piątek, 26 stycznia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Obudziły mnie promienie słońca padające na moją twarz, co mnie zaniepokoiło. Kiedy szedłem do pracy, to słońce jeszcze nie przebijało się zza drzew. Więc czemu teraz się przebija...? Otworzyłem oczy i przerażony zauważyłem, że jestem spóźniony, i to o jakąś dobrą godzinę. Czemu Miki mnie nie obudził? Wstał, nie było go przy mnie, więc przy okazji mnie obudzić mógł. Przecież dobrze wiedział, że muszę chodzić do pracy, dla niego, i dla dzieci, i dla zwierzaków, muszę zarobić, aby mieli co jeść. 
Przerażony i w pośpiechu podniosłem się z łóżka, szybko przebierając się w jakieś ubrania. Nawet nie wiem, z co dokładnie złapałem, ale chyba należały one do mnie, nie do Mikiego, bo gdyby były Mikiego, to na pewno byłyby na mnie za małe. Chyba po dwóch minutach od otworzenia oczu byłem gotowy do wyjścia. Znaczy się, byłem w absolutnym nieładzie i chaosie, ale to taka trochę inna sprawa. 
- O, już się obudziłeś – usłyszałem głos Mikleo, kiedy tylko zbiegłem na dół, wprost do drzwi wyjściowych. 
- Już? Czemu nie zrobiłeś tego wcześniej? – burknąłem z pretensją, szybko zakładając buty na stopy. Musiałem się spieszyć, i to bardzo. A szczęście to tylko jedna godzina, a nie kilka, więc mam szansę to uratować. A chciałbym, bo pomimo, że trochę ta praca ciężka była, chciałbym ją dokończyć, niż szukać kolejnej, równie ciężkiej, no bo ktoś taki, jak ja, nadawał się tylko do pracy fizycznej. Nie mam żadnego wykształcenia, i jestem głupi, i też moje moce jakieś takie do niczego są, no i muszę korzystać ze swojej siły, bo tylko ona mi pozostała. 
- Budziłem cię. I to nie raz – odpowiedział mi, co mnie zaskoczyło. Budził? Ja nic takiego nie pamiętam. Obudziłem się przecież dwie... no, teraz już trzy minuty temu, po zdecydowanie za krótkim śnie. Nie było żadnego budzenia. Ani jeden raz, ani dwa, czy tam ile razy twierdził. Ale teraz nie miałem czasu na zastanawianie się nad tym. 
- Nie pamiętam. Dobra, lecę, do zobaczenia później – powiedziałem szybko, po czym musnąłem jego usta i wypadłem z domu, nim cokolwiek mi powiedział. A chyba coś mi chciał powiedzieć. Ale nie jestem pewien. 
Na szczęście z pracy mnie nie wyrzucili. Dostałem tylko małą reprymendę, że to nie powinno się więcej powtórzyć i takie tam. Naprawdę mi się upiekło. Nie mogę już więcej pozwolić, by to się powtórzyło. Muszę powiedzieć Mikiemu, że jak następnym razem nie będę chciał wstać, to ma mnie zrzucić z łóżka. Albo oblać wodą. Cokolwiek, byleby to było skuteczne. 
Mimo, że dzisiaj pracowałem godzinę mniej, bo przecież zaspałem, to do domu wróciłem taki trochę padnięty. I to chyba jeszcze bardziej, niż wczoraj. Jak to było w ogóle możliwe? Wczoraj więcej pracowałem i czułem się znacznie lepiej. Ja mam chyba jakiś problem ze sobą. Jak przekroczyłem próg domu, od razu przeszedłem do salonu, chcąc oczywiście zająć się dziećmi, ale jakoś tak... nie wiem, chyba troszkę nie kontaktowałem. 
- Sorey – usłyszałem, kiedy tak trochę przysypiało mi się na kanapie. Niechętnie otworzyłem oczy, patrząc na niego jak największą uwagą, jaką tylko w tamtej chwili mogłem mu poświęcić. A poświęciłem na niego cały swój zasób. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz