poniedziałek, 27 grudnia 2021

Od Soreya CD Mikleo

Nie spodobał mi się ten pomysł ani trochę. Kochałem jego włosy, im dłuższe, tym lepsze. Były piękne, takie błyszczące, pachnące i miękkie, bardzo łatwo się poddawały i mogłem z nich tworzyć najróżniejsze cuda... nie pomijając oczywiście faktu, że w poranki takie jak ten mogłem się nimi bawić, kręcić wokół palca... no i także sam Miki wygląda cudownie w długich włosach. 
Nie mogłem jednak tak bardzo otwarcie powiedzieć, że nie chcę, aby skracał włosów, bo wtedy wbrew swojemu samopoczuciu tego nie zrobi. Nie chciałbym, aby czuł się źle we własnym ciele. To tylko moje głupie preferencje, Miki i tak dla mnie będzie najpiękniejszy czy to w krótkich, czy w długich włosach. 
- Jak dla mnie nic nie musisz zmieniać. Kocham każdą, nawet najmniejszą część twojego ciała – wymruczałem, chwytając delikatnie kilka jego pasemek i składając na nich delikatny pocałunek. 
- Och, czyli kochasz tylko moje ciało? – spytał, unosząc jedną brew, a z tonu jego głosu wyczułem, że się ze mną droczy. 
- Skądże. Twój charakter również uwielbiam, a najbardziej twoją złośliwość. Jest bardzo ujmująca i od razu skradła moje serce – wyszeptałem mu do ucha, by następnie ugryźć jego płatek. Nie za mocno, by nie zrobić mu krzywdy, ale też nie jakoś słabo, by jednak zaznaczyć swoją dominację. 
- Nic dziwnego, w końcu to mój największy atut, każdy mu ulega – zaśmiał się cicho, odgarniając kosmyki z mojego czoła. – Czyli mam rozumieć, że jesteś przeciw?
- Uwielbiam twoje włosy, są przecudowne, ale jeżeli bardzo chcesz je skrócić, nie będę cię powstrzymywał – wyjaśniłem, całując go w nos. Nie, żebym mógł go powstrzymać, nie mam żadnego prawa do tego. 
- No dobrze. Zostawię je. Ale pod jednym warunkiem. Od tej pory masz mnie czesać – słysząc jego straszny warunek, zaśmiałem się cicho. – Nie śmiej się. Wiesz, jak trudno mi nad nimi zapanować? 
- Wystarczy, że mi powiesz, jakiej fryzury pragniesz, a już ci ją zrobię – wyszczerzyłem się do niego, wsuwając dłoń pod jego koszulę. Znaczy, moją koszulę, ale była na jego ciele i wyglądała bardzo ładnie. A jego osoba jeszcze lepiej. 
Miałem ochotę na bardzo miłe spędzenie czasu. Fakt, dzisiaj w nocy Miki zapewnił mi troszeczkę atrakcji po tym, jak rankiem odmówił mi jakichkolwiek przyjemności, ale mi nadal było mało. Chociaż... może powinienem troszkę oszczędzać siły? W końcu niedługo będziemy starać się o dziecko i wątpię, by jeden raz wystarczył. Ale najpierw Miki musi się przygotować do tej roli i psychicznie, i fizycznie... szczerze, troszeczkę nie mogłem się tego doczekać. Mieć dziecko, które będzie miało cechy zarówno moje, i mojego ukochanego, chociaż jednak miałem cichą nadzieję, że jednak bardziej przypominałoby Mikleo, niż mnie. Taką małą córeczkę... znaczy, gdyby trafił nam się syn, nie narzekałbym, ale jednak jeżeli miałbym jakikolwiek wybór, wolałbym dziewczynkę. 
Nim zdążyło do czegokolwiek dojść, usłyszeliśmy kroki na korytarzu i w porę zdążyliśmy się od siebie odsunąć. Jak dobrze, że pokój Yuki’ego znajdował się na drugim końcu korytarza, więc mieliśmy czas na jakąkolwiek reakcję. Nim drzwi do naszego pokoju otworzyły się, Mikleo poprawił dyskretnie swoją – znaczy się moją – koszulę, a ja stałem przy szafie, wybierając ubranie na dzisiaj. Trochę żałowałem tej decyzji; mógłbym w tym momencie dokładać do kominka, w którym nawet węgielki się nie żarzyły. 
- W końcu wstaliście! – odezwał się zadowolony Yuki, wskakując na łóżko do mojego męża. – Ile można spać? Byłem już u was dwa razy. 
- Gdybyśmy poszli spać tak wcześnie, jak ty, już dawno bylibyśmy na nogach – odpowiedziałem, wyciągając z szafy koszulę wraz ze spodniami do niej pasującymi. 
- No to czemu nie spaliście w nocy? – dopytywał Yuki, przyglądając mi się z zainteresowaniem. 
- Bo ktoś przecież musiał posprzątać po wigilii – opowiedziałem wymijająco, czochrając jego włosy. – Głodny?
- Nie, chciałem się tylko spytać, czy mogę pójść do Emmy. 
- Nie jest na to za wcześnie? – spytał Mikleo, poprawiając jego kosmyki, które ja tak brzydko potargałem. 
- Jest prawie południe. To, że wy tak długo spaliście i wydaje się wam, że jest tak wcześnie, to już nie moja wina – bąknął, pusząc niezadowolony policzki. 
- Daj nam pięć minut. Ogarniemy się z mamą, zjemy coś, ustalimy, kiedy wrócisz... jestem pewien, że Emma ci nie ucieknie – trochę ostudziłem jego zapał.
- To wy się ogarniajcie, a ja pójdę zacząć przygotowywać wam śniadanie, by nie przedłużać – zaproponował i zaraz zniknął na dole. I pomyśleć, że podczas pełni to dziecko jest takie grzeczne i spokojne... całkowite przeciwieństwo mamy. 
- Mam jedno pytanie – odezwałem się, kiedy Yuki był wystarczająco daleko i nachyliłem się nad mężem. – Jesteś... szczęśliwy po wczorajszym dniu? – spytałem cicho i niepewnie, odrobinkę bojąc się jego odpowiedzi. Starałem się wczoraj, by wszystko było idealnie, ale jak zawsze musiałem coś sknocić; o mało nie pomyliły mi się dni. I nadal nie miałem pojęcia, czy prezent dla niego ode mnie się u spodobał, czy też nie. Po tym, jak dostałem prezent od niego, czułem się głupio; on daje mi podarunek ze znaczeniem, i to nie byle jakim, a ja mu po prostu ubranie. 

<Owieczko? c:> 

Od Shōyō CD Taiki

 Oczekiwanie na mojego ukochanego niemiłosiernie się dłużyło. Nie wiedziałem, co mam robić, by jakoś skrócić sobie ten czas. Najpierw zdecydowałem się na długą kąpiel w gorącej wodzie, by rozgrzać swoje ciało – jakbym to ja, nie Taiki, wskoczył całkiem niedawno do lodowatej wody – a później... cóż, robiłem wszystko, co mogłem. Leżałem trochę na łóżku, później z nudów zacząłem składać nasze ubrania, układać włosy, myśleć... następnym razem będę musiał wziąć książkę, czy coś innego. Albo mieć nadzieję, że już więcej nie będziemy musieli chodzić na takie wycieczki. Znaczy, wycieczki same w sobie są fajne, ale nie takie, gdzie Taiki musi szpiegować ludzi. 
W końcu jednak usłyszałem to zbawienne pukanie do drzwi. Niemalże natychmiast podniosłem się z łóżka i otworzyłem drzwi, nakładając na swoją twarz szeroki uśmiech. Wystarczyło jednak tylko jedno spojrzenie na mojego ukochanego by wiedzieć, że coś jest nie tak. Zmartwiłem się tym widokiem. Kiedy się żegnaliśmy, był całkiem zadowolony. Wpuściłem go do środka i na powrót zamknąłem drzwi, by przypadkiem nikt nam nie wszedł do pokoju. Taiki usiadł na łóżku, a ja doskonale wiedząc, czego potrzebuje, usiadłem na jego kolanach i przytuliłem się do niego. Nie musiałem długo czekać na jego odpowiedź; niemalże od razu poczułem, jak wsuwa swój nos w moje włosy i kładzie swoje dłonie na moich biodrach, mocno mnie do siebie przytulając. Zacząłem gładzić go uspokajająco po plecach, nic nie mówiąc i dając mu czas na zebranie myśli. Jak będzie chciał, to mi powie, a jak nie... no to nie. To była wyjątkowa sprawa, bo dosłownie wagi państwowej, dlatego zrozumiem, jeżeli będzie chciał zachować to wszystko dla siebie. Najważniejsze było dla mnie jego bezpieczeństwo, o które on nie za bardzo dbał. 
- Już ci lepiej? – spytałem cichutko po kilku dobrych minutach ciszy. 
- Zdecydowanie – wyszeptał, całując mnie policzek. – Nie wiem, co zrobić. Faktycznie jest tu ktoś, kto chce skrzywdzić króla. Ktoś, komu król odebrał rodzinę tylko dlatego, ze ten był wygnańcem. Dodatkowo, ten ktoś tak jakby zaoferował mi pomoc w jego zabiciu. 
- Dlaczego ktoś miałby oferować ci pomoc w zamordowaniu króla? – spytałem po chwili, kiedy sam to wszystko przetrawiłem. 
- Bo by odsunąć od siebie podejrzenia, że jestem szpiegiem, okłamałem go, że szukam kogoś do pomocy w zamachu. Nie sądziłem, że w to uwierzy, myślałem, że prędzej odbierze to jako żart. 
- Och, Taiki... w co ty się wpakowałeś? – wyszeptałem, gładząc go po policzku. W tym momencie mógłbym powiedzieć „a nie mówiłem”, ale to byłby cios poniżej pasa. W tym momencie potrzebuje pocieszenia, dobrej rady, a nie dobijania. Z jednej strony ma króla, z drugiej strony osobę, z którą mógłby się utożsamić i podzielić podobny los. W końcu, i on jest wygnańcem i przez samo to mógłby stracić rodzinę... 
- Miałeś rację z tym, że nie powinienem pracować u króla. A teraz mam za swoje – westchnął cicho, po czym ucałował mnie w czoło. 
- Tylko, że miałeś pracować jako jego strażnik, a nie jego szpieg. Skąd mogłeś wiedzieć, że tak to się potoczy – próbowałem go pocieszać mimo tego, że to była tak troszeczkę beznadziejna sytuacja. 
- Co mam teraz zrobić? – tego pytania obawiałem się najbardziej. To jest zbyt trudny temat, bym tak po prostu powiedział mu, co ma zrobić. 
- Wiesz... ja nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą do tego, by ci mówić, co masz robić. Sam ledwo się odnajduję w tej sytuacji. Przepraszam – wyszeptałem, uśmiechając się smutno. Jestem beznadziejnym narzeczonym, i będę jeszcze bardziej beznadziejnym mężem. Powinienem mu coś doradzić, powiedzieć, ale nie potrafię wskazać mu kierunku, który powinien obrać. Zabójstwo króla nie jest dobrym rozwiązaniem, ale skazanie grupy ludzi na śmierć tylko za to, że ich bliskim był wygnaniec... w pełni rozumiałem chęć zemsty tej osoby. 
- Nie przepraszaj, nie masz za co. Prześpię się, przemyślę wszystko i podejmę decyzję. A teraz... chyba obiecałem ci wrócić z obiadem, prawda? – zmienił sprytnie temat, uśmiechając się do mnie delikatnie. 
- Nie martw się, jakoś przeżyję. Teraz ty jesteś ważniejszy – powiedziałem, martwiąc się o niego. Mój brzuch jednak sprzeciwił się temu pomysłowi, wydając z siebie głośne burczenie. 
- A jeszcze ważniejszy jest twój głodny brzuch – odpowiedział, chwytając moją dłoń i całując jej wierzch. Czyli chyba już zostało to przesądzone... jakaś część mnie bardzo się z tego cieszyła, ponieważ naprawdę byłem głodny. 

***

Nie byłem pewien, co obudziło mnie w środku nocy; przeraźliwy chłód, czy może brak mojego partnera obok. Rozejrzałem się niepewnie po pokoju, dopiero po chwili dostrzegając Taiki’ego, który stał przy otwartym oknie. Mimo, że jeszcze kilka godzin temu starał się uśmiechać i śmiać widziałem, że troszkę się do tego zmuszał. Ta sprawa naprawdę nim wstrząsnęła... martwiłem się o niego. Niewiele myśląc wyszedłem spod kołdry i nie przejmując się tym, że mam na sobie tylko i wyłącznie odrobinkę za dużą koszulę, podszedłem bezszelestnie do mojego ukochanego i przytuliłem się do jego pleców. 
- Wybacz, że cię obudziłem. Po prostu... chciałem troszkę pomyśleć – odezwał się, kładąc swoje ręce na moich dłoniach. 
- Nic się nie stało. Uważaj, żeby się nie przeziębić – poprosiłem, opierając policzek o jego plecy. 
- Ze mną będzie wszystko w porządku, lepiej uważaj na siebie. Połóż się do łóżka, bo zaraz zmarzniesz, a ja zaraz wrócę – odpowiedział, jak zwykle za bardzo się o mnie martwiąc i za mało myśląc o sobie. 
- Przepraszam, że nie potrafię ci doradzić. Chyba nie jestem dla ciebie najlepszym partnerem – powiedziałem cichutko, czując się z tym faktem bardzo źle. Każdy wybór niósł za sobą duże konsekwencje, które mogą zagrażać jego życiu. Pomoże królowi, to na pewno narazi się drugiej, pokrzywdzonej stronie. Z innej strony zdrada króla nigdy nie wydaje się być rozsądnym posunięciem, wystarczy jeden rozkaz i może całkowicie zniszczyć życie Taiki’emu... Czemu on zawsze musi pakować się w takie dziwne rzeczy? Oby tylko wyszedł z tej sytuacji cało. 

<Taiki? c:>

sobota, 25 grudnia 2021

Od Mikleo CD Soreya

Kiwając głową, zaciągnąłem go do kuchni, gdzie wydałem mu polecenie co i jak ma zrobić, by nie zrobić sobie krzywdy ani przypadkowo nic nie zepsuć, nie żebym od razu w niego nie wierzył, wolałem jednak go uprzedzić, aby na święta nie musieć się martwić z powodu nie daj borze odciętych palców, wierzę w jego umiejętności, ale wolę być przezorny w razie co zawsze lepiej dmuchać na zimno.
Mój mąż poradził sobie świetnie, a ja tak w niego nie do końca wierzyłem, trochę było mi głupio, mimo że z drugiej strony wiedziałem, jak to wygląda z jego gotowaniem, na szczęście tym razem poradził sobie doskonale, dzięki czemu nie wszystko było na mojej głowie, jednak organizowanie świąt jest trudniejsze, niż na początku mi się wydawało, podziwiam królową, która rok w rok potrafiła mieć nowe pomysły i chęci na święta z tą różnicą, że jej przygotowuje wszystko służba.
Przygotowując ostatnie świąteczne potrawy, które musiały znaleźć się na stole, rozmawialiśmy, śmiejąc się z żartów, które wplataliśmy między nasze rozmowy, ciesząc się spokojnym dniem, który w moich oczach był już idealny, Yuki z wielką chęcią pomagał nam, stawiając lekkie rzeczy na stole, ucząc się trochę, jak powinny wyglądać udane święta.
Przygotowywanie wszystkich potraf, zajęło nam trochę czasu, dlatego dopiero kilka minut przed piątą mogliśmy złożyć sobie życzenia i usiąść przy stole spożywając wspólnie świąteczny posiłek, który spożywałem nawet ja z rodziną, są w końcu święta, mogę się poświęcić..
- Mamo, Tato, możemy już odpakować prezenty? - Mały Yuki po zjedzeniu swojego posiłku już chciał oglądać prezenty, nie chcąc nam dać zjeść do końca.
- Yuki zaczekaj, zjemy - Sorey trochę go przystopował, co podziałało tylko na chwilę, nim chłopiec znów zaczął dopytywać, kiedy zjemy i kiedy on wreszcie będzie mógł otworzyć swoje prezenty. W takim wypadku nie mając już wyjścia, zgodziliśmy się na rozpakowanie prezentów, nie chcąc, aby nasz syn musiał jeszcze dłużej czekać.
Yuki za naszą zgodą z wielką radością i przyjemnością zabrał się za rozpakowywanie prezentów, najbardziej ciesząc się z broni, oby tylko nic sobie nie zrobił, nie wspominając już o tym, że mógłby zrobić krzywdę komuś innemu.
Chłopiec rozdał i nam prezenty od siebie też coś dając, a mianowicie ręcznie zrobione amulety mające przynieść nam szczęście, czyżby nasz syn nauczył się takich rzeczy od Emmy? Bardzo nam z tego powodu miło skromny prezent, ale od serca więcej nam nie trzeba.
Oboje bardzo zadowoleni podziękowaliśmy chłopcu, który bardzo się z tego powodu ucieszył, wracając do zabawy mieczem, dając nam chwilę dla siebie, byśmy wymienili się prezentami i wspólnie je otworzyli. Osobiście byłem bardzo zadowolony z ubrań, jak ostatnio wspólnie zauważyliśmy, nie mam ich za dużo, a coś jednak przydałoby się, aby nie chodzić w jednym i tym samym. Sorey natomiast od razu założył swój naszyjnik, uśmiechając się do mnie ciepło w podzięce.
Ten dzień był naprawdę cudowny, cały dzień spędziliśmy razem rodzinie, rozmawiając, śmiejąc się i nie przejmując nikim ani niczym ciesząc się tymi cudownymi chwilami, wieczorem kładąc syna spać, mając trochę czasu dla siebie.
Z tego też powodu wykąpany i ubrany tylko w koszulę męża przyszedłem do sypialni, odkrywając to i tamto, by bez słów zaprosić go do zabawy. Nadrabiając to, czego nie chciałem dać mu rano, by późną nocą paść ze zmęczenia w ramionach ukochanej osoby.
Rano, gdy otworzyłem oczy, zorientowałem się, że jest późno, nawet bardzo późno jak dla mnie a mimo to nie chciało mi się wstać, by zrobić cokolwiek, dobrze mi było, tak jak jest. Nie wstając z łóżka, a i po co, zacząłem bawić się moimi długimi rozpuszczonymi włosami, na których skupiłem całą swoją uwagę, nim mój mąż obudził mnie słodkim pocałunkiem.
- Jak miło mieć cię w łóżku, gdy się budzę - Wymruczał, wtulając się w moje ciało, w palcach bawiąc się moimi włosami.
- Są święta, nie mógłbym być nie miły - Odparłem, troszeczkę złośliwie łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, odsuwając włosy, które troszeczkę mi przeszkadzały. - Wiesz, nad czymś się zastawiam? - Zacząłem, całkowicie zmieniając temat.
- Nad czym? - Spytał, zaciekawiony uważnie mi się przyglądając.
- Nad ścięciem włosów tak, sam nie wiem do ramion może do łopatek - Zacząłem, patrząc na twarz mojego męża.
- Dlaczego chcesz to zrobić? - Zaskoczony zamrugał oczami, chcąc zrozumieć, dlaczego chcę to zrobić.
- Sam nie wiem, tak zastanawiałem się nad jakąś zmianą - Wyznałem, oczywiście nie muszę tego robić, nie muszę obcinać włosów, tak tylko zapytałem, by dowiedzieć się co o tym wszystkim myśli mój mąż, mimo wszystko, jeśli zechce, to dla niego zostawię długie włosy, to znaczy, to nie tak, że sam nie chcę mieć długich włosów, bo chcę. Nie wiem tylko, czy mój mąż będzie miał cały czas cierpliwość i siłę, by je układać, gdy ja, cóż umiem zrobić tylko koka lub kuca, z czego ten drugi często i tak mi przeszkadza.

<Pasterzyku? C:>

Od Taiki CD Shōyō

 Kiwnąłem głową, doskonale go rozumiejąc, no nie ma chłopak szczęścia, gdy nie jestem przy nim, oby tylko nic złego się nie stało i tym razem, gdy mnie nie będzie, tu w gospodzie jest bezpiecznie, więc nie muszę się chyba o niego martwić.
- Wrócę najszybciej jak się tylko da - Obiecałem, pozostawiając mojego ukochanego narzeczonego, samego w pokoju nie martwiąc się o jego bezpieczeństwo, tu nic mu nie grozi, wszystko będzie dobrze, ja skupię się na pracy, a on odpocznie spokojnie w pokoju gdzie nikt ani nic mu nie zagrozi.
Obserwowanie ludzi, przyglądanie się im i rozmowa z nimi jeszcze nigdy nie była aż tak trudna, jak dziś, o dziwo nie czułem się dziś za dobrze, szpiegując tych biednych ludzi, oni nic mi złego nie zrobili i jak na razie nic złego o królu nie powiedzieli, ale jeśli to zrobią co wtedy? Mam wrócić do króla i powiedzieć mu to? Wolałbym tego nie robić to fantastyczni ludzie przynajmniej w moich oczach, nie rozumiem, dlaczego król w stosunku do nich pała taką niepewnością, czyżby coś o nich usłyszał lub dowiedział się, że coś knują? Nie wiem, jak na razie wszystko jest w porządku i nikt nie planuje zamachu na króla.
Wracając już do gospody z brakiem jakichkolwiek negatywnych informacji na temat króla, zaczepił mnie jeden chłopak, wysoki prawie że mojego wzrostu, kruczoczarne włosy i takiego samego koloru miał też oczy, przyglądając mi się uważnie, zapytał.
- Jesteś szpiegiem? Wypytujesz coś za bardzo o króla - Zaczął, swoim wyjątkowo oschłym głosem, tego gościa to na pewno nikt tu nie lub, lub to on nikogo nie lubi.
- Nie, nie szpieguję nikogo, poszukuję informacji - Wyznałem, nie spuszczając oczu z twarzy nieznajomego.
- Więc szpiegujesz, po co ci to? - Twardo trzymał swojego, chcąc wyciągnąć ze mnie jak najwięcej informacji, czyżby i on był szpiegiem? To dopiero byłoby ciekawe.
- Nie, nie szpieguję, planuje zamach na króla i szukam odpowiednich do tego ludzi - Skłamałem, musząc jakoś odsunąć od siebie podejrzenia, nie chcę zostać spalonym, dopóki nie nazbieram najpotrzebniejszych informacji, z którymi wrócę do króla.
Chłopak uśmiechnął się nagle, karząc mi iść za sobą, to było dziwne i lekko niepokojące a mimo to poszedłem za nim, aby dowiedzieć się, co kombinuje, za tym musi się coś kryć, tylko ja nie mam pojęcia co, oby tylko nie chciał mi nic zrobić, no bić to się raczej z nim nie chce, nie żebym nie wygrał, po prostu nie chce mu nic zrobić i tyle.
- Od dawna staram się dowiedzieć jak najwięcej o królu, co lubi, czego nie lubi, gdzie przebywa w wolnym czasie a wszystko to po to, by go zabić - Zaczął, mówiąc to do mnie tak, jakbyśmy znali się od lat, czyżby mi uwierzył? Niesamowite ja sam raczej bym sobie nie uwierzył. Myślałem, że nie jestem najlepszym kłamcą, a jednak chyba dobrze mi to wychodzi.
- Dlaczego? - Musiałem wiedzieć, on musiał mieć powód, na pewno coś się za tym kryło tylko co, zapewne zaraz mi powie.
- Odebrał mi wszystko, rodziców, żonę i dziecko i za to mi zapłaci - W tej chwili zamarłem, król zrobił coś złego jego rodzinie? Tylko dlaczego?
- Dlaczego ci to zrobił? - Spytałem, zaczynając czuć się naprawdę źle, król jest jednak tym złym? Rany tego bym nie podejrzewał. Tylko dlaczego co ten człowiek mu uczynił?
- Jestem wygnańcem tak jak ty, król się o tym dowiedział i gdy nie było mnie w domu, nasłał swoich ludzi, by zabić moich bliskich, a to wszystko tylko dlatego, że nienawidzi wygnańców - Gdy to powiedział, zrobiło mi się gorąco, nigdy nie podejrzewałem, że nasz pan mógłby uczynić coś takiego, to prawda nienawidzi, wygnańców jednakże to był powód, by ich zabijać? To podłe i coraz mniej zaczyna mi się to wszystko podobać.
Z którego mężczyzną imienia nie poznałem, zamieniłem kilka zdań, nim musiałem zakończy tą rozmowę, obiecując, że wrócę później, w tej chwili musiałem sobie wszystko przemyśleć, porozmawiać z moimi narzeczonym i zastanowić się co zrobić dalej mam wydać tego chłopaka czy nie, co mam teraz zrobić, ta misja chyba za bardzo przewyższyła moje oczekiwania, nie chce już nigdy więcej znaleźć się w tej samej sytuacji to zbyt trudne nie wiedzieć, po której stronie stanąć.

<Karocia? C:>

piątek, 24 grudnia 2021

Od Soreya CD Mikleo

Kiedy otworzyłem oczy, nikogo przy mnie nie było. Czy Miki już wstał...? Nie za wcześnie na takie rzeczy przypadkiem? Mógłby chociaż raz na jakiś czas poleżeć ze mną dłużej. Przyjemnie było obudzić się u boku osoby, którą kocha się nad życie i móc patrzeć, jak śpi. Wygląda wtedy tak spokojnie i pięknie... Mógłbym tak na niego patrzeć godzinami. 
Z niechęcią podniosłem się z łóżka, delikatnie trzęsąc się z zimna. Ogień w kominku już dawno wygasł, więc nic dziwnego, że jest zimno. Poprawiłem swoje włosy i jeszcze mocno zaspany zszedłem na dół. Zdecydowanie położyłbym się jeszcze na chwilę i gdyby tylko mój ukochany mąż leżał przy mnie, na pewno jeszcze na moment zamknąłbym oczy. Ale skoro jego nie ma, to nie ma sensu, i tak nie potrafiłbym bez niego zasnąć. 
Szybko znalazłem mojego ukochanego w kuchni. W cudownie ciepłej i pachnącej kuchni. Moja mała owieczka właśnie gotowała, nucąc coś cicho pod nosem. Najwidoczniej był w bardzo dobrym humorze. To, co mnie dziwiło najbardziej to to, że jeszcze coś przygotowuje. Przecież wczoraj coś razem gotowaliśmy i myślałem, że to wystarczy. Będziemy przecież tylko my, a jadł głównie tylko ja. Podszedłem do niego i niewiele myśląc przytuliłem się do jego pleców, wtulając nos w jego włosy, które tak cudownie pachniały. 
- Czemu nie zastałem cię dzisiaj w łóżku? – spytałem, całując go w kark. 
- Bo ktoś musi przygotować dla was jedzenie – odpowiedział, a ja wyczułem, jak uśmiecha się delikatnie. 
- Mogliśmy razem zacząć ten dzień. I byłoby jeszcze bardziej przyjemnie – wymruczałem mu do ucha, wsuwając swoje ręce pod jego koszulę. Było jeszcze bardzo wcześnie, więc Yuki na pewno jeszcze śpi i będzie jeszcze długo spał, możemy więc skorzystać z wolnej chwili...
Zaraz jednak poczułem, jak Mikleo uderza mnie po dłoniach. Chyba jednak nie skorzystamy. Posłusznie wycofałem ręce, chociaż nie byłem z tego za bardzo zadowolony. Ten poranek mógłby być jeszcze lepszy, czemu Miki musi mnie tak karać? 
- Skoro masz tak dużo energii, to możesz się ubrać i trochę mi pomóc. Jest wiele rzeczy do ogarnięcia do wigilii. 
Wigilia... na moment zamarłem. To już dzisiaj...? Ale że już? Tak szybko? Byłem przekonany, że to dopiero jutro. Ostatnio kompletnie tracę poczucie czasu. W takim razie kompletnie się nie dziwię, że Miki wstał tak wcześnie, ale nadal uważam, że mimo wszystko powinien mnie obudzić, bym mógł mu pomagać już od samego rana. Mój boże, ja naprawdę jestem beznadziejny. Chciałem zapewnić mojemu mężowi jak najlepsze święta, a tymczasem o mało o nich nie zapomniałem. Znaczy, w sumie to zapomniałem. Tytuł najbardziej zidiociałego męża roku powinien należeć do mnie, zdecydowanie. 
- Zapomniałeś? – spytał, a w jego głosie wyczułem rozbawienie. Tyle dobrego, że go to bawi, a nie jest na mnie zły. Ostatnie, czego teraz chciałem, to aby się przeze mnie zdenerwował. 
- Nie. Daj mi moment, ogarnę się i wrócę ci pomóc – powiedziałem wymijająco, całując go w policzek. Ja wiedziałem, że on wiedział, ale dalej wolałem grać głupa. W końcu, w tym jestem najlepszy i nikt mi tego nie może odmówić. 
Wróciłem na chwilę do pokoju, by się przebrać, ogarnąć włosy i zanieść na dół prezenty. Nie przygotowałem nic wielkiego w tym roku z bardzo prostego powodu; nie miałem za bardzo pomysłu na prezenty, przynajmniej dla mojego męża. Inspirując się naszą rozmową o tym, że Mikleo ma bardzo mało ubrań, kupiłem mu skromny komplecik, białą koszulę z niebieskimi zdobieniami oraz równie białe spodnie. A Yuki’emu sprezentowałem ceremonialny miecz, czyli taki sam, jakim ja posługiwałem się, kiedy byłem w jego wieku, więc krzywdy sobie nie zrobi. Jak ja byłem głupkiem i krzywdy sobie czymś takim nie zrobiłem. Robiłem sobie krzywdę na inne sposoby. Dlaczego ja jeszcze żyję... ano tak, Miki zawsze przy mnie był i pilnował, bym przeżył. 
- Ten miecz to dla kogo niby jest? – słysząc głos Mikleo, który nie był za bardzo zadowolony, zatrzymałem się w półkroku w drodze do choinki. 
- Dla Yuki’ego, oczywiście – powiedziałem szczerze, nie widząc powodu, dlaczego miałbym kłamać. 
- Chcesz dać dziecku miecz? – po tonie jego głosu wywnioskowałem, że nie podobał mu się ten pomysł. 
- To nie jest taki normalny miecz, tylko ceremonialny, dokładnie ten sam, którego ja używałem, kiedy byliśmy dziećmi. Jest tępy i najwyżej, co może zrobić inny, to nabić kilka siniaków. I jak się bardzo postara, to może jeszcze wydłubać oko, ale skoro mnie to się nie zdarzyło, to jemu tym bardziej – wyjaśniłem, chcąc go uspokoić. Muszę przyznać, nie za bardzo rozumiałem jego obaw. To dosłownie był miecz, który miał jedynie ładnie wyglądać, a nie służyć do zabijania ludzi. Idealny do nauki, a Yuki wydaje się być odrobinkę tym zainteresowany. Moglibyśmy także uczyć się razem walczyć; ja mógłbym w końcu wyćwiczyć lewą rękę, by w jakikolwiek sposób bronić mojej rodziny. Tak czy inaczej, prezent idealny. – Nie przejmuj się prezentem dla Yuki’ego, tylko powiedz mi, w czym mam ci jeszcze pomóc – powiedziałem, odkładając prezenty na ich miejsce. Do ich rozdania jeszcze trochę czasu, a tymczasem musimy przygotować wszystko do wigilii, nie mógłbym zostawić wszystko na barkach mojego ukochanego anioła. 

<Owieczko? c:> 

Od Shōyō CD Taiki

 Bez wahania chwyciłem jego dłoń, uśmiechając się do niego delikatnie. Zdecydowanie wolałbym spędzić z nim jeszcze trochę czasu, jego zdecydowanie nie będzie mi za mało. Gdyby tylko nie ta praca... ale lepiej, by porządnie wykonał swoje zadanie, niż aby król później miał się na niego denerwować. Ja sobie jakoś przez ten czas jakoś poradzę. Posiedzę sobie w gospodzie i porobię... rzeczy. To brzmi bardzo interesująco. 
Kiedy moja rozgrzana dłoń dotknęła dłoni Taiki’ego, która była lodowata i jeszcze lekko mokra, zadrżałem. Zdecydowanie w tej chwili przeszła mi jakakolwiek ochota na przytulenie się do niego. Zachciało mu się pływać na początku wiosny... kto tak właściwie pływa o takiej porze roku? Gdyby chociaż było jakoś specjalnie ciepło, ale nie, było całkiem... normalnie. A przynajmniej dla mnie, bardzo cieszyłem się z tego, że zdecydowałem się na założenie tego golfa. Mimo wszystko mnie było jeszcze zimno i już się nie mogę doczekać lata. Stęskniłem się troszkę za upałami. 
- Mogłeś się chociaż trochę rozgrzać – bąknąłem mając wrażenie, że cały ten chłód z jego ciała przechodzi także na mnie. 
- Mnie tam jest ciepło – uśmiechnął się do mnie szeroko, nie widząc w tym żadnego problemu. Jak to nie jest mu zimno, skoro on jest cały zimny...? Wszystkie smoki są takie dziwne, czy tylko mój ukochany? 
Cóż, przynajmniej przez jakiś czas mogłem sobie popodziwiać ładne widoki. Ten przywilej akurat bardzo mi się podobał, dobrze, że teraz te widoki mogę podziwiać tylko i wyłącznie ja. Miałem tę świadomość, że nie byłem jedynym, który dostąpił tego zaszczytu, ale jakoś nie za bardzo się tym przejmowałem. Co najwyżej byłem ciekaw, ile osób Taiki miał przede mną. I czy ktoś szczególny zapadł mu w pamięć. I jeżeli tak, to dlaczego. Nie wiedziałem, czy to była zwyczajna lisia ciekawość czy też może cos było ze mną nie tak – bardziej skłaniałem się do tej drugiej opcji – dlatego też nie zadawałem mu tego pytania. Odkąd Taiki zaproponował, byśmy zajęli się przygotowaniem do ślubu, trochę częściej się nad tym zastanawiałem. Dlaczego, spośród tylu osób, Taiki wybrał akurat mnie? Jest perfekcyjny zarówno jeżeli chodzi o wygląd, jak i charakter. A ja jestem... cóż po prostu jestem. Chyba nie mam za wiele do zaoferowania. 
- Mam nadzieję, że przez tę głupią kąpiel się nie przeziębisz – burknąłem, nadal mocno się o niego martwiąc. On się może z tego śmiać, ale ja naprawdę miałem wobec tego złe przeczucia. Gdybym ja zażył takiej kąpieli, najpewniej nabawiłbym się zapalenia płuc albo czegoś równie złego. Taiki’ego pewnie to nie czeka, on ma zdecydowanie większą odporność ode mnie. 
- Nie przeziębię się, a wręcz przeciwnie. Będę jeszcze bardziej zdrowy – mówiąc to, wypiął z dumą pierś. 
- Jestem pewien, że jutro obudzisz się z katarem. Albo z kaszlem. Jak nie z jednym i drugim – prychnąłem cicho, poprawiając kołnierzyk swojego cudownie ciepłego golfiku. Jak dobrze, że go nie posłuchałem i jednak założyłem coś cieplejszego niż zwykła koszula. 
- Skoro tak, to może się założymy? – słysząc jego propozycję zmarszczyłem brwi i dałem mu znać, by kontynuował. – Jeżeli jutro będę czuł się choć odrobinkę gorzej i jakiś z tych symptomów, które wcześniej wymieniłeś, pojawi się u mnie, to spełnię jedno z twoich życzeń bez żadnego gadania. I ty spełnisz moje życzenie, jeżeli to ja będę miał rację. 
- To trochę bez sensu. Nie mam pomysłu, co mógłbym sobie życzyć od ciebie. No i też sam zrobiłbym dla ciebie wszystko – odpowiedziałem, nie widząc w tym większego sensu. Do tej pory zrobiłem dla niego wszystko, o co kiedyś nawet bym siebie nie podejrzewał. 
- Jestem przekonany, że znalazłbym kilka rzeczy, przed którymi normalnie byś się wzbraniał – zauważając w jego oku ten dziwny błysk, zaniepokoiłem się nieco. Co mu chodziło po głowie? Nie byłem pewien, czy chciałem to wiedzieć. 
- Skoro ten zakład poprawi ci humor, no to dobrze, przystaję na niego – odpowiedziałem, nie za bardzo będąc co do niego przekonany. Wygram, czy przegram, dla mnie to nie ma większego znaczenia. 
- Żebyś tylko później nie żałował – czy on próbował mnie nastraszyć? Cóż, jeżeli tak, to nie za bardzo mu się udało. 
Przez całą drogę do gospody ciągle się droczyliśmy, bardzo miło spędzając ze sobą czas. Czemu nie mogło być tak zawsze...? To był bardzo miły sposób na spędzanie czasu. Jednak to, co dobre szybko się kończy i w końcu Taiki doprowadził mnie do gospody. Dobrze, że nie kazał mi wrócić tutaj samemu, bo na pewno nie dałbym sobie rady i pewnie bym się tutaj zgubił. 
- Postaram się wrócić do ciebie z obiadem, ale jakby mi coś długo zajęło i wziął cię głód, to możesz sobie coś kupić – powiedział, podając mi klucz do naszego pokoju oraz sakiewkę z monetami. – I jak by ci się bardzo nudziło, możesz trochę pozwiedzać, nie musisz siedzieć cały czas w pokoju. 
- Chyba wolałbym nigdzie się bez ciebie nie ruszać. Już dwukrotnie przekonałem się, że nie kończy się to dla mnie za dobrze – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego delikatnie. Za pierwszym razem zostałem uprowadzony przez Nadię, za drugim miałem zostać sprzedany jako niewolnik i szczerze, troszkę boję się, co mogłoby się stać za trzecim razem. – Wracaj szybko i uważaj na siebie – dodałem, stając na palcach i całując go w policzek. Jak dobrze, że jednak urosłem, jeszcze rok temu stając na palcach najpewniej dosięgnąłbym najwyżej linii jego żuchwy. Bycie wyższym jednak ma swoje dobre strony.

<Taiki? c:>

czwartek, 23 grudnia 2021

Od Mikleo CD Soreya

Wzrokiem odprowadziłem męża do drzwi, stojąc w bezruchu jeszcze kilka dłuższych chwil, nim zorientowałem się, że go już nie ma. Po naszej rozmowie naprawdę miałem niemałą zagwozdkę co zrobić by I mój mąż w te święta był szczęśliwy, ale nie dlatego, że szczęśliwy jestem ja, bo to nie ma najmniejszego sensu, to znaczy dla niego na pewno jakiś ma szkoda tylko, że ja go nie rozumiem.
Wzdychając ciężko, cały czas myśląc o naszej rozmowie, sprawdziłem czy aby w kuchni było na pewno czysto, gasząc w niej światło po upewnieniu się, że tak jest.
- Co robisz Yuki? - Widząc syna stojącego przy oknie, musiałem zwrócić na niego uwagę, aby zrozumieć, dlaczego tak uważnie wpatrując się w widok za oknem, coś tam było? A może martwił się o tatę i Emme, niepotrzebnie nic im przecież nie grozi, zresztą, gdyby nawet tak było, nasz pakt pozwoliłby mi to poczuć, a skoro nic nie czuję, nie ma się o co martwić.
- Czekam na tatę, chcę być pewny, że nie stało się nic ani jemu, ani Emmie - Wyznał, na chwilę odwracając głowę w moją stronę, by już po chwili znów wpatrując się w otoczenie znajdujące się za oknem..
- Skarbie tata sobie świetnie poradzi, a ty chyba powinieneś iść już spać. Widzę, że jesteś zmęczony - Podszedłem do dziecka, kładąc dłonie na jego ramionach.
- Nie jestem śpiący - Gdy to powiedział, w tym samym momencie ziewnął cicho, zakrywając dłonią usta.
- Właśnie widzę, chodź, umyjesz się, a w międzyczasie przyjdzie już tato co ty na to? - Chłopiec pokiwał głową, skłaniając się ku mojej propozycji, idąc grzecznie do łazienki, w tym czasie ja usiadłem na kanapie, wpatrując się w choinkę, która wyglądała cudownie, to znaczy w moich oczach była idealna i właśnie to uszczęśliwiało mnie najbardziej w tym wszystkim miałem tylko jeden problem, co zrobić, aby mój mąż również był szczęśliwy w te święta, niby chcę, bym to ja był szczęśliwy by i on szczęśliwy był, ale nie tak chyba powinno to wyglądać, szczęśliwy powinien być, bo uszczęśliwiają go święta, a nie dlatego, że ja jestem szczęśliwy.
Zamyślony nie zorientowałem się, nawet kiedy to do domu wrócił mój biedny zmarznięty mąż.
- Już jesteś - Zadowolony wstałem z kanapy, gdy tylko dostrzegłem męża, podchodząc do niego, by ucałować jego usta. - Mama Emmy była zła? - Dopytałem, tak z czystej ciekawości chcąc więcej, czy wszystko było w porządku, a mama Emmy niepotrzebnie się nie denerwowała.
- Nie, wręcz przeciwnie ucieszyła się, że jej córka była pod dobrą opieką - Wyznał, zdejmując kurtkę z ciała, ocierając o siebie ręce, by rozgrzać ciało.
- Herbata? - W odpowiedzi na moje pytanie Sorey kiwnął energicznie głową, co mi w zupełności wystarczyło, bym od razu skierował swoje kroki w stronę kuchni, przygotowując ciepły napój dla męża, który mimo wypicia go wciąż nie mógł się rozgrzać, z tego właśnie powodu wygoniłem go do bali, gdzie mógł się rozgrzać i nacieszyć ciszą i spokojem, to samo zrobiłem ja, gdy tylko znalazłem się w sypialni, gdzie przyjemnie żarzył się kominek, położyłem się do łóżka, czekając na męża, na którego koniec końców się nie doczekałem, zasypiając otulony miękkością i ciepełkiem wokół.

Czas do świąt upływał nam całkiem spokojnie, powoli przygotowywaliśmy się do świąt, dużo o nich rozmawiając, chcąc, aby te święta były naprawdę wyjątkowe, a rozmowa bardzo nam w tym może pomóc.
W wigilijny poranek wstałem jako pierwszy, aby przygotować ostatnie najważniejsze rzeczy na święta, na przykład schowałem pod choinką prezenty dla moich bliskich, dla syna przygotowałem w prezencie ładny świąteczny sweterek, gdy dla męża naszyjnik z symbolem Ying a dla siebie Yang, nic wielkiego, ale dla mnie miało wielkie znaczenie wiecznej miłości.
Zadowolony z przygotowanych i ułożonych prezentów zabrałem się za przygotowanie potraw świątecznych nim mój mąż i syn wstaną, trochę czasu zajmie mi krojenie dlatego im szybciej się za to zabiorę, tym lepiej, nie chcę w końcu spędzić całego dnia w kuchni, gdy czeka nas wspaniały świąteczny czas.

<Pasterzyku? C:>

Od Taiki CD Shōyō

Zaśmiałem się cicho po usłyszeniu jego wypowiedzi, byłem smokiem, nie chorowałem, to znaczy jak każdy człowiek mogłem zachorować, jednakże zdarza się to w moim przypadku naprawdę bardzo, ale to bardzo rzadko. W swoim życiu zachorowałem może z trzy lub cztery razy, nie pamiętam, wiem jednak, że nie było tego dużo i raczej nie będzie, a wszystko to zawdzięczam mojej rasie nie tylko to ale innych rzeczy wymieniać nie będę.
- Spokojnie, jakoś sobie poradzę, jeśli ty nie będziesz chciał mi pomóc - Wyznałem, uśmiechając się do niego szeroko, nie ukrywając swojego rozbawienia nie tylko z powodu swoich słów, ale i jego miny.
- Bardzo zabawne - Burknął, udając obrażonego, chociaż tak naprawdę wiedziałem, że obrażony to on nie był, w żadnym wręcz wypadku starał się tylko udawać mimo tego, że w ogóle mu to nie wychodziło.
- Wiem, jestem zabawny - Przyznałem mu rację, zanurzając się po tafle wody, lubiłem wodę, nawet bardzo jak większość smoków oczywiście nie szalałem za nią aż tak przesadnie jednakże, gdy tylko miałem okazję, od razu z niej korzystałem, który smok by nie skorzystał.
W wodzie spędziłem większość czasu, to znaczy może tak z pół godziny, gdy mój narzeczony siedział na brzegu rzeki, cały czas mi się przyglądając, a niech patrzy, ma w sumie, na co jestem piękny i doskonale o tym wiek.
- Na pewno nie chcesz spróbować wejść do wody? - Zapytałem, gdy już się troszeczkę znudziłem samotnym pływaniem w wodzie, mimo wszystko ceniłbym sobie jego obecność.
- Nie, raczej nie zaryzykuję, woda jest naprawdę zimna - Stwierdził, uśmiechając się do mnie łagodnie, tymi słowami zachęcając mnie do wyjścia z wody, nie chciałem już dłużej przebywać tam sam ze sobą, jakoś tak mi się znudziło i tyle.
- Masz już dość? - Zapytał, dotykając mojej chłodnej mokrej dłoni, szybko uciekając dłonią, gdy poczuł wodę i zimno. - Zimny jesteś - Dodał, niezadowolony z tego faktu.
- Naprawdę? Kto by się spodziewał - Zażartowałem, kręcąc przy tym głową z widocznym rozbawieniem, no cóż, mnie to bawi i nie próbuję tego ukrywać.
- No bardzo zabawne, twój sarkazm wychodzi ci bokami - Odparł, udając niby to obrażonego, co jak zawsze w ogóle mu nie wychodziło, ale próbował to już i tak się szanuje.
- Zabawny również bardzo jestem..
- Tak, tak. Skromy również jesteś - Zauważył, tym razem samemu zaczynając się ze mnie śmiać, no cóż, tak bardzo mi z tego powodu przykro, że aż wcale.
- Nie śmiej się ze mnie, bo mi będzie przykro - Udałem, robiąc minkę zbitego psa co i tak nie zadziałało, nie żebym był zaskoczony, w końcu moja Karocia jest bardzo, ale to bardzo spostrzegawcza i mądra wie, kiedy udaję, tak samo, jak ja wiem, kiedy on udaje, dzięki czemu czasem potrafimy się zrozumieć bez słów.
- Oczywiście, płaczesz jak kot - Po tych słowach wstał z ziemi, otrzepując spodnie z resztek pyłku - To co idziemy gdzieś jeszcze czy wracamy? - Zapytał, uważnie się przyglądając, gdy ja zakładałem swoje ubrania.
Zastanowiłem się chwilę, nim odpowiedziałem na jego pytanie, nie wiedząc na początku tego, co robić będziemy, a tego, co robić nie będziemy, w sumie moglibyśmy wrócić do gospody, bo robi się chłodno tylko czy nie lepiej jeszcze trochę pozwiedzać? Rany przyszedłem tu pracować, a nie dobrze się bawić i chyba czas wracać do pracy.
- Szczerze chciałbym tu zostać lub przejść się po tym miejscu jednakże muszę dziś jeszcze trochę „popracować”. Dlatego musimy wracać - Wyznałem, podchodząc do mojego skarba, aby ucałować go w czoło. - Chodźmy już - Wyciągnąłem do niego swoją rękę, czekając, aż ją złapie, byśmy spokojnie bez najmniejszego pośpiechu wrócił do gospody, a ja cóż znów wrócił do pracy.

<Karocia? C :>

poniedziałek, 20 grudnia 2021

Od Soreya CD Mikleo

To zdecydowanie nie tak miało się potoczyć. Miało być dokładnie na odwrót, miał się niczym nie przejmować i miał być szczęśliwy, taki był mój cel. Czy ja naprawdę nie potrafię zrobić nawet najprostszej rzeczy dobrze? Najwidoczniej nie. Wszystko, co potrafię, to psuć. 
Wysiliłem się na delikatny uśmiech, po czym uścisnąłem jedną z jego dłoni i ucałowałem jej wewnętrzną stronę. Muszę go teraz uspokoić i wytłumaczyć mu, co i jak. Nie może być tak, że obwinia siebie o wszystko, skoro to moja wina. 
- Ze mną jest wszystko w porządku, i to największym. Po prostu chcę, abyś spędził święta w swój wmarzony sposób. By wszystko było tak, jak chcesz. I to, w jaki sposób ułożyłeś ozdoby, nie ma tu nic do rzeczy, ponieważ jest pięknie – wyszeptałem i ucałowałem go w czoło. 
Mikleo przyglądał mi się w milczeniu jeszcze przez kilka chwil, jakby analizował moje słowa. Przyznam, w jego spojrzeniu coś mi się nie podobało. Miałem wrażenie, że szuka w moich słowach drugiego dna, którego przecież nie było. Chciałem tylko jego szczęścia, to wszystko. Czy to było coś złego? Albo podejrzanego? No nie wydaje mi się. 
- Nie wyrażałeś więc swojego zdania, bo bałeś, że wtedy ja nie będę szczęśliwy? – spytał, na co powoli pokiwałem głową. Tak w sumie to... tak. Na to by wyglądało. Chociaż słowa, jakie użył, nie do końca mi się podobały. Brzmiały one bardzo negatywnie, a to przecież nie było nic złego. – Sorey... jeżeli te święta mają być udane, oboje musimy rozmawiać. Nie może być tak, że tylko ja jestem szczęśliwy. 
- Ale kiedy ty jesteś szczęśliwy, to i ja jestem. Ostatnie święta zniszczyłem ja i teraz chcę ci to wynagrodzić – wyjaśniłem, chcąc mu nieco przybliżyć mój punkt widzenia. 
- Było w tym tyle samo mojej winy, co twojej – na jego słowa od razu pokręciłem głową. Gdybym zachowywał się normalnie, żadna z tych strasznych rzeczy nie miałaby miejsca. Wystarczyło, że byłbym dla niego lepszym mężem. 
- Wiem, że jestem głupi, ale potrafię dostrzec, co zrobiłem nie tak. I wiem, po której stronie leży wina, i na pewno nie po twojej – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego delikatnie. Miki nie zrobił nic, o co mógłbym go obwiniać. – Zmiotę te igły, póki dzieciaki nie wróciły – dodałem, całując go w policzek i odsuwając się do niego, by posprzątać. 
Mikleo na szczęście nie zabronił mi tego albo nie zaproponował, że on to zrobi, z czego nawet się cieszyłem. Czułem, że musiałem coś zrobić, ale jednocześnie nie chciałem niczego zniszczyć. Sprzątając raczej niczego nie zniszczę, prawda? Nie powinienem, ale ja jestem bardzo zdolnym – negatywnym w tego słowa znaczeniu – człowiekiem, więc w sumie byłbym w tanie coś zepsuć... Cóż, w takim razie postaram się niczego nie popsuć. Może to wystarczy. 
Akurat jak skończyłem sprzątać, Yuki wrócił wraz z Emmą do domu. Dziewczynka grzecznie się przywitała, po czym zaraz całą swoją uwagę skupiła na ozdobach, którymi zajęły się moje kochane aniołki. A jednak dobrze było pozostawić to w rękach profesjonalistów i osób, które mają jakiekolwiek wyczucie stylu, w przeciwieństwie ode mnie. Yuki wydawał się być naprawdę podekscytowany i może odrobinkę zdenerwowany. Naprawdę musiało mu na niej bardzo zależeć. Dobrze, że w już tak młodym wieku znalazł sobie przyjaciela. I to znacznie lepszego i odpowiedzialnego od tego, którego miał Mikleo. 
Emma spędziła u nas cały wieczór i wydawała się być bardzo zadowolona. Faktycznie, z początku była lekko zdenerwowana i czuła się niepewnie, ale z czasem coraz bardziej się otwierała. Mikleo nawet przyrządził przepyszną kolację, by dziewczynka nie wychodziła głodna. 
- Twoja mama wie, gdzie jesteś? – spytałem Emmy, kiedy pomogłem Mikleo posprzątać ze stołu. Chciałem wiedzieć, czy powinienem czekać, aż ktoś ją odbierze, czy może mam ją odprowadzić. Nie mogę jej przecież kazać wracać w taki śnieg i to jeszcze wtedy, kiedy jest ciemny. 
- Mówiłam jej, że idę do Yuki’ego, ale nie jestem pewna, czy wie, gdzie on mieszka – przyznała, na co pokiwałem głową. Czyli jednak będę musiał wyjść na ten zimny dwór. 
- W takim pożegnajcie się i możesz zacząć się ubierać. Powiesz mi, gdzie mieszkasz, to cię odprowadzę – powiedziałem, wyglądając przez okno. I jeszcze zaczął padać śnieg... mam nadzieję, że jak będę wracał do domu, to sam się nie zgubię. Jeszcze nie za bardzo zdążyłem zapoznać się z okolicą, a w dodatku jest ciemno... nie no, chyba nie jestem aż taki głupi, by zapomnieć drogi powrotnej, prawda?
- Ale że już? Tak szybko? Jest jeszcze wcześnie – odezwał się Yuki, wyraźnie niezadowolony. 
- Nie, pan Sorey ma rację, powinnam już wracać, mama i tak będzie na mnie zła – słysząc, jak zwraca się do mnie per „pan”, skrzywiłem się. Chyba jeszcze nie za bardzo się do tego przyzwyczaiłem, a chyba powinienem. Najwyższy czas, jestem już trochę stary.
- Nie będzie zła, jeżeli dowie się, że cały czas byłaś pod dobrą opieką. Niedługo wrócę – odezwałem się do Miki’ego i ucałowałem go w policzek. Miałem lekkie wrażenie, że nadal zastanawiał się nad naszą rozmową odnośnie mojego dziwnego stanu, był od tamtej pory cały czas jakiś taki cichy, jakby cały czas nad czymś myślał. A przecież nie było nad czym. Wszystko było w jak najlepszym porządku, albo raczej musi być, by Miki był szczęśliwy. 

<Owieczko? c:> 

Od Shōyō CD Taiki

Uśmiechnąłem się na jego słowa i pokiwałem głową. Mnie się ten pomysł bardzo podobał i jeżeli Taiki może sobie pozwolić na takie spędzanie czasu, to ja z chęcią skorzystam, zwłaszcza, że widziałem, jak mu się oczy zaświeciły, kiedy podawał mi propozycję. Bardzo miał ochotę, aby wyjść na ten spacer, więc kim bym był, gdybym mu odmówił. 
- W sumie, to co nam zamówiłeś? – spytałem, poprawiając się delikatnie na krześle. Dobrze, że Taiki znalazł nam nieco spokojniejsze miejsce. Nie lubiłem, kiedy ludzie mi się przyglądali, czy to jem, czy stoję, czy oddycham... a odkąd tylko tutaj przyjechaliśmy, ciągle czuję na sobie czyjejś spojrzenia. Nic dziwnego, w końcu to nie było takie wielkie miasto, więc pewnie każdy tutaj każdego chociażby kojarzył, a my jesteśmy tutaj całkowicie obcy i na pewno rzucamy się w oczy. Chociaż, na Taiki’ego już nie zwracali takiej uwagi jak na mnie, ale to może dlatego, że już trochę z nimi rozmawiał.
- Jajecznicę na bekonie. Mam nadzieję, że będzie ci smakować – odparł, na co pokiwałem głową. 
- A ja mam nadzieję, że będzie smakować nam obu – poprawiłem go, posyłając mu łagodny uśmiech. W końcu, oboje nie wiemy jak to będzie smakować. Brzmi dobrze, nawet bardzo dobrze i oby również tak smakowało. – Czy...  coś jest nie tak z moją twarzą? Albo wyglądam jakoś nie tak? – spytałem cicho i zacząłem nerwowo bawić się swoimi palcami.
- Co? Nie. Wszystko jest z tobą jak najbardziej w porządku. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że wyglądasz rozkosznie uroczo. Skąd to pytanie? – zmarszczył brwi, przyglądając mi się uważnie. 
- Po prostu mam wrażenie, że ten facet ze stolika pod oknem cały czas się na mnie patrzy. Tylko się nie odwracaj, proszę – dodałem szybko mając wrażenie, że mój narzeczony chce się przyjrzeć owemu jegomościowi, ponieważ to wtedy wyglądałoby dziwnie. Swoją drogą, czy to nie był ten sam mężczyzna, który się uśmiechał do mnie wczoraj wieczorem w gospodzie...? Nie, pewnie mi się wydaje, to dwie różne osoby, a teraz ten się na mnie patrzy, ponieważ jestem obcy. – Zresztą, zapomnij o tym, co ci mówiłem, po prostu mi się przewidziało – dopowiedziałem nie chcąc, by biedny mężczyzna miał problemy przez moją głupotę. 
- Jesteś pewien? Zawsze mogę sobie z tym facetem porozmawiać – odparł, na co o razu pokręciłem głową. On przyszedł tutaj na zwiady, więc nie możemy tutaj robić sobie wrogów. Właściwie to w ogóle nie wypada mieć wrogów, bez nich życie jest o wiele prostsze i bezpieczniejsze. 
- Jestem pewien, po prostu poczekajmy na śniadanie, a później pójdziemy na spacer – odparłem, przenosząc wzrok ze swoich dłoni na jego twarz i uśmiechnąłem się do niego uspokajająco. 
Taiki przyglądał mi się jeszcze przez chwilę uważnie, po czym westchnął cicho, na szczęście szanując moje zdanie. Tyle dobrego, nie chciałbym, aby wybuchła wokół nas jakaś afera. 
Na szczęście po krótkim czasie nasze śniadanie – wraz z kawą – zostało nam przyniesione. Taiki nic o kawach nie wspominał... zapomniał mi o tym wspomnieć czy może sam nie wiedział, że dostaniemy takowy napój do posiłku...? Sądząc po jego minie jestem bliższy ku tej drugiej opcji. Ja z kawy nie skorzystam, była dla mnie za gorzka niezależnie od tego, ile cukru do niej dodawałem, dlatego Taiki tego ranka będzie miał dwie. 
Śniadanie było bardzo dobre. Muszę nawet przyznać sam ze sobą, że to śniadanie był o wiele lepsze niż ten wczorajszy obiad. A przynajmniej ja miałem takie wrażenie i sądząc po tym, jak jedzenie szybko znikało z talerza mojego narzeczonego, jemu również smakowało. Wszystko wskazuje na to, że posiłki będziemy jeść tutaj, a nie w gospodzie. Chyba, że znowu będzie padać tak, jak wczoraj, wtedy nie ma mowy, że wyjdę na zewnątrz. 
Jajecznicę pochłonęliśmy bardzo szybko, dzięki czemu mogliśmy szybko opuścić budynek, z czego byłem całkiem zadowolony. Nie ma po co siedzieć tu dłużej niż to koniecznie. Taiki zapłacił za nasze śniadanie i skierowaliśmy się ku drzwiom; zauważyłem, że tuż przed wyjściem Taiki dyskretnie przyjrzał się mężczyźnie, o którym mówiłem mu wcześniej. Chyba niepotrzebnie mu o tym powiedziałem, w końcu samo patrzenie się niczego złego nie powoduje. 
Tak jak Taiki wcześniej powiedział, wyszliśmy poza miasto. Kiedy zamiast murów i obcych ludzi zaczęły otaczać nas drzewa, poczułem się o wiele lepiej. Minie chyba jednak zdecydowanie bardzo dużo czasu, nim przywyknę do tego miastowego tłoku. Czując nieco większą ulgę, zacząłem luźną rozmowę z moim narzeczonym, ciesząc się swobodą oraz prywatnością, jaką zapewniał nam las. 
Spokojnie sobie spacerowaliśmy i cieszyliśmy się sobą, wodospadu spadającego do rzeki. Sceneria była naprawdę przecudowna i to była jedyna myśl, jaka przyszła mi do głowy. W przeciwieństwie do mojego narzeczonego, który – ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu – zdjął ubrania i wskoczył do wody. Czy on oszalał? Faktycznie, nie jest jakoś bardzo zimno, ale ciepło też nie jest. 
- Nie przesadzasz troszkę? Rozchorujesz się – odezwałem się, siadając na brzegu. Jakoś nie spieszyłem się z wchodzeniem do rzeki. Po pierwsze, według mnie było jeszcze za zimno na takie rzeczy, a po drugie moje ostatnie wspomnienia związane z rzeką nie są za miłe. 
- To wtedy będę miał najlepszą opiekę pod słońcem – odpowiedział, uśmiechając się głupkowato i podpływając do mnie. Właściwie, było tu chyba całkiem głęboko... kolejny powód, dla którego nie powinienem tam wchodzić. 
- Jeżeli chcesz zachorować na własne życzenie, to w chorobie będziesz musiał sobie radzić sam – burknąłem, lekko pusząc policzki. Oczywiście to nie była prawda, opiekowałbym się nim zawsze i najlepiej, jak bym tylko potrafił, ale zwyczajnie wolałbym nie musieć tego robić. Choroba to nic przyjemnego i nie chciałbym, aby przez to przechodził.

<Taiki? c:> 

sobota, 18 grudnia 2021

Od Mikleo CD Soreya

Byłem zadowolony, gdy dom wyglądał tak, jak bym sobie tego zażyczył, jednocześnie będąc trochę zmartwionym zachowaniem męża, nic nie mówił, tylko kiwał głową, czasem rzucając krótkim zdaniem, czyżby mu się nie podobało? Czy coś było nie tak? Muszę z nim porozmawiać, gdy tylko Yuki pójdzie do Emmy, nie chcę, aby mój ukochany był nieszczęśliwy, w końcu idą święta, a my mamy coś do nadrobienia i tym razem nie mam na myśli stosunku. Ostatnie święta spędziliśmy bardziej osobno niż razem, dlatego teraz chciałbym, nawet bardzo bym chciał, aby te świata były inne, wspólne i co najważniejsze szczęśliwe.
Gdy dom był gotowy na święta, a na choince brakowało jedynie gwiazdy, wziąłem syna na ręce, aby ten mógł włożyć czub na choinkę.
- Ładnie nam to wyszło - Zwróciłem się do chłopca, stawiając go na ziemi.
- Tak, a czy skoro już przygotowaliśmy dom na święta, mogę zaprosić Emmę? Chciałbym się jej pochwalić naszym nowym domem - Yuki, mówiąc o swojej koleżance, był pełen entuzjazmu i radości, od razu było widać, że bardzo mu na tym zależy, a ja jako rodzic jak mógłbym mu odmówić.
- Ja nie mam nic przeciwko, zapytaj jednak również o zdanie taty - Nie chcąc samemu decydować, dałem dziecku zgodę. Prosząc jednocześnie, aby zapytał taty czy ten nie ma nic przeciwko.
- O co masz mnie zapytać? - Sorey akurat schodził po schodach, musząc słyszeć naszą rozmowę lub jej część.
- Chciałem zaprosić Emmę do domu, mogę to zrobić? - Spytał, jednocześnie ładnie uśmiechając się do taty.
- Dobrze, jeśli chcesz i mama nie ma nic przeciwko to i ja nie mam nic przeciwko - Wyznał, co bardzo ucieszyło naszego syna. Chłopiec od razu krzyknął, głośne dziękuję, wybierając z domu wraz ze swoim psem, który chyba nigdy go nie opuszcza..
- Ach ten Yuki - Westchnąłem cicho rozbawiony jego zachowaniem.
- I pomyśleć, że to tylko jedno dziecko, a co będzie, gdy drugie się pojawi - Odezwał się Sorey, przytulając do moich pleców, składając pocałunek na moim karku.
Z łagodnym uśmiechem na usta odwróciłem się w jego stronę, kładąc dłonie na ramionach.
- Wtedy oboje będziemy mieli więcej pracy, a i więcej radości w domu - Wyznałem, łącząc nasze usta w delikatnym, lecz namiętnym pocałunku.
- Pewnie tak - Kiwnął głową, przytulając mnie do siebie. - Myślałeś już nad tym? - Dopytał, po chwili głaszcząc mnie relaksacyjne po głowie.
- Tak, myślałem i wiesz. Myślę, że już niedługo możemy spróbować i tak trochę to potrwa, zanim nam się uda - Odpowiedziałem, odzywając się od niego, by spojrzeć mu w oczy.
- Naprawdę? - Zaskoczony patrzył w mój oczy, ukazując wiele emocji.
- Naprawdę - Zapewniłem, dając mu nacieszyć się tą wiadomością, nim zacznę inny temat, ten chyba mnie przyjemny.
Sorey szczęśliwy jak małe dziecko całkowicie zmienił swoje nastawienie, przestając być tym cichym i zamkniętym w sobie człowiekiem, który nie chcę za bardzo angażować się w życie rodziny, a może chce, tylko coś go przed tym powstrzymuje.
- Wiesz, mnie jednak w tej chwili bardziej interesuje twój stan - Dodałem, po chwili wpatrując się uważnie w jego oczy.
- Mój stan? Co jest z nim nie tak? - Znów ukazał zaskoczenie, nie rozumiejąc, co mam na myśli, a to akurat było ciekawe, w końcu od razu powinien zorientować się, co mam na myśli i dlaczego poruszam ten temat.
- Jesteś jakiś nie swój - Zacząłem, zauważając zaskoczenie na jego twarzy. - To znaczy, zauważyłem, że coś cię trapi, nie chcesz udzielać się na temat świąt, a to martwi mnie najbardziej, czy coś się stało? Coś zrobiłem nie tak? Jeśli chciałeś, aby te świąteczne ozdoby wyglądały inaczej, mogłeś mi powiedzieć - Odparłem zmartwiony jego zachowaniem, chcąc z nim porozmawiać, nim dzieci przyjdą do nas zwiedzać dom.
- Co? Nie to nie tak.. - Zaczął, nie mogąc lub nie potrafiąc skończyć tego, co chciał powiedzieć.
- A jak? Chcę, aby te wspólne święta były radosne i wręcz idealna, ale martwi mnie twojej zachowanie, dlatego proszę, powiedz mi, co cię trapi, a ja zrobię wszystko, aby ci pomóc na tyle ile będę w stanie to zrobić - Wyznałem, kładąc dłonie na jego policzkach, uśmiechając się łagodnie, chcąc zrobić wszystko, aby te święta i dla niego były polne radości i spokoju.

<Pasterzyku? C:>

Od Taiki CD Shōyō

 Rozumiałem, że mojemu narzeczonemu często jest zimno z powodu niskiej temperatury, ale dziś, dziś jest ciepło, a on mimo to chce iść w golfie? Podziwiam, lecz nie krytykuje, jeśli tak będzie mu lepiej, ja nie będę zmuszał go do przebrania się.
- Dobrze, w takim razie chodźmy, nie ma co tracić czasu, tym bardziej że coś bym zjadł - Odparłem, słysząc głośne burczenie w brzuchu, które były jasną informacją dla mojego mózgu, aby wreszcie pójść coś zjeść, by nie umrzeć z głodu.
- Właśnie słyszę, lepiej iść nim umrzesz mi tu z głodu - Zaśmiał się cicho, wychodząc z pokoju.
- Hahaha, no to ci się udało - Zawołał za nim, idąc w jego ślady, zamykając za sobą pokój, nie bardzo chcąc, aby ktoś naruszał naszą przestrzeń prywatną, gdy nas nie ma w pokoju.
- Prawda? Czasem i mi coś wychodzi - Stwierdził, odwracając się w moją stronę z szerokim uśmiechem na swoje ślicznej buzi.
- Czasem? Musisz zacząć bardziej się doceniać - Po jego słowach coraz bardziej uświadomiłem sobie to, że mój ukochany nie docenia się, a to bardzo nie dobrze, nie powinno tak być, mimo wszystko jest cudowny i musi zacząć o sobie w taki sposób myśleć i już ja zadbam o to, by tak było.
- Doceniam się, gdy faktycznie mam powód - Wyznał, a to, co powiedział, wcale mi się nie spodobało, muszę z nim nad tym popracować, nie może przecież tak być, nie zgadzam się na to i na pewno zrobię wszystko, aby to w nim zmienić.
- Człowiek powinien doceniać się na każdym kroku - Zacząłem, ten temat unosząc jedno brew, aby zrozumieć co mu siedzi w głowie I dlaczego tak bardzo nie docenia, a nawet nie wierzy w siebie.
- Człowiek tak, ja powinienem doceniać się, gdy sobie na to zasłużę - Zapewnił, czym jeszcze bardziej mnie zaskoczył.
- Nie rozumiem - Wyznałem, drapiąc się przy tym po głowie, naprawdę nie rozumiejąc jego toku myślenia, moja Karotka jest czasem naprawdę dziwna. A mimo to kocham go nad życie i nic ani nikt tego już nie zmieni.
- Czasem lepiej jest po prostu nie rozumieć - Wyznał, wchodząc do jednego z miastowych barów, tym samym przerywając naszą rozmowę, do której prędzej czy później wrócę, o ile tylko nie zapomnę.
Nie ciągnąc tematu, który został dość skutecznie przerwany przez mojego narzeczonego, wybrałem nam miejsca jak najdalej ludzi, aby było spokojnie i przytulnie, a to w końcu miało dla nas największe znaczenie, nie wiem jak moja Karocia, ale ja nie lubię, gdy ludzie na mnie patrzą, gdy jem, w sumie sądząc po jego zachowaniu, również tego nie lubi i dobrze, przynajmniej w tej sprawie nie jesteśmy sporni.
- Masz już coś wybrane? - Spytałem, gdy sam wybrałem sobie jajecznice na boczku. Brzmiało dobrze, więc miałem cichą nadzieję, że smakować też będzie dobrze.
- Wezmę to, co ty - Odparł, nie wiedząc, co wziąłem ja, najwidoczniej nie mając pomysłu, na tom co chciałby zjeść, no dobrze mi to nie przeszkadzało, możemy zjeść to samo żaden problem.
- Dobrze - Kiwając głową, po chwili wstając z miejsca, podchodząc do baru, zamówiłem nam jedzonko, dostając informacje odnośnie do czasu, który musimy poczekać, nim dostaniemy śniadanie. - Za piętnaście minut będziemy mieli śniadanie - Wyznałem, siadając na swoim miejscu, poprawiając swoje włosy, aby lepiej widzieć narzeczonego.
- Dobrze, a co zrobimy po śniadaniu? - Na to pytanie od razu się ożywiłem, w planie mając iść na spacer, oczywiście nie po mieście, a raczej poza nim chętnie bym po patrolował to nowe miejsce, aby odkryć, kto wie może ciekawe miejsca, które będziemy mogli odwiedzać, gdy jeszcze kiedyś tu wrócimy.
- Co ty na to, aby po śniadaniu zrobić sobie mały spacer poza miastem i pozwiedzać nowe nieznane nam tereny a kto wie, może nam się spodoba i przy następnej okazji znów zwiedzimy to miejsce - Zaproponowałem, mając na to ochotę, oczywiście nie zmuszając do niczego narzeczonego, jeśli on nie zechce, możemy zrobić coś innego, jeśli będzie chciał to nawet do pokoju wrócić dla mnie to nie problem, chociaż przyznam, korci mnie, aby zrobić coś innego niż tylko siedzenie w pokoju.

<Karocia? C:>

środa, 15 grudnia 2021

Od Soreya CD Mikleo

Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem widząc, jak bardzo podekscytowany jest mój mąż. Ale to dobrze, bardzo dobrze, zasługuje na chwilkę szczęścia. A nawet nie na chwilkę, a cały czas. Nie mogę mu teraz zniszczyć jego szczęścia, to byłoby okrutne z mojej strony. Tak więc czego mnie dzisiaj targanie choinki i świątecznych ozdób, oby wymagania mojego aniołka nie okazały się zbyt kosztowne, bo inaczej mój piękny plan spędzenia zimy w domu pójdzie w zapomnienie. Cóż, najwyżej pójdę do pracy wcześniej, niż podejrzewałem. 
- Na wszystko znajdziemy czas, spokojnie – powiedziałem, biorąc do rąk kubek z ciepłym napojem. Ja wiem, że się ekscytuje, widać po nim, że nie śpi od dawna, ale ja dopiero co wstałem. I jedyne, czego chciałem w tym momencie, to napić się czegoś ciepłego i zjeść śniadanie. I oczywiście ubrać się, ja nadal miałem na sobie tylko i wyłącznie piżamę. 
- Po prostu już chciałbym się zabrać do przyozdabiania domu jak najszybciej – wytłumaczył, siadając na krześle obok mnie. Podejrzewałem, że nie na długo, tak bardzo był podekscytowany. Pewnie zaraz wstanie i znowu zacznie chodzić wokół kuchni. 
- Będziemy kupować dzisiaj choinkę? I ozdoby? – Yuki, który do tej pory był zaspany i lewo kontaktował, na te dwa słowa nagle się rozbudził. Czyli będę musiał mieć na oku dwa bardzo podekscytowane anioły, by przypadkiem nie zaczęły straszyć ludzi. 
- Tylko pamiętajcie, by nie brać niczego do rąk. Nie chcę, by inni ludzie przerazili się lewitujących przedmiotów – przypomniałem im, zabierając się za jedzenie śniadania. Im szybciej zjem, tym szybciej będę mógł iść się przebrać i będę już gotowy do wyjścia, a chyba tego chciał zarówno jeden, jak i drugi anioł. – I pomyślcie, jakie ozdoby chcielibyście kupić. To też trochę oszczędzi nam czasu. 
- Kocham cię – odezwał się Mikleo, całując mnie w policzek i zaraz wstał z krzesła. Siedział tu niecałe... dwie minuty? No, może trzy. – Tylko się pospiesz. 
- Dajcie mi piętnaście minut – poprosiłem uważając, że jest to wystarczająca ilość czasu na rozbudzenie się i ogarnięcie. 
- A może być dziesięć? – spojrzałem na mojego syna z przymrużonymi oczami. Czy on chce się ze mną targować...? Naprawdę? 
- Przypominam ci, że ty także musisz się ubrać i coś zrobić z tymi włosami – odpowiedziałem, czochrając jego włosy i powodując tym samym jeszcze większy bałagan niż dotychczas. Teraz układanie włosów zajmie mu więcej czasu niż zwykle. 
- Mi wystarczy pięć minut – powiedział z dumą, wpinając pierś. 
- Liczone od teraz? – odrobinkę go podpuszczałem, całkiem dobrze się bawiąc. 
Yuki zmarszczył brwi, jakby intensywnie nad czymś myślał. Po chwili kiwnął stanowczo głową i zerwał się z krzesła, a Codi oczywiście od razu pobiegł za swoim panem. Ta dwójka jest niemożliwa. Aż się boję pomyśleć, jakby się czuli i zachowywali, gdyby zostali rozdzieleni. Mam nadzieję, że nigdy im się to nie przytrafi. Albo raczej nie dopuszczę do takiej sytuacji. 
Ja się nie spieszyłem. Dałem sobie piętnaście minut i skoro Mikleo mnie nie pospieszał, to nie czułem takiego obowiązku. Poza tym, Yuki’emu ogarnianie się zajęło znacznie więcej niż pięć minut, ponieważ kiedy skończyłem jeść, jego nadal nie było. Dobrze jednak jest mieć rację. 
Na zakupach byłem raczej cichy. Słuchałem tych wszystkich ochów i achów moich aniołków, kupowałem to, co im się podobało i później to wszystko dźwigałem. Moja prawa ręka nie była z tego powodu bardzo zadowolona, ale jakoś dotrwałem do powrotu do domu. To było trochę żałosne, by ręka bolała mnie tylko z powodu niesienia kilku torebek z ozdobami. I jak ja mam obronić swoją rodzinę, kiedy ledwo potrafię donieść zakupy do domu...? Lewa ręka była znacznie bardziej obciążona, bo w niej trzymałem choinkę w doniczce, a nie bolała mnie ani trochę. 
Podczas kiedy Mikleo i Yuki zajęli się przyozdabianiem choinki oraz domu także byłem cicho. Nie chciałem się wtrącać w plany mojego męża, w końcu to miały być jego święta i nie chciałem ich psuć. Ja zamiast tego zdecydowałem się znowu dołożyć do pieca, by w tym domu było choć trochę cieplej. A kiedy Mikleo się mnie o coś pytał, zwykle tylko kiwałem głową albo odpowiadałem coś w stylu „jak uważasz”. Po prostu nie chciałem mu niczego psuć, wszystko miało być po jego myśli. 

<Aniołku? c:> 

Od Shōyō CD Taiki

 Przyznam, nie za bardzo rozumiałem, dlaczego mój narzeczony tak źle się czuł. Przecież nie robił niczego złego... znaczy, w sumie to szpiegował, co raczej nie jest niczym dobrym, ale skoro ludzie dobrze mówią o królu, to chyba nie ma się czym przejmować. Gdyby mówili o nim źle, na pewno nie byłby zadowolony i jego gniew odbiłby się właśnie na tych ludziach. Chociaż, może to było coś, czego nie rozumiałem? Może nie jestem tak bardzo zacofany, jak dwa lata temu, ale nadal jest jeszcze wiele rzeczy, których muszę się nauczyć. 
Podszedłem do niego, usiadłem na jego kolanach i położyłem dłonie na jego policzkach, uśmiechając się do niego ciepło. Był smutny, czyli w moich kompetencjach leżało to, by go pocieszyć. Jakbym byłbym narzeczonym, gdyby nie udało mi się wywołać chociażby delikatnego uśmiechu na jego twarzy. 
- Nie robisz przecież nic złego – zauważyłem, gładząc go po policzku. 
- Wyciągam informacje od niewinnych ludzi, to raczej jest coś złego – odparł, wtulając się w moją dłoń. 
- Ale nie poddajesz ich torturom i do niczego nie zmuszasz. Jedynie zachęcasz ich do rozmowy, więc to nie jest takie złe – wyjaśniłem, opierając swoje czoło o to należące do niego. – Nie robisz żadnej krzywdy. Za bardzo się wszystkim przejmujesz i zabierasz mi tym robotę. 
Moje zadanie zostało wypełnione, przynajmniej w małym stopniu. Wargi mojego ukochanego uniosły się w delikatnym, może nieśmiałym uśmiechu. Niewiele, ale zawsze coś, jeszcze dopilnuję, by poczuł się lepiej. 
- Więc skoro już wróciłeś, to może się ubiorę i zejdziemy na dół na śniadanie – powiedziałem, po czym ucałowałem go w nos. Co jak co, ale jednak troszkę głodny byłem. Odkąd tylko do niego wróciłem, ciągle bym tylko jadł i jadł, to chyba nie wróży o mnie najlepiej. Powinienem się odrobinkę opanować, nie mogłem za bardzo przytyć do ślubu. 
- A ja mam jeszcze lepszy pomysł. Ubierz się i wychodzimy na miasto, tam są jakieś knajpki i jestem pewien, że tam jedzenie będzie zdecydowanie lepsze niż tu – zaproponował, uśmiechając się jeszcze szczerzej i wślizgując jedną ze swoich dłoni pod koszulę, którą miałem na sobie. 
- Ten wczorajszy obiad wcale nie był taki zły – mimowolnie obroniłem gospodarza, który przygotował dla nas wczoraj posiłek. Faktycznie, najlepszy to on nie był, ale też nie był najgorszy. Mój żołądek to przyjął, więc było całkiem stabilnie. 
- Wolałbym, abyś to ty mi gotował, twoje posiłki są najlepsze – wymruczał, całując mnie w linię żuchwy. 
- Przesadzasz, moje posiłki nie są najlepsze, są po prostu znośne – od razu zaoponowałem czując, że zdecydowanie za bardzo wychwala moją kuchnię. 
- Jedno z nas przesadza i zapewniam cię, że nie jestem to ja – po tym zdaniu wiedziałem, że nie mam po co dalej prowadzić z nim tej rozmowy, ponieważ ona donikąd nie prowadzi. Ja będę zaprzeczał jego słowom, on moim i w ten sposób ta rozmowa będzie trwać do późnych godzin. Tylko czemu to zawsze ja musiałem przerywać tę dyskusję...? Przez to zawsze wychodziło na jego, a to nie była do końca prawda. 
- W takim razie pójdę się przebrać – powiedziałem, schodząc z jego kolan. 
Jako, że umyłem się wcześniej, jak Taiki’ego nie było w pokoju, teraz wystarczyło jedynie, że przemyję twarz, poprawię te swoje głupie włosy i ubiorę się. Nie zajęło mi to dużo czasu, bo jakieś piętnaście minut. Pewnie gdyby nie te moje włosy, zeszłoby mi dużo szybciej. Ciekawe, jak długo będę je układać, kiedy będę się szykować na ceremonię... stresuję się już na samą myśl. Co, jeżeli przeze nie się spóźnię? Spóźnić się na swój własny ślub.... tak, to jest coś, co mógłbym zrobić tylko i wyłącznie ja. I to nie jest pocieszająca myśl. 
- Jestem gotowy – odezwałem się, kiedy wyszedłem już z łazienki. 
- Wiesz, dzisiaj jest całkiem ciepło, możesz zdjąć ten golf i założyć coś lekkiego – poinformował mnie Taiki, przyglądając mi się uważnie. 
- Chyba jednak zaryzykuję, dla mnie nigdy nie jest za ciepło – odparłem, mimo wszystko nie ufając jego słowom. Dla niego mogło być ciepło, owszem, ale ja byłem zdecydowanie bardziej wrażliwszy na temperaturę, niż smok. 

<Taiki? c:>

wtorek, 14 grudnia 2021

Od Mikleo CD Soreya

Ucieszyłem się, gdy mój mąż zgodził się pójść jutro ze mną do miasta, by kupić świąteczne ozdoby. Chciałbym w końcu, aby te święta były wyjątkowe, chociaż jak dla mnie już takie będą, z powodu chociażby nowego domu, jednakże nie to było najważniejsze, bo najważniejsze w końcu było to, abyśmy byli razem ja, on i Yuki, nasza mała rodzina razem bez zeszłorocznych niespodzianek, które przez moją głupotę i zazdrość męża zakończyły się w taki, a nie inny sposób. Na szczęście, to mamy za sobą, te świata na pewno będą wyjątkowe jak żadne nigdy przedtem.
Z nie schodzącym z ust uśmiechem co zdarzało się ostatnio coraz częściej, usiadłem sobie na łóżku, aby dać spokojnie mężowi dorzucić drewna do kominka zastanawiając się nad dekoracjami, które zakupimy jutro. Wiem, że do jutra trochę czasu, ale nie mogę się doczekać tego, już teraz najchętniej już teraz bym to poszedł kupić, co jest niestety niemożliwe, jest noc, a jak wiadomo, w nocy się śpi i nikt w mieście o tej godzinie pracować nie będzie.
- Widzę, że naprawdę zależy ci na tych ozdobach - Sorey kończący dorzucania do kominka podszedł do mnie, by usiąść obok na łóżku.
- Nie tylko na ozdobach, przede wszystkim chce, abyśmy spędzili święta razem, w dobrej atmosferze - Wyjaśniłem, kładąc się na swojej połowie łóżka.
Sorey milcząc, kiwnął delikatnie głową, kładąc się obok mnie na miękkim materacu.
- Zrobię wszystko, by tak było - Wyszeptał, mocno przytulając mnie do siebie, całując przy tym w czoło.
- Wierzę w to - Przyznałem, zadowolony zamykając oczy. Wierząc, że mój mąż pomoże mi, by te świata były wyjątkowe.
Sorey nic już nie powiedział, głaszcząc mnie po głowie, intensywnie nad czymś myśląc, nim zasnął, co po dłuższym czasie i ja uczyniłem, chcąc odpocząć przed jutrzejszym dniem.

Następnego dnia wczesnym rankiem obudziłem się wypoczętym i pełen energii, to będzie dobry dzień, czuję to, po prostu czuję to w kościach.
Zadowolony dzięki przespanej spokojnie nocy wstałem powoli z łóżka, aby nie obudził męża, który smacznie jeszcze spał nie mając powodu, aby wstawać, jest wcześnie, dla niego zbyt wcześnie.
Leniwie rozciągając mięśnie, skierowałem swoje kroki do łazienki, gdzie wziąłem naprawdę długą kąpieli, zastanawiając się w balii nad kilkoma ważnymi sprawami, do momentu aż wodą nie zrobiła się lodowata i w takiej mógłbym siedzieć tylko, że to już, strata czasu a ja, ja mam dziś ambitne plany na święta.
Nie marnując jeszcze więcej czasu, wyszedłem z wody, ubrałem i cicho wyszedłem z łazienki, schodząc po schodach na dół do salonu, gdzie uważnie się mu przyglądając, zacząłem wyobrażać sobie, jak zmieni się, gdy trafią tu ozdoby świąteczne.
- Będzie pięknie - Mówiłem sam do siebie, układając cały pomysł w głowie, najchętniej już teraz idąc na zakupy choćby samemu i pewnie bym to zrobił, gdyby nie to, że ludzie mnie nie widzą, niestety to komplikuje całe moje życie.
Wzdychając ciężko, ruszyłem do kuchni, aby powoli zacząć przygotowywać posiłek dla męża, który pewnie sam niedługo się obudzi. Długo czekać nie musiałem, pierwszy wstał Yuki z psem, a chwilę później na dole zjawił się mój mąż, jeszcze trochę zaspany siadając na krześle przy stole.
- Wyspany? - Spytałem, zaciekawiony chcąc wiedzieć, czy dobrze spał.
- Tak, wyspałem się, chociaż wolałbym się obudzić przy twoim boku - Gdy to usłyszałem, mimowolnie cicho się zaśmiałem, podchodząc do niego, by postawić na stole ciepłą herbatę i kanapki.
- Spędzasz ze mną tyle czasu, a mimo to wciąż się nie nudzisz - Odparłem, całując go w policzek.
- Ja nigdy się tobą nie znudzę - Zapewnił, szeroko się do mnie uśmiechając.
- Oczywiście, a teraz jedz, chciałbym w miarę jak najwcześniej iść po ozdoby świąteczne, aby jeszcze dziś porozwieszać lub porozkładać ozdoby i przystroić choinkę - Zacząłem, przypominając mu o wczorajszej rozmowie, bardzo chcąc już mieć piękną choinkę w domu, którą można przyozdobić, niczego więcej dziś nie pragnę.

<Pasterzu najdroższy? C:>

Od Taiki CD Shōyō

Szczerze powiedziawszy, to było dobre pytanie, jak sobie wyobrażam nasze wesele, nasz ślub całą ceremonię. Nie zastanawiałem się szczerze, jak chciałbym, aby wyglądała całą ceremonią zaślubin, jakoś tak nie było okazji, by się nad tym zastanowić.
- Jak sobie je wyobrażam, na pewno będzie najszczęśliwszym i najbardziej stresującym dniem w naszym życiu, ale jednocześnie chciałbym, aby wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Piękna przystrojona sala, muzyka, oczywiście rodzina i znajomi, dobre jedzenie, my i zabawa do rana - Widziałem ten dzień dobrze, nawet bardzo dobrze już wiedząc, jak wszystko będzie wyglądało, mój plan w głowie był ułożony i zapięty na ostatni guzik, mógłbym już dziś brać ślub z nim bez zastanowienia, kocham go i tylko to ma znaczenie.
- Wygląda na to, że masz już jakiś plan w głowie - Dostrzegł, uważnie mi się przyglądając.
- Trochę tak, bo wiesz, byłem już na wielu weselach i doskonale wiem, co mi się w nich podobało a co wręcz przeciwnie nie, z tego więc powodu wiem, co chcę i wiem, czego nie chciałbym mieć na weselu - Wytłumaczyłem, uśmiechając się szeroko do mojego lisiego skarba.
- Dobrze, przynajmniej wiem, że w tej kwestii mogę na tobie polegać - Uznał, kładąc głowę na mojej klatce piersiowej, przytulając się do mnie, palcami głaszcząc mój tors.
- Możesz, obiecuję, że cię nie zawiodę - Zapewniłem go, głaszcząc po miękkich włosach, wpatrując się w sufit. - A ty nie masz żadnych wyobrażeń? Wiem, że wesela to nie twoja bajka, ale na pewno coś chciałbyś, aby było na naszym weselu, tak jak ty sobie to wyobrażasz - Zapytałem, ciekawy tego, jak on chciałbym, aby wyglądało nasze wesele.
Moja Karocia milczała długo, zastanawiając się nad moim pytaniem, najwidoczniej nie mając żadnego pomysłu, nie za bardzo mnie to dziwiło, nigdy może nawet nie był na weselu, biorąc pod uwagę jego rodzinę, która normalna nie jest..
Mój narzeczony w końcu westchnął cicho, unosząc głowę, tak by spojrzeć w moje oczy.
- Chcę tylko abyśmy w ten dzień byli razem, nic więcej nie ma dla mnie znaczenia - Wyznał, przysuwając się do mnie, aby ucałować moje usta.
Uśmiechnąłem się szeroko, słysząc jego słowa, które naprawdę mi się podobały, nasza ceremonia zaślubin to będzie wyjątkowy czas, w którym oboje przed bogiem obiecamy, że będziemy razem na dobre i złe, ach jak bardzo bym chciał, by to stało się już. I pomyśleć, że kiedyś nawet nie chciałbym myśleć o ślubie z kimkolwiek a teraz? Teraz nie mogę się tego doczekać, niesamowite jak moja Karotka mnie zmieniła.
Zadowolony rozmawiałem z moim narzeczonym, aż do późnego wieczora ciesząc się sobą, nie było wreszcie nikogo kto, by nam przeszkodził, żadnych dzieci, żadnych zwierząt, tylko my i to było najważniejsze.

Następny dzień zaczął się dość szybko, bo już od rana by nie traci czasu, wyszedłem z gospody z zamiarem poznania się bliżej z ludźmi i wyciągnięcia z nich tego, co było mi najpotrzebniejsze. Dziwne w tym wszystkim było to, że ci ludzie nic złego o królu nie wspominali, wręcz przeciwni mówili oni zbyt dobrze, a to było naprawdę dziwne. To znaczy, Król był w porządku człowiekiem, ale żaby mówić o nim jak o bogu to już była przesada.
Trochę zaskoczony, a jednocześnie czując się z tym źle, wróciłem do gospody, gdzie czekał mój narzeczony, ciesząc się jego obecnością w tym miejscu.
- I jak ci poszło? - Zapytał, zaciekawiony przyglądając mi się uważnie.
- Dobrze, źle, sam nie wiem - Odpowiadając na pytanie Karotki, usiadłem na łóżku, ciężko wzdychając.
- Dlaczego nie wiesz, coś się stało?
- Nie, niby nic ci ludzie są tacy dobrzy, tak dobrze mówią o Królu, a ja tu jestem tylko po to, by wyciągać od nich informację, to nie jest fajne, ja mam sumienie - Wyjaśniłem, ciężko przy tym wzdychając, nigdy nie chciałem być szpiegiem ani spiskować przeciwko ludziom, ale co mam zrobić? To rozkaz króla a ja nic nie mogę na to poradzić. Rany jednak ta praca u króla wcale nie jest tak wspaniała, jak sobie ją na początku wyobrażałam.

<Karocia? C:>

piątek, 10 grudnia 2021

Od Soreya CD Mikleo

Pokręciłem z niedowierzaniem głową, widząc reakcje moich dwóch aniołków. Byłem leciutko zaskoczony reakcją naszego syna, sądziłem, że bardziej będzie wolał mieszkać w zamku, ponieważ stamtąd miał zdecydowanie bliżej do Emmy, no ale niechaj mu będzie. Tylko żeby Codi spał w legowisku przeznaczonym dla niego, a nie na łóżku. 
- Chyba, że po prostu ja pójdę po resztę rzeczy, a wy zostaniecie tutaj – zaproponowałem, nie widząc w tym żadnego problemu. Troszkę mam daleko, bo gdzie zamek, a gdzie my, ale nic nie szkodzi, w półtorej godziny powinienem się wyrobić. 
- Nie musisz, nie zostało w końcu nic ważnego, później po nie wrócimy. A w międzyczasie możemy przygotować dla ciebie jakiś porządny, pierwszy obiad. Co ty na to? – wymruczał, zarzucając ręce na mój kark. No tak, teraz nie będzie służących, którzy przygotują nam śniadanie, posprzątają czy dołożą do pieca. Może jednak przez to mieszkanie w zamku troszkę się rozleniwiłem, ale tak troszeczkę. 
- A ja proponuję bym zobaczył, czy będziemy mogli z czegokolwiek zrobić ten obiad. I czy w szopie z tyłu jest jakieś drewno i węgiel do pieca, bo też w jakiś sposób musimy ten obiad ugotować – odpowiedziałem rozbawiony, poprawiając jego kosmyki. Zdecydowanie powinienem jeszcze pobawić się jeszcze troszkę jego włosami. Wiem, wygląda przecudownie w tych rozpuszczonych, ale kosmyki często zasłaniały mu twarz, a to już mi się nie do końca podobało. 
- Jestem pewien, że Alisha zadbała o wszystko – wymruczał i pocałował mnie w czubek nosa. 
- Ale i tak muszę iść do tej szopy, bo troszkę tu zimno – odparłem, odsuwając się od niego. Najpewniej on i Yuki tego nie poczuli, ale w tym domu było całkiem chłodno. Nic dziwnego, jestem przekonany, że piec w kuchni czy kominek w naszym pokoju jeszcze nie był ani razu używany. Bardzo szybko to się zmieni, bo ja w zimnie spać nie zamierzam. – Rozejrzysz się za jedzeniem? Bo być może będę musiał jeszcze pójść na zakupy – poprosiłem, uśmiechając się do niego delikatnie. Miałem troszeczkę chłodne i racjonalne podejście, co raczej wyglądało całkiem zabawnie z ekscytacją reszty domowników. Miałem takie leciutkie wrażenie, że tylko ja jestem tu dorosły... i w sumie się za bardzo nie myliłem. Miki według aniołów jest jeszcze malutkim, słodziutkim bobasem. 
- Wszystkim się zajmę – obiecał, unosząc swoje usta w tym słodziutkim uśmiechu. 
Mnie nie pozostało zatem nic innego, jak znowu ciepło się ubrać i zobaczyć, czy wszystkie rzeczy potrzebne do ocieplenia domu będą dostępne. Swoją drogą, skoro już będziemy żyć na własny rachunek, wypadałoby znaleźć jakąś pracę. To nie będzie dla mnie nic trudnego, praktycznie całe swoje życie spędziłem w ciągłej podróży, więc czasami trzeba było zatrzymać się na dłużej w mieście, by zarobić trochę grosza na życie. Oczywiście, mam odłożone pieniądze, i to całkiem sporo, bo diamenty, które wtedy ze sobą zabrałem, okazały się być bardzo dobrej jakości i nie wszystko poszło na pierścionek, więc bez problemu mogłem spędzić zimę w ciepłym domku. Ale później... cóż, mam tylko nadzieję, że częściowy brak mięśni w jednej ręce nie będzie mi jakoś mocno przeszkadzał. Fakt, przy nadmiernym wysiłku ręka potrafiła mnie mocno zaboleć i musiałem sobie zrobić przerwę, ale nie było aż tak źle. 
Po niecałych dziesięciu minutach wróciłem domu z dwoma wiaderkami, które znalazłem w szopie, które były wypełnione drewnem na opał oraz węglem. Mój mąż znajdował się w kuchni i już zdążył wyłożyć na blat potrzebne mu produkty. A zatem spiżarnia była pełna... Alisha naprawdę o wszystkim pomyślała. 
Reszta dnia minęła nam bardzo spokojnie i miło. Rozpaliłem ogień, by było mi oraz psiakowi ciepło, pomogłem mojemu najukochańszemu aniołkowi w przygotowywaniu obiadu i później w sprzątaniu, spędziłem miłe popołudnie z rodziną, a wieczorem wszyscy wróciliśmy do swoich pokoi. I muszę przyznać, że nasza sypialnia wyglądała cudownie, kiedy jedynym źródłem światła był ogień w kominku. 
- Ale jutro koniecznie musimy iść na zakupy – odezwał się do mnie Mikleo przytulając się do moich pleców, podczas kiedy dokładałem do kominka drewna. 
- Po co? Chyba wszystko mamy – spytałem zaskoczony, nie za bardzo go rozumiejąc. 
- Nie mamy żadnych ozdób, a święta tuż-tuż – przypomniał mi, uśmiechając się do mnie słodziutko. No tak, święta... obym nie zniszczył ich tak, jak to zrobiłem rok temu. Ostatnim, czego chciałem, to sprawić mu jeszcze więcej zawodu niż dotychczas. Już wystarczająco dużo cierpienia mu sprawiłem, powinien zasługiwać na trochę szczęścia. 
- Co tylko chcesz – wymruczałem i pocałowałem go w policzek. Teraz będę spełniał jego każdą, nawet najmniejszą prośbę, by w jakiś sposób się mu odwdzięczyć za te ostatnie, okropne święta. 

<Owieczko moja? c:> 

Od Shōyō CD Taiki

Poczułem, jak na moje policzki wkrada się ten brzydki rumieniec. Ledwo co się rozgościliśmy w pokoju, a on już prosi mnie o takie rzeczy. Ciekawe, czy kiedy pakował tę sukienkę wczoraj wiedział, że już dzisiaj będę ją zakładał... zagryzłem nerwowo wargę wiedząc, że muszę się na to zgodzić. Znaczy, nie muszę, Taiki mnie do niczego nie zmusza, ale jeżeli powiem mu nie, to będzie strasznie smutny, a tego bym nie chciał. Już przez ostatnie miesiące był smutny z mojego powodu, więc teraz chciałbym sprawić, żeby był szczęśliwy. 
- Zamknąłeś drzwi na klucz? – spytałem, przyglądając się mu uważnie. Ostatnim, czego potrzebowałem, to to, aby ktoś obcy wszedł do naszego pokoju, kiedy mam na sobie dziewczęce rzeczy. To jest widok przeznaczony tylko i wyłącznie dla oczu mojego narzeczonego, i nikogo innego. 
- Nie, bo po co? Kto miałby powód, aby ci tu wejść? – Taiki był lekko zaskoczony moją prośbą. 
- Nie wiem, ludzie są różni. Może ktoś pijany pokoje pomylić, tak na przykład. Lepiej dmuchać na zimne – wyjaśniłem, delikatnie poprawiając jego kosmyki wpadające mu do oczu. Jemu także podczas mojej nieobecności strasznie urosły włosy i byłem zaskoczony, że nic z nimi nie zrobił. W końcu zawsze bardzo dbał o swój wygląd i pilnował, by wszystko było perfekcyjnie. Nie, żeby teraz perfekcyjnie nie wyglądał, bo wyglądał, po prostu byłem delikatnie zaskoczony. 
- Chyba powinieneś mieć nieco większą wiarę w ludzkość – odezwał się rozbawiony, na co prychnąłem cicho. 
- Ufam tobie w stu procentach i to mi w zupełności wystarczy – odparłem, delikatnie pusząc policzki. – To zamkniesz drzwi? Bo inaczej się nie przebiorę – użyłem delikatnego szantażu, naprawdę pewniej i przede wszystkim bezpieczniej czując się w zamkniętym od wewnątrz pokoju. 
- Skoro tak stawiasz sprawę, to chyba nie mam wyjścia. W takim razie idź się przebierać, a ja zamknę drzwi – obiecał mi, całując mnie w linię żuchwy. 
Pokiwałem delikatnie głową i z lekką niechęcią zsunąłem się z jego kolan. Podszedłem do torby mojego narzeczonego, wyjąłem z niej ubranko, w którym tak bardzo chciał mnie zobaczyć, i zniknąłem w łazience. Jak dobrze, że mamy łazienkę tutaj, w pokoju, a nie musimy wychodzić na korytarz, bo gdyby tak było, Taiki nigdy nie namówiłby mnie na przebranie się. Ciekawe, czy za taką dodatkową usługę mój narzeczony zapłacił więcej, niż gdybyśmy mieli spać w jakimś takim „normalnym” pokoju. Nie chciałbym, aby zbytnio przepłacał, nawet ze względu na takie wygody. 
W łazience nie za bardzo się spieszyłem, musiałem się psychicznie przygotować do pojawienia się przed nim jedynie w sukience. Minęło trochę czasu, od kiedy ostatni raz założyłem podobny ciuszek... to było jeszcze przed porwaniem. Troszkę opornie założyłem na siebie sukienkę i zacząłem przyglądać się swojemu odbiciu w lustrze. Wiedząc, jak bardzo uwielbia moje lisie części ciała, pozbyłem się iluzji, ujawniając swoje prawdziwe uszy oraz ogony. Rany, te moje policzki, czemu one są takie czerwone? Wyglądałem okropnie. Ochlapałem twarz chłodną wodą, ale nie, to niewiele pomogło. Po raz ostatni poprawiłem swoje włosy i mocno zawstydzony wyszedłem z łazienki. Nadal nie za bardzo byłem pewien, co takiego jest w tych sukienkach, że Taiki lubi mnie w nich oglądać, według mnie wyglądałem głupio, ale jeżeli jego to uszczęśliwia, to jakoś to przeboleję. 
Taiki nic nie powiedział na mój widok. Przez kilka strasznie długich dla mnie sekund przyglądał mi się z łóżka, kompletnie nic nie mówiąc. Nie lubiłem, kiedy tak milczał, nie może po prostu powiedzieć, co mu siedzi w głowie? Po chwili wstał z łóżka, nachylił się i wyszeptał mi do ucha:
- Wyglądasz cudownie. 
Użył takiego tonu, że poczułem ciarki na plecach, chociaż... mógłby powiedzieć to nieco wcześniej i oszczędzić mi trochę tego stresu. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie, nadal czując się nieswojo w tym stroju. Zresztą, kto na moim miejscu czułby się pewnie? Jestem chłopakiem i zakładam sukienki specjalnie dla mojego ukochanego. Nie jestem pewien, czy to jest do końca normalne, ale najważniejsze, że jemu się to podoba. 
- Co robisz? – spytałem, kiedy poczułem jego dłonie na swoich biodrach. Zamiast jednak pozbywać się tej sukienki z mojego ciała zaczął mnie... obracać? 
- Podziwiam, jak ślicznie wyglądasz – odpowiedział, uśmiechając się do mnie głupkowato. – Muszę nacieszyć oczy. Dawno nie miałem przed sobą tak cudownego widoku. 
- Cudownego? No nie wiem, wyglądam raczej głupio – powiedziałem, nerwowo zagryzając dolną wargę. 
- Cudownie i słodziutko – poprawił mnie, całując mnie w szyję i swoimi pocałunkami schodząc coraz to niżej. Nie wyglądało na to, aby mu się spieszyło, w co zupełności rozumiałem. W końcu, gdzie i po co się spieszyć? Nie zapowiadało się, aby deszcz szybko przestał padać, a i tak ja sam nie za bardzo miałem już ochotę na wyjście na zewnątrz, nawet jeżeli pogoda byłaby w miarę znośna. 
Po intensywnych i wspaniałych chwilach leżeliśmy na łóżku, odpoczywając i łapiąc oddech. Znowu czułem się nieco winny, ponieważ musiałem zachować ciszę, by nikt z gospody przypadkowo się nie zainteresował naszym pokojem. A aby zachować ciszę, musiałem wyżyć się na czymś innym, i w tym przypadku było to ciało mojego ukochanego. Opuszkiem palca pogładziłem jedno z zadrapań, jakie mu sprawiłem. Miałem nadzieję, że Taiki nie cierpi teraz przeze mnie za bardzo, po prostu nie za bardzo panowałem nad sobą w takich chwilach. Swoją drogą, skąd miałem w sobie tyle siły, by zostawiać takie wyraźne ślady...?
- Jeszcze trochę i wrócisz do normalnej wagi, a wtedy będziemy mogli odwiedzić krawca – Taiki pierwszy przerwał ciszę, drażniąc palcem moje żebra. Zmarszczyłem brwi słysząc jego słowa. Czegoś tutaj nie rozumiałem. 
- Ale po co? Mam ubrania. I to całkiem sporo, nie potrzebuję ich więcej – powiedziałem licząc na to, że Taiki mnie olśni. 
- Po stroje ślubne, oczywiście – mój narzeczony poprawił opadające na moje czoło kosmyki. – Będą one szyte na miarę, dlatego zanim się do niego udamy, musisz jeszcze troszkę przybrać na wadze. 
- Och. Racja – powiedziałem, chociaż nie do końca się z tym zgadzałem. Moja waga była raczej prawidłowa i ja raczej więcej ważyć nie potrzebuję. – Jak sobie wyobrażasz nasz ślub? – spytałem cicho, przyglądając mu się uważniej. Chciałem znać jego zdanie, ponieważ ja go absolutnie nie posiadałem, a ostatnio raczej o ślubie za wiele nie rozmawiamy. 

<Taiki? c:> 

środa, 8 grudnia 2021

Od Mikleo CD Soreya

Cicho prychnąłem pod nosem, słysząc jego słowa, wcale nie miałem aż tak dużo sukienek, bo chyba z cztery pomyślmy, suknie ślubna, niebieska suknia balowa od Alishy i ta błękitna, którą sam zdobyłem, by zaprezentować się mężowi, a no i zapomniałbym jeszcze o tej sukience, którą dostałem na samym początku, gdy mój wtedy niegdyś przyjaciel pokazywał mi, jakie ma upodobania, razem więc wychodzi, że mam cztery sukienki to nie tak dużo. Rany, jaki jestem z tego dumny, jestem chłopakiem, a daje się przebierać w sukienki, co ten człowiek ze mną zrobił.
- Hej, wcale nie mam tak duo sukienek to tylko cztery sztuki - Wyznałem, pusząc przy tym policzki, wiedząc jak bardzo mój mąż to lubi.
- Ach tak? To powiedz mi, ile masz ubrań wyjściowych, a ile sukienek? - I tu mnie miał, doskonale wiedział, że wyjściowe mam tylko to, co leży teraz gdzieś na ziemi, krótkie ubrania na ciepłe dni no i to, co dała mi Alisha, w takim razie mam trzy wyjściowe ubrania, z czego chodzę tylko w tym długim, czasem w krótkim, anioły się nie pocą ani nie brudzą, więc nie muszę mieć innych ubrań, one zawsze są czyste i pachnące więc i po co mi ich więcej.
- No dobra masz rację, mam więcej sukienek niż zwykłych ubrań - Przyznałem mu rację, podnosząc się do siadu, wypadało się ubrać i wrócić do zamku musimy pomyśleć jak się spakować i kiedy przenieść się do nowego domu poza tym musimy jeszcze pokazać dom Yuki'emu, ale to możemy zrobić, chociażby jutro dziś po prostu musimy już wrócić, by powoli zacząć się pakować. Ach, nareszcie będziemy mieli swój własny kont, w którym nikt nie będzie nam przeszkadzał i tylko tego mi trzeba.
- Już wstajesz? - Mój mąż złapał mnie w pasie, przytulając się do moich pleców.
- Myślę sobie, że to chyba najwyższy czas na powrót do zamku, musimy zobaczyć się z Yukim, chłopiec na pewno nas szuka po całym zamku - Przypomniałem mężowi o naszym synku, który czekał na nas w zamku.
- Albo zapomniał o nas i siedzi u Emmy jak robi to na co dzień - Słowa Soreya były bardziej prawdopodobne niż te moje, chłopiec coraz to częściej przebywał u swojej przyjaciółki, z nami nie spędzając już aż tak dużo czasu, nie żeby nam to przeszkadzało, niech się bawi i zdobywa nowe doświadczenia, puki jest młody i pełen szczęścia.
- To również jest prawdopodobne, a jeśli tak się stanie, będziemy mieli czas, by powoli zacząć się pakować, nie mamy dużo rzeczy, więc dość szybko będziemy mogli wyprowadzić się z zamku. - Stwierdziłem, zakładając ubrania na swoje nagie ciało, aby je okryć, mój mąż nie umie się skupić, gdy patrzy na mnie, a ja nie mogę pozwolić, aby tak się męczył, w końcu staram się być dla niego wspaniałym mężem i musi to docenić. - No już ruszaj się - Dodałem, pośpieszając go, aby wstał z łóżka, a raczej z kanapy, odpoczynek odpoczynkiem, ale mamy co robić a ja nie ukrywam, chciałbym jak najszybciej wprowadzić się do naszego nowego cudownego domku,
- No już spokojnie mamy czas, przecież nigdzie nam się nie śpieszy - Zauważył, powoli wstając z kanapy, zakładając swoje ubrania na ciało, będąc już po chwili gotowym do wyjścia. I to mi się podobało, mogliśmy wyjść z domu, zamykając go na klucz, by nikt przypadkiem nie zechciał z niego coś wynieść, wracając do zamku, gdzie jak się okazało, Yuki wcale na nas nie czekał, najwidoczniej dobrze bawiąc się z Emmą, no nic, w takim razie mieliśmy czas by spokojnie zjeść posiłek, po którym od razu musieliśmy odpocząć, trochę dziś zużyliśmy energii, którą trzeba było naładować przed pakowaniem ubrań. Niby mieliśmy na to czas, jednakże jeśli już dostaliśmy klucze, nie mogliśmy jeszcze bardziej nadwyrężać dobroci serca Alishy, powinniśmy się jak najszybciej wyprowadzić i tego byliśmy w stu procentach pewni.
Niestety w dniu, w którym mieliśmy coś zacząć pakować, postanowiliśmy odpocząć, nie mając po posiłku na to kompletnie siły. Dopiero dnia następnego zostając do tego zmuszonym nie przez siebie lub Alishe a przez Yuki'ego, który dowiedział się o domu i chciał koniecznie go zobaczyć i w nim zamieszać. Postanowiliśmy więc, że przeniesiemy kilka rzeczy do nowego domu i przy okazji pokarzemy go chłopcu, który jak się okazało później, od razu po obejrzeniu domu stwierdził, że on do zamku już nie wraca, a jego pokój jest super i co najważniejsze będzie mógł zapraszać Emme, co wydawało się dla niego najważniejsze.
Z tego też powodu nie mogliśmy już wrócić do zamku na noc i chyba już raczej nie wrócimy, Yuki ucieszył się z nowego domu, jeszcze bardziej niż ja a myślałem, że to niemożliwe.
- A więc musimy chyba zostać już na noc tu - Odezwałem się rozbawiony, widząc ekscytacje chłopca, tak naprawdę nawet nie mając ochoty wracać do zamku, a resztę rzeczy zabierzemy później, nie są nam w końcu teraz potrzebne.

< Pasterzu owieczki swej? C:>