poniedziałek, 31 października 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Może i naprawdę nie było tak źle, owszem, ale to tylko dlatego, że cały czas się pilnowałem, by nic głupiego nie powiedzieć czy nie zrobić. No i też nie poruszaliśmy żadnych takich drażliwych tematów – pewnie dlatego, że dzieci cały czas siedziały przy nas, bardzo pragnąc uwagi swojej babci – a to na pewno wyszło na plus. Miałem także nadzieję, że nie okaże się typem osoby za bardzo wierzącej, bo to może być bardzo problematyczne... nie wydała się oburzona tym, że żyjemy razem i że wychowujemy razem dzieci, więc to światełko w tunelu było. 
- Wolę poczekać z moją opinią, jak już będzie po wizycie – odpowiedziałem, cicho wzdychając. Jak ja uwielbiałem, kiedy mój Miki mnie masował, już po chwili czułem się tak wspaniale rozluźniony... ten to dopiero spadł mi z nieba, dosłownie i w przenośni. 
- Oczywiście, z chęcią poczekam, aż przyznasz mi rację – powiedział odrobinkę rozbawiony, nie przestając mnie masować. 
- Uważaj, żeby się nie okazało, że to ja mam rację – ostrzegłem go równie rozbawiony, rozciągając się leniwie. – Idziemy się wykąpać? – zaproponowałem, chcąc wykorzystać tę chwilkę wolnego czasu. 
Dzieciaki spały w swoich łóżkach, pani Musa także już poszła spać, no to więc zostaliśmy tylko my, a kąpiel to chyba będzie najbardziej intymne doświadczenie, na jakie sobie możemy pozwolić, chociaż tak osobiście nie miałem ochoty na żadne zbliżenia. Nawet nie chodziło o to, że nie powinniśmy, bo jego mama mogłaby coś słyszeć, ale nie odczuwałem jakiejś wielkiej, palącej potrzeby. Mikleo pewnie czuje inaczej, doskonale wiedziałem, jaki miał popęd, przez co czasem czułem się źle, że nie poświęcam mu tyle uwagi, ile tylko potrzebuje... postaram się mu to jakoś wynagrodzić wkrótce, jak już będziemy mieć naszą sypialnię wolną. Muszę się ogarnąć i pamiętać o mojej owieczce, w końcu nie tylko ja mam potrzeby. 
- Skoro tak ładnie proponujesz, to nie mam powodu, aby ci odmawiać – uśmiechnął się do mnie słodziutko i zadziornie. I jak tu nie kochać takiej słodziutkiej owieczki... Z nim życie od razu staje się piękniejsze, wystarczy, że po prostu się uśmiechnie, a ja już jestem szczęśliwszy. 
- To zapraszam cię za jakieś pięć minut, muszę nam najpierw przygotować łazienkę do kąpieli – poprosiłem, chcąc nam przygotować kąpiel relaksacyjną, na którą przecież zasługiwał. Seksu dzisiaj nie będzie, ale balia wypełniona gorącą wodą, z różnymi zapachowymi olejkami już na pewno. Praktycznie bez mojej pomocy przygotował dzisiaj dom na przyjazd swojej mamy, więc teraz najwyższa pora, by dostał coś miłego ode mnie. 

Rano obudziły mnie ciche rozmowy dochodzące z kuchni. Gdyby nie to, na pewno dalej bym spał. Niezbyt z tego faktu zadowolony podniosłem się do siadu dostrzegając, że leżę na tej kanapie sam. Oczywiście, czemu Miki miałby leżeć obok mnie i wypoczywać po ciężkim dniu, skoro woli wstać wcześniej. A sądząc po odgłosach wszyscy wstali, tylko nie ja. Pięknie, jeszcze wyjdę w oczach teściowej na lenia i śpiocha...
- Dzień dobry, kochanie. Wyspany? Plecy nie bolą? – usłyszałem głos mojego męża, kiedy tylko wszedłem do kuchni. 
- Jakoś przeżyję – przyznałem, nie chcąc za bardzo opowiadać o tym, że muszę uważać przy kręceniu głową, bo tak ociupinkę bardzo boli mnie kark. 
- Wstałeś idealnie na mszę, młodzieńcze. Jak się pośpieszysz, na pewno zdążymy wszyscy na sumę, bo pewnie chodzicie do kościoła, prawda? Słyszałam, że w stolicy jest piękna katedra, tylko niestety, kilka lat temu ktoś ją zdemolował – słowa mojej teściowej troszkę mnie zaskoczyły. Spodziewałem się, że wspomni o mszy, owszem, ale nie o tym, że będzie chciała zabrać nas wszystkich. I że będzie wiedziała o tej demolce... chociaż, demolka to też za duże słowo, to są święte symbole, które są w stanie powstrzymać demona, a poza tym, łatwo je można było kryć pod dywanem, więc ja tam problemu nie widziałem.
- Tak właściwie, proszę pani, to tak niezbyt. Ja i tutejszy kapłan niezbyt się lubimy. No i też z ludźmi tutaj różnie bywało – wyjaśniłem troszeczkę opacznie, popijając kawę. Lepiej jej nie będę mówić, że to ja „zdemolowałem” ten kościół, nie musi przecież wiedzieć wszystkiego... 

<Aniołku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Szczerze powiedziawszy, w żadnym wypadku nie byłem zaskoczony z wypowiedzianych przez mojego męża słów, bardzo dobrze go rozumiejąc stres no naturalne uczucie, nad którym człowiek nie zapanujemy, mimo że bardzo by chciał, a że mój mąż chce wyjść jak najlepiej przed moją mamą, stres się potęguje, a on martwi się o głupoty, które się nie wydarzą. Co prawda czasem wpada na głupie pomysły, ale czy to coś złego, że taki już jest? To mój mąż i czy mojej mamie się spodoba, czy nie pozostanie nim już na zawsze.
- Stanowczo przesadzasz, będę tu przy tobie i razem na pewno jakoś to przetrwamy - Obiecałem, starając się go uspokoić, nie chcąc, aby się niepotrzebnie denerwował.
- Łatwo ci mówić to nie twoja teściowa przyjdzie, a z tego, co mi opowiadano, teściowa to nie lubi swojego zięcia chyba tak dla zasady - Po jego słowach cicho zaśmiałem się, kręcąc głową, nie wiem, czy to prawda, bo teściowej nie mam, jednak Musa to cudowna kobieta i na pewno nie będzie taką złą teściową.
- Sorey może uspokój się troszeczkę, weź dwa głębokie wdechy i nie martw się na przyszłość, wszystko będzie dobrze, obiecuję - Wciąż próbowałem go uspokoić, nie chcąc, aby się martwił, to i tak niczego nie zmieni, a jedynie może mu zaszkodzić.
- Na pewno zrobię coś głupiego - Wybąkał, nie przestając się stresować.
- Będę cię pilnował, nic głupiego nie zrobisz, a jeśli już ci się zdarzy to i tak pamiętaj, że jesteś dla mnie najważniejszy i niczyja opinia tego nie zmieni - Podchodząc bliżej, położyłem dłonie na jego ramionach, uśmiechając się, najcieplej jak tylko potrafiłem.
Sorey westchnął cicho, przytulając się do mnie, może chociaż odrobinkę się uspokajając, a przynajmniej taką miałem nadzieję, nie mając już innego pomysłu jak go uspokoić, od tego w końcu byłem, aby go podnieść na duchu, mimo że nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, jak to zrobić.
Czasem po prostu pocieszenie tej drugiej osoby jest trudniejsze, niż mogłoby się nam wydawać.
Jeszcze kilka słów pocieszenia padło z moich ust nim mąż, chociaż troszeczkę się uspokoił, odpuszczając sobie stres do chwili, w której to moja rodzicielka nie zapukała w drzwi, dając o sobie znać. Mój mąż od razu się spiął, a ja jedyne co mogłem teraz zrobić to zaproponować mu kilka głębokich wdechów, nim drzwi do domu otworzyły się, a starsza kobieta weszła do naszego domu.
- Babcia! - Zawołały dzieciaki, podbiegając do kobiety, ciesząc się jej przybyciem.
Kobieta z ciepłym uśmiechem na ustach przywitała się z każdym z nas, zasiadając na kanapie w salonie, gdzie została przez nas zaproszona.
Dzień z moją mamą upłynął nam bardzo przyjemnie i z upływem czasu Sorey rozluźnił się. Zauważając, że nie taki diabeł straszny, na jakiego go kreują. Może to pozwoli mu, chociaż troszeczkę wyluzować przy mojej mamie, która wydawała się polubić mojego męża i chyba nawet ze wzajemnością.
- I jak było aż tak źle? - Spytałem, gdy mój mąż pojawił się w salonie, siadając na kanapie tuż przede mną, dając mi tym samym dostęp do swoich pleców, które zacząłem masować, zdając sobie doskonale sprawę z tego, jak bardzo lubi gdy rozmasowywałem jego przesadnie spięte mięśnie. Całując delikatnie jego kark na rozluźnienie, niczego od niego nie oczekując i tak wiedząc, że z powodu mojej matki nie byłby w stanie nic ze mną dziś robić..

<Pasterzyku? C:>

niedziela, 30 października 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Szczerze mówiąc, byłem troszkę zdenerwowany tymi całymi odwiedzinami jego mamy, chociaż bardzo starałem się, by tego po sobie nie poznać. W końcu, jakby to o mnie świadczyło? Taki duży mężczyzna, a boi się drobnej, starszej kobiety... znaczy, nie boję się jej samej w sobie, a bardziej tego, jak wypadnę w jej oczach. Nie chciałem przecież, aby postrzegała mnie źle, w końcu widziałem, jak ważne było dla Mikleo to, by się z nią dogadać... ja wiem, wydawała się być bardzo miłą kobietą, ale pierwsze wrażenie może być mylne. Może w tym przypadku się to nie sprawdzi, ale i tak wolę dmuchać na zimne.
Uśmiechnąłem się do niego delikatnie i kiwnąłem głową, by zaraz zniknąć na górze. Oby tylko to łóżko jej podpasowało, to najlepsze i najwygodniejsze łóżko w tym domu, więc nic lepszego jej zaoferować nie możemy. My jakoś przeżyjemy te dwie noce na kanapie, moje plecy będą później krzyczeć z bólu, no ale dam sobie radę, nie z takimi rzeczami miałem do czynienia.
Zmieniłem naszą starą pościel na tą czystą, świeżą i pachnącą, a naszą zaniosłem do łazienki. W międzyczasie otworzyłem okno, by się trochę przewietrzyło, bo ostatnio wbrew porze roku zrobiło się całkiem ciepło, więc zaprzestałem nawet palenia w kominku. Jeżeli oczywiście pani... cholera, jak ona miała na imię? Miki mi chyba o tym mówił... albo mi nie mówił...? Nie pamiętam, ale jakkolwiek by się ona nie nazywała, jeżeli jej będzie zimno, napalę w kominku, który znajduje się w naszej sypialni. 
Jak już znajdowałem się na górze, to przy okazji upewniłem się, czy nasza sypialnia jest dostatecznie czysta, i czy nasze kwiatki mają dostatecznie dużo wody. Zastanawiałem się także, czy nie znieść już zapasową kołdrę i poduszki, czy może zrobić to jeszcze później, ale w tym samym momencie mój mąż zawołał mnie na śniadanie. Więc może później to zrobię, pani Mama Mikleo może chcieć posiedzieć najpierw trochę w salonie, więc lepiej, jakby tam na kanapie nic takiego nie leżało. 
Przy stole Mikleo wytłumaczył dzieciom, jakiego gościa się spodziewamy, na co strasznie się ucieszyły. Misaki była strasznie podekscytowana, a jak ona była podekscytowana, to i ja jej braciszek był podekscytowany. Szkoda, że ja nie potrafiłem dzielić ich podekscytowania, a zamiast tego byłem to coraz bardziej poddenerwowany, a mimo tego starałem się mieć cały czas na twarzy uśmiech. W końcu tyle rzeczy może pójść nie tak, jak chociażby to, że Merlin znowu może zacząć mieć swoje jakieś humorki. Co prawda, po naszym małym wypadku znacznie się uspokoił i już tak nie szalał za mamą, ale nigdy nic nie wiadomo, młody potrafił być nieprzewidywalny, zupełnie jak mamusia. 
- Czy mi się wydaje, czy jesteś trochę zdenerwowany? – zapytał się mnie Mikleo, kiedy dzieci już poszły się bawić, a ja i Mikleo zostaliśmy w kuchni, by posprzątać po śniadaniu. 
- Ja? No co ty, czym miałbym się niby denerwować? – odpowiedziałem pytaniem, szczerząc się do niego. 
- Właśnie nie wiem, dlatego się pytam. Wiesz, że nie ma żadnego powodu, dla którego miałbyś się denerwować? Musa to wspaniała kobieta, zobaczysz – postarał się mnie uspokoić, co mu tak niezbyt wyszło. Ale przynajmniej już wiem, jak nazywa się jego mama. Obym znowu tego nie zapomniał, bo pokażę się jej z niezbyt dobrej strony, a tego właśnie obawiałem się najbardziej. 
- Właśnie, dopiero to zobaczę, a zanim to nastąpi, nie powinienem jeszcze czegoś zrobić? Pomóc z ciastem, coś posprzątać, zakupy zrobić? – zapytałem czując, że jeżeli zaraz nie znajdę sobie jakiegoś zajęcia, to chyba zwariuję z tej bezczynności.
- Wszystko jest zrobione, teraz możemy tylko czekać. I porozmawiać o dręczących nas emocjach – na jego sugestię westchnąłem cicho, zauważył, że coś mnie dręczy i teraz mi już nie odpuści. I przekonywanie go, że wszystko w porządku, raczej nie ma żadnego sensu. 
- Ja tylko... obawiam się, że już na wstępie pokażę się od najgorszej strony, przez co twoja mama mnie skreśli, a doskonale wiesz, że mam do tego dar – wyjaśniłem mu w końcu, lekko zawstydzony wbijając wzrok w podłogę. Głupi strach, nie powinienem był go w ogóle czuć, a jednak siedzi on we mnie i nie chce odpuścić. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Skupiony na myciu naczyń starałem się odrobinę wyciszyć, nie chcąc znów niepotrzebnie krzyczeć na dziecko. Co prawda zasłużenie, ale to i tak nie było dobre z mojej strony. Co się ze mną ostatnio dzieje? Przecież nigdy nie denerwowałem się aż tak na dzieci, najwidoczniej chyba jestem przemęczony zachowaniem synka, który jest uciążliwy, a gdy nie idzie coś po jego myśli, odstawia cyrki, ale dziś, dziś przeszedł samego siebie. Mógł poważnie zaszkodzić i sobie i swojemu tacie a takiego zachowania płazem nie mogłem puścić.
Biorąc kilka głębokich wdechów, musiałem postarać się uspokoić, nie chcąc złościć się na syna. To mały chłopiec i ma prawo popełniać błędy jak każdy z nas.
Skupiając się, na sprzątaniu straciłem poczucie czasu, nie zdając sobie sprawy, jak długo myłem zlew w jednym miejscu, prawie zdzierając górną warstwę zlewu, troszeczkę się zapominając.
- Mama - Słysząc niepewny głos mojego synka, odwróciłem głowę w jego stronę, odkładając ścierkę na swoje miejsce.
- Słucham - Odezwałem się spokojne, przestając się już dłużej gniewać na naszego samego synka.
- Przeplaszam - Odezwał się, podchodząc do mnie, wręczając mi kartkę z narysowaną naszą całą rodziną, nie pomijając w nim nawet naszych zwierząt.
Wzruszony jego rysunkiem przytuliłem go mocno do siebie, całując w czubek głowy, nie czując już złości na synka, który postąpił źle, ale to się zdarza, może następnym razem dwa razy zastanowi się nad tym, co robi, nim zrobi znów coś tak nieodpowiedzialnego, bo, mimo że ma dwa lata, jest inteligentny i rozumie więcej niż powinien..
- I ja przepraszam - Odezwałem, się czując ulgę, wszystko było już dobrze.
- Nie chciałem - Dodał po chwili, chcąc zapewnić mnie w wypowiedzianych przez siebie słowach.
- Już dobrze nie gniewam się na ciebie - Uspokoiłem go, biorąc na ręce, trzymając w długiej dłoni rysunek, który cieszył mnie jak nie jedno wypowiedziane słowo.
Po tym wydarzeniu w domu wiele się zmieniło, nasz synek uspokoił się, chociaż troszeczkę nie chodząc za mną jak cień, a na tym zależało mi najbardziej, co jak co ale jego wcześniejsze zachowanie potrafiło mnie zdenerwować, jak dobrze, że chociaż troszeczkę się uspokoił, w innym wypadku na pewno bym nie wytrzymał i w końcu wyszedł z domu nie wiadomo kiedy i czy w ogóle wracając.

Minął już tydzień i nadszedł dziś dzień przybycia mojej mamy i szczerze mówiąc, bardzo mnie to cieszyło, dla tego już od samego rana przygotowywałem wszystko na jej przybycie, w końcu musiałem dobrze ją ugościć, to moja mama i babcia moich dzieci la tego upiekłem nawet ciasto, nim mój mąż wstał, pojawiając się w kuchni.
- Dzień dobry owieczko - Przywitał się, przytulając do moich pleców. - Dlaczego mnie nie obudziłeś? Pomógłbym ci - Dodał, po chwili całując mój policzek.
- Dzień dobry, nie potrzebowałem pomocy, dlatego nie budziłem cię, chcąc abyś się wyspał - Przyznałem, zabierając się za robienie dla mojej rodziny śniadania.
- Daj, ja zrobię śniadanie - Zaproponował, chcąc mi w jakiś sposób pomóc.
- Śniadanie zrobię sam, ale jeśli chcesz mi pomóc, możesz zmienić pościel w sypialni, aby była czysta, na przyjście mamy a później jeszcze zmieni się pościel i dla nas - Poprosiłem, dając mu proste zadanie, nie chcąc, aby się przemęczał, bo i po co? Już dużo mi pomagał w sprzątaniu domu, dzięki czemu jesteśmy już gotowi na przyjście kobiety..

<Pasterzyku? c:>

Od Soreya CD Mikleo

 Było mi naprawdę szkoda Mikleo, miał mieć naprawdę taki przyjemny poranek i pewnie by właśnie taki był, gdyby nie ja i to nieszczęsne szkło. Niepotrzebnie wstawał z tego łóżka, prędzej czy później w końcu jakoś bym się opatrzył, a jestem pewien, że tego słodkiego śniadania, które mu przyniosłem, nie zjadł za dużo... Że też Merlin musiał sobie upatrzyć tylko i wyłącznie jego. I że ja mam tak po prostu iść do pracy i zostawić go samego z dziećmi, jak już teraz mówi mi, że czuje się nim wykończony, a ja mu w tym wszystkim niezbyt pomagam. 
- Dzień jest jeszcze młody, wszystko jest zrobione, więc możesz wrócić do sypialni i spróbować się zrelaksować, nie jest jeszcze za późno, a ja się zajmę naszym diablikiem  – zaproponowałem, podchodząc do niego i przytulając się do niego ostrożnie. Był strasznie spięty, a to mi mówił, że mam chodzić zrelaksowany... teraz na przykład jestem bardzo zrelaksowany, a chyba byłem nieco bardziej poszkodowany, a przynajmniej fizycznie. 
- Chyba już nie będę w stanie – przyznał, ciężko wzdychając i opierając głowę o moją klatkę piersiową. – Nie jesteś na niego zły? – zapytał lekko zaskoczony po dłuższej chwili takiego przytulania, które bardzo mu pomogło, jego mięśnie już nie były takie spięte.
- Na Merlina? Nie, czemu miałbym być? To był wypadek, był tak samo przerażony jak ja, więc ewidentnie nad tym nie panował. Inaczej byłoby, gdyby ewidentnie zrobił to specjalnie – wyjaśniłem mu, nie czując żadnego żalu do syna. Wiedział, że zrobił źle, i to mi w zupełności wystarczało. Nie jego wina, że nad tym nie potrafi do końca panować nad swoją mocą, ma dopiero dwa lata, nad czymś takim nie da się zapanować w takim wieku. 
- Więc jesteś bardziej wyrozumiały ode mnie – wymamrotał, nie odsuwając się ode mnie ani na milimetr. Najwidoczniej potrzebował mojej obecności, by się uspokoić, a ja nie widziałem w tym żadnego problemu. Niech korzysta z tego spokoju, póki Merlin jest na niego obrażony. 
- Raz na jakiś czas ten surowy rodzic musi pokazać, że jest też dobry – powiedziałem rozbawiony i pocałowałem go w czubek głowy. – Przyniosę ci śniadanie z góry i zobaczę, co tam w tym salonie tak cicho. 
- A ty dzisiaj jadłeś? Może zjemy je razem? Dużo mi tego przygotowałeś, nie zjem wszystkiego sam – zaproponował, patrząc na mnie prosząco. No i jak ja miałbym się oprzeć takiemu spojrzeniu? 
Tak jak mnie Miki poprosił, zniosłem prawie że nietknięte śniadanie do kuchni, które wspólnie zjedliśmy. Naleśniki były już wystygnięte, więc nie były aż tak dobre, ale jakoś je zjedliśmy. Później chciałem po nim posprzątać, ale mój mąż mi na to nie pozwolił, wyprzedzając mnie w tym. I bądź tu człowieku dobry, chcę go odciążyć w obowiązkach domowych, by mógł się zrelaksować, a on nie chce, aby mu pomagać. I jak tu z takim żyć? 
Skoro Miki sprzątał, poszedłem do salonu zobaczyć, co takiego robił nasz syn. Było podejrzanie cicho, a jak wiadomo, jak jest cicho, kiedy ma się małe dzieci, to te mogły coś dziwnego wykombinować. Na szczęście Merlin siedział cichutko w kącie i sobie pochlipywał. Krzyk mamy naprawdę nim wstrząsnął... 
- Mamusia jest na ciebie troszkę zła – powiedziałem cicho, biorąc go na ręce. – Powinniśmy zrobić coś, dzięki czemu poczułaby się miło. 
- Przeplaszam – powiedział cichutko, pociągając noskiem. 
- Mhm, i może jeszcze narysujemy jej coś ładnego, co ty na to? – zaproponowałem, na co pokiwał głową. No to chociaż Miki będzie miał czas na uspokojenie i na to, by mu trochę serce zmiękło. Merlin nic by nie musiał robić, by Miki przestał się na niego gniewać, no jak się troszkę postara, to też nic złego się nie stanie. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Nasz syn naprawdę potrafił zajść za skórę, zachowując się jak rozwydrzony bachor, ale to? To było już istną przesadą. Mógł naprawdę skrzywdzić swojego tatę i to zdecydowanie bardziej brutalnie niż zrobił to teraz. Najwyraźniej nadszedł czas, w którym to trzeba zacząć bardziej rygorystycznie wychowywać naszego synka, który tym razem stanowczo przegiął.
- Dzięki Bogu, jeszcze tego by brakowało, abyś oślepł - Westchnąłem ciężko, skupiając się na wyciąganiu szkła z jego ręki, zdając sobie sprawę z tego, że może go to boleć, jednakże na to nie byłem w stanie nic mu zrobić, musi wycierpieć, abym mógł oczyścić i uleczyć jego rany.
- Nie wiem, czy Bóg miał z tym coś wspólnego - Odezwał się, zaciskając mocno rękę na stole.
- Bardzo boli? - Spytałem, ignorując jego wcześniej wypowiedziane słowa.
- Nie boli mnie - Odpowiedział dumnie, starając się świetnie udawać szkoda tylko, że jego twarz nie do końca wskazywała na to, co tak stale próbuje mi wmówić.
- Oczywiście, nie boli - Kiwnąłem głową, nie chcąc, aby nie czuł się męsko, bo w końcu wyznacznikiem męskości jest to, jak twardym mężczyzną się jest, co gorsza mężczyzną, który musi być wiecznie silny. A gdzie w tym wszystkim zwyczajne człowieczeństwo? Czasem nie rozumiem w tym wszystkim mojego męża, przy mnie nie musi udawać, oboje przecież wiem, że nie jest niezniszczalny i odczuwa ból tak jak każdy inny zdrowy człowiek.
Nie chcąc jednak pokazywać, że dostrzegam jego słabość, skupiłem się na wykonywanej, przeze mnie pracy oczyszczając jego rany, nim uleczyłem je zadowolony z wykonanej przez mnie pracy. - Raczej nie powinieneś mieć blizn - Odezwałem się, przeglądając jego miejsca po ranach, w duchu ciesząc się, że skończyło się to tylko w taki, a nie inny sposób.
- Dziękuję - Ucałował mój policzek, poruszając swoją ręką, odczuwając ulgę po uleczeniu rany.
Merlin widzący, że jak nic nie robię, od razu o sobie przypominał, wyciągając w moją stronę rączki.
- Nie Merlinie nie wezmę cię na ręce, idź baw się w salonie - Odezwałem się, nie mając zamiaru w tej chwili dawać mi tego, na go miał ochotę, nie może tak być.
- Mama - Zawołał, zaczynając bez powodu płakać, czym zaczął mnie już denerwować. - Sorey idź odpocznij, a ja zajmę się wszystkim - Poprosiłem, chcąc, aby odpoczął, to tym, co nasz syn mu zgotował.
- Nie ma mowy, wczoraj poszedłem spać, zostawiając cię ze wszystkim samego - Odpowiedział, nie chcąc sobie odpuścić.
- No dobrze - Zgodziłem się, nie chcąc go do niczego zmuszać, będzie chciał, to sam się położy albo i nie.
Wzdychając ciężko, przenioałem swoją uwagę z męża na syna, który naprawdę mnie już denerwuje.
- Merlin do diabła ciężkiego pójdziesz stąd czy nie? - Podniosłem głos, uderzające ręką w stół czym lekko wystraszyłem synka.
Chłopiec wystraszył się, z powodu mojego podniesionego głosu uciekając do salonu, z chodząc mi z oczu.
- Wszystko dobrze Miki? - Spytał lekko zaskoczony Sorey, nie będąc pewnym tego, co dzieje się z moją osobą.
- Tak, przepraszam, jestem po prostu zmęczony, a Merlin nie chce mi dać świętego spokoju - Wysłałem, naprawdę zmęczony zachowaniem naszego syna, który miał problem z brakiem uwagi, doprowadzając mnie swoim zachowaniem do szewskiej pasji.

<Pasterzyku? C;> 

piątek, 28 października 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Nie byłem do końca przekonany, czy Miki próbuje mnie pocieszyć, bym nie brał wszystkiego na siebie, czy też może mówił prawdę. W mojej ocenie było w tym wiele mojej winy. Gdybym nie spał, albo obudził się wcześniej, mógłbym mu pomagać, i dzięki temu nie byłby taki zdenerwowany wczoraj... Już więcej nie pójdę spać za dnia, jak będę czuł zmęczenie, będę robił wszystko, byleby nie zasnąć. Pewnie to przez to śniadanie, po nim zrobiłem się ociężały i śpiący, i to dlatego tak odpłynąłem... Znaleźć sobie zajęcie i ograniczyć śniadania, to jest mój plan, by więcej już nie oddać się pokusie drzemki. 
- Obawiam się, że na przedszkole jest jeszcze za mały, sprawdziłem to – powiedziałem, cicho wzdychając. – Musimy minimum jeszcze rok poczekać, bo przyjmują dzieci dopiero od trzeciego roku życia. 
- Zawsze możemy powiedzieć, że ma trzy lata, jest całkiem wyrośnięty, nikt się nie zorientuje -zaproponował żartobliwie, biorąc pierwszy kęs do swoich ust. Lekko zestresowany tym, czy mu zasmakuje, wpatrywałem się w niego, czekając na jego werdykt. – Przepyszne. 
- Cieszę się. Ty się relaksuj, a ja idę się zająć tym małym wyjcem – zaproponowałem, kiedy usłyszeliśmy głośny płacz dziecka. 
- Przynieś go tutaj, to wszyscy razem zjemy – odpowiedział, dalej jedząc śniadanie, jakie dla niego przygotowałem. 
- On już zjadł, po prostu chce nam utrudnić życie. Nie przejmuj się nim, zaraz go uspokoję – powiedziałem i wyszedłem z pokoju. Po wczorajszym dniu zasługuje na pełen relaks i wypoczynek, i ja mu właśnie to zapewnię. Oby tylko młody chciał ze mną współpracować, wczoraj pogrożenie złym panem podziałało, ale czy dzisiaj też... no, to się okaże. 
Młody, jak zawsze oczywiście, chciał oczywiście do kochanej mamusi. Schodząc z nim na dół zacząłem mu tłumaczyć, że mamusia jest zmęczona, potrzebuje odpoczynku, ale on zachowywał się coraz to gorzej i gorzej. Zaczął się drzeć tak, jakby go ktoś obdzierał ze skóry, zaczynając chyba niezbyt świadomie korzystać ze swoich mocy. Waza w salonie zaczęła niebezpiecznie się chybotać, co mnie zaniepokoiło, aż w końcu tak po prostu... pękła, i to tak na drobny mak. Udało mi się uchronić Merlina przed lecącymi w naszą stronę kawałkami szkła, ale oczywiście swoim kosztem. Poczułem, jak resztki wazonu wbijają się w moją lewą rękę oraz w twarz, co nie było zbytnio przyjemne. 
- Tata? – usłyszałem niepewny głos Merlina, który podobnie jak ja był zaskoczony tym, co się tu właśnie wydarzyło. Przedszkole chyba będzie musiało poczekać, jak ma reagować w ten sposób na odseparowanie od mamy...
- Chyba jednak pójdziesz do mamy – powiedziałem, nadal w lekkim szoku, i zabrałem go z powrotem na górę. Już czułem, jak krew powoli zaczyna mi się sączyć z tych licznych, drobnych ranek, obym tylko niczego nią nie pobrudził...
- Co się sta... mój Boże, Sorey, co ci jest? – Miki oczywiście jak zawsze przesadzał, na pewno to nie wyglądało tak źle, to tylko trochę szkła wbitego w skórę, nic wielkiego. 
- Nic, przypilnuj go na chwilę, ja muszę posprzątać w salonie – powiedziałem, stawiając młodego na ziemi i zaraz wychodząc z pokoju, nim Miki zdążył mnie wypytać o wszystko. 
Najpierw zamiast sobą, postanowiłem się zająć sprzątaniem szkła w salonie, które zagrażało wszystkim domownikom, łącznie ze zwierzakami. Pozamiatałem salon dwa razy i gdyby nie to, że twarz oraz ręka coraz bardziej mnie bolały i krwawiły, pewnie pozamiatałbym po raz trzeci. Wyrzuciłem szkło  i poszedłem do kuchni, by tam zająć się w końcu sobą. Świeży opatrunek, by wytrzeć sączącą się z drobnych ranek krew, czysty alkohol, by te ranki przemyć, i pęsetę, by mieć jak wyciągać kawałki szkła. Musiałem „operować” się prawą ręką, co nie wychodziło mi najlepiej, ponieważ im  bardziej skupiałem się na tym, by mi się ona nie trzęsła, tym bardziej miałem z nią problem. Cholera jasna...
- Powiesz mi w końcu, co się stało? – usłyszałem lekko zdenerwowany głos Mikleo, który już zszedł na dół, wraz z Merlinem na rękach. 
- Merlin nie zapanował nad swoimi mocami i jakoś tak sprawił, że waza pękła. Ale sytuacja opanowana – powiedziałem, dalej walcząc z tą swoją ręką. 
- No właśnie widzę. Zostaw to, zrobię to za ciebie – odparł, kładąc Merlina na ziemi i siadając na krześle obok mnie, zabierając mi pęsetę z rąk, co takie trudne nie było. Od chłopca za długo się nie uwolnił, ponieważ ten zaraz podszedł do niego i przyczepił się do jego nogi. – Coś ci się dostało do oka?
- Chyba nie., inaczej bym poczuł – odparłem, mocno zaciskając pięść, byleby tylko nie dać po sobie poznać, wyciąganie szkła mnie boli. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Jeśli mam być szczery byłem już zmęczony moim synem, który wciąż łaknął tylko mojej obecności, nie uważam, że to coś złego po prostu jestem już zmęczony jego zachowaniem i ciągłym płaczem, kiedy tylko na chwilę odwrócę od niego wzrok. Szczerze mówiąc, gdybym wiedział, jakie będzie nasze następne dziecko zdecydowanie bym sobie odpuścił chęć jego posiadania. I chociaż bardzo kocham każde z naszych dzieci tego jednego czasem mam tak po prostu dosyć.
- Nie dziękuję niczego mi nie potrzeba - Przyznałem, gdyż tak właśnie było, niczego nie potrzebowałem, ja po prostu byłem zmęczony, a zachowanie Merlina czasem męczyło mnie jeszcze bardziej.
- Jesteś pewien, że nic nie chcesz? - Dopytał, tak dla pewności jakbym przypadkiem się rozmyślić.
- Tak, nic nie chce, położę go zaraz spać i sam chyba pójdę już spać - Przyznałem, zerkając na książkę i znajdujące się tam zadania. I, mimo że miałem iść spać pomogłem córce w dwóch zadaniach, dostrzegając brak wiedzy mojego męża w tej sprawie, cóż nie każdy jest alfą i omegą, zresztą on nie miał tak dobrze, jak nasze dzieci, szkoły nie miał, a to z niej można wiele wyciągnąć.
- Pójdę już go położyć - Odezwałem się, gdy skończyliśmy wspólnie zadania, zerkając na synka, który powoli zasypiał w moich ramionach.
- Oczywiście, śpij dobrze - Ucałował mnie w policzek świadom tego, że już nie wrócę, musząc odpocząć, oj tak naprawdę musząc odpocząć.
- Dobranoc mamo - Odezwała się Misaki, uśmiechając do mnie pięknie.
Przynajmniej jedno cudowne dziecko nam się w tym domu trafiło, nie licząc Yuki'ego i Emmy, ale ich akurat tu nie ma..
- Dobranoc skarby - Pocałowałem ich obojga w czoło, idąc powoli do pokoju chłopca, którego położyłem do łóżeczka, trwając przy nim jeszcze kilka chwil, nim całkowicie odpłynął.
A i ja sam już dłużej się nie męczyłem, idąc do sypialni, gdzie padłem zmęczony chcąc po prostu odespać dzisiejszy dzień.

Dnia następnego obudziłem się późno zbyt późno jak na mnie, mój mąż jak zwykle został bez pomocy a wszystko to z powodu wypompowania związanego z naszym synem.
Patrząc na zegar, już chwiałem wstać z łóżka gotowy przejąć wszystkie obowiązki, które do mnie należały, w tym samym czasie zwracając uwagę na mojego męża wchodzącego do sypialni z tacą słodkości na śniadanie.
- Dzień dobry owieczko mam dla ciebie słodkie śniadanie. Naleśniki z czekoladą - Wyznał, bardzo dumny z wykonanej przez siebie pracy.
- Dzień dobry. A to z jakiej okazji? - Dopytałem, uśmiechając się do męża, szczerze ciesząc się z takiego słodkiego śniadania. Co prawda ja jeść nie muszę, mogę i nie mam zamiaru nawet z tego przywileju nie skorzystać.
- Powiedzmy, że to taka mała rekompensata za wczorajszy dzień - Wyznał, a ja szczerze niczego nie zrozumiałem, co się stało wczoraj? Czy ja o czymś nie wiem? Chyba najwidoczniej coś dnia wczorajszego po prostu mnie ominęło.
- Rekompensata? A co się stało dnia wczorajszego? - Dopytałem, tak dla pewności niczego nadal nie rozumiejąc.
- Przez moje zmęczenie poszedłem spać, pozostawiając wszystko na twojej głowie, a nie tak powinno w końcu być prawda? - Powiedział to z wielkimi poczuciem winy, rany jak on cię przejmuje, tym czym przejmować się nie powinien.
- Sorey, nie wariuj, miałeś prawo być zmęczony, a ja nie mam ci tego za złe, nie przejmuj się czymś takim - Starałem się to uspokoić, całując jego usta. - To Merlin mnie wykończył i szczerze mówiąc, zaczynam się zastanawiać nad jakimś przedszkolem dla niego, naturalnie takim, w którym nie byłby przeklęty za używanie mocy - Dodałem tak po prostu po ludzku zmęczony naszym dzieckiem.

<Pasterzyku? C:>

czwartek, 27 października 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Jakim cudem Merlin znalazł się w łazience, jak jeszcze przed chwilą był  na dole? Odwróciłem się od niego na moment, by sobie nastawić wodę na kawę, a jego już nie było, a w dwie minuty po schodach sam by nie wszedł. Teleportował się, czy co? Albo po prostu straciłem rachubę czasu podczas gotowania tej wody...
- Oczywiście, słońce, już go zabieram. Przepraszam, byłem pewien, że jest w salonie – przyznałem, biorąc wielce niezadowolonego Merlina na ręce. Miki dzisiaj był wyjątkowo nie w humorze, a ja miałem wrażenie, że to wszystko przeze mnie i tę moją nieszczęsną drzemkę... już więcej nie będę spał za dnia, bo później mój biedny mąż musi wszystko za mnie robić. 
- Po prostu go weź i pilnuj – brzmiał na naprawdę wykończonego, Merlin musiał mu narawdę dać mu w kość, a ja się mu absolutnie nie dziwiłem, Merlin stawał się tym typem dziecka, przez które nie chciałem mieć dzieci. Przy Misaki nabrałem trochę pewności siebie i uznałem, że kolejny potomek nie będzie złym pomysłem. Cóż... chyba jednak był. 
- Postaram się. A ty się musisz uspokoić, mój młodzieńcze, ponieważ mama ma cię serdecznie dosyć – zwróciłem się do chłopca, który zaczął głośno płakać i wołać, że chce do mamy. – Jak się nie uspokoisz, zostawię cię w lesie i zabierze cię zły pan, który cię później ugotuje i zje – zagroziłem, kiedy ten nie chciał przestać płakać, naprawdę mając ochotę go zostawić w lesie. I tak wątpiłem, że ktokolwiek weźmie takiego diabła pod swój dach...
Młody nadal nie chciał się uspokoić, dlatego po części spełniłem swoją prośbę, zanosząc go do lasu. Wystarczyło, że postawiłem go na ziemi i odszedłem na kilka kroków, a ten już zaczął wołać, bym po niego wrócił. Czy to było etyczne? Pewnie nie, ale podziałało, bo jak go zaniosłem do domu, już spokojnie bawił się w salonie. Muszę to zapamiętać na następny raz, bo ja już więcej nie zamierzam się z nim bawić. Byłem żywiołowym dzieckiem, owszem, ale żebym był aż takim denerwującym bachorem, to już mi się nie przypominało...
Misaki potrzebowała jeszcze pomocy do kilku zadań, dlatego kończyliśmy jej prace domowe w salonie, bym miał oko na tego małego demona. Z tymi jej pracami domowymi to była całkiem zabawna sprawa, bo wielu rzeczy tak naprawdę uczyłem się wraz z nią. Niektórych rzeczy nie miałem prawa wiedzieć, bo niby skąd? Moja wiedza była raczej praktyczna, ale wystarczyło, że przeczytałem jej notatki, tekst z podręcznika i raczej wiedziałem, o co chodzi. A jak nie wiedziałem, to zawsze mieliśmy mądrą mamusię, która wiedziała już wszystko 
- Mama! – głośny okrzyk Merlina zwrócił uwagę moją i Misaki. Czyli mój kochany Miki już się wykąpał i zrelaksował, chociaż jak młody do niego podbiegł, zauważyłem w jego oczach zrezygnowanie, ale pomimo tego wziął go na ręce. 
- Cześć, Owieczko? Lepiej się czujesz? – zapytałem, patrząc na niego ze zmartwieniem. Przeze mnie miał dzisiaj tyle na głowie... wczoraj wynagrodziłem mu ten niezbyt udany weekend, a teraz znowu sprawiłem mu przykrość. Muszę się poprawić, bo jak na razie tylko udowadniam, że kiepski ze mnie mąż. 
- Trochę tak. Miałem nadzieję, że położyłeś go już spać – przyznał, siadając wraz ze brzdącem na kanapie obok mnie. 
- Cieszę się, że w ogóle udało mi się go uspokoić. Przygotować ci coś na rozluźnienie? Jakaś herbata, czekolada, kakao? Skoczyć szybko po coś specjalnego na rynek? – dopytałem, chcąc mu jakoś wynagrodzić moją nieobecność, która powstała przez tę feralną drzemkę. Do końca tygodnia będę na siebie za nią zły...

<Aniele? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 W milczeniu przygotowywałem obiad, nawet nie komentując tego, co działo się za moimi plecami, jestem dziś trochę do tyłu z obiadem, z powodu przymusu odebrania córki ze szkoły idąc z nią po ciocię Edne, pozwalając mojemu mężowi odespać, najważniejsze w końcu jest to, aby czuł się jak najlepiej, wczoraj troszeczkę nas poniosło, a dziś mój mąż najwidoczniej potrzebował porządną dawkę regeneracyjnego snu, z czym nie miałem absolutnie żadnego problemu, w końcu wiem, jak ważny jest sen dla ludzi.
- Misaki pokaż cioci swoje zbiory - Poprosiłem, zerkając kontem oka na córeczkę, która kiwnęła grzecznie głową, biegnąc po swoje zioła.
Edna i Sorey mimo wszystko wciąż między sobą wymieniali się złośliwościami, których ja nie pojmowałem, że niby po co oni to robili? Rany i co ja z nimi mam?
- Czy wy się możecie uspokoić? - Poprosiłem, zmęczony ich zachowaniem, ja naprawdę wiele mogę znieść, jednakże dziś nie do końca mi to wychodziło a wszystko to z powodu opóźnień, które powodowały u mnie złość a może nie od razu złość tylko irytacje, dzieci powinny zjeść zaraz obiad, mój mąż powinien zjeść obiad, a ja dopiero co zaczynam go przygotowywać, tak ja wiem, nie mam potrzeby, co tak przeżywać jednakże przeżywam i nie mogę nad tym zapanować.
- No co ty, dlaczego i po co? Ja tam lubię wkurzać twojego głupiego męża - Mówiła to z taką radością, podziwiam ją naprawdę, mnie by się tak nie chciało drwić z człowieka przez cały czas, to jednak Edna i jej świat nigdy nie pojmie.
Nie skomentowałem tego, co powiedziała, wracając do robienia obiadu, dostrzegając przyjście córki, która rozłożyła zioła na całym stole.
- Ciociu, jest tego dużo, a my nie wiemy, które są z nich wszystkich najbardziej wyjątkowe - Wyjaśniła, pokazując po kolei wszystkie zebrane przez siebie i tatę zioła.
Edna przyjrzała się, zbiorą naszej córeczki, pokazując jej najrzadsze okazy, tłumacząc zastosowanie, przedstawiając małej nazwy jedną po drugiej, zajmując się naszą córką, na chwile zwalniając nas z obowiązku rodzicielstwa nad jednym dzieckiem, teraz tylko drugie, które jest zdecydowanie gorsze od tego pierwszego.
- Może ci w czymś pomogę? - Zapytał mój mąż, stając obok mnie przy blacie.
- Jeśli chcesz - Podałem mu ziemniaki, które trzeba było pokroić w plastry, ja w tym czasie zająłem się cebulą, krojąc ją w plastry, no i tak oto Talarki z jajkiem i cebulką zajęły nam zdecydowanie mniej czasu niż gdybym robił to sam.
- Edna zjesz z nami? - Zapytałem, nakładając jedzenie na talerze, dla córki, dla męża i nawet dla siebie nie zapominając o Merlinie, któremu nałożyłem obiadu do miseczki, nie potrzebując dla niego dużego talerza, on i tak niewiele zje a po co brudzić talerz.
- Wyjątkowo zjem - Wyznała, najwidoczniej skuszona zapachem obiadu, no i to mi się podoba, zjemy wspólny obiad, a następnie spokojnie po nim posprzątam.
Jak pomyślałem, tak też zrobiłem, po zjedzeniu pysznego obiadu posprzątałem po nim, mężowi każąc przez chwile zająć się synkiem, który znów odstawiał sceny, płacząc i chcąc cały czas do mamy, ja chyba zacznę żałować, że kiedykolwiek w życiu chciałem drugie dziecko.
I tak oto dzień upłynął nam na codzienności, Edna wczesnym porankiem musiała się już zbierać, pozostawiając nas samych, mój mąż zajmował się lekcjami z Misaki, przygotowując ją do jutrzejszych zajęć.
- Sorey, idę wsiąść kąpiel, miej oko na Merlina dobrze? - Poprosiłem, potrzebując relaksacyjnej kąpieli.
- Dobrze skarnie - Uśmiechnął się do mnie, biorąc Merina na kolana, wracając do zajęć z córką.
Z nadzieją, że mój syn da mi święty spokój, a ja spokojnie się wykąpie.
Szczęśliwy wszedłem do łazienki, nalałem gorącej wody, wszedłem do ciepłej wody, zanurzając się do czubka nosa, ciesząc się spokojem i ci..,
- Merlin co ty tu robisz? - Zapytałem, zaskoczony dostrzegają synka. - Miałeś być z tatą - Dodałem, mając nadzieje, że sam sobie pójdzie.
- Mama, ja chce przy mamie - Odezwał się, siadając na dywanie. I chyba tyle byłoby z mojego spokoju.
- Sorey! - Zawołałem, naprawdę chcąc być, chociaż pięć minut samemu.
- Co się dzieje? - Zapytał zaskoczony, wchodząc do łazienki.
- Błagam cię, zabierz go, ja naprawdę chce być tu sam - Poprosiłem, naprawdę mając dość towarzystwa dzieci, naprawdę i mi czasem należy się od nich odpoczynek.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

To nie był zbyt dokładny opis. Miki potrafił być zarówno najukochańszym aniołkiem, jaki widział ten świat, jak u najbardziej wredną istotą, jaką spotkałem do tej pory, chociaż teraz w tej konkurencji Edna i Merlin biją go na głowę. To naprawdę będzie problematyczne... Oby jakoś udało mi się ją do siebie przekonać, po tym, jak ją okłamałem, by ją zwabić do naszego pokoju, na pewno nie ma o mnie dobrego zdania. Wiele słyszałem dziwnych historii o posiadaniu teściowej u żadne z nich nie były przyjemne. Oby moja także do nich nie należała... 
– A miałem nadzieję, że będzie miła – mruknąłem niby żartem, niby serio, popijając kawę, za co dostałem porządnego kuksańca w bok. – Ej, to było niebezpieczne. 
– Czyżby? – dopytał, unosząc z powątpieniem jedną brew. 
– A co, gdybym się tak tą kawą zakrztusił? I zginął? Pomyślałeś o tym? – zacząłem przesadnie dramatyzować, doskonale się przy tym bawiąc. 
– Spokojnie, jestem Serafinem wody, pamiętasz? Uratowałbym cię. W końcu – na jego ostatnie słowa pokręciłem niedowierzająco głową, i o tej wredności myślałem. I kocham go całym sercem, nawet pomimo jej. 
– Urocza z ciebie Owieczka – uśmiechnąłem się do niego głupkowato, na co prychnął pod nosem. – Widzę, że zgłodniałeś, skoro robisz dla siebie i Merlina śniadanie – zacząłem, zmieniając temat. Domyślałem się odpowiedzi, ale miałem cichą nadzieję, że jednak to, co przygotowuje, nie jest dla mnie. 
– Nie dla mnie i Merlina, tylko ciebie i Merlina, bo pewnie nie jadłeś rano śniadania – no i już się zaczyna... na jego słowa westchnąłem cicho, niespecjalnie pocieszony tym faktem. Lubiłem, kiedy przygotowywał dla mnie jedzenie, ale nie wtedy, kiedy nie byłem głodny. 
– Gdybym był głodny, sam bym sobie rano coś przygotował... – bąknąłem, próbując dać mu delikatnie to zrozumienia, że nie chcę tego jeść. 
– Czy to nie ty dajesz cały czas mówisz Misaki, że musi jeść trzy posiłki dziennie i nie muszą być one duże, tylko najważniejsze jest, aby coś było dla żołądku? Więc jaki ty przykład dajesz dziecku? 
– Ale Misaki tutaj nie ma...
– Bez dyskusji. Siadaj i nie marudź, bo będziesz musiał zjeść jeszcze więcej. 
Ten argument przekonał mnie do zjedzenia śniadania, aczkolwiek nie zrobiłem tego z wielkim entuzjazmem. Nie rozumiałem za bardzo, dlaczego nadal musiałem jeść mimo, że nie odczuwałem takiej potrzeby. Organizm Misaki jest młody, rozwija się, więc potrzebuje składników i regularności. Ja już wyrosłem, więc i apetyt mam mniejszy... Jak już wcisnąłem trochę na siłę w siebie to śniadanie, trochę obrażony na męża zabrałem się za sprzątanie po śniadaniu, a następnie wziąłem kąpiel i zrobiłem pranie. Kiedy już rozwiesiłem je ładnie na suszarce poczułem, jak dopada mnie zmęczenie. Przyszła mi też wtedy do głowy myśl, że w sumie nic by się chyba nie stało, jakbym się tak na godzinkę zdrzemnął... Mikleo zajmował się Merlinem na dole, raczej w niczym nie potrzebował pomocy, w końcu dom jest całkiem czysty, a skoro moje pierwsze takie oficjalne spotkanie z teściową jest dopiero w przyszłym tygodniu, to czasu na bardzo generalne porządki mamy jeszcze mnóstwo. Poszedłem zatem do naszej sypialni, gdzie na łóżku leżaka rozwalona Coco, dlatego położyłem się obok niej i okryłem lekkim kocem. Ostatnim, czego byłem świadom, to kot kładący się przy mojej klatce piersiowej, który cicho zaczął mruczeć mi do ucha. 
Obudziłem się dopiero późnym popołudniem, i pewnie spałbym dłużej, gdyby nie dźwięki głośnej rozmowy i radosne szczekanie psa, a sądząc po minie Coco, ona także nie była z tego zadowolona. Podniosłem się do siadu, przetarłem ręką twarz i zacząłem się wsłuchiwać w to, co dzieje się na dole. Rozróżniłem głos Misaki, Edny i mojego chyba niezbyt zadowolonego męża. Miałem odebrać Misaki, dlaczego mnie nie obudził...? Teraz musi być na mnie zły, po pewnie miał zaplanowany cały dzień, a ja wszystko popsułem.
Nie chcąc im kazać dłużej na siebie czekać, od razu zszedłem na dół, po drodze zamykając drzwi do łazienki, w której nadal suszyło się pranie. Nie chciałbym, aby Edna albo Misaki tutaj weszły, a jest jeszcze jedna łazienka, więc jeżeli będą chciały, mogą skorzystać z tej drugiej. 
– I nasz staruszek w końcu wstał. Dzień dobry – kąśliwy ton Edny jest jak miód na moje uszy, dzień od razu staje się piękniejszy. 
– Aż tak stary to ja jeszcze nie jestem – bąknąłem, niezbyt z tego zadowolony. Ja siebie starym nazywać mogę, owszem, Miki też może mnie nazywać starym, ale inni już niezbyt. 
– Siwizna na twojej czuprynie mówi co innego – na jej kolejne słowa zmarszczyłem brwi, jaka siwizna? Przecież upewniłem się, aby pozbyć się wszystkich siwych włosków, jakie mogłem dostrzec. Chyba że coś przeoczyłem... Albo się ze mną teraz droczy. Muszę później dopytać Mikiego, czy naprawdę widać, że siwieję. 
– Albo ktoś tutaj powinien zainteresować w okulary – burknąłem, niezbyt zadowolony. Coś ją dzisiaj wyjątkowo musiało zdenerwować, bo aż tak niemiła dla mnie jeszcze nie była. A może była, tylko już tego nie pamiętam...? Sam już nie wiem. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Ze snu wybudził mnie mój mały synek, który głośno nawoływał mnie ze swojego pokoju, jaka miła pobudka. Głośne mamo o poranku tego zdecydowanie było mi dziś trzeba.
Zaspany przetarłem dłonią twarz, wstając z łóżka, idąc spokojnie do pokoju mojego synka.
- Już nie krzycz - Poprosiłem, biorąc go na ręce, przytulając do siebie, opuszczając jego pokoju, dopiero w tym momencie uświadamiając sobie, że jestem sam w domu, Sorey najprawdopodobniej właśnie odprowadzał Misaki do szkoły, a więc to jasne, że nie było go w domu.
Nie przejmując się tym za bardzo, bo i nie było po co, zabrałem się do codziennych obowiązków, robiąc przed wszystkim śniadanie dla męża i syna doskonale wiedząc, że wróci od do domu głodny, bo niby po co jeść śniadanie przed wyjściem jak można zjeść po powrocie lub nawet i nie, bo przecież nie ma takiej potrzeby.
- Wróciłem - Zawołał, mimo wszystko nie za głośno w razie, gdybyśmy jeszcze spali.
- Jesteśmy w kuchni - Odpowiedziałem, stawiając mu na stole świeżo przygotowaną kawę z nadzieją, że wcześniej jej nie pił.
- Dzień dobry owieczko, dzień dobry maluchu, wyspani? - Całując mnie w usta, a syna w czubek głowy usiadł przy stole, od razu zabierając się, za kawę.
- Dzień dobry. Tak wyspaliśmy się i to nawet chyba bardziej od ciebie - Zaśmiałem się, widząc jego zmęczenie na twarzy, czyżbym go wczoraj zmęczył? Nie wydawał się tym wczoraj zmartwiony, a i dziś nie specjalnie się tym faktem przejmował.
- Dla pewnych przyjemności czasem trzeba się poświęcić - Zapewnił mnie, uśmiechając się do mnie zadziornie, czym przyznam, lekko mnie rozbawił. Cały Sorey zawsze wie jak, wywołać uśmiech na moich ustach.
- Oj Sorey, Sorey z ciebie to już nic nie będzie - Zażartowałem, kręcąc przy tym łagodnie głową.
- Może I nie będzie, ale nie przeszkadzało ci to gdy mówiłeś sakramentalne tak, teraz odwrotu już nie ma - Wyznał, bardzo dumny z wypowiedzianych przez siebie słów.
- Nawet bym nie chciał, dobrze mi z tobą - Zapewniłem, całując go w usta, nim skupiłem swoją uwagę na synku, którego musiałem karmić, aby jedzenie nie lądowało wszędzie tylko poza talerzem.
- Mi z tobą też - Po tych słowach znów wziął łyk gorącej kawy. - A tak zmieniając temat, kiedy moja teściowa zjawi się w naszym domu? - To pytanie troszeczkę mnie zaskoczyło, jeszcze nie przyzwyczaiłem się do posiadania matki, a już słyszę z ust męża teściowa, mu to nie wiele potrzeba, aby był w stanie zaakceptować status osoby należącej do jego rodziny.
- Cóż, z tego, co mi mówiła, w przyszłym tygodniu nie będzie pomagała w katedrze wiec prawdopodobnie na weekend - Wyznałem, zerkając na synka, który czekał na kolejną łyżkę owsianki..
- W takim razie muszę wysprzątać dom na jej przybycie - Stwierdził, czym przyznam, mnie rozbawił.
No tak trzeba się pokazać od jak najlepszej strony przed teściową.
- Nie ty a chyba my, oboje powinniśmy przygotować dom do odwiedzin - Odezwałem się, zabierając pustą miseczkę po jedzeniu synka, odstawiając ją do zlewu, dziecko stawiając na ziemię, niech idzie bawić się ze zwierzakami, Cosmo na pewno ucieszy się z towarzystwa.
- Niech ci będzie - Westchnął ciężko najwidoczniej niepocieszony, no cóż, to jego, a nie mój problem. - A jaka ona jest? - To pytanie akurat trudne nie było, nie rozmawiałem z nią zbyt długo, a mimo to wiedziałem po kim mam charakter.
- Jestem skórą zdjętą z matki, a więc charakter też mam po niej - Wyjaśniłem, chcąc przybliżyć mu charakter osoby, z którą niedługo będzie rozmawiał, robiąc to w najprostszy sposób, jaki się tylko dało.

<Pasterzyku? C:>

środa, 26 października 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Oczywiście spodziewałem się, że mój mąż będzie wyglądał pięknie, w końcu to ja mu ją wybierałem, ale to co widziałem, przechodziło moje najśmielsze oczekiwania. Powoli wszedłem do pokoju, zamykając oczywiście wcześniej drzwi na klucz, nie odrywając wzroku od mojego prześlicznego męża. Ja to jednak czasem wpadam na mądre pomysły, coś w tej mojej głowie jeszcze się zachowało, a wahałem się pomiędzy dwiema kreacjami. Ta, którą miał na sobie aktualnie mój mąż, kusiła swoim kolorem i nietypowym krojem, takiej sukienki jeszcze w naszych zbiorach jeszcze nie mieliśmy. Druga była znacznie bezpieczniejszą opcją i Miki na pewno wyglądałby w niej uroczo, ale w tej wyglądał seksownie. Jak dobrze, że postanowiłem trochę zaryzykować, bo w końcu nie mogłem być pewien, czy założyłby coś takiego. Gdyby nie chciał, nie zakładałby jej, w końcu ja bym go do niczego nie zmusił. 
- No i? – zapytał po dłuższym milczeniu z mojej strony. Nie odzywałem się długo, ponieważ napawałem się jego widokiem w ciszy. 
- No i wyglądasz przecudownie – powiedziałem w końcu, nie chcąc go dłużej trzymać w niepewności. – Bardzo do ciebie pasuje. 
- A nie za dużo odkrywa? – dopytał, ewidentnie zawstydzony. Właśnie, i jeszcze to jego zawstydzenie, było przecudowne, już chyba dawno nie widziałem, aby był zawstydzony. Czasem, kiedy wpatrywałem się w jego ciało zbyt intensywnie mogłem dostrzec ten taki delikatny rumieniec, ale to było nic w porównaniu z tym, jak strasznie zawstydzony był teraz. 
- Odkrywa tyle, ile powinna. Nie za dużo, nie za mało, a idealnie, by pobudzić moją wyobraźnię i inne części ciała – odparłem, nachylając się nad nim, by zaraz ugryźć nie za mocno płatek jego ucha. 
Reszta wieczoru potoczyła się bardzo, ale to bardzo przyjemnie. Nie spieszyłem się z niczym, uważnie i dosyć powoli pieszcząc jego ciało, starając się nie ominąć ani jednego milimetra jego ciała, tym samym doprowadzając go do szaleństwa. Musiałem mu w końcu odpłacić za ten weekend, który nie udał nam się tak miło, jak planowałem, co chyba najbardziej odczuł mój biedny Miki. Mam nadzieję, że to było dla niego wystarczająca rekompensata, bo lepsze wynagrodzenie do tej pory do głowy mi nie przyszło.
Mimo, że po intensywnej nocy nie chciało mi się wstawać rano i budzić młodą, musiałem to zrobić. Już wolałem, abym ja to zrobił, niż gdyby mój biedny aniołek się tym zajął. Jak podniosłem się z łóżka upewniłem się, że dalej słodziutko sobie spał, także odrobinkę zmęczony po wczorajszej nocy. Najciszej jak tylko mogłem założyłem na swoje ciało ubrania, decydując się na szybką kąpiel dopiero, jak wrócę, wstałem i tak za późno niż powinienem, a nie chciałbym, by moja księżniczka spóźniła się do szkoły. Jak wyszedłem z pokoju, wziąłem ze sobą nowo kupioną sukienkę, która zdecydowania wymagała wyprania. Za to także zabiorę się dopiero, jak wrócę... i nie tylko za to, wypiorę także resztę rzeczy, nie mogę przecież pozostawić wszystkiego na głowie Mikleo. 
Misaki bardzo, ale to bardzo nie chciała wstawać do szkoły, ewidentnie zmęczona po naszej weekendowej wycieczce. Poczuła większą motywację, kiedy powiedziałem jej, że po południu zaprosimy ciocię Ednę, by zobaczyła nasze zdobycze. Muszę jeszcze później dopytać mojego męża, kiedy mniej więcej mam spodziewać się wizyty mojej teściowej, bo chyba mi o tym nie powiedział, a dobrze byłoby przed jej wizytą wysprzątać dom, przygotować miejsce do spania... spodziewałem się, że pewnie oddamy jej naszą sypialnię, bo innego wolnego pokoju nie mamy, a starszej kobiecie nie możemy pozwolić iść spać na jakiejś niewygodnej kanapie. No i też musi mi więcej o niej opowiedzieć, bo nadal niewiele o niej wiedziałem, nie za bardzo mieliśmy kiedy o niej porozmawiać. Dzisiaj to na pewno nadrobimy, jak już wrócę... 

<Aniele? c:> 

Od Mikleo CD Soreya

 Zaskoczony prezentem ofiarowanym mi przez mojego męża wziąłem go do rąk, zakładając na głowę chustę, uśmiechając się do Soreya. Mój ukochany zawsze o wszystkim pomysł nareszcie włosy nie będą mi przeszkadzały podczas przygotowywania posiłków. Czy ja już mówiłem, że go kocham? Raczej tak i to wiele razy, chociaż i tak o wiele za mało.
- Dziękuję to naprawdę przydatny prezent - Przyznałem, podchodząc do męża, całując go w usta.
- Nawet nie sprawdziłeś w lustrze czy dobrze wyglądasz - Zauważył, kładąc dłoń na moim policzku, podziwiając to, jak wyglądam i pewnie, gdyby mógł, powiedziałby coś w stylu. „Słodko w tym wyglądasz” Na szczęście wie, że tego nie lubię, dla tego unika tego słowa, jak człowiek unika ognia.
- Nie muszę oglądać się w lustrze, aby wiedzieć, że wyglądam w tym dobrze. Od tego mam ciebie, twoja ocena znaczy dla mnie zdecydowanie więcej niż ocena lustra - Wyznałem, zgodnie z prawdą widząc spojrzenie męża, które jasno mówiło, że mu się to podoba, dlaczego więc miałbym mu nie wierzyć.
- Mam nadzieje, że zdajesz sobie sprawę z tego, że tobie nie musi się podobać to samo co mi prawda? - Zapytał, poprawiając chustę, znajdującą się na mojej głowie.
- Oczywiście, zdaje sobie z tego sprawę, a mimo to ufam tobie, ponieważ twoje prezenty nigdy jeszcze mnie nie zawiodły - Przyznałem, dostrzegając uśmiech na twarzy mojego męża, najwidoczniej to, co mu powiedziałem, bardzo go zadowoliło, a przecież to, co cieszyło, jego cieszyło i mnie działając tak samo naturalnie w obie strony.
- A czy dla mojej radości możesz zobaczyć się w lustrze i szczerze mi wyznać jak się w niej czujesz? - Nie wiedziałem, po co to ale jeśli naprawdę go tym uszczęśliwię, jestem w stanie to uczynić, czegoż się nie robi, dla tego, kogo kocha się nad życie.
- Jeśli cię t uszczęśliwi - Zgodziłem się, podchodząc do lustra, uśmiechając się jeszcze szerzej, tak jak się mogłem spodziewać po moim mężu, wygrał mi coś przydatnego i jeszcze ładnie na mnie wyglądającego. - Tak jak się tego mogłem spodziewać, wyglądam w tym dobrze, naprawdę dobrze. - Wyznałem, nie ukrywając zadowolenia, dostrzegając ulgę na jego twarzy.
- Cieszę się - Przyznał, również się do mnie uśmiechając, pozwalając mi tym samym wrócić do przygotowywania obiadu, samemu idąc do córki, która odrabiała zadania do szkoły.
I tak spokojnie przygotowałem obiad, nie musząc martwić się moimi włosami, które po raz pierwszy nie przeszkadzały mi przy gotowaniu i nawet miło tak było w spokoju gotować.
Naszej córce również spodobała się chusta i nawet sama poprosiła tatusia o taką samą, chcąc wyglądać jak mamusia, nasze kochane dzieciątko.
Reszta dnia upłynęła nam całkowicie spokojnie, ja sprzątałem po obiedzie, zająłem się pielęgnacja zwierząt, a mój mąż zajął się córką, a następnie nawet synem, który się obudził.
Jak dobrze, że wieczorem dzieci padły, zwierzaki spały na swoich miejscach, a my mieliśmy święty spokój od wszystkich.
- Jak dobrze, że to już koniec - Przyznałem, siadając na łóżku w sypialni, dopiero teraz dostrzegając torbę z prezentem dla mnie, no tak mówił mi, że chusta to nie wszystko, ciekawe czym jeszcze mnie zaskoczy.
- Na dziś tak - Odezwał się, biorąc torbę do rąk. - Proszę, mam nadzieje, że ci się spodoba - Dodał, podając mi torbę, którą otworzyłem, wyjmując bardzo skąpą sukienkę, która miała na celu odkryć więcej, niż jak dla mnie powinna. Kto by się spodziewał, że go to podnieci.
Nie zastanawiając się ani chwili dłużej wyprosiłem mojego męża z pokoju, abym mógł się przebrać, nie chcąc wychodzić do łazienki, tak będzie bezpieczniej powoli i bez pośpiechu zdejmując swoje ubrania, wkładając sukienkę, którą mi kupił. Dostrzegając, że pięknie na mnie leży, ma delikatny materiał i co najważniejsze kolor mi psuje, tylko jedno zdecydowanie za dużo odkrywa.
- Już, możesz wejść - Zawołałem, delikatnie zawstydzony w lustrze widząc swoje odkryte ciało, kuszące, a jednak bardzo zawstydzające oby tylko mojemu mężowi się spodobało, w innym wypadku zakopię się ze wstydu pod ziemię.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 I takiego Mikiego uwielbiałem najbardziej, taki przeszczęśliwy i radosny jak dziecko to chyba najpiękniejszy obrazek, jaki mogą ujrzeć moje oczy. Owszem, na co dzień jest piękny i cudowny, ale bardzo rzadko posiadał tę dziecięcą radość. To pewnie trochę moja wina, gdybym bardziej o niego dbał i przysparzał mu mniej trosk, na pewno częściej mógłbym podziwiać jego piękny, szczery uśmiech. 
- Zawsze do usług – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego głupkowato. Dla tego uśmiechu mógłbym zrobić wszystko. – To co, zbieramy się? 
- Tak, pewnie. Niech jeszcze tylko dzieci upewnią się, że wszystko mają, by później płaczu nie było – odparł, stawiając nasze pociechy na ziemi. Swoją drogą, mój Miki był całkiem silny, skoro wziął ich obu na raz, podczas kiedy ja miałem z tym lekki problem. Cóż, to bardzo wiele o mnie mówi, powinienem poćwiczyć, by także być w stanie podnieść na raz te dwie kluseczki. 
- Zioła mam, więc nic więcej nie potrzebuję – powiedziała dumna Misaki, podchodząc do swoich rzeczy i biorąc woreczek pełen różnorakich roślinek, których nazw nie znałem. 
- A twoja rodzina drewnianych lisków? – dopytałem, także biorąc plecak z naszymi rzeczami i torbę z prezentem dla Mikleo. Z tego co widziałem, jeszcze do niej nie zaglądał, inaczej na pewno zauważyłbym po nim. Cóż, lepiej dla niego, później będzie miał niespodziankę, chociaż chustę na włosy mógłby zobaczyć już teraz. Wyglądałby przeuroczo, to po pierwsze, a po drugie zabezpieczył swoje włosy przed wpadaniem do jedzenia. No ja to jednak czasem mam przebłyski inteligencji. 
- Wszystko wzięte! – odparła, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem. – Możemy ruszać, muszę dzisiaj już zacząć mój zielnik. 
- A pracę domową z matematyki zrobiłaś? No właśnie – dodałem, widząc jej minę. – Rozłożymy zioła przy piecu, a później musisz się zabrać za inne przedmioty. 
- Ale matematyka jest głupia – bąknęła, pusząc swoje uroczo swoje poliki. 
- Może i jest głupia, ale zdać ją trzeba, a ćwiczenia tylko pomagają ci w utrwalaniu jej – odparłem, nie chcąc jej tego odpuszczać. 
W ten sposób zakończyliśmy tę kłótnię i wyruszyliśmy w podróż powrotną. Miałem wrażenie, że teraz podróż minęła nam w znacznie przyjemniejszej atmosferze, niż kiedy szliśmy do miasteczka. Czy to dlatego, że Merlin był wyspany, czy Miki przeszczęśliwy z powodu tego, że mógł porozmawiać ze swoją rodzicielką, a może to przez fakt, że po prostu wracamy do domu – pojęcia nie mam, ale mi to nawet nie przeszkadzało. W końcu wróciliśmy do domu, gdzie ja odniosłem prezenciki dla Mikleo do naszej sypialni przy okazji kładąc Merlina spać, Misaki zaczęła rozkładać zioła przy piecu w kuchni, a mój Miki zabrał się za powolne przygotowywanie obiadu. Właśnie, skoro zabrał się za gotowanie, może podaruję mu jeden z prezentów już teraz...? To dobry pomysł, przy okazji zobaczę, czy wygląda w niej rak uroczo, jak w mojej wyobraźni. 
Chusta nie była jakoś specjalnie ozdobiona. Ot prosta, błękitna, co by mu pasowała do włosów, wykonana z przyjemnego w dotyku materiału. Niby sama prostota, ale jest urok w takiej prostocie. A jak Mikiemu się nie spodoba... tak też może się zdarzyć, gusta są różne, a ja oczywiście nie będę go do niczego zmuszać. Najważniejsze, by to on czuł się komfortowo. 
- Hej, słońce. Gdzie Misaki? – spytałem, wchodząc do kuchni. Od razu zauważyłem nieobecność naszej córki oraz zioła zawieszone na sznureczku.
- Poszła robić matematykę, tak jak jej wcześniej tatuś kazał – wyjaśnił mi, na co pokiwałem powoli głową. 
- Mam coś dla ciebie. A drugi prezent czeka na ciebie na górze – wyjaśniłem, podając mu błękitną chustę. I serce już zaczynało mi bić szybciej ze stresu, zwyczajnie bałem się, że ten drobny podarunek mu się nie spodoba... skąd u mnie ten stres, nie mam pojęcia, po prostu tam we mnie siedzi i nie chce dać mi spokoju. 

<Aniele? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Kiwnąłem łagodnie głową, uśmiechając się do Soreya, mimo wszystko nie będąc do końca tego pewnym jednak czy miałem jakiś wybór? Moja mama jest tu i chce ze mną porozmawiać, a ja nie mogę jej przecież tego odmówić, tym bardziej że to ja tego chciałem, no powiedźmy, że to ja...
- Bawcie się dobrze - Zwróciłem się do męża, odprowadzając ich do drzwi wzrokiem, nim te zamknęły się, a ja pozostałem z moją rodzicielką, sam na sam nawet nie za bardzo wiedząc co powiedzieć i jak zacząć temat dlatego tak po prostu oboje milczeliśmy, obserwując się, a może raczej to ona obserwowała mnie, a ja tylko nieśmiało zerkałem na nią, nie wiedząc tak bardzo co robić, jak się zachować i co w tej chwili jej powiedzieć.
To spotkanie jest zdecydowanie trudniejsze, niż na początku mogłem sobie wyobrażać.
Nie wiedząc, co tak naprawdę powinienem uczynić, stałem jak głupek, patrząc w oczy kobiecie, która podeszła bliżej kładąc zmęczoną dłoń na moim policzku, poprawiając moją grzywkę, pod którą była złota opaska.
- Dostałam ją kiedyś od twojego taty - Odezwała się nagle, a w jej oczach pojawiły się łzy. - Niesamowite to naprawdę ty - Mocno przytuliła mnie, no powstrzymując już łez, a i ja sam mocno przytuliłem się do niej, ciesząc się tym przypadkowym odkryciem mamy, której zawsze tak pragnąłem, a dostać nie mogłem...
- Tak to naprawdę ja - Wyznałem, czując szybko bijące serce, nie mogąc opanować, sam nie wiem, radości a może i nawet stresu. Mój boże nigdy nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę miał jeszcze szanse spotkać moją mamę.
Kobieta o imieniu Muse będąca moją rodzicielką chciała wszystko o mnie wiedzieć, a ja chciałem wszystko wiedzieć o niej, niestety czas nie pozwalał nam na to. My niedługo musimy wracać do domu, a kobieta jak się okazało, pomaga w katedrze proboszczowi w utrzymaniu czystości w tym miejscu. Nie mogąc nacieszyć się jej obecnością, zaprosiłem ją do naszego domu. Pragnąc, aby nas odwiedziła, dzieci na pewno się ucieszą, poznając bliżej swoją babcię.
Ku mojemu zadowoleniu Musa zgodziła się, żegnając za mną, nim opuściła nasz teraźniejszy pokój, który i my musieliśmy już powoli opuszczać pokój, który za chwile na pewno będzie chciał zająć ktoś inny.
~ Możecie już wracać - Skontaktowałem się z mężem, sprawdzając, czy aby na pewno wszystko zostało już spakowane, nie bardzo chciałbym zostawić jakiś potrzebnych rzeczy, tym bardziej, że gdybyśmy zapomnieli o rzeczach należących do dzieci, na pewno odstawiłyby nam niezły cyrk.
- Jesteśmy - Zawołał mój mąż, wchodząc do pokoju gospody.
- Mama - Dzieciaki zawołały, podbiegając do mnie, przytulając się mocno do mnie co i ja uczyniłem, biorąc je na ręce.
- Jak się czujesz? I jak po rozmowie z twoją mamą? - Dopytał, podchodząc do mnie bliżej, całując w czoło.
- Dobrze, Musa to naprawdę cudowna kobieta. Zaprosiłem ją do nas w odwiedziny, gdy tylko znajdzie na to czas - Odezwałem się, mając nadzieje, że to nie będzie problem dla męża. - Nie będziesz miał z tym problemu? - Dopytałem, musząc się na wszelki wypadek upewnić.
- Oczywiście, że nie będę miał z tym problemu, kocham cię i cieszę się, że spotkałeś swoją mamę, a nasze dzieci najprawdopodobniej zyskały właśnie babcię - Odezwał się, przytulając mnie mocno wraz z dzieciakami, które trzymałem na rękach.
Uśmiechnąłem się ciepło, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku, nie ukrywając radości, od której aż promieniałem.
- Dziękuję, gdyby nie twoja determinacja nigdy nie odważyłbym się zamienić z nią chociaż jednego słowa - Przyznałem, nie przestając się uśmiechać, czując radość z powodu spotkania z moją rodzicielką, ta wyprawa ma więcej plusów, nim mógłbym na początku się w ogóle spodziewać.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Nie byłem do końca przekonany co do jego tłumaczenia, jak dla mnie powinien mówić mi  takich rzeczach, zwłaszcza, że tutaj mogłem mu pomóc. Nie do końca mi to wyszło, mogłem zrobić to lepiej, ale nie miałem za bardzo czasu na myślenie, popędzałem sam siebie, ponieważ nie widziałem, kiedy kobieta by sobie poszła. Poza tym, sprawa ta może nie jest jeszcze stracona, kobieta ma całą noc na przemyślenia, więc może rano do nas zajrzy... liczyłem trochę na to, to na pewno dobrze wpłynie na samopoczucie mojego męża. 
Przytuliłem go do siebie, pozwalając mu wyzbyć się tych wszystkich emocji. Od tego w końcu tu jestem, by mógł się wypłakać w moje ramię, przytulić się do mnie, gdy tego potrzebuje czy też po prostu porozmawiać, gdy ciężko mu na sercu było. Szkoda tylko, że nie zawsze mnie takiego postrzegał... 
- Następnym razem powiedz mi, jak coś cię będzie martwiło, nawet, jakby była to zwyczajna głupota. Jestem tu dla ciebie, by cię wspierać  w każdym twoim problemie – wyszeptałem, gładząc go po plecach. Taki prosty gest, a zawsze działał na niego uspokajająco, podobnie jak bawienie się jego włosami. Aż mi się przypomniało, jaki był oburzony, kiedy po raz pierwszy zaproponowałem mu, abym je uczesał. I że nie chce żadnych „dziewczęcych” fryzur. Teraz nie ma problemu z niczym, a mi to jak najbardziej odpowiadało, z jego włosami pracowało się wspaniale i z tego, co już zdążyłem zauważyć, włosy Misaki zachowywały się podobnie. Dobrze, że ode mnie odziedziczyła tylko ich kolor, inaczej miałaby z nimi wielki problem. 
- Masz swoje problemy, nie chciałem cię jeszcze obarczać swoimi – na jego słowa westchnąłem cicho.. Zdecydowanie za wiele zachowań przejął ode mnie. Gdyby to były te dobre zachowania, nie miałbym z tym problemu, ale on, chyba na złość i sobie i mi, zdecydował się podejrzeć te takie niezbyt dobre. I co ja z nim mam... 
- Twoje problemy są moimi problemami, słońce. Czujesz się już lepiej? – zapytałem, patrząc na niego z uwagą. Co jak co, ale ja trochę zmęczony jestem i poszedłbym do łóżka. Może nie będziemy budzić się tak samo wcześnie, jak dzisiaj, no ale i tak lepiej wykorzystać jak najwięcej czasu na sen, bo później będę zasypiał, idąc. – Chodźmy więc spać – dodałem, kiedy mój mąż pokiwał głową na moje słowa. To łóżko nie było tak wygodne, jak to nasze, no ale lepsze takie niż podłoga, na której też podczas wypraw potrafiłem spać. Niby nie musiałem wtedy tego robić, ale wolałem, aby to mój mąż i Yuki spali na wygodniejszym posłaniu, niźli ja miałbym to robić. 
Rankiem to ja musiałem budzić naszą córkę, a nie ona mnie, co było całkiem satysfakcjonujące. Nie spieszyliśmy się za bardzo z ogarnianiem, ponieważ nie mieliśmy za bardzo po co. Teraz nikomu nie spieszyło się do domu. Śniadanie zjedliśmy z naszego prowiantu, nie chcąc wydawać więcej pieniędzy na niepewne jedzenie. Zaczęliśmy już nawet powoli się pakować i w tym samym momencie usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Szybko spojrzeliśmy po sobie z Mikim, po czym podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Jak podejrzewałem, była to mama Mikleo, już w znacznie lepszym stanie. 
- Dzień dobry... nie przeszkadzam? – spytała niepewnie, zaglądając do środka.
- Nie, oczywiście, że nie. Proszę wejść. Dzieciaki, co powiecie na szybką rundkę po rynku? – dopytałem, biorąc na ręce Merlina. Miki i pani... jakaś, nie mam pojęcia, jak się nazywa, na pewno chcieliby zostać teraz sami. – Daj mi znać, jak skończycie, przyjdę i pomogę ci się zabrać z pakunkami – dodałem, to kierując do męża, który nie wyglądał jakoś za pewnie, dlatego przybliżyłem się do niego i delikatnie ucałowałem go w policzek. – Dasz radę, Owieczko – wyszeptałem, uśmiechając się delikatnie.

<Owieczko? c:>
                                 

wtorek, 25 października 2022

Od Mikleo CD Soreya

Byłem przerażony jego głupim pomysłem, jak on mógł w ogóle wykorzystać nasze dziecko do takiego pomysłu, to zdrowy chłopiec i, mimo że chciał mi pomóc, nie powinien wykorzystać do tego Merlina.
No i jeszcze w oczach prawdopodobnie mojej mamy jestem kobietą, co za wstyd.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać młodzieńcze? - Po wypowiedzianych przez nią słowach speszyłem się jeszcze bardziej, nie wiedząc co mam jej powiedzieć, a może raczej jak zacząć ten nieszczęsny temat.
- Chciałem zapytać, czy znała pani pewnego chłopaka o imieniu Mamoru? - Spytałem, nie pewnie patrząc na twarz kobiety, chcąc wiedzieć, czy to na pewno kobieta, którą kiedyś była moją rodzicielką.
- Skąd znasz mojego syna? Zmarł dawno temu, nie powinieneś go znać, jesteś na to zdecydowanie za młody - Odezwała się, zapewniając mnie w tym, że to ona była moją mamą a mój umysł i wspomnienia nie płatały mi żadnych figli.
- Nie bardzo wiem jak to powiedzieć i czy mi uwierzysz, ale Mamoru to ja - Wyznałem niepewnie, nerwowo bawiąc się palcami u dłoni, czując się nie pewnie, mój mąż nie dał mi wyboru, zmuszając mnie, do kontaktu z jak się okazuje matką. A co jeśli mi nie uwierzy? Nie chce, abym pomyślała, że jestem oszustem, nie o to mi w końcu chodziło.
- Słucham? Mój syn nie żyje - Odezwała się zakończona, no tak czego ja się spodziewałem, nie jestem już Mamoru, jestem Mikleo serafiny wody.
Nie potrafiąc już nic powiedzieć, spuściłem wzrok, wpatrując się w drewno, na którym stałem, nie potrafiąc spojrzeć jej w oczy, czując się jak oszust którym nigdy przecież nie byłem.
- Makoto zmarł jako człowiek, a narodził się jako anioł - Odezwał się mój mąż, chcąc pomóc mi w tej sytuacji.
- To nie możliwe, jak możecie? To okropne co robicie, zostawcie mnie w spokoju, nie nabiorę się - Wręcz podniosła głos, a w jej lawendowych oczach ujrzałem łzy, gdy wymijała mnie w drzwiach, wychodząc z zajmowanego przez nas pokoju, pozostawiając nas samych.
- Miki.. - Sorey zbliżył się do mnie, delikatnie przytulając do siebie. - Wszystko w porządku? - Dopytał, głaszcząc mnie delikatnie po włosach.
- Wiedziałem, że tak będzie - Wydukałem, starając się powstrzymać łzy, które cisnęły mi się do oczu.
- Nie płacz kochanie, teraz przynajmniej nie będziesz pluł sobie w twarz, że nie spróbowałeś - Miał racje, gdyby nie on i jego silna chęć pomocy mi w porozmawianiu z mamą na pewno sam jednak bym tego nie zrobił, a po powrocie do domu czułbym się źle z tym, czego nie zrobiłem, a zrobić powinienem tak dla własnego spokoju.
- Masz racje, mimo wszystko jestem ci wdzięczny za twoją pomoc i przepraszam, że wcześniej ci o tym nie powiedziałem, ja po prostu sam sobie nie ufałem, nie rozumiejąc, skąd mogę wiedzieć, że to moja matka, sądziłem, że mój umysł płata mi figle, dla tego nie chciałem cię sobą martwić, a raczej tym, co widzę sądząc, że wariuje - Wyznałem, nie chcąc, aby mój mąż poczuł, że mu nie ufam, bo ufam jak nikomu innemu na tym świecie, a mimo to nie chce go obarczać swoimi problemami. Wiedząc, że i on sam ma ciężko z powodu choroby serca i moje problemy na pewno nie są mu potrzebne.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Zaskoczony wpatrywałem się na przemian to na męża, to na tamtą kobietę. Czy to naprawdę była ona...? W sumie, kolor oczu się zdecydowanie zgadza, usta też jakieś takie podobne, a gdyby nie te zmarszczki, pewnie także rysy twarzy by się zgadzały. Trochę tylko nie rozumiałem, dlaczego Miki nie powiedział mi o tym wcześniej. Rozumiem, że za pierwszym razem, kiedy go pytałem, nie chciał o tym wspominać przy dzieciach, ale za drugim razem dzieci spały i wtedy mógł mi bez problemu powiedzieć, co go tak naprawdę gryzie. Pytałem go dwa razy, i nadal nie chciał mi powiedzieć... wychodzi więc na to, że mi nie ufa, albo przynajmniej nie tak w pełni. Gdyby było przeciwnie, podzieliłby się ze mną wcześniej tymi swoimi troskami. Ale o tym porozmawiam z nim później, teraz najważniejsze było to, aby Mikleo jakoś z nią porozmawiał, bez świadków. Pewnie teraz będzie mi się zarzekał, że wcale tego nie chce, ale jestem pewien, że jeżeli opuścimy to miasteczko i on z nią nie porozmawia, będzie sobie później pluł w brodę. Wiem, bo ja bym tak zrobił, no ale nie miałem takiej możliwości. 
Bez żadnego słowa chwyciłem go za nadgarstek i pociągnąłem w stronę rozmawiającej dwójki, po drodze zastanawiając się, jak ją zaciągnąć do naszego pokoju bez wzbudzania podejrzeń. To jest kobieta, była matką, więc na pewno musi mieć instynkt macierzyński. Dzieci nam wybaczą, że trochę ich użyjemy, przynajmniej mam taką nadzieję. 
~ Udawaj przejętego – rzuciłem do Mikleo nie chcąc, by spalił mój wspaniały plan. To ja postaram się przyciągać całą uwagę, bo Miki jeszcze nie wie, co ja planuję. Gdyby wiedział, na pewno by mi przeszkodził, a jak już się do nich odezwę, to nie będzie miał innego wyjścia, jak tylko mi zaufać. 
- Przepraszam najmocniej, że przeszkadzam, ale wydaje się nam, że nasz maluszek ma stan podgorączkowy. Ma może pan jakiś koc dodatkowy? – udałem troszkę spanikowanego, młodego rodzica, a jako że zgoliłem ostatnio zarost, wyglądałem znacznie młodziej, no a Miki zawsze był piękny i młody, więc on nie musiał się niczym nigdy przejmować. 
- Oczywiście, już panu przynoszę. Może powinienem posłać po medyka? Ile dziecko ma lat? – karczmarz od razu zaproponował pomoc, a ja poczułem się troszkę źle z tego powodu. Troszkę wykorzystuję ich dobre serce, może lepiej byłoby, gdybym po prostu do niej podszedł i poprosił o chwilę rozmowy...? Troszkę mnie fantazja poniosła, no ale teraz już na to za późno i muszę brnąć w to drobne kłamstwo. 
- Dwa latka, i nie wiem, czy mamy wystarczającą ilość pieniędzy, jesteśmy tutaj tylko przelotnie, jutro mieliśmy wracać do domu... 
- Przepraszam, że się wtrącam, ale może mogłabym zerknąć na państwa dziecko? Nie oczekuję zapłaty, chciałabym pomóc, sama byłam kiedyś matką – odezwała się nieśmiało kobieta, która być może jest mamą Mikleo. Znaczy, była, tego ludzkiego. Ale ten ludzki i ten anielski to chyba raczej ten sam Miki. 
- Naprawdę? Dziękujemy bardzo, spadla nam pani z nieba – odpowiedziałem z ulgą, jednocześnie uśmiechając się do niej lekko. 
- Pierwsze dziecko, prawda? Chłopiec, dziewczynka? Jak się nazywa? – dopytywała kobieta, która wydała mi się strasznie sympatyczna. Miki już mnie tam beształ w myślach, ale niezbyt się tym przejąłem, zaraz będzie mógł z nią porozmawiać i jeszcze mi za to podziękuje. 
- Chłopiec, i nie pierwsze, a drugie. Mąż zdecydował się go nazwać Merlin...
- Mąż? – tutaj szybko spojrzała na mojego męża, który cichutko szedł za mną. – Ojej, przepraszam, myślałam, że jest pan kobietą, to pewnie przez te włosy...
- Fakt, Miki ma taką trochę nietypową urodę. I musi pani wiedzieć jeszcze jedno, z dziećmi wszystko w porządku, tylko mój mąż chciał z panią koniecznie porozmawiać – to ostatnie zdanie powiedziałem, kiedy znaleźliśmy się w już w pokoju. Ja swoją robotę odbębniłem, teraz pora, aby mój aniołek wykorzystał tę szasnę, bo druga się taka nie trafi. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Słysząc jego słowa, kiwnąłem głową, doskonale o tym wiedząc, mogąc mu powiedzieć wszystko i o wszystkim a mimo to nie jestem pewien czy powinienem zaczynać z nim rozmowę na temat mojej matki, w końcu to wszystko tylko mi się wydawało a kobieta, którą widziałem, była podobna do tej, która kiedyś była moją matką i na tym temat pozostawię, nie ma sensu o tym rozmawiać, bo to i tak niczego nie zmieni.
- Wiem o tym doskonale kochanie i jestem ci za to bardzo wdzięczny, ale ja nie mam żadnego problemu, o którym chciałbym z tobą porozmawiać - Przyznałem, naprawdę nie chcąc poruszać tego tematu, to tylko mi się wydawało, to nie była moja ludzka matka prawda? Na pewno nie.. A skoro nie była, to nie ma o czym mówić. Ciekawe tylko dlaczego moje serce i umysł uważają inaczej.
- I jesteś pewien, że wszystko jest dobrze? - Pytał, uważnie patrząc w moje oczy, szukając w nich odpowiedzi.
- Tak, wszystko jest dobrze. Nie martw się o mnie, to był męczący dzień, dla tego radzę ci odpocząć, jutro czeka nas powrót do domu - Przypominałem mu, kładąc dłoń na jego policzku, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku.
- Dobrze... tylko proszę, obiecaj mi, że jeśli poczujesz, chęć rozmowy powiesz mi, co cię trapi, dobrze? - Na jego słowa kiwnąłem głową, odsuwając się, robiąc mu miejsce na łóżku, które za duże nie było, ale to nie problem zmieścimy się bez większego problemu.
- Kocham cię - Wyszeptałem, kładąc głowę na jego klatce piersiowej, przytulając się do niego.
- Ja ciebie też kocham owieczko - Odpowiedział, całując mnie w czubek głowy milknąć, by nie przeszkadzać dziecią spać a i my sami powinniśmy zasnąć, aby mieć siłę na jutrzejszy powrót do domu.
Sem nadszedł szybko, ale nie dla mnie a dla mojej rodziny, wszyscy już spali, a ja leżałem, myśląc o tym, co widziałem, a raczej kogo widziałem, zasypiając, dopiero gdy moje oczy stały się ciężkie, a umysł pozwolił odpocząć przed jutrzejszym dniem...

Dzień następny nadszedł szybciej, niż bym tylko chciał, Misaki obudziła mnie, musząc iść do toalety, biorąc się wyjść z pokoju samej, nie mogąc pozwolić jej dłużej czekać, wyszliśmy cicho z pokoju, idąc do łazienki dzieckiem, które zajęło się opróżnianiem pęcherza, a ja czekałem grzecznie, zwracając uwagę na to, co działo się w gospodzie, dostrzegając siedzącą tam kobietę, tę samom, którą widziałem wczoraj, to znów ona, czyżby to na pewno była moja rodzicielka? Tylko skąd ja to wiem? Mój umysł zdecydowanie płata mi figle.
- Mamo chodź - Zawołała mnie Misaki, podchodząc do mnie bliżej.
- Oczywiście, już chodźmy - Spokojnie, zaprowadziłem córkę do pokoju, kładąc jeszcze do łóżka, niech śpi, młoda jest, odpoczynek dla niej jest bardzo ważny.
Czekając, aż córka ponownie zaśnie, wyszedłem znów cicho z pokoju, wracając do głównych drzwi, przy których stała znajoma mi kobieta rozmawiająca z gospodarzem i, mimo że ciągle wmawiałem sobie, że to nie moja rodzicielka im dłużej jej się przyglądałem, tym więcej wspomnień z ludzkiego życia odtwarzało się w mojej głowie.
- Miki? - Czując dotyk dłoni i znajomych głos odwróciłem głowę w stronę męża lekko przerażony.
- Dlaczego nie śpisz?- Zapytałem, patrząc na jego twarz.
- O to samo mogę cię zapytać, co ty tu robisz? - Mój mąż nie był zadowolony z powodu mojej nieobecności w pokoju.
Wzdychając ciężko, nie mając już wyjścia, musiałem ku powiedzieć.
- Coś mi mówi, że ta kobieta była matką mojego ludzkiego ja - Wyznałem zgodnie z prawdą, mówiąc ciszej, aby nikt prócz niego nie mógł tego usłyszeć, jeszcze tego byłoby mi trzeba..

< Pasterzyku? C:> 

poniedziałek, 24 października 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Nie za bardzo rozumiejąc, co takiego właśnie się wydarzyło, rozejrzałem się dookoła, chcąc zobaczyć osobę, która tak zaskoczyła mojego męża, ale nikt nie rzucił mi się w oczy. Mimo dosyć późnej pory miasteczko było całkiem żywe, a ludzie – ku mojemu lekkiemu zaskoczeniu – byli dla nas całkiem miły. Kilku mieszkańców rozpoznało we mnie dawnego pasterza, co także mnie zaskoczyło, przecież byłem nim całkiem dawno temu, czasem ja sam zapominam, że kiedyś pełniłem tak ważną funkcję, a co dopiero inni, no ale jednak takie rodzynki się znalazły. I nikt nie rozpoznał mojego męża, albo przynajmniej z czystej przyzwoitości niczego od niego nie wymagali. Ale tak czy siak, bardzo miłe miejsce, gdyby nie to, że mamy wspaniały dom w stolicy, może byśmy się tutaj przeprowadzili...? To nie byłby taki zły pomysł, w końcu nikt nas nie zna, mielibyśmy czystą kartę...  cóż, człowiek sobie pomarzyć może. 
Wracając, nikogo podejrzanego nie zauważyłem, a i z Mikleo nie zdążyłem porozmawiać, bo ten już był w drodze do gospody, wraz z tym małym nicponiem... gdyby nie Merlin, to mógłby być bardzo przyjemny dzień. Misaki niezbyt się tym przejęła, ale ja zdecydowanie wolałem, aby mój mąż był przy mnie. To miała być przyjemna rodzinna wycieczka, przełamanie rutyny, a tymczasem mam wrażenie, że przez to mój mały Miki znacznie ucierpiał. A mogłem go wysłać tu z Misaki, a ja zostałbym w domu z Merlinem. 
Misaki dalej chciała obejrzeć rynek, który mimo tego, że był znacznie mniejszy od tego w stolicy, ten był bardziej urokliwszy. Oczywiście dotrzymywałem jej towarzystwa, kupując przy okazji jakieś drobiazgi dla każdego członka mojej rodziny. Misaki obkupiła się w jakieś drewniane figurki zwierząt, Merlinowi kupiłem nieco większe zabawki, aby ich nie połknął, a Mikiemu... cóż, rzuciła mi się w ozy bardzo piękna sukienka, w której oczami wyobraźni już widziałem mojego aniołka, dlatego bez wahania ja zakupiłem, ciesząc się z tego, że Misaki w międzyczasie oglądała jakieś zabawki. Im mniej niewygodnych pytań, tym lepiej dla mnie. 
Wróciliśmy do pokoju wieczorem, trochę padnięci, ale oboje w raczej dobrych humorach. Od razu wysłałem młodą do łazienki, co uczyniła bez wahania, by potem móc się walnąć się na łóżku obok swojego brata. W naszym pokoju były tylko dwa łóżka, więc musieliśmy się jakoś podzielić; dzieci na jednym, rodzice na drugim. Obyśmy tylko zmieścili się na tym łóżku, bo wydaje mi się, że takie troszkę one małe są... 
- Hej, Owieczko. Jak się czujesz? – spytałem się męża, siadając na brzegu materaca. Myślałem, że Mikleo już zasnął, a on czytał. I nadal jakoś był taki nieswój... 
- Dobrze. Czekałem na was. Jesteś głodny? Nie jadłeś obiadu – odpowiedział mi, okładając książkę i poświęcając mi całkowitą uwagę. 
- Zjadłem coś na mieście, spokojnie. Jesteś pewien, że wszystko w porządku? Dziwnie się wcześniej zachowywałeś – dopytałem, nadal nie będąc do końca przekonany. 
- Oczywiście, kochanie. Myślałem, że zobaczyłem kogoś znajomego, ale tylko mi się wydawało – przyznał, uśmiechając się uspokajająco. Cóż, skoro twierdził, że nic się nie dzieje, to się raczej nic nie dzieje... a jednak coś podpowiadało mi, że powinienem dowiedzieć się, co się dzieje z mężem. Nie byłem pewien tylko, co. Czy to była intuicja, czy też już podświadomie wyczuwałem emocje męża dzięki naszemu paktowi, sam nie jestem pewien, ale coś go dręczyło, tylko nie wiem za bardzo, co. 
- Wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim? Jestem tu dla ciebie i chcę wspierać cię w każdym twoim problemie, ale nie mogę tego zrobić, kiedy nie mówisz mi, co cię dręczy – poprosiłem, gładząc go po policzku. 

<Aniele? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Trzymając śpiącego na rękach synka, poczekałem na powrót męża, nie chcąc zostawić małej bez opieki, nigdy przecież nie wiadomo kto mógłby skrzywdzić lub chcieć skrzywdzić małe bezbronne dziecko, co prawda Misaki aż taka bez brona nie jest, a mimo to wolałbym nie ryzykować.
- Wybraliście już coś sobie? - Mój mąż wracający do nas przyjrzał się nam uważnie, wyczekując naszej odpowiedzi. Misaki bez zastanowienia od razu powiedziała co, by zjeść chciała a ja, cóż sam nie byłem pewien czy chcę coś zjeść, bo niby to odrobinkę głodny byłem, to znaczy może nie głodny, bo głodu nie odczuwałem, a mimo to zastanawiam się, czy chce coś zjeść. - Miki zjesz? - Na to pytanie uniosłem głowę, patrząc na twarz męża, nie wiedząc jeszcze co odpowiedzieć.
- Mamo zjedz ze mną - Poprosiła Misaki, nie chcąc najwidoczniej jeść samej, no dobrze dla dziecka jestem w stanie się poświecić.
- No dobrze, zamów mi coś dobrego, wiesz co lubię - Odezwałem się, siedząc spokojnie na krześle, niby mógłbym już teraz zanieść synka do pokoju, jednak nie chcę, aby w razie co i on był sam gdy otworzy oczy, tatuś pójdzie do pokoju, to weźmie ze sobą synka, a my z Misaki zostaniemy tu na dole i zjemy, posiłek a później dołączymy do nich.
Z małą spokojnie zjedliśmy posiłek, po którym troszeczkę osłabliśmy, a więc i tak nie mając co robić, wróciliśmy do pokoju, gdzie troszeczkę odpoczęliśmy przed planowanym wyjściem na miasto.
Godzina jednak upłynęła bardzo szybko, nawet powiedziałbym zbyt szybko, a mój mąż jak spał tak śpi nadal, co więcej, na razie nie zanosi się na jego przebudzenie się ze snu.
- Mamo kiedy wstanie tatuś? - Zapytała, znudzona siedząc przy oknie. No cóż, sama chciała poczekać na tatusia, ja jej nic na to nie poradzę. Sorey musi się wyspać, a ona musi grzecznie poczekać, aż się wyśpi..
- Nie wiem kochanie, jak wstanie, to wstanie. Musisz uzbroić się w cierpliwość - Odezwałem się do niej spokojnie, zerkając na śpiącego synka. Oboje z mężem tak spokojnie i słodko spali, aż miło było się im tak przyglądać.
Mała mimo wielkiego pragnięcia wyjścia z gospody poczekała jeszcze na przebudzenie się tatusia, które nastąpiło kilka minut późnej, no i po co ta cała panika, że nic nie zwiedzimy? Misaki niepotrzebnie się martwi, Sorey już się obudził i zaraz na pewno pójdziemy.
Tak też się stało, mój mąż wstał, ogarnął się troszeczkę i już był gotowy do wyjścia, szkoda tylko, że Merlin był niewyspany, przez co był markotny i delikatnie mówiąc irytujący i jak ja mam się cieszyć spacerem z rodziną gdy sen cały czas chce być noszony na rękach, a gdy tylko postawię go na ziemi, z powodu bólu rąk zaczyna płakać, a i do taty iść nie chciał, rany mam już dość wracam do gospody.
- Wracam do gospody - Odezwałem się do męża, mając dość numerów naszego synka.
- Na pewno? - zmartwiony spojrzał na mnie, nie chcąc, chyba abym siedział w czterech ścianach, co jednak zrobić gdy syn jest taki, a nie inny.
- T...- Zacząłem, nagle milknąc, patrząc tak na kobietę idącą przed siebie, sam nie wiem, dlaczego mój wzrok za nią wodził, a umysł próbował wmówić mi, że ją znam. A znam? Sam nie wiem, mój umysł chyba zwariował, jestem na pewno niewyspany lub za bardzo zirytowany synem muszę wrócić do gospody.
- Miki wszystko dobrze? - Słysząc głos męża, odwróciłem głowę w jego stronę, delikatnie się uśmiechając.
- Tak, przepraszam, wydawało mi się, że widze... - Tu zapadła cisza a wzrok znów skupił się na idącej kobiecie. - Nie, tylko mi się wydawało - Dodałem, poprawiając syna. - My wracamy do gospody, a wy dobrze się bawcie - Zmieniając temat, wciąż nie wierząc w to, co widzę, czy to była moja matka? Tylko skąd ja to wiem? Nie pamiętam jej przecież z tamtego życia a mimo to mój umysł i serce podpowiada mi, że to ona, dziwne naprawdę dziwne...

<Mężu ukochany? C:>

Od Soreya CD Mikleo

Nie byłem dzisiaj do końca w nastroju do jakiegoś żywiołowego reagowania na cokolwiek, byłem zmęczony i nadal senny, a przez to śniadanie jakiś taki bardziej ociężały, a mimo to poszedłem grzecznie za córką mówiąc Mikleo, że może iść do miasta. Miałem nadzieję, że zarezerwuje nam jakiś pokój i spędzi przyjemnie czas na targu w miejscu, gdzie nikt nie powinien rozpoznać w nim anioła. Nadal nie byłem do końca przekonany, czy powinienem go tam puszczać samego, to nie jest miasteczko przesadnie oddalone od stolicy, więc może się znaleźć jakiś idiota, który będzie chciał go znowu wykorzystać, ale staram się nie za bardzo dopuszczać tej myśli do siebie uważając, że Miki będzie potrafił zadbać o siebie, a jak nie o siebie, to na pewno będzie się starał dla Merlina. 
Grzecznie dotrzymywałem towarzystwa córce i starałem się jej pomagać mimo tego, że chyba nie za bardzo mi to wychodziło. Kierowaliśmy się wskazówkami zawartymi w notatkach od Edny i mnie bardzo ciężko było dopasować kwiatka czy tam ziele do opisu, zwłaszcza, że młoda chciała jakieś bardziej wyszukane rośliny. Że też wcześniej nie pomyślałem i nie poprosiłem Edny i pójście z nami, wtedy od razu byłoby łatwiej... Finalnie zaczęliśmy zbierać wszystko do jednego woreczka uzgadniając, że kiedy wrócimy do domu, to wtedy znów poradzimy się cioci. To i tak nam długo zajęło, ponieważ było już po porze obiadowej, o czym głośno domagał się brzuch mojej małej księżniczki, więc po szybkim skontaktowaniu się z Mikim skierowaliśmy się do miasta. Mój brzuch był cicho przez to nieszczęsne śniadanie, do którego zostałem zmuszony. Czemu Miki nie potrafił zrozumieć słowa "nie"? Wtedy nie czułem się głodny, zwłaszcza przed podróżą. Gdybym jechał konno, to jeszcze bym się może pokusił na coś... cóż, teraz przynajmniej nie zjem obiadu, skoro coś zjadłem rano. 
– Macie już wszystko? – zapytał Mikleo, kiedy znaleźliśmy go na targu, jak przeglądał z Merlinem jakieś drewniane zabaweczki. 
– Chyba tak. Wzięliśmy po kilka sztuk jednej rośliny, by ciocia pomogła nam wybrać najlepszą – wyjaśniła młoda, uśmiechając się szeroko, będąc jednocześnie zmęczoną, ale i zadowoloną. 
– To chodźcie do pokoju, zostawicie swoje rzeczy, zjemy obiad i odpoczniemy chwilę – wyjaśnił Miki, poprawiając usypiającego mu na rękach synka. Nie dziwiłem się mu, też bym tak poszedł spać w ramionach najukochańszego męża i anioła pod słońcem...
– A mogę po obiedzie pójść z tatą się przejść po mieście? – te słowa ze strony córki mnie zaskoczyły, gdzie ona ma siłę gdziekolwiek chodzić? Ja odpuszczam sobie dzisiaj obiad na rzecz drzemki, bo tylko na to w tej chwili miałem ochotę i siłę. 
– Księżniczko, ja muszę najpierw odpocząć. Ale potem jak najbardziej – odezwałem się, by dziewczynka nie była zaskoczona, że zamiast szykować się do wyjścia ja szykuję się do drzemki. 
– Tatuś odpocznie z Merlinem, a ja z tobą pozwiedzam, dobrze? – odezwał się Mikleo, ratując tym samym mnie. Będę musiał mu się potem jakoś odwdzięczyć za to jego małe poświęcenie. Jeszcze nie wiem, co zrobię, no ale coś wymyślę, mam trochę czasu. 
Dziewczynka się zgodziła, chociaż nie była aż tak bardzo uradowana, czego nie do końca rozumiałem. Kochała mamusię tak samo mocno, jak i mnie, więc czemu nie jest tak zachwycona...? Chyba pomyślała, że nie uda jej się namówić mamy na te cudne zabawki, widziałem, jak jej się oczy zaświeciły. Czysto teoretycznie nie powinienem jej kupować takich rzeczy, bo miała ich na pęczki, ale może Mikiemu dam jeszcze troszkę pieniędzy. 
– A może poczekamy na tatusia i Merlina i pójdziemy razem? – zaproponowała, kiedy weszliśmy do gospody, w której Mikleo zarezerwował nam pokój. 
– Możecie poczekać, a teraz zastanówcie się, co chcecie zjeść. Zaniosę rzeczy i zaraz wam zamówię – odpowiedziałem, biorąc od młodej jej pakunki. Nie potrzebowałem dużo snu, godzinna drzemka w zupełności powinna mi wystarczyć, więc na pewno stragany jeszcze będą porozkładane i może nawet udałoby mi się znaleźć jakiś ładny prezent dla Mikleo...? To się jeszcze zobaczy, na razie skupię się na tym, by nie wejść w ścianę, bo z tym różnie może być...

<Mężu? c:> 

Od Mikleo CD Soreya

Na jego słowa zmarszczyłem brwi, nie dopuszczając do siebie jego słów. Kawa? Jak to kawa? A gdzie jakieś śniadanie? Czy on sobie myśli, że ja go wypuszczę bez jedzenia na wyprawę? Chyba nie ma nawet takiej opcji, ma zjeść śniadanie, nie musi być ono duże, ale musi coś zjeść, a jeśli będzie ze mną dyskutował i nie zje odrobiny śniadania, Misaki się obrazi, bo tatuś z powodu swojej niechęci wszystko będzie wydłużał, a to na pewno nie spodoba się małej.
- Oczywiście, na pewno dostaniesz tylko kawę - Mruknąłem pod nosem, wychodząc spokojnie z pokoju. Ja mu dam tylko kawę, w łeb może dostać, a nie pić tylko kawę tym bardziej przed wycieczką do innego miasta.
Myśląc o tej nieszczęsnej kawie, o którą prosił mój mąż, przygotowywałem im śniadanie, wszystkim bez wyjątku stawiając na stole talerze i ciepłe napoje idąc następnie po synka, który już zdążył się obudzić, głośno o tym informując.
- Już jestem spokojnie Merlinku - Zwróciłem się do synka, biorąc go na ręce, przytulając do siebie, wychodząc z pokoju, prosto do kuchni gdzie znajdowali się już wszyscy nawet mój mąż.
- Mówiłem ci, że chce tylko kawę - Odezwał się niezadowolony, odsuwając talerz z jedzeniem od siebie.
- Przykro mi, ale mnie to nie interesuje, masz zjeść śniadanie tak jak wszyscy, w innym wypadku po prostu nigdzie nie pójdziemy - Przyznałem, nie mając zamiaru nawet z nim dyskutować, ma zjeść i koniec kropka.
- To nie sprawiedliwe - Mruknął pod nosem niezadowolony z mojego podejścia, jeśli on myśli, że ja się tym przejmę to się grubo myli, jedyną osobą, która się przejmie, będzie Misaki a wszystko dlatego, że jej tatuś wszystko przedłuża.
I tak jak myślałem, tak też się stało, Misaki zaczęła pośpieszać tatę, który nie mając wyjścia, musiał zjeść śniadanie, jaka wspaniała z niej córeczka od razu widać, że to nasze dziecko.
- Jesteś okrutny - Odezwał się, oddając mi pusty talerz po jedzeniu.
- Może i tak, ale sam chciałeś mnie za męża, nikt cię nie zmuszał - Odezwałem się, patrząc ze spokojem na jego twarz.
Mój mąż nie skomentował tego, ciężko wzdychając, odchodząc ode mnie chyba z lekom widoczną urażony. No nic, jakoś to przeżyje i tak się w końcu od obrazi.
Nie komentując, bo i po co, zapakowałem nam przekąski na drogę, aby nikt nie był głodny, idąc do dzieci, które trzeba było przygotować do podróży, pamiętając o tym, aby ubrać im ciepłe ubrania, pogoda była zdradliwa, a ja nie chciałem mieć znów chorych dzieci na głowie..
Przygotowani do wyjścia zostawiliśmy zwierzaki w domu, Coco świetnie sobie poradzi, a i Cosmo nie będzie miał problemu z wyjściem z domu przez drzwiczki w drzwiach. A my możemy być spokojni i nie martwić się o nie.
- Wszyscy gotowi? Wszystko wcięte? - Na to pytanie dzieci głośno zawołały, tak czekając tylko na nas.
- W porządku - I tak o to wyruszyliśmy w podróż do innego miasta. Rozmawiając, śmiejąc się, po prostu ciesząc się z podróży i tak szczerze nie wiem, kto bardziej się już cieszył one czy my jako dorośli, którzy już dawno już mieli okazji tak po prostu pójść gdzieś przed siebie, ciesząc się chwilą z rodziną, póki mieliśmy okazję, kto wie, ile jeszcze wspólnych szans będziemy mieli.
- Jesteśmy - Zawołała Misaki, radośnie biegając do koła nas. - Tato, tato chodź zebrać moje roślinki - Dodała, chwytając dłoń taty, gotowa od razu biec po wybrane przez siebie roślinki nie chcąc najwidoczniej już dłużej czekać. Ale to dziecko niecierpliwe i chyba nawet wiem, po kim to ma..

<Pasterzyku? C:>