wtorek, 21 maja 2024

Od Mikleo CD Soreya

W tej chwili zgłupiałem, jeszcze przed chwilą nie chciał, abym wychodził na dwór, a teraz bez większego problemu mi na to pozwala, on naprawdę czuje się dobrze? Chyba się nie wyspał, zdecydowanie to był problem..
- Jesteś pewien? - Musiałem zapytać czując się jakoś tak dziwnie, jeszcze przed chwilą gniewał się na mnie za to, że chce wyjść na dwór, a teraz tak po prostu pozwala mi na to? Nie, żebym miał zamiar mu się podporządkować, jednak trochę jego zachowanie mnie zszokowało.
- A dlaczego miałbym ci czegoś zabraniać? Przecież wiem, że lubisz przebywać na dworze w taką pogodę. A więc śmiało Idź i mną się nie przejmuj - Przyglądałem mu się uważnie kilka chwil, naprawdę nie mając pojęcia, co jest z nim nie tak, może faktycznie jest zmęczony, wypije kawę, weźmie kilka wdechów i mu przejdzie.
- To idę - Czując ulgę, opuściłem dom, zajmując się ogrodem, w której czułem się jak ryba w wodzie. Tu było mi dobrze, pogoda była idealna, a i ogród wreszcie wyglądał, tak jak wyglądać powinien.
Nasz ogródek był różnokolorowy, czerwień, żółć, fiolet, zieleń i brąz, a już na wiosnę będziemy mieli mnóstwo pięknych kwiatów, o ile Psotka mi ich nie zniszczy. Będę musiał pilnować ją aby nie zbliżała się do moich roślin.
Po zakończeniu pracy usiadłem w altance, obserwując piękny i co najważniejsze czysty ogródek.
Potrzebowałem kilka chwil, aby odetchnąć, nim miałem wrócić do domu, do który męża na pewno już się nudził, beze mnie, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Wychodząc z altanki, dostrzegłem naszego sąsiada, który wychodził z domu, machając do mnie, co odwzajemniłem z grzeczności.
Ren gdzieś się wybierał, a to nawet dobrze Sorey nie będzie się znów pieklić tylko dlatego, że nasz sąsiad czasem ze mną porozmawia, nie uważam, aby to było czymś złym, oczywiście doskonale wiem, że mój mąż go nie lubi, dlatego nie zmuszam go do rozmowy z naszymi sąsiadami, ale sam chciałbym z nimi rozmawiać, bo ich lubię, a miło jest spędzić czas z kimś innym poza mężem, dziećmi i zwierzętami.
W dobrym nastroju wróciłem do domu, dostrzegając Soreya, który siedział na kanapie ze skwaszoną miną, najwidoczniej coś znowu go ugryzło. A ja nie wiem co.
Dałem mu spokój, musząc się najpierw umyć i przebrać, aby do niego wrócić czysty i pachnące.
Kąpiel nie zajęła mi zbyt wiele czasu, dzięki czemu już po piętnastu minutach mogłem znaleźć się przy moim ukochanym.
- Jak się czujesz? - Zapytałem, podchodząc do niego bliżej.
- Czułbym się lepiej, gdybyś nie poszedł na dwór i tak wesoło nie szczerze się do naszego sąsiada - Burknął, czego znów nie rozumiałem, jeszcze przed chwilą sam zaproponował, abym poszedł na dwór a teraz ma z tym jakiś problem? Ja chyba nie do końca rozumiem, o co mu chodzi.
- Sorey, czy wszystko z tobą, aby na pewno w porządku? Nie jesteś chory albo przypadkiem Nie uderzyłeś się w głowę? Zachowujesz się trochę dziwnie i chyba przesadnie jesteś zazdrosny o naszego sąsiada, z którym przecież bym cię nie zdradził i chyba dobrze o tym wiesz, a więc skąd ta obraza? - Zapytałem, naprawdę nie rozumiejąc, co go ugryzło.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Otworzyłem oczy, od razu dostrzegając mojego pięknego panicza, który już nie spał, wpatrując się w moją twarz. Dostrzegając to, co w śnie zrobiłem, lekko tym przerażony szybko odsunąłem się od Daisuke, bojąc się, że moja ręka mogła trafić w miejsce, w które trafić nie powinna.
- Przepraszam, zrobiłem ci coś? - W moim głosie dało się usłyszeć strach. Mój biedny panicz, już i tak bardzo cierpi z mojego powodu, nie chcę, aby cierpiał jeszcze bardziej. To był zły pomysł, powinienem spać w innym pokoju, przynajmniej wtedy bym go nie dotknął.
- Uspokój się, nic mi nie zrobiłeś, nie musisz tak panikować - Daisuke był bardzo spokojny, ale to dlatego, że nie widzi w tym problemu, on naprawdę oszalał, przecież ja w każdej chwili mogę go skrzywdzić czy to jako wilkołak, czy to jako człowiek po prostu śpiąc z nim.
- To był głupi pomysł, jutro już będę spał w innym pokoju - Stwierdziłem, nie wierząc w to, że jutro na przykład przypadkiem czegoś mu nie zrobię to naprawdę zbyt bardzo ryzykowne.
- Haru przestań, nic mi nie zrobiłeś - Daisuke starał się mnie uspokoić, mimo że nie było to wcale takie proste dla mnie.
- Teraz nie ale co jeśli jutro przypadkiem uderzę cię w żebra? Albo przypadkiem za mocno ścisnę, przecież oboje dobrze wiemy, że jest to bardzo prawdopodobne - Zauważyłem, po kolei wymieniając wszystkie wady tego nieodpowiedzialnego pomysłu.
Mój panicz westchnął ciężko, kładąc dłoń na swojej głowie, najwidoczniej zawiedziony tym jak się zachowuje. No ale jak mógł być zawiedziony, przecież ja myślę o jego bezpieczeństwie, o tym, aby nie cierpiał, a więc dlaczego on tak na to nie patrzy?
- Gdybym tylko nie miał połamanych żeber, zacząłbym się śmiać - Jego słowa zaskoczyły mnie jeszcze bardziej, bo przepraszam bardzo, co w tym wszystkim jest śmiesznego? Przecież ja nie powiedziałem niczego zabawnego, mówię samą prawdę i tłumaczę mu, co tak bardzo mnie przeraża.
- Nie rozumiem, z powodu czego byś się śmiał. Ja nie widzę w tej sytuacji niczego śmiesznego - Burknąłem, pusząc swoje policzki, może i zachowałem się jak dziecko, ale to wszystko jego wina, bo nie rozumie mojego zmartwienia.
- Jesteś przewrażliwiony. Zrozum, że ja nie chcę, aby spał w innym pokoju, jesteś moim narzeczonym i chcę, abyś znów zachowywał się tak jak dawniej. Chcę móc się do ciebie przytulać, spędzać czas, po prostu chcę, abyś był przy mnie blisko tak jak dawniej - Jego słowa dały mi do myślenia, odkąd tylko odkryłem, kim jestem, odsunąłem mojego narzeczonego od siebie, a przecież nie powinienem się, tak zachowywać, muszę się ogarnąć, pomóc Daisuke dojść do siebie, a gdy to się stanie, oboje będziemy mogli zastanowić się nad tym, co zrobić dalej ze mną.
Westchnąłem ciężko, patrząc przez chwilę w jego oczy, zbliżając do jego ust, aby złączyć nasze usta w delikatnym pocałunku, dopiero teraz zdając sobie sprawę, jak bardzo za tęskniłem.
Gdy tylko oderwałem się od niego, uśmiech sam pojawił się na moich usta.
- Pójdę zrobić ci zioła i poprosić o śniadanie - Zaproponowałem, kładąc dłoń na jego policzku, nie przestając się do niego uśmiechać.

<Paniczu? C:>

poniedziałek, 20 maja 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Nie było mowy, że ja się zgodzę na to, by tam wychodził, nie, kiedy jest tam ten facet. Znów będzie chciał mi zrobić na złość i będzie sobie z nim flirtował. Już wczoraj mi przyznał, że lubi mnie drażnić, a ja szczerze tego nie cierpiałem. I nie ma mowy, że dzisiaj także będzie mnie drażnić. Nie po to dawałem mu karę, by znów ponawiał te błędy. A przecież mu mówiłem, że co mi się nie podoba i na co ma uważać. Mówię niewyraźnie, niezrozumiale? Wczoraj też miał problem ze zrozumieniem jasnego polecenia. Może więc to problem jest w nim? Coś innego zajmuje jego myśli. A może ktoś. Jak na przykład dziwny sąsiad, który w tym momencie znajdował się w ogrodzie. 
- Nie ma mowy – odezwałem się, puszczając go w końcu. Nawet wyspać się nie mogę, bo zaraz ta krnąbrna Owieczka coś będzie głupiego planować. 
- Ale muszę dokończyć pracę w ogrodzie – zaczął, na co nie mogłem się zgodzić.
- To sobie popracujesz, kiedy sąsiada na ogródku nie będzie. Zresztą, wczoraj siedziałeś kilka godzin, i jeszcze nie skończyłeś? Brzmi to na próbę spotkania się z nim – wyznałem, nie mając zamiaru się na to godzić. Może, gdybym wyszedł tam z nim, jeszcze bym się zgodził, ale nie miałem na to najmniejszej ochoty. Pomimo słońca czułem w kościach, że jest zimno. A już przynajmniej zimno dla mnie. 
- Ale... – zaczął, pewnie dalej chcąc mnie przekonać, co oczywiście mu się nie uda, dlatego szybko mu przerwałem, by już się nie produkował.
- Skończyłem dyskusję – powiedziałem dobitnie, zostawiając go w salonie. A niech tylko usłyszę, że pomimo moich słów wychodzi na dwór... oj, nie chciałbym być wtedy w jego skórze. Chyba go następnym razem przywiążę do łóżka, by wiedział, że nie żartuję. Może wtedy w końcu do niego coś dotrze. 
Skierowałem się do kuchni, musząc się uspokoić, i przede wszystkim napić się kawy. Bez kawy nie potrafię żyć, to jest chyba jedyna ludzka rzecz, której w życiu swym potrzebowałem, by potrzeby mojego ciała były zaspokojone. No i seks, seksu też potrzebowałem. Chociaż, czy to było takie czysto ludzkie? Nie wydaje mi się, jakby się tak nad tym bardziej zastanowić. W końcu, seks to nie tylko przyjemność, anioły skądś się muszą brać, nie wszyscy przecież tak jak ja uciekają z nieba i odradzają się tu na ziemi w jakiś dziwny, magiczny sposób. Tak więc nie jest to taka czysto ludzka potrzeba. 
Czekając, jak zagotuje mi się woda na moją kawusię cudowną, zabrałem się za przygotowanie jedzenia zwierzakom. Miseczki miały puste, więc Miki im nawet nic nie podał, a już chciał na dwór wychodzić... pospieszany przez miauczenia kotów oraz piszczenie Psotki dałem im jedzenie, w końcu mogąc się cieszyć ciszą. Akurat jak to zrobiłem, mogłem w końcu sobie przygotować kawę. Z gorącym kubkiem zasiadłem do stołu, mogąc się cieszyć tymże cudownym napojem. I mój Panie, jakie to było dobre... pomimo, że wolałem słodkie rzeczy, gorycz kawy absolutnie mi nie przeszkadzała. Nie wiem, jak inni mogą się bez tego obywać. Przecież to niemożliwe.
- Sorey, ja... możemy jeszcze raz porozmawiać? – usłyszałem za sobą niepewny głos Mikleo. 
- A o czym chcesz rozmawiać? – spytałem łagodnie, trochę go nie rozumiejąc. 
- O wyjściu do ogrodu. Chciałbym dokończyć prace – wyznał, czego jeszcze bardziej nie rozumiałem. 
- No to wyjdź, w czym problem? Ładna pogoda jest, nie ma co siedzieć w domu. Chociaż dla mnie jest tam za zimno – odparłem, odwracając głowę w jego stronę.

<Owieczko? c:> 

Od Daisuke CD Haru

 Biorąc pod uwagę to, ile w ostatnim czasie piję tych naparów, powinienem w tym momencie odmówić. Medyk przekazał mi, że powinienem pić co najwyżej trzy napary dziennie, a ja wczoraj.... cóż, nie wiem, ile dokładnie ich było, ale na pewno więcej niż trzy. Z logicznego punktu widzenia, powinienem odmówić, i jakoś zasnąć bez tego, ale żebra, i ramię, i głowa, a nawet te rozcięte usta. Wcześniej, kiedy szukałem Haru po lesie, nie czułem tego aż tak, ale byłem pod wpływem ziół. Żebra zaczęły mnie boleć dopiero od momentu, w którym to Haru powalił mnie na ziemię. A to wszystko zaczęło mnie boleć dopiero teraz, jak się położyłem i chciałem odpocząć. Oby jutrzejszy dzień był już spokojniejszy, bo nie wiem, jak długo będę potrafił tak funkcjonować; bez snu, jedzenia i na naparach przeciwbólowych. 
- Poproszę. Bez nich chyba nie dam rady zasnąć – przyznałem, starając się zachować jak najbardziej neutralny wyraz twarzy, by nie czuł się przy mnie źle. 
- Się robi – odparł, od razu wstając z łóżka i nim się zorientowałem, zniknął z pokoju. Trochę szkoda, że Haru przed wyjściem nie pocałował mnie w czoło, nos, czy po prostu wykonał jakiś taki drobny gest. Brakowało mi tego.
Powoli podniosłem się do siadu, cicho jęcząc z bólu. Skoro miałem wypić z zioła, musiałem siedzieć. I im dłużej tak sobie siedziałem, tym bardziej mnie bolało. I to było nie do wytrzymania. Jakim cudem ja dawałem sobie radę i go szukałem po tym lesie, skoro teraz siedzenie sprawiało mi taki ból. Jak teraz sobie pomyślałem, że mam wsiąść na konia i gdzieś pojechać, to mi się aż słabo robiło. Nie wiem, jak ja wypiję te zioła, bo chyba kubka nie uda mi się utrzymać w rękach. 
Haru w końcu do mnie wrócił, i już chciał mi ją podać, zauważył, jak bardzo ręce mi się trzęsą. I z tego powodu pomógł mi ją wypić, bo nie wiem, jak bym sobie z tym poradził. Pewnie bym wszystko porozlewał i się jeszcze przy okazji poparzył, jakbym nie był już wystarczająco pokiereszowany. A kiedy już wypiłem, Haru od razu chciał odnieść kubek, ale nie chciałem, by gdziekolwiek szedł, bo jeszcze mi ucieknie do tego drugiego pokoju i znów nie będziemy spać razem, a tego bardzo bym nie chciał.
- Zostań. Jutro służba to zaniesienie – poprosiłem, chwytając jego nadgarstek. 
- No dobrze. Ale na pewno chcesz, bym z tobą spał? – spytał, jakby nie do końca pewien. Niejasno się wyrażałem? 
- Na pewno chcę. A teraz chodź – poprosiłem, powoli zmieniając pozycję. 
Haru oczywiście mi pomógł, a następnie zgasił świeczki i niechętnie się położył na łóżku, mając taką minę, jakbym zaraz miał go ugryźć, a to ja się o to powinienem bać. Jako, że żebra trochę bardzo mnie bolały, już się do niego nie przytulałem, ale potrzebowałem jego bliskości. I z tego powodu zacząłem szukać swoją dłonią jego dłoni, i kiedy już ją znalazłem, splotłem razem nasze palce. I ku mojej uldze, odwzajemnił to, dlatego mogłem spokojnie spać.
Obudziłem się kilka długich godzin później, prawie że w południe, czując na szyi ciepły oddech oraz rękę na brzuchu. Haru przez sen zbliżył się do mnie, i nawet przytulił lekko, na szczęście nie naruszając moich żeber. Uśmiechnąłem się delikatnie na widok jego spokojnej twarzy. Byłem pewien, że pomimo tych moich wszystkich obrażeń, i tak dzisiaj znów bym za nim ganiał po lesie, jeżeli trzeba by było. Poprawiłem delikatnie jego włosy, a następnie ucałowałem go w czoło, starając się jak najbardziej uważać na swoje ruchy. Chciałem, by się wyspał, bo po tak intensywnej nocy musiał być padnięty. Nie tylko on, ja też... cóż, nie czułem się najlepiej, ale nie będę mu o tym wspominać, by za bardzo się o mnie nie martwił.

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Trochę zaskoczony zachowaniem Sorey zrobiłem to, co mi rozkazał, wytarłem jego brzuch, który ubrudziłem swoim nasieniem, zdejmując jego koszule, którą musiałem wyprać, by znów była czysta i pachnącą..
Z problemem jego koszuli poradziłem sobie bardzo szybko, porządnie wyparłem i wyprałem jego koszule, mogąc mu ją oddać.
- Proszę - Podałem mu koszule, zadowolony z tego, co zrobiłem, szkoda tylko, że tylko ja byłem zadowolony z tego faktu. Mój mąż nie wyglądał na zadowolonego, co go ugryzło? Nie wiem, ale zachowuje się trochę jak nie on.
- Schowaj ją - Rozkazał mi, czym znów mnie zaskoczył, od kiedy on się tak do mnie odzywa? Co ja mu takiego zrobiłem? Wciąż jest zły za to, że rozmawiałem z naszym sąsiadem? Przecież Ren nie zrobił niczego złego, tylko rozmawiał ze mną.
- Jak sobie życzysz - Zgodziłem się na odniesienie koszuli do sypialni ładne powiedzenie jej, po czym padłem na łóżko, trochę zmęczony ogrodem i seksem, którego się w ogóle nie spodziewałem, Sorey naprawdę zachował się dziś jak nie on, a ja nie mam pojęcia dlaczego.
Leżałem tak kilka chwil, nim mój mąż pojawił się w pokoju, podchodząc do mnie, zmuszając mnie do wstania z łóżka.
- Nie wolno ci leżeć, masz pracę do wykonania - Stwierdził, zmuszając mnie do uklęknięcia przed nim. - Twoja kara się jeszcze nie skończyła - Gdy to powiedział, prychnąłem cicho. Wiedząc, czego ode mnie oczekuje.
Posłusznie zdjąłem jego spodnie, zabierając się za masaż jego przyjaciela, dając mu to, czego potrzebowały, starając się, aby było mu jak najlepiej, połykając wszystko to, czym mnie obdarował.
- Grzeczny chłopiec, mam nadzieję, że teraz będzie posłuszny, w innym wypadku mocno cię ukaram - Ostrzegł mnie, nim połączył nasze usta w namiętnym pocałunku, nim opuścił sypialnie, pozostawiając mnie samego.
Nie pojmując, co się dzieje, oblizałem swoje wargi, kładąc na łóżko, musząc odpocząć, a że był już wieczór, to chyba nie było najmniejszego problemu.

Obudziłem się następnego dnia dosyć wcześniej, bardzo cicho wstając z łóżka, aby nie zbudzić Soreya.
Doprowadziłem się do porządku, umyłem całe ciało, wraz z włosami nie zapominając o twarzy i zębach.
Czując się bardzo dobrze, wysuszyłem swoje włosy, związałam je w kok, przebrałem ciało w czyste ubrania, mogąc opuścić łazienkę, kierując się do salonu, skąd mogłem oglądać mój piękny ogród..
Planując wyjść, dostrzegłem mojego męża, który to pojawił się przy mnie.
- Sorey, dlaczego nie śpisz? - Zapytałem, zdziwiony tym faktem, jak i jego spojrzeniem, które znów było jakieś dziwne, tak jakbym znów coś zrobił nie tak, a on wściekł się na mnie za to.
- A dlaczego ty nie leżysz ze mną? Kto pozwolił ci wstać z łóżka? - Syknął, chwytając mój podbródek, aby zbliżyć mnie do siebie.
- Hej puść mnie, nie leżę, bo nie chce leżeć, już się wyspałem, chcę pójść na dwór - Odpowiedziałem, z powodu czego Sorey od razu zerknął przez okno, zaciskając jeszcze mocniej swoje wargi..
- Chcesz wyjść na dwór tak? Masz ochotę na kolejne spotkanie się z naszym sąsiadem? Robisz mi na złość? - Gdy o tym mówił, zerknąłem przez okno, dopiero teraz dostrzegając Rena.
- Nie, ja tylko chce iść do ogrodu - Zapewniłem go, starając się go uspokoić.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

Mimo wszystko uważałem, że jego zachowanie było głupie i zdecydowanie nieodpowiedzialne, pewnie, gdyby nie Ignis skrzywdził, bym go, a nawet może zabił, byłem w transie zabijania z jakiegoś powodu bardzo wygłodniały i pragnący krwi niewiele brakowało, abym i jego zabił jednym kłapnięciem. Wiem, że mnie kocha i chce dobrze, ale takim zachowaniem robi krzywdę samemu sobie, powinien teraz leżeć, dużo odpoczywać, aby dojść do siebie, bieganie za mną na pewno mu w tym nie pomoże.
- To głupie i nieodpowiedzialne - Przyznałem, gdy tylko oderwał się od moich ust.
- W takim razie jestem głupcem, który cię kocha - Wyjaśnił, chwytając moją dłoń, starając się nie pokazywać mi, że go boli.
Cicho westchnąłem, biorąc go na ręce, zanosząc do naszej sypialni, gdzie delikatnie położyłem na łóżku, nie chcąc zrobić mu więcej krzywdy niż już i tak zrobiłem.
Pozostawiając go samego w sypialni, musiałem się umyć i to jak najszybciej, czując mnóstwo krwi, która zdążyła już zaschnąć na mojej skórze.
Rozbierając się, wyrzuciłem ubrania, których i tak nie będzie, dało się uratować.
Wchodząc do wody, porządnie się umyłem, oczyszczając całe ciało od góry do samego dołu, musząc porządnie umyć, nawet włosy, które śmierdziały psem, ale i krwią.
Czysty i pachnący założyłem świeże ubrania, musząc jeszcze porządnie umyć zęby, tak aby smak krwi z nich zniknął.
Czując się już znacznie lepiej, opuściłem łazienkę, chcąc wrócić do mojego pokoju, gdzie mógłbym spokojnie się położyć, nie robiąc nieświadomie krzywdy mojemu narzeczonemu.
- Gdzie idziesz? - Od razu dało się usłyszeć, głos mojego panicza, który wciąż jeszcze nie spał, a dlaczego?powinien już dawno spać, tym bardziej po tym, co go dziś spotkało.
- Ja? Idę do pokoju obok - Wyjaśniłem, trochę zdziwiony tym jego pytaniem, przecież wie, że śpię w innym pokoju, aby nie zrobić mu krzywdy.
- Nie, zostajesz tutaj ze mną - Jego głos brzmiał na bardziej rozkazujący, niż powinien, no ale niech już mu będzie, ja nie mam z tym problemie.
- Jesteś pewien? - Zapytałem, nie podzielając jego słów.
- Tak, chodź tu - Kiwnąłem posłusznie głową, podchodząc do łóżka, powoli kładąc się obok ukochanego, który przytulił się do mnie, z powodu czego moje mięśnie się spięły. Nie byłem pewien czy powinien się do mnie przytulać, tym bardziej, gdy jego żebra są uszkodzone.
- Nie spinaj się aż tak, to ci na pewno nie pomaga - Usłyszałem, spokojny głos mojego narzeczonego, który nie martwił się, tym w co mogę się zamienić.
- Przepraszam, po prostu boję się, że mogę zrobić ci krzywdę - Przyznałem, nie mając odwagi nawet go przytulić, bojąc się go dotknąć, może inaczej bym też reagował, gdyby jego żebra nie były połamane, a ręka nie była przeze mnie skaleczona.
- Odpręż się, nie ma powodu do strachu - Zapewnił mnie, kładąc dłoń na swoich żebrach, mój biedaczek, on naprawdę cierpi, a ja nie wiem jak mam mu pomóc, aby poczuł się lepiej.
- Przygotować ci może zioła? Na pewno by ci pomogły, tak zdecydowanie powinienem to zrobić - Zaproponowałem, bardzo chcąc mu pomóc w tym cierpieniu, bojąc się tego, jak bardzo musi teraz cierpieć.

<Paniczu? C:> 

Od Soreya CD Mikleo

 Spokoju teraz zdecydowanie mu nie zamierzałem dawać. Wręcz przeciwnie, spokój to będzie coś, czego teraz nie dostanie. Myślałem, że wyraziłem się dosyć jasno, że nie chcę, by dawał się podrywać, to mój mąż, i niczyj inny, ale Mikleo i tak robi wszystko po swojemu. A ja bardzo nie lubiłem, kiedy ignorował moje słowa, zwłaszcza, kiedy doskonale wiedział, że nie lubię tego. Ani nie lubię naszego sąsiada. Jego matka ewidentnie chciała, by Miki był z nim, a i on jakiś taki dziwny się wydawał. Jakby miał ochotę na mojego męża. Nie dziwię się mu, mój mąż jest naprawdę seksowny, ale był tylko i wyłącznie mój mąż. Dzielić się nie zamierzam ani teraz, ani w czasie najbliższym. 
- Chyba trzeba ci przypomnieć, kogo należy się słuchać – syknąłem mu do ucha, a następnie, bez zbędnego ostrzeżenia, po prostu go wziąłem na tej ścianie, czyli to, co miałem ochotę już kilka godzin temu. Myślałem, że ta ochota mi przeszła, ale jednak kiedy dostrzegłem te jego rumieńce, kiedy rozmawiał z sąsiadem... sam nie wiem, zdenerwował mnie dosyć mocno. 
Mikleo krzyknął zaskoczony, kiedy w niego wszedłem, i z każdym kolejnym pchnięciem pojękiwał cicho. Mimo, że sam stosunek nie trwał długo, był intensywny, i zakończył się usatysfakcjonowaniem zarówno Mikleo, jak i mnie. I plamą na ścianie po nasieniu Mikelo. A jako, że nasz stosunek był krótki, odwróciłem go przodem w swoją stronę i wziąłem go na ręce. Mikleo bezbłędnie odczytał moje intencje i od razu oplótł swoje nogi wokół mojej talii, dzięki czemu mogłem oprzeć jego plecy o ścianę. Tym razem to Mikleo był tym, który pozostawił więcej śladów na moim ciele, a tak konkretnie do na moich plecach, bo jakimś cudem udało mu się wślizgnąć ręce pod moją koszulę; były całe podrapane, kiedy poprawiałem koszulę, poczułem nieprzyjemne pieczenie. Aż do krwi... to on ma aż takie paznokcie długie? Nie powiedziałbym, patrząc na jego dłonie, no a byłem pewien, że jak spojrzę w lustro, to zobaczę na plecach czerwone kreski. A koszulę trzeba będzie wyprać, bo się na pewno od tej krwi wybrudzi. Zresztą, nie tylko z powodu krwi trzeba ją dać do prania, także z powodu nasienia Mikleo.
- Posprzątaj bałagan po sobie – odezwałem się, kiedy już postawiłem go na ziemi i zawiązałem spodnie. Zazwyczaj to ja po wszystkim sprzątam; wymieniam pościel, myję go, piorę ubrudzone przez nas obu rzeczy, no bo on najczęściej po seksie nie ma siły i zasypia. A dzisiaj od łóżka jest daleko, także może się zająć sprzątaniem.
Mikleo się mnie posłuchał. Ciężko oddychając poprawił swoje ubrania, włosy i wytarł nasienie ze ściany. I chyba myślał, że to koniec, bo już był gotów odłożyć ścierkę, przed czym go powstrzymałem, chwytając jego nadgarstek. Ewidentnie nie do końca zrozumiał moje polecenie, które przecież były jasne, nawet bardzo jasne. Nie powinien mieć problemu ze zrozumieniem tego, ale trzeba to powtórzyć, może wtedy to do niego dotrze. 
- Cały bałagan – powtórzyłem dobitniej, zerkając wymownie na swój brzuch, gdzie było jeszcze jego nasienie. Co prawda, znacznie prościej i szybciej byłoby tę koszulę dać do prania, no ale czemu ja to muszę robić? Równie dobrze on może zdjąć ze mnie koszulę i wyprać. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Jak co, ale bardzo ucieszyłem się z tego, że Haru wrócił do swojego ludzkiego ciała. I też zaniepokoił mnie fakt, że nie dał mi się wtedy dotknąć. Co prawda, teraz mojej dłoni nie odtrącił, jak to miało miejsce w rezydencji, ale też nie odwzajemnił gestu, więc nie do końca jest dobrze, ale jakiś mały progres jest. Drobne kroczki, i jakoś damy sobie radę. Nie pozwolę mu przechodzić przez to sam. 
- Wracajmy do domu – poprosiłem, delikatnie go ciągnąc w stronę wierzchowca. 
Ignis zdenerwował się, kiedy Haru podszedł do niego, kopiąc przednimi nogami o ziemię. Był świadkiem tego, jak Haru się przemieniał, i jeszcze do tego dalej musiał śmierdzieć krwią, i tym stworem, więc miał prawo być zdezorientowany i przestraszony. Chociaż, i tak dzisiaj świetnie sobie poradził, chociaż... może niepotrzebnie. Może gdyby nie zaatakował, Haru by nie uciekł, i wtedy by się uspokoił... ale też nie do końca byłem pewien, czy Haru umie wtedy rozpoznał. Wydawał się być w małym amoku. Uspokoiłem konia łagodnym głosem, gładząc go po chrapach. Naprawdę dobrze się spisał i pewnie jeszcze w najbliższym czasie nie raz będziemy razem szukać Haru w nocy po lesie. Ciekawe, co sobie o mnie myśli w tym momencie. Pewnie, że zwariowałem, bo po nocy szukam jakiegoś potwora i jeszcze głupio do niego podchodzę... i pewnie miał rację. Ale nie mogę Haru w takiej chwili zostawić samego. 
Haru pomógł mi wsiąść na konia, samemu nie chcąc zajmować miejsca obok tylko zdecydował się iść obok. Kiedy mnie przewrócił na ziemię, żebra wręcz zapłonęły bólem, i to na tyle silnym, że zioła, które wypiłem, już mi w niczym nie pomagały. Ja chyba nigdy nie wyleczę tych żeber. Skierowałem konia w stronę rezydencji, omijając te wszystkie martwe ciała zwierząt, na które tak nie do końca chciałem patrzeć. Droga do rezydencji minęła nam w ciszy, której nie przerywałem. Zresztą, żebra bolały mnie tak, że nie miałem ani chęci, ani siły. Chciałem tylko, by przestało mnie boleć.
- Czemu mnie szukałeś? – odezwał się nagle Haru, kiedy pomagał mi w rozsiodłaniu konia, bo ściąganie tego wszystkiego sprawiało mi pewien problem i dodatkowy ból. 
- Mówiłem ci już, że cię nie zostawię samego. I mówiłem całkowicie poważnie. Zresztą, trzeba było cię przypilnować,  byś nie wrócił do rezydencji nagi i zakrwawiony – odpowiedziałem, siląc się na delikatny uśmiech. 
- I postanowiłeś ganiać w nocy po lesie za potworem. To chyba najgłupsza rzecz, jaką mogłeś zrobić. Mogłem cię skrzywdzić, w najgorszym przypadku nawet zabić... – zaczął, a jego głos zaczął się mu delikatnie łamać. W tym momencie mogłem sobie tylko i wyłącznie wyobrazić, jak okropnie przerażony mógł być. A ja, jedyne, co mu mogłem zaoferować, to moje wsparcie, które chyba mierne było, bo nie potrafiłem mu tego poprawnie przekazać. 
- Gdzieś słyszałem, że z miłości robi się różne głupie, i wychodzi na to, że ja po nocach biegam za osobą, którą kocham. I będę to robił tak długo, jak będzie trzeba – wyznałem, kładąc dłonie na jego policzkach, by mieć jego niepodzielną uwagą. – Kocham cię. I będę przy tobie, czy jesteś człowiekiem, czy wilkołakiem – dodałem, ten pierwszy raz i prawdopodobnie jedyny raz stając na palcach, by ucałować jego usta. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Byłem zdziwiony, tym jak się zachował, doskonale wiedziałem, że jest zazdrosny, tylko nie rozumiem o co, przecież wie, że jestem tylko jego, a to, że ktoś mnie komplementuje to nic przecież złego prawda? Nie spowoduje to zdrady z mojej strony, no, chyba że on tak uważa.
- Sorey - Wszedłem do kuchni, chcąc z nim porozmawiać na spokojnie.
Mój mąż rzucił mi groźne spojrzenie, którego mógłbym się przerazić, gdybym go nie znał.
Dając mu spokój, opuściłem kuchnie, wychodząc na dwór z moimi cebulkami, które musiałem posadzić, niektóre krzaki przesadzić, pograbić w ogrodzie..
Cała praca w ogrodzie zajęła mi kilka godzin, Sorey zapewne już się uspokoił, co chętnie chciałem sprawdzić, aby spędzić z nim trochę czasu.
- Dzień dobry Mikleo - Usłyszałem głos mojego sąsiada.
- Dzień dobry... - Przywitałem się, podchodząc bliżej, aby porozmawiać z mężczyzną, który miał dużą wiedzę i ciekawe tematy do rozmowy.
Lubiłem rozmawiać z mężczyzną, który zawsze chętnie mi coś doradzi, coś ciekawego opowie, miło jest czasem porozmawiać z kimś, kto zna się na roślinach i zawsze coś mi podpowie.
- Chyba twój mąż nas obserwuje i nie wygląda na nie zadowolonego - Słysząc te słowa, odwróciłem się w stronę tarasu, dostrzegając złość wymalowaną na twarzy Soreya.
On chyba dziś ma naprawdę zły humor, którego nie rozumiem, nie robię nic złego, nie zdradzam go i nie planuję tego zrobić, a więc dlaczego rzuca mi tak wściekłe spojrzenie? Dziś naprawdę coś go ugryzło.
Westchnąłem cicho, odwracając się do mężczyzny, którego przeprosiłem, musząc wrócić do domu aby nie złościć jeszcze bardziej męża.
Podchodząc do Soreya, spojrzałem na niego, dostrzegając to jadowite spojrzenie. Oj dziś naprawdę coś go ugryzło.
- Co się z tobą dzisiaj dzieje? - Spytałem, gdy tylko zamknęły się drzwi naszego domu, odwracając głowę w jego stronę, od razu dostrzegając to jadowite spojrzenie. Gdyby wzrok zabijał, chyba już byłbym martwy.
- Co ze mną jest nie tak? Prowokujesz mnie cały dzień, najpierw ten sprzedawca a teraz on, robisz mi to specjalnie - Warunał, ruszając w moją stronę, chwytając mnie za szyję, popychając na ścianę, patrząc głęboko w moje oczy, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, co chętnie odwzajemniłem, kładąc dłonie na jego ramionach.
Sorey oderwał się od moich ust, patrząc na mnie tym groźnym spojrzeniem, ewidentnie chcąc mnie zdominować, najwidoczniej bardzo zależało mu na tym, abym się dostosował, abym robił to, na co on ma ochotę, oj nie tak łatwo to ze mną nie ma, ja lubię się stawiać, lubię robić to, na co mam ochotę bez słuchania tego, co myśli o tym mój mąż.
- Dziś jesteś bardzo niegrzecznym aniołem - Usłyszałem jego niezadowolony głos.
Ja jestem niegrzeczny? To nie prawda, jestem bardzo grzeczną istotą, zawsze się słucham, oczywiście tylko wtedy kiedy chce.
- Ja? Coś ci się wydaje, ja zawsze jestem grzeczny, to ty jesteś za bardzo zazdrosny - Stwierdziłem, czym jeszcze bardziej rozdrażniłem męża, który odwrócił mnie w stronę ściany, przyciskając do niej.
- Ty naprawdę robisz mi to wszystko specjalnie - Syknął, nie ukrywając swojej złości.
- Daj spokój, przecież wiesz, że lubię cię trochę sprowokować - Odpowiedziałem, świetnie się bawiąc.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Słysząc głosy dochodzące za moich pleców, głośno warcząc, dawałem sygnał, aby trzymać się ode mnie z daleka, w innym wypadku byłem gotowy zaatakować każdego, kto śmie się do mnie zbliżyć..
Czując, że mimo mojego głośnego ostrzeżenia ktoś śmie naruszyć moją przestrzeń, rzuciłem się do ataku gotowy porachować kości.
- Haru - Usłyszałem przerażony głos Daisuke, którego przewróciłem na ziemię łapą przygniatającą do ziemi.
Zdziwiony niewiele miałem czasu na reakcję, musząc uciec przed koniem, który prawie mnie uderzył wielkimi kopytami.
Warknąłem w stronę zwierzaka, musząc uciekać przed nim, bojąc się jego ciężkich kopyt, które mógłby mnie skrzywdzić, a nawet zabić.
Znikając głęboko w lesie, zniszczyłem wszystko, co stało mi na drodze, goniąc kolejną zwierzynę, które rozszarpałem w złości, coraz to bardziej zachowując się jak zwierzę a coraz mniej jako człowiek.
Zmęczony zatrzymałem się przy wodzie, która pozwoliła mi zaspokoić pragnienie.
Oblizując się, znów usłyszałem dźwięk ciężkich kopyt, wywołując u mnie złość, dlaczego Daisuke nie może dać mi spokoju? Po co za mną łazi? Czy on chce, abym zrobił mu krzywdę?
Nie chcąc, aby mnie znalazł, schowałem się w ciemności, stając na czterech łapach, aby przypadkiem nie zwrócił na mnie uwagi..
- Haru? Gdzie jesteś? - Widziałem go, ale nie wydałem z siebie żadnego dźwięku, obserwując przede wszystkim konia, który szybko mnie dostrzegł, poruszając nerwowo kopytami. - Haru? - Daisuke odwrócił głowę w moją stronę, dostrzegając błyszczące oczy w ciemności.
Wyłaniając się z ciemności, obserwowałem mojego panicza, nerwowo poruszając swoimi uszami.
Ignis poruszył kopytami, powodując mój warkot, który ostrzegł konia przed zbliżaniem się do mnie. Oczywiście byłem świadom tego, że nie miałem z nim najmniejszych szans, co nie zniechęcało mnie do warczenia na to głupie zwierzę.
- Ignis nie, spokojnie - Panicz uspokoił konia, powoli podchodząc do mnie, nie reagując na mój głośny warkot. Rozumiejąc, że nie będzie mnie słuchał, sam zacząłem się wycofywać, aby przypadkiem go nie skrzywdzić.
- Haru spokojnie, nie bój się mnie, ja się nie boje - Kłamał, przecież czuje jego zapach, czuje, że się mnie boi widzę, że się boi, tego nie da się ukryć, jego włosy na ciele stoją, a i zapach znacząco się różni, mnie nie okłamie, nie teraz gdy wiedzę lepiej i czuję jeszcze lepiej.
Zmarszczyłem brwi, stając na dwóch łapach, z powodu czego byłem dużo wyższy, od razu czując szybsze bicie jego serca.
No tak, a mówi, że się mnie nie boi, okłamuje mnie czy bardziej stara się okłamać siebie? On chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, że ja czuję szybkie bicie serca, zmieniający się zapach jego ciała i wygląd, gdyby teraz się zobaczył, dostrzegłby, że się mnie boi.
Nie dając mu się dotknąć, przybrałem ludzką postać, patrząc na niego bez emocji.
Mój panicz dał mi ubrania, które założyłem na gołe ciało.
- Jakoś sobie z tym poradzimy - Usłyszałem, czując jego dłoń, wywołując u mnie spokój, odkąd zacząłem przybierać wilczą postać, chodzę coraz bardziej zestresowane, sam już nie wiem co mam ze sobą zrobić, aby się uspokoić, przestać się bać nie tylko samego siebie, ale i o mojego narzeczonego, któremu moje przypadkiem zrobić krzywdę a tego najbardziej bym nie chciał.

<Paniczu? C:>

niedziela, 19 maja 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Właśnie, chodziło mi o to, że nic nie zrobił. A powinien. Powinien jakkolwiek zareagować, powiedzieć mu nie, dać mu do zrozumienia, że już z kimś jest w związku, i to w takim bardziej poważnym związku, a on – nic. Co więcej, miałem wrażenie, że mu się to spodobało. Dobrze, że jednak z nim poszedłem, bo kto wie, jak to się mogło skończyć. I nie chodzi mi o to, że Miki mógłby z nim zacząć kręcić, bardziej mi chodzi o to, że ten facet mógłby posunąć się dalej i gdyby dostrzegł, że Mikleo się to podobało, kontynuowałby dalej i kto wie, na czym by się to skończyło. A może Miki chciał usłyszeć od niego komplementy? Dałem mu za mało atencji wczoraj? To przez to, że mu odmówiłem seksu? On jest naprawdę niemożliwym aniołkiem. Chwila nieuwagi i on od razu szuka jej gdzie indziej.
- A powinieneś coś zrobić. Jak chociażby powiedzieć, że masz męża – odpowiedziałem, patrząc na niego zły. Nie lubiłem, kiedy inni zwracali na niego taki rodzaj uwagi. I kiedy on im na to pozwalał. Mikleo był mój, w każdym znaczeniu tego słowa. I ewidentnie o tym zapomniał. Jeden dzień poświęciłem sobie na odpoczynek, i zregenerowanie sił, i już zapomina, kto tu jest jego panem. Tak być nie może, muszę przypilnować, by doskonale o tym pamiętał, i to już na zawsze. 
- Przecież nic złego nie miał na myśli – zaczął Mikleo, oczywiście jak zwykle nie widząc nic złego w tym, że tak się do niego odzywano. On naprawdę nie rozumie, czy robi to wszystko specjalnie, by mnie zdenerwować?
- Tylko ja cię mogę komplementować. I nikt inny – wycedziłem trochę zły na niego. Wiedział o tym doskonale przecież. Zna mnie tyle czasu, więc świadom tego musiał być, nigdy tego nie ukrywałem, nawet nie potrafiłem tego ukrywać. Nie wiem, skąd się we mnie wzięła ta silna zazdrość, która była ze mną tutaj od... w sumie, to od zawsze. Wróciłem tu i ta zazdrość cały czas ze mną była. Może tak naprawdę nigdy mnie nie opuściła? Ciężko było mi to stwierdzić, kiedy nie pamiętało się swojego poprzedniego życia. – Ma to mi być ostatni raz – dodałem, w końcu go puszczając i idąc do kuchni, by zająć się czymś innym. Byłem strasznie podminowany, i zdenerwowany, i tylko resztki samokontroli dzieliły mnie od tego, by nie wziąć go tu i teraz na ścianie, by mu pokazać, że jest tylko i wyłącznie mój, no ale to byłoby za dużo. I chyba nie do końca dla Mikleo fajne. Mój przekaz był jasny, i teraz miałem tylko nadzieję, że się już dostosuje i więcej nie będzie się w ten sposób zachowywał. 
Wściekły jak osa skupiłem się na przygotowywaniu jedzenia dla Psotki, starając się powoli uspokoić. Może go za mało komplementowałem? Ale czy ja go komplementuje za mało? Nie wydaje mi się. Zawsze mówię mu miłe słowo. I to dużo miłych słów. A może on tak specjalnie...? Nie no, taki to on nie jest. Nie wiem, co się tam wydarzyło, ale już więcej nie pozwolę mu na takie samotne spacery do miasta. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Mimo, że Haru dał mi do zrozumienia, że nie chce towarzystwa, miałem cichą nadzieję, że jednak zmieni zdanie i w końcu do mnie przyjdzie. On w siebie nie wierzył, ale ja byłem w stanie zwierzyć mu własne życie, w tej czy innej postaci. Chciałem też, by czuł, że miał we mnie wsparcie, i sądząc po jego zachowaniu, pokazanie tego poszło mi okropnie. Nie do końca wiedziałem, co miałem teraz zrobić. Czułem strach, że ubzdurał sobie, albo sobie niedługo ubzdura, że jest dla mnie zbyt niebezpieczny, i mnie zostawi, by mnie nie skrzywdzić. Nie chcę żyć bez niego. Nie dam rady bez niego żyć. Dlatego więc zrobię wszystko, by go nie stracić, i zapłacę każdą cenę, by mu pomóc, i by ze mną został. 
Wróciłem więc do nasze sypialni, w końcu z ulgą mogąc położyć się na łóżku, i... cóż, może nie westchnąć, bo wtedy  ból mógłby być nie do zniesienia, ale trochę odpocząć mogłem. Może w końcu te zawroty i bóle głowy trochę ustaną. Kiedy obraz się wiruje i rozmazuje, raczej trudno się czyta, a teraz musiałem czytać, i to dużo. Może w tych czterech księgach znajdę odpowiedzi? Muszę mu w końcu jakoś mu pomóc. Ale to zaraz. Najpierw jednak zamknę na chwilę oczy, bo już ciężko mi je utrzymać otwarte. 
Kiedy otworzyłem oczy z powrotem, było już ciemno. A zatem przespałem resztę dnia... cudownie. Nie mogę sobie pozwalać na takie rzeczy, mam dużo roboty. Podniosłem się do siadu, cicho sycząc z bólu. Haru nie było w pokoju, co spowodowało, że poczułem, jak żołądek zaciska się w stresie. Oby tylko nie zrobił nic głupiego, jak na przykład zostawienie mnie bez słowa. Może i jestem poturbowany, ale jeżeli tak uczynił, nie chciałbym być a jego miejscu, kiedy już bym go znalazł, a znalazłbym go na pewno. 
Wezwałem do siebie służącą, by przygotowała mi zioła, a następnie powoli udałem się do sypialni, w której aktualnie stacjonował Haru. Skoro on nie będzie spał ze mną, to ja będę spal z nim, proste. Nie zastałem go tam jednak, co trochę mnie zaniepokoiło. Jego rzeczy jednak tu były, więc raczej ode mnie nie odszedł. Kiedy służąca wróciła z ziołami, a także słodkim rogalem, który miał być moją kolacją, zapytałem się jej, czy nie widziała mojego narzeczonego. Odpowiedziała, że owszem, że jakiś czas temu opuszczał rezydencję, kierując się w stronę lasu. To mi się nie podobało. Dlaczego miałby iść do lasu. Czyżby znów odczuwał potrzebę przemienienia się? To trochę niszczy moją teorię. Ale ja i tak nie zamierzałem go zostawiać. Ostatnio wrócił do siebie dzięki mnie, to może też teraz mu w ten sposób pomogę. 
Wypiłem więc zioła, trochę się także zmuszając do zjedzenia rogala. Zjadłem go tylko i wyłącznie dlatego, że nic dzisiaj nie zjadłem, a potrzebowałem jedzenia, by mieć siły znaleźć tego mojego głupka. Tak więc po zjedzeniu i wypiciu ziół przebrałem się, spakowałem ubranie dla Haru i udałem się do stajni, by osiodłać Ignisa. To ramię to mi chyba nigdy się nie zagoi. 
Skierowałem konia do lasu, tak samo jak wczoraj starając się znaleźć ślady wskazujące na to, ze przeszło tędy tornado. Niedługo musiałem go szukać i już po chwili prowadziłem wierzchowca wytyczoną najprawdopodobniej przez Haru ścieżką. Wierzchowiec był mocno zdenerwowany, ale pomimo tego kierował się tam, gdzie mu kazałem. Tym razem Haru zostawił nie tylko połamane drzewa, ale i zwłoki zwierząt. Wielu zwierząt. Jedne były na wpół zjedzone, a wnętrzności innych po prostu porozrzucane po ścieżce. Trochę żałowałem, że zjadłem tego rogala, bo teraz miałem wielką ochotę go zwrócić. 
W pewnym momencie mój wierzchowiec zarżał nerwowo dając mi tym samym znać, że wilkołak gdzieś tu się czai. Uspokoiłem go łagodnym głosem, a następnie zszedłem z niego i samemu postanowiłem udać się dalej. 
- Haru? Wszystko w porządku? – odezwałem się głośniej, rozglądając się dookoła. Warkot, który usłyszałem zjeżył mi włosy na karku, ale niewiele sobie z tego zrobiłem. To był mój Haru, który mnie nie skrzywdzi. A jak skrzywdzi... to trudno, sam się na to pisałem przychodząc tutaj. – Wracamy do domu. Chcę położyć się obok narzeczonego – dodałem, idąc ostrożnie w stronę, z której dobiegał warkot. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Czy ja chciałem pójść dziś na spacer? Niekoniecznie, wolę zostać w domu, mam tu trochę do zrobienia, liście trzeba pograbić, przesadzić kilka roślin no i chciałbym zakupić i oczywiście posadzić w ogrodzie, tulipany, krokusy, narcyzy, przebiśniegi, lilie, hiacynty sporo tych roślin, ale myślę, że jeżeli uda mi się je dziś zakupić, na pewno wszystko posadzę.
- Możesz iść sam, ja dziś chcę zająć się ogrodem, zdecydowanie nie wygląda tu najlepiej - Wytłumaczyłem, chcąc wykorzystać moją energię, której było naprawdę sporo. A spacer w niczym mi nie pomoże.
- Może chcesz, żebym ci pomógł? - Zapytał, najwidoczniej chcąc spędzić ze mną czas, co jest bardzo miłe, jednak on cóż nie nadaje się do ogrodu i myślę, że oboje dobrze to wiemy.
- Nie dziękuję, nie ma takiej potrzeby, ty możesz sobie pójść na spacer, a ja zajmę się ogrodem - Stwierdziłem, siedząc jeszcze chwilę na tarasie, nim wstałem, ucałowałem go w policzek, wchodząc do domu, aby rozpisać sobie co potrzebuje i co kupić muszę na mieście.
- Co robisz? - Sorey, który po kilku minutach zjawił się w kuchni razem z Psotką, podszedł do stołu, patrząc mi przez ramię.
- Rozpisuję sobie rzeczy, które potrzebuję kupić do ogrodu - Wyjaśniłem, odrywając wzrok od kartki, na której wszystko po kolei było zapisywane.
- Idziesz na rynek? Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś, przecież chętnie pójdę tam z tobą - Zaproponował, czym troszeczkę mnie zdziwił, w końcu chciał iść na spacer, a nie na targ, gdzie na pewno dnia dzisiejszego będzie sporo ludzi, co i mi się nie podoba. Jednak zakupy jakoś trzeba zrobić.
- Naprawdę? A ty nie chciałeś przypadkiem pójść na spacer z Psotką? - Zapytałem trochę zdziwiony jego propozycją, oczywiście jasne jest to, że do miasta chodzimy zazwyczaj we dwoje lub to Sorey do niego po coś idzie.
- Dla Psotki to już będzie spacer, a ja nie chcę, abyś sam tam szedł, nie wiadomo czy ktoś jeszcze nie pamięta twoje brata - To była słuszna uwaga, mój brat wiele problemów stworzył tym ludziom, a konsekwencje niestety ponoszę ja.
- Dobrze, jeśli tego chcesz, ja już jestem gotowy do wyjścia, chcesz się przebrać czy od razu idziemy?
- Idziemy - Kiwnąłem głową, wyruszając w drogę do miasta, gdzie wybór roślin był naprawdę spory, różne kolory, kształty i jak tu się zdecydować?
Pan ogrodnik, widząc, że nie mogę się zdecydować, pomógł mi, wybrać najładniejsze cebulki roślin zapewniając, że to dobry wybór, jak dobrze, że jest tu ktoś tak profesjonalny, jak on.
- Ile płacę? - Zwróciłem się do sprzedawcy, mając już wszystko to, co było mi potrzebne.
- Dla tak miłego i słodkiego młodzieńca jestem w stanie spuścić cenę - To było całkiem miłe, co prawda nie powinien tak do mnie mówić, mam męża i zdecydowanie nie w głowie mi takie rzeczy, miłe natomiast było to, że chciał mi spuścić z ceny, zawsze lepiej zapłacić mniej niż więcej.
- Nie pomyliłeś się przypadkiem? To mój mąż, nie pozwalaj sobie - Sorey od razu stanął przede mną zły na mężczyznę, kładąc mu na blacie pieniądze, chwytając moją dłoń, ciągnąc mnie w stronę domu, dłoń trzymając trochę za mocno, co przyznam, trochę mnie bolało.
Wściekły wręcz wepchnął mnie do domu, gdy tylko się tam znaleźliśmy, rzucając mi spojrzenie, którego trochę się wystraszyłem, co w nie wstąpiło?
- Co to miało być? - Syknął, podchodząc do mnie bliżej, chwytając mnie za podbródek.
- A co miało być? Nic nie zrobiłem - Odpowiedziałem, chwytając jego rękę, chcąc uwolnić swój podbródek z jego uścisku..

<Pasterzyku? C:>

Od Haru CD Daisuke

Nie byłem przekonany co do jego słów, w tej chwili nie można mi ufać, jestem zagrożeniem dla niego i każdego innego człowieka. To, że też go nie zaatakowałem, nie oznacza, że innym razem tego nie uczynię, jestem nieobliczalny, a ten fakt przerażał mnie jeszcze bardziej.
- A powinieneś się mnie bać, chciałem zakatować moich kolegów ze straży, nie wiadomo czy następnym razem nie zrobię krzywdy i tobie, poza tym masz połamane żebra, mogę przypadkiem zrobić ci krzywdę podczas snu - Odpowiedziałem spokojnie, nie odwracając głowy w jego stronę, przez cały czas wpatrując się w to, co się za nim znajdowało.
- Ależ ty jesteś głupi, na Bogo zacznij mnie słychać - Daisuke chyba nie spodobało się to, co mówię, uderzając mnie w tył głowy.
To zachowanie z jakiegoś powodu wywołało u mnie złość, odwróciłem głowę w jego stronę, zaciskając ostre jak brzytwa zęby, które mu pokazałem. Czułem, jak oczy zmieniają kształt, a paznokcie stają się ostre.
Warknąłem na niego, ostrzegając przed dalszym takim zachowaniem, na chwilę tracąc kontakt z rzeczywistością.
- Haru co ty robisz? - Słysząc przerażony głos mojego panicza, otrząsnąłem się, kładąc dłoń na swojej głowie.
- Mówiłem ci, jestem niebezpieczny, nie panuje nad tym - Załamany, czułem się źle z tym, jak łatwo jest mnie teraz rozzłościć, a ja nawet nie mam pojęcia dlaczego, nigdy przedtem mi się to nie zdarzało, nigdy nie skrzywdziłbym nikogo a teraz? Teraz nie mogę nawet sobie zaufać.
- Przestań, razem sobie z tym poradzimy - Narzeczony chciał podejść do mnie, pocieszyć a może nawet przytulić, wyciągając dłoń w moją stronę.
- Nie dotykaj mnie, nie chcę, proszę, idź stąd, chcę zostać sam - Odsunąłem go od siebie, odwracając się w stronę okna, zdecydowanie jestem w tej chwili niereformowalny, a on musi to zrozumieć. Niech trzyma się ode mnie z daleka, przynajmniej dopóki nie nauczę się kontrolować tego, co jest we mnie.
- Haru... - Odezwał się, dotykając moje ramię, na co od razu zareagowałem, zrzucając jego dłoń.
- Proszę, wyjdź stąd - Nie chciałem, aby tu teraz był, chciałem być sam, tak będzie dla mnie najlepiej.
Daisuke westchnął ciężko, finalnie pozostawiając mnie samego, za co byłem mu naprawdę wdzięczny, lepiej, aby teraz nie kręcił się obok mnie przynajmniej na jakiś czas.
Resztę dnia spędziłem w sypialni, nie chcąc z niej wychodzić, nie chcąc jeść i pić, jedyne co było mi potrzebne to spokój i odizolowanie, taki stan pozwalał mi myśleć o tym, co teraz mam ze sobą zrobić.
Gdy noc nastała poczułem silną potrzebę opuszczenia rezydencji.
Cicho opuściłem budynek, mając nadzieje, że nikogo nie obudziłem, znikając w lesie, gdzie moje ciało przybrało wilczego wcielenia.
Muszę przyznać, że po przemianie poczułem, straszy głód, a do tego chęć zasmakowania krwi.
Dając się ponieść mojemu zwierzęcemu ja, ruszyłem w drogę, poszukując zwierzynę..
Dość szybko dorwałem starszego już jelenia, rozszarpując go na kawałki, zaspokajając swój głód, przynajmniej na chwile nim znów udało mi się coś dopaść.
W ciągu kilku godzin zabiłem wiele zwierząt, zaspokajając głód, nie myśląc jak człowiek, w tej chwili byłem bestią, mordercą, który chciał dopaść ofiarę, zamęczyć ją, a następnie zabić pozostawiając martwe ciała w lesie, Nie mając zamiar ich ukrywać, bo i takiej potrzeby nie miałem.

<Paniczu C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Dzisiejszej nocy spało mi się naprawdę dobrze. Wszystko było cieplutkie, i takie przyjemne, i absolutnie nie chciało mi się wstawać, nawet jak czułem, że Mikleo nie ma obok. Mogłem się domyślać, że raczej szybko będzie chciał stąd uciec, dosyć tu gorąco było. Ja nie mam na co narzekać, ale on już miał. Aż dziwiłem mu się, że ze mną spał. Owszem, poprosiłem go o to, ale on nie musiał się zgadzać. Albo przygotowywać tego całego ciepła dla mnie. Przecież ja bym sobie jakoś poradził, w ten czy inny sposób, a on nie musiałby się męczyć w cieple, zwłaszcza, że przecież specjalnie szedł nad jezioro, by się wychłodzić i nabrać sił. 
W pewnym momencie poczułem, jak coś układa się na moich plecach, a ja zastanawiałem się, który to był kot. Sądząc po tym, że był raczej ciężki i czuć było, że tego ciałka ma sporo, obstawiałbym Kluchę. Albo Muffinkę, ostatnio i ona trochę zaczęła przypominać taką puchatą kulkę, i miałem nadzieję, że te dodatkowe kilogramy to wynik tego, że ostatnio więcej czasu spędza w domu i tak dużo się nie rusza, a nie że się spodziewa kociaków na starość. To nie byłoby dla niej zdrowe, a dla nas dobre. Kotów to nam akurat pod dostatek było. 
Kiedy kot, który wskoczył mi na plecy, zamiauczał żałośnie, to już doskonale wiedziałem, który to z nich. Klucha upominała się o jedzenie. Więc Mikleo jej nie dał? To do niego niepodobne. Na pewno jej dał. A ona się teraz stara wyłudzić drugą porcję. Początkowo to zignorowałem mając nadzieję, że da mi spokój, ale rozległo się drugie miauczenie. I trzecie. I po tym trzecim wiedziałem, że mi nie odpuści. 
– No już, już, wstaję – burknąłem, z niechęcią wychodząc spod kołdry. A było mi pod nią tak cieplutko, tak fajnie... najchętniej w ogóle bym spod niej nie wychodził. Znaczy, może w końcu bym wyszedł, ale na pewno nie przez najbliższe dwie godziny. 
Pomimo słońca na zewnątrz przebrałem się w dosyć takie ciepłe rzeczy czując, że trochę mogę ich jeszcze dzisiaj potrzebować. Skończyła się ta cudownie ciepła pora roku i prędko do mnie nie wróci, tak więc takie ubrania będą teraz u mnie na porządku dziennym. Po tym zszedłem na dół, musząc uważać na to, by nie potknąć się o kota, który ciągle właził mi pod nogi. Naprawdę musiała być głodna, skoro aż tak mnie pilnowała. Może nie zdążyła zjeść, bo ubiegły ją inne koty. Albo Psotka jej wyjadła, kiedy Miki nie patrzył. Albo też mogła stwierdzić, że potrzebuje więcej sadełka na zimę, by jej ciepło było. 
Tak więc przygotowałem jej jedzonko, a sobie kawę, po czym ruszyłem na poszukiwanie Mikleo, którego znalazłem na dworzu, a tak konkretniej na tarasie. Przywitałem się z nim i usiadłem obok, ciesząc się słońcem. Może nie było to najcieplejszy dzień w moim życiu, ale wydawał się być całkiem... miły. A już na pewno milszych od ostatnich dni, kiedy to padało. Wtedy było paskudnie. 
– Może pójdziemy dzisiaj na spacer? – zaproponowałem, odwracając głowę w jego stronę. Chciałem skorzystać z ładnej pogody. I Miki chyba też, widziałem, że miał mnóstwo energii. I może też przy okazji zabralibyśmy Psotkę na spacer, skoro już wie tak bardzo pokochali... połączylibyśmy w ten sposób przyjemne z pożytecznym. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Kiedy obudziłem się rano, czułem się paskudnie. Jakbym w ogóle nie spał, już nie mówiąc o tym, że miałem wrażenie, jakby całe ciało paliło mnie żywym ogniem, a najbardziej to te żebra. A niech go... Czemu nie mógł mnie kopnąć w brzuch? Trochę by mnie wtedy pobolało, siniak by został, i to wszystko. A tak muszę uważać na każdy oddech, ruch, gest... nie mam czasu na takie pierdoły. Mam ważniejsze rzeczy do zrobienia niż uważanie na to, by płytko oddychać. 
No i jeszcze Haru i jego głupie postanowienie na temat tego, że on to będzie spał osobno, bo zrobi mi krzywdę. Jak dzisiaj też mi z tym wyjdzie, to chyba ja zrobię krzywdę jemu. Nie po to go ściągałem w nocy do domu, by finalnie spać samemu. Zresztą, jaką on krzywdę może mi zrobić? Przecież się kontroluje. Co najwyżej będę miał obok siebie tylko wyjątkowo paskudnego i śmierdzącego potwora, ale jakoś sobie bym z tym faktem poradził. Może jakbym go jeszcze w tej jego wilkołaczej formie wykąpał, to by tak nie śmierdział. Ale jeżeli mnie teraz będzie unikać... nie pozwolę mu na to. Jesteśmy razem, więc jego problem jest także moim problemem. I razem go rozwiążemy. Tyle, że aby go rozwiązać, muszę z nim porozmawiać. Muszę wiedzieć, co się działo przed przemianą. Już wiem, że aby do siebie wrócić, musi być w pełni spokojny, więc miałem pewne podejrzenie, że i z przemianą się łączyły jakieś emocje, bo na pewno nie pełnia księżyca, wczoraj jej nie było. No i też nigdy wcześniej się nie przemieniał, tak więc coś konkretnego musiało się wczoraj wydarzyć. Może przez to, że zostałem uprowadzony? Miałem wrócić wieczorem, a nie wróciłem, ślad po mnie zaginął... To jest teoria, której na razie nie potwierdzę, ani nie zaprzeczę, bo nie mam jak. 
Kiedy służba zabrała ode mnie kubek po ziołach śniadanie, którego za bardzo nie tknąłem, bo nie miałem żadnej ochoty na jedzenie poprosiłem, by poinformowała mnie, kiedy wróci mój narzeczony. Coś mi się tak wydawało, że wprost do mojego pokoju nie przyjdzie. A jeżeli przyjdzie, to się bardzo ucieszę z tego powodu. 
Czas, w którym to normalnie bym pracował w straży, spędziłem w bibliotece na wyszukiwaniu odpowiednich tytułów. I na robieniu sobie przerw, bo moje ciało dosyć szybko opadało z sił, i po czasie potrafiło mi się trochę w głowie zakręcić, co pewnie było spowodowane przez to uderzenie wczorajsze. I picie tych przeklętych ziółek. Nie mam pojęcia, ile tego wypiłem, ale miałem powoli wrażenie, że im więcej, tym szybciej przestawały działać. No a kiedy czułem ból, znów je zaczynałem pić. Chyba trochę powinienem przystopować, bo z tego co się orientowałem, było w nich coś uzależniającego... ale jak miałem ich nie pić, jak bez tego mnie bolało? No nie da się. 
Kiedy w końcu wróciłem z potrzebnymi książkami do pokoju, było już późne popołudnie. Otrzymałem także informację, że mój narzeczony wrócił, i zamiast przyjść tutaj, ukrył się w pokoju obok, bez obiadu oczywiście. Śniadania też pewnie nie zjadł. Zły na tego głupka od razu podziękowałem za informacje, odłożyłem książki i od razu po tym udałem się do pokoju, który chwilowo okupował. 
– Możesz mi powiedzieć, co ty wyrabiasz? – spytałem wściekły, kiedy tylko zamknąłem za sobą drzwi. Nie byłem za bardzo pewien, skąd dokładnie wywodziły się te negatywne emocje u mnie. Czy były one spowodowane niewyspaniem, bólem, czy może tym, że byłem za niego zły za to, że nie było go przy mnie w nocy. A może tym wszystkim jednocześnie. Ale jednak nie powinienem się aż tak na niego złościć. Pewnie sam jest przerażony i zdezorientowany. Powinienem okazać większe zrozumienie. 
– Nic nie robię – odezwał się zaskoczony, a jednocześnie zmartwiony. 
– To nie w tym pokoju powinieneś przebywać teraz. I w nocy – wyjaśniłem, musząc oprzeć się nieco o szafkę, bo obraz lekko zaczął mi się wirować. Nie wiem już, co gorsze. Czy te zawroty głowy, czy żebra. Teraz było to jednak lekkie, więc wytrzymam. Zresztą, muszę mu pokazać, że nic mi nie jest, by się tak nade mną nie trząść. 
– A jak znów się przemienię? I cię skrzywdzę? – spytał, wyglądając przez okno, chcąc chyba tym samym nie pokazać, jak bardzo się boi. 
– Nie skrzywdzisz mnie. Tego jestem pewien. Gdybyś nie panował nad sobą, zabiłbyś mnie wczoraj, miałeś ku temu kilka okazji i nie wykorzystałeś żadnej z nich. A jak się przemienisz w sypialni... no to trudno, będę musiał leżeć obok przerażającego stwora. I to jeszcze w dodatku przerażająco śmierdzącego – dodałem trochę na rozluźnienie, ale jego to nie rozbawiło. Zacisnąłem więc zęby, by nie wydać z siebie syku bólu, i podszedłem do niego, na szczęście się nie wywalając po drodze. Jakbym tak upadł na te żebra... Nawet nie chcę o tym myśleć. – Nie boję się tego. Nie przerażasz mnie. Chcę ci pomóc, ale jak mnie będziesz od siebie odsuwać, nie będę w stanie tego zrobić. Dlatego proszę, nie odwracaj się ode mnie. Nie cierpię, kiedy tak robisz, bo mam wtedy wrażenie, że zaraz cię stracę – ostatnie zdanie powiedziałem bardzo cicho, przytulając się ostrożnie do jego pleców, by nie sprawić sobie dodatkowego bólu żeber. 

<Piesku? c:>

Od Haru CD Daisuke

Kiwnąłem łagodnie głową, potrafiąc robić to, o co mnie zapytał, patrząc na rany, które ewidentnie ja mu zrobiłem, z tego powodu poczułem się jeszcze gorzej, skrzywdziłem go, mimo że byłem świadom tego, kim jestem. Co prawda nie byłem świadom tego, jak wielka siła we mnie jest ukryta.
- W porządku, w takim razie musisz mi to zszyć - Poprosił, podając mi wszystko to, co było potrzebne, abym mógł zająć się jego ranami, delikatnie je zszywając, nie chcąc zadać mu więcej bólu, niż jest to konieczne..
Po zszyciu jego ran obandażowałem je, mając nadzieję, że kolejny raz nie będzie konieczne szycie, musi o siebie zadbać i chyba to powinno być dla niego najważniejsza.
- Gotowe - Podałem mu zioła, które powoli zaczął pić, coś tam sobie powtarzając o tym, że dobrze byłoby wypić jakąś kawę, aby szybko nie zasnąć. Nie rozumiałem dlaczego, miałby nie zasnąć, kiedy jest zmęczony, obolały, jego ciało ewidentnie potrzebuje odpoczynku.
Nie komentując tego, nie miałem zamiaru przynieść mu żadnej kawy, pomagając położyć się do łóżka, delikatnie nakrywając kołdrą..
- Śpij - Ucałowałem go w czoło, siadają obok niego na łóżku, czekając, aż zaśnie.
- A ty, dlaczego nie kładziesz się obok niego? - Zapytał, ewidentnie zdziwiony moim zachowaniem, a jednocześnie zmęczony całym dniem.
- Ja położę się w innym pokoju, nie chcę zrobić ci krzywdy - Wyjaśniłem, nie chcąc, aby coś złego mu się stało.
- Daj spokój, połóż się obok - Nie zgodziłem się na to, aby położyć się obok. Po pierwsze nie chciałem, aby jego ciało cierpiało jeszcze bardziej, a po drugie nie ufałem sam sobie, co jeśli znów stanę się wilkołakiem i zrobię mu krzywdę? Nie na to nie mogę sobie pozwolić.
Daisuke nie był z tego powodu zadowolony. Chcąc, abym się obok położył, czego nie zrobiłem, do samego końca, cierpliwie czekając, aż mój narzeczony zaśnie.
Cicho wstając z łóżka, porządnie nakryłem go kołdrą, opuszczając sypialnie, w której mój ukochany mógł spokojnie odpocząć, a ja zająłem pokój, obok wiedząc, że tak musi być, dla jego bezpieczeństwa.
Ta noc była dla mnie naprawdę trudna, bolały mnie, znajdowały się siniaki po broni, ale nie to było moim największym problemem, źle czułem się z powodu braku mojego narzeczonego, do którego nie mogłem się przytulić, mimo że bardzo chciałem.
Zmęczony, obolały i niezadowolony obudziłem się bardzo wcześnie, całkowicie tracąc ochotę do życia. Czułem, że powinienem trzymać się jak najdalej Daisuke, któremu mogłem zrobić sporą krzywdę.
Mimo że bardzo mi się nie chciało, musiałem doprowadzić się do porządku, poprosić służbę, aby przygotowała mojemu narzeczonemu zioła i śniadanie, gdy tylko się obudzi, samemu muszą pójść do pracy, to znaczy nie musiałem, ale czułem, że tak będzie najlepiej. Nie będę zagrożeniem dla ukochanej osoby i obym nie był zagrożeniem dla kolegów ze straży, bo tego bardzo bym nie chciał.
Sam nie wiem jak teraz mam się zachować, jak funkcjonować i co wywołało przemianę, a więc czysto teoretycznie nie powinienem wychodzić z domu, a jednak zrobiłem to, pojawiając się w pracy, gdzie od razu usłyszałem o zdwojonych siłach w straży, z powodu potwora pojawiającego się w mieście znikąd.
Oby tylko nie odkryli, że tą bestią jestem ja.

<Paniczu? C:> 

Od Mikleo CD Soreya

 Oczywiście, że nie musiałem, nie byłem zobowiązany do robienia czegokolwiek dla mojego męża, ale tego właśnie chciałem, kochałem go i to bardzo, dlatego nie miałem problemów z tym, aby przygotować mu gorącą kąpiel, a nawet rozpalić ogień w kominku, który naprawdę mu pomoże.
- Nie muszę, ale chcę - Ucałowałem go w czoło, idąc do łazienki, gdzie przygotowałem mu gorącą kąpiel, która dla mnie była zbyt gorącą, powodując kręcenie się w głowie z powodu zbyt dużego ciepła.
Nie czując się najlepiej w takim gorącym miejscu, opuściłem łazienkę, biorąc kilka głębokich wdechów, które uspokoiło moje ciało.
Czując się już lepiej, skierowałem się do salonu, gdzie był Sorey siedzący przy kominku.
- Chodź kąpiel już gotowa - Zwróciłem na siebie jego uwagę, pomagając mu dostać się do łazienki, gdzie mógł zażyć gorącej długiej kąpieli, a ja w tym czasie zrobiłem mu gorącą herbatę, rozpaliłem w kominku ogień, zmieniłem kołdrę na znacznie grubszą, wyciągnąłem koce z szafy tak, aby wszystko było gotowe na jego przybycie. Przygotowałem mu nawet grube piżamy na noc. Wiedząc, że jest mu to potrzebne do porządnego wygrzania się.
- Proszę, przyniosłem ci piżamy, załóż je po kąpieli - Zwróciłem się do męża, nim opuściłem łazienkę, schodząc na dół do salonu, gdzie było znacznie chłodniej. Nie po to tyle się wychładzałem, aby teraz znów wygrzać swoje ciało.
Nie zbyt długo miałem okazję spędzić trochę czasu w salonie, bo gdy tylko wygodnie rozsiadłam się na kanapie, usłyszałem głos męża.
- Miki? Gdzie jesteś? - Mój mężczyzna nie za długo potrafił być beze mnie tak jak i zresztą ja bez niego.
- Już idę - Od razu wstałem z kanapy, kierując się do sypialni, w której był już Sorey, czekający na mnie już pod kołderką, ubrany w grupę piżamy, które mu przygotowałem.
- Chodź do mnie - Od razu wyciągnął ręce w moją stronę, czekając tylko na moje przyjście do łóżka.
Nie mając serca mu odmówić, położyłem się obok niego, pozwalając mu nawet się do mnie przytulić, co przyznam, nie było dla mnie zbyt przyjemne, jego ciało z powodu wody było takie ciepłe, a mi od ciepła robiło się aż niedobrze.
W milczeniu przeżyłem, to jak źle się czułem, wtuliłem się w jego ciało, powoli zasypiając, chociaż nie było to zbyt proste.

Rano, gdy tylko się obudziłem, odruchowo położyłem dłoń na czole męża, które było znacznie cieplejsze niż wczoraj, ciekawe jak się dziś będzie czuł.
Mam nadzieję, że będzie z nim dobrze i nie chodzi tutaj już o to, że czegoś bym od niego chciał, bo nie to było mi w głowie, bardziej zastanawiałem się nad tym, jak się czuje i czy wszystko z nim w porządku.
Pozostawiając go w łóżku, nakrytego tymi wszystkimi warstwami, opuściłem sypialnie, aby zaopiekować się zwierzakami, przebrać się w czyste ubrania, rozczesać moje długie włosy i wyjść na dwór, gdzie było znacznie cieplej, deszcz nie padał, a mimo jesiennej pogody na dworze było dosyć ciepło. Niesamowite jak pogoda potrafi się zmieniać mimo pory roku, która w tym czasie jest bardzo zmienna.
Siadając na tarasie, patrzyłem na Psotkę która biegała po ogrodzie, biorąc do pyszczka wszystko, co tylko była w stanie unieść, ta mała istota jest naprawdę niemożliwa..

<Pasterzyku? C:>

sobota, 18 maja 2024

Od Daisuke CD Haru

 Nigdy w życiu nie miałem nic złamanego, ale nie sądziłem, że może to boleć aż tak, zwłaszcza połamane żebra. Każdy głębszy oddech, zbyt gwałtowny ruch, a nawet mówienie... mój panie, jak to bolało. To tylko dwa żebra były, a już sobie nie radziłem. Haru chyba miał tych żeber więcej połamanych, i sobie radził lepiej ode mnie, nie używał aż tylu tych naparów przeciwbólowych. A ja już na tym etapie wiedziałem, że bez tego nie będę dawać sobie rady. Wezwałem służącą, by przygotowała mi zioła, a kiedy opuściła mój pokój, powoli zdjąłem z siebie koszulę, uważając na każdy swój ruch. Tak jak czułem, puściły mi szwy w ranie po szponach, i do tej pory biały bandaż stał się czerwony od krwi. Trochę za bardzo nadwyrężyłem dzisiaj to prawe ramię, i jeszcze podczas kąpieli trochę je namoczyłem... ciężko mi jednak będzie uważać, bo to była moja główna ręka, nie mogę jej nie nadwyrężać. Nie ma jednak sensu iść z tym do medyka. Trzeba tylko znów ją oczyścić, zszyć i zabandażować. Pytanie tylko, czy Haru takie umiejętności posiada. Bo jak nie on, to... cóż, to wtedy po prostu owinie się to bandażem, też powinno być dobrze, najważniejsze, by nie krwawiło.
- Przyniosłam zioła – usłyszałem za sobą łagodny, dziewczęcy głos. 
- Dziękuję. Poproszę cię jeszcze o przyniesienie bandaży, alkoholu do dezynfekcji oraz igły i nitki do zszycia rany – dodałem, powoli odwijając brudny bandaż. W sumie to dobrze, że medyk owinął bandaż wokół mojej klatki piersiowej, bo nie muszę oglądać siniaków, które na pewno się a tych żebrach pojawiła. 
- Tak jest. Powinnam posłać po medyka? – dopytała, a w odbiciu lustra zauważyłem jej zmartwione spojrzenie. 
- Nie, to nic takiego. Poradzę sobie z tym – stwierdziłem, a dziewczyna lekko ukłoniła się i znów zniknęła. 
Zanim całkowicie odwinąłem bandaż, służąca przyniosła wszystko, co potrzebne, a nawet ponadto, bo doniosła miseczkę z czystą szmatką i ciepłą wodą do zmycia krwi z ciała. Nie pomyślałem o tym. Na szczęście ona o tym pomyślała. Powoli, korzystając z lustra, obmyłem skórę, i pozbyłem się nici i zacząłem oczyszczać ranę alkoholem. Mój panie, jak to piekło... syknąłem cicho z bólu, zacisnąłem palce w pięści i dalej robiłem swoje. U medyka to tak nie bolało, a czynności wykonywane były te same.
Haru w końcu wyszedł z łazienki, pachnąc cudownie. Wyglądał tylko na przybitego. Trochę to rozumiałem, z jego powodu wybuchło takie małe zamieszanie, ale też nic złego się nie wydarzyło. Ci, którzy nie zawinili niczym żyją, ci, którzy byli źli, nie żyją, ja przez najbliższy czas będę musiał być na naparze przeciwbólowym, no ale też żyję... a skoro teraz będę miał czas, to przeczytam wszystko, co mam w swoich zbiorach o wilkołakach. I jakoś rozgryzę to, co się z nim dzieje. 
- Już jesteś, to dobrze. Powiedz mi proszę, że potrafisz zszywać rany – odezwałem się, odwracając się w jego stronę. Teraz musiałem zebrać się w sobie, i nie pokazywać, że coś mnie boli, bo jeszcze wywołam w nim wyrzuty sumienia, a to nie była jego wina. Gdyby nie on, to nie wiem, co by ze mną było. Być może po oswobodzeniu rąk jakoś pokonałbym mojego porywcza. A być może wykorzystałby obrażenia, jakie mi zadał, i jakoś by mnie zdominował i wykorzystał. Teraz już nie muszę się nad tym zastanawiać, mam ważniejsze rzeczy do robienia. Teraz muszę się dowiedzieć, co spowodowało jego przemianę, bo nie chciałbym pewnej nocy obudzić się obok takiego potwora. Bez urazy, ale on w tej wilkołaczej formie za bardzo atrakcyjny nie był. Mogłem jeszcze o kawę poprosić do tych ziół, bo coś tak czułem, że długo dzisiejszej nocy nie wytrzymam bez snu. Nie, żeby dużo tej nocy pozostało. 

<Piesku? c:>

Od Soreya CD Mikleo

 Dzisiejszego dnia nie za bardzo miałem ochotę na cokolwiek, jak chodzi o takie rzeczy bardziej intymne. Przedwczoraj i wczoraj jak na mój gust nadrobiliśmy to, co nadrobienia było, nie mówiąc już o tym, że trochę siły nie miałem. Przedwczoraj, wczoraj i dzisiaj padało, tak więc troszkę wyzuty z energii byłem. Brakowało mi trochę słońca, nawet jak jest ono słabe i nie grzeje tak fajnie, jak to ma miejsce we wiosnę i lato. On potrzebował czasu i wody, by wrócić do siebie, zregenerować rany, odzyskać energię, a ja potrzebowałem czasu i ognia, albo ciepła. A jako, że ognia nigdzie w pobliżu nie było, ciepło też tak niezbyt było na wyciągnięcie ręki, albo raczej nie takie ciepło, jakiego potrzebowałem, by się zregenerować... więc został mi czas. 
- Miki – odezwałem się trochę bardziej stanowczo, chwytając jego podbródek i unosząc go do góry, by na mnie spojrzał. – Nie mam ochoty – dodałem, mając nadzieję, że to do niego dotrze. Dzisiaj chciałem wypocząć, tak w stu procentach, by jutro znów mieć energię, którą będę mógł wykorzystać na mojego męża pięknego. 
- Ale to nie jest spowodowane mną? – spytał, podnosząc się z kolan z nieukrywanym wyrzutem. Albo zawodem. Albo te dwie emocje na raz. 
- Nie, jest to spowodowane tym, że nie ma słońca. I cały czas pada. No i też muszę wypocząć po wczorajszym. W ostatnich dniach nie mam aż tyle energii, co ty, i trochę więcej czasu potrzebuje do jej zregenerowania – wyznałem, chwytając twoją dłoń i pociągając go do siebie. Na seks ochoty nie miałem, ale na przytulenie się zawsze będę miał chęć. – Jutro na pewno będzie ze mną lepiej. I wynagrodzę ci te dzisiejszy dzień – dodałem, całując go w policzek, taki cieplutki, i taki mięciutki, i taki gładziutki... mogę się do niego przytulać chyba przez całe życie, i nigdy mi się to nie znudzi. 
- Mam nadzieję, że nie będziesz chory – odparł zmartwiony, kładąc dłoń na moją policzku. Do takiego cieplutkiego to ja się mogę przytulać jeszcze dłużej. To było jeszcze bardziej przyjemne niż przytulanie się do takiego chłodnego Mikleo. Chyba, że był chory, i z tego powodu ta jego temperatura była wyższa, to wtedy nie było przyjemne, bo za bardzo się o niego martwiłem, by czerpać przyjemność z jego ciepłego ciała. 
- Nie będę, muszę odpocząć po prostu – powiedziałem, mocno się do niego przytulając. – Ależ ty jesteś cieplutki – dodałem, wtulając nos w jego włosy, które jeszcze dodatkowo tak miło pachniały. 
- A ty chłodny. Może zrobię ci kąpiel gorącą? I idziemy spać – zaproponował, a ja musiałem się chwilowo zastanowić nad tą jego propozycją. W sumie, podczas jego nieobecności zrobiłem już wszystko. Ogarnąłem dom, zwierzaki, wszystko wyprałem, porozwieszałem na strychu by wyschło, o bo mojego Mikiego nie było i nie mógł tego wysuszyć... do roboty nic więc nie było. Zatem kąpiel i łóżko brzmiało całkiem dobrze. Z chęcią bym się położył do łóżka i zasnął, wtulony w takie cieplutkie ciałko mojego męża. Ale mi się dzisiaj będzie cudownie spało... 
- Sam sobie mogę przygotować kąpiel, nie musisz się mną kłopotać – odparłem, ale pomimo tego nie odsunąłem się od niego ani na milimetr, bo tak mi w sumie przyjemnie było i wcale nie chciałem się odsuwać. 

<Owieczko? c:>

Od Haru CD Daisuke

Powoli się odprężyłem, czując jak cały stres, złość i przerażenie ze mnie schodzi.
Nie musiałem się już bać, co pozwoliło mi powoli wrócić do swojego poprzedniego wcielenia. Od razu poczułem potężną ulgę, której naprawdę potrzebowałem, szkoda tylko, że przez moją przemianę straciłem wszystkie ubrania, z powodu czego byłem taki, jakim mnie Bóg stworzył.
Podnosząc się powoli z ziemi, zerknąłem na mojego narzeczonego, który spokojnie spał, gdy ja podszedłem do jego rumak, zdejmując z niego wszystko to, co mogłem użyć do zakrycia mojego ciała.
Jak dobrze, że koń już mnie znał, gdyby nie to jeszcze bym od niego oberwał, a tego nie chciałem.
Wracając do mojego narzeczonego, delikatnie szturchnąłem go w ramię, chcąc, aby wybudził się ze snu, naturalnie było mi go szkoda, bo ewidentnie był zmęczony, ale sen tutaj spowoduje, że poczuje się jeszcze gorzej.
- Daisuke, hej obudź się - Zwróciłem się do niego cicho, nie chcąc go przestraszyć, już i tak widziałem w jego oczach strach, gdy dostrzegł mnie jako tego okropnego potwora.
- Haru? - Odezwał się zmęczony, przecierając dłonią swoje zmęczone oczy - Znów jesteś sobą - Dodał, powoli wstając, podnosząc się z ziemi, z czym mu pomogłem, widząc, jak bardzo boli go całe ciało.
- Tak, jestem sobą - Zgodziłem się, poprawiając to, co miałem na sobie.
- Jesteś nagi i te siniaki skąd one się wzięły? - Za bardzo się o mnie martwił, zdecydowanie bardziej powinien skupić się na sobie, to on został uprowadzony i poturbowany przez tych mężczyzn, a do tego prawie wykorzystany, nie o mnie powinien się martwić.
- Tym się nie przejmuj, to nic takiego - Machnąłem na to ręką, przyglądając mu się uważnie. Czułem, że coś było nie tak, był strasznie blady i to bledszy niż zazwyczaj i trzymał dłoń na żebrach, tak jakby coś się mu z nimi stało.
Mój narzeczony westchnął cicho, krzywiąc się odrobinę.
Widząc, że się męczył, pomogłem mu dostać się do konia, na którego wsiadł. Chcąc, abym i ja to uczynił.
Nie zrobiłem tego, mimo że mogłem, chcąc iść na własnych nogach. Musiałem się ocknąć a żeby tak się stało, musiałem dostać się do domu o własnych siłach.
W milczeniu dostaliśmy się do rezydencji i przyznam, że dopiero tutaj poczułem się znacznie lepiej, mogłem pomóc mojemu narzeczonemu dostać się do sypialni, zmartwiony tym jak się czuje.
- Na pewno wszystko w porządku? - Zapytałem, przeglądając mu się, zmartwiony tym jak ciężko się poruszał.
- Tak, mną się nie przejmuj, zaraz przestanie boleć, tylko muszę wziąć leki - Zapewnił mnie, uśmiechając się przy tym łagodnie, sycząc z bólu, chwytając się za żebra, a więc jednak coś się z nimi stało, dlaczego więc mi o tym nie powiedział? Mam tylko nadzieję, że to nie moja wina.
- Mam ci coś podać jakoś pomóc? - Zapytałem, od razu chcąc mu pomóc, strasznie się o niego martwią.
- Nie, mną się w tej chwili nie przejmuj, zaraz się sobą zajmę, a ty idź się umyj. Wybacz, że to powiem, ale śmierdzisz psem, a gdy wrócisz, zastanowimy się co robić z tobą dalej - Zarządził, czy nie chciałem, a nawet nie miałem siły się kłócić, mając tylko nadzieję, że zaraz poczuje się lepiej po ziołach, które zażyje.
- W porządku - Zgodziłem się, idąc do łazienki, gdzie musiałem porządnie się wykąpać, aby zmyć z siebie smród kanałów i psiego zapachu, który wciąż się za mną unosił.

<Paniczu? C:> 

Od Mikleo CD Soreya

Czy ja chciałem pójść na zewnątrz? Szczerze powiedziawszy, to nie był taki zły pomysł, skoro na dworze pada deszcz, moje ciało dość szybko doprowadzi się do poprzedniego stanu. I już nic nie będzie mnie boleć, oczywiście wszystko zależy od tego, jak długo będę przebywać na deszczu.
- Pójdę, na dworze wydaje się naprawdę przyjemnie - Przyznałem, powoli wstając z łóżka, biorąc szyki łyk herbaty, który przyjemnie płynął po moim gardle.
- Tak, zdecydowanie jest przyjemnie - Westchnął ciężko, kładąc dłoń na moim biodrze, prowadząc mnie do wyjścia z naszej sypialni.
- Mogę wyjść z nią sam, a ty zostać w domu - Wychrypiałem, nie mając z tym najmniejszego problemu, uwielbiam deszcz, a spędzanie na nim czasu jest dla mnie czymś po prostu naturalnym i przyjemnym. Dla niego natomiast nie za bardzo. Dlatego może lepiej byłoby, aby to on został w domu, a ja wyjdę z Psotką na dwór.
- No proszę, chcesz sam wyjść na dwór z naszym pieskiem? A czy przypadkiem to nie ty mówiłeś, że pies jest mój i sam mam się nim zajmować - Odezwał się do mnie uszczypliwie.
Co za złośnik, no i pomyśleć, że to ja go tego nauczyłem.
Przewróciłem oczami, pokazując mu język, opuszczając dom, gdzie deszcz był naprawdę przyjemny, mój mąż skrzywił się, stając na tarasie, wypuszczając z dłoni psa, który od razu wbiegł na trawę tuż obok mnie.
O mój panie, jak ja uwielbiałem spędzać czas na dworze a bardziej na deszczu, który tak przyjemnie spływał po mojej twarzy.
- Nie chcesz może pójść nad jezioro? - Sorey naprawdę wpadł na doskonały pomysł, który bardzo mi się podobał.
- A nie będziesz miał nic przeciwko temu? - Zapytałem, podchodząc do mojego męża, aby usłyszał to, co do niego mówię.
- A dlaczego miałbym mieć coś przeciwko temu? Idź i odpocznij, przyda ci się to po wczorajszym dniu - Gdy to powiedział, uśmiech sam pojawił się na moich ustach. Złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku.
- Dziękuję - Byłem naprawdę wdzięczny za to, że zgodził się, abym poszedł nad jezioro.
Z radością skierowałam się nad jezioro, gdzie mogłem zregenerować siły, a tego naprawdę potrzebowałem.
Spędziłem nad wodą kilka godzin. Dochodząc do siebie, jezioro pomogło mi zregenerować całe moje ciało, które znów wyglądało tak jak przed naszym seksem.
Zadowolony opuściłem jezioro, wracając do domu, gdzie mój mąż siedział na kanapie z pieskiem przed kominkiem.
- Jak się czujesz owieczko? - Sorey od razu zwrócił całą swoją uwagę na mnie, co przyznam, bardzo mi się spodobało, ja bardzo lubię, gdy zwraca na mnie całą uwagę.
- Czuje się bardzo dobrze - Mówiłem już normalnie, tak jakby nic mi nie było, a i ciało znów przestało mnie boleć, a to oznacza, że znów mogę oczekiwać atencji od męża.
- O proszę, jezioro naprawdę ci pomogło - Zwrócił się do mnie, podchodząc bliżej, aby położyć dłonie na moich pośladkach.
- Zdecydowanie, czuje się jak nowo narodziny - Przyznałem, kładąc dłonie na jego ramionach, uśmiechając się do niego zadziornie. - Jesteś chłodny - Zauważyłem, dotykają jego policzka.
- Nic mi nie będzie, jakie to przeżyje - Stwierdził, całując mnie w usta.
Oczywiście, że nic mu nie będzie, a później powie mi, że źle się czuje i tyle będzie z czasu sam na sam.
- Oczyszczanie - Popłynąłem go na kanapę, siadając okrakiem na jego kolanach, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. - Muszę cię rozgrzać - Wyszeptałem, patrząc na jego twarz z zadziornym uśmiechem.
- Nie jestem pewien czy to dobry pomysł - Po jego wypowiedzi, od razu wiedziałem, że nie na ochoty na seks, co wcale mnie nie zaskakiwało, ostatnio trochę sobie nadrobiliśmy, a więc może nie mieć na to ochoty.
- Spokojnie, to ciebie trzeba rozgrzać, a nie mnie - Wyszeptałem, schodząc z jego kolan, aby dostać się do jego spodni, pieszcząc ustami jego przyjaciela. Wiedząc, że takim sposobem na pewno szybko go rozgrzeje..

<Pasterzyku? C:> 

Od Daisuke CD Haru

 Z przerażeniem z ukrycia wpatrywałem się w Haru, nie będąc pewien, czy to on, czy jednak już tylko bestia. Nie zaatakował jednak strażników, mimo, że byłem święcie przekonany, że zaraz ich wnętrzności rozsmaruje po pobliskich drzewach; zrobiłby to w jakieś kilka sekund, a zamiast tego uciekł. Więc jakąś kontrolę nad sobą ma. Jako, że mężczyźni, byli pozbawieni jednej broni, a wilkołak uciekł w głębiej w las, postanowili zawrócić, i podwoić nocne patrole, jeżeli dobrze usłyszałem. I na szczęście mnie nie zauważyli. Dlatego więc wróciłem do swojego wierzchowca, który nerwowo dreptał w miejscu, zaniepokojony obecnością bestii. Gdyby Haru się na mnie rzucił, Ignis na pewno by się na niego rzucił, a tego bardzo bym nie chciał. Kopyta takiego ogiera pociągowego mogłyby mu czaszkę rozkruszyć. 
- Nie masz o co się martwić – powiedziałem łagodnie do konia, klepiąc go po szyi. – Chodźmy – dodałem, wsiadając na niego. 
Środki przeciwbólowe powoli przestawały działać, ale się tym nie przejmowałem. Mimo tego zacisnąłem zęby i skierowałem konia za śladami Haru, które były dość oczywiste, bo zostawił za sobą mały chaos. Dobrze, że strażnicy postanowili zawrócić, bo szybko by go odnaleźli po tych śladach. Jako, że drogę miałem wręcz oczyszczoną, mogłem trochę pospieszyć konia, by znaleźć Haru jak najszybciej. I jeżeli będzie trzeba, to go zabiorę do rezydencji już takiego przemienionego. Tam go nikt nie znajdzie. 
W końcu udało mi się go znaleźć. Zatrzymał się nad jeziorem, zwinął się w kłębek pod drzewami, chyba wpatrując się w swoje odbicie w spokojnej tafli jeziora. Ostrożnie, uważając na swoje żebra, zszedłem z wierzchowca, każąc mu zostać. Nie bałem się tego, że gdzieś mi ucieknie, to nie był ten typ konia. 
- Haru? – odezwałem się cicho, ostrożnie do niego podchodząc. Zero reakcji. Nawet nie poruszył uszami. Nie wiem, czy to dobry znak, czy nie. – Nie musisz się przejmować strażnikami. Wrócili do miasta – dodałem, siadając niedaleko niego, opierając się o drzewo. Siadając, syknąłem cicho z bólu, ponieważ odezwały się moje żebra. To spowodowało, że Haru odwrócił łeb w moją stronę, co na początku trochę mnie przeraziło, gdyż przez sekundę miałem wrażenie, że się na mnie rzuci. Jego pysk nie zdradzał żadnych emocji. Dopiero po oczach dostrzegłem, że po prostu się o mnie martwi. Będę musiał się tego nauczyć. – To nic takiego, tylko trochę poobijany jestem – wyjaśniłem, przyglądając się mu z uwagą. Nie będę mu przecież mówił, że mam połamane żebra. 
Haru przyglądał mi się jeszcze przez chwilę, aż w końcu powoli przybliżył się do mnie i położył ten paskudny łeb na moich udach, cicho wzdychając. Niepewnie wyciągnąłem rękę i zacząłem go głaskać. Jego sierść ani trochę nie przypominała jego włosów, poza może kolorem; była szorstka, nieprzyjemna w dotyku, ale pomimo tego dalej go głaskałem czując, że to go uspokaja. Widziałem, że jego mięśnie się rozluźniają, oddech się uspokaja i staje się jakiś taki bardziej swobodny. Może jak się uspokoi, to wtedy wróci jego ludzka forma? Nie wiem jeszcze, jak to działa. Jak tylko wrócimy do rezydencji, będę musiał dowiedzieć jak najwięcej o jego przypadłości. O ile wróci do bycia sobą... musi wrócić. Teraz wygląda zbyt paskudnie i przerażająco. I w dodatku śmierdzi psem. 
Myśli te jednak zachowałem dla siebie i w ciszy gładziłem go po łbie. Kiedy jednak tak leżałem, i go głaskałem, coraz bardziej czułem się zmęczony, i powieki były coraz cięższe, więc w pewnym momencie były tak ciężkie, że już ich nie otworzyłem, chyba w końcu zasypiając. 

<Piesku? c:>

Od Haru CD Daisuke

 Nie wiedząc gdzie mam pójść i jak się odmienić, schowałem się w lesie z dala od ludzi. Przynajmniej tu byłem bezpieczny, tylko jak teraz się odmienić? To była najważniejsza sprawa, a jednocześnie najtrudniejsza do rozwiązania, chciałem być znów człowiekiem, a nie bestią.
A no i właśnie, jeśli chodzi o bestie, jak to w ogóle możliwe, że stałem się wilkołakiem? Przecież nigdy nie miałem takiego przypadłości, co prawda moje ciało było zbyt ciepłe jak na normalnego człowieka, z czego nigdy nic sobie nie robiłem. Moja babcia zawsze powtarzała, że taki nasz urok i każdy w naszej rodzinie to ma, czy więc było sens dopytywać? Nie, wiedziałem już wszystko, jestem inny, tak zawsze było mi mówione, nie sądziłem jednak, że aż tak inny. Dlaczego ta przemiana stała się, teraz gdy nam już tyle lat za sobą? Czemu nigdy wcześniej nie przebrałem tej postaci? Tyle pytań a znikąd odpowiedzi..
- Tam jest! - Usłyszałem krzyk dobrze znanych mi kolegów z pracy, którzy nie do końca wiedzieli jak się zachować, bali się mnie, a ja doskonale wiedziałem dlaczego. Wyglądałem jak potwór wielki, straszny, brzydki, zapewne, gdybym był na ich miejscu, też bałbym się takiego stworzenia, jakim jestem.
Nie chcąc ich skrzywdzić, ale jednocześnie chcąc ich od siebie, odgonić odwróciłem się w ich stronę, pokazując swoje zęby, prostując się, aby wyglądać na bardziej przerażającego.
Mężczyźni chwycili broń, mierząc z nią w moją stronę, naciskając spust, który wypalił śrut, uderzając prosto w moją klatkę.
Czując ból, wydałem z siebie głośny ryk, uciekając w głąb lasu.
Cholera to bolało, a mimo to nie miałem najmniejszego śladu po broni.
Obolały i wystraszony położyłem się na trawie, nie chcąc za bardzo się poruszać. Po pierwsze nie wiedziałem gdzie się podciąć, co ze sobą zrobić i jak znów stać się człowiekiem.
To wszystko było naprawdę dziwne, wygląda na to, że mój narzeczony miał rację, ja naprawdę jestem inny.
Nasłuchując wszystkiego, co mnie otacza, podniosłem się energicznie z ziemi, słysząc kopyta uderzające o ziemię, pokazując swoje ostre kły, wspinając się na skały znajdujące się nieopodal mojego legowiska, pazury wbijając w skały, przygotowując się do ataku.
Zerkając na konia, który pojawił się w moim polu widzenia, gotowy byłem zaatakować.
Głośno warcząc, dostrzegłem mojego panicza, który siedział na koniu, unosząc głowę do góry, aby spojrzeć w moje oczy.
Nie schodząc ze skał, patrzyłem na mojego narzeczonego, który powoli zszedł z konia, podchodząc niepewnie do skał.
- Haru? To ty? - Nawet nie drgnąłem, gdy się do mnie odezwał, nasłuchując strażników, którzy wciąż gdzieś tu byli.
Otworzyłem pysk, wysuwając swoje ostre jak brzytwa zęby, które wystraszyły Daisuke. - Co się z tobą dzieje? - Gdy tylko to powiedział, usłyszał głośny krzyk strażników i kolejny wystrzał broni, która znów mnie trafiła.
Głośno warcząc, cofnąłem się, spadając ze skał, wywołując kolejne nieprzyjemny ból.
Otrząsając się, poczułem złość, atakując jednego ze strażników, któremu wyrwałem broń, niszcząc ją na kilka kawałków, przerażając ich jeszcze bardziej. Czując złość, miałem ochotę rozszarpać ich na strzępy i chyba tylko ostatkiem własnej świadomości powstrzymałem się przed tym, musząc się wycofać, uciekając gdzieś przed siebie.

<Paniczu? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Delikatnie się uśmiechnąłem na jego słowa, a następnie ucałowałem go w policzek i opuściłem chwilowo sypialnię. Zdecydowanie za bardzo wczoraj sobie pofolgowaliśmy. Nie pamiętałem już, kiedy ostatni raz stracił głos. Ale też kiedy ostatni raz byliśmy sami w domu... im dzieci większe były, tym jakoś tak nie za bardzo chciały spędzać czas u cioci, zwłaszcza, jak Alisha umarła. A ostatnio to w ogóle nie odwiedzały nawet Lailah, przez co nasza prywatność w ogóle nie istniała. A myślałem sobie kiedyś, że im dzieci większe, tym będzie łatwiej. Ale się myliłem... 
Tak jak mój Miki chciał, przygotowałem mu herbatę, gorącą, i dodałem do niej miodu, bo kiedyś usłyszałem, że jest dobry na takie przypadłości jak gorące gardło. A mimo wszystko chciałbym usłyszeć jego głos jak najszybciej. On miał taki piękny głos, taki delikatny, łagodny, spokojny, no po prostu cudowny. Krótko można to opisać jako „anielski głos”, i to by się zgadzało, no bo przecież mój Miki jest aniołem. Ale ja też jestem, no i mój głos brzmiał tak bardzo normalnie, przynajmniej dla mnie. Ciekawe, jak Miki go słyszał. Bo na pewno słyszał mnie trochę inaczej niż ja słyszę samego siebie. Chyba w miarę względnie, skoro na mnie nie narzekał. 
- Jestem już. Herbatka z miodem na bolące gardełko – odpowiedziałem, uśmiechając się delikatnie do męża, podchodząc do łóżka i chwilowo kładąc kubek na szafce. 
Wpierw musiałem pomóc mojemu mężowi w zmienieniu pozycji z leżącej na siedzącą, bo ciało to go chyba tak bolało, że miał z tym problem. Nie dziwię się mu, nie dość, że siniaki na całym ciele miał, tyłek go bolał, to jeszcze te ugryzienia mogły go trochę boleć... zdecydowanie trochę przesadziłem. Niby Miki sam chciał, bym taki trochę ostrzejszy był, owszem, no ale też musiałem znać ten umiar, którego jeszcze nie potrafiłem wyczuć. I teraz akurat tak trochę przesadziłem, jak tak patrzyłem na cale jego ciało. 
- Nie za bardzo przepadam za miodem – wyznał cichutko, z niechęcią patrząc na kubek. 
- Naprawdę? Przepraszam, nie wiedziałem, miód jest przecież słodki, a ty słodkie lubisz, i dobrze też miód na gardło robi... ale dobrze, ja to wypiję, a tobie zaraz przyniosę taką zwykłą gorącą herbatę. I może z jakimś sokiem, co ty na to? – zaproponowałem, mając nadzieję, że mi wybaczy moją małą pomyłkę. Zapamiętam to. Chyba. A może i nie. Moja pamięć bardzo zawodna ostatnio potrafi być. I to nie ostatnio, a od jakichś... siedemnastu lat? Siedemnastu lat chyba. Matematyka też nie jest moją dobrą stroną. Ja tam w ogóle dobrych stron nie mam. 
- Nie, zostań. Wypiję – poprosił, chyba nie chcąc tu zostawać sam. Ale go nie rozumiałem. Przecież nie odchodziłem nigdzie daleko, a tylko na dół, do kuchni. Dalej będę w tym samym budynku przecież. I za kilka minut wracam. 
- I tak muszę iść z Psotką na dwór, bo zaczyna się kręcić – odpowiedziałem, zauważając, że nasza mała maskotka już wstała i zaczęła się kręcić po łóżku. 
- Wracaj do mnie szybko – poprosił, biorąc do swoich drobnych rączek gorący kubek. 
- Wszystko będzie zależało od Psotki – odpowiedziałem, całując go w czubek głowy. – A może chcesz wyjść razem z nami? Woda dobrze ci zrobi – dodałem, biorąc naszego pieska na ręce, by nic nie narobił. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Trochę nie za bardzo wiedziałem, co się dzieje wokół mnie. W jednej chwili ten obrzydliwy mężczyzna chciał ewidentnie mnie wykorzystać w sposób, w który już nigdy więcej nie chciałbym być wykorzystany, a w drugiej wpadła ta bestia, która w kilka sekund rozprawiła się z tym facetem. I to samo powinno stać się ze mną. A jednak potwór nic mi nie zrobił. No, prawie nic. Kiedy wyprowadzał mnie z kanałów, oczywiście trochę się szarpałem, więc musiał chwycić mnie mocniej, przypadkowo lub nie wbijając pazury w moje ciało, a tak konkretnie to w prawe ramię. To jednak było nic w porównaniu z tym, co zrobił tamtemu faceta. I kolor jego ślepiów był jakiś taki dziwnie znajomy. Ten złoty odcień kojarzyłem aż za dobrze. 
- Kambe! Wszystko w porządku? – jeden ze strażników, który przyuważył nas, podbiegł do mnie, a jego kolega pobiegł za wilkołakiem. A przynajmniej próbował, bo stwór zniknął bardzo szybko, wspinając się na jeden z budynków i skacząc z dachu na dach. 
- Tak, nic mi nie jest – odparłem, starając się, by mój głos brzmiał na jak najbardziej opanowanego, mimo, że byłem dalej roztrzęsiony. Za dużo się działo w za krótkim czasie, jeszcze tego nie przeanalizowałem. 
- Poinformuję inne patrole o pojawieniu się wilkołaka. Zabierz go do medyka i przesłuchaj – polecił mu ten drugi i nim się zorientowałem, gdzieś pobiegł, a ja zostałem zaciągnięty do medyka. Przesłuchać... i co ja mam mu powiedzieć? Jeżeli powiem, że mojego porywacza zabił, a mi nic nie zrobił, mogą nabrać podejrzeń, że to Haru. O ile to Haru. Im dłużej nad tym myślałem tym bardziej wydawało mi się, że to Haru. Ta teoria miała dużo sensu. 
Medyk dokładnie mnie przebadał. Oczyścił ranę z tyłu głowy i okręcił moją głowę w ten okropnie niewygody bandaż, oczyścił, zszył i opatrzył rany po szponach oznajmiając mi, że mogą pojawić się blizny, zbadał moje żebra stwierdzając, że dwa są złamane i na sam koniec oczywiście oczyścił rozwaloną wargę. I w ten sposób otrzymałem dwumiesięczne zwolnienie oraz trochę czasu do namysłu, ponieważ lekarz powiedział, że dostałem mocno w głowę i niektóre wspomnienia mogą mi się mieszać, i na pewno teraz mam nie składać zeznań, tylko mam wracać do domu i wypocząć. Dostałem środki przeciwbólowe, instrukcje odnośnie zmieniania opatrunków i zostałem puszczony. Nie do końca podobało mi się to, że mam dwa złamane żebra. Nie mam czasu leżeć dwa miesiące. Już zaraz ślub. Będę wiec musiał ostatnie przygotowania pilnować pod wpływem środków znieczulających. Cudownie po prostu. 
Zostałem odprowadzony do rezydencji, i na odchodne strażnik poprosił o kontakt, jak już się będę lepiej czuł. Akurat jego słowami najmniej się przejmowałem. Teraz musiałem się dowiedzieć, gdzie jest Haru. I zdjąć z siebie te obrzydliwe rzeczy. I się umyć. I iść spać. Tak był plan na resztę tej nocy, i może jeszcze wcześniej wypiję te zioła na ból, bo jak ta adrenalina zeszła ze mnie, jest on nie do wytrzymania. 
Tak jak podejrzewałem, Haru nie było w sypialni. A więc ten wilkołak to on... powoduje to pewne komplikacje, ale nic, z czym sobie nie poradzimy. Tylko muszę go znaleźć. Ale jak? Może być w tym momencie wszędzie. A jak strażnicy go dorwali? Poczułem, jak mój żołądek zaciska się w strachu przed tym scenariuszem. Muszę go znaleźć. Nie wiem, jak to zrobię, ale po prostu muszę. Tylko wezmę coś na ból, i w międzyczasie jak się zioła będą parzyć, to ja się umyję, i przebiorę, by  nie cuchnąć kanałami. I pomyślę. Mam dużo rzeczy do przemyślenia.

<Piesku? c:>