odparłem, gasząc tym samym świeczkę, kładąc książkę na szafce nocnej. - Pora pójść spać musisz jutro wstać - Dodałem, całując go w pliczek.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz