To nie był zbyt dokładny opis. Miki potrafił być zarówno najukochańszym aniołkiem, jaki widział ten świat, jak u najbardziej wredną istotą, jaką spotkałem do tej pory, chociaż teraz w tej konkurencji Edna i Merlin biją go na głowę. To naprawdę będzie problematyczne... Oby jakoś udało mi się ją do siebie przekonać, po tym, jak ją okłamałem, by ją zwabić do naszego pokoju, na pewno nie ma o mnie dobrego zdania. Wiele słyszałem dziwnych historii o posiadaniu teściowej u żadne z nich nie były przyjemne. Oby moja także do nich nie należała...
– A miałem nadzieję, że będzie miła – mruknąłem niby żartem, niby serio, popijając kawę, za co dostałem porządnego kuksańca w bok. – Ej, to było niebezpieczne.
– Czyżby? – dopytał, unosząc z powątpieniem jedną brew.
– A co, gdybym się tak tą kawą zakrztusił? I zginął? Pomyślałeś o tym? – zacząłem przesadnie dramatyzować, doskonale się przy tym bawiąc.
– Spokojnie, jestem Serafinem wody, pamiętasz? Uratowałbym cię. W końcu – na jego ostatnie słowa pokręciłem niedowierzająco głową, i o tej wredności myślałem. I kocham go całym sercem, nawet pomimo jej.
– Urocza z ciebie Owieczka – uśmiechnąłem się do niego głupkowato, na co prychnął pod nosem. – Widzę, że zgłodniałeś, skoro robisz dla siebie i Merlina śniadanie – zacząłem, zmieniając temat. Domyślałem się odpowiedzi, ale miałem cichą nadzieję, że jednak to, co przygotowuje, nie jest dla mnie.
– Nie dla mnie i Merlina, tylko ciebie i Merlina, bo pewnie nie jadłeś rano śniadania – no i już się zaczyna... na jego słowa westchnąłem cicho, niespecjalnie pocieszony tym faktem. Lubiłem, kiedy przygotowywał dla mnie jedzenie, ale nie wtedy, kiedy nie byłem głodny.
– Gdybym był głodny, sam bym sobie rano coś przygotował... – bąknąłem, próbując dać mu delikatnie to zrozumienia, że nie chcę tego jeść.
– Czy to nie ty dajesz cały czas mówisz Misaki, że musi jeść trzy posiłki dziennie i nie muszą być one duże, tylko najważniejsze jest, aby coś było dla żołądku? Więc jaki ty przykład dajesz dziecku?
– Ale Misaki tutaj nie ma...
– Bez dyskusji. Siadaj i nie marudź, bo będziesz musiał zjeść jeszcze więcej.
Ten argument przekonał mnie do zjedzenia śniadania, aczkolwiek nie zrobiłem tego z wielkim entuzjazmem. Nie rozumiałem za bardzo, dlaczego nadal musiałem jeść mimo, że nie odczuwałem takiej potrzeby. Organizm Misaki jest młody, rozwija się, więc potrzebuje składników i regularności. Ja już wyrosłem, więc i apetyt mam mniejszy... Jak już wcisnąłem trochę na siłę w siebie to śniadanie, trochę obrażony na męża zabrałem się za sprzątanie po śniadaniu, a następnie wziąłem kąpiel i zrobiłem pranie. Kiedy już rozwiesiłem je ładnie na suszarce poczułem, jak dopada mnie zmęczenie. Przyszła mi też wtedy do głowy myśl, że w sumie nic by się chyba nie stało, jakbym się tak na godzinkę zdrzemnął... Mikleo zajmował się Merlinem na dole, raczej w niczym nie potrzebował pomocy, w końcu dom jest całkiem czysty, a skoro moje pierwsze takie oficjalne spotkanie z teściową jest dopiero w przyszłym tygodniu, to czasu na bardzo generalne porządki mamy jeszcze mnóstwo. Poszedłem zatem do naszej sypialni, gdzie na łóżku leżaka rozwalona Coco, dlatego położyłem się obok niej i okryłem lekkim kocem. Ostatnim, czego byłem świadom, to kot kładący się przy mojej klatce piersiowej, który cicho zaczął mruczeć mi do ucha.
Obudziłem się dopiero późnym popołudniem, i pewnie spałbym dłużej, gdyby nie dźwięki głośnej rozmowy i radosne szczekanie psa, a sądząc po minie Coco, ona także nie była z tego zadowolona. Podniosłem się do siadu, przetarłem ręką twarz i zacząłem się wsłuchiwać w to, co dzieje się na dole. Rozróżniłem głos Misaki, Edny i mojego chyba niezbyt zadowolonego męża. Miałem odebrać Misaki, dlaczego mnie nie obudził...? Teraz musi być na mnie zły, po pewnie miał zaplanowany cały dzień, a ja wszystko popsułem.
Nie chcąc im kazać dłużej na siebie czekać, od razu zszedłem na dół, po drodze zamykając drzwi do łazienki, w której nadal suszyło się pranie. Nie chciałbym, aby Edna albo Misaki tutaj weszły, a jest jeszcze jedna łazienka, więc jeżeli będą chciały, mogą skorzystać z tej drugiej.
– I nasz staruszek w końcu wstał. Dzień dobry – kąśliwy ton Edny jest jak miód na moje uszy, dzień od razu staje się piękniejszy.
– Aż tak stary to ja jeszcze nie jestem – bąknąłem, niezbyt z tego zadowolony. Ja siebie starym nazywać mogę, owszem, Miki też może mnie nazywać starym, ale inni już niezbyt.
– Siwizna na twojej czuprynie mówi co innego – na jej kolejne słowa zmarszczyłem brwi, jaka siwizna? Przecież upewniłem się, aby pozbyć się wszystkich siwych włosków, jakie mogłem dostrzec. Chyba że coś przeoczyłem... Albo się ze mną teraz droczy. Muszę później dopytać Mikiego, czy naprawdę widać, że siwieję.
– Albo ktoś tutaj powinien zainteresować w okulary – burknąłem, niezbyt zadowolony. Coś ją dzisiaj wyjątkowo musiało zdenerwować, bo aż tak niemiła dla mnie jeszcze nie była. A może była, tylko już tego nie pamiętam...? Sam już nie wiem.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz