czwartek, 25 stycznia 2024

Od Soreya CD Mkleo

 Pomysł nie wydawał się zły, tylko... cóż, nie dość, że czas tak troszkę nam nie pasował, bo i ja pracuję, i niedługo dzieci przecież do szkoły pójdą, to i jeszcze mamy w domu zwierzaki. Lucky’ego może byśmy mogli ze sobą wziąć, bo to piesek, i to posłuszny piesek, więc będzie się nas słuchać. Ale co z czterema kotami? No i gdzie są jakieś najbliższe ruiny, które jednocześnie nie są niebezpieczne? Nie chciałbym udać się do miejsca pełnego pułapek z naszymi dziećmi, moje serce ze stresu chyba by nie wytrzymało, zwłaszcza, że ja za bardzo ostrożny nie jestem i nigdy nie byłem. I nie będę. Po takim przeanalizowaniu tego pomysłu dochodzę do konkluzji, że to nie był dobry pomysł. 
- Dzieci są chyba za małe moim zdaniem. Wiem, że może my już w ich wieku robiliśmy takie rzeczy, ale byliśmy w innej sytuacji. Chyba. Tak mi się wydaje – przyznałem, przytulając się do niego, ledwo utrzymując kontakt ze światem. Czym się tak zmęczyłem, to ja nie wiem. Tylko umyłem naszego syna, który także był bardzo zmęczony, i przyszedł sprawdzić, co u mnie, co było totalnie przeurocze. No i jeszcze musiałem poczytać Hanie. I czytałem jej, czytałem, i czytałem, a ona nie zasypiała. Na szczęście już spała i mogłem wrócić do mojego męża i wygodnego łóżeczka, które tak przyjemnie przyciągało... ale jutro będę musiał się temu oprzeć. Bo będę musiał pomagać Mikiemu. No i też wypada się zająć naszymi dziećmi, które chyba może tak odrobinkę się za mną stęskniły. Ale tylko odrobinkę, bo jednak mają tego ukochanego rodzica obok siebie cały czas. 
- O tym pogadamy, jak będziesz bardziej przytomny i do życia, bo teraz to ledwo chyba mi odpowiadasz – odpowiedział, całując mnie w linię żuchwy. – Ile tak właściwie chcesz pracować? – dopytał, co zmusiło mnie do zastanowienia. 
- Ile? Nie wiem jeszcze. Chcę pracować, dopóki będzie ciepło, by zarobić jak najwięcej pieniędzy i by później jak najdłużej siedzieć w domu. Nie chciałbym pracować w zimę, nigdy nie byłem wtedy w formie. Teraz też nie jestem, ale jak najszybciej się wyrobię, by ci później więcej pomagać w domu, przy dzieciach – wymamrotałem, trochę tak przez sen mówiąc. Zapomniałem nawet, jakie było pytanie. Chyba coś o pracy. Czy o dzieciach? Nie, to ja o dzieciach teraz coś mówiłem. Ale co?
- Oj, Sorey... może lepiej już śpij. Przyda ci się to jutro – usłyszałem jego słowa, jakby stał gdzieś tam daleko, daleko... i coś mu chyba odpowiedziałem. Ale co? Tego w stanie stwierdzić nie byłem. 
Ranek nastał szybko. Za szybko. I to nie ja się obudziłem, a Miki zaczął mnie szturchać, wybudzając z przyjemnego snu. Ale jak to już musiałem wstawać? Przecież przed chwilą poszedłem spać. Dosłownie minutę temu zamknąłem oczy. Czemu już muszę je otwierać? Ja nie chcę, chcę spać... 
- Pięć minut, Owieczko, pięć minut – wymamrotałem, nakrywając się kołdrą i odwracając się plecami do niego. Mogłoby zacząć padać, ale taką porządną ulewą, bo wtedy do pracy nie dojdzie. Gdzie jest prawdziwa ulewa, kiedy ej potrzebuję? Miki nie mógłby jej przywołać?  Chociaż, chyba takich mocy to on nie ma. A trochę szkoda. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz