poniedziałek, 27 grudnia 2021

Od Soreya CD Mikleo

Nie spodobał mi się ten pomysł ani trochę. Kochałem jego włosy, im dłuższe, tym lepsze. Były piękne, takie błyszczące, pachnące i miękkie, bardzo łatwo się poddawały i mogłem z nich tworzyć najróżniejsze cuda... nie pomijając oczywiście faktu, że w poranki takie jak ten mogłem się nimi bawić, kręcić wokół palca... no i także sam Miki wygląda cudownie w długich włosach. 
Nie mogłem jednak tak bardzo otwarcie powiedzieć, że nie chcę, aby skracał włosów, bo wtedy wbrew swojemu samopoczuciu tego nie zrobi. Nie chciałbym, aby czuł się źle we własnym ciele. To tylko moje głupie preferencje, Miki i tak dla mnie będzie najpiękniejszy czy to w krótkich, czy w długich włosach. 
- Jak dla mnie nic nie musisz zmieniać. Kocham każdą, nawet najmniejszą część twojego ciała – wymruczałem, chwytając delikatnie kilka jego pasemek i składając na nich delikatny pocałunek. 
- Och, czyli kochasz tylko moje ciało? – spytał, unosząc jedną brew, a z tonu jego głosu wyczułem, że się ze mną droczy. 
- Skądże. Twój charakter również uwielbiam, a najbardziej twoją złośliwość. Jest bardzo ujmująca i od razu skradła moje serce – wyszeptałem mu do ucha, by następnie ugryźć jego płatek. Nie za mocno, by nie zrobić mu krzywdy, ale też nie jakoś słabo, by jednak zaznaczyć swoją dominację. 
- Nic dziwnego, w końcu to mój największy atut, każdy mu ulega – zaśmiał się cicho, odgarniając kosmyki z mojego czoła. – Czyli mam rozumieć, że jesteś przeciw?
- Uwielbiam twoje włosy, są przecudowne, ale jeżeli bardzo chcesz je skrócić, nie będę cię powstrzymywał – wyjaśniłem, całując go w nos. Nie, żebym mógł go powstrzymać, nie mam żadnego prawa do tego. 
- No dobrze. Zostawię je. Ale pod jednym warunkiem. Od tej pory masz mnie czesać – słysząc jego straszny warunek, zaśmiałem się cicho. – Nie śmiej się. Wiesz, jak trudno mi nad nimi zapanować? 
- Wystarczy, że mi powiesz, jakiej fryzury pragniesz, a już ci ją zrobię – wyszczerzyłem się do niego, wsuwając dłoń pod jego koszulę. Znaczy, moją koszulę, ale była na jego ciele i wyglądała bardzo ładnie. A jego osoba jeszcze lepiej. 
Miałem ochotę na bardzo miłe spędzenie czasu. Fakt, dzisiaj w nocy Miki zapewnił mi troszeczkę atrakcji po tym, jak rankiem odmówił mi jakichkolwiek przyjemności, ale mi nadal było mało. Chociaż... może powinienem troszkę oszczędzać siły? W końcu niedługo będziemy starać się o dziecko i wątpię, by jeden raz wystarczył. Ale najpierw Miki musi się przygotować do tej roli i psychicznie, i fizycznie... szczerze, troszeczkę nie mogłem się tego doczekać. Mieć dziecko, które będzie miało cechy zarówno moje, i mojego ukochanego, chociaż jednak miałem cichą nadzieję, że jednak bardziej przypominałoby Mikleo, niż mnie. Taką małą córeczkę... znaczy, gdyby trafił nam się syn, nie narzekałbym, ale jednak jeżeli miałbym jakikolwiek wybór, wolałbym dziewczynkę. 
Nim zdążyło do czegokolwiek dojść, usłyszeliśmy kroki na korytarzu i w porę zdążyliśmy się od siebie odsunąć. Jak dobrze, że pokój Yuki’ego znajdował się na drugim końcu korytarza, więc mieliśmy czas na jakąkolwiek reakcję. Nim drzwi do naszego pokoju otworzyły się, Mikleo poprawił dyskretnie swoją – znaczy się moją – koszulę, a ja stałem przy szafie, wybierając ubranie na dzisiaj. Trochę żałowałem tej decyzji; mógłbym w tym momencie dokładać do kominka, w którym nawet węgielki się nie żarzyły. 
- W końcu wstaliście! – odezwał się zadowolony Yuki, wskakując na łóżko do mojego męża. – Ile można spać? Byłem już u was dwa razy. 
- Gdybyśmy poszli spać tak wcześnie, jak ty, już dawno bylibyśmy na nogach – odpowiedziałem, wyciągając z szafy koszulę wraz ze spodniami do niej pasującymi. 
- No to czemu nie spaliście w nocy? – dopytywał Yuki, przyglądając mi się z zainteresowaniem. 
- Bo ktoś przecież musiał posprzątać po wigilii – opowiedziałem wymijająco, czochrając jego włosy. – Głodny?
- Nie, chciałem się tylko spytać, czy mogę pójść do Emmy. 
- Nie jest na to za wcześnie? – spytał Mikleo, poprawiając jego kosmyki, które ja tak brzydko potargałem. 
- Jest prawie południe. To, że wy tak długo spaliście i wydaje się wam, że jest tak wcześnie, to już nie moja wina – bąknął, pusząc niezadowolony policzki. 
- Daj nam pięć minut. Ogarniemy się z mamą, zjemy coś, ustalimy, kiedy wrócisz... jestem pewien, że Emma ci nie ucieknie – trochę ostudziłem jego zapał.
- To wy się ogarniajcie, a ja pójdę zacząć przygotowywać wam śniadanie, by nie przedłużać – zaproponował i zaraz zniknął na dole. I pomyśleć, że podczas pełni to dziecko jest takie grzeczne i spokojne... całkowite przeciwieństwo mamy. 
- Mam jedno pytanie – odezwałem się, kiedy Yuki był wystarczająco daleko i nachyliłem się nad mężem. – Jesteś... szczęśliwy po wczorajszym dniu? – spytałem cicho i niepewnie, odrobinkę bojąc się jego odpowiedzi. Starałem się wczoraj, by wszystko było idealnie, ale jak zawsze musiałem coś sknocić; o mało nie pomyliły mi się dni. I nadal nie miałem pojęcia, czy prezent dla niego ode mnie się u spodobał, czy też nie. Po tym, jak dostałem prezent od niego, czułem się głupio; on daje mi podarunek ze znaczeniem, i to nie byle jakim, a ja mu po prostu ubranie. 

<Owieczko? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz