Mikleo mocno mnie zaskoczył tą informacją, i też jednocześnie zaniepokoił. Czemu nie powiedział mi o tym wcześniej? Co, jeżeli w następny weekend będę pracował? W końcu jak już się zgłaszałem, to już na samym początku chcieli, bym zaczął pracę. Pewnie jest duże zapotrzebowanie na drewno i chcą jak najbardziej wykorzystać wszystkich chętnych. Normalnie byłbym zadowolony, no bo im szybciej zarobię co nieco, tym szybciej będę wolny. A teraz... sam nie wiem. Miki chyba sobie beze mnie nie poradzi z trójką dzieci. Z dwójką jest już czasem ciężko samemu, dlatego po pracy będę oczywiście się zajmować dziećmi, jakbym nawet miał padać na twarz.
- Wiesz, kochanie, nie wiem, czy ja nie będę pracować w weekend – zacząłem ostrożnie, rozkładając talerze na stole, na które zaraz kolację będę nakładał. Albo Miki to zrobi, bo już kątem oka zauważyłem, jak chwyta za naczynia. No oczywiście, że musiał mi pomóc, nie byłby sobą, gdyby tego nie robił. Zaskoczony byłbym, gdyby mi nie pomagał, to dopiero byłoby dziwne.
- Mam nadzieję, że jednak uda ci się załatwić wolne – odpowiedział, na co lekko się skrzywiłem. Takie prace sezonowe, czy po prostu prace na chwilę charakteryzowały się tym, że wolnego było niewiele. Jak jeden dzień uda mi się wynegocjować, to będzie dobrze, ale cały weekend? To będzie niemożliwe.
- Na jeden dzień mi się uda, ale na trzy pod rząd? Nie nastawiałbym się na to – powiedziałem, zabierając od niego miskę z sałatką, która to dzisiaj była naszą kolacją. Znaczy, ich kolacją, bo ja kolacji nie jadam. Ja to w ogóle nic nie jadam. Tylko czasem, ale to i tak jest bardzo, bardzo, ale to bardzo rzadko.
- Cóż, jakoś sobie dam z nimi radę – odparł, ale nie brzmiał na zachwyconego. Gdyby dał mi znać troszkę wcześniej o tym, może coś jeszcze udałoby mi się ugrać, a tak? Tak już tak troszkę na to za późno.
- Hej, będę ci pomagał, jak tylko wrócę z pracy. I wtedy ty sobie troszkę odpoczniesz – odpowiedziałem, podchodząc do niego, by delikatnie go do siebie przytulić.
- Już widzę, jak będziesz miał na to siłę – mruknął niepocieszony, patrząc na mnie tym niezadowolonym wzrokiem.
- Oczywiście, że będę miał na to siłę, dla mojej rodziny zawsze mam czas – kontynuowałem, szczerząc się głupkowato, a po chwili pocałowałem go w policzek. – Pójdę po dzieciaki – dodałem, dalej się uśmiechając. Chyba trochę we mnie nie wierzył, ale ja już mu jutro udowodnię, że po całym dniu rąbania drewna będę miał siłę, by zająć się moimi kochanymi dziećmi. A Miki sobie tak troszkę przez ten czas odpocznie. I wszyscy będą szczęśliwi. Może poza mną, bo ja po takim dniu będę padnięty, ale jakoś przeżyję.
Tak więc zjedliśmy kolację, ja położyłem dzieci spać i po tym sam musiałem położyć się do łóżka. Tak nie do końca chciało mi się spać, w ten weekend naprawdę się wyspałem, w końcu niczym nie musząc się przejmować, no ale już jutro się to skończy, i to nie przez dzieci, ale przez pracę. Pierwsze takie dni będą najgorsze, ale coś mi się tak wydaje, że szybko się przyzwyczaję. Zawsze tak jest. Znaczy, nie do wcześniejszego wstawania, bo do tego się nigdy nie przyzwyczaję, ale do chodzenia zmęczonym; jak najbardziej.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz