Naprawdę bardzo porządnie wziąłem się za sprawę mojego panicza, chcąc za wszelką cenę wyciągnąć go z domowego więzienia, poświęciłem na to bardzo dużo czasu i troszeczkę zapomniałem o tym, która jest godzina. A gdy się zorientowałem która była już godzina, było po prostu za późno, aby wrócić do rezydencji. Dlatego więc zostałem w pracy, aby zająć się sprawą tak, jak zając się nią powinienem, robiąc wszystko, aby przekonać szefa do swojej racji.
Całą noc poświęciłem na to, aby znaleźć odpowiednie dokumenty. Aby przekonać słownie szefa do oczyszczenia mojego panicza z winy.
Nie było to wcale takie proste i zajęło to naprawdę bardzo dużo czasu, ale po długiej rozmowie i po długiej nieprzespanej nocy dostałem to, czego chciałem, dostałem dokument, który pozwalał mojemu paniczowi zakończyć areszt domowy, nareszcie udało mi się, poświęciłem na to dwa dni niewracania do domu, wciągnąłem się w to naprawdę bardzo i wiem, że nie powinienem tak się zachować. I wiem, że mój panicz na pewno się martwił. Ale ja chciałem zrobić wszystko, aby on był wolny i chociaż będzie na mnie naprawdę bardzo zły, bo tego jestem pewien. Mam nadzieję, że szybko mu przejdzie, gdy dowie się, że jest już wolne, a jeśli nie, cóż jakoś będę musiał przełknąć tą jego złość. Choć i tak uważam, że było warto, aby zrobić wszystko dla jego dobra i szczęścia.
Zmęczony po zdobyciu tego, co chciałem, odbębniłem resztę dniówki, mogąc wrócić do rezydencji, gdzie od razu zamieniłem kilka zdań z moimi kolegami, którzy mogli wrócić do domu i o dziwo wcale wrócić nie chcieli, chyba było im tam bardzo dobrze. No cóż, trochę się im nie dziwię. W końcu takie warunki zdecydowanie są cudowne i warte tej ciężkiej pracy. Jaką mieli w pilnowaniu mojego panicza, który codziennie wręcz uciekał im z domu, ach jaka ciężka praca ich czekała, a pomyśleć, że inni mają zdecydowanie dużo cięższą pracę.
Chłopaki mimo sporej niechęci opuścili, rezydencję wracając do sam, nie wiem, czy koszar, czy może swoich domów. Tego nie wiedziałem, zresztą w tej chwili w ogóle mnie to nie interesowało, byłem tak padnięty, że chciałem pójść spać, ale zanim to uczynię, musiałem skonfrontować się z moim paniczem, które na pewno. Najpierw będzie chciał mnie udusić, a dopiero później będzie chciał wysłuchać, tego, co chcę mu powiedzieć, no cóż, chyba już zdążyłam się przyzwyczaić do jego złości, która pojawia się, gdy coś jest nie tak, jakby tego chciał. Z drugiej strony jestem świadom, że to moja wina z powodu tego, że nie powiedziałem mu, dlaczego nie ma mnie tak długo w domu i że nie wrócę na noc, no cóż, byłem zajęty pracą, czasem, gdy za bardzo się w coś wciągam, zapominam o całym bożym świecie, a potem kończy się tak, jak się kończy.
Zmęczony wszedłem powoli po schodach, kierując się prosto do pokoju mojego panicza, który właśnie się w niej znajdował.
- Dzień dobry - Odezwałem się, uśmiechając przy tym łagodnie.
- Dla kogo dobry dla tego dobry - Odpowiedział, piorunując mnie swoim spojrzeniem. Oj był naprawdę bardzo zły.
- Zająłem się porządnie twoją sprawą i dostałem akta pozwalające ci opuścić rezydencję, zostałeś oczyszczony z zarzutów - Wytłumaczyłem, podając mu dokumenty.
<Paniczu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz