Trzymając śpiącego na rękach synka, poczekałem na powrót męża, nie chcąc zostawić małej bez opieki, nigdy przecież nie wiadomo kto mógłby skrzywdzić lub chcieć skrzywdzić małe bezbronne dziecko, co prawda Misaki aż taka bez brona nie jest, a mimo to wolałbym nie ryzykować.
- Wybraliście już coś sobie? - Mój mąż wracający do nas przyjrzał się nam uważnie, wyczekując naszej odpowiedzi. Misaki bez zastanowienia od razu powiedziała co, by zjeść chciała a ja, cóż sam nie byłem pewien czy chcę coś zjeść, bo niby to odrobinkę głodny byłem, to znaczy może nie głodny, bo głodu nie odczuwałem, a mimo to zastanawiam się, czy chce coś zjeść. - Miki zjesz? - Na to pytanie uniosłem głowę, patrząc na twarz męża, nie wiedząc jeszcze co odpowiedzieć.
- Mamo zjedz ze mną - Poprosiła Misaki, nie chcąc najwidoczniej jeść samej, no dobrze dla dziecka jestem w stanie się poświecić.
- No dobrze, zamów mi coś dobrego, wiesz co lubię - Odezwałem się, siedząc spokojnie na krześle, niby mógłbym już teraz zanieść synka do pokoju, jednak nie chcę, aby w razie co i on był sam gdy otworzy oczy, tatuś pójdzie do pokoju, to weźmie ze sobą synka, a my z Misaki zostaniemy tu na dole i zjemy, posiłek a później dołączymy do nich.
Z małą spokojnie zjedliśmy posiłek, po którym troszeczkę osłabliśmy, a więc i tak nie mając co robić, wróciliśmy do pokoju, gdzie troszeczkę odpoczęliśmy przed planowanym wyjściem na miasto.
Godzina jednak upłynęła bardzo szybko, nawet powiedziałbym zbyt szybko, a mój mąż jak spał tak śpi nadal, co więcej, na razie nie zanosi się na jego przebudzenie się ze snu.
- Mamo kiedy wstanie tatuś? - Zapytała, znudzona siedząc przy oknie. No cóż, sama chciała poczekać na tatusia, ja jej nic na to nie poradzę. Sorey musi się wyspać, a ona musi grzecznie poczekać, aż się wyśpi..
- Nie wiem kochanie, jak wstanie, to wstanie. Musisz uzbroić się w cierpliwość - Odezwałem się do niej spokojnie, zerkając na śpiącego synka. Oboje z mężem tak spokojnie i słodko spali, aż miło było się im tak przyglądać.
Mała mimo wielkiego pragnięcia wyjścia z gospody poczekała jeszcze na przebudzenie się tatusia, które nastąpiło kilka minut późnej, no i po co ta cała panika, że nic nie zwiedzimy? Misaki niepotrzebnie się martwi, Sorey już się obudził i zaraz na pewno pójdziemy.
Tak też się stało, mój mąż wstał, ogarnął się troszeczkę i już był gotowy do wyjścia, szkoda tylko, że Merlin był niewyspany, przez co był markotny i delikatnie mówiąc irytujący i jak ja mam się cieszyć spacerem z rodziną gdy sen cały czas chce być noszony na rękach, a gdy tylko postawię go na ziemi, z powodu bólu rąk zaczyna płakać, a i do taty iść nie chciał, rany mam już dość wracam do gospody.
- Wracam do gospody - Odezwałem się do męża, mając dość numerów naszego synka.
- Na pewno? - zmartwiony spojrzał na mnie, nie chcąc, chyba abym siedział w czterech ścianach, co jednak zrobić gdy syn jest taki, a nie inny.
- T...- Zacząłem, nagle milknąc, patrząc tak na kobietę idącą przed siebie, sam nie wiem, dlaczego mój wzrok za nią wodził, a umysł próbował wmówić mi, że ją znam. A znam? Sam nie wiem, mój umysł chyba zwariował, jestem na pewno niewyspany lub za bardzo zirytowany synem muszę wrócić do gospody.
- Miki wszystko dobrze? - Słysząc głos męża, odwróciłem głowę w jego stronę, delikatnie się uśmiechając.
- Tak, przepraszam, wydawało mi się, że widze... - Tu zapadła cisza a wzrok znów skupił się na idącej kobiecie. - Nie, tylko mi się wydawało - Dodałem, poprawiając syna. - My wracamy do gospody, a wy dobrze się bawcie - Zmieniając temat, wciąż nie wierząc w to, co widzę, czy to była moja matka? Tylko skąd ja to wiem? Nie pamiętam jej przecież z tamtego życia a mimo to mój umysł i serce podpowiada mi, że to ona, dziwne naprawdę dziwne...
<Mężu ukochany? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz