sobota, 27 stycznia 2024

Od Soreya CD Mikleo

Nie byłem zadowolony z powodu tego, jak zostałem obudzony. Znaczy, może źle to ująłem, zadowolony byłem, pobudka była przyjemna, ale nie podobało się to, że Miki przestał. Jak to przestał? Czemu przestał, jak ja jeszcze nie skończyłem? Spojrzałem na niego oburzonym spojrzeniem chcąc, by oczywiście dokończył to, co zaczął. Bo jak to ma tak być? Ja go nigdy w takiej potrzebie nie zostawiam. Przeciągam, owszem, ale zostawić go nie zostawiam. A on wyglądał, tak, jakby już chciał wstać i iść. 
– Miki – burknąłem cicho, patrząc na niego z uwagą. 
– Tak, Sorey? – spytał, drażniąc opuszkiem swojego palca mojego przyjaciela, który zadrżał pod wpływem jego dotyku. On jest naprawdę okropny. I okrutny. 
– Ty już dobrze wiesz, co – burknąłem, pusząc swoje policzki. 
– No właśnie nie wiem. Chyba mi musisz powiedzieć – odpowiedział, dalej się do mnie tak złośliwie się uśmiechając. On jest okropny. Paskudny. Ja go kocham, oddałbym mu wszystko, co mam, a on mnie tak traktuje. Nie podobało mi się takie droczenie z rana. 
Pobudzony do działania chwyciłem go za nadgarstki i jednym sprawnym ruchem przekręciłem nas tak, bym to ja górował, a Mikleo był na dole. Pewnie musiałem wstawać do pracy, i już się szykować, ale w tym momencie miałem znacznie ważniejsze sprawy, nie cierpiące zwłoki. I absolutnie za grosz cierpliwości. Nie przejmując się absolutnie niczym przycisnąłem swoje usta do jego ust, podnosząc ręce wysoko ponad jego głowę, mocno zaciskając palce na jego nadgarstkach, a następnie wszedłem w niego, ciesząc się bardzo, że do snu zakłada koszulę. I tylko koszulę. Koszulę, którą swoją drogą muszę mu nową kupić, bo ta już troszkę zużyta była, i nawet troszkę podniszczona. 
Stosunek z rana był naprawdę bardzo przyjemny, i pobudzający, miał tylko jeden problem – chciałem więcej. Znacznie więcej, jeden raz mi nie wystarczał, ale Mikleo wyraźnie dawał mi znać, że już najwyższa pora wstać. Ale czemu ja mam wstać, kiedy mogę leżeć z moim Mikim w łóżku, by móc wspólnie nacieszyć się w pełni swoimi ciałami? To jest znacznie lepsze niż jakaś praca. 
- Sorey, musisz już się zbierać – odpowiedział, wstając w końcu z łóżka. 
- Ale ja nie chcę, chcę tu być z tobą – burknąłem, leżąc dalej z głową na poduszce i patrząc na niego spod przymkniętych oczu. Jaki on był piękny. I wspaniały. Ale dalej okrutny. 
- Praca, pamiętasz? Jeszcze trochę czasu masz do wyjścia, ale i tak najwyższa pora, byś wypił kawę i się ogarnął. A ja idę się umyć – dodał, nachylając się nade mną, by ucałować mnie w policzek.
Miki już poszedł do łazienki, zostawiając mnie samego. No i co ja miałem zrobić? Chyba nie miałem wyjścia. Podniosłem się do siadu i z ciężkim westchnięciem wziąłem kubek do rąk, który stał tu od... nie wiem. Miki musiał mi go przynieść, kiedy jeszcze spałem, no bo w ogóle do tej pory nie wychodził z sypialni, a kubek już stał. Wziąłem łyk i delikatnie się skrzywiłem. Zimna kawa nie jest najlepsza. No ale skoro mi Miki ją przygotował, to musiałem ją wypić, by mu przykro nie było. Dlatego trochę niechętnie dokończyłem picie ciepłego napoju, a następnie wziąłem swoje ubrania i poszedłem do łazienki, by się ogarnąć. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz