środa, 17 stycznia 2024

Od Mikleo CD Soreya

Czy ja miałem jakieś konkretne wymaganie związane ze śniadaniem? Czy ja w ogóle chciałem zjeść śniadanie? Nie jestem pewien, zdecydowanie bardziej niż jedzenia chciałem jego, chciałem móc spędzić z nim tyle czasu, ile tylko było można, nim nasze dzieci znów staną się naszym głównym zainteresowaniem na resztę naszego dnia.
- Nie jestem głodny, chciałbym tylko spędzić czas z tobą, nim dzieci obudzą się i wyciągnął nas z łóżka - Odpowiedziałem, uśmiechając się do niego łagodnie, patrząc mu prosto w oczy.
- Tak mówisz? A może jak już dzieci się obudzą, to może no nie wiem, na coś miałbyś ochotę? - Dopytał, rysując na moich plecach różne wzorki, robiąc to od niechcenia.
- Hym, no nie wiem, nie wiem - Zacząłem, chowając głowę w ramionach męża. - Może zjeść cokolwiek, najważniejsze jest tylko to.. - Zacząłem, ale Sorey szybko mi przerwał, mówiąc.
- Wiem, abyśmy byli razem - Jego słowa mnie rozbawiły, to fakt często to powtarzałem, ale tym razem, cóż tym razem nie do końca to miałem na myśli, oczywiście ja zawsze chciałem i uwielbiałem spędzać czas z moim mężem, jednak w tej chwili na myśli miałem coś zupełnie innego, coś, co było bardziej związane z naszymi dziećmi niż ze mną.
- No wiesz, nie do końca miałem to na myśli, oczywiście zawsze chcę spędzić ze sobą czas, ale w tym momencie. Chciałem powiedzieć, że najważniejsze jest to, aby dzieci chciały to zjeść, bo jeśli one będą chciały coś konkretnego zjeść to i ja bez problemu mogę zjeść to samo co i one - Wytłumaczyłem, uśmiechając się do niego łagodnie.
- Dobrze, w takim razie zobaczymy, co nasze dzieci będą chciały zjeść, a później pomyślimy - W tym samym momencie, gdy to powiedział, nasze dzieci wbiegły do naszej sypialni, oczywiście nie pukając, bo i po co miałoby to robić, powinniśmy zdecydowanie ich tego nauczyć, aby nie wchodziły do naszego pokoju, gdy tylko mają na to ochotę, co jak co ale mamy prawo do swojej prywatności, nawet jeżeli nie robimy nic niestosownego..
Wspólny dzień upłynął bardzo spokojnie i nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, no może poza tym, że w naszym domu pojawiły się trzy serafiny, które nie tylko ucieszyły się na mój powrót do zdrowia, ale dwa z nich musiały oczywiście złośliwie pokazać, jacy to oni fantastyczni nie są i jak dobrze, że tu są, bo w innym wypadku na pewno bym sobie nie poradził. No cóż, tym razem nie miałem zamiaru się z nimi kłócić ani udawać, że tak nie jest, w końcu mi pomogli. A to miało dla mnie największe znaczenie.
Serafiny na nasze nieszczęście nie tak szybko opuściły nasz dom, jakbyśmy tego chcieli, robiąc to z wielką łaską, pozwalając nam wreszcie spokojnie położyć, spać nasze dzieci, które dzisiaj ze względu na ciocię i wujka były znacznie bardziej wymęczone zabawą z nimi, dlatego też łatwiej było nam ich położyć.
- Jak dobrze, że już niedługi pójdą do szkoły - Odezwałem się zadowolony, wchodząc pod miękką pierzynę tuż obok męża.
- A więc jednak zapisałeś ich do szkoły? - Podpytał, troszeczkę tak jakby nie do końca był tego pewien.
- Tak, oczywiście tamtego samego dnia, gdy Helion mnie zaatakował, akurat wychodziłem ze szkoły po zapisaniu dzieci do niej, gdy to wszystko się stało - Odpowiedziałem, tym samym wtulając się w ciało ukochanego męża.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz