Haru troszkę racji miał, rezydencja była przeogromna i mieściła w sobie wiele pomieszczeń; począwszy oczywiście zwykłe sypialnie, i te dla rodziny, i te dla gości, i te dla służby, idąc przez bibliotekę czy małą galerię sztuki, a kończąc na sali bankietowej. Były także pomieszczenia, do których raczej się nie wchodziło, jak chociażby sypialnia moich rodziców, która była zamknięta od czasu ich śmierci i wcale nie spieszyłem się z jej otwarciem. Przydałyby się także renowacje niektórych pokoi, które dawno temu należały do moich przodków, ale z tym się nie spieszyłem, bo i po co? Jak Haru zauważył, byłem tu tylko ja i Suzue. W przyszłości może jeszcze dołączyć do mnie Haru oraz potencjalny partner mojej kuzynki, która może w końcu założy rodzinę. Bez kłopotu mogłyby tutaj dwie wielodzietne rodziny, ale czy to się zdarzy? Szczerze wątpię. Bo ja na pewno nie dorobię się rodziny poza Haru. To jest niemożliwe.
- Żeby mieć dzieci, musiałbym mieć partnerkę, nie partnera. A do tej pory żadna kobieta mnie nie zainteresowała tak mocno, jak ty i już nigdy nie zainteresuje – powiedziałem, nie chcąc nawet roztrząsać tego, co by było, gdyby, skoro to nie ma szans, by się wydarzyło.
- A Riko? – dopytał, patrząc na mnie z uwagą.
- Z Riko było zaaranżowane. I na szczęście mnie zdradziła, bo wtedy naprawdę mógłbym mieć jakieś dzieci – mruknąłem posępnie, przypominając sobie tamte chwile i cały stres związany z poślubieniem osoby, której nie chciałem.
- Ale jakbyś patrzył na to teraz... to nie chcesz dzieci? Tak teoretycznie – dopytał, chyba zainteresowany bardzo moją odpowiedzią. Czy my kiedyś nie poruszaliśmy tego tematu? Coś mi tak świta, że coś takiego było.
- Nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym faktem za często. Chociaż, wydaje mi się, że nie nadaję się do roli ojca. Czasem wydaje mi się, że nie nadaję się do roli partnera, a co dopiero, jakbym się miał opiekować i wychowywać kogoś tak delikatnego, jak dziecko. No i też trzeba wziąć pod uwagę to, że z naszego związku żadne dziecko nie powstanie – odpowiedziałem spokojnie, kierując nas do Sali bankietowej.
- Zawsze można adoptować – podsunął pomysł, co znów mnie zaskoczyło.
- Jeszcze nie sformalizowaliśmy naszego związku, a ty już chcesz dzieci mieć? Zaskakujesz mnie – uśmiechnąłem się złośliwie, patrząc na zakłopotanie malujące się na jego twarzy.
- Ja tak tylko dopytuję – burknął, nieco speszony. Sam zaczął.
- Nie chciałbym adopcji. Wolałbym dzieci, które mają nasze geny, jeśli już miałbym wybierać – odpowiedziałem, otwierając drzwi do ogromnej Sali. – Tutaj też raz już byłeś. Kiedy odprawiłem przyjęcie z okazji moich zaślubin z Suzue. A tak konkretnie to ich zerwania – przypomniałem mu, idąc na sam środek parkietu.
- Tak, ale wtedy wydawała się być jakaś taka... mniejsza – przyznał, rozglądając się po niej zaskoczony.
- Bo wtedy było ciemno, zasłony były opuszczone, no i stoły rozstawione. Teraz są pod oknami, więc parkiet jest cały nasz. Właściwie, to umiesz tańczyć? – spytałem, ponieważ mnie nagle to zainteresowało. Będę go ze sobą zabierał na niejedno przyjęcie i nie jeden raz chciałbym z nim zatańczyć.
- Oczywiście, że umiem tańczyć, za kogo mnie masz? – prychnął cicho, czym zaskoczył mnie jeszcze bardziej. Tylko czy jego definicja tańca pokrywała się z moją? Nie chodziło mi o jakieś wygibasy w wiejskiej karczmie, tylko o prawdziwy taniec, jak chociażby walc.
- W takim razie może zechcesz zaprezentować swoje umiejętności? Musimy tylko sobie jakoś poradzić bez melodii, jakoś tak wyszło, że dzisiaj muzyków pod dachem nie goszczę – zaproponowałem, wyciągając dłoń w jego stronę w zapraszającym do tańca geście.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz