Byłem przerażony jego głupim pomysłem, jak on mógł w ogóle wykorzystać nasze dziecko do takiego pomysłu, to zdrowy chłopiec i, mimo że chciał mi pomóc, nie powinien wykorzystać do tego Merlina.
No i jeszcze w oczach prawdopodobnie mojej mamy jestem kobietą, co za wstyd.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać młodzieńcze? - Po wypowiedzianych przez nią słowach speszyłem się jeszcze bardziej, nie wiedząc co mam jej powiedzieć, a może raczej jak zacząć ten nieszczęsny temat.
- Chciałem zapytać, czy znała pani pewnego chłopaka o imieniu Mamoru? - Spytałem, nie pewnie patrząc na twarz kobiety, chcąc wiedzieć, czy to na pewno kobieta, którą kiedyś była moją rodzicielką.
- Skąd znasz mojego syna? Zmarł dawno temu, nie powinieneś go znać, jesteś na to zdecydowanie za młody - Odezwała się, zapewniając mnie w tym, że to ona była moją mamą a mój umysł i wspomnienia nie płatały mi żadnych figli.
- Nie bardzo wiem jak to powiedzieć i czy mi uwierzysz, ale Mamoru to ja - Wyznałem niepewnie, nerwowo bawiąc się palcami u dłoni, czując się nie pewnie, mój mąż nie dał mi wyboru, zmuszając mnie, do kontaktu z jak się okazuje matką. A co jeśli mi nie uwierzy? Nie chce, abym pomyślała, że jestem oszustem, nie o to mi w końcu chodziło.
- Słucham? Mój syn nie żyje - Odezwała się zakończona, no tak czego ja się spodziewałem, nie jestem już Mamoru, jestem Mikleo serafiny wody.
Nie potrafiąc już nic powiedzieć, spuściłem wzrok, wpatrując się w drewno, na którym stałem, nie potrafiąc spojrzeć jej w oczy, czując się jak oszust którym nigdy przecież nie byłem.
- Makoto zmarł jako człowiek, a narodził się jako anioł - Odezwał się mój mąż, chcąc pomóc mi w tej sytuacji.
- To nie możliwe, jak możecie? To okropne co robicie, zostawcie mnie w spokoju, nie nabiorę się - Wręcz podniosła głos, a w jej lawendowych oczach ujrzałem łzy, gdy wymijała mnie w drzwiach, wychodząc z zajmowanego przez nas pokoju, pozostawiając nas samych.
- Miki.. - Sorey zbliżył się do mnie, delikatnie przytulając do siebie. - Wszystko w porządku? - Dopytał, głaszcząc mnie delikatnie po włosach.
- Wiedziałem, że tak będzie - Wydukałem, starając się powstrzymać łzy, które cisnęły mi się do oczu.
- Nie płacz kochanie, teraz przynajmniej nie będziesz pluł sobie w twarz, że nie spróbowałeś - Miał racje, gdyby nie on i jego silna chęć pomocy mi w porozmawianiu z mamą na pewno sam jednak bym tego nie zrobił, a po powrocie do domu czułbym się źle z tym, czego nie zrobiłem, a zrobić powinienem tak dla własnego spokoju.
- Masz racje, mimo wszystko jestem ci wdzięczny za twoją pomoc i przepraszam, że wcześniej ci o tym nie powiedziałem, ja po prostu sam sobie nie ufałem, nie rozumiejąc, skąd mogę wiedzieć, że to moja matka, sądziłem, że mój umysł płata mi figle, dla tego nie chciałem cię sobą martwić, a raczej tym, co widzę sądząc, że wariuje - Wyznałem, nie chcąc, aby mój mąż poczuł, że mu nie ufam, bo ufam jak nikomu innemu na tym świecie, a mimo to nie chce go obarczać swoimi problemami. Wiedząc, że i on sam ma ciężko z powodu choroby serca i moje problemy na pewno nie są mu potrzebne.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz