Troszkę martwiłem się o Haru, uważałem, że troszkę za bardzo przesadzał. Owszem, byłem mu wdzięczny za to, że tak się stara udowodnić moją niewinność i działa bardzo aktywnie, ale zapomina o sobie, i to całkowicie. Gdybym go nie pilnował z wczorajszą kolacją i śniadaniem, to by kolejny dzień bez jedzenia chodził. I jeszcze by się gdzieś tam źle poczuł. Albo siły stracił. Wiem, że chciał za wszelką cenę mi pomóc, i byłem mu naprawdę wdzięczny za to i pewnie do końca swoich dni nie będę w stanie się mu odwdzięczyć, ale niech nie zapomina w tym wszystkim o sobie.
Dzisiejszy dzień spędziłem głównie na rozmowie z Suzue. Staraliśmy się znaleźć jakiś wzorzec, przeanalizowaliśmy wszystkie dowody, jakie mieliśmy, obmówiliśmy zachowania naszych służących, kto mógłby chcieć to zrobić, i... cóż, nic nam się nie chciało połączyć. Wszyscy służący tutaj byli porządni, nie zachowywali się podejrzanie, nie zauważyłem by któryś kręcił się w pobliżu mojego gabinetu, nikt się nie wymykał, wszyscy robili swoją pracę... wyglądało więc na to, że personel został lojalny. To musiał więc być ktoś z moich byłych wspólników. Do nich wysyłałem listy, więc mieliby próbkę pisma. Też wiedzieli, jak wyglądała moja pieczęć, mieli zatem możliwość podrobienia jej. Gdybym tylko mógł się lepiej przyjrzeć tamtej, przy moich niby listach, na pewno znalazłbym coś, co odbiegałoby od oryginału. Udowodniłbym, że listy są fałszywe. I byłbym niewinny. Bo już chyba jasne jest to, że te zeznania tamtej kobiety są wyssane z palca.
Czekałem cierpliwie na Haru, troszkę już czując niepokój. Mam nadzieję, że przez tę sprawę nikt nie będzie chciał go skrzywdzić, albo nie wpakuje się w jeszcze większe kłopoty. Gdybym tylko mógł opuszczać ten teren, zająłbym się w tym pełni sam, nikogo nie narażając. Haru na pewno nie byłby z tego zadowolony. Ale byłby bezpieczny, a to się dla mnie najbardziej liczyło. Mogłem sobie jednak jedynie pogdybać, bo nie jestem w stanie nic zrobić.
- W końcu wróciłeś – odezwałem się, kiedy w końcu Haru wszedł do sypiali. Zaraz po tym odwróciłem się w jego stronę, by móc uważnie się mu przyjrzeć. Poza tym, że wyglądał, jakby zaraz miał paść ze zmęczenia, było z nim w porządku. – Masz jakieś wieści? – dopytałem, podnosząc się z krzesła, by zaraz poprosić go o przyniesienie kolacji dla naszej dwójki, to dosyć pokaźnej, bo Haru musiał porządnie pojeść.
- Mam, i to całkiem dobre. Bunta za dwa dni trafi na stryczek, a kobieta, która cię oskarżała przyznała się do kłamstwa i dodała, że zrobiła to z zemsty. Cokolwiek to znaczy – odpowiedział, co mnie zaskoczyło. Trochę pozytywnie i negatywnie. Negatywnie, bo Bunta zostanie powieszony, a ja tego nie zobaczę, a pozytywnie, bo w końcu zostanie powieszony. No i ta kobieta w końcu się przyznała do kłamstwa. – Nie miałeś z nią styczności w przeszłości?
- A jak ona w ogóle się nazywa? – dopytałem, nie mogąc sobie przywołać imienia z dokumentu, który wczoraj czytałem.
- Riko Miyuki, czy jakoś tak – odpowiedział, a mi coś tam się w pamięci poruszyło.
- Coś mi świta. Chyba osiem lat temu miałem się z nią żenić, ale jakoś tak krótko przed ślubem przyłapałem ją na zdradzie i miałem idealny pretekst, by do tego ślubu nie dopuścić – zacząłem ostrożnie, z niechęcią wracając do tamtej sytuacji.
- To ona może za tym wszystkim stać? – zapytał, a ja od razu pokręciłem głową.
- Nie, jest na to za głupia. Ale miała powód, by chcieć się na mnie zemścić i na pewno długo nie trzeba było jej namawiać – wyjaśniłem, ciężko wzdychając. Jeszcze tej kobiety mi w życiu brakowało...
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz